Menu

Członkowie

piątek, 29 grudnia 2017

Isambard CD Asami „Jackpot”

Naprawdę miło się z nią rozmawiało. Jej urok osobisty i iście… wiosenna uroda nie zakłócały specjalnie pracy mojego umysłu, jak pewnie niezamierzenie robiły to z innymi przedstawicielami płci przeciwnej. Jej maniery były bez zarzutów, ale starałem się od tego mentalnie odgradzać, tłumacząc sobie tak szybko zdobytą sympatię do jej osoby faktem, iż była ucieleśnieniem silnego uczucia, które łączyło dwie istoty. Oczywiście, mógłbym tutaj zapraszać każdego na winko i pogaduchy, ale priorytetem było uzyskanie jak największej ilości informacji o bogach. Niestety, trafiła mi się również nowicjuszka, co krzyżowało moje plany na samym starcie.
-Mam nadzieję, że nie wadzi pani moja ciekawość… Pragnąłbym jeszcze wiedzieć, kogo jeszcze mogę tutaj spotkać, inaczej, na co się uszykować? – i tak sprawdzę to sam, pozostając w kręgu podejrzeń i czujności – i tak, może pani ją pogłaskać, torturą by było zabronienie tego –  spojrzałem na nią trochę cieplej, następnie wzrokiem pokazałem Fortunie, gdzie ma usiąść i po chwili była na sofce tuż obok Asami, łaknąca drapania i głaskania niczym małe kociątko.
Mój gość opróżnił kieliszek i nie zdawało mi się, rozluźniła się. Podświadomie wiedziałem, że trunki sączy się powoli, a miałem wrażenie, że ona zrobiła to prawie duszkiem. Ale jej wybór, jest wolno istniejącym tworem. Ale jeśli się upiję, to po prostu jej pozwolę spać tutaj na sofie i nie będę jej tykać. Jeszcze ktoś powie, że upijam i molestuję boginie. Draka by była i to straszna, a nie zamierzam szargać sobie reputacji na samym początku. 
-Oj, mój drogi, Bogów jest tu wielu i nie zliczysz ich. Uwierz mi! -powiedziała, uroczo się uśmiechając, posuwając dłoń ku grzbietowi stworzenia- jest przeurocza. Skąd pan ją wytrzasnął, takie małe cudo! -szepnęła, coraz bardziej zatapiając się w futro stworzenia. Wyglądała na zachwyconą moją zgodą…
Pewnie Fortunę bardziej polubią ode mnie, te „nieprzemierzone zastępy niezliczonych bóstw”… Będzie co najmniej ciekawie.
- Zanim ten dziwny osobnik zniknął, poprosiłem o tygrysa do towarzystwa. Bałem się, że będę skazany na samotność lub coś podobnego, więc pragnąłem się zabezpieczyć. Na razie tego zuchwałego postępku nie żałuję – uśmiechnąłem się sam do siebie. Na samą myśl o takiej wielkiej przytulance w nocy zrobiło mi się raźniej – mamy w ogóle jakieś zebrania i wspólne cele? Czy każdy egzystuje jak chce? I czy nalać pani wina? – uniosłem butelkę do góry.
-Podobno jakieś spotkania się odbywają, ale... Nie byłam jeszcze na żadnym z nich-rzekła z uśmiechem, kiedy podniosłem butelkę, ta widocznie się zawahała – n-niech będzie...-szepnęła niepewnie. Nie dziwię się zresztą, rozumiałem, że nie chciała zrobić z siebie pośmiewiska.
- Naleję pani tylko trochę, ze względu na pani głowę. Mam wrażenie, że pani sama ma pewne obawy, co do swojej wytrzymałości na alkohol – nalałem jej tylko pół kieliszka, sobie zapełniając cały. Wino, pomimo iż nie było najmocniejsze, mogło dać komuś jej pokroju kopa. Rozmawialiśmy o niezbyt ważnych rzeczach przez maksymalnie pół godziny. Zaczęło się dziać źle i to bardzo, bo Asami po trzecim kieliszku chwyciła butelkę i dokończyła sama. Ojojojooooj... Isambard, upiłeś ją!
Sam czułem jedynie przyjemne mrowienie z tyłu głowy i ogólne rozweselenie, ale mogłem ustać na nogach, podświadomie wiedząc, że mi to przejdzie. Ale co ona wyczyniała... z zarumienionymi jak najdorodniejsze truskawki policzkami, z początku przysunęła się do mnie. Swoimi jedwabistymi łapkami przejechała po całym moim ramieniu. Uśmiechała się jak taki mniej niewinny aniołek. Kiedy jej dłoń znalazła się przy moim karku, delikatnie przejechała po nim palcami. Jej noga po chwili była na moich kolanach, potem lekko za nimi, a na końcu... Sama zasiadła wygodnie na mych nogach. Uśmiechała się nadal do mnie, pokazując dołeczki w czerwonych jak to wino co piliśmy policzkach. Jest źle. Znaczy miło i w ogóle, ale jaki ja byłem głupi, żeby pozwolić bogince miłości popuścić kompletnie cugle. Powinienem przewidzieć, że zrobi się z niej panienka o dosyć wyraźnych zamiarach. Zaczął zżerać mnie od środka stres, tak jak wygłodniałe korniki chrupią spróchniały mebel. Fortuna przekrzywiła głowę w geście niezrozumienia na moje nieme wołanie o pomoc. Nie umiałem postępować z kobietami w TAKICH sytuacjach.
- Pani Asami...stało się coś...? – wydukałem dość niepewnie. Cała błogość poszła się...znaczy udała się daleko w las, tak jak moja pewność siebie – jest pani cała czerwona...może już starczy alkoholu na dziś – próbowałem odwieść ją od tematu łaszenia się do mnie, ale chyba słyszała tylko to, co jej się podobało. Przysunęła się jeszcze bliżej, mierzwiąc moją złotą czuprynę. Potem jej palce z powrotem powędrowały na mój kark, a jej twarzyczka zbliżyła się do mojej. Miałem wrażenie, że po moich przezroczystych plecach spływa strużka zimnego potu. Jednak mnie nie pocałowała. Ugh. Może i lepiej, ale i tak umierałem w środku ze stresu. Może...może jednak miała jakieś hamulce związane z jej profesją...nie wiem, na przykład sama nie mogła kochać, albo SIĘ KOCHAĆ...ale w to wątpię. Musiała dzisiaj założyć sukienkę? Czuję się coraz bardziej pod presją. Położyłem niepewnie dłonie na jej ramionach, próbując zebrać się w sobie i coś powiedzieć.
-Nie sądzę, aby był to dobry pomysł...- wzrokiem próbowałem uciec gdziekolwiek, byleby nie spojrzeć w jej oczy. Miałem wrażenie, że to zapali kontrolkę „można całować" w jej upitej główce i będzie już źle, bo nie potrafię być asertywny, nie przebierając w słowach, jestem pizdą w takich sytuacjach. Pani Asami widocznie nadal była w  transie. Jej łapki ponownie wpiły się w moje włosy, a jej twarz zbliżyła się jeszcze bardziej do mojej.  Błękitne oczęta lekko się przymrużyły, ale nadal łączyły się one z moim spojrzeniem. Po chwili jej oczy się zamknęły, a wargi przybliżyły się do moich.
Pocałowała mnie pierwszy raz nad wyraz delikatnie, za kolejnym wpiła się w moje usta. Cała była taka... jedwabista. To złe określenie na kobietę, ale...inaczej nie można było tego ująć. Czułem posmak wina z jej ust. Przymknąłem oczy, starając się nie stracić kontroli. Dopóki nie zacznie ruszać biodrami będzie dobrze? Tak? W mojej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. Diabełek z tyłu podpowiadał, aby dać się ponieść. Jestem bogiem w końcu... ale nie! Godność! Zachowaj godność, idioto! Jeśli będziesz chciał, to zaprowadzisz kogoś do łóżka bez potrzeby upijania. Najgorsze było to, że nie chciała przestać mnie obcałowywać. Nieważne jakbym się nie opierał, znajdywała na to sposób. Ręką poluzowała mi krawat. Każdy jej ruch był tak cholernie płynny, jakby była w pełni świadoma i robiła to po raz setny. Jej ustka nadal spokojnie obcałowywały moje wargi. Tak delikatna... Mocniej przysunęła się do mnie, że jej uda dotknęły moich boków. Dłonie blondynki pokierowały się ku kamizelce, którą rozpięła dość szybko.
-Asami, cholera, nie możemy – prawie że warknąłem. Muszę ratować własną godność – co ja im potem powiem? Przeleciałem waszą znajomą,sorki, sama wskoczyła mi na kolana?
CZY ONA JEST GŁUCHA CZY JA MÓWIĘ W INNYM JĘZYKU. Chciałem się zacząć motać jak dzikie zwierzę, ale nie miałem do tego mocy. W akcie desperacji kopnąłem stół, aby odwrócić jej uwagę od mojej osoby, ale przyssała się jak pijawka i nie zamierzała zejść. A każda turbulencja sprawiała, że gniotła moje genitalia w coraz brutalniejszy sposób. Znaczy, nie bolesny, tylko ten drugi. Muszę się ogarnąć. Ale jak. Jak kurna. Fortuna poszła spać. Jak się wydrę, to jeszcze tu ktoś wejdzie. A nie chcę kompromitacji. Żesz ci się kurna Isambard zachciało babsko do domu zaprowadzać...
<Asami. Chyba nie trzeba tłumaczyć xD>

1 komentarz:

  1. Nie ma to jak w drugim poście pisać coś takiego~ Żenada trochę.

    OdpowiedzUsuń