poniedziałek, 31 grudnia 2018

Od Nexarona CD Salmy "Takie rzeczy tylko w Rosji"


To nie tak, że Nex nie był w stanie komunikować się w tej postaci. Tylko Salma nie była w stanie zrozumieć tego, co mówił, ale to chyba "normalne" dla ludzi. Nie potrafili dostrzec tego, co ważne i źle interpretowali część sygnałów. Siłą rzeczy lepiej było więc po prostu, aby wilk stał się człowiekiem. Nie było to jakimś dla niego wyzwaniem i w praktyce nie wymagało od niego więcej wysiłki aniżeli podniesienie się z czterech łap na dwie, ale w praktyce wyglądało to o wiele ciekawiej. Kończyny się wydłużały, stawy zmieniały budowę, nie wspominając już nawet o tym, co działo się z jego pyskiem/twarzą. Nex dla swoje własnej wygody dzielił ten proces na dwa etapy, najpierw przemieniał się z wilka w coś na kształt wilkołaka, a dopiero później w człowieka z tym drobnym zastrzeżeniem, że nadal posiadał wilcze uszy i puszysty ogon.
Ponieważ mimo wszystko Nex był tylko chowańcem, a nie magikiem, czy Hoolywódzką gwiazdą filmową, po przemianie był zupełnie nagi, a dodam, że nawet w pełnej krasie, jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Jeśli chcecie szukać winnego, to uznajcie, że to z powodu wilczej krwi, ale przynajmniej panie miały na co popatrzeć, a panowie pozazdrościć. To zarazem mogło też tłumaczyć trochę speszone spojrzenie dziewczyny, która parę chwil temu nie zawahała się chwycić wielkiego wilka za nogę. Można by więc wysnuć wniosek, że straszniejsze dla niej było zobaczenie nagiej męskości od stwora, który może ją przegryźć w pół.
Ta myśl była zaś na swój sposób niebezpieczna, choć Salma wiedzieć tego nie mogła. Nex uśmiechnąwszy się lekko, w odpowiedzi na prezent w postaci szalika chętnie go przyjął, lecz od razu też zapytał.
- To... Co mam sobie nim zawinąć... Szyję, czy - niedopowiedzenie było celowe, bo dziewczyna musiała naprawdę panikować, skoro pierwsze co zrobiła, to dała mu szalik. Co mógł z nim zrobić? Kokardkę na... Ale czy przez to byłoby mu jakoś cieplej? Tak naprawdę to Nex'owi dzięki swej wilczej krwi praktycznie nigdy nie było zimno. Gdyby Salma go teraz dotknęła, to mogłaby nawet z początku uznać, że parzy, choć w istocie był po prostu bardzo ciepły.

345 słów

piątek, 28 grudnia 2018

Od Salmy CD Nexarona "Takie rzeczy tylko w Rosji"


Śnieg począł sypać się z nieba w odrobinę większej ilości, niż wtedy, gdy wilk na dachach budził kilkusekundowy strach wśród zwykłych przechodniów. Zagęszczenie drzew nad głowami dwóch, praktycznie nieistniejących dla ludzi istot, które w ciszy i skupieniu wpatrywały się sobie, osłaniało ich ciała przed większością z opadających płatków zamarzniętej wody. Dziewczyna w myślach karciła się za swój durny pomysł zaczepienia monstrum wielkości samochodu, z drugiej strony odczuwała jednak niebywałą ulgę z tego, co działo się w tym momencie. Oczekiwała bowiem, że stworzenie zaraz rzuci się jej do gardła i takim, pozytywnym akcentem zakończy się jej drugie życie, jednak stało ono nieruchomo i spokojnie się w nią wpatrywało. Nie uzyskiwała również żadnej odpowiedzi na zadane przez nią pytanie, co nie powinno być raczej niczym dziwnym. Zwierzę, którym przecież jest wilk, naturalnie nie jest czymś, co ma głos i z radością odpowie na wszystkie skierowane w jego stronę pytania. Oczekiwanie na odpowiedź było więc czymś wręcz idiotycznym i nikt, wliczając w to nią samą, nie da rady pojąć, co takiego siedziało w jej głowie, że postanowiła zapytać się o cokolwiek... wilka. Jedyne, co jej pozostało, to pogodzenie się z daną sytuacją i ewentualne jej zapomnienie, aby w przyszłości nie odczuwać zażenowania w przypadku, gdyby ją sobie przypomniała.
Dziewczynę pomimo tego, że sytuacja nie wydawała się niebezpieczna, ogarniał lęk. Nie był to jakiś paniczny strach, który paraliżował i odbierał możliwość logicznego myślenia, a raczej przerażenie spowodowane niepewnością sytuacji, w jakiej się znajduje. Monstrum stojące naprzeciwko niej, powoli przysunęło się, aby po chwili nachylić się i zacząć obwąchiwać jej poparzony bok. Salma, z lekka zaniepokojona tym zachowaniem, zmarszczyła brwi, a gdy zbliżył się on jeszcze bardziej, szybko odskoczyła kilka centymetrów dalej i zasłoniła rękoma miejsce, które przed chwilą obwąchał. Dalszy brak gwałtownych ruchów ze strony zaczepionego przez nią zwierzęcia poskutkował tym, że zaczęła się ona ponownie przekonywać do tego, że chyba nie jest on wcale taki zły, jaki wydał jej się zaraz po tym, jak go dotknęła. Cofnęła się jeszcze o dwa kroki dalej, aby w ciszy kontynuować przyglądanie się mu.
Ku jej większemu zdziwieniu, zwierzę zaczęło jakby transformować, co ponownie wprawiło ją w lekkie przerażenie, jednak ciekawość nie pozwoliła jej odejść dalej. Tym razem w myślach karciła swoją słabą pamięć, bo pewnie ktoś, chociaż lekko wytłumaczył jej nowe życie, jednak ona zwyczajnie o tym nie pamiętała, a może było to tak, że tę część ominął, nie uznając jej za jakąś ważną, albo twierdząc, że jest to coś, co się po prostu wie. Krótki czas jej nowego życia również przekładał się na jej niewiedzę i fakt, że znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. Stworzenie coraz bardziej zmieniało swój kształt, aby stawać się coraz bardziej ludzkie. Trzeba przyznać, że było to dość ciekawie wyglądające zjawisko, któremu kobieta dokładnie się przyglądała. Dziwne wilko-coś zakończyło swoją przemianę tak, że teraz stał przed nią dwumetrowy mężczyzna, który, o zgrozo, był na dodatek nagi. W tym momencie brązowowłosą targały dwa różne uczucia i nie wiadomo, które z nich było silniejsze. Zdziwienie, połączone z zaciekawieniem daną sytuacją, czy może panika, ze względu na to, że stał przed nią goły facet, który zdawał się tym kompletnie nie przejmować. Przez chwilę stała jak wryta, utrzymując wzrok mniej więcej na wysokości jego twarzy, aby zaraz po tym zacząć zdejmować z siebie szalik.
- Uuum, chcesz może szalik? Albo kurtkę? A-albo nie wiem? - mówiła to dość szybko i niewyraźnie, ze względu na to, że odplątywała właśnie materiał obwiązany wokół jej szyi. Jego brak niewiele by w sumie zmienił, ze względu na to, że dziewczyna miała pod spodem gruby golf, a jej samej dałby trochę komfortu podczas rozmowy z wilko-człowiekiem.
Nie czekając na jego odpowiedź, od razu, gdy zdjęła szalik, wyciągnęła ręce z nim w stronę mężczyzny, aby mu go zaoferować, z założenia jako coś, czym mógłby zasłonić niezbyt przyjemny dla niej samej widok.

633 słowa

czwartek, 27 grudnia 2018

Od Nexarona CD Salmy "TAKIE RZECZY TYLKO W ROSJI"


Ten niecodzienny widok oczywiście nie wziął się znikąd. Wilk, który tak dokładnie rzecz biorąc miał na imię Nexaron nie biegał po dachach cudzych domów bez powodu. Znaczy się... Przynajmniej nie tym razem. Jaka więc była za tym historia? No cóż... Nex był typem osoby, która nie wierzyła w los, czy przeznaczenie i nie zamierzał pozwolić, aby ktoś inny decydował za niego o tym, co się stanie. Zwłaszcza że po śmierci miał możliwość, aby osobiście poznać paru bogów. Mówiąc delikatnie, nie byli kimś, komu pozwolił się zatroszczyć o swojego zwierzaka (jeśli jakiegoś by miał), a tym bardziej powierzyłby swoje życie. Zwłaszcza że na koniec i tak pewnie zwaliliby tę robotę na swojego chowańca. Co to jednak oznaczało w praktycznym przełożeniu? Ano, musiał samemu przygotowywać się na sytuacje, które mogą, choć wcale nie muszą go spotkać. Biorąc zaś pod uwagę specyfikę jego talentu, oznaczało to, że wskazane było, aby zwiedził jak najwięcej świata, zobaczył jak najwięcej i wiedział jak najwięcej. Stąd łatwo już wywnioskować, że ten spacer po dachach zwierał się w pierwszym z tych punktów. Mógł to oczywiście uczynić w mniej "inwazyjny" sposób. Nie wywołując paniki na lewo i prawo jakby ludzie padli ofiarą ataku terrorystycznego, ale jak to sobie tłumaczył w głowie. "Zaraz o mnie zapomną i będzie tak jakby nic nigdy nie miało miejsca". Biorąc pod uwagę wszystko powyższe, bez pośpiechu skakał z jednego dachu na drugi, co rusz rozglądając się, aby lepiej chłonąć okolicę. W końcu stała się jednak rzecz nieunikniona... Skończył się dachy i musiał zeskoczyć na ziemię, lądując w parku.
Tu zaś stało się coś niespodziewanego. Gdy zastanawiał się, w którą stronę ruszyć dalej, ktoś dotknął jego tylnej łapy. Gwałtownie sprowadzony w ten sposób na ziemię szybko się odwrócił. Krzyki przechodniów nie robiły na nim najmniejszego wrażenia, ale to było coś zupełnie nowego, więc odruchowo odskoczył "jak poparzony" aby po chwili się przekonać, iż powodem nagłego przyspieszenia bicia jego serca była jakaś młoda, niska i ogólnie rzecz ujmując niepozorna dziewczyna. Przyglądał się jej badawczo przez dłuższą chwilę, patrząc głęboko w oczy. Choć dostrzegł w nich strach, to nie była to jednak panika, jak to było u zwykłych ludzi. Dodatkowo pachniała też inaczej niż oni, więc już po chwili miał pewność, że była mieszkańcem boskiego wymiaru, a dokładnie rzecz ujmując chowańcem jak on. Tylko... Było coś jeszcze co szczelnie "przylegało" do jej ciała... Swąd spalonego ciała i wbrew pozorom mróz tylko potęgował tę woń. Nawet jeśli inni nie byliby jej w stanie w ogóle dostrzec, to wilk czuł ją nadzwyczaj wyraźnie. Zaciekawiony tym zapachem bez chwili wahania zbliżył się do dziewczyny i nachyliwszy, począł nosem obwąchiwać jej bok, gdzie woń zdawała się najsilniejsza.

423 słowa

Od Salmy do Nexarona "Takie rzeczy tylko w Rosji"

Światła latarni wizualnie pozłacały nieśmiało opadające na przechodniów płatki śniegu. Jak na całkiem niską temperaturę, śniegu nie było aż tak dużo i nie padał jakoś bardzo intensywnie, a odpowiednikiem tego opadu w dodatniej temperaturze mogła być mżawka. Mimo dość późnej pory, miasto wciąż tętniło życiem tak, jakby był to środek dnia, jednak jakby się dłużej nad tym zastanowić, to pewnie duża część ludzi kończyła teraz prace lub szła na spotkania. Tłum - to było właśnie to, dzięki czemu kobieta mogła się poczuć tak, jakby wcale parę miesięcy temu nie straciła swego cennego życia. Żadne spotkania w kawiarenkach, wyjścia do parku, czy na basen nie powodowały u niej szczęścia, a właśnie bycie niezauważaną wśród grupy ludzi było czymś, co napawało ją swego rodzaju satysfakcją. Szum samochodów, ciche, bądź głośniejsze rozmowy sprawiały, że na jej delikatnej twarzyczce gościł szeroki, uroczy uśmiech. Niekiedy zmieniał się on jednak w grymas, oznaczający nic innego, jak ból. Wiedząc, iż jest ona dla ludzi obojętna, tym bardziej, że zaraz zapomną o jej istnieniu i tak starała się nie dać po sobie znać, że w jakikolwiek sposób cierpi.
Głośny wydech, poprzedzony głębokim wdechem, spowodował pojawienie się sporawej mgiełki w okolicach ust Salmy. Delikatnie zgarnęła dłonią śnieg z ławki nieopodal cerkwi, aby następnie przetrzeć ją szalikiem tak, żeby nie pozostało na niej żadna mokra plama. Powoli opadła na oczyszczone przed chwilą miejsce, aby odpocząć po dość długim spacerze oraz dać chwilowy spokój uciskanym i obcieranym co chwila ranom. Przechyliła głowę w tył, aby móc obserwować nocne niebo, które z resztą nie było jednym z tych, które zapierały dech w piersiach. Spośród wielu chmur przebijała się jedynie garstka, niezbyt pokaźnych gwiazd, nic nadzwyczajnego i dla ludzi, którzy lubią je podziwiać, byłoby czymś niewartym uwagi. Dla kobiety było ono jednak czymś, dzięki czemu mogła skupić się nie tyle, co na analizowaniu go, a czymś, co pozwalało jej się skupić na własnych myślach.
Raz na jakiś czas do uszu dziewczyny docierały krzyki przerażenia, które jednak tak szybko, jak się pojawiały, tak i również szybko cichły. Nie wywoływały zbytniego poruszenia wśród innych, dlatego też Salma niezbytnio poczuwała się do jakiejś odpowiedzialności za krzywdę innych, czy coś w tym stylu. W końcu jeżeli byłoby to coś okropnego, ludzie znajdujący się bliżej z pewnością by zareagowali, czyż nie? W tym przypadku pozostawało wierzyć, że była to sprawka nie do końca trzeźwych osób, co nawet wydawało się najbardziej prawdopodobną opcją. Po kilkunastym już głosie z kolei, postanowiła jednak usiąść prosto, aby dokładniej przyjrzeć się zaistniałej sytuacji, która w sumie wydawała się dość zabawna. Losowi ludzie, od tak po prostu wydawali z siebie głośny krzyk, zaczynali biec, po czym nagle przystawali, jakby zupełnie nie wiedzieli, co się właśnie stało. Przy bardziej wnikliwej analizie owego zjawiska, dziewczyna dostrzegła, że wszyscy "przerażeni" patrzyli w górę, więc ona również poszła ich śladem i... w tym momencie sama się trochę przestraszyła, widząc pokaźnych wielkości wilka, poruszającego się po dachu jednego z budynków.
Po chwili jednak zrozumiała, że sytuacja jest o wiele dziwniejsza od tego, że wilk jakoś dostał się na dach. Reakcje ludzi były za spokojne, normalnie pewnie już została by wezwana policja, straż, czy inne tego typu rzeczy, jednak wszystko wskazywało na to, że tak jakby "nic się nie dzieje". Dopiero po dłuższym czasie wpadła na to, że wilk ten mógł być istotą taką, jak ona sama, co tłumaczyłoby dziwne zachowanie tych, którzy go widzieli. Była stosunkowo nowa, przez co jeszcze nie wszystko w nowym świecie rozumiała. Lekko otworzyła usta, wydając z siebie ciche westchnięcie, po czym, gdy zwierzę znajdowało się wystarczająco blisko niej, uniosła się i podbiegła w jego stronę, aby podążać za nim, co w tłumie było dość trudnym zadaniem.
Ciągłość dachów, po których owo dziwne stworzenie mogło się poruszać zniknęła, aby dać miejsce miejskiemu parkowi. Kobieta już dawno zdążyła się zmęczyć, a w jej oczach pojawiły się łzy, jednak nie dawała za wygraną i dzielnie brnęła przed siebie. W końcu znalazła się tak blisko niego, że mogła bez problemu dotknąć go ręką, co też bez zawahania zrobiła. Nie był to jakiś genialny pomysł, nawet jakby się zastanowić, wręcz przeciwnie, bo dziwne zwierzę gwałtownie się obróciło i wyglądało tak, jakby zaraz miało jej skoczyć do gardła.
- U-um... przepraszam bardzo - wyjąkała, łudząc się, że jakimś cudem uzyska odpowiedź i odciągnęła szalik od ust - Ale czym ty jesteś?

Liczba słów: 708

niedziela, 23 grudnia 2018

Od Shinaru CD Kagehiry " Zazdrość jest ślepa "

Poprzednie opowiadanie

Naprawdę nie wiedziałem co się ze mną działo przez ostatni czas, a ten wypadek nieco mną wstrząsnął...a przynajmniej na tyle, bym zdał sobie na poważnie sprawę, że coś powinienem zmienić. Nie Kage, nie moje zdanie, lecz po prostu swoje podejście. Powinienem był mówić o wszystkim otwarcie zamiast ukrywać to i rozsiewać wokół mojej osoby atmosferę nieufności i kłamstw. To... To nie było częścią mnie.... nie byłem taki przed tym wszystkim, więc co się właściwie zmieniło? Spojrzałem na drewniany sufit pomieszczenia w którym się znajdowałem. Znałem to miejsce.... nawet za dobrze, gdyż właśnie w tym pokoju miałem okazje zamieszkiwać nim przeprowadziłem się do świątyni mojego bóstwa. Przetarłem lekko twarz, choć nie był to dobry pomysł ze względu na rękę w bandażach ..no... przynajmniej nie taszczyli mnie do szpitala, by tam wsadzili mnie w gips. Tego na pewno bym nie przeżył, gdyż na bank byłbym bezużyteczny jako boski oręż...jak już nim nie byłem. Głowę miałem zabandażowaną na tyle by zasłaniało mi prawe oko, więc pozostało mi odgarnianie za długiej grzywki , by cokolwiek widzieć.
- I co ja z sobą zrobiłem? - Zadałem sobie to samo pytanie chyba po raz setny tego dnia nim do mojego pokoju wszedł nie kto inny jak Kagehira. Naprawdę on był ostatnią osobą, której tu potrzebowałem, jednak nie mogłem go prosić, by mnie teraz zostawił. Złamałbym mu serce, jak i wprowadził w większą panikę. Już w jego oczach widziałem, że się obwinia o ten cały wypadek, choć on nie był niczemu winien. Jego następne słowa tylko mnie utwierdziły w tym przekonaniu.
- S-Shinaru... T-To moja w-wina... - Czułem w jego głosie ból... tak wielki, że aż z jego oczu zaczęły lecieć łzy i to nie byle jakie. Miałem wrażenie, że staje mi serce, gdy z jego pięknych, dwukolorowych oczu zaczyna lecieć krew. To było w ogóle możliwe? Nikt przecież nie może ronić krwi z oczu. Czy to zły znak, jeżeli on był Bóstwem? Doprowadziłem go aż do takiego stanu?
- Kage.... - Szepnąłem cicho wyciągając w jego stronę zdrową rękę, którą położyłem na jego głowię. I co ja miałem mu powiedzieć? Przecież zwykłe "Nie obwiniaj się" , czy " To nie twoja wina" nie wystarczy.... Może nawet wszystko pogorszyć. - Dlaczego tak bardzo się obwiniasz? Nawet nie było cię przy tym wypadku... sam się wpakowałem pod koła. Nie jesteś niczemu winien, nie masz wpływu na czas.
- Ale mam wpływ na to, aby być przy tobie... Gdybym nie był taką łamagą... Taką ciotą... Uratowałbym cię... - Słuchałem jego słów nieco zdezorientowany. Co ja z nim zrobiłem... naprawdę. Nie wiedziałem już co zrobić, gdy mówił to taki wystraszony i zapłakany. Miałem go chronić przed złem, a sam okazałem się najgorszym z nich. Spuściłem wzrok na swoje dłonie w tym jedną połamaną. Ten ból był niczym z tym co on czuł. Dlaczego okazałem się dla niego taką trucizną? Przecież... chciałem by był szczęśliwy, a zapoczątkowałem ciąg fatalnych wydarzeń.
- Chyba... Wybrałeś złą broń. Tylko cię ranie... jestem... jestem dla ciebie największym zagrożeniem, choć powinienem był cię od tego chronić Kage... - Grzywka ponownie spadła mi na oko, lecz nie miałem zamiaru już jej odgarniać. Nie chciałem patrzeć już jak on cierpi i płacze z mojego powodu. - Tak bardzo chciałem uniknąć takiej sytuacji... - Słowa same płynęły z moich ust i były jak najbardziej szczere. Czy istnieje możliwość by broń i bóstwo żyły razem jak szczęśliwa para? Przecież... Oręż musi się poświęcać, by chronić swojego pana, a nie na odwrót... czemu nie da się tego zrozumieć?
- Shin-chan... Jesteś moją bronią... Jesteś moją bronią i moim ukochanym... Nie oddam ciebie... Nikomu... Bo jesteś tylko mój... - Szeptał, a mi coraz bardziej serce krwawiło. Chciałem by był mój , chciałbym by był bezpieczny, jednak te pragnienia musiałem jak najszybciej porzucić, by nie narażać go na splugawienie z mojej strony.
Pokręciłem jedynie lekko głową na znak, że zbytnio nie rozumiał o co mi chodzi. Źle to odebrał... naprawdę źle. Nie rozumiał mojego powołania na tym świecie.
- Kage... nie musisz mnie nikomu oddawać. Chce... chce byś zrozumiał, że jestem tylko bronią, która ma za zadanie cię chronić. Jak myślisz...co by mnie czekało, gdybym naraził cie na niebezpieczeństwo? Stwórca pewnie by mnie odesłał... gdzieś, gdzie nie miałbym już wolnej świadomości i ciała... - Uśmiechnąłem się lekko kątem ust. Taka była prawda... musiałem nieco nim wstrząsnąć, a jak to nic nie da, to pozostaje mi tylko.... nic. Nie miałem pojęcia jak z tej sytuacji wybrnąć. - Nie możesz mnie chronić, jeżeli ja mam to robić....
- Muszę... Jak ciebie stracę, nie chcę innej broni. Chcę tylko ciebie. Chcę żyć z tobą. Chcę tak mocno ciebie kochać, Shin-chan... - Jego głos łamał się coraz bardziej. - S-Shin... P-Proszę... J-Ja nie chcę być sam...
- Ale jeżeli obaj zginiemy, to wyjdzie tak, że nikt z nas nie będzie szczęśliwy! Zawalimy to wszystko - Mój głos może nie potrzebnie się podniósł, lecz powoli miałem tego dość. Naprawdę tego nie chciałem... on nie mógł tak bardzo się do mnie przywiązać. Trułem go swoją obecnością w jego życiu.... Naprawdę chciałem by to zrozumiał, gdyż nie chciałem zrywać kontraktu z nim, a chyba to będzie ostatecznym rozwiązaniem.

<Kaguś? ;-; >

831 słow

sobota, 22 grudnia 2018

Boska broń - Salma Wornow


Imię: Salma Woronow
Przezwisko: Nie ma żadnego stałego nazwiska, jednak jakby się uprzeć, można by było podciągnąć pod to "Wrona".
Płeć: Kobieta
Broń: -
Liczba PD: 300 ( Nowicjusz )

Salma jest na ogół cichą osobą, która swoim istnieniem próbuje nikomu nie wadzić. Uważa, że tak, jak ludzie potrafią irytować ją, tak ona może irytować tego, do kogo zagadała, dlatego też sama z siebie raczej nie zagaduje do innych, chyba że tego właśnie wymaga sytuacja. Mimo wszystko uwielbia rozmawiać z ludźmi, słuchać ich opowieści, a także dzielić się własnymi historiami. Dzień bez rozmowy z kimś jest dla niej dniem straconym. Uwielbia społeczeństwo, kocha przebywać w zatłoczonych miejscach, nawet, gdy tylko siedzi i obserwuje innych. Kiedy jest sama, bardzo się nudzi. Zwierzęta w miarę zaspokajają jej chęć kontaktów, jednak na dłuższą metę nie dałaby rady. Drugą przyczyną siedzenia cicho, a także unikania zaczynania rozmów jest to, że jest ona osobą nieśmiałą, a także nieufną. Nie potrafi wyobrazić sobie, że ktoś jest wobec niej szczery, co przekłada się na to, że nie potrafi uwierzyć, że się ją lubi. Z góry zakłada, że jest nielubiana, a przekonanie jej do zmiany zdania trwa długo. Przez całą tą nieśmiałość i siedzenie cicho może się wydawać, że dziewczyna jest wrażliwa, co jest stwierdzeniem nieprawdziwym. Oczywiście, miewa momenty, w których wszystko sprawia, że czuje się okropnie, jednak na ogół trudno wywołać u niej smutek. Zupełnie inaczej jest natomiast w przypadku złości. Zazwyczaj jest, a przynajmniej stara się, być spokojna, ale po prostu często się irytuje, więc wcale nie tak trudno wyprowadzić ją z równowagi. Często zdarza jej się tracić kontakt z rzeczywistością, przez co wykonywanie każdej z możliwych czynności potrafi się jej nieznacznie przedłużyć. Samo założenie butów potrafi jej zająć ponad pół godziny, bo kompletnie nie panuje nad swoim "zawieszaniem się". Po prostu jej wzrok utknie w pewnym punkcie i tak, przez całe godziny, potrafi siedzieć i przyglądać się owemu punktowi, nie rejestrując nawet, co tam jest. Tym bardziej, nie wie wtedy, co się dzieje i mimo swojej inteligencji, potrafi gadać głupoty. Kompletnie nie zwraca uwagi na to, co mówi ona, a co dopiero na to, co mówi ten, z kim prowadzi konwersację. Nie angażuje się w pomaganie innym, jeżeli nie przyda jej się to do niczego w życiu. Spowodowane jest to tym, że jest leniwa. Bardzo leniwa. Po tym, jak zgodzi się już coś zrobić, bądź załatwić, zazwyczaj wyklina siebie i wszystko wokół, ponieważ jeżeli już obieca coś zrobić, to zrobi to porządnie.Po prostu nienawidzi, gdy ktoś się do czegoś nie przykłada. No bo kto, prosząc kogoś o coś, ma na myśli, aby ta osoba kompletnie spieprzyła to, co miała robić?

Włosy: Często poplątane, nieułożone, brązowe kłaki, sięgające odrobinę za obojczyki. Salma miłuje się w grzywkach, toteż zakrywa ona również i jej czoło, przy okazji wpadając do jej oczu. Czasami, najczęściej w lato, dziewczyna związuje je w niedbałego koczka, bądź kucyka, rzadziej robi z nimi coś bardziej wymyślnego. Zdarza jej się również zakręcić lekkie fale.
Twarz: Buzia dziewczyny ma okrągły kształt i ogólnie bardzo delikatne rysy. Jest blada, ze względu na to, że nie lubi się ona opalać, jednak często nabiera różowawego odcienia, ponieważ często się rumieni. Ma drobny, spiczasty nosek i cienkie usta, natomiast jej popielatego koloru oczy, otoczone gęstym wachlarzem długich rzęs, są całkiem duże. Poza tym, dziewczyna ma rzadkie brwi, które zasłania za pomocą grzywki.
Postura: Nie jest ona aż taka niska, jak mogłoby się wydawać, mierzy ona bowiem sto siedemdziesiąt trzy centymetry. Do tego jest okropnie szczupła, jednak nie na tyle, by mieć niedowagę. Salma, gdy się nie pilnuje, siedzi lub chodzi zgarbiona, przez co często prosi przyjaciół, aby ją upominali.
Inne: Dziewczyna uwielbia ubierać się w lekkie, luźnie ubrania, a zarazem tak, aby wyglądało to ładnie. Nie ma kolorów, których by na siebie nie założyła, ponieważ uwielbia wszystkie. Poza tym, uwielbia różne pierdoły, a więc często nosi różne nakrycia głowy, biżuterię, czy torby. Od klatki piersiowej, aż po prawe udo, posiada wiele blizn po wylanym na siebie wrzątku.
Głos: MIRÈLE

Bóstwo: Brak
Przyjaciele: Zdobywanie przyjaciół przychodzi jej trudno, przez co owszem, posiada tu znajomych, czy kolegów, ale na razie z pewnością nie przyjaciół.
Wrogowie: Dziewczyna nienawidzi żadnych sporów, również w nic się nie miesza i stara się mieć ze wszystkimi przyjacielskie stosunki, co raczej jej wychodzi.
Druga połówka: Nikt jej do gustu na razie nie przypadł i podejrzewa, że nieprędko się to zmieni.

Nie jada mięsa w dużych kawałkach, ponieważ ją obrzydza, uwielbia za to wszelkie makarony.
Jest niezdarna, często potrafi wywalić się na prostej drodze, czy wylać na siebie kawę.
Uwielbia pić kawę.
Za życia mówiła, że nie lubi się malować i właśnie dlatego tego nie robi, prawda jest jednak taka, że po prostu nie potrafi. Teraz o dziwo nie jest to aż tak istotne.
Uwielbia koty, gryzonie (z wyjątkiem chomików) i węże.
Boi się pełzających robaków. Nic nie powoduje u niej tak wielkiego lęku, jak one.

Operator: Ita | chishinozuka@gmail.com

piątek, 21 grudnia 2018

Od Nexarona CD Sakury " Szczęście w nieszczęściu "


Jak zazwyczaj to w życiu bywa, diabeł tkwi w szczegółach. W tych drobnych rzeczach, na które nie chcemy zwracać uwagi albo których po prostu nie zauważamy. To właśnie te drobiażdżki sprawiają, że nie wszystko wychodzi nam tak, jak byśmy tego chcieli. Dla przykładu Sakura mogłaby wyjść na zakupy trochę wcześniej po sprawdzeniu prognozy pogody albo zabrać ze sobą parasolkę tak na wszelki wypadek. Mogła też zauważyć, że już dawna minęła wzgórze, które obrała sobie za cel swojego spaceru i od pewnego czasu spacerowała po zboczu góry, gdzie bycie mokrym wcale nie było najgorszym, co mogło ją spotkać. Na "szczęście" udało się jej znaleźć jakiś budynek, aby skryć się przed burzą, która wcale nie traciła na intensywności, a przynajmniej nic nie wskazywało, aby miała to uczynić w przeciągu najbliższych paru minut.
Samo schronienie po wstępnej inspekcji pozostawiało jednak wiele do życzenia. Bez wątpienia kiedyś odgrywało rolę świątyni, ale lata swej świetności miał już dawno za sobą i nawet ścieżka prowadząca do niej została pochłonięta przez las. Zniszczona poręcz, połamane schody, dziury w podłodze tu i tam to tylko parę z dowodów świadczącym o tym, jak dawno nikogo tu nie było. Przynajmniej dach nie przeciekał i ściany chroniły trochę od chłodnych podmuchów wiatru. Jeśli jednak Sakura chciałaby dodatkowo wysuszyć swoje ubrania, to będzie musiała nad czymś pomyśleć. W środku wcale cieplej niż na zewnątrz nie było, a suszenie ubrań na swym grzbiecie nie dość, że trwa długo to w takich warunkach gwarantowana recepta na chorobę.
Zanim jednak dane jej było nad tym dłuższą chwilę się zastanowić jej uszy coś wyłapały. Nie był to jednak szum lasu, czy padającego deszczu, a jak podpowiadały jej zmysły coś z samej świątyni. Jakby nie patrzeć... Nie miała możliwości jeszcze dobrze jej zbadania i czy nawet rozejrzenia się po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Jak przypuszczała, znalazła się w głównym i zarazem największym pomieszczeniu świątyni. Wskazywała na to okazała kapliczka ustawiona pod jedną ze ścian z niezliczoną ilością rozpuszczonych świeczek ją zdobiących. Ponadto ciężko było dostrzec, coś więcej co miałoby praktyczne zastosowanie w tym miejscu, ale znalazło się coś jeszcze. Pod jedną ze ścian mogła dostrzec coś zwiniętego w rulony, a po bliższej inspekcji okazało się, że są to futra. Nie były nadgryzione przez ząb czasu, a jednocześnie ciepłe i przyjemne w dotyku. Drugą rzecz, jaką spostrzegła, była czerwona zaschnięta smuga ciągnąca się po podłodze od wejścia, które przekroczyła, aż do drzwi prowadzących w głąb do innego pomieszczenia.
Z rozmyślań dziewczynę jednak wyrwał podmuch świeżego powietrze który miał bardzo prostą przyczynę. Ktoś otworzył drzwi, przed którymi stała i wszedł do środka. Postać była na tyle potężna, aby przysłonić sobą niemal całe podwójne drzwi i był to wilk. Nie taki jednak zwykły, a tak jak już wspomniałem, tak wielki, że w całości zablokował drzwi do świątyni, a na dodatek ciągnął w swym pysku, jak się zadawało upolowanego jelenia. Z jego ostrych kłów raz za razem zaciskających się na skórze złamanego karku zwierzyny kapała jeszcze krew na podłogę, gdy ten swymi niebieskimi oczami wpatrywał się intensywnie w swojego "gościa".

500 słów

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Rocznica boskiego wymiaru!

Kami No Jigen ma już rok! 



Tak, tak, moi kochani ^^ 


Wzrok Was nie myli, nasz kochany boski wymiar ma już pełny roczek! Całe 365 dni~ 


Osobiście jestem na tym blogu od... Właściwie od momentu, w którym narodził się pomysł, by w ogóle on powstał. Było tutaj kilka krytycznych momentów, kiedy razem z Yuki myślałyśmy, że blog po prostu upadnie, ale szkoda było nam go zamykać... Od tak zapomnieć o tych wszystkich historiach, które tutaj powstały, o tych wszystkich znajomościach, które nawiązały się właśnie przez tego bloga~ To było wręcz niewykonalne. 


Ale to właśnie dzięki Wam, moi kochani, mogę dziś pisać ten post ^^ Dlatego to Wam z całego serca chciałabym dzisiaj podziękować za te wszystkie historie, które stworzyliście, nawet jeśli nie doczekały się one zakończenia. Za te wszystkie wspomnienia, głupawki, uśmiechy, złości i smutki, które przewinęły się przez naszego Discorda, a sprawiły, że czujemy się bardziej jak blogowa rodzina. Zdaje sobie sprawę, że niektórzy odchodzili do nas, by wrócić po jakimś czasie, a niektórzy są z nami przez cały czas. Ale bez względu na to, czy byliście tu przez chwilę i teraz tylko zaglądacie, jesteście z nami cały czas czy potrzebowaliście odpoczynku, naprawdę mocno Wam dziękuję ❤️💙💜 


Korzystając z okazji chciałabym także podziękować mojej kochanej Yuki ^^ Za to, że na samym początku mnie nie odrzuciłaś, choć (jak mi się wtedy zdawało) nie wszyscy byli zadowoleni z mojej obecności. Za to, że zgarnęłaś mnie potem na miejsce drugiej adminki,  kiedy nastąpił rozłam administracji. Za to, że wiele razy potem, choć nie byłam najlepszą adminką,  cierpliwie znosiłaś moje humorki i nie pozwalałaś zostawić bloga. Kami jest w zdecydowanej części Twoim dziełem, które podziwiam i kocham, nawet jeśli zdarza mi się mówić inaczej. Dziękuję Ci, że stworzyłaś to miejsce 
💜

~~~~

A teraz trochę liczb i historii bloga~
Podobny obraz


Wiedzieliście, że przez cały ten rok:
...Kami No Jigen zgromadziło 81 kart postaci?
...blog naliczył niemal 71 tysięcy wyświetleń?
...na Kami zostało opublikowanych aż 742 posty?
...najaktywniejszym miesiącem okazał się styczeń 2018? Członkowie opublikowali wtedy aż 149 postów.
...najczęściej wyświetlaną kartą postaci okazał się Shigeru razem z 470 wyświetleniami?
...blog przeszedł cztery zmiany szablonu, a piąty macie okazję oglądać teraz?
...najaktywniejszym członkiem okazał się Nexaron, który napisał aż 60 opowiadań?
...najdłuższym opowiadaniem jakie pojawiło się na blogu było opowiadanie konkursowe od Sekhme liczące 5496 słów?



Liczę, że Was nie zanudziłam i że za rok będzie mi dane pisać kolejny post urodzinowy :3
Spotkamy się za niedługo w poście świątecznym!
Życzę wszystkim miłego ranka, dnia, popołudnia, wieczoru lub nocy~

~ Niyu aka Gami

niedziela, 16 grudnia 2018

Od Sakury do Nexarona ,,Szczęście w nieszczęściu"

Mimo iż panowała wiosna, Sakura nie cierpiała takiej pogody, jak dziś. W świecie ludzi powoli zaczęły się zbierać chmury, jakby miał lunąć deszcz, jednak teraz czekały na odpowiedni moment. Dziewczyna przyspieszyła w kroku, by zdążyć do cukierni i kupić kilka babeczek. Patrzyła się na swoje trampki, aby uniknąć spojrzeń przechodniów. Wiedziała, że skoro nie żyje to raczej nie będą zwracać zbytnio na nią uwagi. Skręcając w jakąś uliczkę zmusiła się na krótkie zobaczenie w niebo. Chmury niebezpiecznie grasowały po niebie, zbliżając się do nieoczekiwanego momentu. Westchnęła, przystając na chwilę. Musiała poprawić włosy oraz rękawiczki, które były trochę na nią za duże. Zastanawiała się, ile jeszcze zostało do osiągnięcia celu. Zagryzła wargę, skupiając się na zapamiętanej drodze. Chciała zobaczyć niedawno otwartą nową cukiernię, a dlatego iż jest uzależniona od cukru, nie potrafiłaby do niej nie zajrzeć.
Przekraczając próg drzwi w jej nos uderzył zapach ciasteczek, które piekły się jeszcze w piekarniku. Ucieszona podeszła do lady, żeby pooglądać piękne, kolorowe wypieki. Szła od jednego końca do drugiego, patrząc na najciekawsze okazy, które by z wielką ochotą zjadła. Trochę jej to zajęło, lecz dokonała wyboru, wybierając trzy muffiny. Oczywiście każdy był inny dla urozmaicenia. Zrobiła kilka kroków w stronę kasjera, stresując się rozmową. Natychmiastowo poczuła, jak jej policzki zaczynają się rumienić. Nienawidziła tego, ale nie może nic z tym zrobić.
Wyszła ze sklepu, trzymając w dłoni papierową torbę z jej zakupami. Niestety, kiedy dokonywała zakupu, deszcz zaczął kapać z nieba. Wilczyca trochę się zdenerwowała. Założyła kaptur, przyspieszając w kroku. Miała w planach pójście do parku, lecz nie przewidziała, że pogoda może ukrzyżować jej plany.
Po kilku minutach szukania jakiegoś miejsca z dachem, postanowiła pójść do lasu, który znajdował się na małym wzgórzu. Cała torba z łakociami zdążyła się zmoczyć, dlatego wściekła Sakura, szła dalej, zapominając o braku orientacji w terenie. Przypomniała sobie dopiero, gdy po godzinnym spacerze, znalazła opuszczoną świątynię. Była cała mokra i zziębnięta, weszła do budynku, licząc na to, że w środku może być cieplej. Przystanęła na chwilę, szukając wzrokiem dobrego miejsca, aby mogła usiąść i odpocząć. Podeszła do jednej ze ścian, rzucając muffiny na podłogę, zdjęła kaptur i oceniła stan swoich włosów. Podczas tych czynności, usłyszała kroki. Przestraszyła się, wydając cichy pisk.
-Ktoś tu jest?- zapytała się z przerażeniem w głosie.

Liczba słów: 371

sobota, 15 grudnia 2018

Od Asami cd Hibikiego "Dzienniki życia ziemskiego'


Asami była widocznie przerażona. Kiedy narkoman znowu uniósł wzrok z psychopatycznym śmiechem, dłonie dziewczyny zadrżały tak mocno, że ta pochwyciła jak najszybciej ramię Hibikiego z nadzieją, że to on ją ocali. Że to on zabierze ją z tego okrutnego miejsca. Bała się. Tak cholernie bardzo się bała. 
- H-Hibiki... Z-Zostaw go... U-Uciekamy... B-Boję się... Chcę do domu. - szepnęła dygoczącym głosikiem, kuląc się. 
I cóż ona biedna mogła począć. Nie wezwie chłopaka na broń, nie da rady walczyć z bezwzględnym człowiekiem pod wpływem narkotyków. To było dla niej po prostu niebezpieczne, podobnie jak dla jej oręża. Nie chciała go narażać, co to, to nie. Nie mogła pozwolić sobie na stratę tak dobrego ducha... Zamknęła spokojnie oczka i odetchnęła, powoli się cofając z Hibikim, aby usunąć się jak najdalej od narkomana. Ten jednak też ciągle kroczył do nich. 
- Ale kolorowo... Tylko wy dwie czarne dusze... Przeżyjecie tu katusze... A gdy wasze duszyczki ulecą... Zjem wasze zwłoki z największą chęcią. - powiedział mężczyzna, ciężko dysząc i sunąc ku Asami i Hibikiemu. 
Blondynka mimo tego, że wiedziała, że cierpi, bała się. Po chwili jednak uświadomiła sobie, jak bardzo teraz oszukała siebie i wyznawców. Zebrała się w sobie, powoli wychodząc zza ramion oręża i podeszła do narkomana, kucając przy nim. 
- Nie obawiaj się zbłądzona duszo... Nie czyń złego... - powiedziała tak... 
Kojącym i delikatnym głosem, jaki poniósł się po budynku niczym kwiaty wiśni na wietrze. Jej piękne, błękitne oczy obdarzyły go opiekuńczym spojrzeniem, okazującym szacunek i chęć pomocy. Aksamitna dłoń musnęła spocone strączki włosów, zabierając je z przemoczonego potem czoła, jakie otarła rękawem własnego kimona. Mężczyzna wpatrywał się w nią jak w anioła, nie ruszał się nawet. Blondynka pozbyła się potu z całej twarzy i szyi narkomana,aby ten poczuł ulgę. Spokojnie ułożyła jego głowę na swoich kolanach, nucąc melodię nieznanego pochodzenia. Może to był jej utwór? To teraz nie było ważne. Pani Miłości bez końca muskała lekko sklejone włosy chłopaka, uspokajając go tak mocno, że usnął. Gdy to się stało, ułożyła jego głowę na kawałku materiału i okryła go czymś ciepłym. Po chwili znalazła wodę oraz strzępki chyba koszulki. Związała je ze sobą, robiąc kompres. Woda była lodowata, więc wsunęła ciepłe ręce do małej miseczki i ogrzewała wodę w ten sposób. Kiedy jej się udało, miała blade dłonie, a na dodatek widocznie przemrożone. Zmoczyła kompres i delikatnie zaczęła okraplać wodą gorącą twarz chłopaka, aby w jakikolwiek sposób zbić gorączkę. Miała... Tak opiekuńczy wzrok... Tak bardzo chciała pomóc, było to widać. Uśmiechnęła się delikatnie, ciągle nucąc. Zwróciła wzrok na Hibikiego, jaki patrzył na nią... Nie mogła jednak rozszyfrować jego wzroku. 
- Chcesz mi pomóc, Hibiki? - zapytała go cicho. - Tylko rób wszystko najciszej jak umiesz... Uspokoił się. Jak mu pomożemy, wrócimy do domu... - stwierdziła. 
Jej błękitne oczy wbiły się we wzrok oręża. Uśmiechnęła swoją niewinną mordkę, aby zarumienić się lekko po chwili. Co to oznaczało? Tylko sama Asami to wiedziała...

<Hibikiś? Przepraszam za zwłokę. Nauka mnie dobiła i zabrała wenę... >

474 słowa

czwartek, 6 grudnia 2018

Od Eredina CD Phoenixa „Zobacz kotku co mam w środku” zadanie 3, Dzień w gorących źródłach

Obudziłem się gdzieś około 9. Usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Tyle wspaniałych pomysłów na sztukę przychodzi w trakcie snu, pomyślałem. Szkoda tylko, że znacznej większości spośród nich, jeśli nie wszystkich, kompletnie nie pamiętałem. Zakląłem z cicha i jęknąłem, bo miałem nieodparte wrażenie, że śniło mi się coś, co po wykonaniu byłby naprawdę genialne. A niech cię, Eredin, żachnąłem się, i postanowiłem przed chwilę ułożyć sobie plan na dzisiejszy poranek. Po chwili  miałem w głowie kolejne milion pomysłów na rzeźby, obrazy, rysunki i inne dzieła sztuki, więc czym prędzej postanowiłem ruszyć się z łóżka i zacząć coś robić.
Pospiesznie wstałem i ubrałem się. Swoje kroki skierowałem do kuchni, cicho pogwizdując i nucąc coś pod nosem. Jak nic miałem dobry humor. Należało więc to jakoś wykorzystać. Zajrzałem do lodówki. Nic tu dla mnie nie ma, pomyślałem, choć urządzenie pełne było smakowitych kąsków. Albo może po prostu na razie nie byłem godny? Nie chciałem się nad tym dłużej rozwodzić, chwyciłem więc szybko butelkę soku pomarańczowego i usiadłem na blacie kuchennym. Otwarłem butelkę i wypiłem szybko to, co w niej było. Po chwili moją uwagę przykuły jabłka na stole. Cholera, jednak jestem odrobinkę głodny, zaśmiałem się w duchu. Chwyciłem jeden z owoców i tanecznym krokiem udałem się do mojej pracowni.
Niektórzy mogliby pomyśleć, że oszalałem. Pląsam po domu, odprawiam jakieś dziwne tańce, wykonuję dziwne ruchy, w dodatku sam. Ale ja nie potrafię inaczej! W końcu jestem bóstwem sztuki, a taniec także przynależy do tej dziedziny. Kiedy najdzie mnie ochota, tańczę, nawet w samotności. W końcu nie ma w tym nic złego. Zanuciłem sobie coś do rytmu, wykonałem kilka ostatnich kroków mojego wyimaginowanego układu tanecznego, dodałem zmyślny piruet i zakończyłem mój pokaz dla widowni, która tak właściwie nie istniała. Chyba, że liczyć sprzęty w pracowni. Ale one nie będą bić mi braw ani wyrażać swoich opinii, pochlebnych czy tez nie. Zaśmiałem się cicho do samego siebie (i mebli, po czym usiadłem przy stoliku, na którym już czekały na mnie przygotowane szkicowniki.
Za co by się tu zabrać, pomyślałem, opierając brodę na lewej dłoni. Projekt rzeźby, szkic rysunku, a może jakieś nowe ubranie? Chwyciłem ołówek w palce, po czym uniosłem go do ust i lekko zgryzłem końcówkę. Przysunąłem szkicownik i zamyśliłem się jeszcze na moment. Hmmm, niech będzie... Tym razem zaprojektuję ubranie. Tak Eredin, pochwaliłem się w myślach, to zdecydowanie dobry pomysł. Przydałoby ci się coś nowego. Tylko co? Od razu przyszedł mi do głowy projekt płaszcza. Koniecznie czarnego, długiego. Koniecznie z kapturem, pod którym mógłbym skryć twarz. Koniecznie lekkiego, ale ciepłego, zważywszy na fakt, że teraz panuje zima. Coś w stylu tych assassynów z gier komputerowych. Taaak, to zdecydowanie dobry pomysł. Przewróciłem strony szkicownika, znalazłem jakąś wolną i rozpocząłem projektowanie mojego przyszłego ubioru, który wydawał się tak okropnie i bosko dobrym pomysłem.
 Po godzinie czy dwóch miałem już gotowy cały projekt. Dobra robota, panie Gucci, pochwaliłem się w myślach i natychmiast głośno roześmiałem. Niezłe porównanie Eredin, naprawdę niezłe. Pierwszorzędne, rzekłbym. Wstałem i natychmiast zabrałem się za wykonywanie wykroju. W końcu znałem swoje wymiary doskonale i nie musiałem ich pobierać jak w przypadku rzeczy, które od czasu do czasu robię na zamówienie. Zdarza się, że ktoś spośród bóstw lub nawet ludzi zgłasza się do mnie i prosi, bym wykonał dla nich jakieś ubrania. Zgadzam się, choć niechętnie, bo musiałbym przebywać z ludźmi, których raz, że kompletnie nie znam. A dwa, że ich towarzystwo jest mi w zasadzie zbędne. Z drugiej jednak strony pieniądze na ulicy nie leżą i bez nich ciężko byłoby mi funkcjonować. Tak więc od czasu do czasu, choć z najczęściej nieukrywaną niechęcią, robię coś dla innych. Wyrwałem się szybko z tych zamyśleń i przystąpiłem do wykonywania wykroju.
Gdy ten był już gotowy, szybko zabrałem się za przygotowanie poszczególnych elementów mojego taktycznego płaszcza mroku. Oj Eredin, coś dzisiaj masz wyjątkowo dobry humor. Znów szczerze i na głos się roześmiałem, po czym wycięte już z materiału elementy przeniosłem w pobliże maszyny do szycia. Od razu zabrałem się za zszywanie całości.
Minęło kilka godzin i płaszcz był już całkowicie gotowy. Wstałem, otrzepałem siebie i nowe ubranie z pozostałości nitek i skrawków materiału i przyjrzałem się szybko temu, co wykonałem. No, naprawdę świetny ciuszek. Szybko przymierzyłem to, co uszyłem i podszedłem do lustra. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Wyglądałem świetnie, trzeba było przyznać. Kompozycja moich czerwonych oczu z białymi włosami i czarnymi ubraniami wyglądała naprawdę... bosko. Zarzuciłem kaptur na głowę i gwizdnąłem z podziwem na własne odbicie.
– No Eredin, teraz wyglądasz zdecydowanie lepiej – uśmiechnąłem się.
Postanowiłem zostać w płaszczu. Za bardzo mi się spodobał i zdążyłem się już do niego przywiązać. Szybko posprzątałem pracownię, bo bardzo nie lubiłem nieporządku w mojej artystycznej oazie ostatecznej świętości, i znów poszedłem do kuchni. Teraz naprawdę zgłodniałem. Wyciągnąłem więc z lodówki jakąś sałatkę, do tego sok, i w mgnieniu oka pochłonąłem to wszystko. Zmyłem naczynia i usiadłem znów przy kuchennym stole.
Teraz mam wolne. Żadne modlitwy i błagania od wiernych nie nadchodziły, sprawy toczyły się swoim zwykłym, powolnym torem. Cóż zrobić w tych pięknych chwilach błogiej beztroski? (Tak, bóstwa też moją zezwolić sobie na odrobinę beztroski,  choć brzmi to nieco paradoksalnie i dziwnie). Wybiorę się do gorących źródeł. W końcu przyda mi się odrobina odprężenia. Spakowałem potrzebne mi rzeczy i wyszedłem z mieszkania.
Źródła znajdowały się trochę daleko od mojego domu, bo były raczej na obrzeżach miasta, a ja mieszkałem bliżej centrum. Gardziłem tłokiem, to prawda, ale tutaj były najlepsze sklepy z materiałami potrzebnymi do wszystkiego tego, co robię. I to przeważyło na losie tego, gdzie będę mieszkał. Trudno, jakoś to muszę znosić, pomyślałem, i żwawym krokiem szedłem w miejsce, do którego chciałem się udać.
Gdy zbliżałem się nieco, zauważyłem, że wokół gorących źródeł zebrał się lekki tłumek. Zakląłem z cicha w myślach i pomyślałem, że wybieranie się w to miejsce było jednak złym pomysłem. Z drugiej strony niezbyt chciało mi się wracać do domu. Więc co mi tam, postanowiłem i wszedłem do środka.
Skierowałem się do jak najbardziej odległej i pustej szatni, po czym przebrałem się, wziąłem ręcznik i zacząłem szukać jakiegoś spokojnego miejsca. Po dłuższej chwili znalazłem jedno, w którym siedział samotny mężczyzna z zamkniętymi oczami.
– Mogę? - zapytałem, stojąc na krawędzi źródełka.
– Tak... - odrzekł mężczyzna z lekką chrypką. Cóż za pociągający głos...
– Jestem Eredin – powiedziałem z wyciągniętą do mężczyzny dłonią, nim zdążyłem nad sobą zapanować.
– Phoenix Alexander Montoya Ramirez – powiedział z kamienną twarzą, ściskając moją dłoń, a ja postanowiłem mu się przyjrzeć.
Miał kruczoczarne włosy, zaczesane do tyłu. Miał lekko kwadratową szczękę, co niewątpliwie dodawało mu uroku. Natomiast jego oczy... Gdy się przysiadłem, zaczęły zmieniać kolor - ze złotych pomieszanych z szarością, przechodziły w odcienie rudego. Oho, chyba się wściekał...
– Nie sądziłem, że ktoś przedstawia się jeszcze pełnymi danymi – powiedziałem, badawczo mu się przyglądając.
– Ciesz się, że nie powiedziałem całości... - warknął zezłoszczony i odwrócił głowę.
– Widzę, że nie jesteś zbyt uprzejmy – zauważyłem.
– Jestem, ale akurat nie mam humoru... - odparł i wyszedł.
Chciałem mu jeszcze coś powiedzieć, przeprosić może za moją zbytnią śmiałość wobec niego, ale oddalił się tak szybko, że nie zdążyłem nawet zareagować. Cholera jasna, a był taki ciekawy, taki przyciągający... Westchnąłem zawiedziony i postanowiłem podjąć przerwany relaks w gorących źródłach.
Gdy stwierdziłem, że dość już wylegiwania się, opuściłem budynek i udałem się do swojego mieszkania. Usiadłem ciężko na kanapie w salonie i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Ten jeden, jedyny raz. Wszystkie moje myśli zaprzątał tamten mężczyzna... Phoenix... Rozmarzyłem się z leka i nie zauważyłem, jak kawa wylewa mi się na ubranie. Cholera, zakląłem, i szybo poszedłem się przebrać. A później, z braku lepszego zajęcia, wyszedłem w miasto, żeby przestać myśleć o Phoenixie.
Przechadzałem się po ulicach i udałem się w kierunku centrum. Przechodząc obok miejsca, gdzie znajdowało się więcej ławek, spostrzegłem smoka, wylegującego się na murku. Ciekawe stworzenia, uśmiechnąłem się i postanowiłem zbliżyć się do niego. Akurat chyba spał, więc przysiadłem obok niego. Wydawał się dziwnie znajomy...
– Znowu ty? - warknął nagle i wystawił język, a ja już wiedziałem, kto to. Phoenix był więc youkai... Jeszcze bardziej wzbudził moje zainteresowanie.
– A ty co, jaszczurka? - zapytałem, chcąc, by zabrzmiało to jak żart.
– Jestem smokiem, a to, że robię językiem tak nie oznacza, że jestem jaszczurką! - krzyknął obrażony i wrócił do formy człowieka.
Spoglądałem na niego i zastanawiałem się, co zrobiłem źle i gdzie popełniłem błąd, gdy po chwili znów się odezwał.
– Potrzebujesz czegoś? Twoja żona nie wie, że pochodzisz z ubóstwa i nie chcesz się przyznać, że jesteś jednak kobietą, tyle że z jajami? Czy o co chodzi? Piesowaty? - spojrzał na mnie, a ja tylko zmarszczyłem brwi. - Lis? - znów zadał pytanie, a ja dalej patrzyłem na niego w ten sam sposób. - To czym ty jesteś? Baranem, koniem, kurą? - kolejne pytania wyleciały z jego pięknych ust, teraz już nieco spokojniej, niż przed momentem.
– Boisz się mnie? - zapytałem ze stoickim spokojem?
Nie doczekałem się odpowiedzi, jednak widziałem, że Phoenix uważnie mnie obserwuje. Bał się, obawiał się mojej reakcji czy co?
– Nie, nie boję się Ciebie – odparł po dłuższej chwili, przyglądając mi się z zaciekawieniem. - Po prostu nie znam cię i nie wiem, kim jesteś.
– Doprawdy? - odparłem, unosząc brew i starając się, by mój głos nie brzmiał zbyt agresywnie. - Całkiem niedawno spotkaliśmy się w gorących źródłach, Phoenix – odparłem zadziornie, akcentując jego imię.
– Och, racja, Eredinie – odparł, z naciskiem akcentując moje imię. - To ty byłeś tym dupkiem, który zakłócił moją oazę spokoju i nie dał mi w spokoju odpoczywać i relaksować się – zaśmiał się i założył ręce na piersi.
– Och, doprawdy? - odparłem przez zaciśnięte zęby i starałem aż tak bardzo nie czerwienić się ze złości. - Może jeszcze powiesz, że teraz też cię nachodzę, co?
– Hmm, jakby na to popatrzeć tak z boku, to tak, owszem, nachodzisz mnie – dalej się śmiał, przysiadając na murku.
– A niech cię wszyscy diabli, bóstwa i patroni pochłoną... - odparłem ze złością i już miałem odejść, gdy poczułem, jak łapie mnie za łokieć.
– Dobra, stary, sorry za moją reakcję, nie mam dzisiaj zbyt humoru – powiedział przepraszająco. - Może zaczniemy od nowa? Jestem Phoenix, po prostu. Youkai, smok, jak wolisz – spojrzał na mnie  i wyciągnął dłoń.
– Eredin, po prostu Eredin – odparłem, nadal lekko obrażony, ściskając jego dłoń.
– A powiesz coś więcej o sobie? Skąd mógłbym wiedzieć, co taki cicho ciemny typ może mieć w spodniach czy też gdzieś indziej – odparł i zaśmiał się.
– Dzięki wiesz... - stanąłem do niego tyłem, obrażając się na uwagę o spodniach.
– Oj no, przepraszam. Mam specyficzne poczucie humoru.  Pokaż kotku, co masz w środku – odparł i poczułem, że stoi za mną i czeka, aż coś mu odpowiem.
Odwróciłem się do niego przodem, wetknąłem dłonie w tylne kieszenie spodni i zapytałem z powagą:
– Miałeś kiedyś do czynienia z bóstwem? - zapytałem i czekałem na jego reakcję.
Phoenix spojrzał na mnie ja na ufoludka i zmierzył mnie poważnie wzorkiem.
– Co masz konkretnie na myśli? - zapytał i podszedł do mnie.
– Zadałem pytanie, w gruncie rzeczy bardzo proste.
– No właśnie, zadałeś... W gruncie rzeczy bardzo proste, jednak równie dziwne, jak twoje zachowanie w tym momencie.
– Pytałem, czy miałeś kiedykolwiek do czynienia z bóstwem. Jesteś youkai, więc rola chowańca nie jest ci obca – poczułem, że teraz to ja przejąłem pałeczkę w tej rozmowie i teraz to ja byłem tym, który może pośmiać się z tego drugiego. Przybrałem więc minę adekwatną do sytuacji – złośliwy uśmieszek bez chwili wahania wystąpił na moją twarz.
– No co ty, Eredinie Panie Mądralo, nie powiesz – odparł po chwili i aż trząsł się ze złości, policzki mu nawet poczerwieniały. - Tak, rola chowańca nie jest mi obca. Wiem, czym są bóstwa, ale nigdy nie miałem okazji z żadnym przestawać. A czemu tak o to dopytujesz, co? - wymierzył we mnie oskarżycielsko palec.
– Eredin Bréacc, bóstwo sztuki, do usług – odparłem, śmiejąc się, i dla wzmocnienia efektu ukłoniłem się nisko.
– Co ty mi tu... - zauważyłem, jak bardzo był w szoku. - No proszę, a ja cię od zwierzaków wyzywałem – odparł po chwili namysłu, gdy zdziwienie z niego zeszło.
– Dlatego zadałem to pytanie. Cóż, pokazując się w formie smoka od razu zdradziłeś to, kim jesteś. Ja chciałem zachować pewne informacje, przynajmniej do teraz, w tajemnicy. Ale już to wiesz – uśmiechnąłem się znów i pokazałem mu język.
– O proszę, to bóstwa mają też języki. Szkoda, że nie tak fajne, jak smoki – próbował udawać obrażonego, jednak po chwili się roześmiał.
– Oj, jakiż ty zabawny, Phoenix – próbowałem go naśladować, ale coś niezbyt mi to wychodziło.
– Więc co, jesteś bóstwem. Sztuki, tak? - zapytał zaciekawiony.
– Tak, owszem, jestem bóstwem sztuki – odparłem.
– No i co robisz tak właściwie?
– Wysłuchuję modlitw, spełniam małe zachcianki, zsyłam błogosławieństwa, takie tam – odparłem znudzony. - A ty? Jesteś chowańcem. Przy jakim bóstwie?
– Przy żadnym – odparł swobodnie.
– No proszę. Samotny youkai smok. Jakież to ciekawe – odpowiedziałem i zacząłem mu się uważnie przyglądać.
– No i czego się gapisz, bogu? - zapytał zaczepnie i tym razem to on wyciągnął na mnie język.
– Jakiż ty niegrzeczny. Ciekawe, czy gdybyś miał bóstwo, też byłbyś taki złośliwy i zadziorny – założyłem ręce na piersi i spojrzałem na niego pewnie.
– Oh, widzisz. Wszystko jest do sprawdzenia – posłał w moim kierunku, zapewne tak zwany, swój firmowy uśmiech.
– Doprawdy? - uśmiechnąłem się. - Wybacz, ale muszę już iść. Miło się z tobą gawędziło, cieszę się, że mogłem cię znów zobaczyć, ale muszę już się zwijać. Bywaj, Phoenix, chowańcu w formie smoka – ponownie się mu ukłoniłem i zacząłem iść w swoją stronę.
– Eredin, zaczekaj! - usłyszałem tylko jak mnie woła, ale już nie zwracałem na niego uwagi.
Swój cel osiągnąłem. Nawet udało mi się ukradkiem wsadzić mu do kieszeni moją wizytówkę z numerem telefonu. Ciekawe, czy ją znajdzie i skontaktuje się ze mną. Z zadowoleniem na twarzy udałem się w kierunku swojego mieszkania, by móc w spokoju popracować nad rysunkiem, na który pomysł wpadł mi teraz do głowy.
2235

Eredin, zadanie 1, Walka z Akumą (+16)

Stałem przed płótnem i przyglądałem się temu, co przed chwilą skończyłem. Pozornie błogi i piękny krajobraz, kolejny z wielu, jakie stworzyłem. Następny z serii tych idealnych, bo przecież innych nie potrafiłem wykonać. Moim zwyczajem, wzięło mnie na przemyślenia. A niech cię, Eredin, jesteś bóstwem sztuki, nie umiesz inaczej, niż doskonale i bezbłędnie. Choćbym nie wiem, jak bardzo starał się zepsuć moje kolejne dzieło, to i tak będzie idealne, że aż oczy zaczynają łzawić z tego wszystkiego. Nie to jednak najbardziej zaprzątało moje myśli dzisiejszego dnia. Obraz był tylko przykrywką dla tego, co naprawdę mnie męczyło.
W okolicy pojawiła się silna Akuma. Doszły mnie słuchy, że to, z czego czerpie moc, to cierpienie innych. Eredin, nie masz się za bardzo czym przejmować, pomyślałem, przecież jeszcze się na nią, przynajmniej dotychczas, nie natknąłeś. Po chwili jednak skarciłem sam siebie, bo to wszystko nie było przecież takie proste. Ten demon żywił się już kilkunastoma osobami, a znając te podstępne gady, ma już na pewno na oku kolejną ofiarę. Pomijając tak oczywisty szczegół, ze zagraża poważnie również i mnie. Cholera, muszę się tym zająć. Odłożyłem pędzle i paletę i podszedłem do stołu, by ponownie przejrzeć notatki.
Po raz kolejny przyjrzałem się opisowi wyglądu Akumy. Jak to mają w zwyczaju, wyglądała dość specyficznie. Ta przybrała postać czegoś na kształt węża. Była podłużna, jednak dość gruba i poruszała się podobnie jak te gady. Cały jednak problem polegał na tym, że ciała nie pokrywała skóra, lecz kruczoczarne pióra. Ludzie lubowali się w osobliwościach natury, ale żeby w czymś takim? Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, że ktoś mógł chcieć przygarnąć takie coś i myśleć, że to fajne zwierzątko domowe. Jak bardzo można się mylić...
Następnie skupiłem się na notatkach dotyczących zachowania ofiar Akumy. Ta powodowała u człowieka niewyobrażalne cierpienie. Zabierając to „coś:” do domu ofiara nie wiedziała, jak bardzo myli się co do tego, czym to owo coś jest.  Akuma, jak węże miały w zwyczaju, kusiła i zwodziła. Człowiek, w wyniku jej działań, robił najgorsze rzeczy, jakie mógł robić – znęcał się nad rodziną, dopuszczał się przemocy, krzywdził, zostawiał. Generalnie stawał się bestią. A gdy już wszystko tracił, Akuma wkraczała do akcji, stopniowo wyniszczając jego duszę i ciało, w wyniku człowiek popełniał samobójstwo. Ten konkretny demon prawie już wykończył swoją obecną ofiarę, musiałem więc działać szybko, by ją unicestwić i nie dopuścić, by opętała kolejnego naiwnego człowieka.
Postanowiłem zająć się tym wszystkim sam. Po co miałem mieszać w to kogokolwiek, skoro akurat nie miałem i tak nic lepszego do roboty? Zresztą... Trzeba popracować trochę w terenie, a nie siedzieć samemu w domu i tworzyć kolejne beznadziejnie piękne dzieła. Porzuciłem notatki i udałem się do swojego gabinetu, by przygotować broń. Za pasek czarnych dżinsów wetknąłem mój pistolet. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś jednak poszło nie tak. Na tę konkretną okazję wybrałem dyskretny nóż i coś, by podpalić gadzinę. Wybrałem klasyczną zapalniczkę, którą dostałem od... Po jaką cholerę ja w ogóle to jeszcze trzymałem? Palnąłem się w czoło, odpędziłem nieprzyjemne wspomnienia i ruszyłem do wyjścia.
Był już późny wieczór, gdy wyszedłem z mieszkania. Tak, teraz najlepiej będzie to  zrobić, pomyślałem, i żwawym krokiem udałem się w kierunku mieszkania człowieka, do którego przyczepiła się ta wężowa Akuma. Byłem ubrany dyskretnie, w moją ukochaną czerń, więc w tej ciemności nie rzucałem się w oczy. Po kilku minutach marszu stanąłem przed kilkupiętrowym budynkiem. Wszedłem szybko do środka i udałem się do tego mieszkania.
Stanąłem przed drzwiami. Cisza. Eredin, nie dziw się, w końcu to noc, każda względnie normalna istota ludzka o tej porze śpi. W momencie,gdy chciałem zapukać do drzwi zobaczyłem, że są otwarte. Cholera, zły znak, bardzo zły. Ostrożnie wszedłem do środka i zamknąłem drzwi. Lepiej, żeby nikt mi nie przeszkadzał.
Rozejrzałem się pospiesznie i usłyszałem cicho syk. Oho, Akuma tu jeszcze jest. Na szczęście moje, albo i zgubę. Ruszyłem przez kolejne pokoje, kiedy spostrzegłem lekko widoczne światło w sypialni. Cicho podkradłem się do drzwi i nasłuchiwałem. Tylko cichy syk i płacz. Wszedłem szybko.
Przy łóżku zobaczyłem siedzącą na ziemi kobietę. Płakała, widać było, że jest zrozpaczona. W ręku trzymała pistolet. Cholera jasna, przekląłem w myśli. Wtedy spostrzegłem i Akumę. Wiła się wężowym ruchem wokół słupka łóżka z baldachimem. Syczała i spoglądała na mnie bezczelnie. Wiedziała...
– Hej, nie wiem, jak masz na imię. Ale, błagam, odłóż ten pistolet – rzekłem spokojnie do kobiety.
– Odejdź... - załkała i podstawiła pistolet do skroni.
– Hej, spokojnie. Na pewno nie jest za późno, bym zdołał ci pomóc. Jak masz na imię? - uniosłem ręce i odsunąłem się kawałek, żeby nabrała poczucia, że nie jestem jej wrogiem.
– Cassandra. I tak, dla mnie już dawno jest za późno... - rzekła kobieta,a  pistolet w jej rękach wypalił.
Kurwa, tego się nie spodziewałem... Głowa kobiety w miejscu, gdzie kula przeszła na wylot, wręcz eksplodowała. Odłamki kości, skóry i tkanki mózgowej wraz z krwią obryzgały nie tylko łóżko, ale też ścianę. Zepsułeś Eredin, kompletnie zepsułeś. Mogłeś poprosić kogoś o pomoc to nie, wolałeś iść sam. Idiota, kompletny idiota. W dodatku nieodpowiedzialny. Już miałem się ruszyć, kiedy poczułem coś na nodze. O cholera, Akuma. Kompletnie o niej zapomniałem. W kolejnym momencie poczułem już tylko, jak wężowe ciało, choć z ptasimi piórami, zaciska się na moim gardle... Ja pierdole, pomyślałem... Zacząłem się szarpać z całych sił bo wiedziałem, że nie mam zbyt wiele czasu. Ten demon za chwilę mnie udusi...
Już czułem, jak uciekają ze mnie resztki sił. Już myślałem, że nie podołam... W ostatniej chwili udało mi się zerwać to coś z własnej szyi. Popatrzyłem na to cholerstwo.
- Ale jesteś paskudna, Akumo – rzekłem wściekły i zdyszany, po czym szybkim ruchem odciąłem jej głowę nożem. Ups, skończyło się życie tej paskudy. Zebrałem szybko do worka to, co zostało z demona i zadzwoniłem po odpowiednich ludzi. Przyjechali, wyjaśniłem im całą sytuację. Nie pytali i zajęli się ciałem. Popatrzyłem z nieukrywanym smutkiem na tą kobietę. Przynajmniej na to, co z niej zostało. I wyszedłem z mieszkania.
Dotarłem do mojego mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi i udałem się do piwnicy. Czym prędzej musiałem spalić tego gada. Usiadłem na podłodze i wyciągnąłem to cholerstwo z worka. Dalej wrednie się na mnie gapiło. Dobrze, że zdechłeś, pomyślałem. Potem jednak przypomniało mi się, co przez tę  Akumę zrobiła ze sobą Cassandra... Od razu posmutniałem. Nie zdążyłem, zawiodłem... Położyłem ciało demona na worku i odmówiłem krótką modlitwę. Po chwili wstałem, polałem to benzyną z kanisterka i podpaliłem.
– Won do piekła kurwo wściekła – wysyczałem wściekle przez zaciśnięte zęby.
Popatrzyłem i zaczekałem, aż wszystko doszczętnie spłonie. Zebrałem popiół i wrzuciłem do pieca. A potem poszedłem do kuchni się upić.

1075

Od Phoenixa Do Eredina + Quest numer 1 "Zobacz kotku co mam w środku"

Piękny sen, opowiadający o tym jak cudowne jest tutaj życie, życie, którego i tak nienawidzę, ale czy mam wybór? Śpiew ptaków, powarkiwanie Akum, to wszystko przerwał najbardziej irytujący dźwięk jaki istnieje na każdym kontynencie czy nawet planecie, przecież nie wiadomo czy w galaktyce nie ma innych stworzeń, które nienawidzą tego uporczywego dźwięku jaki wydaje z siebie - budzik.
To cholerstwo w plastikowej obudowie, oberwało silną ręką, więc usłyszałem tylko odgłos spadającej sprężyny na ciemne panele. Nikt nie ma prawa mnie teraz budzić, ja nic tutaj nie muszę robić, więc z chęcią pośpię trochę dłużej, choć dziwnie brzmi, to jeśli orientujesz się, że to dopiero godzina piąta nad ranem
Położyłem się na plecach i gapiłem się w śnieżnobiały sufit. Ktoś mi powie dlaczego to robię?
Szczerze chyba z czystego lenistwa.
Po dobrych dziesięciu minutach zwlokłem się z łóżka, podchodząc do szafy, z której wyciągnąłem czarną bluzę i szare spodnie dresowe gdyż stwierdziłem, że czas iść pobiegać.
Szybko się przebrałem i wyszedłem z chatki, która znajduje się na obrzeżach miasta. Centralne umieszczenie, mego cichego miejsca, nie wchodzi w grę, za głośno tam.
Dzisiaj nadałem sobie spore tempo, którego żałowałem pod koniec mej wycieczki krajoznawczej, ponieważ moje kolano nie dawało mi żyć. Głupie łączenia nogi.
Podziwiałem po drodze tereny, widziałem kila bóstw, patronów czy też innych chowańców. Niektórzy niepokorni, inni ulegli. Co się stało z tym światem, dlaczego on jest tak prostolinijny?
Truchtając do domu zastanawiałem się, co by było gdyby wszystko to co jest teraz okazało się wizją, bądź też snem, a ja nadal leżałbym w łóżku z Alvesem. Na to wspomnienie zrobiło mi się przykro, mały Dante zawsze nas podziwiał, choć pytał milion razy kiedy mama po niego wróci my zawsze odpowiadaliśmy, że mama musiała wyjechać daleko do pracy, bo pracuje ciężko na niego, a on jest u nas na wakacje. Choć mały nie zwracał na to uwagi, ale był u nas już dwa lata. Miał ojca, którego nie poznał wcześniej więc Alves postanowił, że zmierzy się z rodzicielstwem. Został jego ojcem, a ja dalej byłem najlepszym wujkiem, który dawał wiele zabawek na święta.
A teraz? Wszystko przepadło i nic już do mnie nie wróci.
Wzdychając ciężko usiadłem pod murem, który był niedaleko mojego domu. Potrzebowałem chwili aby to wszystko ułożyło się w jasną całość.
Podkurczając nogi, oparłem brodę na kolanach i zorientowałem się, że jeśli będę to wszystko robił jak do teraz to daleko nie zajdę.
Ostatnie moje dni wyglądały tak, że wychodziłem rano na bieg, szedłem spać, zjadłem coś małego i ponownie się kładłem.
Stanie w miejscu nie jest w moim stylu, ale nie mam sił aby ruszyć swe cztery litery i iść gdzieś aby poznać kogokolwiek.
Siedziałem tak do czasu kiedy koło mnie nie przebiegł jakiś pies, który wydawał się dość zagubiony, wyglądał dość zwyczajnie, ale przypuszczam, że to był jakiś chowaniec.
Podnosząc się otrzepałem spodnie i ruszyłem do domu, aby wziąć szybki prysznic.
Mijały godziny, a ja dalej siedziałem i nie wiedziałem co ze sobą począć.
- Dobra Ramirez wstawaj, bierz ręcznik i ruszaj na gorące źródła, które są umiejscowione niedaleko mojego aktualnego miejsca zamieszkania.
Po tej myśli przebrałem się w coś bardziej odpowiedniejszego niż jeansy i zabrawszy wszystko ze sobą ruszyłem w stronę miejsca, które ma pozwolić mi zapomnieć, choć na chwilę o wszystkim.
Dochodząc na miejsce zrzedła mi mina. Cholera, liczyłem na to, że nikogo nie będzie, bądź też spotkam garstkę osób.
Wzdychając zrezygnowany z powodu sporego zatłoczenia zarzuciłem na ramię ręcznik i już miałem wracać do domu, gdy moim oczom ukazało się wolne miejsce. Odludzie, nikogo tam nie ma, a ja tego właśnie potrzebuję.
Udałem się do tego źródła i wszedłem do niego zamykając oczy i odprężając się, pozwalając na to prawie wszystkim mięśniom.
- Mogę? - z pięknej chwili poszło wszystko w pizdu. Chciałem posiedzieć sam, a tu mi jakiś dziad będzie dupę pchał w moją oazę spokoju.
- Tak.. - rzekłem lekko zachrypnięty, starając wrócić do mojego błogiego stanu.
- Jestem Eredin - rzekł wystawiając w moją stronę dłoń.
Ja pizgam serio?! Chciałem mieć spokój a tu wszystko idzie na nic?
- Phoenix Alexander Montoya Ramirez - uścisnąłem jego dłoń z kamienną twarzą, przy okazji przyglądając mu się. Jego czerwone oczy były interesujące, tak samo jak włosy koloru bieli. Ten za to  patrzył na mnie, jak by było coś ze mną nie tak. Nie facet nie mam żółtych papierów. Fakt jeśli by sobie poszedł było by o wiele lepiej, ale jeśli zamilknie może siedzieć.
- Nie sądziłem, że jeszcze ktoś przedstawia się pełnymi danymi.
- Ciesz się, że nie powiedziałem całości.. - warknąłem odwracając głowę.
- Widzę, że nie jesteś zbyt uprzejmy.
- Jestem ale akurat nie mam humoru.. - po tych słowach wyszedłem, miałem po prostu dość, czas się ulotnić.
Ruszyłem do domu aby ubrać się w czerwoną koszulkę, me trapery oraz skórzaną kurtkę, która jest najlepszym prezentem jaki tylko dostałem.
Gdy zakończyłem rytuał ubierania się ruszyłem na miasto w poszukiwaniu murku, na którym bez karnie będę mógł się wylegiwać.
Dotarłem do takiego miejsca. Fakt było to centrum, a dookoła znajdowali się ludzie, ale kto normalny podejdzie do leżącego na kamiennym murku smoka, aby im spalił włosy, gdyż wzniesiona ma ostoja była trochę wyższa niż stojąca przed nią drewniana ławeczka.
Cóż mogę rzekną. Nie wyglądam oczywiście na wielkiego smoka, mam jakieś pół metra, gdzie kolor czarny dominuje w mym ubarwieniu. Znajdą się też szczegóły, gdzie barwa jest czerwona.
Aktualnie nie posiadam skrzydeł, gdyż nigdzie nie mam zamiaru latać, chyba, że po piwo do sklepu.
Zamykając oczy z nadzieją, że prześpię kilka godzin poczułem, że jakiś popapraniec usiadł właśnie w tym miejscu. Czy na prawdę oni przestają się bać smoków? - otworzywszy oko dostrzegłem jego.
- Znowu ty? Warknąłem wystawiając przy okazji język.
- A ty co, jaszczurka? - zapytał mężczyzna.
- Jestem smokiem, smokiem, to że robię językiem tak,
nie oznacza, że jestem jaszczurką! - krzyknąłem wracając do człowieczej formy.
- Potrzebujesz czegoś? Twoja żona nie wie, że pochodzisz z ubóstwa i nie chcesz się przyznać, jesteś jednak kobietą, tyle ze z jajami czy o co ci chodzi.. Piesowaty? - spojrzałem na niego, a ten zmarszczył brwi. - Lis? - znów to samo - To czym ty jesteś? Baranem, koniem, kurą? - powiedziałem spokojniej, lecz obserwowałem go uważnie, bo nie chcę zaraz czymś oberwać. Nie wiadomo co taki cicho ciemny typ może mieć w spodniach... Czy też gdzie indziej.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


- Nie wiele bardziej niż otwieranie drzwi - przyznał bez chwili zastanowienia i uśmiechnął się z satysfakcją. Umiejętność wilka sama w sobie przecież nie była niczym niezwykłym. Po prostu otwierał przejściu z punktu A do punktu B. To nie tak, że tworzy on ognia, wodę, czy błyskawicę z nicości, wpływa na pole grawitacyjne w swym otoczeniu, zamienia się w cień, lub chwyta światło, aby tworzyć z niego na przykład broń. Nex potrafił "tylko i aż" otworzyć "drzwi" tam, gdzie ich nie było pierwotnie prowadzące do miejsca, którego było w zupełnie innym miejscu. W zawiązku z tym moc nie wymagała od niego wiele wysiłku, a to jakie jej wykorzystanie dawało efekty, było już skutkiem samej pomysłowości wilka.
- Niby tak, ale jeśli będę nieostrożny to może "zeżreć" pół muzeum i ciebie przy okazji, więc wiesz - i choć Nex starał się, aby brzmiało to poniekąd jako żart, to zostawił wyraźną aluzję, że wcale tak nie było. Ostatecznie wszystko zależało od tego, jak bardzo skupiłby się na zadaniu. Mimo iż mogło się wydawać takie proste, to w pewnych sytuacjach (na przykład po wypiciu za dużo) nawet chodzenie wydawało się zadaniem niemożliwym. Pomijając już zupełnie fakt, że pozbawiało to możliwości walki osobiście wilka.
Teraz przyszła jednak najwyraźniej pora na to, aby Makoto się trochę rozgrzał i nie trzeba było go nawet do tego zachęcać. Ochoczo skierował swoje kroki do korytarza, które zalała cienista maź bez ładu i składu. Może próbowała ich wystraszyć samą swoją wielkością, lecz Makoto nic sobie z tego nie robił. Ciął na przemian na lewo i prawo śmiało idąc przed siebie. Za każdym razem, gdy opadało jego ostrze, kolejna część cielska potwora znikała. Nie będzie więc niespodzianką, że nie minęła nawet minut nim po akumie nie pozostał nawet ślad, a wokoło zapanował pozorny spokój. Żaden jednak z chowańców nie dał się temu oszukać. W powietrzu wisiała burza i niemal dało się poczuć krążące wokół napięcie. Bez wątpliwości niepożądani mieszkańcy tego muzeum zaczynali się budzić i chyba czuli się na siłach, aby podołać ich dwójce. Normalnie fakt, że byli w stanie usłyszeć ruch z każdej niemal strony byłby czymś złym, bo oznaczał, że zostali otoczeni, ale czy było to też prawdą w tej sytuacji? Osobiście Nex uważał, że to świetna sprawa, bo gdzie się nie obejrzy, powinien znaleźć wroga.

374 słowa

Chowaniec Inugami- Azazel


Imię: Azazel
Przezwisko: Najczęściej używanym jest Kairos. Pozostają jeszcze wszelkie odmiany jego imienia, jednak na nie pozwala mało komu.
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Inugami
Moc: Najzwyczajniej w świecie panuje nad ogniem. Najwidoczniej los postanowił sobie z niego zadrwić i pozwolić mu panować nad tym, czego najbardziej się boi od czasu ostania chowańcem.
Ilość PD: 225 ( Nowicjusz )

Z początku chłopak wydaje się wyobcowany i samotny. Mało się rusza i mówi jeżeli nie jest mu to potrzebne do szczęścia. Na pierwszym miejscu stawia swojego pana, potem siebie, a potem słabszych od siebie. Osób silnych nawet nie zaszczyci swoją uwagą, jeżeli oni się nie zaczną o to ubiegać. Jeżeli takiego spotka przeleci po nim wzrokiem. Zawsze jednak wszystkich bacznie obserwuje. Jego charakter nie należy do logicznych, bo i po co. Mimo to należy on do agresywnych osób, jeżeli tylko dotkliwe zranisz jego pana jest w stanie wyszarpać ci serce na miejscu. Za lekkie pobicie może pozbawić ręki, którą zadałeś mu ból. Nie nawiedzi osób, które krzywdzą słabsze osoby. Zawsze stanie w ich obronie, nawet jak ich nie zna. Jednak rzadko kiedy wdaje się potem z nią w dyskusje, zależy mu na braku dręczenia, a nie na znajomościach. Mimo bycia psem, jest raczej samotnikiem, któremu wystarczy tylko ta jedyna osoba, osoba przy której zostanie na zawsze, aby jej bronić. Nie należy do wiernych osób, jest taki tylko dla swojego pana. Cała reszta go już tak bardzo nie obchodzi. Dla swojego boga/bogini zrobi dosłownie wszystko, jednak jeżeli obca mu osoba o coś go poprosi najzwyczajniej prychnie. bóg jest alfą, a on bethą, cała reszta to nic nieznaczące omegi, które nie mają brawa mieć do niego jakich kolwiek próśb. Trzeba też brać pod uwagę, że jest nieufny do osób, które z grzeczności spytają jaka jest pogoda. Raczej odpowiedzą, bo ktoś go męczy głupimi pytaniami. Miły jest jedynie wobec tej jedynej osoby.

Włosy: Włosy Azazela są koloru czarnego, tak samo jak sierść w psiej postaci. Są one krótkie, bowiem sięgają jedynie kawałek za uszy. Są one jednak gęste i lekko pofalowane. Jako pies ma przyjemną w dotyku sierść, w której dłonie same się zatapiają. Łatwo jednak się kołtuni i łapie brud, przez co trzeba ją często czyścić. 
Twarz: Jego twarz jest łagodna, jednak w oczach ukrywa się jego cała agresja. Oczy są koloru niebieskiego, a w nocy pobłyskują żółtym blaskiem. Rysy twarzy ma delikatne i mało kiedy widać na niej jakie kolwiek emocje. Czasem jeżeli się dokładnie przyjrzysz widać lekkie drgania mięśni, świadczące że chłopak jednak ma uczucia. Z ust wystają mu dwa kły, typowo psie kły. Jako kundel ma czerwone oczy i długi pysk, z którego wystają długie zębiska. W obydwóch postaciach posiada długie i szpiczaste uszy ruchliwe we wszystkie strony. 
Postura: Chłopak nie należy do wysokich i barczystych obrońców, a mimo to nadaje się do walki. Ma on zaledwie 164 cm wzrostu i lekki zarys mięśni. Jest a to szybki i zwinny co często daje mu przewagę nad osiłkami, którzy myślą że są silniejsi. Jak wiadomo ochrona to nie tylko dawanie w łeb innym, ale też wyprowadzanie z katastrof. W postaci psa jest natomiast wysoki, ponieważ jest wielkości typowego mastifa ( 74 cm w kłębie ). To tego ma długie nogi, które pozwalają mu szybko i długo biegać, oraz masywny tułów. 
Inne: Z reguły nosi na sobie ciemna, a najlepiej czarne ciuchy, adekwatne do sytuacji i temperatury. Na jego szyji można dostrzec dwie rzeczy, albo jest to nieśmiertelnik z jego danymi, albo czarna obroża z fragmentem smyczy. Posiada też kolczyk po lewej stronie w dolnej wardze, oraz tatuaż przypominający płomienie na prawym ramieniu. 
Głos: Patryk S.Covers
Bóstwo: Szuka osoby, której będzie mógł chronić za wszelką cenę. Osoby, która potrzebuje tej ochrony, a nie tylko jej chce. Azazel nie wybierze kogoś kto jest w stanie poradzić sobie sam, albo ma już innego chowańca i chce jedynie powiększyć swoją kolekcje.
Przyjaciele: On i przyjaciele? Raczej w to wątpię, ale może kiedyś, kto go wie.
Wrogowie: Każdy kto podnosi rękę na słabszego staje się wrogiem w jego oczach.
Druga połówka: Biorąc pod uwagę, że jest wierny tylko jednej osobie to jedynie jego bóg/bogini mógłby/mogłaby nią zostać, więc raczej o tym zapomnijmy. 
Nie pamięta dokładnie swojego życia jako człowiek, a jedynie urywki. Był osobą, która mieszkała w domu dziecka i od zawsze pomagała innym. Nie lubił dręczyć słabszych, wręcz przeciwnie. Nienawidził osób, które pastwiły się nad innymi. Zginął w pożarze jednak nie pamięta ile dokładnie miał lat. Na pewno coś koło osiemnastki. 
Mało kto o tym wie, ale Kairos uwielbia śpiewać i często robi to kiedy myśli, że jest sam. Może kiedyś uda ci się go podsłuchać?
Pomimo tego jaki jest dla obcych, lubi być głaskany przez tą jedyną osobę, która jest dla niego całym światem.
Jako pies jest najzwyklejszym kundlem, podsobnym trochę do owczarka,a trochę do dobermana. 
Może nie wgląda, ale zalicza się do całkiem dobrych kucharzy i piekarzy. 
Jest typowym mięsożercą, chociaż czasem je roślinne pożywienie. 
Operator: Akuma / wikusia1331@gmail.com

Bóstwo Sztuki - Eredin Bréacc



Imię: Eredin Bréacc
Przezwisko: Nigdy żadnego nie miał
Typ bóstwa: Sztuki
Płeć: Mężczyzna
Dar: Na swoich wyznawców zsyła natchnienie, które pozwala im tworzyć sztukę doskonałą. To, co pod wpływem tego błogosławieństwa zostanie wytworzone, jest piękne i wzbudza powszechny zachwyt.
Liczba wierzących: 1150 ( Rozkwitające bóstwo )


Eredin to bez wątpienia artystyczna dusza. Kocha wszystko, co związane ze sztuką - uwielbia rysować, grać na instrumentach, malować, rzeźbić, a nawet szyć. Ma milion pomysłów na minutę i najczęściej nie wie, w co włożyć ręce, a c za tym idzie, nigdy się nie nudzi i nie lubi się lenić. Jest miły dla innych w swoim otoczeniu, choć niezbyt przepada za większym towarzystwem. Woli spędzać czas raczej w wąskim, nawet bardzo wąskim gronie osób. Przyjaciół traktuje jak największe dobro i błogosławieństwo, dba więc o nich, jak tylko może. Ponad wszystko ceni sobie szczerość oraz lojalność. Sam jest niezwykle prawdomówny i nie boi się wyrażać własnego zdania, choć jest bardzo oszczędny w słowach. Można powiedzieć, że nie rzuca ich na wiatr. Niektórzy mogliby pomyśleć, że jest milczkiem, choć prawda jest zupełnie inna. Niezbyt przejmuje się sobą samym i,jeśli już o sobie myśli, to tylko wtedy, kiedy brakuje mu płótna do obrazu czy materiałów do szycia. Jeśli chodzi o jego humor, to pasuje całkiem do jego charakteru. Jest powściągliwy w okazywaniu emocji i swoje uczucia woli zachować dla siebie, trzymając je tak głęboko, jak tylko jest to możliwe.


Włosy: Nosi krótko obcięte włosy, bez zbędnego ich układania. Ich kolor można najłatwiej określić jako biały lub siwy.
Twarz: Jego twarz ma trójkątny kształt, lecz jest lekko zaokrąglona. Bez wątpienia przyciąga jednak uwagę innych. Głównym tego powodem są oczy - mają czerwony kolor i widać w nich czasami przebłysk fioletu.
Postura: Jest drobnej budowy ciała, choć bez wątpienia nie jest słabeuszem. Ma około 180 cm wzrostu.

Chowaniec: Phoenix
Przyjaciele: Ma ich niewielu, a tak naprawdę tylko jednego.  Kochanków i partnerów dawno już nie widział. Raczej jest samotnikiem.

Wrogowie: Choć bardzo starał się o tym zapomnieć, ma ich kilku. Omija ich jednak szerokim łukiem.
Druga połówka: Jest homoseksualny i obecnie wolny.


Jego kolor oczu oraz włosów spowodowany jest albinizmem.
Ponad wszystko z wszelkich sztuk ceni sobie muzykę. Kocha wszelkie podgatunki muzyki rockowej czy metalowej.
Jego ulubionym kolorem jest czarny.
Ma słabość do mundurów.
Od czasu do czasu można go zobaczyć z gitarą elektryczną, choć niezbyt lubi się z nią pokazywać przed innymi.
Ma cudowny głos.
Jeśli rysuje, to głównie kredkami akwarelowymi.
Wstydzi się, gdy ktoś widzi, jak tworzy.
Operator: Anonim


Chowaniec Youkai - Phoenix


Imię: Phoenix Alexander Montoya Ramirez
Przezwisko: Każdy się go boi, więc nie ma za dużo przezwisk, ale spotkał się już z Fenkiem i Alexem.
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Youkai
Moc: Potrafi zmieniać swój rozmiar niezależnie od tego czy jest w formie człowieka, czy też nie. Poza tym porusza się bezszelestnie. Ogranicza go tylko brak bóstwa, który to jest mu potrzeby do osiągnięcia pełnej formy wielkiego smoka. Gdy już znajdzie swojego "przewodnika" może wykorzystać swoją wielką formę tylko raz na dwa miesiące, gdyż po tym jest bardzo osłabiony i jego organizm musi się zregenerować.
Liczba PD: 450 ( Nowicjusz )

Co można powiedzieć o mężczyźnie, który w jeden dzień stracił wszystko co miał? Jak każdy, jest wściekły na wszystkich i na wszystko, potrafi nawet spalić oddechem motylka, bo będzie go denerwował, ale czy on jest taki przez cały czas? Wszyscy będą się zastanawiać, gdzie można wpisać typa z wypisanym mordem na twarzy. Fakt, nie wygląda na miłego, lecz właśnie taki jest, towarzyski jak i rzadko ostatnio uśmiechnięty. Ochrona najbliższych przyjaciół czy też kogoś w niebezpieczeństwie jest dla niego priorytetem. Uwielbia się lenić, lecz nigdy mu to nie było dane. Upór jest zgubny, ale co mu po tym, nie umrze milionowy raz. Stara się pocieszać każdego smutnego osobnika, jednak średnio mu to wychodzi. Uległości nauczyła go rodzina, więc nie stawia się byle komu, czasami jednak warto odpuścić. Jego humoru nie idzie opisać tak łatwo, ale skracając to do kilku słów, nie radzę ci go denerwować, gdyż może mieć akurat ochotę na morderstwo.

Włosy: Fryzura Fenka, jest zazwyczaj schludna i nie wyróżnia się za bardzo na tle innych. Jego włosy są koloru kruczoczarnego, zwykle zaczesane do tyłu.
Twarz: Posiada lekko kwadratową szczękę, twierdząc, że to dodaje mu lekkiego uroku, gdzie jego oczy odstraszają, które są koloru rudości, jeśli się wścieka, bądź też złota pomieszanego z szarością, jeśli jest spokojny i nic go nie denerwuje.
Postura: Alex jest wysportowanym mężczyzną, gdyż kto widział ulańca w profesjonalnym starciu na ringu, gdzie walczył, aby zarobić na rodzinę, którą kochał nad życie. Nie jest za wysoki, gdyż jego wzrost to zaledwie 175cm. Nie przejmuje się tym za bardzo, lecz chciałby mieć chociaż te pięć centymetrów więcej. Na rękach chłopaka widnieją tatuaże, przedstawiające krzyże, czy też smoki.

Bóstwo: Eredin
Przyjaciele: Na ziemi posiadał swojego przyjaciela, jak i również kochanka, ale twierdzi, że tamten już o nim zapomniał.
Wrogowie: Większość z nich umarła, choć raczej znajdą się osoby, które chcą go zabić, chociażby dla łusek.
Druga połówka: Jest homoseksualny, lecz bi romantyczny, więc będzie mu ciężko kogoś znaleźć.

Wychowywał wraz ze swoim chłopakiem pięcioletniego syna swojej siostry, kiedy ta popełniła samobójstwo.
Został otruty przed walką i zmarł na miejscu.
Nie posiada żeber wolnych, gdyż musiał je wyciąć z powodu ich połamania.
Jest mańkutem.
Gdy trafił do tego świata często izoluje się od wszystkiego, zamieniając się w smoka kieszonkowego i wyleguje się całymi dniami na ławkach, dachach czy płotach.
Jego prawa łydka jak i stopa, jest wykonana z metalu, gdyż jako dzieciak stracił nogę w wypadku samochodowym
Pali tylko dla towarzystwa, głównym jego nawykiem jest alkohol.
Codziennie rano biega.
Gra na gitarze elektrycznej.
W swoim lokum posiada czaszkę Akumy, którą sobie przystroił metalowymi elementami, oraz posiada z nią zdjęcia.
Kocha muzykę i próbował kiedyś śpiewać.
Jego ulubionym kolorem jest czarny i biały.
Operator: Konia 2000