niedziela, 28 października 2018

Od Natsumi cd. Makoto "Biedny piesek"


Po ostatnich słowach Makoto zapadła dość długa cisza, a Natsumi, jak dotychczas rozbawiona, zakłopotała się nieco, zacisnęła wargi i uciekła wzrokiem na dziwnie teraz interesujące ściany pokoju. Może faktycznie się z tym pośpieszyła? Chyba jednak powinna poczekać, aż właściciel ubrań się obudzi i zadecyduje, co z nimi dalej zrobić, a nie samodzielnie wybrać ich dalszą przyszłość. Nie żeby ta była dla nich świetlana... no jej zdaniem, nie dało się tego odratować. Jeśli ona by tego nie wywaliła, to chowaniec zrobiłby to osobiście po powrocie do swojego domu. A i były zdecydowanie za duże na tak małe dziecko, tym bardziej traciło sens zatrzymanie ich.
- Nie miałam wyboru - powiedziała nagle chcąc się jakoś wytłumaczyć i ponownie spojrzała na chowańca. - Były strasznie zniszczone, chodzenie w nich równałoby się paradowaniu w samej bieliźnie, już z tymi kocami wygodniej byłoby ci podróżować. Próba zszycia też nie wchodziła w grę, wiem co mówię. - Odruchowo wzruszyła ramionami, a na jej usta wkroczył z powrotem delikatny uśmiech. - Ale nie masz się o co martwić, naprawdę! Mam materiały, jakbym zdjęła z ciebie miarę to mogłabym szybko uszyć ci nowe. Wybrałbyś nawet, jakie kolory chcesz!
Wcześniej z czystej ciekawości sprawdziła, czy posiada kolory podobne do tych, jakie miały ubrania, które miał na sobie wcześniej inugami i z radością mogła stwierdzić, że a i owszem, znalazła je w głebi szafy. Więc gdyby czarnowłosy ją o to poprosił, z pewnością dałaby radę odwzorować każdą część jego stroju. Zajęłoby jej to dłuższą chwilę, ale byłoby satysfakcją, że może pomóc.
- Miałam zamiar przyprowadzić medyka, by sprawdził czy wszystko aby na pewno gra. Jego pewnie będziesz się wstydził mniej niż mnie, więc zmieniłby ci bandaże, a ja spokojnie przygotowałabym nowe kimono. - Przechyliła głowę nie odrywając spojrzenia od swojego gościa. - I absolutnie się nie powstrzymuj z  mnie o cokolwiek - palnęła nagle i machnęła ręką. Szczerze mówiąc, nawet tego nie przemyślała. - Rzadko mnie ktos odwiedza, ciekawie jest jak raz kimś się zająć. Zwłaszcza takim przemiłym chłopcem.

 Makoto?
Liczba słów: 319

Event Halloweenowy!


Na zewnątrz już czuć zbliżające się święto, na które czekają zniecierpliwione dzieci pragnące wziąć już w swoje ręce przeróżne słodycze, a jednocześnie wszystkie zmarłe dusze mające szanse porozmawiać ze swoimi bliskimi. Przed domami pojawiają się pierwsze dekoracje przedstawiające różne upiory, pajęczyny oraz dyniowe głowy czekające, aż ktoś je zapali, gdy nastanie noc. Wszystko wydaje się wręcz idealne, by obchodzić to cudowne święto, jednak w tym roku coś poszło nie tak... Coś, co zakłóciło spokój między wymiarem żywych a zmarłych. 
Akuma z początku niegroźna zaczęła żywić się panującą atmosferą, przez co zaczęła rosnąć w siłę, aż dała radę przedostać się do boskiego wymiaru - Kami no Jigen. Pozostawała w ukryciu, póki nie dostała się w samo centrum miasteczka, by tam zacząć siać chaos i splugawiać wszystko dookoła. Mieszkające tam youkai nie dałyby rady pokonać najeźdźcy, więc sam stworzyciel czym prędzej wezwał wszystkich, by pozbyli się zagrożenia, jednak.... Niektóre chowańce wolały wykorzystać ten jedyny dzień w roku, by porozmawiać ze swoimi żyjącymi najbliższymi. 


Witam wszystkich! Pragnę z przyjemnością ogłosić, że w końcu pojawia się wyczekiwany event! Mam nadzieje, że krótkie wprowadzenie nieco was wprowadzi w tematykę zadania, które zaraz dokładniej objaśnię. Chodzi bowiem o napisanie opowiadania pod nazwą "Event - Halloween", w którym zamieści się parę następujących wymagań:

  • Opowiadanie może być wątkiem z drugą osobą, jednak łącznie musi zawierać minimum 1200 słów. W przypadku pisania samemu od razu jest limit minimalny, chyba, że pojawiłoby się parę części. 
  • Trzeba patrzeć na to, że czas akcji dzieje się w Halloween / Święta zmarłych. W tych dniach ludzie mogą zobaczyć zmarłe dusze, które zejdą na ziemię z boskiego wymiaru. Mogą one w spokoju porozmawiać z bliskimi, lecz zapomną oni o wszystkim wraz z wybiciem godziny 00:00. To samo tyczy się bóstw, które mogą spotkać się ze swoimi wierzącymi. 
  • Wygląd Akumy można utożsamić z cukierkowym potworem. Reszta jest zależna od waszej wizji twórczej. 
  • Ostateczne podsumowanie wszystkich napisanych wątków odbędzie się wraz z następnym  podliczeniem ( 5 listopada)
  • Każdy uczestnik zostanie nagrodzony podwójną liczbą zdobytych wierzących i punków doświadczenia. (czyli jak napisze się wątek na 1200 słów to zamiast 300PD dostanie się 600).
    Wybierzemy również wśród każdej grupy najlepszy wątek za który od razu awansuje o rangę wyżej. ( Bóstwo, Patron, Chowaniec Kitsune, Chowaniec Youkai itp) 

Liczymy, że spodoba wam się taka zabawa ;w; W razie pytań proszę się zgłaszać do mnie (Yuki aka Shin)

Życzymy wam dobrej zabawy!
~Administarcja

Od Desideriusa cd. Kanako „Run”

Ciekawie jest mieć moc, jaką posiadam. Wydajesz ludziom rozkazy, jakbyś był ich panem, należał do jakiejś mafii, albo był synem prezydenta. Na szczęście ja jestem kimś o wiele lepszym i ważniejszym. Szkoda tylko, że moja moc jest ograniczona: nie mogę komuś rozkazać, by zabił lub pokochał drugą osobę, nie mogę za mocno ingerować w niczyje życie, nie mogę wpływać na uczucia i poglądy osób. Moja moc pozwala mi tylko na tłumaczenie i wydawanie czynności, które mają zrobić, jak w tym przypadku: wejdź i zjedź windą na sam dół. Niestety to zadanie w ograniczonym czasie. Nie zawsze mogę pomóc ludziom.
- Jestem Bóstwem Świadomości – odpowiedziałem. - Ty chyba też należysz do tego świata. Kim jesteś? - zapytałem ciekaw.
- Chowaniec Youkai w czystej postaci – uśmiechnąłem się szeroko, youkai zawsze bardziej mnie ciekawiły od reszty chowańców, a to z jednego powodu: były inne. Nie miały podstawowej formy, mogły być krukiem, jeleniem, a nawet lwem morskim. W duszy chciałem poznać wszystkie youkai i dowiedzieć się, w co mogą się przemienić.
- Ciekawe – odparłem bardziej sam do siebie, zastanawiając się, czy w postaci zwierzęcia, także ma metalowe kończyny. Pytania te jednak postanowiłem przerzucić na następną rozmowę, którą nie wykluczone, że się odbędzie, skoro należeliśmy do tego samego świata i żadne z nas nie zapomni drugiego po paru godzinach. - Jednak radziłbym stąd wiać. Moja moc jest ograniczona w czasie, gdy zdadzą sobie sprawę, że czegoś nie załatwili, najprawdopodobniej tu wrócą – powiedziałem po czym wstałem na równe nogi i spojrzałem na windę. Byłem ciekawy, za ile wrócą, bo skoro tak łatwo było im wydać rozkaz, musieli być inteligentni; chociaż na takich nie wyglądali. Ale przecież nie zatrudniają idiotów do takich firm.
- Szkoda, przyjemnie się tu siedzi – zauważyła.
- Więc zostajesz, czy wracasz ze mną do Kami no Jigen? - przez chwilę wyglądała, jakby się nad tym zastanawiała, aż w końcu przytaknęła na moją drugą propozycję. Otworzyłem wymiar do naszego świata i nim ludzie wrócili na dach, my przeszliśmy przez portal i przechadzaliśmy się po przedmieściach.

<Kanako? Wiem, okropne, ale się jeszcze poprawię>
Liczba słów: 322

czwartek, 25 października 2018

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


- To coś upoluj albo nie płać za jedzenie przy szwedzkim bufecie... Ja problemu nie widzę - pokręcił głową przewracając przy tym oczami, bo naprawdę nie rozumiał czemu Makoto tak na tym zależało. Sam robił to niemal systematycznie. Znaczy się polowanie, bo mimo iż nie było to jakieś wyzwanie, to dostarczało jakiejś ekscytacji, ruchu i darmowego żarcia. Opinia innych to było natomiast coś, czym najmniej się przejmował. Nie zamierzał startować w konkursie popularności - Czy przerasta? Nie, ale te demony najprawdopodobniej są jeszcze bardzo słabe, skoro nie było żadnych ofiar, prawda? Myślisz, że jeżeli są w tym muzeum, to spotkamy je tak sobie po prostu spacerujące sobie przez hol? A jeśli skryją się w jakimś drogocennym zabytku, to czy masz jak je wyciągnąć z niego bez niszczenia eksponatu? - zatrzymał się i odwróciwszy do niego, splótł ramiona przed sobą w oczekiwaniu na odpowiedź, choć tak naprawdę nie liczył na za wiele. Gdyby Inu umiał robić co tak praktycznego to na pewno już o tym, by wspomniał - Nie jestem bogiem prawdy, aby nie kłamać, więc doceń, że staram się tego nie robić, zamiast narzekać...
Pobożne życzenie było czymś bardzo wygodnym, ale było to raczej coś, co zwykli ludzie, gdy nie chcieli pogodzić się z niewygodną prawdą. Oni zaś znali prawdziwych bogów i to osobiście. Dlatego Nex nie miał żadnych złudzeń, że w niczym to nie pomoże. Jeśli coś tutaj znajdą, a jego nos mu podpowiadał, że tak właśnie będzie, to pewnie skończy się na zniszczeniu części eksponatów i szybkiej ewakuacji. Niestety powietrze w tym budynku mimo wentylacji, którą ten budynek bez wątpienia posiadał, nie krążyło jakoś specjalnie. To powodowało, że wilk nie był w stanie określić, w którą stronę powinni iść, aby znaleźć cel ich wizyty. Zaproponowana przez Makoto wystawa brzmiała zatem nadzwyczaj obiecująco. Nie, żeby miał, choć cień wiedzy na temat tego, czym lub kiedy było Kofun, ale jego towarzysz wiedział, więc... Miał szczęście?
- I znów odnoszę wrażenie, że mogłeś być pracownikiem muzeum - zerknął jeszcze raz na trzymaną przez niego ulotkę, aby sprawdzić, w których salach miała miejsce wspomniana wystawa, aby po odwróceniu zacząć się rozglądać za znakami informacyjnymi, gdzie co jest - To idziemy tam i w górę? - trochę niepewnie, ale kiwnięciem głowy wskazał na lewą stronę sali gdzie przy schodach idących do góry stałą tabliczka informacyjna.
- Mmm no nie wiem, czy to dobry pomysł... Zrobię kulami dziury w posadzce, ścianach i może jeszcze w jakiś eksponatach - zauważył słusznie, bo zdawało się, że coś tak istotnego umknęło piskowi. Co jednak było przyczyną i czy powinien się tym przejmować? Nerwy, ekscytacja, czy rozmarzenie o okresie Kofun?
- Myślę, że będę improwizować na bieżąco, ale skoro zależy, aby ograniczyć zniszczenia, to nie będę wyciągał broni palnej - to mówiąc, zaczął się już wspinać po schodach w kierunku właściwej sali.

451 słów

środa, 24 października 2018

Od Kanako cd. Desideriusa "Run"



style="width:80%;"
O wiele lepiej patrzyło się na niego gdy ten usiadł. Ciemnowłosa mogła przestać tak zadzierać głowę by dojrzeć jego twarz i nie rozmawiać z jego kolanami. Słysząc pierwszą część odpowiedzi na pytanie wypięła dumnie pierś niczym paw. Może to i dziwne ale nawet jej to schlebia! Dopiero słysząc dalszą odpowiedź na pytanie zaśmiała się krótko i odpowiedziała na to wciąż się śmiejąc.
- Zapamiętam aby nie biegać. - przymknęła delikatnie oczy ze śmiechu. Jej wyobraźnia podsuwała same dziwne przypadki skaczących ludzi z dachu na bombę jak do basenu lub bardziej elegancko jak Ci wszyscy skoczkowie podczas zawodów. Prychnęła z rozbawieniem już zapominajac o zgniecionym chipie. Wszystkie ważne wiadomości z niego ma już w głowie. Nie potrzebuje czegoś co psuje jej system nerwowy lub operacyjny. Goście którzy ją ścigali raczej nie będa zbyt bardzo zadowoleni z tego faktu ale przecież nie byli tymi dobrymi w tej opowieści. Kanako właściwie nie wiedziała czy jako chowaniec nie może robić “złych” rzeczy tylko ku swojej uciesze ale skoro nigdy prędzej tak nie robiła to dlaczego ma to robić i teraz? Może dlatego Najwyższy wybrał właśnie ją do zostania w Kami No Jigen z tego powodu, iż Świat jednak posuwa się przodu? Mogła tylko zgadywać.
Słysząc jak się przedstawia była już prawie pewna, iż jest Bóstwem. A przynajmniej coś z Cyferką i Bóstwem obiło się jej o uszy w Świecie Duchów. Chciała odpowiedzieć swoim sprytnym “miło poznać sąsiada” lecz w momencie gdy otworzyła usta usłyszała to charakterystyczne piknięcie windy co sygnalizowało przybycie dryblasów. Och okazali się jednak mądrzejsi na jakich wyglądają? Nieprawdopodobne! Wstała szybko niczym Jackie Chan w swych osławionych filmach z szerokim uśmiechem. Jak ich ominąć? Nie był pewna czy Cyferka jest Bóstwem ale była pewna, iż nie chce aby został ranny przez jej problemy. Milion pomysłów zasiało jej umysł a każdy był właściwie gorszy od poprzedniego. Zacisnęła dłonie w pięści. Na dachu również średnio z jakąś elektroniką która mogłaby pomóc. Gdy mężczyźni powoli ruszali w ich stronę postanowiła się poddać. W ten sposób powinni ją zabrać a żółtego jegomościa zostawić w spokoju. Chyba. Jednak w momencie gdy podjęła taką decyzję usłyszała jak Cyferka wydaje im rozkaz. Miała się zaśmiać lecz wtedy cała banda łysego rzeczywiście się zatrzymała. Otworzyła szerzej oczy, kierując wzrok wprost na Desideriusa gdy ten ponwonie się odezwał rozkazując dryblasom zjechać w dół. Oczywiście rozkaz wypełnili posłusznie niczym baranki nie zadając nawet żadnych pytań. Ostatnie stwierdzenie żółtego kolegi sprawiło, iż wybuchnęła dźwięcznym i ciepłym śmiechem. Kto by pomyślał, iż spotka tutaj kogoś z Kami No Jigen? Albo to albo żółciutki był szefem gangu lecz tego znała z wyglądu więc nie mógł nim być. Skoro opcja numer jeden odpadła pozostałą opcja numer dwa. Posiadając dosyć potężną moc kwalifikował się do zakładki: Bóstwa. Nie chcąc pozostawiać stwierdzenia samemu sobie odezwała się.
- Skąd ten pomysł sąsiedzie? - zaśmiała się po tym ponownie, opierając ręce o kolana i pochylając się do przodu. Zupełnie jakby bardzo długo biegła i próbuje teraz złapać oddech. W tym przypadku winowajcą nie był wysiłek a śmiech. Wyprostowała się i dopowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Chyba za rzadko bywam w Kami No Jigen. Jakim jesteś Bóstwem?

Liczba słów: 511

niedziela, 21 października 2018

Od Nexarona cd Makoto "Przedszkolaki"


Dzięki temu, że na zewnątrz panował już mrok, gdy znaleźli się wewnątrz budynku Nexaron nie musiał przyzwyczajać specjalnie wzrok i, mimo że nie widział w zupełnej ciemności na tyle wystarczająco, aby polować w nocy. Jeśli już to wewnątrz było minimalnie jaśniej aniżeli w parku. Muzeum nawet w nocy nie było zupełnie ciemne, ponieważ nawet strażnicy nie chcieliby się o coś potknąć, czy aby ktoś, w domyśle złodziej, skrył się w mroku. Fakt, że było widać co robisz był odstraszający dla potencjalnych włamywaczy.
Wilk, widząc, że jego towarzysz zajął się czymś produktywnym, zdecydował się szybko rozejrzeć po najbliższej okolicy. Podszedł do jednej, drugiej i trzeciej gablotki. Znalazł w nich odpowiednio jakiś stary pergamin z japońskimi znaczkami, których szczerych chęci nie był w stanie odczytać. Coś, co zdawało się narzędziami używanymi przez średniowiecznych chłopów i zestaw z bursztynów z zamrożonymi w czasie w ich wnętrzu kwiatami oraz owadami. Na dłużej zatrzymał się przy średniowiecznej rycerskiej zbroi i nawet chwycił w dłonie jego miecz. Biorąc pod uwagę fakt, że nie był on zamknięty w gablotce, nadgryziony przez czas i był tępy, a obok była tabliczka tłumacząca, że to replika, którą mogą obejrzeć goście, nie widział powodu, aby się krępować.
- Nie wiem jak ty, ale ja od nikogo po uszach nie dostanę - łapiąc oburącz rękojeść, uniósł miecz do góry nad swą głowę i zamachnął się kilka razy, aby sprawdzić jak mu leży. Tak jak się spodziewał, był ciężki i nieporęczny, ale cóż... Tak, a nie inaczej został wykonany - Mogę wysłuchać Gennosuke, jeśli będzie mówił sensownie, ale jeśli będzie tylko rzucał mięchem to nawet na to sobie nie pozwolę - konstruktywna krytyka to jedno, ale Nex został wynajęty do pozbycia się akum, a nie do ochrony mienia publicznego o ile pamięć go nie zawodziła. Biorąc zaś pod uwagę specyfikę ich sytuacji to nawet jeśli nie będzie miał grosza przy duszy, to głód mu nie groził.
- Czyli mają wystawę dinozaurów? A może bardziej po prostu prehistoryczną? - zapytał odkładając "zabawkę" i szybko do niego podchodząc, aby zerknąć przez jego ramię, a następnie spojrzeć we wskazanym kierunku - Jakie jeszcze wystawy tematyczne mają w tej chwili? Coś związane z krwią? Zabijaniem? Trupami?
Dinozaury był fajne, a zarazem mogłyby być straszne gdyby nagle "ożyły". Lecz Nexaron chciał od razu sprawdzić, co jeszcze ciekawego mogli znaleźć na innych wystawach. Liczył więc na odpowiedź od Makoto, który trzymał fiszkę.
- To... Rozumiem, że raczej się nie będziesz tutaj przemieniać w trosce o... Zabytki...Tak? - zapytał krótko na sam koniec jeszcze, tylko aby potwierdzić swe przypuszczenia.

411 słów

piątek, 19 października 2018

Od Desideriusa cd. Kanako „Run”

- Nie często – odparłem siadając na dachu, by nie musieć patrzeć na dziewczynę z góry. Zaciekawiła mnie jej czynność: wyjęcie zza ucha jakiegoś chipu, który po chwili zgniotła. Co to było? Czy to przez to spadła z dachu? Czy to coś rozkazało jej skoczyć? Może przez to straciła panowanie nad sobą? W mojej głowie rodziło się zbyt wiele pytań. - Większości zdarza się zeskoczyć z dachu z rozbiegiem, więc nie zdążam – dokończyłem z lekkim uśmiechem, wyobrażając sobie jak łapię ją za metalową nogę, która po chwili się odrywa od jej ciała. Wyobraźcie sobie, jakie byłoby moje zdziwienie, gdybym wrócił na dach, trzymając w dłoni czyjąś nogę. Założę się, że zapomniałbym o spadającej osobie i zainteresowałbym się kończyną, a gdy postać rozbiłaby sobie nie tylko głowę, ale całe ciało na chodniku, zajrzałbym zza krawędzi i stwierdziłbym, że jestem beznadziejnym bogiem. Ale nim nie jestem! Byłem świetnym Bóstwem, który uratował właśnie człowieka.
Ale czy na pewno był to człowiek, zwykła ludzka dziewczyna? Nie wykluczałem tego i nie miałem zamiaru zadać jej tego pytania. Jeśli należałaby do Kami no Jigen, spotkalibyśmy się pewnego dnia w naszym świecie, gdyby los tak zachciał, a jeśli nie, zapomni o mnie szybko. To czasem mnie dobijało. Zdarzało mi się rozmawiać z ludźmi, którzy następnego dnia mnie nie pamiętali, a ja bym chciał kontynuować naszą rozmowę, ponieważ mnie zaciekawiła. Miałem cichą nadzieję, że przede mną leży boska przedstawicielka, tym bardziej, że była najbardziej interesującą osobą, na jaką trafiłem w ciągu swego życia: chodzi mi głównie o metalowe ciało i chip wyciągnięty z głowy. Nie często trafia się na cyborgi, nie ważne, jak ludzki świat jest rozwinięty.
- A tak właściwie, nazywam się Desiderius, możesz mi mówić Cyferka – przedstawiłem się. W ten samej chwili usłyszałem ponowne piknięcie, oznaczające przyjazd windy. Spojrzałem w jej kierunku, gdy drzwi się otworzyły, wybiegło z niej jakichś sześciu mężczyzn w czarnych garniturach i ze spluwami w rękach.
- Stać! Nie ruszać! - krzyknęło dwóch jednocześnie. Dziewczyna także spojrzała się w tamtym kierunku i wstała. Nie miałem pewności, czy się uratuje, czy będzie walczyć, czy ją złapią, czy może wyskoczy z dachu bez żadnego planu, by na samym końcu jakimś magicznym sposobem lub szczęściem przeżyła. To nie miało znaczenia, byłem bogiem i jednym z moich zadań była ochrona ludzi, nawet przed ich samymi.
- Stójcie – użyłem mocy, a oni nagle się zatrzymali. - Odwróćcie się i zjedźcie windą w dół – poleciłem. Po chwili się odwrócili i wsiedli do windy, znikając nam z oczu. - To chyba od ciebie czegoś chcą – stwierdziłem.

<Kanako?>
Liczba słów: 408

środa, 17 października 2018

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"



- Wiesz, że jesteś za sprytny dla własnego dobra? - potwierdził przypuszczenia Makoto i szturchnął łokciem w bok, bo choć normalnie takie słowa można było odebrać to teraz były po prostu zwykłym dogryzaniem sobie w męskim gronie. Ten drobny, ale wbrew pozorom bardzo istotny szczegół miał olbrzymie znaczenie. Można było zapytać "dlaczego?". Najbardziej oczywiste naturalnie było to, że nie musiał się udać fizycznie do każdego miejsca, gdzie chciał otworzyć przejście. Mount Everest? Zdjęcie, na którym widać jego czubek nawet z oddali w zupełności wilkowi wystarczyło. Nie potrzebował zatem wspinać się tygodniami po górskich szlakach, walczyć z naturą i innymi trudnościami. W obecnych czasach wystarczyło połączenie z internetem i pomoc wujka Googla. Teraz więc na telefonie odszukał stronę muzeum, przed którym stali i wybrał jedno ze zdjęć ekspozycji, aby przyjrzeć się lepiej.
Zdawało się, że było to zdjęcie z głównego pomieszczenia muzeum. Olbrzymiej sali, która zdawała się ciągnąć przez jego centrum, w której znajdowało się wiele najróżniejszych eksponatów, zaczynając od najbardziej rzucającej się w oczy wypchanej parady zwierząt zamieszkujących sawanny, czy szkieletu jakiegoś rosłego dinozaura, po mniej rzucające się w pierwszej chwili, ale nadal obecne gabloty na wielu piętrowych kondygnacjach po bokach sali. Ciężko oczywiście było dostrzec jakieś szczegóły ze względu na rozdzielczość zdjęcia, a było też bardzo możliwe, iż od czasu, gdy je zrobiono, sama wystawa mogła ulec częściowej, lub całkowitej zmianie. Dla wilka nie miało to jednak znaczenia, ponieważ to miejsce naprawdę istniało, a to już wystarczyło, aby mógł otworzyć do niego przejście.
- I wiesz... Poruszanie się raczej nie będzie problemem, ale czy będzie rozgardiasz, czy nie raczej od nas zależeć nie będzie prawda? - Nex w oczywisty sposób insynuował, że będzie to w dużej mierze zależeć od tego, czy i co znajdą w środku. Wilk bynajmniej nie zamierzał przejmować się utratą tego, czy inne zabytku z przeszłości. Ważniejsze było od niego, aby mógł się dobrze zabawić, a przy okazji wykonać zlecenie, jakie otrzymał. Miał świadomość, że brzmiało to nadzwyczaj pusto, ale... Jeśli ma wybierać między przeszłością a teraźniejszością to zawsze wybierze to drugie. Dlatego też jego poprzednie życie interesowało go raczej w kategoriach ciekawostki. Czegoś, czego poznanie nigdy nie będzie dla niego priorytetem, a jeśli nawet kiedyś by ją poznał to wątpił, aby miało to jakiekolwiek znacznie. Był sobą i nikim innym...
- Może to nie moja sprawa, ale... Jako uczeń? Student? Gość? A może byłeś jak Indiana Jones...

387 słów

wtorek, 16 października 2018

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


Słysząc komentarz Makoto nie mógł się po prostu powstrzymać. Wilk poczekał, aż skończy swą wypowiedź, nim splótł ramiona przed sobą, uśmiechnął się przebiegle i wcale nie kryjąc zadowolenia z samego, siebie przemówił...
- Widać, że dobrze kombinujesz, ale diabeł tkwi w subtelnościach. Nie jestem w stanie otworzyć, przejść do miejsc, w których byłem, a które - i tutaj wymownie urwał pozwalając, aby piesek sam doszedł do odpowiednich wniosków. Wierzył szczerze, że nie będzie to dla niego jakimś specjalnym wyzwaniem. Przynajmniej takie miał przypuszczenia na podstawie tego, co zdążył od niego usłyszeć podczas tego krótkiego spaceru.
- I wiesz... Jak będziemy w środku, nie przejmowałbym się alarmami tak bardzo. Nie w sensie, że ich tam nie ma, a raczej są, ale strażnicy na pewno też tam się znajdują. Muszą więc jakoś przemieszać się pomiędzy kolejnymi salami, więc jeśli nie będziemy się bawić zanadto przedmiotami z wystawy, to powinno być dobrze... Prawda? - tak przynajmniej podpowiadał mu jego intuicja, ale przecież nigdy nie pracował w takim miejscu, a przynajmniej nie pamiętał, aby w nim pracował. Niby to nie był bank, lecz w banku jakby co mieli skarbiec, więc ochrona nie była potrzebna tak bardzo. Na dodatek większość pomniejszych oddziałów nie trzymała większych ilości gotówki na miejscu, tylko im ją dowożono w razie potrzeby. Tylko skąd u licha wilk mógł to wiedzieć, prawda? Pomijając jednak ten drobiazg, to co można znaleźć w ścianach budynku, przed którym stali było warte bardzo dużo, aby nie powiedzieć, że było bezcenne i choć część eksponaty jak na przykład szkielet dinozaura ciężko byłoby ukraść, to trafiały się już takie, które można by schować pod bluzę. Z drugiej strony zamknięcie tego na zamek i pozostawienie sensorom wcale takim dobrym rozwiązaniem się nie wydawało. Zamek można zniszczyć, sensory wyłączyć lub oszukać i w takich chwilach warto zawsze było mieć kogoś na miejscu, kto od razu zareaguje.

302 słowa

niedziela, 14 października 2018

Od Niyumi CD Yuudaia "Miejsce spoczynku"


 - Naprawdę było, aż tak źle? - Łagodny śmiech Sprawiedliwości, który zwykle poprawiał mi humor, w tym jednym konkretnym przypadku niezmiernie irytował.
 - Ciebie to śmieszy? Zniszczył moją katanę. Dosłownie. Nie mam cię czym teraz bronić, a ty się śmiejesz. - Fuknęłam na niego, wydając z siebie po chwili głośny pisk, kiedy namoczony wacik zetknął się z kolejnym rozcięciem na moich plecach. Jęknęłam cicho, przytulając do siebie mocniej swoją białą szatę. Mimo wszystko wolałam nie zostawać naga przy patronie, dlatego zarzuciłam na ramiona coś, co swobodnie mogłam zsunąć z pleców, by mężczyzna miał dostęp do ran.  - Chodzący kłopot... Nie musiałbyś teraz tego bawić się w pielęgniarkę, gdybyś wcześniej pozwolił mi wywalić go ze świątyni.
   Czułam, że chciał mi odpowiedzieć, jednak uprzedziło go pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, zastanawiając się kogo mogło przywiać o tej porze do świątyni. Westchnęłam cicho i podniosłam się, poprawiając materiał, by zakryć to, co nie powinno być na widoku. Czułam jak szata przykleja mi się do wciąż otwartych ran, piekąc nieprzyjemnie i ciągnąc przy gwałtowniejszych ruchach. Podeszłam szybko do drzwi, otwierając je na oścież i... Dosłownie zamarłam. Przede mną stał Yuudai. Okropnie brudny, poraniony i... Ugh, jak on cuchnął. Odruchowo zakryłam nos luźnym rękawem stroju, żeby jak najmniej czuć ten odór lecący od rudowłosego. 
 - Czy ty się do cholery kąpałeś w śmieciach?! - Warknęłam, zaciskając mocniej palce na drewnie. Tak bardzo chciałam mu je zatrzasnąć przed nosem, ale białowłosy, który stanął w przejściu do głównego holu wcale mi tego nie ułatwiał. Nawet gorzej, jego obecność sprawiała, że nie potrafiłam tego zrobić. 
 - To nie jest ważne. Chciałem ci podziękować, więc przyniosłem to. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, w której ściskał... Katanę? Uniosłam jedną brew, przyglądając się jej uważnie. Z pewnością nie była moja, ale... Na najgorszą także nie wyglądała. Zabrałam ją ostrożnie od niego i odstawiłam pod ścianę obok wejścia, po czym zerknęłam za ramię chłopaka. Nie było nikogo widać, dlatego złapałam go za podartą odzież i wciągnęłam do środka, zatrzaskując po chwili drzwi. Raczej nie tego się spodziewał, bo nawet nie zdołał utrzymać równowagi bez podparcia się ręką. 
 - Co ty sobie niby myślisz, co?! - Spojrzałam na niego wściekle, łapiąc kątem oka ruch Kiyuki'ego, który chciał mnie powstrzymać. - Że będziesz narażać siebie, mnie, mojego patrona, niszczyć  moją broń, całować mnie w usta, a po wszystkim przyjdziesz, dasz kawałek metalu i wszystko będzie dobrze?! - W tym momencie Yuki zrezygnował z próby powstrzymania mnie i uśmiechając się łagodnie, odwrócił się, by wrócić do stolika, przy którym wcześniej siedzieliśmy wspólnie. 
 - Zasadniczo, to nie był pocałunek... - Yuudai próbował się tłumaczyć, jednak kiedy drewniana skrzynia roztrzaskała się o podłogę tuż obok niego. Jak dobrze, że jeszcze ich nie oddaliśmy po ostatniej dostawie jabłek. Okazały się nad wyraz przydatne. 
 - Milcz, zapchlony kundlu. - Warknęłam, pochodząc do niego i obracając go przez ramię na brzuch, złapałam za ręce i pociągnęłam w tył, przystawiając do jego pleców nogę. - Będziesz błagał o litość. 
   Rzecz jasna nie chciałam mu zrobić krzywdy. No... Zbyt wielkiej. Ale nawet Kiyuki nie kiwnął palcem, kiedy kitsune wołał o pomoc. Siedział jedynie po turecku przy stoliku, popijając herbatkę i uśmiechając się łagodnie jak to miał w zwyczaju. A jednak coś w tym uśmiechu różniło się od tego, którym obdarzał mnie czy pozostałych, coś co wywołało ciarki na moich plecach. 
   Po kilku minutach odpuściłam Yuudai'owi, gdyż mój nos naprawdę nie mógł już ścierpieć tego okropnego zapachu. Siłą wyrzuciłam go do łazienki, żeby się umył, a sama wróciłam do mojego patrona. 
 - Będziesz chciała go tu przenocować? - Zerknął na mnie znad swojej filiżanki. Westchnęłam cicho, opierając się na rękach za swoimi plecami. Odchyliłam głowę w tył, kręcąc nosem, w którym wciąż miałam ten nieprzyjemnie gryzący wręcz zapach. 
 - Jeszcze jedną noc, jeśli się zgodzisz. Trzeba mu coś znaleźć, bo nie może sypiać na śmietniskach. 
 - Jednak obchodzi cię to co się z nim dzieje. - Zaśmiał się cicho, odstawiając porcelanę na stolik i rozkładając ramiona w zapraszającym geście. Uniosłam jedną powiekę, by na niego spojrzeć, nieco urażona tymi słowami. 
 - Nie jestem bezduszna. Może i mnie irytuje, ale niewygodnie mi z myślą, że mogłabym go od tak zostawić na pastwę Akum. - Odparłam cicho, pakując się na kolana białowłosego, od razu się w niego wtulając. 
 - Niestety nie będę mógł wam towarzyszyć w poszukiwaniu lokum, ale mam nadzieję, że coś znajdziecie. - Otulił mnie szczelnie ramionami, składając ciepły pocałunek na czubku mojej głowy. Taaaaak, już widziałam jak łatwo i gładko nam to wszystko pójdzie, ale wolałam się już nie odzywać.

