Menu

Członkowie

środa, 15 sierpnia 2018

Od Tarou Do Mikleo " Oczy koloru włosów"

Obudziłem się rano. Słońce ogrzewało mnie przez okno. Otworzyłem oczy i zostałem oślepiony przez promień słońca. Wstałem i leniwie się przeciągnąłem. Podrapałem się po głowie i udałem się w stronę łazienki. Wszedłem pod prysznic i jak zwykle woda nie leciała.
-Głupi prysznic.
Uderzyłem pięścią w ścianę gdzie była rura i woda od razu zaczęła lecieć na moje ciało. Wziąłem żel do mycia ciała o smaku czekoladowym i zacząłem się myć, lecz musiałem być silny, by go nie zacząć jeść. Po szybkim prysznicu wyszedłem i ubrałem się w krótkie luźne spodenki i elegancką koszulę. Włosy związałem czerwoną wstążką i udałem się do kuchni. Jak tylko otworzyłem lodówkę, a mój brzuch głośno zaburczał. Lodówka była pusta.
-Kurde… Nawet czekolady nie mam. Cóż trzeba do sklepu się wybrać.
Zamknąłem lodówkę, włożyłem buty i wychodząc, zabrałem z sobą parasol z przyzwyczajenia.
Udałem się do miasta. Każdy w mieście się spieszył. Bóstwa do świątyń albo za chowańcami.
-Cóż ja już mam swoją Viki, która i tak jest wredna.
Pomyślałem i ruszyłem we wcześniej ustalonym kierunku, lecz niestety mam słabą wolę. Zatrzymałem się przed lodziarnią i kupiłem świderka czekoladowego. Siadłem na ławce i delektowałem się smakiem zimna w ustach. Wtedy usłyszałem modlitwę:

„Boże. Chciałbym, żebyś zesłał na mojego sąsiada, gdy będzie miał grilla potworny deszcz”.

Gdy modlitwa się skończyła, to parsknąłem śmiechem.
-Modlitwa cudowna nie ma co, ale niestety nie spełnię tego.
Pokiwałem głową i dojadłem mojego loda. Wstałem i udałem się w końcu do sklepu.
Po wejściu do środka udałem się na dział z jedzeniem i wybrałem to, co umiałem przyrządzić, czyli chleb, jakieś masło i trochę szynki i sera. Następnie udałem się na dział słodyczy i chwyciłem za cały karton czekolad o różnych smakach.
-To chyba wszystko.
Poszedłem do kasy i stanąłem w kolejce. Nagle coś przykuło moją uwagę. Przede mną w kolejce stał jakiś chłopak. Co jak co ale sam musiałem przyznać, że jest to naprawdę ładny chłopak. Włosy białe niczym biała czekolada. Twarz miał dziwną. Uroda jego twarzy przypominała dziewczynę, a jego rysy dawały mu młodzieńczy urok. Lecz najbardziej moją uwagę przykuły jego kątem oka widziane fioletowe oczy. Nie wiem czemu, ale nie mogłem oderwać od niego wzroku. Było w nim coś uroczego. Spojrzał na mnie, a ja szybko odwróciłem wzrok. Kolejka ruszyła naprzód. Starałem się na niego nie gapić, ale było to trudne.
-Toru co się z tobą dzieje. Przecież to facet.
Dodałem w myślach, aż była moja kolej, a chłopak ruszył w stronę wyjścia. Zobaczyłem, że na głowie ma uszy, czyli był on chowańcem.
Zapłaciłem za zakupy i przy kasie wybrałem sobie jeszcze zimny napój o smaku czekoladowym i wyszedłem.
Szedłem chwilę, lecz musiałem się wrócić, gdyż zapomniałem parasola. Ciężko się szło z dwoma torbami i parasolem w ręku, lecz jakoś dawałem rade.
Zamyślałem się o tym chłopaku, aż w końcu coś uderzyłem i cały napój wylał się na mnie i trochę na zakupy. Artykuły powypadały z toreb po chodniku, a ja upadłem na ziemie mokry.
-Jak idziesz ty ba…
Urwałem, bo zobaczyłem, że nade mną stoi ów młodzieniec i się na mnie patrzy.


<Mikleo?>

504 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz