Menu

Członkowie

poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Desideriusa cd. Mikleo "Jak nie stracić głowy"

    Z uśmiechem pokiwałem twierdząco głową, wstając na równe nogi i ostatni raz rzucając wzrokiem na nocne niebo. Fajerwerki już dawno się zakończyły, a koncert w parku był kontynuowany. Niestety największa atrakcja się skończyła, a ponieważ tylko na nią czekałem, mogłem opuścić to miejsce bez bólu serca. Po za tym ten Inugami wyglądał na słabego: i chociaż brzmi to jak obraza, tak było. Jąkał się, wyglądał, jakby kulił się w swoim małym ciałku, a jego oczy były zgaszone, nie grały w nich żadne gwiazdy, które widzę u każdego pewnego siebie i uśmiechniętego Youkai. Miałem wrażenie, że przydałby mu się towarzysz do drogi powrotnej, a chociażby do samego bycia, by czuć się bezpiecznie, albo mniej samotnie, nawet, jeśli żadne z nas się nie odezwie chociażby słowem.
     Zeszliśmy z punktu widokowego (czyli dachu) i ruszyliśmy w kierunku starego boiska do koszykówki, przy zamkniętej szkole podstawowej. Ponoć nikt się tam nie zapisywał przez różne plotki na temat dyrektora i innych nauczycieli, aż w końcu nie opłacało się utrzymywać tego budynku. Może i lepiej? Dzięki temu bezpiecznie można przejść przez portal, bez żadnych żywych świadków.
- Poza tym, wiesz co? Na oswojenie się z nowym domem masz całą wieczność – zauważyłem z lekkim uśmiechem, gdy szliśmy chodnikiem. Miał naprawdę wiele czasu, no chyba, że coś by go przypadkiem zabiło, ale taka opcja nie wchodzi w grę. Bynajmniej nie w momencie, w którym jestem przy nim.
- Wydaje się całkiem dużo – odpowiedział słabym głosem, który mu ciągle towarzyszył. Nie przeszkadzało mi to, było to miłą odmianą, od rozmawiania z głośnymi i nadpobudliwymi ludźmi. Ciche istoty też są potrzebne, w końcu to one zazwyczaj myślą racjonalniej od reszty i dzięki nim, głośni ludzie, tacy jak ja, są cichsi i spokojniejsi.
- Jestem ciekaw, jaką ja bym miał przeszłość, gdybym był chowańcem – zastanowiłem się głośno. Wyobraziłem siebie w normalnej rodzinie: tata, mama i może starsze rodzeństwo, które by mnie rozpieszczało. - I chyba chciałbym być… zwykłym youkai. I najlepiej, to móc zamieniać się w jakieś niebezpieczne zwierzę – dodałem z wrednym uśmiechem, wyobrażając sobie, jak pod postacią geparda, najszybszego zwierzęcia gonię swoją ofiarę, a pod postacią lwa wroga rozszarpuje. - A ty jaką masz moc? - zapytałem ciekaw. Chłopak przez chwilę milczał i był wpatrzony w swoje stopy.
- Nie znam ich jeszcze – ledwo dosłyszałem. Podniosłem do góry jedną brew.
- To tak można? - zapytałem bardziej samego siebie. - A ja myślałem, że je się zna od razu. Ale w sumie… - zastanowiłem się, jak to jest. Ja nie pamiętałem, skąd znałem swe moce. Odkryłem je przypadkiem? Ktoś mi powiedział? Czy może samemu się je wybiera? W to ostatnie wątpiłem. Zerknąłem na chłopaka, który ciągle był wpatrzony w ziemię. Wyglądał na zmartwionego, ale niektórzy mają po prostu takie miny, dlatego postanowiłem się w to nie zagłębiać.
Nagle moje rozmyślenia zostały przerwane, gdy parę metrów od nas pojawił się czarny stwór, bez określonego kształtu. Przypominał mgłę z czerwonymi ślepiami. Instynktownie sięgnąłem do kieszeni i położyłem palce na długopisie, gotów w każdej chwili odblokować broń i zaatakować wroga.

<Mikleo?>
Liczba słów: 486

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz