Menu

Członkowie

środa, 8 maja 2019

Od Kurushimi'ego CD Aorine "Ból dawnych dni"

     Kreska obok kreski.
  Maźniecie pędzla obok maźnięcia.
  Zieloniutki liść obok kępki liści.
  Malowanie filiżanek odprężało mężczyznę i pozwalało mu się oderwać od otaczających go zmartwień i napływających wciąż modlitw. Większość z nich bóstwo ignorowało, gdyż nie uważał,  że są one warte jakiekolwiek jego ingerencji. Po prostu były zbyt błahe, zbyt wymuszone, a czasem nawet odnosił wrażenie, że niektóre modlitwy nie są kierowane do niego, tylko do innych bóstw, a on otrzymał je przez zwykły wypadek. Ale przecież to nie było możliwe. Prawda?
  Odłożył na moment pędzel na stolik, przy którym siedział i spojrzał na swoją dłoń. Zabarwiona na zielono kropla wody spływała mu po palcu, aż nie trafiła na szarawy materiał okalający jego dłoń. Brązowe oczy uważnie przyglądały się temu, jak kropelka wsiąka w bandaż i barwi niewielki jego skrawek na zielonkawy odcień. Powinien już zmienić te opatrunki, a może nawet zdjąć? Oparzenie sprzed kilku dni powinno już niby zejść, ale...
  Odwrócił spokojnie głowę w stroję okna i spojrzał poza nie, na błękitne niebo przykryte białymi puchowymi chmurkami. Niektóre modlitwy, które otrzymywało bóstwo były do siebie bardzo podobne, a jednocześnie tak samo głupie w jego mniemaniu.

----------

     Słońce grzało przyjemnie, chowając się co jakiś czas za niewielkimi obłoczkami. Jasne światło sprawiało, że cały świat wydawał się pełen życia, radości i optymizmu. Może dlatego chuda, wysoka postać leżąca w świeżej trawie odziana w długi płaszcz, patrząca w bezkresne niebo jednym, beznamiętnym okiem wydawała się wyjęta z zupełnie innego obrazka i wstawiona tu przez przypadek. Jednak postaci nie wydawało się to przeszkadzać, leżał spokojnie, mrugając co jakiś czas i wpatrując się w jeden bliżej nieokreślony punkt na nieboskłonie.
  Przez bardzo długi czas jedynym jego ruchem było mruganie, a i o tym czasem zapominał, więc poboczny obserwator mógłby go nawet uznać za martwego. I w zasadzie Bóstwo Cierpienia tak się czuło. Nawet radosne ćwierkanie ptaków czy przyjemnie grzejące słońce nie potrafiło wywołać u niego pozytywnych odczuć. Bo czy pozytywnym można nazwać poczucie pustki?

Boże, błagam... Mama już nie wytrzymuje tego cierpienia... To ją przerasta, nie potrafi już nawet tego ukryć. Pomóż jej, proszę...


  Blada powieka opadła w dół, odcinając dopływ światła do ciemnej tęczówki. Niewielka dziewczynka stała przed oknem ze złożonymi do modlitwy rączkami. Miała może... Z siedem, osiem lat? Nie więcej. Z jakiegoś powodu modlitwy tak młodych ludzi docierały do mężczyzny wyjątkowo mocno, jakby szeptały mu je bezpośrednio do ucha, czego nie odczuwał słuchając modlitw i próśb od dorosłych. Może dlatego nie potrafił im odmówić? Ze względu na ich siłę? Wiarę w niego? Takie dzieci były chyba jedynymi istotami, które w niego wierzyły.

Nie chcę by tak bardzo cierpiała. Ona na to nie zasługuje. Jest zbyt dobrą kobietą, żeby tak bardzo cierpieć...

  Szatyn widział ją dokładnie w myślach. Dziewczynkę i jej matkę, która po prostu zwijała się z bólu na swoim łóżku. Cierpienie fizyczne? Psychiczne? A może oba na raz? Nie zagłębiał się w to, gdyż nie widział po prostu potrzeby. Uważał, ze jedynie dzieci nie zasługują na cierpienie, bo nie miały okazji zawinić na tyle, by zasłużyć na ból. Za to dorośli... Każdy miał coś za uszami. Każdy ranił innych, więc dlaczego on nie miałby cierpieć?
  Ale prośby dziecka nie mógł od tak zignorować i nawet pomimo niewystarczającej ilości sił postanowił ją spełnić. Jednak nie zdążył się nawet poruszyć, gdy do jego uszu dotarła kolejna część modlitwy dziewczynki.

Boże, proszę... To z mojej winy ona tak cierpi, więc błagam, daj mi jej cierpienie, żeby ona nie musiała go już odczuwać.... 

  Kurushimi momentalnie otworzył oko, unosząc powiekę nieco wyżej niż normalnie. Wyobraźnia podsunęła mu obraz matki zwijającej się z bólu na łóżku i po chwili zastąpiła ciało dojrzałej kobiety, niewielkim należącym do małej dziewczynki.

----------

  Zupełnie nieznany mu głos rozszedł się po świątyni sprawił, że filiżanka wypadła spomiędzy palców mężczyzny. Spojrzał za nią i zobaczył jedynie jak spotyka się z podłogą i rozbija na trzy części. Już dawno przestał reagować na to w jakikolwiek sposób. Stało się i już, choć może powinien zająć się czymś mniej... kruchym? Szczególnie mając na uwadze jego niezdarność. Powinien potem to przemyśleć.
  Podniósł się powoli, odkładając uprzednio wszystkie rzeczy z kolan na stolik i starając się je ułożyć tak, by nic nie spadło.
  Kogo właściwie przywiało do niego? Przecież nikogo nie zapraszał, chociaż jakby sie dłużej nad tym zastanowić... Przy ostatniej wizycie Ojca chyba wspominał on coś o jakiejś wizycie kogoś, ale szczerze szatyn niewiele z tego pamiętał. Jego uwaga w tamtym czasie skupiła się na nowiutkich farbach, które ten dostał na prezent od stwórcy. A może jako łapówkę, żeby nie zwiał ze swojej świątyni? W końcu i takie rzeczy miały już miejsce...
  Syknął cicho, gdy ostra krawędzi jednej części filiżanki przecięła mu palce, ale niespecjalnie się tym przejął. Pozbierał je po prostu, by nie stanąć przypadkiem na nie bosą stopą i trzymając je wciąż w dłoniach poszedł wolnym krokiem do korytarza, z którego rozchodziło się wołanie.
  Stanął w progu drzwi i przyglądnął się uważnie postaci, która rozglądała się w poszukiwaniu właściciela budynku. Postać była... Naprawdę niewielka i kobieca. Pewnie, gdyby szatyn stanął obok gościa to ten sięgałby mu do ramienia albo nawet ciut niżej. Czarne włosy związane częściowo z tyłu głowy okalały jasną twarz, którą zdobiły przyciągające uwagę błękitne niczym niebo oczy.
 - Nie potrzebuję pomocy, więc twoja wizyta jest niepotrzebna. - Odezwał się cicho, beznamiętnym głosem, ściągając na siebie spojrzenie jasnych oczu. Ciarki go przeszły, gdy tylko spojrzenie gościa na nim wylądowało i odruchowo cofnął się o krok.
  Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, jakby każdy z nich myślał nad tym co powinien teraz zrobić.
  Krew Bóstwa Cierpienia spływała powoli po jego palcach i częściach filiżanki, które w nich trzymał skapując na podłogę.
  Kropla po kropli.

928 słów, elo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz