piątek, 24 maja 2019

Od Kohaku CD Desideriusa "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Gdy tylko dostałam “zezwolenie”, niemalże natychmiast ruszyłam na podbój bibliotecznych regałów. Można powiedzieć, że zaliczyłam chyba każdy dział. Naukowy, historyczny, biografie… Jednak to fantastyka mnie przyciągnęła do siebie najbardziej. Moim oczom od razu rzuciło się kilka tytułów w ładnych okładkach. Kto by pomyślał, że skończę siedząc pośród sterty książek. Zabrałam się za kartkowanie jednej, potem następnej i kolejnej. Każda z nich miała w sobie coś interesującego, przy niektórych nawet się zatrzymywałam, żeby przeczytać chociaż kawałek. Jedna, o elfach, magicznych istotach i innym wymiarze zawierała piękne ilustracje. Nawet nie usłyszałam kroków, które się do mnie zbliżyły.
- Znalazłaś coś ciekawego? - do moich uszu dobiegło krótkie, ciche pytanie.
- Tak! Ta książka jest naprawdę świetna - odpowiedziałam z entuzjazmem, nadal szepcząc. - Bardzo nam się spieszy?
- Chyba nie… - odparł złotowłosy nie do końca pewny, niczego jeszcze się nie spodziewając.
- A więc, jeśli mamy chwilę… - odsunęłam się nieco, robiąc miejsce i poklepałam kawałek kawałek podłogi obok, pośród wielu książek. - Może bóstwu nie przystoi siadać na podłodze, ale obrazki w tej książce są naprawdę warte zobaczenia - zaśmiałam się cicho.
Uśmiechnął się tylko delikatnie i z cichym westchnięciem przyłączył się do oglądania książki. Oczywiście nie mogłam powstrzymać się od krótkiego streszczenia całej fabuły. Po dziesięciu, może piętnastu minutach była już najwyższa pora, aby się zbierać. Szybko odłożyłam wszystkie książki na miejsca i odrobinę smutna opuściłam bibliotekę w towarzystwie Desideriusa. Jednak wiedziałam, że na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę. Najpierw skierowaliśmy się na przystanek, a potem wsiedliśmy w jakiś autobus, chociaż Desiderius zapewne wiedział, gdzie jedziemy. Ta krótka podróż, podczas której wgapiałam się w okno i obserwowałam wszystko, co mijamy, minęła wyjątkowo w ciszy. Zdawał się być zmęczony, a poznać można to było po jego wyrazie twarzy. Fakt, zdarzyło mi się kilka razy na niego zerknąć. Jednak nie ma się czemu dziwić, jako bóstwo ma naprawdę mnóstwo obowiązków. Gdy wysiedliśmy, udaliśmy się na jakieś osiedle. Podczas gdy on poszedł zająć się ostatnim wiernym, ja siedziałam na chodniku przed budynkiem i czekałam. Po paru minutach przybłąkał się do mnie jakiś czarny kot. Patrzył na mnie wzrokiem, jakby zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, a ludzie żyją w jakiejś niewiedzy, ale nie miał złych zamiarów. Podszedł i zaczął się łasić, a ja nie mogłam się powstrzymać, aby go nie pogłaskać. Nawet wpakował mi się na kolana. Okolica była spokojna i powoli nastawał wieczór. W oddali słychać było tylko dźwięki samochodów oraz dzieci. Wzięłam głęboki oddech. Był to całkiem ciekawie spędzony dzień w świecie ludzi. Kilka minut później zjawił się złotowłosy. Tym razem, nawet jeśli bardzo się starał, nie mógł już ukryć zmęczenia. Uśmiechnęłam się ciepło, ostrożnie zdejmując kociaka z kolan i wstając z ziemi. Zanim każdy ruszył w swoją stronę, zdążyłam go pogłaskać po głowie. Potem skierowałam się już do Desideriusa i ruszliśmy w stronę najbliższego portalu.
- Rany, praca bóstwa jest naprawdę męcząca - stwierdziłam, kiedy wracaliśmy do naszego świata. - Cóż, ja już chyba będę się zbierać. Mam nadzieję, że porządnie dzisiaj odpoczniesz i szybko się spotkamy - położyłam na chwilę dłoń na jego ramieniu. - Do zobaczenia - dodałam, unosząc lewy kącik ust.
Mimo, że nic aż takiego tego dnia nie zrobiłam, ale samo poznawanie dla mnie tylu nowych miejsc sprawiło, że stawałam się senna. Jedyne, o czym wtedy myślałam, to wygodne łóżko.