Yuudai? 
Słów: 727

Od Kanako cd. Desideriusa "Run"



Nie posiadała jakiś super mocy którymi mogą pochwalić się Bóstwa czy inne Chowańce. Była raczej bardzo młodym Chowańcem z smykałką do elektroniki i hakowania. Jednakże i jedno i drugie nie przydawało się w Świecie Kami No Jigen. W tym całym Świecie Bóstw. Duchów. Czy jak tam je zwał. Ona wciąż bardziej należała do świata ludzi, nawet pomimo śmierci i nieoczekiwanego zwrotu akcji. Nie wiedziała dlaczego Najwyższy postanowił akurat ją uczynić Chowańcem. Nigdy nie była specjalnie religijna o ile pamiętała. Może dlatego też próbuje wciąż to wszystko sobie poukładać. I może również dlatego wciąż uparcie przebywa bardzo dużo w Świecie Ludzi. W otoczeniu które zna i rozumie. I aktualnie próbuje ją zabić. Albo przynajmniej bardzo ładnie jej wychodzi takowe udawanie.
Tak jak myślała, osoba która oglądała ją w ukryciu pojawiła się w momencie gdy przechyliła się przez krawędź dachu. Właściwie gdy zaczęła spadać zaczynała już żałować swojej decyzji a jej przypuszczenia o altruizmie przypadkowej osoby pękły jak bańka mydlana lecz wtedy poczuła jak ktoś ją łapie za nogę. Zdążyła tylko z tej perspektywy spojrzeć w kierunku tajemniczej osoby lecz wszystko co dojrzała to kolor żółty gdyż chwilę później leciała już rzucona w kierunku dachu. Musiała przyznać, iż dosyć efektywnie udało się jej całkiem zgrabnie wylądować na dachu dzięki swej zręczności. Nie zwracała raczej uwagi na nabite siniaki traktując je jako część planu. W końcu trudno żółtemu jegomościu było by wciągnąć siebie i ją jednocześnie na dach wisząc na jednej ręce. Praktycznie leżała na dachu dziękując Bogom, iż plan wypalił. Gdy doszło do niej co robi zaśmiała się krótko. Słysząc głos żółtego Pana podniosła obie brwi do góry. To chyba były pierwsze najdziwniejsze pierwsze słowa jakie ktoś do niej skierował. Potaknęła energicznie głową i zaśmiała się krótko.
- Cieszmy się, że nie odleciała gdy mnie za nią złapałeś! - ponownie się zaśmiała kładąc głowę na nowo na dachu. Leżąc na plecach podniosła dłoń do góry.
- Ach, tak poza tym dziękuję za ratunek Panie Dorito. Byłam pewna, iż już po mnie przez… a właśnie. - przechyliła głowę i wyciągnęła kartę z pamięcią zza prawego ucha robiąc przy tym minę niczym obrażony pięciolatek. Zgniotła kartę w palcach z charakterystycznym syknięciem po czym ponownie położyła dłoń na dachu. Podniosła się nagle do siadu z cichym “ouch!”. Spojrzała na żółtego jegomościa z jednym zamkniętym okiem.
- Jestem Kanako Yanagimoto! Kano vel Pupencja. - zaśmiała się krótko wciąż jednak siedząc na tyłku na dachu i chyba nie mając zamiaru w najbliższej przyszłości ruszać się stamtąd. Odezwała się ponownie z szerokim uśmiechem.
- Często bywasz na dachach i łapiesz ludzi za ich metalowe kończyny? - nie była pewna co do tego, czy Żółty Pan jest w jakikolwiek sposób powiązany z Kami No Jigen. Nawet jeśli patrzeć na jego niecodzienny wygląd… różni ludzie chodzili po Świecie, nieprawdaż? Prawdaż. Dlaczego też nie mógł okazać się człowiekiem? A nie spyta się go wprost “Hej, jesteś Bogiem?”. Chociaż musiała przyznać, iż chyba gdzieś go już widziała. Albo o nim słyszała? O osobie która jest cała żółta? Nie mogła po prawdzie oderwać od niego wzroku ze względu, iż żółć to jej drugi ulubiony kolor na równi z niebieskim.

Ilość słów: 508

Cyferko?~

Od Desideriusa cd. Kanako "Run”

Piętnastoletni chłopiec nieakceptowany przez swoich kolegów z drużyny, chociaż grał naprawdę dobrze, zawsze w pierwszym składzie i nigdy nie był zdejmowany na ławkę. Ostatnio dostał puchar dla najlepszego zawodnika i chociaż rówieśnicy mu tego nie mówią, czuje i widzi, ze go nie trawią. Nie przejmuj się nimi. Graj dla siebie, bo jesteś najlepszy. Na następnym treningu nie zwracał na nikogo uwagi, a na meczu dzięki niemu drużyna wygrała finał. Został zauważony przez pewnego sponsora, który zaproponował mu karierę.
Osiemdziesięcioletnia kobieta straciła swego męża, który zachorował na płuca. Zamknęła się w swoim pokoju, a jej córka do mnie przemówiła. Matka nie chciała iść na pogrzeb i ciągle powtarzała, że zmarły wróci. Musisz się pogodzić z jego śmiercią. Żyj dla swojej córki i wnuków, którzy się o ciebie martwią. Wyszła z pokoju i spędziła cały dzień przy córce.
Siedząc na dachu jakiegoś budynku, rozmyślałem na temat psychiki ludzkiej. Dlaczego niektórzy sobie nie radzą z uczuciami i emocjami? Dlaczego ludzie się nawzajem nienawidzą? Dlaczego nienawidzą tych, którzy na to nie zasłużyli? Dlaczego są tak egoistyczni? I dlaczego jest tak mało ludzi, którzy boją się o drugich?
Przyglądałem się ludziom z dołu, którzy z mojej perspektywy przypominali insekty. Niektóre robaki trzeba tępić, prawda? Uważam, że to samo tyczy się ludzi. Niektórych trzeba się pozbywać. Tylko dlaczego zawsze wypada na tych, którzy nie zasłużyli na to?
Usłyszałem piknięcie charakterystyczne dla windy. Odwróciłem się i spojrzałem na drugą stronę dachu, gdzie zatrzymała się winda, a z niej wyszła zamaskowana osoba w kapturze. Przez chwilę patrzyła w moją stronę, ale chyba nie mogła mnie dostrzec przez wentylacje, których było tu od groma. Zacząłem się jej przyglądać i aby ją lepiej widzieć, wstałem. Wtedy usłyszałem z dołu krzyki i wołania. Zerknąłem, co się tam działo. Z budynku wybiegło paru mężczyzn, którzy ewidentnie czegoś szukali i zaczepiali nawet przechodniów. Po paru sekundach przyglądania się im, odwróciłem się do nieznajomej postaci, ale ona zniknęła. Moja ciekawość wzięła nade mną górę, ruszyłem w kierunku wentylatorów, szukając osoby. Zobaczyłem, jak cofa się do krańca dachu. Czu zamierzała skoczyć? To przypominało bardziej potknięcie się. Czy ją uratować? A może to ten insekt, którego trzeba wytępić?
Raptownie znalazłem się przy brzegu budynku i nie myśląc, skoczyłem.
Złapałem się jedną ręką krawędzi dachu, a drugą ręką złapałem nogę spadającego. Jego maska spadła, jednak zdążył ją chwycić. Przez ułamek sekundy wisieliśmy w ten sposób, aż w końcu zacząłem machać osobą na boki. Podrzuciłem ją na dach. Nie ważne, czy uderzyła się w twarz, lub nabiła sobie siniaka, nie byłem na tyle silny, by podciągnąć siebie i jeszcze kogoś jedną ręką. Wlazłem na dach i podszedłem do osoby, która leżała na ziemi. Kaptur spadł z jego głowy i zobaczyłem, że była to czarnowłosa kobieta. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jej noga, za którą chwyciłem, była…
- Czy ty masz metalową kończynę? - zapytałem ciekawy, gdyż ta informacja bardziej mnie interesowała niż to, czemu spadła.

<Kanako?>

Ilość słów: 478

sobota, 13 października 2018

Od Natsumi cd. Makoto "Biedny piesek"

Poprzednie opowiadanie

Białowłosa zostawiła chowańca samego w pokoju i ponownie powędrowała do kuchni. Jeśli pamięć jej nie myliła, a szczęście dopisywało, powinna mieć jeszcze trochę zamrożonych placuszków do pierożków. W końcu zawsze robiła ciasta nieco więcej, by później mieć spokój. W sumie.. ze wszystkim tak robiła, byleby tylko rzadziej stać w kuchni przy garach. Czasem też kupowała gotowe składniki, jednak tylko wtedy, jeśli sklep był otwarty do późna i nie wszystko jeszcze wyprzedane. Ah, uroki bycia osobą o nocnym trybie życia.
Ziewnęła i wzięła się do roboty, gdy jej dłoń zacisnęła się na nożu i niczym robot zaczęła siekać warzywa, myśli Natsumi odpłynęły hen daleko, do rzeczy, które powinna zrobić po ugotowaniu gyozy. Nie do końca wiedziała teraz, co powinna zrobić z Makoto. Na pewno powinien u niej zostać, dopóki nie dojdzie w miarę do siebie. Jeśli naprawdę mieszkał sam, to nie można go tak było zostawić samego. Jednocześnie to zadanie gryzło się z jej trybem życia. Zasada w końcu była prosta, w dzień śpisz, nocą pracujesz. A już teraz zarywała dzień i wiedziała, że się to na niej odbije. Na dłuższą metę nie dałaby rady. O ile jej cierpliwość nie padłaby pierwsza. Mogła lubić dzieci, ale nie chciała się nimi cały czas opiekować. Za duże wymagania i za wiele obowiązków.
Chyba, że mały inugami miał jednak jakiegoś opiekuna i tylko się do niego nie przyznał. Bo kto by to zrobił. Został zostawiony na pastwę losu, bez opieki, wstydem byłoby teraz dla opiekującego się nim innego chowańca czy też bóstwa pokazać się i poprosić o oddanie zguby. A Najwyższy z pewnością nie czułby się za tę sytuację w żaden sposób odpowiedzialny. Bo co go obchodzi, co się dzieje ze wszystkimi bóstwami i chowańcami, on tylko znajduje nowych parobków, którzy nie mieli dość szczęścia, by dłużej zabawić na Ziemi. 
Bogini parsknęła cicho i zacisnęła usta. Stukanie noża o deskę do krojenia stało się głośniejsze, gdy zdecydowała się trochę przyśpieszyć i nie stracić jednocześnie pewności, że zaraz przypadkiem się skaleczy.
~*~
W sumie nawet nie sprawdziła, kiedy zaczęła gotować. Teraz jej się wydawało, że zeszło jej się z tym jakieś pół godziny nieprzerwanej pracy, nawet na chwilę nie zajrzała do chowańca. Chociaż wątpiła, że on sam jakkolwiek się ruszył, nie zdziwiłaby się, gdyby w ogóle nie wygrzebał się z koców, tylko pozostał w swojej bezpiecznej strefie. Albo zdążył wybudować fort z poduszek i koców, ponoć dzieci często się tak bawią w domach. 
Dlatego z ciekawością powędrowała do pokoju gościnnego i ostrożnie zajrzała do środka. 
- Chyba nie będziesz tak cały czas siedzieć w tych kocach, co? - zapytała Makoto wchodząc do pomieszczenia i z uśmiechem pokręciła głową. Postawiła przed chłopcem tacę z dużym talerzem pierożków, pałeczkami i miseczką z sosem. - Jakbyś się wygramolił z tego kokonu to po jedzeniu moglibyśmy skombinować dla ciebie jakieś nowe ubrania. 

Makoto?
ostatni raz wyszukuje przepisy, co strona to inaczej x'D kicha przez to mi wyszła
Liczba słów: 459

piątek, 12 października 2018

Bóstwo Cierpienia - Kurushimi



Imię: Kurushimi
Przezwisko: Nie posiada, nie miał kto go wymyślić. 
Typ Bóstwa: Bóstwo Cierpienia 
Płeć: Mężczyzna 
Dar: Jako Bóstwo Cierpienia mimo swojego strachu przed innymi nie ma serca, by wysłuchiwać jak cierpią. Szczególnie dzieci, dlatego, jeśli tylko ma w sobie choć trochę sił, odbiera im to cierpienie. Im więcej sił ma, tym więcej cierpienia może przejąć od swojego wierzącego. Niestety działa to tylko na pojedyncze osoby, odebranie go większej ilości osób mogłoby doprowadzić do śmierci Bóstwa. Na jego szczęście dar ten działa na odległość, a polega na spisaniu krwią bóstwa modlitwy wierzącego i spaleniu jej w specjalnym palenisku w świątyni.
Liczba wierzących: 201 ( Nowe Bóstwo) 

Kurushimi jest jednym z tych Bóstw, które oprócz modlitw otrzymują także uczucia i wspomnienia swoich wierzących. To wszystko wpłynęło bardzo mocno na ukształtowanie jego charakteru już pierwszego dnia jego istnienia. Ludzie, a nawet istoty zamieszkujące jego rodzimy wymiar napawają go strachem, a nawet wstrętem, do tego stopnia, że ucieka przed dotykiem jak przed ogniem. Zapewne uciekałby także od ich widoku i przebywania w ich pobliżu, gdyby nie było to konieczne w pewnych sytuacjach, takich jak na przykład pójście do sklepu po kolejny "roczny" zapas bandaży, który dla niego wystarcza zaledwie na dwa tygodnie. W takich sytuacjach, kiedy zmuszony jest do krótkotrwałego kontaktu pokazuje się jako zdystansowana, spokojna osoba. Nawet jeśli będziesz dla niego nieziemsko miłym sprzedawcą, obdarzającym go niebywale uroczym uśmiechem, nie licz na to, że się odwdzięczy. Pośle Ci jedynie chłodne spojrzenie, trwające nie dłużej niż pół sekundy, po czym żegnając się beznamiętnym głosem opuści Twój sklep.
Nie wiadomo jaki jest przy bliższym poznaniu, bo każdą próbę zbywa chłodnym, a czasem nieco opryskliwym podejściem. Zwyczajnie zdaje sobie sprawę z tego, że naturalną rzeczą jest, że istoty martwe czy też żywe martwią się o swoich bliskich, gdy dzieje się im coś złego. Dzięki swoim wierzącym rozumiał to aż nad to. A z jego niezdarną do granic możliwości naturą, druga osoba zamartwiałaby się wiecznie. Naprawdę, Kurushimi potrafi zrobić sobie krzywdę wieszając pranie na sznurku we własnym świątynnym ogrodzie. Wtedy zwykle zaplątuje się w sznurki, które dziwnym trafem są luźniejsze niż powinny. Wypicie herbaty to dla niego stuprocentowa pewność, że albo poparzy sobie ręce, albo język i usta. Chyba tylko spanie jest dla niego bezpieczne, a to i tak znowu nie jest takie pewne, bo zdarzają się bezksiężycowe noce, kiedy lunatykuje.
Nie myśl proszę jednak, że skoro jest taką niezdarą, to jest zupełnie bezbronny. Fakt, było kilka takich sytuacji, gdzie uratowała go jego własna niezdarność, ale sam także potrafiłby się obronić. Nie należy z pewnością do najsilniejszych, nawet do tych średnio silnych, ale zna sposoby, by odgonić od siebie natrętne osoby czy zwierzęta, zmniejszając ryzyko dotknięcia ich do minimum. Zwykle wykorzystuje to jego swoje nogi, gdyż to one są najbardziej zakryte. Wykorzystuje to także wobec osób, które mu się naprzykrzają, a było już kilka takich. 

Włosy: Ciemno brązowe w wiecznym nieładzie, zwykle przygładzone miejscami bandażem. I to jest jedyne miejsce, w którym układają się... Jakkolwiek. Nie są zbyt miłe w dotyku z powodu częstego kontaktu z różnymi maściami, lekami i innymi specyfikami, które mają mu niby pomóc. 
Twarz: Ciężko ją dostrzec, gdyż mężczyzna zwykle kryje ją w pasmach przydługich włosów, jeśli akurat nie pokrywa jej kilka warstw bandażu. Jest dość urodziwa, jeśli ktoś nie ma zbyt wygórowanego gustu. Łagodne rysy twarzy, po której nieszczególnie widać jak bardzo jest chudy; wąskie usta, które nigdy jeszcze nie miały okazji ułożyć się w uśmiech. Niewielkie, ale wyraziście ciemne oczy, najczęściej przepełnione bólem. Ma bardzo jasną i delikatną skórę, na którą bardzo łatwo skaleczyć, a każde mocniejsze ściśnięcie powoduje u niego siniaki. 
Postura: Ze względu na swoje choroby i dręczące go wspomnienia wierzących jest naprawdę szczupłym mężczyzną, mierzącym około metra osiemdziesięciu. By ukryć swoje wychudzone i poranione ciało począł ubierać się w płaszcz, a by nie wyglądało to dziwnie, także koszulę, długie spodnie i tego typu rzeczy, należące raczej do formalnego ubioru. Swój płaszcz zdejmuje właściwie tylko w nocy, żeby się nim dokładniej przykryć, a także kiedy ma okazję pojeździć na swoim ulubionym lodowisku.
Inne: Odkąd Kurushimi pojawił się w wymiarze Kami, nie było dnia, żeby nie miał na sobie przynajmniej pięciu opatrunków. Stały się one jego nieodłączną częścią, przede wszystkim bandaże, którymi okręca sobie przedramiona, szyję oraz inne miej widoczne miejsca. 

Chowaniec: ---
Broń: ---
Relacje:
Przyjaciele: Nie posiada takowych. 
Wrogowie: Tych raczej też nie. Choć dla niego każdy jest wrogiem. 
Druga połówka: Prędzej umarłby ze strachu (co z tego, że nie może w ten sposób umrzeć?)

Cierpi między innymi na hemofilię, przez co wiecznie ma na sobie jakieś opatrunki, bandaże, plastry i tego typu rzeczy. 
Jego imię oznacza dosłownie "cierpienie". Czy kogokolwiek to zdziwiło?
Na jego imię zapisane tradycyjnymi znakami kanji przypadają znaki oznaczające między innymi "ciało" oraz "bolesny". 
Uwielbia jazdę figurową na łyżwach. O dziwo nawet ze swoją niezdarną naturą wychodzi mu to całkiem nieźle. 
Prawdopodobnie w ciągu tygodnia zużywa na siebie więcej opatrunków niż cały kontynent w ciągu pięciu dni. 
Nie potrafi wyobrazić sobie zawarcia kontraktu z kimkolwiek, gdyż to oznaczałoby przymus dotknięcia drugiej osoby. 
Unika wszelkiego kontaktu fizycznego z innymi osobami, a nawet zwierzętami. 
Nie posiada zbyt wielu hobby. Poza jazdą figurową, uspokaja go także ozdabianie filiżanek. Co z tego, że większość z nich nie dożywa nawet wyschnięcia farby? Najlepsze okazy zachowały się, o dziwo, w całości. Podobnie jest z projektami ubrań, jednak te są nieco trwalsze niż porcelanowa zastawa. Choć i tak kilka projektów, i to tych całkiem dobrych, skończyło w ogniu... Oczywiście przypadkowo. 
Trzeba także zaznaczyć, że ma odruch bezwarunkowy, kiedy ktoś go dotknie. Łapie pierwszą lepszą rzecz, jaką ma pod ręką, nawet jeśli to jedna z jego cennych filiżanek i rzuca nią w osobę, która śmiała go dotknąć. 
Operator: Miśka098 [Hwr]


Od Kanako do ? "Run"


Biegnie szybko przez noc, wypuszczając z ust co chwilę parę na zimne powietrze. Słysząc za sobą kroki i krzyki o niecenzuralnej treści pozwala sobie na szeroki wyszczerz. Ale nie może przecież zapomnieć o biegu, nieprawdaż? Wszelakie “drzwi” czy “zamki” nigdy nie zostają dla niej zamknięte na dłużej. Ale teraz na razie nie chce się schować. Jeszcze nie. Narazie jest czas na zabawę. Zaczyna się śmiać dosyć głośno, wciąż nie przerywając biegu. Odwraca się nawet przez chwilę tyłem w kierunku biegu na jednej z dłuższych odcinków trasy. Są trochę dalej niż na to liczyła ale to nic nie zmienia. Macha do nich z szerokim uśmiechem po czym zaczyna ponownie się śmiać. Niektórzy z nich przyspieszają podjudzani tym małym przedstawieniem braku za grosz szacunku. To dobrze. Powinni bardziej się postarać jeśli chcą dostać to za czym gonią. Zaciska mocniej dłoń na małej karcie pamięci z którą biegnie już od dłuższego czasu. Jeden dotyk dłoni i uczucie przeskakującej energii z koniuszków palców do panelu windy. Drzwi otwierają się z charakterystycznym “ting”. Wskakuje do windy i obraca się w kierunku zbliżających się mężczyzn. Pokazuje język robiąc przy tym minę której nie powstydziłby się pięciolatek. Słyszy wiązanki przekleństw. Nawet niektórzy w ostatnim akcie desperacji strzelają. Ona jednak nawet się nie porusza gdy kule lądują obok niej, tylko uśmiecha się pełna współczucia z słowami.
- To dopiero było żałosne. - drzwi zamykają się zaraz przed nosem pierwszego osobnika który biegnie na czele pościgu. Jeden dotyk panelu windy i numery zaczynają migotać przez co mężczyźni nie wiedzą, iż zamiast w dół pojechała na samą górę. I to zdecydowanie szybciej niż normalna winda. Gdy zatrzymuje się na dachu podskakuje delikatnie przez co chwilę jakby zawisa w powietrzu dzięki sile pędu. Śmieje się z tego głośno i wychodzi z windy, ostatnim dotykiem upewniając się, iż nie zostanie ona włączona przez te przygłupy. Przegląda małą kartę którą do tej pory miętosiła w drugiej dłoni. Wygląda na taką jakich tysiące. Wzrusza delikatnie ramionami z słowami.
- Nie wiem co im tak zależało. - powiedziawszy przechyla delikatnie głowę w prawo i wkłada kartę w specjalny otwór tuż za uchem. Oczy delikatnie się świecą na niebiesko i żółto gdy odwraca się nagle. Jej tęczówki poszukują tej jednej osoby która chyba przygląda się jej od czasu gdy weszła na dach. Nie mogąc nikogo dojrzeć, domyśla się, iż to ktoś z “Boskiego” świata. Dwie pieczenie na jednym ogniu? Uśmiecha się zbyt szeroko jednym z kącików ust gdy nagle przechodzi ja jakby prąd. Całe ciało charakterystycznie się napina. Łapie się w miejsce w które wkładała kartę pamięci. Prawie krzyczy już praktycznie bez uśmiechu.
- Kurwaa… - podeszła niebezpiecznie blisko krańcu dachu, chyba nawet tego nie zauważając ze względu na przechodzący przez nią od czasu do czasu prąd. Cały czas siłuje się z tym aby wyjąć kartę która chyba okazuje się winowajca całej zaistniałej sytuacji. Zdaje się nie dostrzegać swego otoczenia. Do momentu gdy stopa nie może znaleźć już dłużej oparcia pod postacią dachu. Gdy jej ciało nagle przechyla się w stronę przepaści jej oczy otwierają się szeroko w przerażeniu. Cóż… gdy stała w kolejce po swoje “super moce” kompletnie zapomniała o tej która umożliwiłaby jej latanie. Ręce ma zaraz za głową więc gdy wyciąga je w kierunku krańcu dachu udaje się jej tylko przejechać po nim opuszkami palców które wydają z siebie dźwięk smutnego metalu. Uchyla delikatnie usta w niedowierzaniu i marszczy brwi, zupełnie jakby chciała zrozumieć “jak to się stało”. Teraz może liczyć tylko na cud.

Ilość słów: 565

Ktoś ją może złapać? Lub popatrzeć jak spada?

środa, 10 października 2018

Chowaniec Youkai - Kanako



Imię: Kanako Yanagimoto 
Przezwisko: Haker lub Kano vel Pupencja 
Płeć: Żeńska
Rasa: Chowaniec Youkai 
Moc: Cybernetyczna forma. Potrafi hakować, programować, zmieniać ustawienia poprzez dotknięcie dłonią. Dla przykładu gdy trzeba usunąć coś z nagrania kamer nie ma dla niej nic prostszego. Żaden sprzęt elektryczny nie ma przed nią tajemnic. W końcu sama po części nim jest.
Ilość PD: 300 ( Nowicjusz )

Chodząca bomba z opóźnionym zapłonem. Jeśli gdzieś jej nie było to na pewno dlatego bo o tym nie wiesz. Uwielbia gromadzić sekrety i sekreciki. Tak, nawet te którymi nie chcesz się z nią podzielić. Wybuchowa i raczej rzadko zwracająca uwagę na przestrzeń osobistą innych ludzi. Tylko powiedź jej, iż jest to niewykonalne to wiedz, iż będziesz miał to zrobione za dwie godziny. I do tego dostaniesz jeszcze jakiś bajer. Często nie radzi sobie z uczuciami czy emocjami mówiąc, iż są głupie. Zdarzają się próby opisania przez Nią danej emocji lecz praktycznie zawsze kończy się to tymi samymi słowami. Jeśli coś przeskrobała to nie znajdziesz jej przez najbliższe trzy dni. Lub cztery - zależy jak bardzo przeskrobała. Czasami dziecinna i próbująca tym beztroskim zachowaniem zarazić innych. Nie rozumie jak można nie kochać słodyczy. Jej paplanina może wydać się mową szaleńca lecz potrafi również rozmawiać poważnie. Naprawdę potrafi. Dewiza “jeśli chcesz aby było coś dobrze zrobione, zrób to sam” połową życia. Druga połowa życia złożona z 58 różnych powiedzonek. Chciałaby słuchać dobrych rad ale wydają się jej one nudne. Długie. Stare. I przede wszystkim nudne. Potrafi być szczera do bólu jak i oblekać słowa w lepkie kłamstwa które trochę mijają się z prawdą jeśli komuś ma to poprawić humor. Bo kłamanie nie zawsze jest złe. Kocha robić żarty więc zapewne nie raz i nie dwa staniesz się ofiarą jej psikusa. Chyba, że Cię polubi. To będziesz tą ofiarą prawie codziennie.

Włosy: Czarno granatowe. Cienkie i proste. Bez udziwniaczy. Krótkie z grzywką dla wygody gdyż i tak nie często je pokazuje. Mój kaptur może zaliczyć się jako moje włosy? 
Twarz: Wieczny uśmiech i szeroko otwarte oczy. Swoistego rodzaju kolczyk nad lewym okiem. Maska która wiecznie zdobi jej twarz w trzech ulubionych kolorach: błękit, żółć i czerń. Oczy wyglądają jakby były pozbawione źrenicy w kolorze żółtym i błękitnym. Blada cera plus brak makijażu. Uśmiechem nie krzykiem budź trwogę u przeciwnika. 
Postura: Dosyć chuda, mierząca sobie niecały metr siedemdziesiąt. Czyli w sumie nie za duża i nie za mała. Ćwiczy tyle ile normalny człowiek podczas codziennego dnia, czyli jakoś silna nie jest. Jest za to bardzo dobrze wygimnastykowana. Potrafi chodzić na rękach i często robi to dla zabawy lub gdy myśli. Brakuje mi tylko ogona i zostałabym małpą! 
Inne: Duża część jej stroju jest w jakimś stopniu elektryczno-mechaniczna. Ubytki zastąpione mechanicznymi protezami: lewa dłoń, prawa ręka do łokcia, lewe kolano, duży palec przy lewej stopie, część nosa, prawa łopatka, prawe ucho, cała prawa noga do końca uda. Dochodzi do tego również paręnaście drobnych implantów jej autorstwa jak i protezy paru organów wewnętrznych. Wiecznie chodzi w dresach o tematyce japońskiej. Poprzez zakrywanie ciała nie idzie powiedzieć aby miała jakieś “ubytki”. Pomimo protezy prawego ucha nie słyszy na nie- pełni tylko funkcję wyglądu.
Gdyby tylko można było wymienić serce na mechaniczne od razu bym się tego podjęła. 
Głos: Stereopony

Bóstwo: Aktualnie nie ma żadnego ale chciałaby zostać chowańcem paru Bóstw. A dokładnie trzech. Pan H., Pani N. i Pan D.~  Są jeszcze patroni a jest ich dwóch: Pani A. i Pani K.~ Jednakże nie jest wybredna.

Przyjaciele: Nie ma. Kiedyś może byli Ci których nazywała kontaktami. 
Wrogowie: Akumy. I kiedyś ludzie których nazywała kontaktami. 
Druga połówka: Chciałaby. Ale czy może?


Bardzo młody chowaniec który jeszcze nie do końca rozumie co się dzieje.
Nienawidzi Akum wręcz chorobliwie. Lepiej nie zaczynać tego tematu.
Nie lubi kąpieli gdyż wtedy musi część swych protez ściągnąć (o ile nie wszystkie). Czuje się wtedy nieswojo.
Potrafi grać tylko i wyłącznie na skrzypcach. O dziwo posiada nawet własne. O dziwo x2 nie są one w żaden sposób elektryczne. Są za to stare, pachnące latem i wspomnieniami.
Nie lubi deszczu. Jest problematyczny i nudzi.
Jej kapliczki mają raczej charakter elektroniczny pod postacią strony "www".
Potrafi naprawić niemal każdą elektroniczną rzecz.
 Nie lubi gdy porównuje się ją do cyborga. 
Nie potrafi gotować - beznadziejny przypadek. Przypala wodę na parówki.
Kocha jeść lody o każdym smaku. Ma ich spory zapas w zamrażalce. (To chyba jedyne jedzenie jakie ma w zamrażalce). Nie posiada lodówki.
Nie pokazuje się bez swoich protez gdyż czuje się wtedy nieswojo.
Gdy jest zdenerwowania lub smutna nuci cicho.
Walczy kataną i pistoletem. Twierdzi, iż wszystkie sztuczki dozwolone lecz nie zaatakuje bezbronnego przeciwnika. 

 Operator: lordwmordewol@gmail.com

Od Duncana cd. Higekiego "Leniwe popołudnie"

Poprzednie opowiadanie
Bardzo sobie cenił to, iż Higeki podchodzi do niego jak do normalnej osoby bez blizny czy innego oka. Na początku co prawda nie wierzył, iż nie udaje lecz po tylu latach przekonał się o tym, iż przyjaciel naprawdę nie zwraca na to uwagi. Chyba dzięki temu potrafi trochę bardziej swobodnie zachowywać się w jego towarzystwie. Słysząc słowa ciemnowłosego najpierw uśmiechnął się szerzej słysząc część o wypiekach. Oczywiście, iż zrobiłby lepsze! I wiedział, iż ten konkretny Bóg wie o tym o wiele lepiej niż pozostali. Lecz słysząc dalszą część wypowiedzi podniósł wzrok na towarzysza, marszcząc przy tym brwi. “Zostawić w tyle”. Opuścił wzrok na kartę lecz nie skupiając się przy tym na niej w ogóle. I w momencie gdy sam pomyślał “czy to takie złe?”, Higeki stwierdził to samo. Przymknął delikatnie oczy i potaknął powoli głową. Z drugiej jednak strony jeśli nie będą mieli co robić to po co będą istnieć? Potaknął ponownie głową powoli z zastanowieniu.
Uchylił delikatnie usta lecz wtedy nadszedł kelner aby przyjąć zamówienia. Automatycznie zesztywniał co wyglądało jakby nagle zastygł w tej pozycji jaką zastał go mężczyzna, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Odwrócił głowę delikatnie w przeciwną stronę i wymamrotał krótkie zamówienie. Kelner najwyraźniej coś tam usłyszał bo zanotował to w swoim notesie po czym zabierając karty, odszedł. W przeciwieństwie do ciemnowłosego On nie specjalnie uważał, iż warto wychodzić z domu na świat. Szczególnie gdy nie ma się na sobie zbroi. Jego twarz przeszył grymas, zupełnie jakby zjadł cytrynę.
Słysząc jednakże głos przyjaciela podniósł na Niego swój wzrok a jego twarz automatycznie się rozluźniła. Uśmiechnął się ciepło z odrobiną współczucia na twarzy. Znał Boga na tyle aby pamiętać o tym, iż jest perfekcjonistą. Często krzywdził przez to samego siebie ale przecież w takich momentach miał przyjaciół jak Duncan, którzy pokażą mu, iż wszystko jest już dobrze. Zaśmiał się krótko niskim głosem zanim mu odpowiedział.
- Czy wszyscy nie jesteśmy czasami za starzy? - spoważniał patrząc w jego oczy, jednocześnie odchylając brwi w zmartwieniu - Nie możesz być bardziej gruboskórny. Kto taki pije matchę do sernika? - uśmiechnął się delikatnie - Wyznawcy. Dobrze, jest kiedy wspominają Twoje imię również w złym świetle. To oznacza, iż wciąż w Ciebie wierzą, nieprawdaż? I tak. - uśmiecha się szerzej - I to w dodatku narzeka dzieciak który dostaje same piątki. - prycha delikatnie i udaje obrażonego co z szerokim uśmiechem wygląda całkiem zabawnie. Sam zawsze raczej starał się o tym nie myśleć i raczej obierać zasadę “im was mniej tym lepiej”. Nie ma przecież co się modlić do Patrona Poległych gdy nie ma wojen, nieprawdaż? Westchnął cicho przypatrując się ukradkiem ludziom w zasięgu jego wzroku. Odezwał się ponownie po przemyśleniu pewnych słów ciemnowłosego.
- Świat jest stary a ty wciąż wykonujesz swoje zadanie jak Bóg, najlepiej jak potrafisz. Wiele razy Ci to mówiłem ale będę powtarzał za każdym razem: radzisz sobie idealnie. Dobrze, że nie jesteś gruboskórnym gburem, który nie doceniłby moich wypieków. - uśmiechnął się szerzej kącikiem ust powracając wzrokiem na swego przyjaciela - Wiem, iż nie pamiętasz o tym ale po to jestem aby Ci o tym przypominać. Radzisz sobie doskonale. Nikt inny, nie poradziłby sobie lepiej. - opuścił powoli wzrok aby po chwili całkowicie go odwrócić wraz z głową. Zmarszczył delikatnie brwi zupełnie jakby czemuś się przysłuchiwał. Po prawdzie tak było. Modlitwy były nieodzowną częścią, iż życia. Głośniejsze i cichsze: zawsze tam były. Czasami jednak pochodziły również od tych najbardziej “oddanych” duszyczek które brzmiały jak dzwony. Duncan miał może z jedną albo trzy takie osoby. Wszystkie były kobietami. I wszystkie modliły się za swych mężów. Właściwie ostatnio słowa “to tylko wyznawcy” nie sprawdziło mu się gdy upewniał się, iż żołnierz któremu dotrzymuje towarzystwa to nie mąż jednej z kobiet. Może Higeki miał rację? Może istnieje pewien moment gdy stwierdzasz “jestem stary”. Czasami słowa opuszczały jego usta w zamyśleniu. Tak było i teraz.
- … zbyt bardzo… - zajęło mu dłuższą chwilę aby wszystko dokładnie jeszcze przemyśleć. Odwrócił wzrok od ulicy i spojrzał na swego przyjaciela z o wiele poważniejszą twarzą. - Nie można również zbyt bardzo się starać. Angażować w to co ma związek z naszymi wyznawcami. Szczególnie, iż piastujemy takim a nie innym dziedzinom. - wpatrywał się przez dłuższy moment w oczy ciemnowłosego, zupełnie jakby szukał tam jakiejś odpowiedzi. Po chwili jednak delikatnie się uśmiechnął i dodał ciszej. - Mam nowe kwiaty. - obwieścił to zupełnie jakby przed chwilą nie rozmawiali na dosyć ciężki temat. Nie lubił się do takich przyklejać na zbyt długo. To sprawiało, iż oboje nad tym rozmyślali a wiedział, iż to nie jest dobre. Poprawił kaptur na swej głowie gdy do kafejki weszła para nowych klientów.

Liczba słów: 744

poniedziałek, 8 października 2018

Od Fjorgyna CD Higekiego "FALSUM CALUMNIARE"


  Idąc nieśpiesznie urokliwymi ulicami przedmieść, zasłyszałem niepasujący do tej części miasta, gwar. Dochodził on ze strony niewielkiej, zazwyczaj przytulnej herbaciarni. Gwar był agresywny, a istoty za niego odpowiedzialne, stawały się, co raz pewniejsze w swych osądach, rzucanych w stronę wysokiego mężczyzny odzianego w strój tradycyjny. Bóstwa, zorientowałem się szybko.
  -To pomówienia! – Zawołał złotooki.
Dojrzałem jego twarz, skądś ją kojarzyłem, nie byłem pewien skąd. Nie znaliśmy się, acz możliwe, iż często go tu widywałem mimochodem. Pociągła, pozbawiona jakichkolwiek oszpecających cech twarz. Acz to się nie odznaczało. Było w nim coś innego, na co zwrócić uwagę mogłem od razu, jego oczy. Najzwyczajniej w świecie dobrze mu z nich patrzyło. Aktualnie przyćmiewała je niepewność, może smutek, lecz to nie potrafiło wyzbyć ich z tej empatycznej nuty. Nie z tego powodu jednak podszedłem. Podszedłem, gdyż wydawał się sobie nie radzić z natłokiem oskarżeń, a mi, honor nakazywał, nie odwracać wzroku.
  -Przepraszam, lecz jeżeli można się wtrącić, cóż się tu dzieje? – Zapytałem, przystając tuż obok lokalu. –Słyszałem obelgi skierowane wobec tego mężczyzny, nie rozumiem jednak, co takiego uczynił, iż wszyscy jak jeden mąż na niego napadacie. Okradł pana?
  -Gorzej niż okradł –Uniósł się barman- Nie będę mordercy obsługiwał, wiernych skazuje na śmierć, dla zysku
Powiodłem wzrokiem, po obojgu. Bóstwo wyglądało, jakby za moment miało nie wytrzymać. Cóż. Dziw byłem, iż do tej pory wytrzymał.
  -Jakie ma pan dowody na te słowa? Czy są potwierdzone przez najwyższego? Jeżeli nie, czy nie są to zwyczajne plotki…? Czyżbym miał rozumieć, że śmie pan oczerniać bóstwo? –Spojrzałem na niego z góry. Takim jak on trzeba było przypominać rolę w łańcuchu pokarmowym społeczeństwa.    Fakt próby zaatakowania wyższych hierarchią, gdy tylko nadarzy się okazja, nie był dla mnie nowością. Niczym mącznik wyżerający pająka w wylince. Nie zamierzałem się jednak na to godzić i ustępować cudzym manipulacjom.  Bóstwo obok mnie lekko się zawahało, gdy barman przestraszony zamilkł.  Mruknął, bardziej pod nosem, niżeli do mnie, iż nie trzeba, że szkoda czasu. Nie posłuchałem go, zdawałem sobie, bowiem sprawę, że nie są to jego faktyczne myśli, a jedynie odruch wstydu.
  -Dwie herbaty, usiądziemy na dworze – Oznajmiłem przerywając ciszę, swym tonem nie przewidywałem sprzeciwu, jednakże równocześnie, nie zamierzałem podnosić głosu choćby o ton.   Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą tak chętnie się wykłócał, skinął jedynie głową, odchodząc.  Osoby znajdujące się wewnątrz lokalu chwilę jeszcze zerkały w naszą stronę z zawiścią, ale bez prowokatora zamieszania, wróciły do swoich spraw. Odwróciłem się w stronę złotookiego, otwartą dłonią, nienachlanie wskazując na jeden ze stolików. Posiliłem się przy tym na próbę niezgrabnego uśmiechu, w postaci uniesienia kącika ust.
  -Dziękuję, za stanięcie w mojej obronie – Przemówił zajmując miejsce, usiadłem naprzeciw niego. Kontynuował –To wiele dla mnie znaczy.
  -Jestem bronią, moim obowiązkiem jest bronić bóstwo – Skinąłem głową w nieznacznym ukłonie. Nie rozumiałem jego podziękowań, tej podległości i nieśmiałości. Osuwał się w cień. Jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką rolę otrzymał. Uwłaczające. Bóstwo nie powinno sobie pozwalać na taki stan.
  -Bóstwo, któremu służysz i owszem. Ale ja jestem dla ciebie jedynie kimś obcym i nieznanym.
  -Chowańce, zostały stworzone, by służyć pomocom, bóstwom. Nie łączy nas pakt, nie jesteś mi znany, aczkolwiek, nie mogę zezwolić na poniżanie istoty twego piedestału. To nie podlega dyskusji   – Zapadła krótka cisza, kelner przyniósł herbatę, nie wypowiadając ani słowa. Zapłaciłem mu, nim mężczyzna przede mną w ogóle zdołał zareagować. Następnie, chcąc zakończyć temat tłumaczenia moich czynów, zadałem pytanie – Zdradzisz mi swe imię?
  -Nazywam się Higeki, jestem bóstwem katastrof
  -Bóstwo katastrof… -Zamilkłem, zamyśliłem się, przez głowę przemknęła mi myśl, zastanowienie.    Czy jego także dręczą te same koszmary. Poczucie winy, za każde nieuratowane życie. Stracone bezpowrotnie Czy to nie dość? Ciężar, którego się podejmował… I brak szacunku, wdzięczności, tu i na ziemi. Niezależnie czy żywi czy hipotetycznie martwi, psychologia okazywała się jedyna.    Wszyscy baliśmy się nieuniknionego.  A on dzierżył nieuniknione.  Lecz nie do końca tak, jakby każdy tego od niego oczekiwał. Nie mógł być wszędzie, acz w chwili nieszczęścia zawsze rodziło się pytanie. Dlaczego nie pomogłeś akurat mi? – To naprawdę szlachetna rola, tym bardziej jestem zadowolony, że mogłem pomóc. Mi na imię Fjorgyn. I jeżeli zechcesz mi odpowiedzieć. Skąd wzięły się te okrutne plotki na twój temat? Nie jestem w stanie uwierzyć, że mogłyby być w jakimkolwiek stopniu prawdziwe. Rozumiem strach, acz rzucane w twą stronę słowa, to naprawdę poważne oskarżenia.  –Wypowiadając te słowa, upiłem nieśpiesznie łyk herbaty.

Liczba Słów: 710

sobota, 6 października 2018

Od Nexarona cd Makoto "Przedszkolaki"


- Mi taki plan zwiedzania jak najbardziej odpowiada - stwierdził, krótko potakując głową i zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu czegoś ciekawego - I wiesz... Zawsze możesz szczekać w razie potrzeby... Raz na tak, dwa na nie, a resztę... Będziesz improwizować - Nex uśmiechnął się na myśl o zabawie w kalambury z psem większym od nie jednego domku jednorodzinnego, ale powinni sobie dać radę. W końcu po przemianie z tego, co mówił Makoto wcale nie stawał się głupszy, a jedynie mniej poręczny.
Co do samego planu działania to najważniejsze było, aby zaliczyli wszystkie ważniejsze punkty, jakie znajdował się w tym miejscu. Co za tym idzie, ciężko byłoby, aby zrobić to w zły sposób. Znaczy się... Nie robiąc tego celowo, prawda? A oni nie mieli powodu, aby próbować sabotować swoje polowanie.
Park szczelnie otulała już ciemność, gdy dotarli na miejsce i tylko sporadycznie porozmieszczane latarnie to tu to tam dawały na tyle światła, aby wilk był w stanie dostrzec czy coś się kryło w cieniu. Mimo to gęste korony drzew, czy krzaki nadal byłby dobrym miejscem do skrycia się i to pomimo tego, że część liści już zdołała opaść w związku ze złotą jesienią. Następstwem tego było również to, że każdemu ich krokowi towarzyszyło typowe szuranie związane z liśćmi szeleszczącymi pod ich stopami i na wietrze. No i naturalnie te wszystkie zapachy... Jeśliby jednak ktoś zapytał wilka o zdanie, to wśród nich najmocniej jednak dominowała woń nie kory, lecz gów**. Tak, chodziło o odchody wszelkich stworzeń, jakie można było zobaczyć z Zoo. Wątpił, aby ta woń była na tyle intensywna, by któremuś z ludzi przeszkadzać, ale dla niego w zależności od tego, z której strony powiał wiatr, to aż zaczynało go swędzieć w nosie. Dlatego bardzo chętnie przystał na plan, który zostawi Zoo na sam koniec.
Za to pierwszym ich przystankiem miało być, jak się zdawało Narodowe Muzeum Natury i Nauki. Co jednak można o nim było powiedzieć, a raczej o samym jego budynku jak na razie, bo przecież znajdowali się przed budynkiem, który o tej porze był już zamknięty. Robił on wrażenie bardziej fortu albo fortecy. Był masywny, "niski" z dużą ilością, ale normalnej wielkości okien i pokryty cegłami, albo przynajmniej coś, co miało je imitować. U nasady zaś pokryty był wielkimi płytami kamiennymi, co tylko potęgowało uczucie, że stoi się przed "wielką fortecą". Nexaron'a trochę korciło, aby się "wprosić" do środka i zobaczyć co uda mu się tam znaleźć. Nie była to jednak właściwa pora, prawda? No... Chyba, że mieliby jakiś poważny powód.

411 słów

czwartek, 4 października 2018

Od Duncana cd. Higekiego "Leniwe popołudnie"

On i jego książki. Duncan podchodził do nich bardziej… praktycznie. Dlatego też może czytał wszystko jak leci, nie posiadając swej ulubionej lektury. Ale to mu nie przeszkadzało. Z jego biblioteczki jednakże już dawno poznikały wszelakie książki z początku dwudziestego wieku. Przeniosły się “magicznie” na półkę Higekiego. Bo skoro miały bardziej go cieszyć niż dotychczasowego właściciela to dlaczego nie? Widząc jego delikatny uśmiech sam również się uśmiechnął. Jeśli można było dostrzec cień radości na twarzy Boga Katastrof to oznaczało, iż był to dobry dzień. Chwila spokoju dla nich obu.
Słysząc odpowiedź parsknął cicho, kiwając przy tym przecząco głową. Nie rozumiał go w kwestii książek ale przecież nie musiał. Więc szanował za każdym razem jego decyzję. Co nie oznaczało, iż nie będzie ponawiał swego pytania od czasu do czasu. Właściwie pomimo faktu, iż raczej poznali się podczas swych najgorszych dni. Tych o których nie rozmawia się z innymi. Ale chyba prędzej czy później ich drogi skrzyżowały by się przez to, iż patronują nie takim a nie innym nieszczęściom. Chociaż dzięki temu Duncan był w stanie podnieść ciemnowłosego wtedy gdy sam nie mógł tego zrobić. Słysząc dalsza wypowiedź Boga westchnął cicho i ponownie pokręcił głową. Zawsze bez hełmu wydawał się bardziej emocjonalny i zdawał sobie z tego sprawę. Cała mimika jego twarzy której nie potrafił kontrolować trafnie odwzorowywała jego wewnętrzne myśli bez potrzeby mówienia. Dlatego też po krótkiej chwili potaknął głową jakby dopiero teraz dotarły do niego słowa Higekiego. Coś w tym było. Zawsze coś w tym było. W każdej jego wypowiedzi. Słowa które docierały czasami do niego dopiero po chwili gdy odbierał je w jakiś swój sposób. Patrząc w oczy ciemnowłosego potaknął już teraz z owiele większą werwą. Zupełnie jak dziecko któremu się coś wytłumaczyło i w ten sposób dawało znać, iż rozumie. Gdy przyjaciel skinął w kierunku kelnera, Duncan zacisnął usta w wąską linię i odwrócił głowę od nadchodzącego z kartą człowieka. Wyglądało to trochę jakby się na niego nagle obraził lecz Ci którzy znali go dłużej wiedzieli, iż nie lubił okazywać swej twarz a w szczególności blizny. Odczekał chwilę aż mężczyzna się od nich oddalił by po chwili pochwycić kartę ostrożnie, jednocześnie marszcząc brwi. Widząc jej zawartość jego twarz widocznie się rozluźniła. Zaczął nawet z zainteresowaniem czytać nazwy wszelkich ciast i herbat. Wtedy odezwał się Higeki co sprawiło, iż zacisnął mocniej dłonie na karcie którą trzymał. Zapewne zza hełmu nic nie dało by się dostrzec lecz teraz na twarzy wszystko było widać. Zmarszczył brwi trawiąc słowa które do niego dotarły. Przez moment pochylił głowę jakby chciał przeprosić lecz zaraz się powstrzymał podnosząc ją ponownie do góry. Oczy przestały obserwować kartę i na chwilę podniosły się na twarz przyjaciela. Wzrok mówiący “to było do mnie?”. Opuszczenie wzroku i pogodzenie się z faktami. Przechylił delikatnie głowę w swoją lewą stronę. Bardzo dużo się zastanawiał i robił to bardzo często. Większość kto znał go dłużej przyzwyczaił się, iż często nie dostanie odpowiedzi zaraz po zadanym pytaniu. Niektórym to przeszkadzało ale Duncan wolał ostrożnie dobierać słowa. Dlatego też dopiero po dłuższej chwili odezwał się patrząc na swego rozmówcę, jednocześnie delikatnie marszcząc brwi.
- Prawda. Ale można zrobić wyjątek dla przyjaciela. Śmiesznie wyglądałbyś rozmawiając samemu ze sobą. - uśmiechnął się delikatnie a wcześniejsze napięcie jakby na chwilę gdzieś się schowało. Powrócił wzrokiem do karty i do wyboru który przed nim postawiono. Zawsze dbał o wizerunek innych, nawet jeśli powiedzą, że to niepotrzebna fatyga. Prawdą jednak było, iż Duncan rzadko pojawiał się materialnie w świecie ludzi. Tutaj nie mógł skryć się za murami bezpiecznej zbroi. Chyba nie zdarzyło mu się z nikim poruszać tego tematu bardziej niż z Higekim. Może to przez wzgląd na to co stało się w przeszłości? Widząc nazwy ciast odburknął pod nosem.
- Sam bym je mógł zrobić… lepsze… - zmarszczył brwi z nieukrywanym zawiedzeniem. Jak zwykle nie rozumiał fenomenu Świata Śmiertelników. Wydawał mu się po prostu Światem gdzie żyją wszyscy wyznawcy każdego Bóstwa i Patrona. Miejscem które odwiedza się aby pomóc tym ludziom. Bo po to istnieli, prawda? Nawet jeśli On i Higeki mieli dosyć niewdzięczną pracę to oboje w jakimś stopniu przyzwyczaili się do tego. Dlatego chyba lubił spędzać tutaj czas tylko wyłącznie ze względu na Higekiego. Podniósł wzrok znad karty na przyjaciela i odezwał się.
- Biała herbata i “jabłecznik”. A ty? - mówiąc nazwę ciasta przewrócił oczyma i chyba nawet wypowiedział tą nazwę z delikatną pogardą.

Liczba słów: 712

środa, 3 października 2018

Bóstwo Namiętności - Narfi



Imię: Narfi
Przezwisko: Flos
Typ Bóstwa: Bóstwo namiętności
Płeć: Mężczyzna
Dar: Bóstwo namiętności, osłonięte całunem tabu, można by przypuszczać, iż niewiele ludzi chciałoby się do niego modlić. Jednakże, ile osób pragnie ciepła drugiego człowieka? Miłość jest budulcem, namiętność zaś spoiwem –A przynajmniej tak uważa, Narfi. Potrafi on wpłynąć na atrakcyjność wierzącego, w oczach obiektu jego westchnień. Nie sprawia, co prawda, iż faktycznie fizyczność zostaje poprawiona, a jedynie na to, jak postrzega nas, wybrana osoba. Co nie oznacza, że z miejsca będzie cię pragnąć, na to potrzeba zaangażowania, oraz czasu, A to nie jedyne, w czym pomaga modlącym się.  Wpływa na orientacje (Nie zmienia jej, a jedynie pomaga dokładnie poznać i zaakceptować siebie, o ile wierzący sobie na to pozwoli). Dba o samopoczucie swoich odrzuconych przez społeczeństwo wyznawców.(Jak przykładowo, transwestyci). Pomoc niesie również osobom skrzywdzonym zdradą, cudzą rozwiązłością czy gwałtem. Potrafi ukarać gwałciciela, czy męża, który zdradził zrozpaczoną żonę, jeżeli tylko osoba będzie modliła się o ukaranie swego oprawcy.
Liczba Wierzących: 1 (Nowe Bóstwo) 


Narfi należy do istot spokojnych i opanowanych, można odnieść wrażenie, że aż niepokojąco spokojnych. Nigdy, bowiem nie podnosi głosu, nie przeklina, a wszystkie obelgi przyjmuje z uśmiechem. Nie oznacza to jednak, iż jest nastawiony do świata pacyficznie, nie zawaha się zabić, co więcej, śmierć sprawia mu przyjemność, identyczną jak widok oraz smak, krwi. Niemniej, w trakcie konwersacji zawsze jest miły, do rozmówcy zwraca się zaś z troską i czułością. Ciepło bijące od niego, niemal jak za sprawą czaru przyciąga doń, chowańce, które niejednokrotnie oblegają go w jego świątyni. Mimo że jest młodym bóstwem, ma już za sobą pokaźną ilość paktów. Żaden z dotychczasowych Chowańców jego zdaniem się nie ,,sprawdził’’. Mimo, iż może się wydawać inaczej, w relacjach jest raczej uległy, pozwala niejednokrotnie decydować za siebie. (Co nie znaczy, że zrobi coś, czego robić nie chce) a także nie kłóci się o swoje racje.  Zawsze służy pomocą i absolutnie każdy może go o nią poprosić. Mimo iż, na co dzień stara się emanować raczej aurą pozytywności, bywa apatyczny. Takie dni woli spędzać w odosobnieniu, z kieliszkiem wina… albo siedmioma. Jest romantykiem, niepoprawnym wręcz. Szuka swojej jedynej miłości, której bez reszty się odda. Możliwe, iż widzi miłość zbyt idealistycznie, acz nigdy mu to nie przeszkadzało, trzeba wszak marzyć, nawet, jeżeli marzenia są nierealistyczne, czyż nie? Na koniec warto dodać, iż uwielbia otrzymywać prezenty, szczególnie w postaci biżuterii. – Nie widzi w tym nic złego, jeżeli spodoba mu się coś uważanego powszechnie za damskie i tak to założy.

Włosy: Długie, niemalże białe, zadbane i delikatne w dotyku
Twarz: Posiada niewielki nos, i raczej wąskie bezbarwne usta. Wokół oczu zaś, intensywnie czerwone obwódki, które można zobaczyć o każdej porze dnia i nocy, co budzi przypuszczenia, iż nie jest to makijaż. Tęczówki niemal zlewają się z źrenicami, acz po intensywnym wpatrywaniu się, można dojrzeć niesamowicie ciemny odcień brązu. Białka zaś są całkowicie zalane przygaszoną, wyróżniającą się czerwienią. 
Postura: Narfi jest krótko mówiąc niziutki, ma tylko 167 centymetrów wzrostu i szczupłą sylwetkę. Nic więcej, nic mniej.
Inne: Na co dzień ubiera się głównie w szaty z dominującymi kolorami czerwieni i bieli. Lubi mieć na sobie wiele warstw odzienia, nie stroni od ozdobnych wstawek czy drogocennych dodatków. Na wszelakie wydarzenia chodzi ubrany tak, iż niejedna kobieta może zerkać na niego z zazdrością. Nie rzadkim widokiem na jego szyi jest kolia czy inna biżuteria 
Głos:  Głęboki, zmysłowy, ale łagodny- jak na boga namiętności przystało

Chowaniec: Brak
Broń: Brak
Relacje:
Przyjaciele: Nie znalazł nikogo godnego tego miana
Wrogowie: Nie zna
Druga połówka: Gdzieś się schowała (Znalazcę prosimy o kontakt)

Jest panseksualny
Uwielbia biżuterie oraz kwiaty
Lubuje się w broni białej
Jego ulubionym kolorem jest czerwony, czy kogoś to dziwi? 
Często zaprasza ludzi na kolacje, czy obiad, od tak, by spędzić czas

Operator:  GG:59306757|Discord: #6018|Email: nannanatushi@gmail.com

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


Dobrze, więc, że Nexaron bynajmniej nie wciskał koledze kitu. Kiedyś musiał to od kogoś usłyszeć i choć nie pamiętał od kogo to wcale nie nie dziwił się zaskoczeniu Makoto. Miał odczucie, że sam, gdy się o tym dowiedział był wcale nie mniej zaskoczony, ale przecież nie było czym się przejmować. Naturalnym stanem rzeczy było to, że wiedział mniej niż nie wiedział i wątpił, aby nawet cała wieczność pomogła mu to zmienić. Na dodatek w przeciwieństwie do Inugami on nie był kimś łatwowiernym, lecz zarazem nie był głuchym na sensowne argumenty. Nawet jeśli byłby do kogoś zrażony to zawsze był gotowy tej osoby wysłuchać. Tylko że... I tutaj znowu to było jego odczucie z poprzedniego życia. Ludzie nie lubili tłumaczyć swojego zdania, ani argumentować, z czego ono wynika. Czy to z lenistwa, ignorancji, czy zwyczajnej głupoty woleli, a czasami wręcz oczekiwali, że uwierzysz im na słowo. W przeciwnym razie byłeś w najlepszym wypadku "dziwny".
Wracając jednak do spraw bardziej przyziemnych Nex dla odmiany wolał postać. Robił to na minimalnie ugiętych nogach, aby mieć możliwość zareagowania, gdyby nagle nimi rzuciło, czy się zatrzymali, ale uznał, że tak będzie ciekawiej. Obwiewało go szybko poruszające się powietrze, zalewając tysiącami woni z miasta. Choć tak naprawdę było przecież na odwrót, ale punkt widzenia zależy przecież od punktu siedzenia, więc... Cieszył się tym "rześkim powietrzem" ponieważ wiedział, że długo to nie potrwa. Tak, naprawdę to już widział w oddali park, a pod nogami mógł poczuć, jak wagon stopniowo zaczyna wytracać prędkość.
- Może kiedyś powinienem tego spróbować na "bullet rain" - uśmiechnął się sam do siebie i myślach już widział jak bardzo karkołomnym byłoto wyzwaniem. Nie mniej nadal uważał to za warte zrobienia kiedyś w wolnej chwili - Niby tak... Kto bogatemu zabroni, ale jeśli się zastanowisz to cały boski wymiar, i prawie każdy bóg wygląda jakby, utknął na etapie średniowiecznej Japonii... Nie wiem, czy ma to jakieś historyczne uzasadnienie, czy może to tradycja, a może przelotna moda i za 5 lat wszędzie będzie panował steam-punk, ale... Jakoś ciężko mi w to uwierzyć... Poza tym gracz nie oznacza od razu Cosplayer'a. Rzeczywiście podoba mi się ten pomysł, ale wiesz... Nie rób sobie nadziei, a nigdy się nie zwiedziesz...
Gdy w końcu wjechali powoli na peron stacji Nexaron, ponieważ i tak już stał, jako pierwszy zaskoczył na peron, od razu bez zbędnego pośpiechu ruszając do wielkiej ciemnej plamy, jaką był park. Łatwo było ją dostrzec już z daleka, bo wszystko inne dookoła prawie się iskrzyło od świateł i neonów, a jedynie tam panowała względna cisza i ciemność. W sam raz dla kogoś, kto chce zrobić coś bez świadków lub akumy.

432 słowa