Menu

Członkowie

czwartek, 18 stycznia 2018

Od Tyve do Nexaron'a "Polowanie na lisy"

- Kolejka dla wszystkich – krzyknęłam głośno, chwiejnie zeskakując z drewnianej ławy, przy okazji zahaczając nogą o jeden z pustych kufli. W tej całej rozochoconej wrzawie i tak nikt nie usłyszał roztrzaskującego się o podłogę grubego szkła, a biorąc pod uwagę dość spory tłum, gospodarz z pewnością to sobie z nawiązką odbije, zdzierając to na dodatek z mojej biednej i sfatygowanej kieszeni, ale co tam. W końcu noc jeszcze młoda, a ja dziś dość sporo zarobiłam, więc grzechem by było się nie zabawić, a zabronienie komukolwiek zabawy powinno być karalne. Szczerze mówiąc, to dziwię się, że udało mi się to jedno, krótkie zdanie powiedzieć na tyle wyraźnie, że ktokolwiek z tego motłochu mnie zrozumiał. Chyba że całe moje wspaniałe towarzystwo jest już tak wstawione, że zrozumieliby nawet największy pijacki bełkot i to w obcym dialekcie, w takim razie miło z ich strony, że nie opuścili mnie w tych ciężkich chwilach. Ewentualnie ich zapewne niewielkiej wielkości móżdżki podświadomie reagują na słowa typu kolejka czy alkohol. Wtedy by to wszystko tłumaczyło. No ale tak dla jasności, ja absolutnie nie jestem pijana. Jestem po prostu weselsza niż zwykle. Nie przejmując się niczym, podeszłam do lady, zgarnęłam trunek i łapczywie opróżniłam do połowy naczynie, przysłuchując się rozmowie dwóch nieznajomych. W sumie to niczego ciekawego nie mówili, ot taka zwykła męska rozmowa. Coś tam o sporcie, a że samochód co ostatnio kupił, poszedł cały do kasacji i że wujek zięcia od strony kuzynki ciotecznej podpadł jakiejś wyżej postawionej szysze. Jednym słowem, nuuuudaa. A już miałam nadzieje, że wyłapię coś, co z pewnością uda mi się do jutra zapamiętać i będę mogła w nieco zmienionej formie upchnąć komuś nadzianemu. A tu? Jedna wielka kicha. No nic, muszę się poświęcić i pójść w ślady moich towarzyszy broni. Podejrzewam, że dzisiejsza eskapada nie skończy się najlepiej, czyli dokładnie tak samo, jak kilka poprzednich z rzędu. No ale to nie moja wina, to wszystko przez ten cudowny napój bogów, który woła mnie i wręcz błaga, bym wypiła go jeszcze więcej. I jak ja mogę odmówić tym jego uroczym prośbą i go tak brutalnie zawieźć? No serca musiałabym nie mieć, a tak okrutna to ja nie jestem. Tym oto sposobem kolejne kufle opróżniałam w zatrważającym tempie tak, że nie jednego dorosłego faceta mogłabym tym zawstydzić. Oczywiście, jeśli którykolwiek z tych mężnych dżentelmenów był jeszcze na tyle świadomy, by zarejestrować ten fakt. A tak się niefortunnie dla mnie złożyło, że wszyscy tutaj obecni żyli w błogiej nieświadomości, co się wokół nich dzieje więc niestety nie miałam się przed kim popisać swoją umiejętnością.
Najwyższy czas, by ruszyć do domu. Dumnym i nawet dość równym krokiem, skierowałam się w stronę wyjścia, nie zapomniawszy uprzednio uregulować swoich nieprzyzwoicie sporych długów. Jest to jeden z porządniejszych barów, chciałabym móc się tu jeszcze kiedyś pokazać, więc nie mogłam wyjść bez płacenia.
Chyba jednak przesadziłam dzisiejszego wieczoru, czułam, jak wszystko wiruje, a w moim żołądku był jeden wielki młyn. Podparłam się o framugę drzwi, na chwilkę, jedną króciutką chwilunię, która tak bardzo mogła mi pomóc jakoś się ogarnąć i uspokoić wzburzony organizm. Nie był to jednak jeden z moich najświatlejszych pomysłów, gdyż właśnie po tej jednej króciutkiej chwiluni wszystko to, co dziś w siebie wlałam, z wesołym chlupotem opuściło moje ciało. Dokładniej mówiąc, wprost na czyjeś stopy, ale jest to nic nieznaczący drobiazg. Czując górującą nade mną potężnie zbudowaną sylwetkę, wykonałam natychmiastowy odwrót i z gracją przysłowiowego słonia w składzie porcelany ulotniłam się z dala od felernego miejsca przestępstwa.
Chowając się pomiędzy stołami, rozglądałam się uważnie, żeby czasem nie napotkać wściekłych tęczówek mojej ofiary, a kompletna nieznajomość jej wyglądu, nie licząc domniemanych konkretnych gabarytów, w ogóle mi nie przeszkadzała. Ze skupieniem, ale i z rozbrajającym uśmiechem przeczesywałam bawiący się tłum. No bo ludzie, czy to nie jest zabawne? Właśnie zwróciłam cały ciężko zarobiony przeze mnie majątek na obuwie jakiegoś, powiedzmy niewinnego i miejmy nadzieję, miłego przechodnia i wszystko wskazywało na to, że ujdzie mi to na sucho, jak zwykle z resztą. Szczwany ze mnie lisek. W końcu ponownie ruszyłam w stronę wyjścia. Tak czy inaczej, nie miałam już za co się napić, więc nic tam po mnie. Mogłabym co najwyżej komuś wcisnąć jakieś gówn… to znaczy sprzedać "super ważną" i "super tajną" informację. Jeszcze tylko ostatni rzut okiem na pomieszczenie, aż się łezka kręci. Tyle wspaniałych wspomnień zostawiam tutaj, o których jutro kompletnie nie będę pamiętać.

Nex?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz