środa, 21 sierpnia 2019

Od Asami CD Hibikiego "Kropla krwi tego, czego już nie ma"

Poprzednie opowiadanie

Słysząc historię mojego ukochanego, czułam jak po policzkach spływają mi potoki łez. Tyle przeżył, a ja tego nie wiedziałam. Mogłam mu pomóc uporać się z okropnymi wspomnieniami, zastąpiłabym je tymi dobrymi, pełnymi radości i szczęścia. Ale nie... Nie udało mi się. Zawiodłam go. Nie dałam mu tego, czego on teraz naprawdę potrzebował. Zapomnieć o ciemności przeszłości. Patrzyłam na jego twarz pełną łez i smutku, który teraz stał się dla mnie jasny. Już wiedziałam czemu mu było tak źle. Już wiedziałam, że jako jego ukochana zawaliłam sprawę. Zepsułam wszystko. Nie mogłam zrobić nic... Ale teraz mogłam choć w małym stopniu naprawić mój karygodny błąd. Nadal głośno płacząc popatrzyłam na Hibikiego...
- Czemu nie mogę być wystarczająco dobry Asami! Nie mogę być wystarczająco dobry dla ciebie... - szepnął.
Popatrzyłam mu głęboko w załzawione oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, ujmując jego policzki w swoje dłonie. Pogładziłam je delikatnie, po czym założyłam się, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Objęłam go mocno za szyję, a mój ukochany złapał mnie niepewnie w pasie. Po długim czasie naszego całowania się, popatrzyłam mu w oczy i zetknęłam delikatnie nasze czoła.
- Hibiki... Myślisz że każdy jest idealny...? Oczywiście że nie. Ja też nie jestem idealna mimo tego, że jestem tutaj... W Kami no Jigen. Ale wiesz co...? Jesteś kimś, przy kim wiem, że mimo tego gdyby się wszystko paliło i waliło, zawsze będę bezpieczna. Tylko przy tobie czuję, że życie tutaj będzie miało sens. Tylko przy tobie wierzę w prawdziwą miłość. Co z tego że nie jesteś dobry... Ty tego nie widzisz... Ale ile razy uratowałeś mi życie, opiekowałeś się mną, pokazywałeś, że zawsze będzie wszystko dobrze. Zaufałam ci. Pokochałam cię. Oddałam swoje życie w twoje ręce. Bo tylko z tobą... Tylko z tobą czuję, że naprawdę żyję. Tylko ty sprawiasz, że moje serce bije mocniej. Tylko ty stałeś się ojcem Kishimury. Staliśmy się jednym kochanie. Nasze ciała i umysły działają wspólnie. Nasze dusze są blisko siebie. Teraz nikt ciebie już nie skrzywdzi. Jesteś bezpieczny i zawsze będziesz. Ta świątynia to nasz dom. Kocham cię bez znaczenia kim byś się nie stał. Zawsze będę przy tobie. - szepnęłam, mając łzy w oczach.
Wtuliłam się mocno w tors Hibikiego... Faktem było to, że tylko przy nim mogłam spokojnie zasnąć. Tylko przy nim byłam bezpieczna. I to się nie zmieni. Nikomu go nie oddam. Nikomu. Za mocno go kocham, aby go stracić...
- Już nie płacz kochanie. Bądźmy jak piosenka. Każda nuta będzie ukazywała kolejną, aż wreszcie stworzymy całą melodię. Kochajmy się bez względu na wszystko.... Dajmy Kishimurze prawdziwą rodzinę. Mamę i tatę. - szepnęłam i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. - Na zawsze... Na zawsze będziemy razem. Kocham cię całym moim sercem, mój Hibiki. Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zawsze robiłeś... Nie przestawaj. Zawsze dawaj mi poczucie, że przy tobie zawsze będę bezpieczna... Od dzisiaj bądź ze mną szczery, aby uniknąć tych okropnych ran jakich sobie narobiłeś... - dodałam cicho i przejechałam dłonią po miejscu gdzie miał otarcia. - Już mnie nie oszukuj. Zawsze mów szczerze co myślisz i czego potrzebujesz. Dam ci co chcesz... Masz moje serce na twojej dłoni. I nigdy go od ciebie nie zabiorę.
Złapałam mocno jego dłonie, po czym położyłam je na swoich biodrach. Uśmiechnęłam się lekko. Niech wie, że we mnie zawsze będzie miał wsparcie jakiego naprawdę potrzebuje w tej chwili...

Ilość słów: 543

środa, 14 sierpnia 2019

Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"


-Jak możesz mnie kochać? - pytanie wybrzmiało głuchym dźwiękiem.

Zapadła cisza. Dało się usłyszeć tylko szum wody, nierównomierny oddech i przyspieszone bicie serc. Za oknem już dawno zapadł zmrok, jednak nawet słowik mieszkający u nas w ogrodzie, zmarł, ucinając swoją pieśń. Jakby w oczekiwaniu.
Nie byłem się w stanie poruszać. Miałem wyrzuty sumienia. Jak mogłem zapomnieć?! Każda moja zła myśl sprawiał Asami ból. Każda moja rana odzwierciedlała się na jej drobnym ciele. Każde pociągnięcie gąbki które rozrywało mi skórę, nie tylko przynosiło ze sobą pewien spokój ducha, ale i kolejną plamę zarazy.

- Jak możesz mnie kochać, Asami? - ponownie mój ochrypły głos dało się słyszeć pod strumieniem zimnej jak lód wody, która coraz mocniej bombardowała moje obolałe po ciężkim dniu plecy.

Czułem, że drżą mi ręce. Biedne kończyny majtały się jak u chorego na parkinsona. Przygarbiłem się również, opierając czoło o ramię bogini. Dopiero wtedy poczułem, niesamowity ciężar, uciskający na moją pierś. Miałem dość. Dość obrzydzenia jakie do siebie czułem. Dosyć wspomnień. Dosyć udawania. Dosyć budzenia się i zasypiania ze świadomością, że nigdy nie będę dostatecznie dobry. Dosyć uczucia rąk Papy Chana na ciele. Dosyć nieprzespanych nocy i nietkniętych posiłków. Dosyć godzin spędzonych przy ubikacji, gdy w środku nocy czułem, że mój żołądek każe wyrzucić z siebie całą zawartość. Dość okłamywania najbliższych. Dosyć wyrzutów sumienia, które na okrągło wołały “MORDERCA!”. Chciałem to zakończyć. Jak najszybciej. Tu i teraz. Natychmiast.
I mogłem brzmieć teraz jak dziecko. Niedorośnięty gówniarz, co ma jeszcze mleko pod nosem. Taka była prawda.

- Jak możesz mnie kochać Asami? Ja..ja.. - zająknąłem się na moment - Jestem brudny. Tak bardzo brudny Asami…

Zarejestrowałem jak drobna dłoń bogini, wsuwa się delikatnie między kosmyki moich czarnych włosów, by następnie zacząć zataczać małe kółeczka. Ten uspokajający gest sprawił tylko, że jeszcze bardziej miałem ochotę płakać. Jednak z żalem stwierdziłem, że nie mam już czym. Byłem jak szklanka z wodą, która pękła w złości rzucona o ścianę, a przez szparę wyciekła cała jej zawartość. To tak bardzo bolało. To rozdarcie. Chęć chronienia najbliższych, a zarazem odsunięcia się jak najdalej. By nie mogli dostrzec całego tego ciężaru, który nosisz w środku.
Niebieskooka wiele razy udowodniła mi, że mogę jej ufać. A nawet powierzyć życie. Dlatego nie uciekłem. Myślę, że gdyby nie była całym moim życiem, wymknął bym się czym prędzej. Jednak nie mogłem zrobić tego jej. Nie mogłem tego zrobić mojej miłości. Minimo wstrętu do samego siebie nie mógłbym tego zrobić. Bo co wtedy? Kim bym był? Niczym. Zaledwie duchem, wspomnieniem, które do końca świata miało się potem tułać w otchłaniach mroku. Nie. Byłem egoistą. Wolałem zostać.
Chciałem jej wszystko wyjaśnić, jednak ponownie nieprzychylny tego wieczoru głos, uwiązł mi w gardle.

- Shhhh… Jestem tu. Możesz to wydusić - już wiem dlaczego słowik w ogrodzie nie śpiewał. To Asami była słowikiem, który delikatnym, anielskim wręcz głosem zapewniał mnie teraz o swoim oddaniu.

Upadłem na kolana. Nie wiem skąd wypłynęły nowe łzy. To jednak było kłamstwo. One nigdy się nie kończą. Wilgotne koryta spływały po twarzy, łącząc się w większe krople z wodą i skapywały w dół.
Ciepła dłoń blondwłosej owinęła się wokół mojej, by następnie delikatnie pociągnąć mnie w górę i wyprowadzić spod zimnego prysznica. Szedłem za nią posłusznie, nie do końca kontaktując. Nawet nie wiem kiedy bogini pomogła ubrać mi się w ciepłą piżamę a na ramiona zarzucić moja ukochaną bluzę.

- Idź spać Hibiki - szepnęła, próbując mnie położyć
- Nie mogę. Ja… ja… - przeklęty głos! - Ja muszę ci wszystko opowiedzieć. Zasługujesz na to. Zaczęło się gdy byłem jeszcze małym brzdącem. Miałem starszego o 4 lata brata. Nazywał się Ichirou. Nasi rodzice nie byli zbyt biedni ale żyliśmy całkiem szczęśliwie. Gdy miałem zaledwie trzy latka zginął mój ojciec. Spadł z rusztowania. Był budowniczym. Firma ubezpieczeniowa upierała się, że wina leżała po stronie taty. Jednak Mama wiedziała, że tata od zawsze był bardzo ostrożny. Za każdym razem jak wchodził na wysokości sprawdzał sprzęt. Ktoś go zepchnął. Dwa lata później zakończył się proces. Dawny pracodawca ojca musiał wypłacić nam spore odszkodowanie. Wtedy postanowił wynająć ludzi z Gangu Papy Chana. Miał nadzieję, że jego problem zniknie razem z nami. Jednak tak się nie stało. Tamtej nocy umarła tylko Mama. Ichirou jako, że był bardzo inteligentny i wysportowany został zwerbowany, a ja jako młodszy brat wzięty pod jego opiekę. Następnych parę lat żyliśmy względnie spokojnie. Czasem bart znikał na całe dni, ale każdej nocy zasypialiśmy razem. Wiedział, że panicznie boję się ciemności. Jednak kiedy miał 16 lat, Papa Chan wysłał go na pierwszą dłuższą misję. Trochę się stresowałem, ale przecież nie mogło być, aż tak strasznie. Prawda? Oh. Jak bardzo się wtedy myliła. Jak bardzo… Następnego dnia przyszedł Papa Chan razem z dwoma swoimi ludźmi i kazał mi się pakować. Na czas nieobecności brata miałem zamieszkać w głównej siedzibie. Nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia, bo do tej pory wszyscy członkowie tej bandy traktowali mnie dobrze. Jednak miało się to zmienić. Gdy przyjechaliśmy na miejsce i weszliśmy do środka, jeden z podwładnych zabrał ode mnie plecak. Zrobił to dość brutalnie. Wtedy zacząłem się bać. Coś było nie tak.
Następnie poczułem uścisk na ramieniu. To była ogromna tłusta dłoń Papy Chana. Zabrał mnie siłą do piwnicy. Opierałem się, ale co 12 letni dzieciak może zrobić przeciwko Władcy Podziemia? Oni mnie przywiązali. Wygiel ręce mocno do tyłu i przyczepili kajdankami do metalowej ramy łóżka. Oni wtedy… Oni to zrobili… Pierwszy był oczywiście Papa Chan. Jego wielkie ręce na całym moim ciele. To tak bardzo bolało. A oni tylko krzyczeli bili i poruszali się mocniej gdy zaczynałem płakać. Śmiali się. Nie wiem kiedy ale w końcu zemdlałem. Nie wiem czy z wycieńczenia czy z bólu.
Obudziłem się następnego ranka cały pokryty krwiąą i dziwna białą substancją. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to jest.
Kazali mi się umyć i pod groźbą śmierci brata kazali nie puszczać pary z ust. Nic nikomu nie powiedziałem. Tylko wieczorami moczyłem swoją poduszkę łzami i krwią. To tak bardzo bolało.
Druga misja Ichirou nadeszła niedługo potem. Gdy w drzwiach stanęły tam te potwory już wiedziałem co się święci. Próbowałem uciekać. Złapali mnie w korytarzu. Nawet nie myśleli żeby zabrać mnie w jakieś ustronne miejsce jak za pierwszym razem. Zrobili to w holu. U mnie w domu. Do dziś pamiętam te źle oszlifowane drewniane panele i drzazgi na ciele. Jednak na tym się nie skończyło. Wymordowanego zabrali z powrotem do Tamtej piwnicy. Tym razem posadzili mnie na krześle. Zaczęli eksperymenty. Chore eksperymenty, a właściwie tortury. Do dziś nie wiem po co one im były. Chyba tylko dla chorej satysfakcji. Następnego ranka schemat się powtórzył. Wyrzucili mnie za drzwi grożąc, że zabiją wszystkich których kocham.
Potem to już była rutyna. Przynajmniej raz w miesiącu brat miał misje a ja na ten czas trafiałem do Siedziby głównej. Trzy razy próbowałem się zabić. Nie wyszło mi. Za pierwszym razem chciałem się powiesić. Pękła linka. Za drugim razem planowałem połknąć tabletki nasenne, ale gdy zobaczyli mnie w aptece wezwali pogotowie. Zwiałem z Izby Przyjęć. Trzecia i ostatnia próba prawie mi się udała. Przedawkowałem narkotyki. Niestety tego dnia przyszedł do mnie Papa Chan razem ze swoimi ludźmi. Ich medyk zdołał mnie odratować. Więcej razy nie próbowałem. Nie mogłem tego zrobić bratu. Miał własne problemy. Wyrzuty sumienia. Kazali mu zabijać ludzi. Nie chciał tego. Nienawidził tego. Gdy miałem 15 lat razem z czterema przyjaciółmi założyliśmy maleńki gang mający na celu zniszczyć Pape Chana. Nazywaliśmy się Nieśmiertelni. Nawet udało nam się pomyślnie przeprowadzić parę sabotaży. Ludzie Papy zabili Debu, Fukurou, Inazumę oraz Houyuu w ciągu trzech tygodni. Dwa dni później mój brat dowiedział się o wszystkim. O biciu, torturach o tym wszystkim co mi robili. O tym, że przychodzili do mnie w nocy do łóżka i To robili. Wściekł się. Powiedział, że musimy od niego uciec. Papa Chan chyba się domyślił. Wysłał brata na jego ostatnią misję, gdzie przez “przypadek” zginął w strzelaninie. Została mi po nim zakrwawiona granatowa bluza. Tak. Właśnie ta. - to rzekłszy mocno zacisnąłem dłoń na materiale

- Tamtej nocy uciekłem. Udawało mi się ukrywać przez 10 lat. 10 lat ciągłego uciekania. Zmiany miejsca czy zamieszkania. Jednak wreszcie mnie znaleźli. Po koszmarnej nocy, która przywróciła wszystkie wspomnienia, dostałem kulkę w łeb. Obudziłem się sam. Byłem w opuszczonym hangarze. Na ziemi ślady krwi. Ale ja… ja nic nie pamiętałem. czarna plama. Nul. Zero wspomnień.
Długi czas potem poznałem ciebie. Byłem uwikłany w jakiś spór z przeklętymi bóstwami. Pojawiłaś się jak kwiat jaśminu. Rozświetliłaś moje życie na nowo. Jednak gdy to wszystko sobie przypomniałem… Jestem taki brudny. I jeszcze ci ludzie których zabiłem. Tak brudny. Czemu nie mogę być wystarczająco dobry?



< Asami? >

niedziela, 11 sierpnia 2019

Od Asami CD. Hibikiego "Kropla krwi tego, czego już nie ma"

Poprzednie opowiadanie

Mijały tygodnie... Im bardziej przyglądałam się Hibikiemu tym spostrzegłam częściej to, że schudł, osłabł, był zmęczony. Musiałam coś z tym zrobić.. Na jego ciele pojawiały się blizny, ale nie były one spowodowane ostrym przedmiotem... To były otarcia, ale bardzo mocne. Byłam pewna, że bardzo to go bolało. Od kilku dni ciągle czułam uciążliwe bóle głowy, plamy na ciele zaczęły mocno boleć i siedzieć zarazem. Okropne. Czułam się brudna... Ale dlaczego. Przecież nie myślałam o niczym złym. Może... To chodziło o mojego ukochanego? Może to on się źle czuł? Może myślał o czymś złym...
Pewnego razu, kiedy się mył, a nasz synek już spał, weszłam do łazienki... Cała czerwona zdjęłam swoje kimono, a otuliłam się mocno ręcznikiem. Zastukałam w kabinę, a kiedy chowaniec wyłonił z niej głowę, zaczerwieniłam się bardzo mocno.
- Hibikiś... Umyjemy się razem...? - zapytałam naprawdę nieśmiało.
Na twarzy mojego ukochanego ujrzałam nerwowy, ale delikatny i szczery uśmiech. Złapał delikatnie moją dłoń, po czym wciągnął mnie pod prysznic... Ręcznik po drodze opadł, a ja razem z ukochanym byłam już w kabinie. Objęłam go z początku za szyję i namiętnie pocałowałam. Kochaliśmy się. Jak małżeństwo... Gdybyśmy żyli, moglibyśmy się nim stać... Ale obawiam się, że Hi-chan nie zrobi tego pierwszego, ale bardzo ważnego dla mnie,  kroku, choć bardzo bym chciała. Od bardzo dawna czułam, że coś jest nie tak... W kilku miejscach na moim ciele, szczególnie w miejscach gdzie pojawiały się rany Hibikisia, ukazały się u mnie czarne plamki. Nieczystość. Coś martwiło mężczyznę, a ja nie wiedziałam co. Pogładziłam jego kark... Widziałam jak na jego ciele pojawiła się nowa rana... On je wydrapywał gąbką. Ale dlaczego. Mnie się brzydzi? Czy czegoś innego... Zaczęłam się bać. Że byłam dla niego zła, że pokazywałam za mało miłości dla niego...
- Hibiki... Dlaczego to sobie robisz... Dlaczego... Brzydzisz się mnie? Coś źle robię? Nie daje ci wystarczająco miłości? Jestem złą kobietą dla ciebie? Matką? - powiedziałam ze łzami w oczach. - Kocham cię naprawdę mocno... Hibikisiu... Jesteś kimś kogo od razu pokochałam... Proszę... Powiedz mi co się dzieje. - dodałam.
Nie mogłam już dłużej tak i zaczęłam głośno płakać. Wtuliłam się w jego tors, nadal wylewając łzy, nie mogłam ich powstrzymać. Bałam się, że moje uczucia już nie będą dla niego ważne... Że coś źle robiłam.
Chwile spędzone z ukochanym przelatywały mi przed oczami. Jak się poznaliśmy, jak spędzaliśmy razem czas, jak broniliśmy siebie nawzajem... Wszystko było cudowne. Wspomnienie odnalezienia Kishimury, a potem dołączenie chłopca do naszej rodziny. Kochałam synka, jak i jego ojca. Jego tatusiem był Hibiki, nie chciałam aby cokolwiek się zmieniało... Aby mój słodki ciemnowłosy chłopak nadal był przy mnie i abyśmy nadal byli małą rodziną. Ale... Czy ja nie pragnę za wiele? Jeżeli on tego nie chce... Nie zmuszę go. Nigdy...

<Hibikisiu? ;-;>
Ilość słów: 447

wtorek, 30 lipca 2019

Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto...a może jednak?"

Przez chwilę milczałem, zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Wreszcie jednak podjąłem decyzję i szybko wymyśliłem plan działania, wykorzystujący Kohaku. Pokiwałem głową, po czym spojrzałem na bestię, która zdążyła już wrócić do rzeczywistości i ze wściekłością w pustych oczach, ruszyła na nas. Odepchnąłem od siebie dziewczynę, sam odsunąłem się na bok, a Akuma nie dotknęła żadnego z nas. Ostro zahamowała i się odwróciła, ponawiając atak.
- Wskocz na nią! – powiedziałem i zacząłem atakować. Przyjmowałem jej ciosy na broń, robiłem uniki i nie pozwoliłem siebie dotknąć, aż nekomata nie wylądowała na Akumie. Ta zaczęła się znowu szamotać i skakać, próbując ją z siebie zrzucić. Dziewczyna mocno trzymała się bestii. - Na ścianę! - zawołałem, aby mnie usłyszała, po czym się odsunąłem. Kohaku zajęło chwilę opanowanie sytuacji i zmuszenie stwora do biegu przed siebie. Sam podbiegłem do budynku, w który wróg miał ponownie uderzyć. Skupiłem się i szybko stworzyłem portal do świata demonów. - Tutaj! - machnąłem ręką, nekomata jakoś pociągnęła za skórę stwora, zmuszając go do skrętu w moją stronę. Na ślepo biegła przed siebie, w dalszym ciągu próbując ją z siebie zrzucić. Gdy była przy portalu i miała do niego wpaść, krzyknąłem do towarzyszki „Skacz”, a ona puściła Akume i skoczyła. Na nasze nieszczęście, dziewczyna zahaczyła o ogon demona, od którego poleciała razem z nią do portalu. Szybko wyciągnąłem do niej dłoń i pociągnąłem do siebie. Kiedy my wylądowaliśmy na betonie, Akuma zniknęła w portalu, który po chwili zniknął. Odetchnąłem z ulgą, po czym wstałem i pomogłem Kohaku wstać.
- Dziękuje – mruknęła dość cicho. Popatrzyła na ręce, przetarła twarz i spojrzała na mnie.
- Wszystko gra? - zapytałem, a ona pokiwał głową, uważnie sobie się przyglądając. Miała porwane ubranie w jednym miejscu przez ogon, do tego nabawiła się tam siniaka oraz zdarła sobie kolana przy upadku. Miałem nadzieje, że to wszystko, reszty nie widziałem.
- A ty? - też pokiwałem głową. Nie licząc pojedynczych siniaków na plecach, od wylądowania na ziemi i przygniecenia przez bestię, byłem zdrów.
- Ładnie sobie poradziłaś – stwierdziłem, gdy ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu przejścia do Kami no Jigen. Schowałem broń do kieszeni i się rozejrzałem. Miejsce wyglądało, jakby nie zdarzyła się tu żadna walka, my zaś byliśmy zmęczeni. Może i była to jeden osobnik, ale za to silny i uparty. Poczułem, że na coś stanąłem. Spojrzałem w dół i zobaczyłem biały materiał, podniosłem go i otrzepałem z ziemi. - Proszę – podałem dziewczynie rękawiczki, jakie znalazłem. Ta spojrzała na nie z ulgą i podziękowała, nakładając je na ręce.
- Bez ciebie bym nie dała rady – pokiwałem głową, bo miała racje.
- Wracajmy. Mam ochotę się położyć i odpocząć – wyciągnąłem ręce do góry. - Najlepiej na miękkim łóżku albo trawie i sobie popatrzeć na niebo – rozmarzyłem się.

Kohaku?
Liczba słów: 435

piątek, 26 lipca 2019

Tu Turu wielkie porządki nadeszły

Tak jak zapowiedziałam. Dzisiaj wśród członków bloga nastała niemalże pustka patrząc na to ile było wcześniej osób, a ile jest teraz. łatwiej będzie mi wypisać postacie, które pozostały w zakładaczkach niż te, które z niej wyleciały.
Tak więc, prócz postaci Administracji ( Kiyuki, Aorine, Shinaru, Kurushimi i Niyumi ), w świecie Kami pozostają:
  • Desiderius
  • Kagehira
  • Kohaku
  • Shirone
  • Hibiki
Jeżeli kogoś wywaliłam, a chciałby zostać na blogu to prosiłabym o niezwłoczne powiadomienie mnie. Wasze karty jak i opowiadania zostały w historii bloga, wiec w każdej chwili możemy je przywrócić.
Tak więc.
Można już powoli wracać do życia~
Zachęcam do reklamowania bloga, by znów stał się tym samym światem co kiedyś... pełnym ludzi i aktywności.
Pozdrawiam 
~Yuki aka Shin

środa, 24 lipca 2019

Ogłoszenie Parafialne

Jak dobrze widzicie Kami no Jigen nieco podupadło z aktywnością naszą (adminek) jak i ludzi. Przyznaje się... jest to w większości nasza wina, jednak miałyśmy ku tego powody. Nawet nie chodzi tu o nasze chęci, choć i one miały tu swój minimalny udział. Życie prywatne, szkoła i inne rzeczy, ale mniejsza.
Chciałabym ponownie ruszyć tą domeną, by wszystko wróciło do dawnego światła z początku jego istnienia. I tu pojawia się do was pytanie - Czy chcecie tutaj zostać? Jeżeli tak napiszcie mi na Discordzie ( Zuy admin Yuki) bądź na Howrse ( KoniaraHadara) jaka jest wasza decyzja.
Zostajecie? Wiąże się to rzecz jasna z aktywnością. Nie chciałabym ponownie mieć takiej sytuacji, ze z litości kogoś zostawiam choć nie wykazywał aktywnością wątkowej od 5 miesięcy, a na chacie jest zawsze skory do rozmów.
Nie chcecie zostać? Rozumiem, usunę, jednak ślad na blogu po was zostanie. Proszę mi nie pisać na priv, że nie życzycie sobie by wasze opowiadania były na blogu. Nie będę ich usuwać, gdyż to zakłóci wszystkie wątki. Proszę to uszanować.
Na odpowiedź na pytanie czekam do 26.07.2019. Wtedy będę robić wielkie czystki.