<Desiderius?>

Liczba słów: 528

niedziela, 19 maja 2019

Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Pytanie dziewczyny go zdziwiło. Nigdy nie zastanawiał się nad prośbami pod tym względem. Po prostu ich słuchał i starał się spełnić, w miarę możliwości i bez zależności, jak ono może być „dziwne”. W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Zazwyczaj proszą mnie o siłę psychiczną, gdy zdarzy się coś złego, więc nie wiem, czy któreś można porównać do dziwnych – odpowiedział dość obojętnym głosem. Zawsze popadał w dziwny nastrój, pomiędzy smutkiem, a obojętnością, gdy osobiście wybierał się pomagać ludziom. Widział już tyle bólu, zła jakie oni sami na siebie zrzucają, niekiedy sobie nawzajem, że Desiderius przyzwyczaił się do okropnych rzeczy i przerażających myśli, ale nigdy nie mógł się wyzbyć tego współczucia i nadziei, że przyszłość będzie lepsza. W rzeczywistości wydaje mu się, że jest ona coraz gorsza, ale stara się nie myśleć nad tym.
- No tak – usłyszał cichy głos dziewczyny, która wpatrzyła się w drzwi biblioteki. Otworzyłem je i wpuściłem nekomatę.
- Ale wiesz co? Kiedyś ktoś mnie prosił o cierpliwość, bo jego kot załatwiał mu się na dywanie – powiedział po chwili ciszy. Dziewczyna słysząc to wybuchnęła cicho śmiechem, zważając na miejsce, w jakim się znajdowali. Chłopak delikatnie się uśmiechnął i zauważył, jak Kohaku błyszczą oczy, gdy patrzyła na zbiór książek. - Lubisz książki? - zapytał ją lekko szturchając w ramię.
- Bardzo – przytaknęła z szerokim uśmiechem.
- Skorzystaj z okazji – stwierdziłem. - Jak skończę, znajdę cię – po tych słowach skierował się do swojego celu. Przeszedł między regałami wypełnionymi literaturą i stanął przed najbardziej zakurzonymi książkami, jakie tutaj były. Znajdował się w najrzadziej odwiedzanym kącie biblioteki. Było to idealne miejsce dla kogoś, kto chciał pobyć sam w ciszy. Kucnąłem obok młodej dziewczyny, która siedziała na ziemi ze słuchawkami w uszach, a policzki miała mokre od łez. Bóg delikatnie pociągnął za czarny kabelek, odłączając ją od muzyki. Wtedy spojrzała na niego czerwonymi od łez, ale wściekłymi oczami. Mimo to nic nie powiedziała.
- Na prawdę chcesz uciec? - zapytał cichym głosem. Ona w odpowiedzi skinęła głową. - Nie obwiniaj się. To nie twoja wina, że rodzice się rozchodzą. Myślisz, że ucieczka pomoże? – siedział przy niej parę minut, ona go słuchała i się nie poruszała, jednak wiedział, że go słuchała. Taka była jego moc, nawet, jeśli nie chcesz, nie możesz, będziesz go słyszeć (bądź nawet głuchy, i tak usłyszysz jego głos). Kiedy skończył, dziewczyna była nad wyraz spokojna. Oparła głowę o książki, schowała słuchawki i przetarła zmęczone oczy. Powoli wstała i skierowała się do wyjścia, mrucząc pod nosem krótkie „muszę wracać”. Gdy zniknęła ona Cyferce z oczu, ten także powoli wstał, rozciągnął się i stwierdził, że została mu ostatnia osoba, znajdująca się na drugim końcu miasta. Może lepiej pojechać autobusem?
Zaczął przechodzić między regałami w poszukiwaniu towarzyszki, która w tej chwili dosłownie zniknęła. Czuł się, jakby błądził w labiryncie, aż udało mu się dojść do działu fantastyki i odnaleźć kotowatą siedzącą na ziemi przy stosie książek i oglądającą jedną z nich. Podszedł do niej.
- Znalazłaś coś ciekawego? - zapytał cicho. Czuł się zmęczony, jednak nie chciał tego dać po sobie poznać. 

<Kohaku? Wybacz za takie krótkie>

Liczba słów: 498

poniedziałek, 13 maja 2019

Shirone - Chowaniec Nekomata


Imię: Shirone
Przezwisko: Koneko, Neko, Shi-chan, Junior
Płeć: Kobieta, nie wątp w to.
Rasa: Nekomata
Moc: Senjutsu, czyli nic innego jak Techniki Mędrca. Potrafi ona odczytywać i kontrolować duchową energię, przetwarzając ją na Święty Błękitny Płomień. Pozytywne emocje tworzą moc dobrą, możliwą do kontrolowania, jednak te złe prowadzą do upojenia mocą, całkowitemu straceniu kontroli nad nią. Dziewczyna stara się skupić na kryciu swoich emocji, prowadzi się ciągle ścieżką dobra, lecz doskwierająca samotność zaczyna ją przytłaczać. Dzięki tej sztuce może poprzez przepływ energii wzmocnić fizycznie swoje ciało oraz oczywiście swoje ataki. Znajomość senjutsu umożliwia jej odczytywanie aur i szpiegowanie docelowego obiektu z dużych odległości. Poprzez wysysanie duchowych energii, może ona doprowadzić do bezpośredniego uszkodzenia, nie zabicia, osób żywych.
Shirone dla nowo poznanych osób jest chłodna, rzadko okazująca uczucia czy emocje, nawet podczas pasjonujących rozmów. Często dokucza innym, a osobami zboczonymi gardzi, stawiając nad nimi czerwone światło. Największą troskę okazuje dopiero wtedy, gdy jej znajomi wpakują się w jakiekolwiek tarapaty. Koneko nie znosi, kiedy ludzie nazywają ją małą czy też mega słodką.
Kiedy się ją bliżej pozna, jest bardziej otwarta na innych, przechodzi kompletną metamorfozę. Umie ona wyrażać swoje uczucia, jest pewniejsza siebie i umie zapanować nad strachem spowodowanym jej mocą. Podobnie jak koty, przechodzi okresy godowe i wówczas jest bardzo potulna, posłuszna, chroni bardzo swego terytorium i przede wszystkim nie daje zbliżyć się do partnera. Wbrew tej stronie, ciągle lubi dogryzać innym w przyjazny sposób.


Włosy: Białe, proste, nieco dłuższe z przodu, krótsze z tyłu, a na pasmach przednich nosi często słodką, czarną spinkę w kształcie kociej twarzy.
Twarz: Shirone ma bladą cerę, której nie splamił żaden pieprzyk czy pieg. Zazwyczaj ma bezbarwny wyraz swojej twarzyczki, a jej żółte jak złoto oczy w głębi mają smutek i chęć posiadania kogoś blisko siebie, aby zawsze mogła powiedzieć jej co czuje.
Postura: Drobna i szczupła, Matka Natura nie obdarzyła jej zbyt szczodrze kobiecymi częściami, ale nie przeszkadza jej to. Ubiera się zazwyczaj w mundurek lub kimona, a czasami w wolnym czasie, w sukienki. Ma ona dokładnie 160 cm wzrostu.
Inne: Koneko ma słodkie kocie uszka oraz ogonek, kiedy walczy, z jej ust często wydaje się nieświadome i ciche "nya", co czasami, ale nie zawsze, wywołuje w innych lekką dezorientację.
Głos: Ayana Taketatsu

Bóstwo: Nie ma, ale chce bardzo mieć kogoś, kto zawsze poda jej pomocną dłoń i pomoże z trudami emocjonalnymi.
Rodzina: Wie tylko, że ma siostrę... Nie zna jej imienia, ani gdzie teraz jest. Żadne inne relacje nie istnieją.
Przyjaciele: Brak...
Wrogowie: Żeby tylko wiedziała...
Druga połówka: Nie, ale baaardzo tego pragnie, choć nie ukazuje tego.

- Ma urodziny 23 listopada,
- Bardzo lubi jeść,
- Nie przepada za zboczonymi żartami, od razu osobę żartującą uznaje za całkowitego zboczeńca,
- Imię Shirone znaczy "biała melodia",
- Kiedy płacze, jej ciało pokrywają malutkie ogniki, jest to wpływ senjutsu,
- Koneko na swój wiek jest nadzwyczaj niska, ale ciągle rośnie!
- Czasami mówią o niej Kocia Diablica, głównie przez możliwości jej mocy,
- Lubi grać w szachy,

Operator: Prosze pisać do mnie na discordzie (szybciej się odzywam) lub na Howrse (rzadziej, ale po szkole wchodzę wieczorkami)
Discord -> Deku-chan#2332
Howrse -> YukiKunoka

piątek, 10 maja 2019

Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"

Nie mogłam powstrzymać zadowolenia, co udzieliło się też mojemu ogonowi. Desiderius przyglądał się mu przez chwilę, a gdy to spostrzegłam niemal natychmiast przestałam, nieco speszona. Gdy ruszył przed siebie, podążyłam za nim. Najwyraźniej “pierwszy cel” znajdował się w hotelu, bo to tam poszliśmy najpierw. Mężczyzna siedzący za ladą recepcji nawet nas nie zauważył gdy zmierzaliśmy w stronę korytarza. Później tylko parę kroków i już staliśmy przed drzwiami jednego z pokoi. Desiderius zapukał, ale nie usłyszał odpowiedzi, więc bez oporu wszedł do środka. Stał tam mężczyzna najwyraźniej szykujący się już do tego, żeby ze sobą skończyć. Nie powiem, widok ten trochę mną wstrząsnął, ale nic nie powiedziałam. W końcu miałam nie przeszkadzać. Bóstwo podeszło i dotknęło jego dłoni i dopiero wtedy jakby zdał sobie sprawę z jego obecności, jednak nadal nie zareagował. Patrzył jedynie z pustką w oczach. Jak się chwilę później dowiedziałam, nie słyszał ani nie mówił. Pociągnął go na krzesło, a sam usiadł przed nim. Zapanowała cisza. Patrzyli tylko ja siebie w milczeniu. Kilka minut później Desiderius wstał, wręczył mu sznur i gdy opuszczaliśmy pokój mężczyzny, usłyszałam cichy płacz. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, co się przed chwilą stało. Kiedy wyszliśmy z budynku kierując się do kolejnego potrzebującego, nie mogłam powstrzymać tego pytania. Odpowiedź całkiem mnie usatysfakcjonowała. Skinęłam na koniec głową na znak, że rozumiem. Skocznym krokiem dreptałam nieco za złotowłosym. Przemierzaliśmy ulice miasta jakbyśmy byli jego częścią. Mimowolnie zaczęłam coś nucić pod nosem, może odrobinę odpływając myślami gdzieś w kosmos. Wróciłam na ziemię dopiero w momencie, kiedy wpadłam na plecy Desideriusa.
- Ups - położyłam po sobie uszy i ponownie się uśmiechnęłam, kiedy odwrócił głowę aby na mnie spojrzeć.
Wyjrzałam zza jego pleców na budynek przed nami. Był to niewielki wieżowiec, a wokół kręciło się kilka osób. Znaleźliśmy wejście, potem odpowiednie mieszkanie i było po wszystkim. Szybko byliśmy w drodze do następnego wierzącego. Tym razem zapowiadało się na dłuższy spacer. Jednak pogoda sprzyjała, to nie było się o co martwić. Przynajmniej w tamtym momencie, bo jakiś czas później zaczęły zbierać się chmury zwiastujące jakiś przelotny deszcz. Przechodziliśmy akurat przez wyjątkowo pusty park. Chyba była taka pora, że nikt nie miał czasu przyjść i nacieszyć się spokojem. Wskoczyłam na mały murek obok ścieżki, którą szliśmy.
- Bycie bóstwem musi być super… - stwierdziłam bardziej do siebie, rozkładając ręce i starając się iść po prostej linii - Miałeś kiedyś przypadek, któremu nie udało ci się pomóc? - spytałam, zerkając kątem oka na Desideriusa.
- Może i tak. Wszystko zależy od człowieka, czy znajdzie w sobie siłę aby coś zmienić, zrobić - odparł krótko.
Gdy tylko murek się skończył, zgrabnie z niego zeskoczyłam, lądując przed złotowłosym z pytaniem, czy daleko jeszcze. Pokręcił jedynie głową na znak, że jesteśmy blisko. Ostatecznie zatrzymaliśmy się przed biblioteką, na widok której ledwo powstrzymywałam radość. Byłam niezwykle ciekawa książek z ludzkiego świata.
- Jaka była twoja najdziwniejsza prośba, którą otrzymałeś? Lub jakkolwiek to się nazywa - spytałam gdy wchodziliśmy na górę po schodkach.

<Desiderius? Przepraszam, następne będzie lepsze :'> >

Liczba słów: 479

Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"


Najpiękniejsze co mnie w spotkało? Najlepsz co przerzyłem? Najwspanialsze słowa jakie w życiu usłyszałem?
- Hibiki... Kocham cię, słyszysz...? Hibiki... Na zawsze, rozumiesz?
Moje serce… Zaraz jakie serce? Jest tylko Asami. Asami i ja. Tylko ten błękitnooki anioł. Tylko ja i mój prywatny Cud. Nawet nie jestem pewien w którym momencie, z moich oczu potoczyły się pierwsze łzy. Łzy tak niewypowiedzianej ulgi, że musiałem oprzeć ramiona o boginię by zaraz nie paść jak długi. Stan w krórym obecnie sie znajdowałem był tak przedziwny. Z jednej strony rozrywający ból w piersi, spowodowany śmiercią Kishimury jak i szalone kołatanie serca, pragnącego wyrwać się na zewnątrz i wpaść prosto w delikatne dłonie blondwłosej. Bezwstydnie jak mały dzieciak, wtulałem się w mojką boginię, mocząc jej koszulke łzami. Jednocześnie oblewany falami żałoby i radości, drżałem w jej ramionach niemiłosiernie. Ona powiedziała mi że mnie kocha. Asami wyznała mi miłość. Ta sytuacja cały czas nie do końca do mnie docierała.
Nie wiem jak długo staliśmy, wtulając się w siebie, pragnąc już nigdy nie wypuścić z uścisku ukochanej osoby. Nie wiem jak długo skradaliśmy sobie słodkie pocałunki, przepełnione jednocześnie tak niewyobrażalnym smutkiem. W końcu jednak powolutku odsunąłem ręce od bogini i patrząc w kierunku wschodzącego słońca, spojrzałem na maleńkie ciałko Kishimury. Pochyliłem się, by następnie jak najdelikatniej unieść martwe ciało syna. Jego blada cera, przybrała teraz barwę czystej kartki papieru, a jasne blond włoski, poplamione były w paru miejscach krwią. Twarz miał spokojną, z delikatnym błąkającym się w kąciku ust uśmiechu.  Wyglądał jakby po prostu spał. Mój synek.
Chociaż nie znaliśmy go długo, nasze serca pokochały go z całej siły i teraz myśl, o pożegnaniu chłopca sprawiła, że nasze serca umierały.
Powiał delikatny wiatr, który odsunął włosy z czoła chłopca. Był taki spokojny. Taki… szczęśliwy? Musiał być. Był tam gdzie nikt już nie cierpi. Odkupił swoje grzechy. Był niewinny.
Uderzająca myśl, prawie ponownie powaliła mnie na kolana. Z ową dawką adrenaliny, odwróciłem się w miejscu by spojrzeć na boginię.
- Asami? On jest teraz bez grzechu. Prawda?
Moje pytanie zawisło w powietrzu. Przez chwile staliśmy naprzeciwko siebie, gdy wreszcie przez wymęczone ciało niebieskookiej przeszedł dreszcz i tak jak ja przed chwilą, poczuła nowy przypływ sił.
- Trzeba go zabrać do Świątyni

365 słów

środa, 8 maja 2019

Od Kurushimi'ego CD Aorine "Ból dawnych dni"

     Kreska obok kreski.
  Maźniecie pędzla obok maźnięcia.
  Zieloniutki liść obok kępki liści.
  Malowanie filiżanek odprężało mężczyznę i pozwalało mu się oderwać od otaczających go zmartwień i napływających wciąż modlitw. Większość z nich bóstwo ignorowało, gdyż nie uważał,  że są one warte jakiekolwiek jego ingerencji. Po prostu były zbyt błahe, zbyt wymuszone, a czasem nawet odnosił wrażenie, że niektóre modlitwy nie są kierowane do niego, tylko do innych bóstw, a on otrzymał je przez zwykły wypadek. Ale przecież to nie było możliwe. Prawda?
  Odłożył na moment pędzel na stolik, przy którym siedział i spojrzał na swoją dłoń. Zabarwiona na zielono kropla wody spływała mu po palcu, aż nie trafiła na szarawy materiał okalający jego dłoń. Brązowe oczy uważnie przyglądały się temu, jak kropelka wsiąka w bandaż i barwi niewielki jego skrawek na zielonkawy odcień. Powinien już zmienić te opatrunki, a może nawet zdjąć? Oparzenie sprzed kilku dni powinno już niby zejść, ale...
  Odwrócił spokojnie głowę w stroję okna i spojrzał poza nie, na błękitne niebo przykryte białymi puchowymi chmurkami. Niektóre modlitwy, które otrzymywało bóstwo były do siebie bardzo podobne, a jednocześnie tak samo głupie w jego mniemaniu.

----------

     Słońce grzało przyjemnie, chowając się co jakiś czas za niewielkimi obłoczkami. Jasne światło sprawiało, że cały świat wydawał się pełen życia, radości i optymizmu. Może dlatego chuda, wysoka postać leżąca w świeżej trawie odziana w długi płaszcz, patrząca w bezkresne niebo jednym, beznamiętnym okiem wydawała się wyjęta z zupełnie innego obrazka i wstawiona tu przez przypadek. Jednak postaci nie wydawało się to przeszkadzać, leżał spokojnie, mrugając co jakiś czas i wpatrując się w jeden bliżej nieokreślony punkt na nieboskłonie.
  Przez bardzo długi czas jedynym jego ruchem było mruganie, a i o tym czasem zapominał, więc poboczny obserwator mógłby go nawet uznać za martwego. I w zasadzie Bóstwo Cierpienia tak się czuło. Nawet radosne ćwierkanie ptaków czy przyjemnie grzejące słońce nie potrafiło wywołać u niego pozytywnych odczuć. Bo czy pozytywnym można nazwać poczucie pustki?

Boże, błagam... Mama już nie wytrzymuje tego cierpienia... To ją przerasta, nie potrafi już nawet tego ukryć. Pomóż jej, proszę...


  Blada powieka opadła w dół, odcinając dopływ światła do ciemnej tęczówki. Niewielka dziewczynka stała przed oknem ze złożonymi do modlitwy rączkami. Miała może... Z siedem, osiem lat? Nie więcej. Z jakiegoś powodu modlitwy tak młodych ludzi docierały do mężczyzny wyjątkowo mocno, jakby szeptały mu je bezpośrednio do ucha, czego nie odczuwał słuchając modlitw i próśb od dorosłych. Może dlatego nie potrafił im odmówić? Ze względu na ich siłę? Wiarę w niego? Takie dzieci były chyba jedynymi istotami, które w niego wierzyły.

Nie chcę by tak bardzo cierpiała. Ona na to nie zasługuje. Jest zbyt dobrą kobietą, żeby tak bardzo cierpieć...

  Szatyn widział ją dokładnie w myślach. Dziewczynkę i jej matkę, która po prostu zwijała się z bólu na swoim łóżku. Cierpienie fizyczne? Psychiczne? A może oba na raz? Nie zagłębiał się w to, gdyż nie widział po prostu potrzeby. Uważał, ze jedynie dzieci nie zasługują na cierpienie, bo nie miały okazji zawinić na tyle, by zasłużyć na ból. Za to dorośli... Każdy miał coś za uszami. Każdy ranił innych, więc dlaczego on nie miałby cierpieć?
  Ale prośby dziecka nie mógł od tak zignorować i nawet pomimo niewystarczającej ilości sił postanowił ją spełnić. Jednak nie zdążył się nawet poruszyć, gdy do jego uszu dotarła kolejna część modlitwy dziewczynki.

Boże, proszę... To z mojej winy ona tak cierpi, więc błagam, daj mi jej cierpienie, żeby ona nie musiała go już odczuwać.... 

  Kurushimi momentalnie otworzył oko, unosząc powiekę nieco wyżej niż normalnie. Wyobraźnia podsunęła mu obraz matki zwijającej się z bólu na łóżku i po chwili zastąpiła ciało dojrzałej kobiety, niewielkim należącym do małej dziewczynki.

----------

  Zupełnie nieznany mu głos rozszedł się po świątyni sprawił, że filiżanka wypadła spomiędzy palców mężczyzny. Spojrzał za nią i zobaczył jedynie jak spotyka się z podłogą i rozbija na trzy części. Już dawno przestał reagować na to w jakikolwiek sposób. Stało się i już, choć może powinien zająć się czymś mniej... kruchym? Szczególnie mając na uwadze jego niezdarność. Powinien potem to przemyśleć.
  Podniósł się powoli, odkładając uprzednio wszystkie rzeczy z kolan na stolik i starając się je ułożyć tak, by nic nie spadło.
  Kogo właściwie przywiało do niego? Przecież nikogo nie zapraszał, chociaż jakby sie dłużej nad tym zastanowić... Przy ostatniej wizycie Ojca chyba wspominał on coś o jakiejś wizycie kogoś, ale szczerze szatyn niewiele z tego pamiętał. Jego uwaga w tamtym czasie skupiła się na nowiutkich farbach, które ten dostał na prezent od stwórcy. A może jako łapówkę, żeby nie zwiał ze swojej świątyni? W końcu i takie rzeczy miały już miejsce...
  Syknął cicho, gdy ostra krawędzi jednej części filiżanki przecięła mu palce, ale niespecjalnie się tym przejął. Pozbierał je po prostu, by nie stanąć przypadkiem na nie bosą stopą i trzymając je wciąż w dłoniach poszedł wolnym krokiem do korytarza, z którego rozchodziło się wołanie.
  Stanął w progu drzwi i przyglądnął się uważnie postaci, która rozglądała się w poszukiwaniu właściciela budynku. Postać była... Naprawdę niewielka i kobieca. Pewnie, gdyby szatyn stanął obok gościa to ten sięgałby mu do ramienia albo nawet ciut niżej. Czarne włosy związane częściowo z tyłu głowy okalały jasną twarz, którą zdobiły przyciągające uwagę błękitne niczym niebo oczy.
 - Nie potrzebuję pomocy, więc twoja wizyta jest niepotrzebna. - Odezwał się cicho, beznamiętnym głosem, ściągając na siebie spojrzenie jasnych oczu. Ciarki go przeszły, gdy tylko spojrzenie gościa na nim wylądowało i odruchowo cofnął się o krok.
  Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, jakby każdy z nich myślał nad tym co powinien teraz zrobić.
  Krew Bóstwa Cierpienia spływała powoli po jego palcach i częściach filiżanki, które w nich trzymał skapując na podłogę.
  Kropla po kropli.

