czwartek, 31 maja 2018

Od Tarou CD Victorii "Dzieci i Toru głosu nie mają"


Położyłem się na łóżku, ale nie mogłem zasnąć. To jak się zachowałem, ale tez, że ona oddała mi łóżko, to jest niesprawiedliwe. Wstałem i się uniosłem. Nie potrafiłem spać. Chciałem wyjść, ale czułem, że ona jeszcze nie śpi. Postanowiłem zaczekać. Porozglądałem się po pokoju. Poza bielizną, od której zrobiłem się czerwony i paroma ubraniami i papierosami nie było tu nic ciekawego. Usiadłem i wpatrywałem się w okno. Było ciemno a gdzieniegdzie dało się widzieć Akumy. Dobrze, że to tylko te małe. Usłyszałem nagle modlitwę. O tej godzinie to coś nowego.
-Boże proszę cię o to, by jutro spadł śnieg. Chcieliśmy z kolegami porzucać się śnieżkami. Proszę cię o to Boże.
Ech te dzieci. No, ale chyba zasługują na trochę zabawy. Na rano spadnie im trochę mokrego śniegu, by lepiej lepiły się śnieżki.
W końcu zaryzykowałem. Udałem się do śpiącej Viktorii. Spała na kanapie i widać, że średnio wygodna jest.
-Cóż raz się żyje. Najwyżej znowu dostanę z liścia.- Pomyślałem sobie i ją podniosłem.
Lekko pomruczała, ale się nie obudziła. Miałem w rękach piękną dziewczynę, aż zaczęło robić mi się ciepło. Udałem się do łóżka, na którym spałem i ją tam położyłem. Spoglądnąłem na nią. Spała jak słodkie dziecko. Pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem z pokoju. Stałem w salonie i postanowiłem jej się jakoś odwdzięczyć. Zabrałem się za sprzątanie. Mimo iż był porządek to i tak należało trochę lepiej posprzątać. Zebrałem wszystkie brudne ubrania i wrzuciłem je do miski z wodą by namokły i się wyprały. Poszukałem i znalazłem jakieś szmatki. Pościerałem jej kurze i pozamiatałem. Spojrzałem za okno. Robiło się już widno. Postanowiłem wyjść do świata ludzi po parę rzeczy i wrócić, zanim ona wstanie.
W świecie ludzi jak zwykle ruch i narzekanie. I jak zwykle na pogodę. Nie dogodzę wszystkim ludziom. Narzekają na mały opad śniegu. Nie rozumiem ich i chyba nie zrozumie.
Wszedłem do sklepu na uboczu. Skoro i tak mnie, nikt nie widzi to, co z tego, że zabiorę coś. Ludzie są gorsi i sami często kradną. Częściej niż bogowie czy chowańcy. Po szybkich „zakupach” wróciłem do domu dzieciaka. Położyłem wszystko na ladzie i sprawdziłem, czy śpi. Jak można się spodziewać też tak była. Wróciłem do kuchni i zacząłem gotować coś dobrego. Mimo iż nie wiedziałem, co lubi ona jeść, postanowiłem przyrządzić zapiekankę ziemniaczaną. No i się zaczęło. Ja w kuchni to ogień pod wodą. Nie pasuje do kuchni. Zdążyłem się skaleczyć w 5 miejscach na ręce, nabiłem sobie guza o szafkę i przypaliłem sobie włosy. Po godzinie tortur w kuchni udało mi się zrobić jedzenie. Rozłożyłem talerz dla niej, bo przecież nie będę się jej narzucał. Udałem się do łazienki, by wziąć kąpiel, ale niestety był tylko prysznic. Cóż można też i z tego skorzystać. Zdjąłem moje ciuchy przemoknięte od śniegu i dałem je na umywalce by wyschły. Odkręciłem wodę a woda, spłynęła na moje ciało. Wtedy usłyszałem otwierane drzwi z pokoju, w którym spała Viki.

481 słów


środa, 30 maja 2018

Od Nexarona CD Michaela "Zdobycz"


Polowanie zakończyło dość szybko i bez wysiłku. Nawet jeśli jeleń był w stanie usłyszeć i zobaczyć go z dużej odległości nie miało to najmniejszego znaczenia, skoro nie był w stanie uciec. Wilk dopadł do niego niczym burza i zacisnął szczęki na jego szyi błyskawicznie łamiąc kark. Nie był w stanie stwierdzić, czy zwierze cokolwiek poczuło, czy nie, ale na pewno nie dał mu za wiele ku temu okazji. Co było dalej? Nic nadzwyczaj ekscytującego. Nex zaciągnął swój przyszły posiłek z powrotem do swego mieszkanka i powiesił chcąc pozwolić, aby krew spłynęła z ciała. Nie pamiętał, skąd to wiedział, ale miało to poprawić smak miejsca, gdy później je przygotuje.
Ponieważ jednak był to proces czasochłonny, a on wyczuł coś jeszcze w okolicy. Kogoś obcego, kto po raz pierwszy zjawił się w tej okolicy, to zdecydował się sprawdzić kto to. Co mogło przecież się stać? Zostanie tutejszym odpowiednikiem wielkiej stopy? W sumie może potwór z loch nes, chupacabra i wielka stopa to były właśnie chowańce takie jak on. To by wyjaśniało, dlaczego tak trudno było je spotkać i nie było dowodów na ich istnienie.
Takie i podobne przemyślenia sprawiły, że podróż przez śnieżycę po ośnieżonym zboczu góry nie była wcale uciążliwa. Była to po prostu dla niego zwykła przechadzka przy nieco silniejszym wietrze, ale był już blisko swojego celu, więc trzeba było myślami wrócić do chwili bieżącej. Chociaż płatki śniegu ograniczały widoczność, udało mu się dostrzec ludzką sylwetkę z odległości kilkudziesięciu metrów. Mimo to Nex nie wierzył, aby miał do czynienia z przedstawicielem tej rasy, bo wyraźnie było od niego czuć kota. Nie był to też zapach, jaki kocia sierść pozostawiała na ubraniach. Ta osoba, ten mężczyzna, sam z siebie pachniał kotem, więc nie trzeba było geniusza, aby zacząć podejrzewać, iż spotkał innego chowańca. Pozostawało pytanie, po co tu właściwie przybył. Nie przypominał sobie, aby go kiedykolwiek wcześniej spotkał, ale ponieważ nie robił żadnego wrażenia, mógł o tym po prostu zapomnieć. Nie był on też nazbyt spostrzegawczy. Bez wysiłku udało mu się zbliżyć do niego na kilka metrów, a wówczas w popłochu zaczął próbować uciekać. Choć może to za dużo powiedziane. Truchtał w żółwim tempie, zataczając i potykając się raz za razem. Wyglądało to dość komicznie i tylko dlatego Nex postanowił wziąć w tym udział. Skakał z lewej strony na prawą, a z prawej na lewą, aby dać mu, chociażby chwilę na postawienie kolejnego kroku. Na niewiele jednak to się zdało, gdy kociak w końcu rozłożył się jak długi na białym puchu. Wilk stanął nad nim, czekając na to, co miało być dalej. Płacz? Rozpacz? Błaganie o litość? A może przebłysk geniuszu? Skończyło się na macaniu jego futra, co w sumie zaskoczyło wilka, ale to byłoby na tyle. Co jednak dalej zrobić dalej z tą przybłędą? Nie chciało mu się schodzić na dół w śnieżyce. Mógłby niby go wyrzucić przy użyciu swych talentów, ale zabawniej będzie zrobić co innego. Chwyciwszy między kły jego kaptur zacząć go ciągnąć w górę przez zaspy śniegu z tylko sobie znanymi zamiarami.

495 słów

wtorek, 29 maja 2018

Od Miyashi C.D. Michaela "Krawędź do końca"


O sobie...? Ale co ja mogłam powiedzieć? Też nienawidziłam tłumów, a mleko też lubiłam, chociaż akurat ciepłe mi nie smakowało tak dobrze. A robić...? Co ja lubię? Albo inaczej, co lubiłam za życia? Dla mnie wciąż to było tajemnicą, niewiadomą, jak w niektórych zadaniach z matematyki. Z tą różnicą, że nie było sposobu na jej wyliczenie. A może to ja go nie znałam?
- Nie wiem... może... może nie pamiętam... - odpowiedziałam mu dosyć nieśmiało. Trochę się bałam jego reakcji na to, że jednak nie powiem. Chociaż, coś wiedziałam. Przypomniało mi się nagle. - Albo... Wiem to, że lubię lisy...
- Lisy, powiadasz? Ciekawe... - uśmiechnął się. - Masz coś jeszcze takiego? Może ci się za niedługo przypomni?
Niepewnie przytaknęłam na znak zrozumienia i opuściłam głowę, próbując myśleć co dalej mu powiedzieć. Tak pięknie się z nim rozmawiało. Nie krzyczał, nie oceniał, jak... niektórzy... Ale skąd mi to przyszło do głowy? Przecież nic mi się takiego nie przydarzyło, a wymyśliłam to, jakbym wcześniej przeżyła coś takiego. Chociaż nie pamiętałam przeszłości, może i coś takiego miało miejsce...
- Miyashi? Co się dzieje? - Mika spytał podchodząc. Następnie uniósł moją głowę za podbródek, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowana. Co się właśnie stało? Dopiero po dłuższej chwili poczułam kilka łez, cieknących moimi policzkami. Przetarłam je szybko, ale ciekawość chłopaka wciąż była niezaspokojona. Właściwie to sama nie wiedziałam jak to się stało... Nie czułam się smutna, tak mi się wydawało.
- Nie... Nie wiem... To nie powinno być możliwe... - powiedziałam znowu.

<Michael?>

Od Victori CD Tarou "Dzieci i Toru głosu nie mają"


Kto tu jest bezczelnym dzieciakiem? Ja nie wchodzę do czyjegoś domu bez zaproszenia ani nie prawie mu morałów.
Umarłam przypadkiem, doskonale o tym wiem i podjęłam decyzję, że będę pomagać, ale najpierw muszę się nacieszyć kilkoma rzeczami tutaj. Byłam już na ziemi, lubię dowcipy, więc nic nie stało mi na drodze, aby podrażnić zwierzęta ludzi i obudzić resztę domowników. Zawsze śmieszyły mnie takie żarty.
Westchnęłam ciężko i przetarłam twarz dłonią. Skubany ma coś w tych oczach, ale nie dam się tak łatwo podejść. Nie mam zamiaru zostać jego chowańcem, bo on tak chce. Cóż, musi się trochę za mną nabiegać.
Patrząc na białe ściany i ciemne meble zdaje sobie sprawę, że ten pożal się boże, bożek zostawił u mnie swój parasol, który psuje mi moją harmonię w domu, jest zbyt kolorowy.
Biorąc badyl w rękę, przemieniam się i zaczynam szukać Toru. Po niedługim czasie odnajduję łazęgę na środku moczar. Eh, wygląda tak (nie) uroczo, jak się gubi w moim świecie.
Cholera Vici, o czym ty zaczynasz myśleć?
Wracam do formy człowieka i wychodzę z pobliskich krzaków, patrząc na tego półgłówka, który szykuje się do walki.
- Plecy prosto, oprzyj się bardziej na lewej stronie, bo tracisz równowagę, co jest twoim częstym błędem i bez problemu mogę zrobić tak - w tej chwili popchnęłam go końcówką parasola i zobaczyłam, jak upada w błoto, przez co musiałam zareagować cichym śmiechem.
Mężczyzna patrzył na mnie zdziwiony, nie wiedząc, co się właściwie wydarzyło.
Wyciągnęłam w jego stronę pomocną dłoń, którą złapał, ale ja ją od razu puściłam i wylądował ponownie w błocie.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie bachorem, bądź dzieciakiem, to ci tego nie daruje, wcale nie jestem taka młoda, mam dwadzieścia trzy lata! - krzyknęłam z lekkim oburzeniem i pomogłam mu wstać - będziesz pachniał różami i bzem, polecam nie pakować się więcej w błoto..
będziesz pachniał różami i bzem, polecam nie pakować się więcej w błoto..
- Zapamiętam to sobie - wystawił rękę w oczekiwaniu na swoją zgubę.
Podałam mu ten kolorowy badyl, ale on mnie za niego pociągnął i żeby nie upaść w błoto, bo nie mam zamiaru szorować się po tym trzy dni, złapałam się go.
- Jesteś wredny.. - warknęłam pod nosem, chcąc wrócić do pozycji stojącej.
- I Vice Versa - zaśmiał się.
Odrywając się od niego, zobaczyłam, że zniszczyłam właśnie kolejną bluzkę.
- Przez ciebie straciłam dzisiaj dwie koszulki. Nie mam zamiaru latać po mieście, jak zostaliśmy stworzeni, a teraz się nie opieraj i chodź - zaciągnęłam go ponownie do domu.
- Jeśli chcesz już porozmawiać na spokojnie, to masz tutaj rzeczy.. są one po poprzednim właścicielu, ale nie były jeszcze otwierane, więc idź się przebrać.. - rzuciłam w niego parą czarnych jeansów i białą koszulką, z napisem "Jestem Bogiem" i wepchnęłam do łazienki.
***
Gdy on bawił się w przebieranki, ja zrobiłam to samo, tyle że, skończyły mnie się moje ulubione koszulki, więc nie miałam wyboru i ubrałam pierwszą lepszą z brzegu, która była koloru czerwonego.
Zdążyłam wciągnąć na siebie jeansy, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi.
Gdy ten wyszedł, postanowiłam wrzucić moje rzeczy do kosza na pranie.
- Siadaj, gdzie tylko chcesz.. - rzekłam i usiadłam na mym ulubionym miejscu. On za to usiadł naprzeciwko mnie. Dzielił nas tylko mały stolik.
- Nie wyzywasz mnie od dzieciaków, ten deszcz ma w końcu zniknąć i jesteśmy kwita, okey?
- Ludzie potrzebują deszczu, gdyż jest susza.
- To przekaż im to jakoś, że ma padać tylko w poniedziałki.. bo ich nienawidzę i nie wychodzę wtedy z domu.
- Nie da się tak.
- Wszystko się da, tylko trzeba chcieć.
- Dorzuć jeszcze środę i czwartek do puli dni z deszczem.
- Dobra niech ci będzie, ale w czwartki tylko od rana.. do szesnastej - powiedziałam, patrząc uważnie na niego, ale zobaczyłam, że jego wzrok powoli zjeżdża coraz niżej. - Ej, wieża do Toru, nie gap się tak, bo oślepniesz!
- Bardzo śmieszne Victorio..
- Nie jes... zaraz skąd wiesz jak mam na imię?
- Jest napisane na twoim instrumencie.
- Cholera.. nie jestem Victoria, mów Vici, ewentualnie Black.
Rozmawiałam z nim przez dłuższą chwilę, która trwała chyba wieki, bo zrobiło się już ciemno..
- Ja już nie wychodzę, za dużo tu wszystkiego biega, tobie też nie radzę, chyba że umiesz się bronić przed stadami.
Mężczyzna spojrzał się na mnie z politowaniem.
- Nie wyjdę i nie odprowadzę cię, nie masz na co liczyć. Jak chcesz, to odstąpię ci łóżko, ja wyśpię się na kanapie.
- Śnisz, ja pójdę na kanapę.
- Jak chcesz być prosty, to nie radzę, ona ma metr pięćdziesiąt. Łóżko mam spore, więc się zmieścisz..
- Niech ci będzie.
No w końcu, ktoś mnie tutaj posłuchał!
Zabrałam tylko swój kocyk z łóżka i udałam się do miejsca, gdzie znajdowała się kanapa, która była obita białym materiałem. Tak, w tym pomieszczeniu jest odwrotnie. Białe meble, czarne ściany.
Ułożyłam się w miarę wygodnie na kanapie mniejszej ode mnie. Nim policzyłam Akumy biegające mi przed oczyma, spałam.
Nie mam bladego pojęcia, która to mogła być godzina, ale poczułam na swojej talii dłonie, a następnie czułam, że nie leżę już na twardej kanapie. Oj Toru, szykuj się na ochrzan, gdy wstanę, bo na razie to nie chce mi się nawet otworzyć oka.

851 słów

Od Tarou CD Victorii "Dzieci i Toru głosu nie mają"


Bachor zszedł z drzewa, ponarzekał i uciekł. Super. Nie ma to jak intelektualna rozmowa. Nie daruje jej tego. Udałem się w kierunku, w którym uciekła. Nikt nie będzie tak mnie traktować. Nawet ktoś tak uroczy jak ona. W końcu doszedłem do domu na skraju moczar. Nie był jakiś duży, ale widać było, że zadbany. Zaryzykowałem, że to jej, a nawet jak nie jej, to nic się nie stanie. W środku domu nie było tak jak się spodziewałem. Było o dziwo przytulnie. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że na ziemi leżały mokre ubrania. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Nie zdążyłem nic pooglądać, bo coś na mnie wpadło. A dokładnie wpadł na mnie źle wychowany dzieciak. Odwróciłem się i od razu mnie zamurowało. Kobieta miała na sobie tylko spodnie i stanik. Oczy poszły w dół, a co innego w górę. Zareagowała ona krzykiem, skokiem na łóżko oraz uderzeniem mnie z liścia w twarz. Nie ma co, zajebista osoba. Mimo, że źle wychowana to i tak seksowna i bardzo śliczna. Zeskoczyła z łóżka. Po chwili usiadła chyba na miękkim fotelu. Otworzyła czekoladę. Coś co mnie przekonuje. Usiadłem naprzeciw niej na ziemi i zabrałem kawałek czekolady.
-Bo mnie interesujesz. Jesteś dziwna. Jesteś bardzo wulgarna. Nie umiesz się zachowywać, a każdy chowaniec umarł jako człowiek o czystej duszy oraz dostał wybór czy chce być chowańcem. Jesteś nim, więc bądź miła.
Ta spojrzała na mnie z mordem w oczach.
-Nie twój interes. Jesteś upierdliwym bogiem. - Powiedziała tyle i zapaliła papierosa, którego wyciągnęła z kieszeni bluzy.
Zabrałem kolejny kawałek czekolady. Była gorzka, ale i tak ją uwielbiam. Nie dałem rady już wytrzymać i podszedłem do niej. Nachyliłem się tak blisko, że moja twarz była blisko niej.
-Odsuń się, bo ci urwę jaja i ci je wsadzę w gardło.
-Wiesz ty co. Jesteś bezczelna i strasznie wkurzająca, ale jakoś przemawiasz do mnie.
Chciałem powiedzieć coś więcej, ale wzrok poszedł w dół na jej dekolt. I coś bardziej się uniosło w górę. Zaczerwieniłem się cały i się odsunąłem od niej gwałtownie.
-Wybacz. Rozpędziłem się, dzieciaku.
Ta gwałtownie wstała i podeszła do mnie. Podskoczyła i znowu dostałem z liścia w twarz, ale tym razem bez słowa.
-Wynoś się z mojego domu.
Stwierdziłem, że lepiej jej posłuchać. Zatrzymałem się przed drzwiami i się odwróciłem w jej stronę.
- Wystarczy, że pomodlisz się do mnie i się pojawię, dzieciaku. Chociaż wydaje mi się że i tak nie zrobisz tego.
Nie słuchałem tego co mówiła tylko wyszedłem i udałem się przez moczary w droge powrotną. Los chciał, że się zgubiłem. Jestem widać pechowcem roku. Jeszcze jak na złość zostawiłem u niej parasol. Zajebiście. Usłyszałem coś w krzakach, przygotowujac się do walki a z krzaków wychodzi ta dziewczyna

<Victoria?>
Słów: 446

poniedziałek, 28 maja 2018

Od Michael'a CD Nexaron'a "Zdobycz"


Obudziłem się o dość dziwnej jak dla mojego trybu życia porze. Był środek nocy, zrobiło mi się trochę duszno, kiedy otwarcie okna nie pomogło postanowiłem iść na spacer. Ubrałem się i wyszedłem. Po kilkudziesięciu minutach dotarłem na skraj lasu. Wahałem się czy nie zawrócić, w końcu jednak dałem się ponieść w jego głąb. Zaraz jednak zdążyłem tego pożałować. Śnieg trzeszczał mi pod stopami A wszystko dookoła wyglądało tak samo. Zrobiło mi się zimno, a przez otaczającą mnie ciemność zrobiło mi się nieswojo. Próbowałem zawrócić, na nic niestety zdały się moje próby, zaczął padać śnieg. Po chwili przerodził się on w zamieć. Byłem już głęboko wewnątrz lasu, czułem to. Zamarłem widząc przed sobą prawie dwumetrowego wilka o białej sierści. Znajdowalem się kilka metrów od niego. Nie byłem w stanie nawet drgnąć. Strach mnie sparaliżował na tyle, że ocknąłem się dopiero, kiedy zwierzę podeszło do mnie na odległość dobrego metra. Wiedziałem doskonale, że na ucieczkę za późno, instynktownie zebrałem się jednak biegiem w przeciwną stronę. Dopiero po chwili usłyszałem jak wilk rusza za mną. Bawił się ze mną, mógł w dwóch skokach mnie dosięgnąć i zabić, a mimo tego trzymał się cały czas za mną. W pewnym momencie zabrakło mi sił, a do tego moje szczęście chciało akurat teraz dać o sobie znać. Potknąłem się zatapiając w białym puchu. Odwróciłem się na plecy, w tym samym momencie zwierzę zawisło nade mną. Patrzyłem prosto w oczy dzikiego zwierzęcia czekając na śmierć. Zadrżałem z zimną przez co dotknąłem przypadkiem ciepłego i miękkiego futra wilka. W sumie, co mi szkodzi przed śmiercią.. - pomyślałem i ponownie dotknąłem ciepłego futra. Mimo drżenia rąk, nie tylko z zimna, wplotłem w palce sierść zwierzęcia i zamknąłem oczy godząc się ze swoim losem. Dopiero po chwili jednak jakby dotarła do mnie aura istoty. Nie wyczytałem wielkiej wrogości, więc może mnie nie zabije..


Nexaron? Daruj życie. ^^
Ilość słów: 303

Od Michael'a CD Miyashi "Krawędź do końca"


Kiedy dziewczyna zaczęła płakać spanikowałem. Wprowadziłem ją z biblioteki i odczekałem aż się uspokoi, byłem przerażony sytuacją.
- Tak.. Wszystko już w pożądku? - zapytałem cicho.
Dziewczyna w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. Pomogłem jej się podnieść i wróciliśmy do biblioteki. Odłożyliśmy książki i wróciliśmy na dwór.
- Na pewno już wszystko dobrze? - zapytałem.
- Tak. Już dobrze. - odparła.
Odetchnąłem z ulgą, ruszyliśmy powoli w nieznanym nam kierunku. Jak się później okazało, dotarliśmy do ładnych alejek. Podążaliśmy nimi w przyjemnej ciszy. Przyglądałem się uważnie drzewom posadzonym wzdłóż nich. Wiatr poruszał lekko gałęziami drzew, na których mimo obecnej pory roku znajdowały się małe jasne listki. Patrzyłem na dzieci ganiające się ze śmiechem, spacerujących ludzi, ludzi z których każdy był inny, inaczej postrzegał świat, miał inne problemy, wygląd i charakter. Każdy się od siebie odróżniał.
- Za życia usłyszałem lub przeczytałem pewien tekst, który głęboko zapadł mi w pamięć. "Nic dwa razy się nie zdarza, i nie zdarzy. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy. - wyszeptałem patrząc w niebo. - Hm. Nie uważasz, że każdy jest w jakiś sposób wyjątkowy? W końcu nie ma dwóch identycznych osób. Nawet bliźniaki się od siebie różnią. Zawsze znajdzie się jedna, choćby najmniejsza rzecz jaka ich będzie różnić. - zamyśliłem się.
Naszły mnie dziwne myśli, co ja tutaj tak naprawdę robię, po co ja tutaj? Co się działo.. Za mojego życia? Z rozmyślań wyrwał mnie głos Miyashi.
- Myślę, że nie można znaleźć dwóch takich samych osób. Nie ma czegoś takiego jak w stwierdzeniu "Jak dwie krople wody". Nawet one się od siebie różnią. - uśmiechnęła się słabo w moją stronę. - Michael?
- Wystarczy Mika. - uśmiechnąłem się. - Wybacz. Kontynuuj.
- Powiesz mi coś o sobie? - zapytała.
Przekrzywiłem głowę lekko w bok. Westchnąłem i się na chwilę zamyśliłem.
- Nie wiem za bardzo.. co mógłbym Ci powiedzieć. Nie pamiętam.. - głos zawiązł mi w gardle. - Swojej śmierci. - dodałem pół szeptem.
- To może powiedz mi raczej jaki jesteś i co lubisz robić? - zapytała niepewnie.
- Hm.. Można powiedzieć, że nie lubię być w zatłoczonych miejscach i sprawiać komuś niepotrzebnie kłopot. Lubię mleko. Najlepiej ciepłe. I lubię spacery. - odparłem. - Teraz ty mi coś o sobie powiedz, Miyashi. - uśmiechnąłem się znów, przechylając głowę lekko na bok.

Miyashi? 
Ilość słów: 391

Od Victori CD Tarou "Dzieci i Toru głosu nie mają"


Idąc na moczary, rozmyślałam o tym wielkim bogu, jakim był Toru. Po co komu bóg pogody, skoro tylko przez niego pada deszcz. Do pięknych to on nie należy, chyba że udałoby się go zmienić. Teraz bez zastanowienia, nie chciałabym być jego chowańcem, gdyż on jest strasznie dziwny. Nie dość, że wysoki jak tyczka, to wygląda jakby, uciekł z zoo. Nie rozumiem, jak można być tak dziwnym. Rozumiem, jestem tutaj totalnym odmieńcem, gdyż moja osoba nie jest za miła, chyba że kogoś polubię.
Gdy dotarłam na miejsce, wskoczyłam na pobliskie drzewo i wyciągnęłam mój ulubiony instrument. Stara harmonijka jest moim jedynym przyjacielem, z którym nie rozstaje się na krok.
Miałam chwilę spokoju aż do momentu, kiedy usłyszałam jego głos. Kurwa mać, weźcie go ode mnie!
- Ej, ty, złaź na dół! - jego krzyk. Ten śmieszny bożek chyba nie był zachwycony moim zachowaniem, gdyż zaczął mnie wyzywać, że jestem tutaj, aby pomagać.
Mam trudny charakter co ja na to poradzę?
Zeskakuję z drzewa i staję przed nim.
- Słuchaj, nie łaź za mną i odczep się! Jestem, jaka jestem, nie chciałam tutaj być, rozumiesz?! - po tych słowach odepchnęłam go i stałam wkurzona.
- Będę za tobą chodził, bo jest w tobie coś niezwykłego.
- Co proszę? Jestem tak samo bezużyteczna, jak kamień.. i tak samo interesująca, daj mi robić, co chce.. - warczę pod nosem, a następnie ruszam w swoją stronę, przemieniając się, aby mnie nie dopadł.
Docieram w dość krótkim czasie do mojego skromnego mieszkanka. Bez większego namysłu idę się pozbyć przemokniętych ubrań, gdyż jest w nich za zimno. Wracając z łazienki w spodniach i staniku, przy okazji wesoło pogwizdując, napotykam na tyczkę, tak tę tyczkę co myślicie. To już jest przesada!
Gdy wpadam na bliżej niezidentyfikowany obiekt, unoszę głowę i dostrzegam czerwonego na twarzy, pożal się boga.
- Cholera jasna! Czy ja już nawet w spokoju nie mogę się przebrać?! Wejdź mi jeszcze do łazienki, jak stoję naga! - wkurzona jego zachowaniem strzelam mu liścia, którego wykonuje, stając na łóżku i przy okazji zakładam bluzę.
On się nie odzywa, czyżby sam stwierdził, że trochę przesadził?
Schodząc z mebla ścielę je ponownie.
- Teraz będziesz tak stał cicho jak gdyby nigdy nic? Jesteś żałosny.. - warczę, wciągając na swoje stopy białe trampki i wiąże dokładnie sznurówki.
- Ja.. ja.. przepraszam, nie myślałem, że .. będziesz się przebierać.
- Taki wielki z ciebie bóg, a nie wiesz, że jak przemokniesz, to zazwyczaj zmienia się ubrania? Dopóki się nie odczepisz w końcu ode mnie, będziesz tak samo żałosny, jak na początku naszego spotkania. Rozumiesz?
- Jesteś bezczelna - widzę na sobie jego wkurzony wzrok.
- Brawo dla tego pana, ma ktoś tu może tablice wyników? Dopiszmy dziesięć punktów za spostrzegawczość!
- Nie skończyłem.. irytująca i dziwna.
- Witam w moim świecie.. - wzruszam ramionami i siadam w miękkim fotelu. - Jak masz tu stać, nie wiadomo ile czasu, to lepiej usiądź.
Po tych słowach otworzyłam czekoladę, która leżała na stoliku.
- Częstuj się i powiedz mi, dlaczego za mną chodzisz. Chcę wiedzieć, bo jesteś irytujący jak kasjerka, która mówi, że chce drobne, bo nie ma jak wydać z dychy..

518 słów

Od Asher'a CD Aorine "Przeciwieństwa się przyciągają"


- Czyli ktoś.... - Urwał momentalnie. Zaniepokoiłem się lekko, ale jego głos znowu mnie uspokoił. Prawie- Nie ważne.... Wiesz co? Chodź....pomogę ci się wykąpać. - Dosyć powoli podniósł się ze mnie, zupełnie jakby to robił niechętnie.
- Umyć mnie- powtórzyłem, podnosząc się do siadu- Jeśli masz odpowiednią ilość czasu, to w sumie byłbym wdzięczny. Trochę mi te zapaszki przeszkadzają.
- Chodź- Aorine złapał mnie za dłoń i pociągnął do góry.
Stanie nie było dla mnie problematyczne, tylko.. Chodzenie. Czułem się niepewnie, w świątyni w której spędziłem już na prawdę długi okres czasu. Chciało mi się płakać z tej bezsilności, byłem teraz ciężarem dla swojego bóstwa, oraz dla siebie też. Zacisnąłem dłoń mocniej, biorąc głębszy oddech.
- Spokojnie, już niedaleko- usłyszałem głos Aorine- Nic się nie bój, nie puszczę Cię dopóki nie znajdziemy się w łazience.
- D-Dziękuję Ao.. Bardzo Ci dziękuję- szepnąłem.
- Nie masz za co, przecież obiecałem Ci pomów. Dotrzymam moich słów- w pewnej chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
Obydwoje weszliśmy do środka, bóstwo podstawiło mnie pod ścianę a sam poszedł coś robić. Teraz mogłem polegać tylko na swoim słuchu, było to dla mnie na prawdę trudne. Nigdy nie myślałem o osobach, co straciły wzrok na różne sposoby. Teraz byłem jednym z nich. Oparłem się wygodniej, pozwalając zalać swoją głowę milionami pytań.
"Czy kiedyś odzyskam wzrok? Jak sobie teraz poradzę? Czy Ao mnie nie zostawi? Będę mógł żyć bez oczu?"
W pomieszczeniu zakrólowały nowe odgłosy, woda lała się do wanny litrami. Uśmiechnąłem się mimowolnie, lubiłem się kąpać. Zawsze mnie to rozluźniało, czasami nawet czułem się szczęśliwy i wypoczęty. Złapałem za koniec swojej koszuli i uniosłem ją w góre, ściągając przez głowę. Szybko rzuciłem ją na podłogę, niedaleko moich stóp. Następne w kolejece były spodnie, z nimi było trochę gorzej, ale jakoś dałem sobie radę. Na samym końcu zostały bokserki, te przestały zdobić moje ciało po kilku sekundach. Byłem kompletnie nagi, stałem w łazience razem ze swoim bogiem. W sumie nie miałem już czego ukrywać, o ile w ogóle. Już wylądowaliśmy w łóżku.. Skończyło się to nawet dobrze. Ba, bardzo dobrze. Kiedy wyznawałem mu to, co czuję sam do końca nie byłem pewny, czy aby na pewno się nie mylę. Mój burzliwy charakterek oraz zachowanie nie raz dało Aorine w kość. Niektóre akcje mogłem sobie darować, a z kolei jeszcze inne były tak piękne, że to był "mus"
- Woda gotowa- usłyszałem głos boga, który po chwili dodał trochę jakby zmieszany- M-Możesz już wchodzić.
- Dziękuję- Ruszyłem powoli w stronę wanny, stawiałem kroki bardzo ostrożnie, rozważnie. Nie chciałem się o nic potknąć i nabić sobie niepotrzebnego guza. W pewnej chwili poczułem jak chłopak chwyta mnie za dłoń i prowadzi. Przeszedłem zaledwie kilka kroków, a już natrafiłem na zimnawy opór. Uśmiechnąłem się dosyć szeroko i powoli wsunąłem do wanny. Woda była bardzo przyjemna, moje napięte mięśnie rozluźniły się automatycznie. Nastała cisza, z minuty na minute stawała się ona coraz bardziej nie do zniesienia. W pewnej chwili poczułem, jak ktoś dotyka moich włosów. Odruchowo chciałem uciec do tyłu, jednak powstrzymałem się. Wiedziałem, że to Aorine,  a on nie zrobi mi krzywdy. Ufałem mu. Nastawiłem się, tak żeby ten proces mógł przejść jak najszybciej, bez żadnych komplikacji.
- Dziękuje, że mi pomagasz Ao.. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Nie masz za co mi dziękować. W końcu uratowałeś mi życie - Spłukał mi włosy, aby po chwili się do mnie przytulić.
- W końcu mój obowiązek- pociągnąłem go nagle do siebie.
Pisnął cicho, poczułem jak uderza.. chyba policzkiem o mój tors. Leżała tak dobrą chwile, chyba dochodził do siebie, układał sobie w głowie to co właśnie zaszło. Przejechał dłonią po mojej skórze, unosząc się delikatnie w górę.
- c....c.....c....co ty robisz A....ash?!
- No.. Pociągnąłem Cię, żebyś się ze mną wykąpał..
- z...z Tobą? r...razem? - Zapytał widocznie speszony
- Nie musisz, możesz wyjść- potarłem kark- Może nie przemyślałem swojego ruchu, wybacz mi.
- M...mogłeś ostrzec.... Teraz mam mokre ubranie - oparł swoje delikatne dłonie o moje ramiona, poczułem ciepło. Ostatnio dosyć polubiłem ten gest.
- O nie.. Ja niegrzeczny.. Muszę zostać ukarany...
- Ukarany? Wolałbym jednak...nie - zetknął nasze czoła.
- Jest wiele sposobów na ukaranie.
- Moje chyba nie są odpowiednie- szepnąl cicho, jakby z delikatnym smutkiem w głosie.
- Pomyśl troche w moim stylu
- W twoim? Czyli?.
- Pooomyśl
Nie doczekałem się odpowiedzi, w pewnej chwili zaś poczułem jak Ao ujmuje moje policzki i całuje mnie czule. Odwzajemniłem gest, dobierając się do warg bożka jak najlepiej tylko umiałem.
- Może innym razem Asher ,teraz nie jestem pewien czy podołam- przytulił się do mnie.
- Rozumiem, nie zmuszam Cię do niczego- poklepałem go po plecach- Umyję się do końca i może pójdziemy na kulki ryżowe? Co ty na to... W końcu Ci przecież obiecałem, a obietnic się dotrzymuje.

791 słów

niedziela, 27 maja 2018

Od Tarou CD Victorii "Dzieci i Toru głosu nie mają"


Zima. Szkoda, że jest aż tak zimowo, ale też i deszczowo. Dobrze, że już niedługo te dni odejdą, bo zbliża się pełna zima. I wtedy będzie jeszcze gorzej. Przeciągnąłem się na łóżku i już miałem wstawać jak nagle usłyszałem w swojej głowie modlitwę. Znowu. Czemu zawsze rano musi ktoś się o coś modlić?
Boże proszę Cię o deszcz. Nasze prawy usychają i jak nie spadnie, chodź odrobina deszczu, to umrzemy z głodu.
Spełniłem tę prośbę i zaczął padać deszcz. Ludzie są dziwni. No ale nie zrobię z tym nic. Wstałem łóżka i ubrałem się w mój codzienny strój, uprzednio, wiążąc włosy wokoło talii. Może i powinienem je ściąć, ale podobają mi się one. Spojrzałem na okno, jak krople deszczu uderzały o krajobraz. Boski wymiar jest ładny nawet w deszczu. To dopiero początek zimy, a i tak nie musi przecież padać śnieg. Postanowiłem udać się do świata ludzi i pooddychać świeżym powietrzem.
Jak wychodziłem, to zabrałem parasol ze sobą. W końcu pada deszcz.
~~
W świecie ludzi ulice były opustoszałem od głośnych tłumów. Gdzieniegdzie ludzie biegali, żeby znaleźć schronienie. Idąc przed siebie bez celu, poczułem uderzenie z tyłu pleców. Odwróciłem się i ujrzałem dziewczynę. Dzieckiem nie była, czyli musi być albo boginią, albo chowańcem. Patrzyłem na nią ze zdezorientowaniem. Wyglądała tak niewinnie i uroczo, aż zaczęło mi być ciepło. Czemu kobiety tak na mnie działają, jak na nie patrze? Nie chciałem, żeby była tak niezręczna cisza, więc postanowiłem odezwać się pierwszy.
-Długo będziesz się tak patrzeć ?
Ta tylko odchrząknęła i dodała od siebie.
-Tak długo, jak mi się podoba wieżowcu
Wieżowiec ? Ciekawą ksywkę dostałem od niej. Wyciągnęła papieros i zaczęła go palić.
Po krótkiej wymianie zdań ona mnie olała i jeszcze skomentowała moje włosy. Ciekawa kobieta muszę przyznać. Mimo że wstydzę się ich, to w niej coś mnie urzekło. Udałem się dyskretnie za nią. Udała się do sklepu a ja za nią do środka. Oczywiście mnie zauważyła i zaczęła znowu się czepiać. W końcu dowiedziałem się, kim jest. Jej głowa zamieniła się w głowę lisa. Niby wyglądała strasznie, ale jedyną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, jest to, że przez deszcz jej bluzka była mokra i prześwitywało jej wszystko. Speszyłem się, a ta tylko skomentowała to, że niby cykorem jestem i odeszła w stronę moczar. Nie będę dawał się tak obrażać. A poza tym coś mi w niej nie daje spokoju. Poczekałem, aż będzie jakiś kawałek ode mnie i udałem się za nią.
~~~
Na moczarach jest jak na moczarach. Cuchnące powietrze, robaki i mroczna atmosfera. Mało kto by się spodziewał, ale taka atmosfera mi pasuje. Zgubiłem tę dziewczynkę albo sam się zgubiłem. Musiałem zlokalizować gdzie jestem. Wtedy coś usłyszałem. Granie na harmonijce. Udałem się za dźwiękiem i zobaczyłem moją zgubę. Siedziała na drzewie i grała na instrumencie. Wkurzyła mnie swoim zachowaniem. Podszedłem pod to drzewo i zawołałem. W myślach miałem nadzieje, że jej bluzka wyschła.
-Ej ty. Złaź na dół.
Ta tylko spojrzała w dół i dalej grała na swojej harmonijce. Co za wychowanie.
-Ty bachorze. Zejdź na dół, a nie. Zachowujesz się jak dzieciak. Powinnaś być dobra dl innych. Jesteś chowańcem. Dostałaś szanse. Umarłaś jako dobra dusza, więc taka bądź.
Usłyszałem jedynie przerwanie grania i zeskok na dół.

<Victoria?> Trochę za długo pisałem i krótkie wyszło niestety.
Słów: 530

Od Shigeru do Akane "Magia słów"

Słowa potrafiły mieć wielką moc w rękach tych, którzy potrafili się nimi posługiwać. Shigeru zawsze to wiedział, gdy czytał szkolne lektury bądź książki, które po prostu przykuły jego wzrok w sklepie lub na bibliotecznej półce. Zaczynały oczarowywać człowieka okładką i krótkim opisem. Potem, jak już wpadłeś w ich sidła, nie miałeś wyjścia. Te proste literki znajdujące się na stronach potrafiły przejąć całkowitą kontrolę nad człowiekiem. Mogły wzruszyć, zdenerwować, przestraszyć. Z łatwością wciągały i nie wypuszczały z opowiadanej przez siebie historii dopóki nie zamknąłeś książki, po przeczytaniu ostatniej strony. Jego dar odbierania grawitacji czy umiejętności innych chowańców, takie jak panowanie nad wodą czy ogniem... To wszystko było niczym w porównaniu z magią słów, która dawała oprócz emocji pamięć. Pamięć o tych, którzy składali z liter dzieła, tworzyli światy niczym bogowie. To była prawdziwa potęga.
Jednak im dłużej lis o tym myślał tym bardziej miał wrażenie, że nie trzeba słów zapisać by mogły zaczarować. Fakt, największą moc, jego zdaniem, dawały, gdy znajdowały się na papierze. Wtedy trwały i istniały przez długi czas. Tylko wypowiedziane, po rozmowie zanikały i na jakiś czas pozostawały w głowie tego, który je usłyszał. Potem wyparowywały jakby nigdy nie istniały. Mogły zawładnąć sercem i umysłem, jednak z tego dało się uwolnić, zerwać pęta. Można też było po prostu nie słuchać, nie przywiązywać wagi.
Mężczyzna potrząsnął białą głową wyrywając się z tych niepotrzebnych myśli. Wbił wzrok w stolik przy którym siedział oraz leżącą nań kartkę, stojącą szklankę soku i nadgryziony czekoladowy rogalik. Który to raz próbował zapisać tę historię? Chyba dziesiąty. W głowie brzmiała zdecydowanie lepiej, kiedy tylko przelewał ją na papier postaci stawały się dla niego płaskie, opowieść nudna i przewidywalna. Nie potrafił wyjaśnić dlaczego tak się działo.
Wymyślanie historii zawsze przychodziło do niego z łatwością. Jednak ilekroć próbował to zapisać automatycznie przestawało mu się podobać. Stawało się puste, bezsensowne. Niby zdarzały się wyjątki, tych zawzięcie strzegł i trzymał w specjalnej teczce w swoim mieszkaniu. Mimo to w większości przypadków jego opowieści pozostawały w głowie. Zapisywał je dosłownie tak jak pojawiały się w jego umyśle. Jaka więc była różnica?
- Widocznie nie mam daru do posługiwania się zapisanymi słowami... - mruknął pod nosem i wstał od stołu.
Dopił sok, zostawił napiwek dla kelnera, a kartkę i rogalika złapał w ręce, gdy tylko zarzucił na szyję gruby, wełniany szalik, który częściowo zasłonił również jego twarz i ramiona. Tak wyszykowany wyszedł na zewnątrz. Nie miał na sobie żadnej kurtki. Nie potrafił znaleźć nic, co miałoby odpowiednie rękawy na jego obrośniętą futrem rękę. Na dłuższą metę brak tej części garderoby mu nie wadził. Do chłodu szło się przyzwyczaić, zawsze można było po prostu zostać w ciepłym domku.
Wgryzł się w rogalik i spojrzał na tekst zawarty na kartce.
Czytał go już ósmy raz i dalej nie potrafił go zmodyfikować by wyglądał lepiej. Bohaterowie byli w jego odczuciu płascy, nierealni. Ona, pewna siebie i odważna poszukiwaczka przygód pomagająca swojemu ojcu, archeologowi i on, prosty marynarz, doświadczony realista, nie potrafiący zrozumieć olbrzymich marzeń dziewuchy. Czegoś w nich brakowało, tego płomienia, który wyrwałaby ich z kartki i dał życie. A lis za nic nie potrafił tego ognia w nich tchnąć.
Ciche warknięcie wyrwało się z jego gardła, gdy mocniejszy wiatr oślepił go niesionym na swoim podmuchu śniegiem i odebrał mu bezczelnie kartkę, której nikt, poza piszącym, nie powinien zobaczyć. Shigeru rzucił się za lecącym świstkiem, na jego szczęście tego dnia na ulicy głównej miasta nie kręciło się wielu ludzi. Wymijał ich z łatwością nie odrywając wzrok od swojego celu. Nikt też nie zwracał na niego uwagi. Niektórzy wręcz schodzili mu z drogi, gdy widzieli z jaką prędkością się zbliża.
Gdy inny prąd powietrza przejął kartkę i poniósł ją na prostopadłą alejkę lis nie dał rady wyhamować. Poślizgnął się na oblodzonym chodniku, jęknął przeciągle. Nie upadł jakoś niefortunnie by sobie coś skręcić, jednak ten upadek wystarczył aby zabolał go tyłek oraz plecy. Jego niezadowolenie wzmocnił fakt, że przemoczył też swoje ubrania a chłód zaczął mu mocniej dokuczać. Choć przejął się tym tylko na chwilę, ale to szczegół.
Świadomość, że kartka zaraz zaginie i tyle ją będzie widział oprzytomniła go, wstał z ziemi i otrzepał się z mokrego śniegu. Zapoznał się ze swoją sytuacją by po sekundzie rozpocząć dalszy pościg. Tym razem wspomagał się pazurami, gdy czuł, że traci równowagę, bez wahania wbijał je w lód niczym alpiniści raki przymocowane do ich butów podczas wspinaczki. Po chwili szybkiego przemierzania kolejnej ulicy dostrzegł poszukiwany przedmiot w rękach niskiej dziewczyny, która chłonęła jej zawartość z żywym zainteresowaniem. Warknął po raz kolejny, ludzie nigdy nie umieli zaakceptować cudzej prywatności.
- Oddawaj to - burknął nieuprzejmie do blondynki, nie tracąc czasu na uprzejmości takie jak przywitanie się czy przedstawienie.

Akane? :3
Liczba słów: 770

sobota, 26 maja 2018

Od Nexarona Do Michaela "Zdobycz"

Słońce jak każdego dnia niespiesznie wstało na wschodzie, powoli pnąc się ku górze, aż w końcu zaczęło wdzierać się przez dziurawe okiennice porzuconej świątyni do jego wnętrza. W ten jakże naturalny sposób pełnio funkcję swoistego budzika dla śpiącego w niej wilka. Wspomniany chowaniec, bo "niestety" nie był to po prostu dziki zwierz, mieszkał w niej już całkiem długi czas. Nie zwracał na to specjalnie uwagi, ale minęła wiosna, lato, jesień i teraz nadeszła zima. Drzewa już dawno temu stracił wszystkie liście, a wszystko dookoła pokryła kilkunastu centymetrowa warstwa białego puchu. Normalnie warunki mieszkaniowe, jakie oferowało schronienie Nex'a wołały o pomstę do boga. Którego? Licho wie, ale Nex sam je sobie wybrał i dlatego nie winił nikogo za to, jakie były. Budynek był stary i zaniedbany, dzięki czemu posiadał teraz naturalną "klimatyzację" aktywną przez cały rok, i całą dobę. Nie było oczywiście tutaj prądu, gazu, wody, czy kanalizacji, a w nocy mogłeś liczyć tylko na światło gwiazd, albo ognika lecz... Dla wilka warunki były jednak całkiem optymalne. Cisza i spokój. Daleko od ludzi. Również bez względu na pogodę nie było mu zimno, nawet gdy chodził zupełnie nago, a dodatkowo zebrał dla swej wygody pokaźny zapas skór ze zwierząt, które upolował, a następnie zjadł. Miał również zapas drewna do rozpalania ogniska, nad którym szykował sobie posiłki oraz balię z wodą, która po podgrzaniu służyła mu za wannę.
Wracając jednak do dnia dzisiejszego po tym, jak wilk się rozbudził i stwierdził, iż przyszła właśnie pora, aby zapolować na kolejny posiłek. Nie musiał tego robić, mógł pozyskać żywność w bardziej cywilizowany sposób, ale ten jakoś bardziej mu odpowiadał. Na górze nie było żadnego drapieżnika, który mógłby stanowić dla niego zagrożenie, czy konkurencje, więc nie powinno to potrwać długo. Przeciągając się i ziewając, taki jak stworzył go bóg, jeśli wierzysz w te bajki, wyszedł przed swoje "mieszkanie" stawiając parę kroków w świeżym śniegu, jaki napadał w nocy. Spojrzał na niebo i nabrał przekonania, że na tym dzisiejsze opady raczej się nie skończą. Niebo było ciemne od chmur, wiatr porywisty i przeszywający. Lada moment bez cienia wątpliwości miała rozpocząć się śnieżyca, ale czy miało to dla niego znaczenie? Nie. Przybrał po prostu swą prawdziwą postać i wielkimi susami ruszył w kierunku, z którego wyczuł swoją zdobycz, i coś jeszcze.

373 słów

piątek, 25 maja 2018

Od Victori Do Tarou "Dzieci i Toru głosu nie mają"

Siedząc pod ścianą skromnego mieszkania, zastanawiam się, co ja tutaj tak w ogóle robię i gdzie ja do jasnej cholery jestem.
Rozglądając się po pomieszczeniu, zauważam białe ściany, które mocno kontrastują z kilkoma meblami wykonanymi z ciemnego dębu.
Wyciągnęłam moją harmonijkę i zaczęłam grać melodie, której nauczyłam się jakiś czas temu. Ta czynność mnie odprężała, pozwalała się uspokoić i zapomnieć o wszystkich głupich problemach.
Minęła może godzina, więc wstałam i chwytając równowagę, wyszłam z mego mieszkania, zarzucając na głowę kaptur czarnej bluzy i ruszyłam w nieznanym mi kierunku.
Idąc tak przez jakiś czas, zorientowałam się, że pada.
Oh bogowie zlitujcie się!
Ciekawe, jaki to śmieszek, pomyślał, aby spadł jakiś głupi deszcz. Na co to, komu potrzebne, szczególnie tutaj?
Wkurzona zaczęłam biec, aż w końcu wpadłam na jakiś wieżowiec. Tak wieżowiec, inaczej tego nie dało się nazwać. Gość miał przy sobie parasolkę, pomyślałam, że nie był na tyle głupi, aby wychodzić bez zabezpieczenia, lecz po chwili zobaczyłam jego włosy. Odynie, czy on uciekł z jakiejś szczotki? Jego włosy były straszne. Miały kolor fioletowy i sięgały mu do.. właśnie dokąd? Przyglądając mu się dokładniej, zauważyłam, że używa ich nawet jako paska. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Nie rozumiem, jak można nosić aż tak długie włosy, na dodatek facet? U faceta musi być co poczochrać i to wystarczy. Mnie to wręcz odrzucało.
- Długo będziesz się tak patrzeć?
- Tak długo, jak mi się podoba wieżowcu - warknęła i odpaliłam papierosa, którego nosze od rana za uchem.
- Dlaczego tak się wyrażasz?
- Co proszę? Jesteś moim ojcem, aby mówić mi, co mam robić i jak się odzywać?
- Powinnaś być milsza dla obcych - rzekł, kładąc sobie złożoną parasolkę na ramie.
- A ciebie nie nauczyli, jak ma zachowywać się facet? Czy wywodzisz się z jakiegoś rodu, gdzie kręci się dupą z parasolką na ramieniu?
Mężczyzna stał lekko skołowany, więc ja ruszyłam w swoją stronę.
Jak mi przykro, że zgasiłam go przy w miejscu publicznym. Nie lubię, jak mi się zwraca uwagę, wole wtedy odpyskować, aby poprawić sobie humor. Zaciągnęłam się tytoniem i patrzyłam na chmury, z których siąpił deszcz.
Przyśpieszając kroku, przeskoczyłam płot i wparowałam do sklepu, aby zdobyć paczkę papierosów, gdyż one mi się już kończyły.
Wychodząc ze sklepu, pozbyłam się chwilowo kaptura, przez co moje uszy zostały wystawione na światło dzienne.
Wsłuchując się dokładnie w to, co się dzieje dookoła mnie, usłyszałam kroki. Nie zdążywszy się obrócić, usłyszałam ten sam głos, który chciał, abym była milsza.
- Czy ty mnie śledzisz?
- Możliwe - na jego twarzy dostrzegłam uśmiech.
- Psujesz moją ponurą atmosferę, wynoś się stąd, kim ty w ogóle jesteś, żeby chodzić za mną.
- Jestem jedynym w swoim rodzaju bogiem pogody, to ja i tylko ja odpowiadam za deszcze, upały, tor..
- Zajmij się w końcu, gówno mnie to obchodzi.. - wysyczałam - świat świrów i popaprańców - rzekłam pod nosem.
- Jak możesz się tak do mnie zwracać?
- Tak samo, jak do każdego innego popaprańca z tego świata. Sajonara - odwróciłam się teatralnie na pięcie i już chciałam ruszyć w swoją stronę.
- Jesteś nowa - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Jak jestem nowa, to uważasz mnie za gorszą?
- Nie, skądże. Jestem Tarou, wybacz, że źle zaczęliśmy naszą znajomość.
- Znajomość? Co proszę? - parsknęłam śmiechem. - Żadnej znajomości nie było i nie będzie. Tobie wystarczy jedno. Jestem Black i miej się na baczności, bo moja druga osobowość, chętnie by cię.. - w tej chwili pojawia się tylko łeb mej przemiany, gdzie mój głos staje się o wiele bardziej agresywny. - poćwiartowała - wracając do normalności, zauważyłam lekko przestraszoną twarz. - Z cykorami się nie zadaje, wybacz.. - ruszyłam w stronę moczar, ale czułam, że ten cymbał idzie za mną...

621 słów

Chowaniec Kitsune - Victoria



Imię: Victoria
Przezwisko: Vici, Black
Płeć: Kobieta
Rasa:  Kitsune
Moc: Wykrywanie słabych punktów przeciwnika - jest w tym perfekcyjna.
Ilość PD: 1050 PD ( Praktykujący )

Victoria należy do grona osób, które zamykają się przed istniejącym światem. Zbuntowana nastolatka, która ma swoje za uszami i się tego nie wstydzi. Black jest strasznie cichą osobą, bo uważa, że milczenie jest złotem, ale przy kłótniach nie szczędzi słów. Nie słucha się nikogo, czy to bożek, sprzedawca czy bóg. Ustala swoje reguły, przez co wszystkie inne łamie pod pretekstem "Mam to gdzieś". Dopóki nie zajdziesz jej za skórę, możesz liczyć na ulgowe traktowanie, przez co rozumie, niekrzyczenie i wyrozumiałość. Skrywa bardzo dużo sekretów, które nie mogą wyjść na światło dzienne. Dziewczyna stała się oschła w okazywaniu uczuć, gdy trafiła do tego świata. Ona tutaj nie pasuje ani trochę. Nie umie przyznać przed sobą, że chciałaby mieć kogoś, z kim może porozmawiać o wszystkim, kogoś, kto ją pokocha. Jeśli nie chcesz jej wkurzać, najlepiej stój w miejscu i się nie wychylaj, nienawidzi nadętych ludzi, którzy żyją w tym świecie. Nigdy nie wiesz, co może być powodem jej złości, gdyż za pierwszym razem może być włos wystający z nowo kupionej maskotki a za drugim krzywe spojrzenie.

Włosy: Włosy Vici są koloru kruczoczarnego, sięgają one do pasa, przez co nosi je zawsze rozpuszczone.
Twarz: Posiada delikatne rysy twarzy, choć średnio jej to odpowiada, gdyż wyglądałaby poważniej z ostrymi rysami. Posiada brązowo czerwone oczy, które na zdjęciach przerabia, na mocny czerwony. Jej oczy są praktycznie puste, i nie mówią praktycznie nic. Karnacja Vici jest bardzo jasna, gdyż bielactwo zniszczyło jej prawdziwy odcień skóry.
Postura: Dziewczyna mierzy 178cm wzrostu, a jej waga to mniej więcej 52 kilogramy, ciało jest wyrzeźbione perfekcyjnie. Posiada dość szerokie ramiona, ale twierdzi, że przez to jest urocza.


Bóstwo: Tarou
Przyjaciele: Brak, na jej zaufanie trzeba sobie zasłużuć.
Wrogowie: Lepiej nie liczyć.
Druga połówka: Nie posiada, i myśli, że nikogo nie zjadzie.


Nienawidzi kwiatów, twierdzi, że są one zbyt delikatne i umierają kiedy na nie patrzy.
Uśmiecha się tylko wtedy kiedy jej się coś spodoba, a śmiech u niej jest tak rzadkim widokiem, jak trafienie szóstki w lotto.
Często pali.
Zostawiła swoją rodzinę.
Jej ulubionym zajęciem, jest granie na harmonijce, kiedy wyjdzie w ciche miejsce.

Operator: Shadow_shad@o2.pl

poniedziałek, 21 maja 2018

Boska Broń - Charlotta

Imię: Charlotta
Przezwisko: Leniwi wołają na nią Lotta, poza tym raczej nie ma przezwisk. 
Płeć: Kobieta bez jakichkolwiek wątpliwości
Broń: ---
Charakter:  Inteligentna dziewczyna, znająca swoją wartość i możliwości, dlatego nie pozwala siebie obrażać i poniżać. Oczekuje wiele od siebie samej, ale także i od ludzi, którzy ją otaczają, dlatego większość uważa, że jest zwyczajnie wredna i złośliwa, gdyż potrafi nawet bogom wypomnieć ich błędy, złe decyzje i niedociągnięcia. Stara się tego nie robić, w końcu nie tak wychowali ją rodzice, ale niektóre sytuacje po prostu wymagają kąśliwego komentarza. Posiada niekończące się pokłady ironii i sarkazmu, których wręcz nadużywa, co bardzo często wszyscy jej wypominają. Nie ma za grosz cierpliwości, szczególnie do głupoty, którą zazwyczaj karci fizycznie. Podobnie jak wypominanie jej niskiego wzrostu, co odkrywa jej gwałtowną naturę.
Między tym wszystkim czasem ukazuje się jej osobowość optymistki z dobrym poczuciem humoru, jednak na ogół stara się to schować. Podobnie jak współczucie i empatię, której Lotta ma aż nad to, czego sama cholernie nie lubi. Woli uchodzić za obojętną sukę i nie dać się więcej zranić niż pomagać każdemu i dobrowolnie skazywać się na wbijanie ostrzy w swoje plecy.
Istnieje niewiele rzeczy, którymi naprawdę się przejmuje, ale swoje obowiązki traktuje naprawdę poważnie i wywiązuje się z nich w pełni. Można rzec, że w pracy jest profesjonalistką, podobnie jak w czasie treningów. Sama zmusza siebie do codziennego wstawania i monotonnego powtarzania ćwiczeń, dzięki którym odrywa się od myślenia o niepotrzebnych rzeczach. Jest kimś kto lubi mieć zapełniony czas.
Pod tą niezbyt przyjazną skorupą, ukrywa się mała i zraniona dziewczyna, która nadal potrzebuje bliskości i stałej obecności kogoś, komu ufa. Jednak sprawnie to ukrywa, a poznać ją od tej strony można tylko, gdy porządnie wypije, a tego unika już jak ognia.
Nie jest łatwo to odkryć, gdyż skrzętnie ukrywa to pod maską niekiedy lodowatej, acz pogodnej osoby, która nic sobie nie robi z większości problemów. Jest ponadprzeciętnie upartą osobą, którą naprawdę trudno odciągnąć od celu, jest to niemal niemożliwe.
Aparycja:
  • Włosy: Długie fioletowe bądź purpurowe włosy sięgające dziewczynie aż do pasa. Twarz dziewczyny otulają krótsze pasma oraz postrzępiona grzywka. Zwykle żyją własnym życiem, wbrew jakimkolwiek prawom fizyki, dlatego Lotta często związuje je gumką w najzwyklejszego kucyka, by nie sprawiały większego problemu.
  • Twarz: Nieco podłużna, z łagodnymi kobiecymi rysami. Duże, wyraziste oczy z ciemno czerwonymi tęczówkami, które zawsze uważnie obserwują wszystko co naokoło się dzieje. 
  • Postura: Raczej drobna, ale umięśniona dzięki regularnym treningom. Szczupła z bardzo kobiecymi kształtami, które lubi wyraźnie podkreślać. Życie nie obdarowało jej zbyt dużym wzrostem, Ojciec również nie chciał sprezentować jej kilku dodatkowych centymetrów, dlatego została ze swoim marnym metrem pięćdziesiąt, który jest jej słabym punktem. Wypomnij jej to, a zginiesz śmiercią tragiczną, bez względu na swoją pozycję.
  • Inne: -
Głos: Still here
Bóstwo: Chyba wolałaby nie.
Relacje:
  • Przyjaciele: Właściwie ich nie ma, trzyma się raczej na uboczu, choć znajomych jej nie brakuje.
  • Wrogowie: Nie licząc akum? Możliwe, że kilka innych chowańców.
  • Druga połówka: Nie, nope, noh, nein, niet.
Ciekawostki: 

  • Posiada swoją własną włócznię, która potrafi "złamać się" na dwie mniejsze. Władanie nimi idzie jej coraz lepiej z każdym tygodniem, ale ma się już czym pochwalić.
  • Fioletowy to jej ulubiony kolor, ale to chyba widać...
  • Kocha góry, to jej ulubione miejsce do wypoczynku, wycieczek etc.
  • Zdecydowanie bardziej od gorącego lata, lubi mroźna zimę. Minusowe temperatury są dla niej wręcz przyjemnością.
  • Potrafi grać na kilku instrumentach, jednak z jakiegoś powodu woli unikać rozmów o tym.
  • Ma łaskotki. Łaskotki wszędzie.
  • Zdarza się jej zakładać okulary, kiedy pracuje lub rysuje.
  • Ma słabość do wszelakich słodyczy. Oraz alkoholu. Tak, szczególnie rum.
  • Jednym z elementów jej rutyny jest poranny jogging.
  • Posiada pluszowego misia o imieniu Vladimir, z którym czasem rozmawia.
  • Uwielbia koty. Kiedy tylko jakiegoś spotka, musi się zatrzymać i go pogłaskać, w przeciwnym wypadku będzie chora.
Operator: Miśka098 | miskazhwr@gmail.com

Bóstwo Wojny - Lavi

Imię: Lavi
Przezwisko: Usagi, po japońsku „królik”, ze względu na wymowę jego imienia: Rabi, co odnosi się do angielskiego słowa rabbit.
Typ bóstwa: bóg wojny, związany z gorszą stroną, czyli: okrucieństwem, bezwzględnością, a także darczyńca gniewu, lęku, czy też siły.
Płeć: Jak najbardziej bóg
Dar: Czasami zdarza się, że w chwili odsłonięcia lewego oka, widzi coś, czego nikt by mu nie pozazdrościł. Są to zalążki wojny, które mają rozpocząć się na dniach. Jest w stanie powiedzieć, czy będą to drobne utarczki, czy konflikty na skalę światową. Niestety nie widzi reszty szczegółów, jak stron walczących, ilości ofiar albo finiszu.
Charakter: Zacznijmy od tego, że ciężko jest go zatrzymać w jednym miejscu. Niestwierdzone ADHD jest dewizą mężczyzny. Jego umysł lepiej pracuje, kiedy jest w ruchu, aniżeli usiądzie na czterech literach. Nawet zdarza mu się czytać na stojąco. Nie ma w zwyczaju odkładać czegokolwiek w czasie, chyba że sytuacja go do tego zmusi.  Pomimo swej nadpobudliwości, wszystko analizuje i wykonuje bardzo dokładnie, ówcześnie mając sporo rzeczy zaplanowanych. Czasami miewa dni, kiedy chce mu się robić jedno, wielkie nic. Takie gorsze chwile są doprawione marudzeniem i dogryzaniem każdemu, kto się napatoczy. Pomimo swojego patronatu, nie wygląda na takiego, co byłby w stanie skrzywdzić jakąkolwiek żywą istotę. Wszechobecny, zarażający uśmiech znika tylko wtedy, kiedy zabiera się za modły swoich wiernych. Nakłada maskę przepełnioną obojętnością oraz znużeniem, by po wykonaniu swojej pracy, powrócić do oglądania świata, z szerokim uśmiechem. Na co dzień posługuje się sporą dozą sarkazmu oraz ironii, jednak można usłyszeć również milsze słowa. Dla tych, którzy nie znają Laviego, jest definicją spokoju i ciszy, co można po części uznać za prawdę. Ciężko wyprowadzić Królika z równowagi, lecz kiedy tak się stanie, nie potrafi zapanować nad agresją oraz gniewem. Niewielu się z tym spotkało, jednakowoż wszyscy, jak jeden mąż, zgadzają się z tym, że obeszły ich ciarki. Nie należy do tych najbłyskotliwszych osób, jednak chętnie chwyta byka za rogi, kiedy tylko ma okazję.
W konfliktach na Kami jest bezstronny, lecz nie omieszka pokrytykować tych, którzy doprowadzają do ostrej wymiany zdań, czy nawet bójek. Dla niego typowe „darcie kotów” jest nudne, niepotrzebne i męczące. Jeśli widzi, że ktoś puszy się oraz na siłę próbuje udowodnić swoją rację, odpuszcza. Chyba że ktoś śmie skrzywdzić bliską mu osobę, wtedy może stać się nawet mściwy.
Nie cierpi kłamstw, ponieważ sam jest szczery, wymaga tego też od innych. Jeśli ktoś przekroczy barierę tajemniczości, którą się otacza, pozna naprawdę przyjemnego faceta, lecz potrzeba na to czasu, a także cierpliwości.
Aparycja:
  • Włosy: Średniej długości, w barwie od pomarańczowej, przez rude, aż do ciemnoczerwonych, co jest zależne od kąta padania światła. Nastroszone, często przewiązane czarną bandaną.
  • Twarz: Delikatnie trójkątna, z wyraźnymi liniami szczęki. Cienkie usta, znakomicie oddające jego uśmiech, czy nawet ukazujące wyraźny nacisk na dane słowa. Lekko zadarty nos, lecz tylko w kwestii fizycznej. Zielone tęczówki są w stanie wyłapać najmniejszy szczegół, chociaż jedno z oczu jest specjalnie zakryte.
  • Postura: Jest wysokim i dobrze zbudowanym, lecz nie do przesady, mężczyzną. Nigdy jakoś specjalnie nie mierzył swojego wzrostu, lecz na pewno ma więcej niż metr osiemdziesiąt. Oczywiście nie wliczając w to nastroszonych włosów. Charakteryzuje go również wyraźnie jasna skóra, na której widać najmniejsze zmiany. Obicia, zadrapania, czy rumieńce są nie do ukrycia. Wyraźnie wystające obojczyki rzadko kiedy są schowane pod koszulką, zaś długie smukłe palce dłoni często znajdują się we włosach, bądź przy brodzie w chwilach zadumania.
  • Inne: W uszach nosi srebrne bądź czerwone kolczyki w kształcie kółek, o różnych średnicach. Czasami zakłada na szyję rzemienie z wisiorkami, zaś na dłonie długie, czarne rękawiczki bez palców. Na prawym oku posiada czarną opaskę, którą zdejmuje tylko w celu ujrzenia swoich wierzących.

Głos: Lavi

Chowaniec: szuka tego jedynego

Relacje:

  • Przyjaciele: brak
  • Wrogowie: na razie brak
  • Druga połówka: brak
Ciekawostki:

  • W jego głowie istnieje zjawisko, którego nie potrafi w pełni wytłumaczyć. Otóż przed oczami pojawiają mu się dziwne obrazy, prawdopodobnie pochodzące od jego pierwszego wyznawcy. Zdarza się też, że w uszach słyszy niezrozumiałe szepty męskiego głosu;
  • Prawe oko widzi ludzi modlących się do niego, dzięki czemu również może ich usłyszeć. Zakrył je, ponieważ zasłaniali mu cały obraz oraz ciężko było mu się dobrać do własnych myśli. Również jest nieco jaśniejsze niż lewe;
  • Ma słabość do… kotów. Wystarczy jedno miauknięcie, a Lavi już bierze futrzaka na ręce, bez strachu przed podrapaniem, czy ugryzieniem. Tyczy się to też do chowańców.
  • Jest perfekcjonistą. Wszystko u niego ma swoje określone miejsce i nie za bardzo przepada za obcymi ludźmi, którzy bez pytania dotykają jego rzeczy.
  • Jego strój zazwyczaj nie odbiega od kolorów bordowego i czarnego.
Operator: Howrse: Seasons | E-mail: mickeyorse@gmail.com

niedziela, 20 maja 2018

Od Shigeru cd. Williama "Zachować milczenie"


Nie przepadał za jesienią. Powolnie spadające temperatury boleśnie uświadamiały go, że nadchodzi zima. Natomiast opadające, pożółkłe liście żegnały się z nim i pozostawiały ze świadomością, iż nie ujrzy zieleni dopóki nie nadejdzie ciepła wiosna. Trawa nie była już taka miękka i delikatna jak latem, wręcz przeciwnie, ta jesienna zawsze go gryzła oraz drażniła. W pewnym momencie tak miał jej dość, że zaczął nosić ze sobą koc, byleby tylko móc spokojnie poleżeć. Jedynym plusem tegorocznej jesieni był brak deszczu, gdyby ten nagminnie dręczył lisa swoim towarzystwem ten z pewnością byłby w końcu oszalał. Tak to mógł chociaż gdzieś się przejść, bez obaw, że jego grube futro przemoknie i spędzi niemal godzinę na próbie wysuszenia go.
Tego dnia na szczęście było cieplej i słoneczniej, więc nawet nie tracił czasu. Nim na ulicach zaroiło się od chowańców i bóstw wybył do lasu z kocem pod pachą i małą torbą wypełnioną jedzeniem na ramieniu. Zamierzał nie wracać do późnego wieczora, poczekać aż miasto znowu opustoszeje i dopiero wtedy wrócić. W samotności wyjść, w samotności wrócić, tak było najwygodniej. Nie musiał się wtedy przeciskać między ludźmi.
I tak spędził już połowę dnia. Leżąc na swojej ulubionej łączce w środku lasu, co raz przegryzał jedną z kilkunastu schowanych w torbie kanapek. Lepiej być nie mogło, nikt się nie napatoczył, nikt nie pytał o drogę. Praktycznie nikt nie znał tego urokliwego miejsca i bardzo było to lisowi na rękę. Przynajmniej do czasu, kiedy z drzemki wyrwało go uczucie, że ktoś go obserwuje.
Sierść na jego ramieniu i łapach nastroszyła się nieco, gdy usiadł i przyciągnął do siebie swoją torbę. Nadstawił uszu i odwrócił głowę. Jego wzrok padł na jasnowłosego chłopaka, który przyglądał mu się z ciekawością.
Co tu robił? Czemu tak się w niego wpatrywał? Shigeru nie wiedział, ale to zaciekawione spojrzenie już zaczynało działać mu na nerwy. Co on był? Lalka na wystawie? Na pewno nie. I nie życzył sobie być obserwowanym.
- No i czego się gapisz? - warknął do chłopaka i zmrużył oczy. Nadstawił uszu chcąc usłyszeć jego odpowiedź, jednocześnie gotowy był od szybkiego zebrania się i znalezienia innej miejscówki do leżenia.

William? Przepraszam, że tak krótko, nie mogłam tego w żaden sposób rozciągnąć...
Liczba słów: 348

wtorek, 15 maja 2018

Od Michael'a cd Akane "Instynkt robi swoje"


Ciastko? Przekonujące to trochę było, jednak dziewczyna była dziwna.. Znaczy bardzo urocza i wydawała się miła.. ale jakoś ruchliwa. Wpatrywałem się chwilę prosto w jej oczy, nie trwało to zbyt długo, gdyż w zwyczaju miałem unikać takiego kontaktu.
- J-ja.. Znaczy... Noo.. Zgo-oda. - odparłem.
Dziewczyna pisnęła że szczęścia, po czym złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę centrum.
- Możemy.. Iść gdzieś.. - dziewczyna przystanęła i spojrzała na mnie. - Gdzieś.. poza c-centrum?
Uśmiechnęła się ciepło i ruszyła w innym, nieznanym mi kierunku. Weszliśmy do jakiegoś lokalu, blado beżowe ściany pasowały do ciemnobrązowych mebli. Po wyglądzie zorientowałem się, że najprawdopodobniej jesteśmy w kawiarni. Usiedliśmy przy jednym ze stolików.
- Więc co byś zjadł? - uśmiechnęła się promiennie dziewczyna.
- Wystarczy ciepłe mleko. - odparłem cicho.
Kiwnęła energicznie głową i zniknęła mi z pola widzenia. Wróciła po kilku minutach z dwoma dużymi kubkami, jeden postawiła przede mną, z drugim zaś usiadła naprzeciwko mnie.
- Więęc, powiedz mi czym jesteś? W sensie bóstwem czy chowańcem, no i jakim oczywiście. - uśmiechnęła się, zresztą, cały czas się uśmiechała. Tylko na różne sposoby.
- Jestem chowańcem.. Nekomatym.. - upiłem łyk gorącego napoju i rozluźniłem się lekko. Nadal pozostawałem czujny, jednak pozwoliłem sobie na trochę spokoju.
- Jaak się nazywasz?
- Uhm. Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Michael. - uśmiechnąłem się lekko.
- Ależ nie ma za co przepraszać.
Wypiliśmy napoje rozmawiając trochę, ja raczej byłem stroną słuchającą. Mimo tego starałem się odpowiadać na pytania, sam ich nie zadawałem, ponieważ nie było takiej potrzeby. Dziewczyna dużo mówiła, nie tylko o sobie ale i o świecie i tym jakie posiada nudne zajęcia. Śmieszyła mnie trochę jej gadatliwość i wieczne zadowolenie.
Po wypiciu napoi dziewczyna chciała wyciągnąć mnie do centrum, nie byłem przekonany.. Niee.. To było mało powiedziane, byłem przerażony tą opcją.
- To może, pójdziesz ze mną po szklanki i zaniesiemy je do mojej znajomej. Co ty na To? - uśmiechnęła się promiennie.
- D-dobrze. - odparłem i ruszyłem za dziewczyną w stronę jednego ze sklepów.
Przyglądałem się szklanym przedmiotom znajdującym się na półkach. Wszystko mieniło się różnymi barwami, światło dzięki rozszczepieniu nawet przez przeźroczyste naczynia dawało pryzmat kolorów. Wpatrywałem się w kryształy niczym w malowane wrota. Chodziłem po lokalu bardzo powoli i ostrożnie, nie chciałem aby coś niechcący się potłukło. Znalazłem na powrót moją towarzyszkę i pomogłem nieść jej szklanki, uprzedzając, że jest opcja, iż będziemy się tu wracać. Na co dziewczyna zareagowała śmiechem, oznajmiając, że ma podobne szczęście do szkła co ja. Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem z Akane do jej znajomej.


Akane? Gomenn za czas. >~<
Ilość słów: 420

niedziela, 13 maja 2018

Od Niyumi CD Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"


 - Niyumi? - Nadstawiłam uszu, przenosząc spojrzenie na postać stojącą w drzwiach. - Cieszę się, że mogę cię znów zobaczyć.
   Ten głos, jego ton... To nie był Kuroki, byłam tego bardziej niż pewna. W tych słowach było za mało chłodu i obojętności jak na czarnowłosego, choć to właśnie właśnie on stał w przejściu. Ale skoro przed oczami miałam czarnego boga, a słyszałam tą łagodną melodię, to czy znaczyło to, że...?
 - Kiyuki! - Zawołałam, podnosząc się w ułamku sekundy i przyległam całym ciałem do mężczyzny, obejmując go rękami. Ramiona bóstwa otuliły mnie szczelnie, odcinając od pozostałej części pokoju, tak jakby chciał schować mnie przed wszystkim co do tej pory się stało.
   Wtuliłam się mocniej w Sprawiedliwość, ocierając mokre policzki o bandaż, który niedawno sama mu wiązałam. Jednak czarnowłosy nie zdawał się tym przejmować, przytulał mnie mocno do siebie, pochylając się nieco nade mną, by złożyć delikatny pocałunek na czubku mojej głowy.
   Tęskniłam za nim. Za jego ciepłem i bliskością, za tym z jaką delikatnością do mnie podchodził, do wszystkiego zresztą. Tęskniłam za jego dotykiem, od którego przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Za tym łagodnym uśmiechem, od którego miękły mi kolana, śmiechem, który samym swoim dźwiękiem poprawiał mi nastrój. Tęskniłam za samą świadomością tego, że jest przy mnie i będzie zawsze, kiedy będę go potrzebować.
   Doceniłam to wszystko jeszcze bardziej, gdy to straciłam, ale teraz... Teraz Yuki trzymał mnie mocno przy sobie i nie chciał puścić. Sama nie chciałam się od niego odsuwać, dlatego tylko uniosłam lekko głowę, pociągając przy tym nosem.
 - Kiyuki-sama, to naprawdę ty... - Słowa, choć wypowiedziane przeze mnie, brzmiały bardziej jakby pochodziły od małego dziecka, które zgubione w ciemnym lesie w końcu odnalazło ukochanych rodziców. Patrzyłam prosto w czerwone tęczówki, które choć nie miały tego błysku i łagodności złota, spoglądały na mnie z czymś zupełnie innym niż przez ostatnie kilka dni.
 - Może nie w pełnej okazałości, lecz tak... To chyba ja. - Uśmiechnął się delikatnie i pochylił, muskając czubek nosa, po chwili odsuwając się nieco... Speszony? - Chyba powinnaś się przykryć, skarbie... - Zaśmiał się ledwo słyszalnie, odwracając wzrok w bok i luzując nieco swój uścisk.
 - Huh? - Zastrzygłam uszami, patrząc na niego niezrozumiale. Dopiero po chwili zębatki w głowie mi zaskoczyły, a wzrok powoli zsunął się w dół na moją nagą klatkę piersiową. Momentalnie położyłam po sobie uszy, owijając ogon wokół prawego uda i jak poparzona odskoczyłam od bóstwa, zasłaniając się rękami. Dokładnie czułam jak czerwienieje cała na twarzy z zawstydzenia, nie mogąc przez chwilę wydusić nawet słowa.
 - S-sumimas-sen... - Wydukałam w końcu, spuszczając głowę i chowając się w pasmach swoich włosów. Łagodny śmiech zadźwięczał mi w uszach, jednak nie zdążyłam unieść nawet spojrzenia, kiedy chuda ręka przesunęła się po moim policzku, zmuszając mnie do uniesienia twarzy wyżej. Nadstawiłam nieco uszu, przyglądając się uśmiechniętej twarzy, która pochylała się w moją stronę. Po chwili sama uśmiechnęłam się równie lekko, kładąc uszy po sobie, po czym przyłożyłam ostrożnie jedną dłoń do policzka Yuki'ego. Przyciągając go w ten sposób nieznacznie do siebie, wspięłam się na palce i pocałowałam go czule w ciepłe wargi. Były tak przyjemnie miłe w dotyku i miękkie, że z ociąganiem się od nich odsunęłam.
   Zerknęłam na niego speszona z dołu, odwracając się niemal natychmiast w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym na siebie narzucić. Właściwie w pokoju nie było za wiele rzeczy, choć od rozwiązania paktu nie zmieniło się tu za wiele, dlatego chwyciłam za cienki materiał, który robił wcześniej za kołdrę i otuliłam się nim, zawiązując jego końce nad lewym ramieniem.
   Kilka minut później staliśmy w kuchni, patrząc przez okno na bezlistne drzewa w ogrodzie. Otulałam się ramionami, mając wrażenie, że to wszystko to tylko sen, który odzwierciedla moje pragnienia i nadzieje. Bałam się, że jeśli jeszcze raz dotknę czarnowłosego to rozpłynie się niczym mgła, a ja obudzę się znowu pod tym durnym mostem, marznąc z zimna.
 - Kiyuki-sama...? - Odezwałam się w końcu, ściągając na siebie spojrzenie czerwonych tęczówek. - Nie chcę, żebyś mnie znowu zostawiał... Tęskniłam za tobą bardziej niż możesz to sobie wyobrazić, nie chcę znowu cię stracić... - Spojrzałam na niego wystraszonym wzrokiem. - Wiem, że to co zrobiłam jest niewybaczalne i bardzo tego żałuję, gdybym była sobą... Kiyuki, przecież ja nigdy nie chciałam, żeby stała ci się krzywda, a co dopiero samodzielnie ci ją wyrządzić. - Postąpiłam krok w tył, nie przerywając tego co mówiłam ani na moment, nawet widząc jak czarnowłosy zbliża się do mnie, pochylając w przód. - Przecież cię kocham, nie mogł... - Głos uwiązł mi w gardle, kiedy ciepłe wargi przesunęły się po mojej szyi, wpędzając mnie natychmiastowo w błogi stan i zmieszanie. Poczułam jak przyjemne uczucie rozpływa się po całym moim ciele, sprawiając, że nieco traciło ono na stabilności, dlatego chwyciłam się jego ramion, by nie runąć na ziemię. - Ki-yuki... - Mruknęłam prosto do jego ucha.

<Yukiś? >w< Nie mam pomysłu co dalej x3>
Słów 794

piątek, 11 maja 2018

Podliczenie Chowańców 11.05

Hyorin (1 opowiadanie) - 150 PD
Hibiki ( 1 opowiadanie) - 50 PD
Asher ( 2 opowiadania ) - 300 PD
Niyumi ( 5 opowiadań) - 1050 PD
Yuudai ( 2 opowiadania + Quest) - 570 PD
Shigeru ( 1 opowiadanie ) - 100 PD
Miyashi ( 3 opowiadania) - 150 PD
William ( 1 opowiadanie) - 100 PD
Michael ( 3 opowiadania ) - 150 PD
Azroth ( 1 opowiadanie ) - 200 PD

Podliczenie Bóstw 11.05

Tarou ( 2 opowiadania) - 150 wierzących
Kiyuki ( 4 opowiadania ) - 800 wierzących
Kagehira ( 1 opowiadanie ) - 100 wierzących
Aorine ( 2 opowiadania ) - 200 wierzących
Akane ( 1 opowiadanie ) - 50 wierzących

Sensoo przez brak pierwszego opowiadania zostaje usunięta z bloga. Pozycja bóstwa wojny znów jest wolna.

czwartek, 10 maja 2018

Od Yuudai'a CD Niyumi "Miejsce spoczynku"


Gdy usłyszałem ryk wiedziałem jedno, że to nie jest to, czego szukam. Nie było w tym tego zła, które słyszałem w wizji przeszłości. No i jeszcze Niyumi przyszła za mną. Nie wiadomo po co. Nie chce by przeze mnie zginęła. Musiałem wymyślić jakiś plan, by jej się pozbyć.
-Tak mam dobry powód, ale nie chce byś się w to mieszała.
Spojrzała na mnie i jej wzrok mówił, że wpierw wykończę Akume, a potem ciebie.
-Powód nie powód, ale wpierw wdarłeś się do świątyni, a potem chciałeś mnie molestować a teraz poszedłeś na śmierć. Należą mi się wytłumaczenia jakieś, póki nie widzę jeszcze potwora.
Wtedy ujrzałem dwie rzeczy. Pierwszą była jakaś dziwna Akuma. Nie była za duża. Widać, że była to średniej mocy demon. Drugą rzeczą, którą ujrzałem był mój dom. Stary podniszczony dom na końcu ulicy z tabliczką na sprzedaż. Wtedy wpadłem na pomysł.
-Dobrze powiem ci. Jak mnie prawie zabiłaś to miałem nawrót wspomnień z przyszłości. I moją narzeczoną opętała akuma. Kazała jej zabić mnie we śnie. W zamian za to, że to zrobiła, dał jej człowieka, który ją pobił, zgwałcił i zabił nienarodzone dziecko. A na końcu demon kazał jej się zabić. Chce zemsty i tyle ci wystarczy. Odejdź i daj mi to zrobić.
Ona ciągle nie odrywając wzroku ode mnie, ścisnęła katanę mocniej.
-Baka… Wystarczyło powiedzieć i Sprawiedliwość by ci pomógł. Gdzie ona jest ta Akuma ?
Wskazałem na miejsce w parku gdzie widać było Akume.
-Ty idź od parku ja zajdę ją na około.- Dodałem szybko.
Ta tylko kiwnęła głową i ruszyła naprzód a aj ruszyłem do domostwa.
Dom, mimo że miał swoje lata, to miał w sobie to coś, co dawało wspomnienia i miłe jak te złe. W ramach nie było okien a w niektórych były tylko ich fragmenty. Wszedłem do środka. To, że dom od środka wyglądał tragicznie to nie była żadna nowość, patrząc na stan. Jedyne co mnie zdziwiło to, że były tu nasz stare meble. Wiedziałem gdzie mam szukać mojego celu, ale wtedy ujrzałem coś. Leżało na ziemi, prawie cale pokryte kurzem. Podniosłem i jak się okazało był to album prawie w idealnym stanie. Były tam zdjęcia moje i Nimi. Nawet na zdjęciach było widać, że różnią się tylko oczami. Chciałem oglądać je dalej, ale wtedy wypuściłem album z reki, bo znów go usłyszałem. Ten straszny głos. Dochodził z sypialni, gdzie go widziałem w śnie. Spojrzałem na zdjęcie Nimi, które wypadło z albumu i udałem się na górę.
Jak tylko otworzyłem drzwi do pomieszczenia od razu poczułem jego obecność.
-Wiem, że tu jesteś. Wyjdź, a nie baw się w sztuczki poczwaro.
Z moich ust same wyszły te słowa, ale podziałały. Z rogu pokoju wyłoniła się postać. Jej ciało było czarne jak smoła. Głowa tego samego koloru. Jej twarz była czerwona jak jej oczy. Kły wystawały w szyderczym uśmiechu. Na dłoni miał pazury niczym szpony wilka lub większego zwierzęcia. Miała również czerwony ogon.
-Wróciłeś bym mógł cię zabić jak resztę twoich bliskich. Bardzo mnie to cieszy.- Słyszałem szepty w swojej głowie, mimo że bestia nie otwierała ust.
Chwyciłem kawałek nogi od krzesła leżący na ziemi, bo nie umiem jeszcze używać mocy mojej i bez zastanowienia rzuciłem się na potwora błagając w myślach by Niyumi nie wyczuła gdzie jestem.

<Niyumi?> Musiałem w takim momencie to zostawić xD

529 słow

wtorek, 8 maja 2018

Od Miyashi c.d. Michaela "Krawędź do końca"


Książki... Całe półki książek. Ich ilość była ogromna. Właśnie czytałam jedną o tym, jak ten świat wygląda i działa. Ale nie wystarczało mi to. Chłopak dał mi kolejną, z zaznaczonym rozdziałem. Dość obszernie opowiadał on o chowańcach, co mają robić, jakie są i o kontrakcie z bóstwem. To ostatnie wydało mi się dziwne - o co z tym chodzi? Ale zanim spytałam, Michael dał mi kolejną. O bóstwach, z zaznaczonym rozdziałem o kontrakcie. Wyjaśnione było wszystko - od tego, czemu kontrakt służy, przez jego zawarcie, po samo zerwanie i wyjątkowe sytuacje z nim związane. Niby wszystko, ale czułam, że wciąż czegoś mi brakuje. Ale poszukiwania tego elementu uniemożliwiła mi jedna rzecz... Nagle zaczęłam płakać. Nie wiedziałam dlaczego… Niby nie czułam się przedtem smutna, ale nagle się taka stałam. Bez żadnego ostrzeżenia, zdarzenia, czegokolwiek. Wszystko, o czym myślałam, nagle zniknęło - nie pamiętałam o niczym, co się działo chwilę temu. Czułam, jak ktoś mnie kopnął, przez co się przewróciłam. Kopnął, a następnie kontynuował. Ale nie, to nie była jedna osoba... To było kilka osób. Coś mówili do tego, ale nie mogłam ich zrozumieć. Znałam ich głosy, nie wiem nawet skąd, ale mówili niezrozumiale i bardzo głośno, do tego stopnia, że moje uszka okropnie bolały. Jeszcze czułam jak mnie ciągną dokądś. Ale nie szarpali, jak to zwykle.
- Miyashi…? – usłyszałam cichy głos po tym, jak mnie zostawili. Ale też go znałam. Był to Michael, poznany niedawno. Rozejrzałam się, przetarłam oczka i na niego popatrzyłam. Jeszcze nie dotarło do mnie co się przed chwilą stało. Miałam wrażenie że to był tylko sen, ale z drugiej strony czułam, jakby stało się to naprawdę.
- Coś się stało…? – spytałam cicho.
- Płakałaś… Dlatego… dlatego wyciągnąłem ciebie stamtąd…
- Ale… płakałam? Naprawdę…? – spytałam kolejny raz.

<Michael?>

(289 słów)

Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"


-Ona nie jest zła. Zrozumiała swoje winy. Dlaczego nie możesz dojrzeć tego promyku w jej sercu? 
Ten głos w mojej głowie stawał się coraz bardziej wyraźny... jakby druga osoba stała obok mnie. Byłem niestety sam, gdyż lisiczka opuściła świątynie .... na moje nieszczęście znaczyło to, że Yin nieco się przebudził przez ten wypadek. Musiałem na to uważać, gdyż w innym wypadku, by następnej walce to ja stracę kontrolę. 
- Zabiłaby cię, gdyby nie fakt, że byłem w tobie przez ten cały czas. twoja dusza uleciałaby, a ja ją zatrzymałem zajmując jej miejsce. Więc zadaj sobie pytanie, dlaczego nie mogę jej zaakceptować. - Odburczałem cicho do siebie na wypadek, gdyby ktoś był w tym domu. Wolałem, by nikt się nie dowiedział, że Kiyuki ma świadomość co się dookoła dzieje. 
- Nie zabiłaby. Ufam jej nawet po tym wszystkim. Nie niszcz jej do końca życia
- Oj zamilcz w końcu - Moja cierpliwość powoli się kończyła. Wstałem szybko z posłania co skończyło się palącym bólem w okolicach ran i poszedłem  stronę ganku. Miałem dość rozmowy z nim... kompletnie dwa odmienne charaktery, które za nic w świecie siebie nie zrozumieją i nie dojdą do jednoznacznego zdania. 
- Ona i tak już dużo przeszła... w prawdziwym życiu i tutaj w Kami. Jej wcześniejsze życie nawet tutaj nie daje jej spokoju, wiec nie dziwię się czemu tak zareagowała. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, a ja nie wiedziałem jak jej pomóc....
- No właśnie.Nie umiałeś jej pomóc, gdyż ludzkie uczucia zawsze prowadzą do zguby. Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Twoje uczucia cię zgubiły, tak samo jak uczucia tego nieodpowiedzialnego chowańca doprowadziły do takiej sytuacji. 
- Nie
Po prostu mnie załamał tą jedną prostą odpowiedzią. Po co się wysilać i dyskutować z nim? No nie ma po co, bo i tak nie zmienimy swojego zdania. Beznadziejna sytuacja. Dałem sobie spokój z dalszą rozmową i oparłem się łokciami o drewnianą belkę. Słońce już chyliło się w stronę moczar, więc przed wejściem do świątyni otaczał mnie przyjemny cień. Było już chłodno, a ja miałem na sobie jedynie spodnie i bandaż zawiązany na klatce piersiowej. Spodziewałem się konsekwencji tego, lecz wraz z zmianą dusz zmieniała się również odporność. Ja tak łatwo nie zachoruje w porównaniu do Yin'a
- Kuroki.... 
Westchnąłem cicho przymykając na chwile oczy. Spróbowałem go zignorować, lecz on nie dostając żadnej reakcji z mojej strony zaczął bez przerwy powtarzać moje imię. Irytujący idiota, który nie myśli o niczym innym jak o innych. 
- Czego ty znowu chcesz - Syknąłem powstrzymując wyższy ton głosu. Mimo , że w okolicy byłem pewnie jedyną osobą, to i tak wolałem uważać. Youkai nie znające prawdy mogłyby mnie uznały za chorego psychicznie, gdyby zobaczyły, że gadam do siebie.
- Otwórz oczy i spójrz na schody.
- Nie mów mi co mam robić - Mimo to otworzyłem je kierując spojrzenie na wskazane miejsce. Przed chodami leżała jak kłoda drobna postać o białych włosach przykrywającymi jej ciało. Wiedziałem kto to jest, lecz zbytnio się tym nie przejąłem. Niyumi mnie uratowała, lecz wciąż była winowajcą tych wszystkich ran i osłabienia organizmu. 
- Pomóż jej , a nie stoisz niewzruszony! - Skrzywiłem się na te słowa, gdyż pojawiły się zdecydowanie za głośno. 
- Nie mam obowiązku jej pomagać - Odburknąłem masując się jedną ręką po skroni. Przez to wszystko zaczynała mnie boleć głowa. Tak czy siak czułem się słabo, więc takie coś stawało się jeszcze większym utrapieniem niż powinno. Chciałem wrócić do pokoju... lecz ciało nagle odmówiło mi posłuszeństwa. Obraz przed moimi zaczął się powoli rozmazywać, jakby nagle dookoła pojawiła się biała mgła. Nie... to na bank nie było jakieś nagłe zmiany pogodowe... on walczył ze mną. Złapałem się mocniej barierki by nie upaść. Zrozumiał, że teraz jestem nieco osłabiony i łatwiej będzie ze mną walczyć o kontrolę.  Jak teraz przejmie ciało , ja zapewne na chwilę usnę, by móc później ponownie odebrać to co mi się należy- ciało, którego nie mogłem przejąć przez tak długi czas. Nie był to głupi plan, wiec po prostu dałem za wygraną dając się porwać ciemności.

~~~*~~~

Nie sądziłem, że naprawdę mi się uda... poczułem lekkie podmuchy chłodnego powietrza na skórze, a wszystko widziałem z pierwszej osoby... nieco dziwnie to brzmi, lecz taka była prawda. Nie mogłem zbyt wiele czasu przeznaczyć an cieszenie się z tej chwili, dlatego szybko się otrząsnąłem i podszedłem do nieprzytomnej lisiczki. Była poważnie ranna, a na dodatek nadal krwawiła. Nie podobało mi się to ani trochę, więc mimo własnego bólu podniosłem ją i zaniosłem do jej pokoju.... a raczej dawnego...  Wszystkie rzeczy były jednak na miejscu, jakby cała ta afera nie miała miejsca. Ja jednak czułem tą drobną różnicę...pustkę w sercu, którą chciałem zapełnić. Niczego jednak nie mogłem zrobić, gdyż ciało wciąż było opętane przez czarny kolor. Jak długo będę miał kontrolę?  Na ile mi pozwoli? Obecnie milczy, tak jak to było wcześniej.
Szybko przystąpiłem do opatrywania ran , a przede wszystkim... do odkażania ich. Widać było na pierwszy rzut oka, że wyrządziła je akuma. Splugawienie jeszcze zbyt bardzo się nie rozniosło, więc miałem większe szanse na pozbycia się go. Namoczyłem ręczniki w czystej wodzie święconej i polowi zacząłem je układać na plamach. Jej ciało było w opłakanym stanie... aż czułem się winny temu wszystkiemu... że dałem tak łatwo się pokonać.... gdyby nie moja słaba wola, to wszystko nie miałoby miejsca.
- Jestem złym bóstwem.... - Westchnąłem cicho do siebie i zacisnąłem ręce na kolanach. Naprawdę zawaliłem i ucierpiała przy tym najdroższa mi osoba. Cierpiała wcześniej bo nie mogłem jej pomóc, cierpiała później bo poddałem się i cierpi teraz próbując mnie odzyskać. Wstałem i skierowałem się do kuchni, by zaparzyć sobie herbatę na ukojenie nerwów. Bałem się... mogę ją przecież stracić i do końca zniszczyć jej życie w tym raju. Pewnie i tak nie ma już za łatwo. Wraz z wejściem na taras z kubkiem parującego naparu zacząłem się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby odejść, póki Niyumi się nie ocknie. Nie będzie wiedziała gdzie jestem, więc nie będzie się pchała bez potrzebnie w niebezpieczeństwo. Jeżeli Kuroki zginie nikomu nie zrobi już krzywdy. Usiadłem przed stolikiem i zapatrzyłem się w zachodzące nad moczarami słońce. Po żurawiach nie było już śladu...nadeszła w końcu jesień, więc odleciały gdzieś, gdzie jest cieplej. Oznaczało to chyba, że ten wymiar jest większy niż sto miasto i otaczające je lasy i pola. Za nimi musiał się dalej rozciągać ten piękny świat, który kochałem.
Nie wiedziałem w sumie ile tak rozmyślałem. Słońce już zaszło, a mnie otoczyła ciemność nieco rozjaśniana przez zapalone lampiony. Czas za szybko minął... i znów poczułem tą lekką pustkę w moim sercu. Czułem się po prostu samotny, mimo że w środku miałem drugą duszę.
Wróciłem do pokoju lisiczki chcąc sprawdzić , czy wszystkie opatrunki się trzymają. Ku mojemu zdziwieniu lisiczka siedziała nieco zdezorientowana. W jednej rączce trzymała ręcznik, który wcześniej przyłożyłem do jej an, zaś w drugiej kołdrę, którą zasłaniała swoje ciało.
- Niyumi? - Wypowiedziałem cicho jej imię przechylając głowę na bok. Musiała poznać tą różnice w w tonie... nawet posiadając ten sam głos łatwo nas odróżnić. Lisiczka spojrzała na mnie jeszcze nieco nieprzytomna, po czym jej uszka się podniosły. - Cieszę się, że mogę cię znów zobaczy.

<Niyu? >-< Nie umiem... nie wiem nic...  meh >-< >

1179 słów

sobota, 5 maja 2018

Od Michael'a CD Miyashi "Krawędź do końca"


Podążaliśmy w ciszy, nie była to taka niezręczna. Przymknąłem oczy wsłuchując się w dźwięki, które mnie otaczały. Szum drzew i wiatru, gdzieś w oddali było słychać gwar rozmów, za tym dźwięk tętniącego życiem miasta. Otworzyłem oczy, ogromne drzewa ozdabiały niektóre ulice, duże budynki, wiele lokali. Spacerkiem dotarliśmy niedaleko centrum. Zatrzymałem się gwałtownie, kiedy dotarł do mnie ten fakt.
- Coś się stało? - zapytała dziewczyna, również przystając.
- Nie. Znaczy.. Jesteśmy już przy centrum. - odparłem. - Może.. przejdziemy się do biblioteki? Jest tam dużo książek na temat tego świata. Z pewnością dzięki nim, łatwiej będzie Ci się tu odnaleźć. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jasne. - odwzajemniła gest. - Prowadź więc.
Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę wcześniej wspomnianego budynku. Dotarliśmy tam w niecałe dziesięć minut. Wewnątrz nie było zbyt wielu istot, nie rozumiałem dlaczego. Osobiście uwielbiałem czytać, przez co zdziwiłem się frekwencją tutaj.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli zaczniemy szukać czegoś o chowańcach, będziesz wiedziała kim jesteś i jakie mamy zadanie. - powiedziałem cicho.
Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową i poszła w jeden z przedziałów, ja natomiast udałem się po książki, które sam przeczytałem. Wszystkie ułożyłem na jednym z biurek, po czym poszedłem po Miyashi. Pomogłem towarzyszce zanieść kolejne książki.
- Myślę, że to na razie wystarczy.
- Mam taką nadzieję. - odparła.
- W części książek, mogę znaleźć ci odpowiednie rozdziały, jednak w większości na niewiele się przydam. Tylko kilka czytałem. - uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł. - odrzekła szeptem.
- Nie ma sprawy. Bardzo chętnie.
Zacząłem kartkować księgi w poszukiwaniu konkretnych rozdziałów. Kiedy skończyłem, Miyashi kończyła czytać jedną z książek.

Miyashi? Wybacz. ;<
Ilość słów: 269

czwartek, 3 maja 2018

Od Azroth'a "Nie dbaj o to"

Podniósł ospale wzrok, rozglądając się dookoła. Nie widział zbyt wiele, wszak zarówno jego sylwetkę, jak i wszystko dookoła częściowo spowijał mrok. Było mu to na rękę – Mógł podróżować bez obaw, że ktoś go zauważy, ponieważ „Siła wyższa” obdarzyła go niezwykłą umiejętnością harmonizacji z ciemnością. Postanowił wykorzystać swą moc.
Poczuł, jakby z jego ciemienia zaczynała wylewać się chłodna, kleista maź. Spływała ona ospale po jego ciele, aż nieprzyjemne uczucie przemoczenia i zziębnięcia dosięgło go po same koniuszki stóp. Nabrał wtedy pewności, że stał się nieprzenikalny.
Podróży w tym stanie towarzyszyło męczące uczucie otumanienia – Świat zdawał się być lekko rozmazany, a każdy krok spowolniony. Uznał, iż jest to naturalny skutek uboczny i podążał dalej przed siebie. Liczył na odnalezienie się na Ziemi, którą zamieszkiwał przez kilkanaście cudownych lat, na którą zstąpił, a która zdawała mu się być teraz niezwykle obca i odległa.
Dotarł do punktu, jaki zwykł mijać codziennie – Obskurny monopol na rogu ulicy, do którego zewsząd napływali bezdomni, urządzając sobie z ekspedientką liczne libacje. Do jego nozdrzy napłynął nieprzyjemny zapach tytoniu i brudnego ciała. Minął sklep, wzdychając nostalgicznie – Jak mogło dojść do tego, że teraz już nigdy nie znajdzie się w otoczeniu znanych sobie ludzi i miejsc? Co prawda, właśnie podąża tymi samymi ścieżkami, co za życia, ale nie czuł się tak samo, jak wtedy. Przede wszystkim – Właśnie przemierzał ulicę, będąc niewidzialnym.
Odgarnął mechanicznie włosy i wspiął się na niewielki pagórek, chwilę po tym, jak zboczył z miejskich ścieżek. Nie czuł się w tej chwili dobrze. Zaczął nienawidzić siebie za to, że pomyślał, iż taka wycieczka poprawi mu humor. W rzeczywistości czuł się, jakby właśnie wypełniał misję samobójczą.
Przeszedł obojętnie obok drzewa, na którym często przesiadywał – Jego rozłożyste, grube gałęzie kojarzyły mu się z aksamitną ciszą i spokojem.
Stanął gwałtownie w miejscu i pokręcił głową, mrucząc:
- Co za bzdura, nie powinienem tu w ogóle trafić. Nie powinienem znaleźć się na Ziemi z powrotem, przecież to mnie niszczy od środka. Jest chyba za wcześnie, mój umysł jest zbyt przeładowany, pojawiło się na nim zbyt wiele skaz, których nie zdążyłem poznać, a co dopiero zatuszować. Chcę być już w Wymiarze, tylko jak się tam przenieść?
Ledwie zdołał o tym pomyśleć, a mleczna, nieprzenikniona biel zalała mu wizję. Gdy uświadomił sobie, że ma zamknięte oczy, natychmiast je otworzył. „To tyle?” - Pomyślał, próbując rozejrzeć się dookoła. Jedyny bodziec, jaki zdolny był wyłapać, to ten, który wykrywał za pomocą słuchu – Panowała tu ciężka, aczkolwiek przyjemna cisza. Przynajmniej dla niego była przyjemna, wszak z natury wolał delektować się nią, niźli codziennym zgiełkiem i gwarem. Gdy wzrok pośpieszył z pomocą, wobec identyfikacji środowiska, zdał sobie sprawę z tego, że Wymiar jest bardzo podobny do Ziemi. Tyle, że czystszy, spokojniejszy i niewinniejszy, o wiele bardziej, niż jego rodzima planeta. „Ale czy wciąż określać ją mogę rodzimą?” - Zapytał samego siebie, stawiając pierwszy krok do przodu. Z łatwością zaczął dalej stąpać przed siebie, delektując się napływającymi do niego widokami.
Okazało się, iż Wymiar był mu znacznie bliższy, niż Ziemia. Zdawało się, że bardziej do niego pasował. Ale, choć z natury był samotnikiem, szczerze zapragnął towarzystwa. Jego kompanem może być nawet Bóstwo – Mimo tego, że piekielnie zazdrościł tym istotom ich postaci i wszystkiego, chociażby grona wyznawców. Ciężko było myśleć o tym, że kiedyś może stać się ich sługą... Bo kto wie, jak potoczą się jego losy?
Ujrzał w oddali sporawe drzewo, idealne do kontemplacji środowiska, więc pośpieszył w tamtą stronę. Z wyjątkową łatwością przyszło mu wspięcie się na nie i znalezienie idealnej gałęzi, z której mógłby obeznać się po Wymiarze bez obaw, że czegoś nie dojrzy. Gdy już się umościł, westchnął głęboko, sięgając dłonią ku swojej głowie, chcąc machinalnie przeczesać ręką włosy. Proste pukle gładko prześlizgiwały się przez jego palce. Kiedy już miał cofnąć rękę, natrafił na niezidentyfikowany obiekt, w okolicach jego ciemienia. Wymacał go ponownie dłonią – Zdawał się być pokryty futrem od zewnętrznej strony, wewnątrz mieściła się gładka, delikatna tkanka. „Och, nie!” - Pomyślał. - „To nie może być ucho!”. Sięgnął drugą dłonią, ku swej głowie i od razu wyczuł drugi obiekt, który był identyczny w dotyku. Musiał wyglądać, jak idiota, macając się po swoich uszach, ale ta niecodzienna zmiana w wyglądzie tak go zaskoczyła, że nawet nie był w stanie zrobić nic innego. Niby był Chowańcem Inugami, więc nie powinno to tak nim wstrząsnąć, ale cóż począć... „Zaraz, zaraz. Skoro mam uszy, to chyba mi nie powiecie, że mam też ogon?!”. Jego dłoń wystrzeliła ku kości ogonowej, z której to bezczelnie wystawała sobie miękka, psia kita.
- Och! - Jęknął, opierając policzek o drzewo. - Stałem się psem. - Wymamrotał z niedowierzaniem, zamykając powieki.
Pomacał się też rękoma po twarzy, ale nie wyczuł tam futra, więc nie można było jednoznacznie stwierdzić, że stał się psowatym. Mimo wszystko wciąż towarzyszyła mu myśl, że musi wyglądać okropnie. „Chociaż może w Wymiarze to normalne?” - Głosik, będący przysłowiowym światełkiem w tunelu, rozbrzmiał w jego głowie, a on machinalnie mu przytaknął, próbując nie dać się nawiedzić ponownie strasznym myślą, komentującym jego wygląd.
- Dobra. - Odparł sam do siebie. - Wezmę się w garść i kogoś poszukam, przecież nie mogę tkwić tu zupełnie sam, bo najzwyczajniej zwariuję... - Mówiąc to ześlizgnął się z gałęzi i ruszył w zupełnie przypadkowym kierunku, zdającym mu się być tym odpowiednim.
Po krótkiej wędrówce „Donikąd”, słuchem wyłapał jakiś głos. Szczerze ucieszony tym faktem, dojrzał w oddali zamazaną sylwetkę, którą ciężko było mu zidentyfikować z tej odległości. Postanowił, więc, podejść bliżej, licząc na to, że ta postać nie będzie wrogo nastawiona.

Ktoś?

910 słów