~ Yuki aka Shin

piątek, 12 lipca 2019

Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Zgodziłam się na mały spacer w deszczu z małą dozą niepewności. Jednak ostatecznie po kilku minutach już swobodnie spacerowaliśmy i w międzyczasie opowiedziałam mu jak to się stało, że jakoś tak się nieco… zgubiliśmy? No, oddaliliśmy od siebie i tyle. Mimo, że Desiderius zdawał się być myślami setki kilometrów od ciała, miałam cichą nadzieję iż może jednak w jakimś małym stopniu mnie słuchał, ale jeśli nie, to trudno. Szliśmy tak nie przejmując się pogodą, zaś reszta ludzi w naszym otoczeniu przeciwnie, uciekali pod każdy najbliższy dach, jaki tylko zobaczyli. Nie mieli czasu zwrócić na nas uwagi, a nawet jeśli, były to tylko spojrzenia nie trwające więcej niż pięć sekund. Zaś dzieci zatrzymywały na nas wzrok nieco dłużej. Jedne patrzyły się z istnym zainteresowaniem, inne nieco zawstydzone. Niecodziennie w końcu widzi się nekomatę. Do niektórych robiłam nawet głupie miny, a te albo się śmiały albo chowały za rodzicem. Reakcje były dosyć zróżnicowane. Nagle złotowłosy coś zauważył, a potem pobiegliśmy w kierunku tego czegoś. Owe coś okazało się być akumą i to dosyć sporą. Ba, spora to mało powiedziane. Była ogromna. Nie minęło wiele czasu aż ona również nas dostrzegła. Cofnęłam się dwa kroki oraz trochę skuliłam z położonymi uszami, a bóstwo stanęło pewnie i wyciągnęło z kieszeni długopis, który po chwili stał się kosą. Bez ani chwili zwłoki przystąpił do ataku. Można powiedzieć, że trochę zamarłam ze strachu. Nie miałam pojęcia, co robić. Chciałam tak jak ostatnio uciec z pola walki aby nie przeszkadzać. Jednak na chęciach się skończyło. Gdy już miałam się ukryć, potwór ruszył na mnie. Nogi miałam jak z waty, gotowa byłam przyjąć cios. W ostatniej chwili, jak rycerz w niemalże złotej zbroi, Desiderius pojawił się przede mną i machnął kosą, odbijając akumę niczym piłkę basebollową.
- Lepiej się gdzieś schowaj, poradzę sobie z nią - powiedział poważnym tonem, a ja tylko przełknęłam ślinę i pokiwałam twierdząco głową.
Potem znowu ruszył do ataku, a ja zaczęłam szukać jakiejś kryjówki, chociaż wyrzuty sumienia zaczynały mnie coraz bardziej zżerać od środka. Przecież mogłabym mu pomóc, prawda? Na coś by się te pazury w końcu zdały. Ale powiedział że sobie poradzi, to znaczy, że wie co mówi i na pewno da sobie radę. Obserwowałam jego walkę z natłokiem myśli w głowie i zapartym tchem. Nie wyglądało to za dobrze ani tak, jakby szala zwycięstwa miała się zaraz przechylić na stronę złotowłosego. W pewnym momencie akuma przygwoździła go do ziemi, a ten próbował odepchnąć ją trzymaną w obu dłoniach kosą. Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam tak wiecznie siedzieć i jak ostatnia sierota patrzeć, jak walczy z nią sam. Szybko rozejrzałam się po okolicy. Przy nich znajdował się budynek. Bez żadnego konkretnego planu, jedynie z małym zamysłem, zaczęłam przemykać się obok nich niezauważona dzięki swojej mocy. Na szczęście, tak jak się spodziewałam, akuma mnie nie zauważyła. Starałam się jak najszybciej wspiąć na górę, a gdy już tam się znalazłam, stanęłam na krawędzi nad nimi. Zdjęłam rękawiczki i włożyłam je do ust, żeby ich nie zgubić. Była to moja ulubiona para, jedna z dwóch, może trzech. Potem wysunęłam pazury i postawiłam krok przed siebie, spadając wprost na potwora. Wylądowałam na nim, wbijając w ciało wszystkie ostre paznokcie. Od razu zaczął wierzgać lub cokolwiek innego próbując mnie tym samym z siebie strącić. Przy okazji, a raczej zgodnie z moim celem, zostawiła Desideriusa.
- Co robisz?! Mówiłem ci, żebyś się schowała! - krzyknął, podnosząc się z ziemi.
- Chcę ci pomóc! Nie będę siedzieć i się gapić jak idiotka kiedy walczysz sam z akumą! - odpowiedziałam, bo moje rękawiczki już dawno gdzieś odfrunęły, zaginęły w akcji.
Wyżej wymieniona akuma zaczęła pędzić w stronę ściany budynku, ale zdążyłam z niej zeskoczyć, lądując na czterech łapach jak prawdziwa nekomata. Tym samym sama uderzyła w twardy beton. Szybko się “zniknęłam” i oddaliłam się na bezpieczną odległość. Można powiedzieć, że w tamtym momencie nie byłam w stanie myśleć o strachu, a raczej nie miałam czasu. Przede mną znajdował się potwór, którego trzeba było unicestwić. Podeszłam do złotowłosego i stanęłam obok niego, ujawniając się.
- Nic ci nie jest? - spojrzałam szybko na chłopaka od stóp do głów dla upewnienia się, że akuma na pewno nic mu nie zrobiła. - Naprawdę chcę pomóc, więc powiedz mi, jak mogę się przydać - dodałam szybko w pełni poważnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.

<Desiderius?>

Liczba słów: 698

piątek, 21 czerwca 2019

Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"


Minęły pierwsze dwa tygodnie od kiedy w naszej małej świątyni zamieszkała jeszcze jedna osoba. Kishimura. Nasz synek. Pokochałem go tak bardzo, że teraz już nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tak samo Asami. Oni nie stali się częścią mojego życia. Oni są moim życiem. Ilekroć wracam z ogrodu do świątyni, po ciężkim dniu sprzątania oraz pielęgnowania całego terenu, w drzwiach zastaję uśmiechniętego od ucha do ucha blondwłosego, który gdy tylko wypatrzy moją postać na skraju lasu, podrywa się na równe nogi i pędzi do wnętrza budynku, krzycząc

- Mamo! Mamo! Tata wrócił!

W chwili w której przekraczam próg i zsuwam z obolałych stóp drewniane sandały, jestem pociągany przez syna za skrawek rękawa do jadalni, gdzie bogini stawia właśnie miskę z świeżo ugotowanym ryżem na stole. Jak zwykle również, czym prędzej zagania nas do porządnego umycia rąk

- Aby ryż móc jeść, trzeba czyste dłonie mieć!

Nie mam pojęcia skąd wzięła tą rymowankę. Może sama wymyśliła? Nie mam pojęcia! W każdym razie na tradycyjne już zawołanie Asami kierujemy się do bali i szorujemy skórę, aż do jej zaróżowienia. Teraz następuje chwila, w której cała nasza trójka zasiada do niskiego kwadratowego stołu. Uwielbiam te wieczory. Dzielimy się wydarzeniami z całego dnia i chodź nie ma tego zbyt wiele, zawsze z przyjemnością słucham o tym jak Kishimura powoli przyswaja sobie nową sytuację. Opanowanie nowego ciała nie jest wcale takie proste. Wszystko dodatkowo utrudniają rany które doprowadziły chłopca do śmierci. Ciężko mi się do tego przyznać, ale na razie nie chcę by blondynek wychodził ze mną na zewnątrz. Może trochę później. Musi porządnie wypocząć, nabrać sił i zapoznać się z otaczającym go teraz światem. Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to wcale takie łatwe. Mimo wszystko wierzę, że nasz synek da sobie radę. Ma na to prawie nieskończenie wiele czasu. Tu nie grozi mu ani śmierć ani starość w pełnym tego słowa znaczeniu. Chcę by wyrósł na dobrego chowańca. Nie chodzi mi o stare pojęcie tego sformułowania. Chcę, żeby był dobry dla innych, ale jednocześnie rozważny, a przede wszystkim, żeby nie ulegał pokusom. Cały czas z tyłu głowy siedzi mi myśl, że Kishimura jakimś nie znanym mi sposobem wróci do narkotyków. Przeraża mnie ta myśl. Nie chcę by zrobił sobie krzywdę. Nie wiem jak używki działają na istoty duchowe ale skoro możemy się upić to czemu i nie zaćpać? Nie chcę ponownie przeżywać koszmaru jakim był widok jego śmierci. Ta scena wryła się głęboko w mój umysł, często nie pozwalając mi spać. Od tamtych wydarzeń, często rozglądam się nerwowo jakby poszukując podświadomie zagrożenia dla mojej rodziny. Wiem, że jest to praktycznie niemożliwe, ze względu na mury świątyni które nas otaczają, jednak mimo wszystko jeżeli w ogóle śpie to budzi mnie najmniejszy szmer. Nie chcę martwić tym wszystkim Asami. Staram się ukryć moje zmęczenie układając zapatrzone, ostudzone liście zielonej herbaty na oczach. To trochę pozwala im odpocząć i fioletowe sińce nie są też, aż tak wyraźne. Od tamtej nocy schudłem też parę kilo. Czuję też, że straciłem trochę sił w rękach i mojej mocy. Tego przeraża mnie jeszcze bardziej. Co będzie jeśli znów nie dam rady ich obronić? Poczucie brudu oraz nieczystości wcale nie pomaga. Za każdym razem jak biorę kąpiel to staram się zetrzeć całą tą krew i dotyk Papy Chana, ale jedyne co mi się udaje to stworzyć nowe szramy na ciele. Powoli mam tego dość, a jednocześnie zbyt mocno kocham moją rodzinę by martwić ich moim stanem.

<Asamiś?>

niedziela, 16 czerwca 2019

Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Dziewczyna była tak cicho, a ja zajęty swymi myślami, że nie zauważyłem, kiedy ją zgubiłem. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy wchodziłem w tłum ludzi na ulicy, rozejrzałem się, a nekomaty nigdzie nie było. Przez jakiś czas próbowałem ją znaleźć, ale ona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wtedy z nieba spadły pierwsze krople deszczu, dlatego zrezygnowałem z poszukiwań. W końcu Kohaku nie była małym dzieckiem, które trzeba pilnować, z łatwością sobie poradzi w ludzkim świecie, tym bardziej, że należy do innego, magicznego wymiaru. Co innego, jeśli trafi na Akumę…
Znalazłem sobie schronienie w altance w parku. Usiadłem przy innych ludziach, którzy zdawali się mnie nie widzieć. Co innego pies, należący do jakiejś starszej kobiety. Nieduży kundel usiadł naprzeciwko mnie i domagał się pieszczot, które otrzymał. Po jakimś czasie siedzenie pod dachem znudziło mi się. Nie zwracając uwagi na deszcz, wyszedłem z altanki i postanawiając skorzystać z deszczowej pogody, spacerowałem sobie dróżką, moknąć do suchej nitki. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. 
Po jakimś czasie spacerowania i moknięcia, natrafiłem na zagubioną dziewczynę, która skryła się pod drzewem. Obserwowała park wokół i przyglądała się ludziom, którzy chowali się pod parasolkami, aż stanąłem naprzeciwko niej.
- Desiderius – odparła z lekkim uśmiechem. - Nie znalazłeś schronienia? - zapytała, kiedy przyjrzała się mojemu mokremu ubiorowi. Pokręciłem głową.
- Znalazłem – odpowiedziałem z uśmiechem. Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie, jednak o nic nie spytała. Po chwili się odwróciłem i zacząłem iść dalej.
- Gdzie idziesz? - usłyszałem dziewczynę, której ogon zaczął się kręcić z ciekawości. Poruszyła oczami, gdy się do niej odwróciłem.
- Sam nie wiem, przejść się – odparłem zgodnie z prawdą. Zdziwienie u Kohaku nie minęło.
- Ale pada.
- To co – wzruszyłem obojętnie ramionami, miło się uśmiechając. - Idziesz ze mną? - dodałem. Nekomata nie była pewna, przez chwilę stała w miejscu i się zastanawiała, aż szybko pokiwała twierdząco głową. Niepewnie wyszła na deszcz, a kiedy poczuła na sobie krople deszczu, zawahała się. Po chwili wyszła na deszcz, poczekałem na nią, aż dorównała mi i ruszyliśmy przed siebie. Przez jakiś czas mokliśmy w ciszy, aż Kohaku opowiedziała mi o muzyku, jakiego spotkała i który był powodem, dla którego się rozstaliśmy. Ja za to nie podzieliłem się żadną opowieścią, gdyż ciągle byłem zamyślony, więc nie tylko nie widziałem tego, co krążyło wokół mnie, ale teraz nawet zapomniałem o swych myślach.
Normalnie bylibyśmy małą miastową atrakcją; dwóch ludzi, którzy spacerowali sobie w deszcz bez parasolek, kiedy normalni ludzie chowali się przed deszczem, jednak oni tylko rzucali na nas przelotne spojrzenie. Nie, to co ich pociechy, które uważnie nam się przyglądały. Nagle zauważyłem w oddali duży cień, który poruszał się bardzo szybko. Pobiegliśmy w jego stronę i jak się nie myliłem: ogromna Akuma.

<Kohaku?>
Liczba słów: 446

czwartek, 13 czerwca 2019

Od Asami cd. Hibikiego "Kropla krwi tego czego nie ma"

poprzednie opowiadanie
" Trzeba go zabrać do Świątyni "
Te słowa obijały się po mojej głowie, kiedy ja i Hibiki biegliśmy do świątyni. Mój ukochany miał w ramionach naszego cudownego, małego synka, który bezwładnie machał rączkami... Był taki niewinny z tym delikatnym uśmiechem na twarzy. Jeszcze nie wiedział co się dzieje, nie wiedział, że mamy zamiar go uratować. Chciałam, aby stał się moim drugim chowańcem, a zarazem stał się członkiem naszej rodziny. Będę ja, Hibiki i nasz mały synek - Kishimura. Zasługiwał na taki los, tym bardziej, że pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia. Dziecko zawsze wprawiało w radość, a nas... Nas wprawiło jeszcze mocniej... Zakochaliśmy się w nim... Był idealny. Był podobny do nas. To był znak, że możemy być szczęśliwi, że możemy się kochać jako rodzina... Teraz będzie już tylko lepiej. A nasze dziecko będzie z nami. Dostanie własny pokoik, będziemy jadali razem posiłki. Niczego mu już nie zabraknie...
- H-Hibiki... Jesteśmy... - powiedziałam nieco wystraszona.
Nie mogłam zaprzeczyć, obawiałam się, czy chłopiec na pewno będzie szczęśliwy... Ale wiedziałam, że nie będzie miał nigdzie lepiej niż z nią i Hibikim. Każdy dawno uciekłby z tamtego miejsca, a ja i mój ukochany jednak zostaliśmy i pomogliśmy mu... Nie chciałam jego wdzięczności. Mi wystarczyłoby, że byłby z nami.
- Nie martw się, Asami. Będzie wszystko dobrze... - powiedział.
Ciemnowłosy położył chłopca na futonie w jednym z pokoi w świątyni. Nieśmiało upadłam na kolana przy dziecku i po chwili myśli, pocałowałam delikatnie usta malucha. Musiał stać się moim chowańcem. Nie będzie wychodził na misje... Ale będzie tutaj, bezpieczny. Nagle, chłopczyk otworzył oczy... Z jego główki wyrosły kocie uszka, a z tyłu machał się ogonek. Ożył. Nekomata. Ale jaki słodki... Było warto. Pogłaskałam delikatnie włoski chłopca, jaki patrzył jej w oczy.
- Ma...ma? - powiedział, uśmiechając się lekko.
Objął po chwili rączkami moją szyję, a Hibiki podszedł do nas i przytulił naszą dwójkę. Byłam taka szczęśliwa. Miałam naprawdę cudowną rodzinę... I kochałam ich bardzo mocno. I nie chciałam, aby chłopczyk już cierpiał. Miał teraz nas... Swoją mamę i swojego tatę. A nasza dwójka zobowiązała się, aby teraz miał dom. Taki, jaki chciał mieć. Z nami. I nie chcieliśmy go już stracić...
- Kocham cię synku... - powiedziałam i pocałowałam czoło dziecka.
Już będzie wszystko dobrze... Będzie tylko lepiej... Już nie może być nigdy gorzej. Miałam cudownego ukochanego i dziecko. Moje dziecko. Nie z krwi i kości, ale nadal kochałam je bardzo mocno...
- Hibiki... Chodź, pokażemy mu jego sypialnię... - szepnęłam do mężczyzny i pocałowałam go delikatnie w usta.
<Hibikiś? ^^>

Ilość słów: 403

sobota, 8 czerwca 2019

Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Po rozstaniu z złotowłosym ruszyłam w swoją stronę. Kitsune która mnie przygarnęła przyniosła mi kilka książek, to też miałam zajęcie na najbliższe kilka godzin. Ostatecznie obudziłam się nagle pośród nich, otworzonych na przeróżnych stronach. Zaś z ust pociekła mi strużka śliny. Natychmiast ją wytarłam, doprowadzając pokój do porządku, a później siebie. Po szybkim śniadaniu z entuzjazmem ruszyłam do świata ludzi. Pogoda nie zapowiadała się dobrze, ale jakoś nie zwracałam na to uwagi. Szłam przed siebie. Przy okazji w międzyczasie odkryłam nowy portal, dzięki któremu znalazłam się w nieco spokojniejszych, bardziej zielonych terenach. Zakręciłam się to tu, to tam, aż znalazłam się pod lasem. Nie byłam pewna co do tego żeby tam wejść, ale motyl o hipnotyzujących skrzydłach mnie tam wręcz zaciągnął. Nie mogłam oderwać oczu od iskrzących kolorów którymi się mienił. Nie będę też ukrywać, że kilka razy zaliczyłam bliskie spotkanie z ziemią jako że raczej nie patrzyłam, gdzie stawiam kroki. Podczas tej ślepej pogoni natknęłam się też na kilka leśnych zwierząt, które zdawały się nic sobie nie robić z nekomaty biegającej po lesie za motylem. Byłam już bliska złapaniu go, ale wystający korzeń drzewa postanowił mnie znokautować. W ostatniej chwili złapałam się jakiejś gałęzi która była obok tym samym unikając bolesnego upadku.
-Ha, nie tym razem - szepnęłam sama do siebie z satysfakcją.
Gdy uniosłam głowę, zauważyłam siedzącego nad jeziorem złotowłosego. Odwrócił się w moją stronę zdziwiony. Jak się później okazało podczas rozmowy, nie widział mojej zguby, a to, że trenował wyjaśniałoby, dlaczego okolica wyglądała, jakby ktoś przejechał po niej kosiarką. Miałam tylko cichą nadzieję, że ofiarą tego treningu nie padł przypadkiem mój piękny motyl.
- Zaraz wracam do miasta. Idziesz ze mną? - zapytał, wyrywając mnie z chwili zamyślenia.
- Mhm - kiwnęłam ochoczo głową, a ogon samoistnie zaczął się kiwać na boki.
Desiderius wstał i różnica pomiędzy naszym wzrostem, która była swoją drogą dosyć spora, znowu była widoczna. Połowa moich uszu sięgała mu za ramiona. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to jakoś zbytniej uwagi, a w tamtym momencie wydało mi się to nieco zabawne. Bóstwo zerknęło na mnie, unosząc jedną brew, ale chyba zrezygnował z zadawania pytań, więc tylko pokręcił głową z delikatnym uśmiechem. Podczas gdy on stawiał raczej długie kroki, ja z entuzjazmem podskakiwałam obok.
- Myślisz, że będzie padać? - zagadnęłam, spoglądając na złotowłosego. Szedł przed siebie, skupiony na drodze.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie - odparł krótko.
Nie znałam celu wizyty miasta przez Desideriusa, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczała sama obecność kogoś znajomego. Kiedy znaleźliśmy się w tej miejskiej dżungli, starałam się zbytnio nie oddalać od bóstwa. Jednak gdy do moich wyjątkowo czujnych uszu dotarł przyjemny dźwięk jakiegoś instrumentu zwolniłam krok i niepewnie stwierdziłam, że nic się nie stanie jeśli na sekundkę się oddalę, ale nadal będę miała go na oku. Tak więc pędem ruszyłam do źródła owej melodii. Był to jakiś młody, uliczny grajek. W jego grze było coś intrygującego, coś, co sprawiało, że nie ważne czy miałeś coś ważnego do zrobienia czy może gdzieś ci się spieszyło. Po prostu musiałeś się zatrzymać i chociaż przez chwilę posłuchać. Kucnęłam obok, stawiając łokcie na kolanach, a głowę kładąc na dłoniach. Wsłuchałam się w melodię i mimo zamkniętych oczu czułam, widziałam całą tą symfonię. Pełen wachlarz barw, jakimi emanowała. Po paru minutach straciłam już rachubę czasu. Nagle poczułam mokre krople na mojej głowie, a dźwięk się urwał. Kiedy otworzyłam, grajek zaczął się zbierać. W międzyczasie zaczęło bardziej padać. Niechętnie zerwałam się na nogi i ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Niewiele myśląc ukryłam się w parku, pod drzewem z dosyć sporą i gęstą koroną. Oczywiście zdążyłam trochę zmoknąć zanim do niego dotarłam. Usiadłam opierając się o pień. Z moich włosów mogłam wyciskać wodę. Miałam tylko nadzieję, że Desiderius znalazł sobie jakieś schronienie przed tą ulewą. Ciekawe, czy bóstwa mogą dostać kataru? Gdzieś w oddali mignęły mi złote kosmyki. Jednak z braku pewności wzruszyłam tylko ramionami, obserwując moknącą okolicę. Na moje szczęście, liście były tak gęsto, że tylko pojedyncze krople się przez nie przedzierały.

<Desiderius?>

Liczba słów: 652

niedziela, 2 czerwca 2019

Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

- Do zobaczenia – odparł z uśmiechem i się rozstali, każdy ruszył w swoją stronę. Desiderius powolnym krokiem zmierzył ku swej świątyni, miał ochotę na długą kąpiel i sen w wygodnym łóżku. Jednak nie śpieszno mu było do budynku, chciał jeszcze skorzystać z ładnego dnia i skręcając ze swej ścieżki, ruszył do lasu. Tam przeszedł się dróżką, słuchał ptaków, szumu wiatru i się wyciszał. Nie było tu nikogo więcej, tylko on sam na łonie natury. Miła odmiana, gdy się wychodzi z zatłoczonego i hałaśliwego ludzkiego miasta. Przechadzał się jakaś godzinę, aż słońce całkowicie zaszło i nastał wieczór. Chłodne powietrze owiało jego ciało, a chrabąszcze i nocne owady nieprzyjemnie dawały o sobie znać w postaci brzęczenia przy uszach. Mimo to spokój, jaki ogarnął Cyferkę, nie minął.
Po dotarciu do świątyni, wziął długą kąpiel. Moczył się jakieś pół godziny, a kolejne pół zeszło mu na myciu i ponownym wylegiwaniu się. Jego skóra pomarszczyła się jak starszej kobiecie i dopiero wtedy wylazł z wanny. Owinąwszy się ręcznikiem, poszedł do sypialni.
Spał długo i wstał przed południem. Zapowiadał się pochmurny dzień, mimo to wybrał się do miasta. Wczoraj pomógł wierzącym, dzisiaj mógł potrenować, a jutro pomóc ludzkości i uratować ich przed Akumami; tak wyglądał jego plan. W celu treningu udał się do lasu, gdyż pomimo wielu ćwiczeniach, podwójna kosa w dalszym ciągu była bardzo niebezpieczna i w każdej chwili mogła mu wypaść z rąk: chociaż ostatni raz zdarzyło się to bardzo dawno temu, Desiderius woli dmuchać na zimne. 
Przeszedł obok gospodarstwa, na którym aktualnie pielono ogródek i wszedł do lasu. Po dziesięciu minutach marszu, wylądował na małej łące z jeziorkiem obok. Cyferka wyciągnął z kieszeni długopis i aktywował broń. Najpierw uważnie jej się przyjrzał. Ostre i lśniące, szybkie i niebezpieczne; uwielbiał ją. Zamachnął się, tnąc roślinki wokół, a potem bez chwili czekania, zaczął trenować. Piruety, parowanie, uniki, blokady… słońce przebyło po niebie dość sporą część nieba, nim chłopak zrobił sobie odpoczynek. Schował broń i usiadł na brzegu, wsadzając spocone dłonie do wody. Potem oblał sobie twarz letnią wodą i siedział w bezruchu, gdy z tyłu nagle usłyszał szelest. Odwrócił głowę, zdziwił się na widok znajomej twarzy.
- Cześć Desiderius – przywitała się z uśmiechem. - Nie widziałeś może kolorowego motyla? - zapytała wychodząc zza drzewa. Wstał i pokręcił przecząco głową. Szukanie jakiegoś owada w trakcie treningu było chyba ostatnią rzeczą, jaką by zrobił. - Szkoda… - westchnęła i podeszła do niego. Po chwili się rozejrzała i zmarszczyła brwi. - Co tu robiłeś? - zapytała ciekawa.
- Trenowałem – odparł. - A ty? Motyl cię przywiódł? - energicznie pokiwała głową.
- Tylko teraz nie wiem gdzie jestem… - stwierdziła po chwili, nieco ciszej.
- Zaraz wracam do miasta. Idziesz ze mną? - zapytałem.

<Kohaku?>
Liczba słów: 445

piątek, 24 maja 2019

Od Kohaku CD Desideriusa "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Gdy tylko dostałam “zezwolenie”, niemalże natychmiast ruszyłam na podbój bibliotecznych regałów. Można powiedzieć, że zaliczyłam chyba każdy dział. Naukowy, historyczny, biografie… Jednak to fantastyka mnie przyciągnęła do siebie najbardziej. Moim oczom od razu rzuciło się kilka tytułów w ładnych okładkach. Kto by pomyślał, że skończę siedząc pośród sterty książek. Zabrałam się za kartkowanie jednej, potem następnej i kolejnej. Każda z nich miała w sobie coś interesującego, przy niektórych nawet się zatrzymywałam, żeby przeczytać chociaż kawałek. Jedna, o elfach, magicznych istotach i innym wymiarze zawierała piękne ilustracje. Nawet nie usłyszałam kroków, które się do mnie zbliżyły.
- Znalazłaś coś ciekawego? - do moich uszu dobiegło krótkie, ciche pytanie.
- Tak! Ta książka jest naprawdę świetna - odpowiedziałam z entuzjazmem, nadal szepcząc. - Bardzo nam się spieszy?
- Chyba nie… - odparł złotowłosy nie do końca pewny, niczego jeszcze się nie spodziewając.
- A więc, jeśli mamy chwilę… - odsunęłam się nieco, robiąc miejsce i poklepałam kawałek kawałek podłogi obok, pośród wielu książek. - Może bóstwu nie przystoi siadać na podłodze, ale obrazki w tej książce są naprawdę warte zobaczenia - zaśmiałam się cicho.
Uśmiechnął się tylko delikatnie i z cichym westchnięciem przyłączył się do oglądania książki. Oczywiście nie mogłam powstrzymać się od krótkiego streszczenia całej fabuły. Po dziesięciu, może piętnastu minutach była już najwyższa pora, aby się zbierać. Szybko odłożyłam wszystkie książki na miejsca i odrobinę smutna opuściłam bibliotekę w towarzystwie Desideriusa. Jednak wiedziałam, że na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę. Najpierw skierowaliśmy się na przystanek, a potem wsiedliśmy w jakiś autobus, chociaż Desiderius zapewne wiedział, gdzie jedziemy. Ta krótka podróż, podczas której wgapiałam się w okno i obserwowałam wszystko, co mijamy, minęła wyjątkowo w ciszy. Zdawał się być zmęczony, a poznać można to było po jego wyrazie twarzy. Fakt, zdarzyło mi się kilka razy na niego zerknąć. Jednak nie ma się czemu dziwić, jako bóstwo ma naprawdę mnóstwo obowiązków. Gdy wysiedliśmy, udaliśmy się na jakieś osiedle. Podczas gdy on poszedł zająć się ostatnim wiernym, ja siedziałam na chodniku przed budynkiem i czekałam. Po paru minutach przybłąkał się do mnie jakiś czarny kot. Patrzył na mnie wzrokiem, jakby zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, a ludzie żyją w jakiejś niewiedzy, ale nie miał złych zamiarów. Podszedł i zaczął się łasić, a ja nie mogłam się powstrzymać, aby go nie pogłaskać. Nawet wpakował mi się na kolana. Okolica była spokojna i powoli nastawał wieczór. W oddali słychać było tylko dźwięki samochodów oraz dzieci. Wzięłam głęboki oddech. Był to całkiem ciekawie spędzony dzień w świecie ludzi. Kilka minut później zjawił się złotowłosy. Tym razem, nawet jeśli bardzo się starał, nie mógł już ukryć zmęczenia. Uśmiechnęłam się ciepło, ostrożnie zdejmując kociaka z kolan i wstając z ziemi. Zanim każdy ruszył w swoją stronę, zdążyłam go pogłaskać po głowie. Potem skierowałam się już do Desideriusa i ruszliśmy w stronę najbliższego portalu.
- Rany, praca bóstwa jest naprawdę męcząca - stwierdziłam, kiedy wracaliśmy do naszego świata. - Cóż, ja już chyba będę się zbierać. Mam nadzieję, że porządnie dzisiaj odpoczniesz i szybko się spotkamy - położyłam na chwilę dłoń na jego ramieniu. - Do zobaczenia - dodałam, unosząc lewy kącik ust.
Mimo, że nic aż takiego tego dnia nie zrobiłam, ale samo poznawanie dla mnie tylu nowych miejsc sprawiło, że stawałam się senna. Jedyne, o czym wtedy myślałam, to wygodne łóżko.

<Desiderius?>

Liczba słów: 528

niedziela, 19 maja 2019

Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Pytanie dziewczyny go zdziwiło. Nigdy nie zastanawiał się nad prośbami pod tym względem. Po prostu ich słuchał i starał się spełnić, w miarę możliwości i bez zależności, jak ono może być „dziwne”. W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Zazwyczaj proszą mnie o siłę psychiczną, gdy zdarzy się coś złego, więc nie wiem, czy któreś można porównać do dziwnych – odpowiedział dość obojętnym głosem. Zawsze popadał w dziwny nastrój, pomiędzy smutkiem, a obojętnością, gdy osobiście wybierał się pomagać ludziom. Widział już tyle bólu, zła jakie oni sami na siebie zrzucają, niekiedy sobie nawzajem, że Desiderius przyzwyczaił się do okropnych rzeczy i przerażających myśli, ale nigdy nie mógł się wyzbyć tego współczucia i nadziei, że przyszłość będzie lepsza. W rzeczywistości wydaje mu się, że jest ona coraz gorsza, ale stara się nie myśleć nad tym.
- No tak – usłyszał cichy głos dziewczyny, która wpatrzyła się w drzwi biblioteki. Otworzyłem je i wpuściłem nekomatę.
- Ale wiesz co? Kiedyś ktoś mnie prosił o cierpliwość, bo jego kot załatwiał mu się na dywanie – powiedział po chwili ciszy. Dziewczyna słysząc to wybuchnęła cicho śmiechem, zważając na miejsce, w jakim się znajdowali. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i zauważył, jak Kohaku błyszczą oczy, gdy patrzyła na zbiór książek. - Lubisz książki? - zapytał ją lekko szturchając w ramię.
- Bardzo – przytaknęła z szerokim uśmiechem.
- Skorzystaj z okazji – stwierdziłem. - Jak skończę, znajdę cię – po tych słowach skierował się do swojego celu. Przeszedł między regałami wypełnionymi literaturą i stanął przed najbardziej zakurzonymi książkami, jakie tutaj były. Znajdował się w najrzadziej odwiedzanym kącie biblioteki. Było to idealne miejsce dla kogoś, kto chciał pobyć sam w ciszy. Kucnąłem obok młodej dziewczyny, która siedziała na ziemi ze słuchawkami w uszach, a policzki miała mokre od łez. Bóg delikatnie pociągnął za czarny kabelek, odłączając ją od muzyki. Wtedy spojrzała na niego czerwonymi od łez, ale wściekłymi oczami. Mimo to nic nie powiedziała.
- Na prawdę chcesz uciec? - zapytał cichym głosem. Ona w odpowiedzi skinęła głową. - Nie obwiniaj się. To nie twoja wina, że rodzice się rozchodzą. Myślisz, że ucieczka pomoże? – siedział przy niej parę minut, ona go słuchała i się nie poruszała, jednak wiedział, że go słuchała. Taka była jego moc, nawet, jeśli nie chcesz, nie możesz, będziesz go słyszeć (bądź nawet głuchy, i tak usłyszysz jego głos). Kiedy skończył, dziewczyna była nad wyraz spokojna. Oparła głowę o książki, schowała słuchawki i przetarła zmęczone oczy. Powoli wstała i skierowała się do wyjścia, mrucząc pod nosem krótkie „muszę wracać”. Gdy zniknęła ona Cyferce z oczu, ten także powoli wstał, rozciągnął się i stwierdził, że została mu ostatnia osoba, znajdująca się na drugim końcu miasta. Może lepiej pojechać autobusem?
Zaczął przechodzić między regałami w poszukiwaniu towarzyszki, która w tej chwili dosłownie zniknęła. Czuł się, jakby błądził w labiryncie, aż udało mu się dojść do działu fantastyki i odnaleźć kotowatą siedzącą na ziemi przy stosie książek i oglądającą jedną z nich. Podszedł do niej.
- Znalazłaś coś ciekawego? - zapytał cicho. Czuł się zmęczony, jednak nie chciał tego dać po sobie poznać. 

<Kohaku? Wybacz za takie krótkie>

Liczba słów: 498

poniedziałek, 13 maja 2019

Shirone - Chowaniec Nekomata


Imię: Shirone
Przezwisko: Koneko, Neko, Shi-chan, Junior
Płeć: Kobieta, nie wątp w to.
Rasa: Nekomata
Moc: Senjutsu, czyli nic innego jak Techniki Mędrca. Potrafi ona odczytywać i kontrolować duchową energię, przetwarzając ją na Święty Błękitny Płomień. Pozytywne emocje tworzą moc dobrą, możliwą do kontrolowania, jednak te złe prowadzą do upojenia mocą, całkowitemu straceniu kontroli nad nią. Dziewczyna stara się skupić na kryciu swoich emocji, prowadzi się ciągle ścieżką dobra, lecz doskwierająca samotność zaczyna ją przytłaczać. Dzięki tej sztuce może poprzez przepływ energii wzmocnić fizycznie swoje ciało oraz oczywiście swoje ataki. Znajomość senjutsu umożliwia jej odczytywanie aur i szpiegowanie docelowego obiektu z dużych odległości. Poprzez wysysanie duchowych energii, może ona doprowadzić do bezpośredniego uszkodzenia, nie zabicia, osób żywych.
Shirone dla nowo poznanych osób jest chłodna, rzadko okazująca uczucia czy emocje, nawet podczas pasjonujących rozmów. Często dokucza innym, a osobami zboczonymi gardzi, stawiając nad nimi czerwone światło. Największą troskę okazuje dopiero wtedy, gdy jej znajomi wpakują się w jakiekolwiek tarapaty. Koneko nie znosi, kiedy ludzie nazywają ją małą czy też mega słodką.
Kiedy się ją bliżej pozna, jest bardziej otwarta na innych, przechodzi kompletną metamorfozę. Umie ona wyrażać swoje uczucia, jest pewniejsza siebie i umie zapanować nad strachem spowodowanym jej mocą. Podobnie jak koty, przechodzi okresy godowe i wówczas jest bardzo potulna, posłuszna, chroni bardzo swego terytorium i przede wszystkim nie daje zbliżyć się do partnera. Wbrew tej stronie, ciągle lubi dogryzać innym w przyjazny sposób.


Włosy: Białe, proste, nieco dłuższe z przodu, krótsze z tyłu, a na pasmach przednich nosi często słodką, czarną spinkę w kształcie kociej twarzy.
Twarz: Shirone ma bladą cerę, której nie splamił żaden pieprzyk czy pieg. Zazwyczaj ma bezbarwny wyraz swojej twarzyczki, a jej żółte jak złoto oczy w głębi mają smutek i chęć posiadania kogoś blisko siebie, aby zawsze mogła powiedzieć jej co czuje.
Postura: Drobna i szczupła, Matka Natura nie obdarzyła jej zbyt szczodrze kobiecymi częściami, ale nie przeszkadza jej to. Ubiera się zazwyczaj w mundurek lub kimona, a czasami w wolnym czasie, w sukienki. Ma ona dokładnie 160 cm wzrostu.
Inne: Koneko ma słodkie kocie uszka oraz ogonek, kiedy walczy, z jej ust często wydaje się nieświadome i ciche "nya", co czasami, ale nie zawsze, wywołuje w innych lekką dezorientację.
Głos: Ayana Taketatsu

Bóstwo: Nie ma, ale chce bardzo mieć kogoś, kto zawsze poda jej pomocną dłoń i pomoże z trudami emocjonalnymi.
Rodzina: Wie tylko, że ma siostrę... Nie zna jej imienia, ani gdzie teraz jest. Żadne inne relacje nie istnieją.
Przyjaciele: Brak...
Wrogowie: Żeby tylko wiedziała...
Druga połówka: Nie, ale baaardzo tego pragnie, choć nie ukazuje tego.

- Ma urodziny 23 listopada,
- Bardzo lubi jeść,
- Nie przepada za zboczonymi żartami, od razu osobę żartującą uznaje za całkowitego zboczeńca,
- Imię Shirone znaczy "biała melodia",
- Kiedy płacze, jej ciało pokrywają malutkie ogniki, jest to wpływ senjutsu,
- Koneko na swój wiek jest nadzwyczaj niska, ale ciągle rośnie!
- Czasami mówią o niej Kocia Diablica, głównie przez możliwości jej mocy,
- Lubi grać w szachy,

Operator: Prosze pisać do mnie na discordzie (szybciej się odzywam) lub na Howrse (rzadziej, ale po szkole wchodzę wieczorkami)
Discord -> Deku-chan#2332
Howrse -> YukiKunoka

piątek, 10 maja 2019

Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Nie mogłam powstrzymać zadowolenia, co udzieliło się też mojemu ogonowi. Desiderius przyglądał się mu przez chwilę, a gdy to spostrzegłam niemal natychmiast przestałam, nieco speszona. Gdy ruszył przed siebie, podążyłam za nim. Najwyraźniej “pierwszy cel” znajdował się w hotelu, bo to tam poszliśmy najpierw. Mężczyzna siedzący za ladą recepcji nawet nas nie zauważył gdy zmierzaliśmy w stronę korytarza. Później tylko parę kroków i już staliśmy przed drzwiami jednego z pokoi. Desiderius zapukał, ale nie usłyszał odpowiedzi, więc bez oporu wszedł do środka. Stał tam mężczyzna najwyraźniej szykujący się już do tego, żeby ze sobą skończyć. Nie powiem, widok ten trochę mną wstrząsnął, ale nic nie powiedziałam. W końcu miałam nie przeszkadzać. Bóstwo podeszło i dotknęło jego dłoni i dopiero wtedy jakby zdał sobie sprawę z jego obecności, jednak nadal nie zareagował. Patrzył jedynie z pustką w oczach. Jak się chwilę później dowiedziałam, nie słyszał ani nie mówił. Pociągnął go na krzesło, a sam usiadł przed nim. Zapanowała cisza. Patrzyli tylko ja siebie w milczeniu. Kilka minut później Desiderius wstał, wręczył mu sznur i gdy opuszczaliśmy pokój mężczyzny, usłyszałam cichy płacz. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, co się przed chwilą stało. Kiedy wyszliśmy z budynku kierując się do kolejnego potrzebującego, nie mogłam powstrzymać tego pytania. Odpowiedź całkiem mnie usatysfakcjonowała. Skinęłam na koniec głową na znak, że rozumiem. Skocznym krokiem dreptałam nieco za złotowłosym. Przemierzaliśmy ulice miasta jakbyśmy byli jego częścią. Mimowolnie zaczęłam coś nucić pod nosem, może odrobinę odpływając myślami gdzieś w kosmos. Wróciłam na ziemię dopiero w momencie, kiedy wpadłam na plecy Desideriusa.
- Ups - położyłam po sobie uszy i ponownie się uśmiechnęłam, kiedy odwrócił głowę aby na mnie spojrzeć.
Wyjrzałam zza jego pleców na budynek przed nami. Był to niewielki wieżowiec, a wokół kręciło się kilka osób. Znaleźliśmy wejście, potem odpowiednie mieszkanie i było po wszystkim. Szybko byliśmy w drodze do następnego wierzącego. Tym razem zapowiadało się na dłuższy spacer. Jednak pogoda sprzyjała, to nie było się o co martwić. Przynajmniej w tamtym momencie, bo jakiś czas później zaczęły zbierać się chmury zwiastujące jakiś przelotny deszcz. Przechodziliśmy akurat przez wyjątkowo pusty park. Chyba była taka pora, że nikt nie miał czasu przyjść i nacieszyć się spokojem. Wskoczyłam na mały murek obok ścieżki, którą szliśmy.
- Bycie bóstwem musi być super… - stwierdziłam bardziej do siebie, rozkładając ręce i starając się iść po prostej linii - Miałeś kiedyś przypadek, któremu nie udało ci się pomóc? - spytałam, zerkając kątem oka na Desideriusa.
- Może i tak. Wszystko zależy od człowieka, czy znajdzie w sobie siłę aby coś zmienić, zrobić - odparł krótko.
Gdy tylko murek się skończył, zgrabnie z niego zeskoczyłam, lądując przed złotowłosym z pytaniem, czy daleko jeszcze. Pokręcił jedynie głową na znak, że jesteśmy blisko. Ostatecznie zatrzymaliśmy się przed biblioteką, na widok której ledwo powstrzymywałam radość. Byłam niezwykle ciekawa książek z ludzkiego świata.
- Jaka była twoja najdziwniejsza prośba, którą otrzymałeś? Lub jakkolwiek to się nazywa - spytałam gdy wchodziliśmy na górę po schodkach.

<Desiderius? Przepraszam, następne będzie lepsze :'> >

Liczba słów: 479

Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"


Najpiękniejsze co mnie w spotkało? Najlepsz co przerzyłem? Najwspanialsze słowa jakie w życiu usłyszałem?
- Hibiki... Kocham cię, słyszysz...? Hibiki... Na zawsze, rozumiesz?
Moje serce… Zaraz jakie serce? Jest tylko Asami. Asami i ja. Tylko ten błękitnooki anioł. Tylko ja i mój prywatny Cud. Nawet nie jestem pewien w którym momencie, z moich oczu potoczyły się pierwsze łzy. Łzy tak niewypowiedzianej ulgi, że musiałem oprzeć ramiona o boginię by zaraz nie paść jak długi. Stan w krórym obecnie sie znajdowałem był tak przedziwny. Z jednej strony rozrywający ból w piersi, spowodowany śmiercią Kishimury jak i szalone kołatanie serca, pragnącego wyrwać się na zewnątrz i wpaść prosto w delikatne dłonie blondwłosej. Bezwstydnie jak mały dzieciak, wtulałem się w mojką boginię, mocząc jej koszulke łzami. Jednocześnie oblewany falami żałoby i radości, drżałem w jej ramionach niemiłosiernie. Ona powiedziała mi że mnie kocha. Asami wyznała mi miłość. Ta sytuacja cały czas nie do końca do mnie docierała.
Nie wiem jak długo staliśmy, wtulając się w siebie, pragnąc już nigdy nie wypuścić z uścisku ukochanej osoby. Nie wiem jak długo skradaliśmy sobie słodkie pocałunki, przepełnione jednocześnie tak niewyobrażalnym smutkiem. W końcu jednak powolutku odsunąłem ręce od bogini i patrząc w kierunku wschodzącego słońca, spojrzałem na maleńkie ciałko Kishimury. Pochyliłem się, by następnie jak najdelikatniej unieść martwe ciało syna. Jego blada cera, przybrała teraz barwę czystej kartki papieru, a jasne blond włoski, poplamione były w paru miejscach krwią. Twarz miał spokojną, z delikatnym błąkającym się w kąciku ust uśmiechu.  Wyglądał jakby po prostu spał. Mój synek.
Chociaż nie znaliśmy go długo, nasze serca pokochały go z całej siły i teraz myśl, o pożegnaniu chłopca sprawiła, że nasze serca umierały.
Powiał delikatny wiatr, który odsunął włosy z czoła chłopca. Był taki spokojny. Taki… szczęśliwy? Musiał być. Był tam gdzie nikt już nie cierpi. Odkupił swoje grzechy. Był niewinny.
Uderzająca myśl, prawie ponownie powaliła mnie na kolana. Z ową dawką adrenaliny, odwróciłem się w miejscu by spojrzeć na boginię.
- Asami? On jest teraz bez grzechu. Prawda?
Moje pytanie zawisło w powietrzu. Przez chwile staliśmy naprzeciwko siebie, gdy wreszcie przez wymęczone ciało niebieskookiej przeszedł dreszcz i tak jak ja przed chwilą, poczuła nowy przypływ sił.
- Trzeba go zabrać do Świątyni

365 słów

środa, 8 maja 2019

Od Kurushimi'ego CD Aorine "Ból dawnych dni"

     Kreska obok kreski.
  Maźniecie pędzla obok maźnięcia.
  Zieloniutki liść obok kępki liści.
  Malowanie filiżanek odprężało mężczyznę i pozwalało mu się oderwać od otaczających go zmartwień i napływających wciąż modlitw. Większość z nich bóstwo ignorowało, gdyż nie uważał,  że są one warte jakiekolwiek jego ingerencji. Po prostu były zbyt błahe, zbyt wymuszone, a czasem nawet odnosił wrażenie, że niektóre modlitwy nie są kierowane do niego, tylko do innych bóstw, a on otrzymał je przez zwykły wypadek. Ale przecież to nie było możliwe. Prawda?
  Odłożył na moment pędzel na stolik, przy którym siedział i spojrzał na swoją dłoń. Zabarwiona na zielono kropla wody spływała mu po palcu, aż nie trafiła na szarawy materiał okalający jego dłoń. Brązowe oczy uważnie przyglądały się temu, jak kropelka wsiąka w bandaż i barwi niewielki jego skrawek na zielonkawy odcień. Powinien już zmienić te opatrunki, a może nawet zdjąć? Oparzenie sprzed kilku dni powinno już niby zejść, ale...
  Odwrócił spokojnie głowę w stroję okna i spojrzał poza nie, na błękitne niebo przykryte białymi puchowymi chmurkami. Niektóre modlitwy, które otrzymywało bóstwo były do siebie bardzo podobne, a jednocześnie tak samo głupie w jego mniemaniu.

----------

     Słońce grzało przyjemnie, chowając się co jakiś czas za niewielkimi obłoczkami. Jasne światło sprawiało, że cały świat wydawał się pełen życia, radości i optymizmu. Może dlatego chuda, wysoka postać leżąca w świeżej trawie odziana w długi płaszcz, patrząca w bezkresne niebo jednym, beznamiętnym okiem wydawała się wyjęta z zupełnie innego obrazka i wstawiona tu przez przypadek. Jednak postaci nie wydawało się to przeszkadzać, leżał spokojnie, mrugając co jakiś czas i wpatrując się w jeden bliżej nieokreślony punkt na nieboskłonie.
  Przez bardzo długi czas jedynym jego ruchem było mruganie, a i o tym czasem zapominał, więc poboczny obserwator mógłby go nawet uznać za martwego. I w zasadzie Bóstwo Cierpienia tak się czuło. Nawet radosne ćwierkanie ptaków czy przyjemnie grzejące słońce nie potrafiło wywołać u niego pozytywnych odczuć. Bo czy pozytywnym można nazwać poczucie pustki?

Boże, błagam... Mama już nie wytrzymuje tego cierpienia... To ją przerasta, nie potrafi już nawet tego ukryć. Pomóż jej, proszę...


  Blada powieka opadła w dół, odcinając dopływ światła do ciemnej tęczówki. Niewielka dziewczynka stała przed oknem ze złożonymi do modlitwy rączkami. Miała może... Z siedem, osiem lat? Nie więcej. Z jakiegoś powodu modlitwy tak młodych ludzi docierały do mężczyzny wyjątkowo mocno, jakby szeptały mu je bezpośrednio do ucha, czego nie odczuwał słuchając modlitw i próśb od dorosłych. Może dlatego nie potrafił im odmówić? Ze względu na ich siłę? Wiarę w niego? Takie dzieci były chyba jedynymi istotami, które w niego wierzyły.

Nie chcę by tak bardzo cierpiała. Ona na to nie zasługuje. Jest zbyt dobrą kobietą, żeby tak bardzo cierpieć...

  Szatyn widział ją dokładnie w myślach. Dziewczynkę i jej matkę, która po prostu zwijała się z bólu na swoim łóżku. Cierpienie fizyczne? Psychiczne? A może oba na raz? Nie zagłębiał się w to, gdyż nie widział po prostu potrzeby. Uważał, ze jedynie dzieci nie zasługują na cierpienie, bo nie miały okazji zawinić na tyle, by zasłużyć na ból. Za to dorośli... Każdy miał coś za uszami. Każdy ranił innych, więc dlaczego on nie miałby cierpieć?
  Ale prośby dziecka nie mógł od tak zignorować i nawet pomimo niewystarczającej ilości sił postanowił ją spełnić. Jednak nie zdążył się nawet poruszyć, gdy do jego uszu dotarła kolejna część modlitwy dziewczynki.

Boże, proszę... To z mojej winy ona tak cierpi, więc błagam, daj mi jej cierpienie, żeby ona nie musiała go już odczuwać.... 

  Kurushimi momentalnie otworzył oko, unosząc powiekę nieco wyżej niż normalnie. Wyobraźnia podsunęła mu obraz matki zwijającej się z bólu na łóżku i po chwili zastąpiła ciało dojrzałej kobiety, niewielkim należącym do małej dziewczynki.

----------

  Zupełnie nieznany mu głos rozszedł się po świątyni sprawił, że filiżanka wypadła spomiędzy palców mężczyzny. Spojrzał za nią i zobaczył jedynie jak spotyka się z podłogą i rozbija na trzy części. Już dawno przestał reagować na to w jakikolwiek sposób. Stało się i już, choć może powinien zająć się czymś mniej... kruchym? Szczególnie mając na uwadze jego niezdarność. Powinien potem to przemyśleć.
  Podniósł się powoli, odkładając uprzednio wszystkie rzeczy z kolan na stolik i starając się je ułożyć tak, by nic nie spadło.
  Kogo właściwie przywiało do niego? Przecież nikogo nie zapraszał, chociaż jakby sie dłużej nad tym zastanowić... Przy ostatniej wizycie Ojca chyba wspominał on coś o jakiejś wizycie kogoś, ale szczerze szatyn niewiele z tego pamiętał. Jego uwaga w tamtym czasie skupiła się na nowiutkich farbach, które ten dostał na prezent od stwórcy. A może jako łapówkę, żeby nie zwiał ze swojej świątyni? W końcu i takie rzeczy miały już miejsce...
  Syknął cicho, gdy ostra krawędzi jednej części filiżanki przecięła mu palce, ale niespecjalnie się tym przejął. Pozbierał je po prostu, by nie stanąć przypadkiem na nie bosą stopą i trzymając je wciąż w dłoniach poszedł wolnym krokiem do korytarza, z którego rozchodziło się wołanie.
  Stanął w progu drzwi i przyglądnął się uważnie postaci, która rozglądała się w poszukiwaniu właściciela budynku. Postać była... Naprawdę niewielka i kobieca. Pewnie, gdyby szatyn stanął obok gościa to ten sięgałby mu do ramienia albo nawet ciut niżej. Czarne włosy związane częściowo z tyłu głowy okalały jasną twarz, którą zdobiły przyciągające uwagę błękitne niczym niebo oczy.
 - Nie potrzebuję pomocy, więc twoja wizyta jest niepotrzebna. - Odezwał się cicho, beznamiętnym głosem, ściągając na siebie spojrzenie jasnych oczu. Ciarki go przeszły, gdy tylko spojrzenie gościa na nim wylądowało i odruchowo cofnął się o krok.
  Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, jakby każdy z nich myślał nad tym co powinien teraz zrobić.
  Krew Bóstwa Cierpienia spływała powoli po jego palcach i częściach filiżanki, które w nich trzymał skapując na podłogę.
  Kropla po kropli.

928 słów, elo!

czwartek, 2 maja 2019

Od Aurory CD Akiego "Obrońca wszechświata i jej bóg"

Kiedy nachylił się w moją stronę czas jakby zwolnił, a ja cudem powstrzymałam się od zaciśnięcia moich ust i rzucenia się do ucieczki. Druga szansa, powiada...? W sumie, to nie brzmiało aż tak źle, mimo wszystko. Po prostu będę ignorować tego gościa, albo uciekać na Ziemię, albo cokolwiek... bycie chowańcem jednak otwierało mi drogę do pewnych możliwości. Moje życie nie było szczęśliwe i gdy pomyślę, że tak miałaby się skończyć cała moja egzystencja, to nagle wydało mi się bardziej przerażające, niż pocałowanie tego wymoczka. Nie czekając więc ani chwili dłużej chwyciłam go za krawat i pociągnęłam do siebie, wpijając się w jego usta. W zasadzie nie wytłumaczył mi jaki to ma być rodzaj pocałunku: czy wystarczy po prostu tknąć się wargami, czy trzeba się porządnie zassać, aby ten cały kontrakt wypełnić.
- W sumie... jakby nie patrzeć... jestem duchem... - powiedziałam, gdy w końcu się od niego odkleiłam - w sumie trochę ci współczuję, nawet twój pierwszy pocałunek nie był z prawdziwą osobą... - zjechałam wzrokiem na jego rękę - ...pierwszy stosunek pewnie też już masz za sobą, bynajmniej nie z kobietą... - dostałam pstryczka w nos.
- Ty już nie fantazjuj tak o mnie, szczeniaku. - Aki spojrzał na mnie tym samym, znudzonym spojrzeniem co uprzednio - Powinnaś się bardziej zainteresować swoją głową i tyłkiem.
- Że co proszę? - uniosłam brew i spojrzałam na niego wrogo, a on zamiast mi odpowiedzieć sięgnął w kierunku moich włosów. Chciałam odskoczyć, jednak dłonie chłopaka zacisnęły się na czymś, czego nie powinno na mojej głowie być... psich uszach.
- To już teraz wiem, czemu jesteś taka wyszczekana. - uśmiechnął się z przekąsem - Jesteś inugami. Pół człowiek, pół pies. Idealne, dla kogoś takiego jak ty. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Poza tym pocałunek z tobą się nie liczy, psie. Nie jestem zoofilem. - zaczął maltretować moje uszy, a ja pisnęłam i złapałam go za nadgarstki.
- I-inugami? - spytałam zszokowana - Pół pies?
- Tak, wy chowańce po zawarciu kontraktu przybieracie, ekhm, trochę inną formę niż za życia. Nie wiem na czym to polega, ale z jakiegoś powodu miałem niemalże pewność, że ty masz w sobie coś z psa. - uniosłam brew, znudzona już tymi aluzjami.
- Wymyśl jakąś nową obelgę. - fuknęłam.
- Jestem pewien, że będzie ich wieeeele. - puścił moje uszy - Swoją drogą masz też ogon. - rzucił.
Zdębiałam i spojrzałam przez ramię na własny tyłek.
- Mam nadzieję, że na oglądaniu własnej dupy się skończy. - usłyszałam Akiego - Nie myśl nawet o obwąchiwaniu kogokolwiek, a zwłaszcza mnie... - spojrzałam na niego wilkiem.
- Nawet by mi to do głowy nie przyszło, ty chory... - bóg niespodziewanie złapał moją rękę i pociągnął ku sobie.
- No, skoro kontrakt mamy za sobą. - uśmiechnął się tajemniczo - To możemy wyruszać do domu!

>Aki?<

środa, 1 maja 2019

Od Akiego CD Aurory "Obrońca wszechświata i jej bóg"

Szczerze mówiąc nie rozumiałem czemu biały mop pociągał nosem, jakbym jej robił jakąś krzywdę. Poniekąd ją uratowałem, co nie? Nie powinna być wdzięczna? To nie tak, że każę jej wracać do życia albo będę ją wykorzystywał... no może trochę, ale i tak będzie mieć lepiej niż wcześniej.
 - Chodź - spojrzałem się na białowłosego mopa. - Użalanie się nad sobą niczego nie zmieni, no chyba że lubisz jak ciebie robaki jedzą w grobie, więc się pogódź z losem. Nawet jeśli jesteś kobietą to nie musisz się tak użalać nad swoim życiem.
 - A co? Mam się cieszyć i składać ci pokłony - zaśmiała się ironicznie. - Gdyby nie ty nie musiałabym się już tutaj męczyć. Byłabym kompletnie nieświadoma i z pewnością nie musiałabym się użerać z jakimiś męskimi szowinistami.
 - Brzmi całkiem dobrze moim zdaniem, te pokłony - zignorowałem jej ton. - A nie możesz tego potraktować jako drugą szansę? To nie tak że ciebie odsyłam do twojej rodziny albo zamierzam ciebie wykorzystywać seksualnie.
Jej twarz zrobiła się czerwona.
 - Ty... - Ewidentnie szykowała się do jakieś dłuższej wypowiedzi, ale zakryłem jej usta moją dłonią z szerokim uśmiechem.
 - Jak wcześniej mówiłem, mam wyższe standardy niż białowłose mopy - wzruszyłem obojętnie ramionami. Brakuje ci je... - nagła fala bólu sprawiła, że urwałem moją wypowiedź. - Czy ty mnie właśnie...
Kąciki ust białowłosej uniosły się. Wyraźnie była usatysfakcjonowana tym obrotem akcji. Taa...
 - Problem? - Nie okazywała nawet odrobiny skruchy.
 - Wiesz, że ugryzłaś właśnie boga? - byłem zdumiony jej brakiem strachu. Czy ona liczyła na to, że jak mnie wkurzy to poślę ją do grobu.
 - Niby tak, ale czuję że będę musiała umyć zęby - skrzywiła się. - Jesteś pewien, że jesteś bogiem? Mam gorszy odruch wymiotny niż po zjedzeniu spleśniałego sera.
 - Jeśli myślisz, że tak uciekniesz to się mylisz - westchnąłem. - Czemu kobiety zawsze muszą wszystko komplikować.
 - Czemu mężczyźni nie potrafią myśleć, jak im się nie poda prostego rozwiązania - odszczeknęła.
 - Jak na razie moja droga to ty tutaj wszystko komplikujesz - wytknąłem jej dosyć oczywisty fakt. - A proste rozwiązanie to ja ci już podałem, tylko nie chcesz go zaakceptować co było dosyć zadziwiające biorąc pod uwagę jak hojną mam dla ciebie propozycję. No, ale zawsze mrówki, lokalne pająki czy gdzie by ciebie tam na brzeg nie wyrzuciło się zadowolą takim obrotem akcji.
Spojrzała na mnie podejrzliwym, nieco przerażonym spojrzeniem. Najwyraźniej wspomnienie o pająkach zadziałało, bo aż zacisnęła nadgarstki, jak padła nazwa tego insekta.
 - Dobra, zgadzam się - mruknęła ponuro, jakby próbowała pogodzić się z losem przed jakąś egzekucją. - Zostanę twoim chowańcem - to jej "twoim" brzmiało jakby próbowała wypluć to słowo.
Widocznie będę musiał jeszcze popracować nad jej postawą nim stanie się wzorowym niewol... sprząta... chowańcem.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, na widok którego białowłosy mop się odruchowo odsunął.
 - Nie słyszałem - odpowiedziałem perfidnie. - Powiedz to głośniej.
Tym razem nie byłem w stanie zrozumieć jej bełkotania przez zaciśnięte zęby.
 - No, już już - pogłaskałem ją po głowie. - I nim mi tu wysnujesz kolejne teorie na temat molestowania spójrz na to tak, możemy to załatwić szybko i zapomnieć o sprawie albo będziesz się bronić i tylko przedłużysz swoje cierpienie.
 - Mówiłeś, że jesteś bogiem zemsty, tak? - zapytała.
 - Ano, mówiłem - odparłem.
 - Potrzebuję się na kimś zemścić - spojrzała mi śmiertelnie poważnie w oczy. - Jest taki ciemnowłosy idiota z mopem na głowie z przerośniętym ego i syndromem gimnazjalisty, który pewnie całuje jak glonojad. Przez niego stracę mój pierwszy pocałunek, a to ważne wydarzenie w życiu kobiety.
Chciałem wytknąć fakt, że jej życie się zakończyło zanim z kimkolwiek się pocałowała i technicznie to było już po śmierci, ale sobie już darowałem ten fakt. Jeszcze zdążę to zrobić.
Spojrzałem na dziewczynę raz jeszcze. W sumie wciąż nie wiedziałem do końca czemu to robiłem, no ale było już trochę za późno, aby zmienić zdanie. Poza tym dręczenie tej istotki może być dosyć ciekawą odmianą od powtarzającego się schematu nudnych dni. Zwłaszcza ten widok jej twarzy, jakby miała zaraz popełnić samobójstwo był 10/10.
 - No już, nie krzyw się tak - pstryknąłem ją w nos, a wtedy ona zaskoczona otworzyła oczy. Wykorzystałem ten moment, aby ją pocałować i tym samym przypieczętować fakt.
Oczywiście nie zamierzałem jej mówić, że to był również mój pierwszy pocałunek.
<Auroś twoja kolej>

Od Aurory CD Akiego "Obrońca wszechświata i jej bóg"

- Zgadzam się, zostanę twoim chowańcem. - powiedziałam po dłuższym wahaniu. Nie miałam pewności co tak właściwie się dzieje, czy śnię czy naprawdę umarłam, kim był ten podejrzanie wyglądający typ z włosami wyglądającymi jak poczerniały mop, ani czym właściwie był ten kontrakt, o którym mówił. Jednak jeśli naprawdę umarłam, a to była moja jedyna nadzieja by pozostać na Ziemi, to...
- To pozwolisz, że przypieczętuję kontrakt – uśmiechnął się dziwnie – Ale nie będę ci mówić, jak się to robi, tylko pokażę. - poczułam się dziwnie zagrożona, lecz zanim zdążyłam zadać pytania, ten cholerny zboczeniec złapał mnie za ramiona, przyciągnął i pocałował. 
- Co ty wyp... - odskoczyłam wstrząśnięta i uderzyłam na ślepo ręką, chcąc odgonić natręta, ten jednak tylko złapał mnie za nadgarstek i zmierzył chłodnym spojrzeniem.
- To przypieczętowanie kontraktu. Gdybyś grzecznie mogła się nie trzepać, to jużbyśmy to mieli za sobą, a tak? To jak z zastrzykiem: rachu ciachu i po sprawie... - spojrzał na mnie karcąco - ...więc...
- Mogłeś jednak uprzedzić. - wzdrygnęłam się - To trochę komplikuje sprawę.
- To tylko głupi pocałunek. W dodatku nawet nie cielesny. Chciałbym ci przypomnieć, że jesteś martwa i zawieszona pomiędzy światem żywych a wielką otchłanią, z której, w swej łaskawości, cię wygrzebałem. Trzymacie swojej gęby otwartej przez moment i nie wydobywanie z niej piskliwych i irytujących dźwięków, to tak dużo w zamian za to?
- Technicznie całowanie dziewczyn z zaskoczenia może być widziane jako molestowanie seksualne. - zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego wilkiem - Jako młody dżentelmen, jednak powinieneś wciąż spytać o pozwolenie. - mój rozmówca prychnął tylko z przekąsem. 
- Molestowanie. - żachnął się -  A kto niby tutaj chce molestować mopa. Słuchaj, ja tylko uprzejmie wydobyłem cię z grobu i staram się przypieczętować głupi kontrakt, to nie ja ustaliłem, że kontrahenci powinni się ze sobą migdalić, okej? - po tym zapadła krótka cisza, podczas której wiele emocji, których nie potrafię ubrać w jednoznaczne słowa, wszystkie jednak związane z głębokim wstrętem do zaistniałej sytuacji, przetaczały się przez mój zdezorientowany umysł. 
- Okej, dobrze, powoli. - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na mojego "wybawcę" - W zasadzie mam parę pytań odnośnie tego całego kontraktu. Mam służyć bóstwu, tak?
- No. - skrzyżował ręce na piersi, zniecierpliwiony.
- Czego dokładnie bóstwem jesteś? - z niewiadomych mi przyczyn mój rozmówca skrzywił się i uciekł gdzieś wzrokiem, wyraźnie niezadowolony z owego pytania. Lub... ogólnie pytań, jako takich. - I jak ci na imię. 
- Okej, może na sam początek: w sumie to myślę, że nie powinniśmy się tak bardzo spoufalać: w końcu ja jestem twoim panem, a ty moim chowańcem, więc możesz mi na przykład mówić "o panie", albo "o najwyższy", albo...
- Jeszcze nie jestem twoim chowańcem. - wycelowałam w niego palcem wskazującym - I zanim mi zaczniesz grozić, że wrócę do tej całej "otchłani śmierci", czy coś, musisz wiedzieć, że w sumie chciałam tam zawitać od dłuższej chwili, więc jeśli chcesz już osobistego niewolnika, bo zgaduję, że do tego dupek taki jak ty może dążyć, to chociaż udawaj, że nie jesteś aż takim wrzodem... i ładnie się przedstaw. - poczułam jak przez moje ciało przenika jakby sto lodowatych spojrzeń na raz, gdy chłopak zamrugał w moim kierunku, bez żadnej konkretnej emocji na swojej twarzy. 
- Chyba popełniłem błąd. - wymruczał do siebie - Trzeba było zbijać bąki w pokoju, a nie, gosposi mi się zachciało... kobiety to same problemy...
- Patrząc na ciebie, to wydaje mi się, że masz wiele problemów - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam z przekąsem - ...i żadnym z nich bynajmniej nie jest kobieta. - stał nieruchomo i mordował mnie spojrzeniem, ale przyrzekłabym, że w chwili, gdy to usłyszał, nadął się jeszcze bardziej niż uprzednio. - Więc spokojnie, mam wrażenie, że byłabym małym punkcikiem na końcu baaaaardzo długiej listy.
- Dobrze! - warknął i przeczesał włosy palcami - Skoro tak bardzo nalegasz, głupia dziewucho, aby poznać moją niezwykłą tożsamość, to musisz wiedzieć, iż... - spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się z niemałą satysfakcją  - ...jestem Aki, bóg zemsty. 
Przyznać muszę, że tego kompletnie się nie spodziewałam. Imię Akiego było mi doskonale znane i to wcale mnie nie pocieszało. Oznaczało to bowiem, że właśnie do jego świątyni wędrowałam niemalże codziennie...
- To do mojej kapliczki  pielgrzymowałaś z takim oddaniem  niemalże codziennie... - uśmiechał się dalej, patrząc z zadowoleniem jak wszystkie kolory odpływają z mojej twarzy, by potem powrócić jako krwawy rumieniec - ...jak jakaś cholerna psychofanka. To ja powinienem cię obwiniać o nękanie! I w dodatku nigdy nic nie wrzuciłaś do tej misy! Jesteś najbardziej bezużytecznym wiernym jakiego miałem. No ale, oto jestem! - rozłożył ręce, prezentując mi się z  wyrazem uwielbienia dla samego siebie - Najcudowniejszy bóg ze wszystkich, istota niemalże...
- Zostaw mnie. - burknęłam cicho, a Aki umilknął i spojrzał na mnie pytająco.
- He? - nachylił się do mnie - Co?
- Powiedziałam, zostaw mnie. - spojrzałam na niego wrogo - Wyciągnąłeś akurat mnie z objęć śmierci, tylko dlatego, że chciałeś się ze mnie ponabijać z racji mojego życia, prawda? Widziałeś jak przychodzę codziennie do twojej kapliczki i pomyślałeś "teraz, kiedy jest już martwa, mogę ją męczyć dalej, osobiście i w ten sposób zrekompensować ten ubytek w moich spodniach, ponieważ jestem skończonym dupkiem!" - spojrzałam na niego ze złością, ale w kącikach moich oczu zakręciły się łezki - Dlatego chciałeś wykorzystać moje zdezorientowanie do szybkiego zawarcia ze mną kontraktu i skazać mnie tym samym na docinki z twojej strony przez całą wieczność, podczas której w dodatku musiałabym ci służyć. Wiesz co, chyba już wolę tę śmierć, w zasadzie żadna krzywda mi się tam nie działa... - pociągnęłam nosem i zaczęłam wycierać twarz z łez.

>Aki?<

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Od Asami cd Hibikiego "Dzienniki życia ziemskiego"

<poprzednie opowiadanie>

Nadzieja? Hibiki był moją jedyną nadzieją w tym okropnym świecie. Spojrzałam na zwłoki uśmiechniętego Kishimury, a moje serce... Ono połamało się na pół. Czułam się jak matka, jaka właśnie straciła swoje kochane dziecko... I w sumie nią byłam. Straciłam moje dziecko. Najcudowniejsze na ziemi i chyba jedyne jakie kiedykolwiek będę miała. Spojrzałam w oczy mojemu chowańcowi, splatając z nim palce, a potem wtuliłam się w tors mężczyzny.
- Hibiki... Pochowajmy go, a potem wróćmy do domu... Już mam dość... - powiedziałam, czując jak wszystko we mnie bulgocze, ale nie z radości jak zawsze, tylko ze smutku i żalu.
Uniosłam głowę, patrząc chłopakowi w oczy. Stanęłam na palcach i pocałowałam delikatnie policzek chłopaka, najważniejszej osoby, jaka pozostała na tym świecie dla mnie. I nie chciałam go nigdy stracić. Splotłam z nim palce u dłoni, wtulając się w tors mężczyzny.
- Nie zostawiaj mnie, nigdy... H-Hibiki... Obiecaj... B-Boję się.. - szepnęła.
Ciemnowłosy mocno mnie objął, mówiąc mi do ucha słowa pociechy. Ciągle, bez końca, obejmował mnie bardzo mocno, czułam w jego dłoniach całkowitą, pełnię i namiętność. Coś jednak w jego ciele było... Niepewne. Bał się, chyba się bał, po prostu się bał. Spojrzałam mu znowu w oczy, gładząc jego policzek.
- Nie bój się, Hibiki. Teraz mamy siebie, proszę, bądźmy razem i nigdy już mnie nie opuszczaj. Nie wiem co do mnie czujesz, ale... Ja... - szepnęłam, po czym pocałowałam go w usta. - Ja czuję do ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń. - dodała, patrząc mu w oczy.
Ciągle na mnie patrzył, przerażony, jakby chciał odejść, bo się boi. Nie dałam mu jednak się odsunąć, wiedziałam, że chcę, aby nie bał się mnie dotykać. Bo ja on to... Coś więcej. Już nie jest między nami relacja bóg i broń. Teraz już jesteśmy razem... Na zawsze.
- Jestem tu - z pomiędzy jego ust wydobył się zduszony od nadmiaru emocji głos. - Jak pewna jesteś gwiazd na niebie, tak pewna bądź że kocham ciebie.
Słysząc te słowa, moje serce zabiło głośniej, mocniej. I tylko dla niego. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym złapałam za policzki Hibikiego, całując go namiętnie w usta, teraz już pewniejsza tego, co czuję i co on czuje. Chciałam, abyśmy byli szczęśliwi...
- Hibiki... Kocham cię, słyszysz...? Hibiki... Na zawsze, rozumiesz? - szepnęłam, stykając z nim swoje czoło.
Już nikt mi go nie odbierze... Nie pozwolę...

<Hibikiś?>
Ilość słów: 375

Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"


Słowa wypowiadane przez oszalałą w tej chwili z rozpaczy Asami rozrywały moje i tak już poszatkowane serce. To w nawet najmniejszym stopniu nie była jej wina. Nie bogini. Nie mojego prywatnego anioła o błękitnych jak sklepienie niebieskie oczach. Nie mojego prywatnego słonecznego promienia, o włosach tak złocistych jak dojrzałe zboże tuż przed zbiorem. To nie była wina mojej róży o malinowych ustach, drżących w tej chwili z rozpaczy. To nie była wina Asami. Nie mojej miłości. To JA ściągnąłem na nich to nieszczęście. To moja niekompetencja doprowadziła do choroby bogini i jej wyczerpaniu. To moja przeszłość,podobna do wielkiej kałamarnicy, o mackach czarnych jak najciemniejsza noc, znów sięgała by pochwycić to co dla mnie najważniejsza i zadusić, nim zakwitnie jak najpiękniejszy kwiat. Nienawidziłem tej przeszłości. Chodź przypomniałem sobie ją całą zaledwie parę godzin wcześniej. Nienawidziłem jej z całego swojego roztrzaskanego jak szklanka na podłodze, serca. Po moich policzkach toczyły się kolejne łzy, rzeźbiąc wyraźne ścieżki na twarzy umorusanej krwią. Byłem Nieczysty. Nieczysty w pełnym tego słowa znaczeniu. Na duszy i ciele. Brudny od przeszłości i teraźniejszości.
Prędko jednak odrzuciłem te myśli. Muszę zadbać o bezpieczeństwo Asami. To jest mój cel. Moje powołanie. Moja droga. Położyłem wymęczona dłoń na ramieniu bogini, by po chwili przyciągnąć jej drobne, drżące z wyczerpania ciałko i zamknąć je w szczelnym uścisku, swoich ociekających krwią ramion. Musiało wyglądać to z boku nieco dziwnie. Anioł i diabeł. Dobro i zło. Światło i ciemność. Nie obchodził mnie to jednak. Pragnąłem jedynie chodź w najmniejszym stopniu ukoić rozrywający ból, który czuła moja jedyna miłość.
Blond włosa wybuchła tylko głośniejszym szlochem i wtulając się w moja klatkę piersiową, moczyła koszulkę łzami.
- Asami-san. Musimy iść. - wyszeptałem do jej ucha, gdy trochę się uspokoiła. Niebieskooką wstrząsnął kolejny spazm płaczu - Asami-sama. Musimy iść
Powtórzyłem, samemu będąc blisko kolejnemu wybuchu rzewnych łez. Tyle starań na nic. Krótko znałem Kishi-chana ale pokochałam go jak własnego syna. całym sercem. Całym sobą. Bezwarunkowo i na zawsze
Wtem do mojego ociężałego umysłu, wpadła zabłąkana myśl, która już miała ulecieć by prawdopodobnie więcej się nie pojawić. jednak jak często sie to dzieje, chwyciłem ją kurczowo trzymając jej skrawek, jak tonący samotnej deski. Poderwałem głowę do góry. Nagły napływ adrenaliny, który otoczył moje ciało, pozwolił bym wstał mimo bólu i podciągnął Asami do pionu.
- Jest jeszcze nadzieja - wyszeptałem wprost do ucha bogini, drżącym ze zdenerwowania szeptem.

<Asamiś? Najszybciej jak mogłam :) >

391 słów

Od Nexaron'a CD. Yuu - "Ciekawość, pierwszy stopień do..."


   Na jego słowa oczy dziewczyny, prawie że rozbłysły jakimś blaskiem. Normalnie byłoby to niemożliwe, ale przecież nie wiedział jakie talenty posiadał Yuu. Nie mógł mieć pewności czy mu się przywidziało, czy jednak coś było na rzeczy. Nie zmieniało to jednak faktu, iż w jego odczuciu nie było to nic dobrego.
   - Nex-sanie, na czym ma polegać owa służba? - zapytała, jakby chcąc tylko utwierdzić go w swym przekonaniu i patrząc niemalże błagalnym spojrzeniem. Były takie chwile, gdy wilk zastanawiał się, czy podczas ich nowych narodzin nie robiono im prania mózgu, a jemu z jakiegoś powodu zapomniano go zrobić, ale hej... Nie będzie nikogo na siłę przekonywał do swoich poglądów. Już zaczynał zbierać myśli i układać je w zdania, gdy poruszywszy uchem, dosłyszał rozmowę kogoś na placu przed nim. To, co zwróciło jego uwagę to informacja, że zaraz wybije północ i zacznie się pokaz fajerwerków. Tyle chyba na odpowiedź Yuu mogła jeszcze poczekać, prawda?
   - Zaraz ci opowiem - powiedział z uśmiechem i powoli wstał - Tymczasem wstań i popatrz w niebo - nie chcąc, aby dach świątyni zasłonił im widok, uznał, że dobrym pomysłem będzie się trochę od niego odsunąć. Mógłby niby też po prostu wskoczyć na dach budynku, ale nie wiedział, jak na to zareaguje jego towarzyszka, a bez tego i tak będzie miała dużo do przetrawienia.
  Wilk nie wiedział, ile dokładnie czasu minęło, minuta, dwie, czy pięść, bo nie miał zegarka, ale goście na placu świątynnym zaczęli w końcu odliczanie. Schodząc do dołu od 10 każda kolejna cyfra, była coraz głośniejsza i radośniejsza, aby na koniec, zamiast zera zacząć sobie życzyć szczęśliwego nowego roku. Mniej więcej w tym właśnie momencie na niebie pojawiły się pierwsze iskrzące smugi pozostawiane przez fajerwerki, aby następnie przekształcić się w wielkich eksplozjach w tęczowe kwiaty na ciemnym zimowym niebie. Nie był w stanie utrzymać się tam jednak na długo i po krótkiej chwili znikały w mroku. Na szczęście na ich miejsce pięły się już po niebie kolejne i tak bez końca, a przynajmniej się tak mogłoby wydawać. Pokaz trwał przez kilkanaście minut, lecz nikt kto mógł, nie mierzył czasu. Każdy wolał cieszyć się widokiem wspomnianego pokazu i Nex nie był tutaj wyjątkiem. Sam nie miał pojęcia, jak fajerwerki działały, ale miał pewien pomysł...
   - A który podobał się najbardziej Nex-sanowi? - a w ten oto sposób Yuu zgłosiła się na ochotnika do jego eksperymentu.
  - Najlepsze dopiero się pojawią, ale będę potrzebował do tego twojej pomocy. - Nexaron nawet nie próbował ukryć swojego chytrego uśmiechu, gdy podsunął dziewczynie przed nos swą dłoń z wyciągniętym do góry wskazującym palcem. To dziwne zachowanie zakończyła jeszcze dziwniejszą prośbą - Dmuchnij - więc naturalnie Yuu potrzebowała przynajmniej kilku chwil, aby przetrawić, co się właściwie stało i co zrobić. Zaskoczenie jednak szybko opuściło jej twarzyczkę i zastąpił ją uśmiech. Czyżby oznaczało to, że wilk zasłużył sobie, chociaż na odrobinę zaufania z jej strony? Ciężko powiedzieć, ale już po chwili zaczęła delikatnie dmuchać.
   Wówczas na niebie pojawił się nowy fajerwerk, a przynajmniej coś, co próbowało za niego uchodzić. W przeciwieństwie do poprzednich nie była to pojedyncza smuga jasnych światełek, która ze świstem piła się ku niebu, aby następnie wybuchnąć z hukiem. Zamiast tego po niebie zaczął się wić ku przestworzom gruby snop ognia. Ciężko było określić, jak naprawdę duży mógł on być, ale wszyscy ludzie na placu mogli go dostrzec bez problemu, a jednocześnie nie czuli bijącego od niego żaru, co sugerowałoby, że wcale mały on nie był i nie był blisko. Wszyscy, no może poza Nex'em wpatrywali się w zjawisko wpierw z lekkim przerażeniem, a następnie zafascynowaniem gdy "fajerwerk" co chwila zmieniał swoją postać, tworząc kolejne fantazyjne kształty i choć nie trwało to jakoś niezwykle długo. Góra kilka sekund... To było to bez wątpienia coś, czego żaden fajerwerk nie byłby w stanie powtórzyć.
   - To przebija wszystkie fajerwerki - wyrwało się z ust dziewczyny, gdy pokaz się skończył, a wilk nie kryjąc dumy z samego siebie, przytaknął kiwnięciem głowy, po chwili wracając na miejsce, gdzie wcześniej siedzieli przy świątyni.
   - Wracając do twojego pytania... Zanim powiem ci o "służbie" pozwól, że wytłumaczę ci, kim są bogowie - wilk czuł lekką rezygnację widząc jak wcześniej zareagowała na jego słowa Yuu, ale nie zamierzał jej na siłę przekonywać do swoich poglądów. Jednocześnie nie zamierzał jej niczego słodzić i karmić ją propagandą dla idiotów jak to próbowano zrobić z nim, gdy się odrodził.
   - To, co chyba jest najważniejsze to fakt, że nie mają oni nic wspólnego z wielkimi religiami ludzi. Nie spotkasz Jezusa, Buddy, czy Odyna. Zamiast tego są oni dosłownie - temu słowu nadał bardzo mocny wydźwięk, aby je podkreślić - Ucieleśnieniem ludzkich zachcianek. Spotkasz, a więc bogów takich rzeczy jak sny, namiętność, sztuka, nadzieja, miłość, ale... Ludzie nie są wcale tacy piękni, więc również spotkasz bogów cierpienia, zemsty, wojny, bólu i tak dalej. Jest ich tylu, że nie miałem okazji jeszcze ich wszystkich spotkać, a ciągle pojawiają się również nowi. Jeśli miałbym zgadywać, to obecnie najpotężniejsi bogowie reprezentują pieniądze, seks, sukces i władzę lub coś w tym stylu. Co to jednak znaczy, że bóg jest ucieleśnieniem... na przykład "pieniędzy"? - wilk wiedział, że ponieważ poruszyli temat rzekę, to będzie musiał się teraz trochę nagadać, ale nie chciał też zasypać Yuu za dużą ilością informacji. Wykorzystał więc ten moment, aby zmusić ją do "przetrawienia" tego, co już powiedział i zmuszenia do włączenia myślenia. Nie liczył na jakąś rewelacyjną odpowiedź, a jedynie kilka chwil zastanowienia, po czym kontynuował.
   - To oznacza, że gdy ludzie "modlą" się o pieniądze to czynią to do boga pieniędzy. Co to jednak dla niego znaczy i dlaczego powinien się tym przejmować? Im więcej bóstwo posiada wyznawców, tym większy jego prestiż i "moc". Tutaj chciałbym jednak podkreślić, że część bóstw nie różni się od ludzi poza tym, że słyszy ich modlitwy. Wracając jednak do głównego wątku... Bóstwa chcąc zyskiwać nowych wyznawców, będą czasami spełniały ich modlitwy, a czasami każą zrobić to swym chowańcom. To jest więc jedno z zadań chowańców, jeśli zdecydują się na służbę u któregoś z bogów. Spełnianie życzeń wyznawców... Przy czym nie dostajesz w tym celu żadnej dodatkowej pomocy, więc spełnienie niektórych będzie banalnie proste, a innych zupełnie niemożliwe. - Dla Nex'a ten system był bardzo prosty, ale z tego właśnie powodu ciężko przychodziło mu nazywanie bogów bogami, bo w istocie byli oni po prostu osobami, które słyszą głosy. W większości nie posiadały żadnych talentów, które pozwalały im na spełnienie życzeń swoich wyznawców, a samo ich spełnianie miało służyć tylko budowaniu ich prestiżu, a nie czemuś praktycznemu, ale było to coś, czego Nex nie zamierzał powiedzieć na głos, aby nie być jak bogowie.
   - Więc dla przykładu, jeśli artysta pomodli się o natchnienie, to może się okazać, że będziesz musiała komuś pozować. Jeśli ktoś pomodli się do boga zemsty, to może się to skończyć tym, że będziesz musiała kogoś zabić... A i nikt nie powie wówczas, że to było coś złego, "więc nie masz czym się martwić" - to było coś bardzo istotnego, co niestety często umykało w pierwszej chwili nowym chowańcom, gdy szukali bogów dla siebie. To jakiemu bogowi będziesz służyć, będzie miało wielkie znaczenie dla tego co będziesz robić w przyszłości.
   - Przechodząc dalej... Czemu jednak bogowie potrzebują pomocy chowańców? Pomijając już nawet fakt, o którym wspomniałem, że część z nich nie posiada żadnych talentów odróżniających ich od ludzi, to na ziemi można spotkać istoty, które polują na bogów. Nazywane są one akumami lub demonami i są to stwory żywiące się cierpieniem i nieszczęściem ludzi. Mogą one też nakłaniać ludzi do robienia rzeczy, które sprawią im ból. Nie będę ci teraz opowiadał o nich za dużo. Chcę, tylko abyś wiedziała, że często chowańcy spełniają modlitwy ludzi, aby bogowie nie musieli się narażać. W praktyce oznacza to, że może będziesz musiała z nimi walczyć na śmierć i życie, choć... To znowu zależy od boga, któremu służysz. Na przykład im więcej osób cierpi przez wojny, czy jakiekolwiek innego powodu tym silniejsze stają się wspomniane bóstwa. One mogą więc kazać ci unikać zabijania demonów, ponieważ dzięki nim zyskują wyznawców - takie postawienie sprawy sprawiało, że wilkowi tym ciężej było dostrzec różnice między demonami a bogami. I jedni i drudzy robili, co było dla nich wygodne, gdy było to dla nich wygodne.
   - Kolejne zadanie, a raczej grupa zadań, jakie możesz otrzymać to wszystko, co jest związane z zachciankami twojego boga. Na przykład sprzątnie jego świątyni, gotowanie, pranie, robienie zakupów, masaż i wiele, wiele innych rzeczy. Na sam koniec zostawiłem jeszcze jedną bardzo ważną informację. Taką... Wisienkę na torcie. Aby rozpocząć służbę u boga musisz zawrzeć z nim kontrakt. Pominę to, jak sam proces przebiega i skupię na jego praktycznym celu. Ma on zagwarantować bóstwu, że nigdy go nie zdradzisz i będziesz mu posłuszna. Może nie brzmi to tak strasznie, ale w praktyce oznacza, że bóstwo ma możliwość, aby kazać ci zrobić wszystko bez względu na to, jak bardzo byś nie chciała, a ty nie będziesz mogła odmówić. Nie wiem co prawda, jak często ma to w praktyce miejsce, ale jest coś takiego...

<Yuu?>

1464 słowa