928 słów, elo!

czwartek, 2 maja 2019

Od Aurory CD Akiego "Obrońca wszechświata i jej bóg"

Kiedy nachylił się w moją stronę czas jakby zwolnił, a ja cudem powstrzymałam się od zaciśnięcia moich ust i rzucenia się do ucieczki. Druga szansa, powiada...? W sumie, to nie brzmiało aż tak źle, mimo wszystko. Po prostu będę ignorować tego gościa, albo uciekać na Ziemię, albo cokolwiek... bycie chowańcem jednak otwierało mi drogę do pewnych możliwości. Moje życie nie było szczęśliwe i gdy pomyślę, że tak miałaby się skończyć cała moja egzystencja, to nagle wydało mi się bardziej przerażające, niż pocałowanie tego wymoczka. Nie czekając więc ani chwili dłużej chwyciłam go za krawat i pociągnęłam do siebie, wpijając się w jego usta. W zasadzie nie wytłumaczył mi jaki to ma być rodzaj pocałunku: czy wystarczy po prostu tknąć się wargami, czy trzeba się porządnie zassać, aby ten cały kontrakt wypełnić.
- W sumie... jakby nie patrzeć... jestem duchem... - powiedziałam, gdy w końcu się od niego odkleiłam - w sumie trochę ci współczuję, nawet twój pierwszy pocałunek nie był z prawdziwą osobą... - zjechałam wzrokiem na jego rękę - ...pierwszy stosunek pewnie też już masz za sobą, bynajmniej nie z kobietą... - dostałam pstryczka w nos.
- Ty już nie fantazjuj tak o mnie, szczeniaku. - Aki spojrzał na mnie tym samym, znudzonym spojrzeniem co uprzednio - Powinnaś się bardziej zainteresować swoją głową i tyłkiem.
- Że co proszę? - uniosłam brew i spojrzałam na niego wrogo, a on zamiast mi odpowiedzieć sięgnął w kierunku moich włosów. Chciałam odskoczyć, jednak dłonie chłopaka zacisnęły się na czymś, czego nie powinno na mojej głowie być... psich uszach.
- To już teraz wiem, czemu jesteś taka wyszczekana. - uśmiechnął się z przekąsem - Jesteś inugami. Pół człowiek, pół pies. Idealne, dla kogoś takiego jak ty. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Poza tym pocałunek z tobą się nie liczy, psie. Nie jestem zoofilem. - zaczął maltretować moje uszy, a ja pisnęłam i złapałam go za nadgarstki.
- I-inugami? - spytałam zszokowana - Pół pies?
- Tak, wy chowańce po zawarciu kontraktu przybieracie, ekhm, trochę inną formę niż za życia. Nie wiem na czym to polega, ale z jakiegoś powodu miałem niemalże pewność, że ty masz w sobie coś z psa. - uniosłam brew, znudzona już tymi aluzjami.
- Wymyśl jakąś nową obelgę. - fuknęłam.
- Jestem pewien, że będzie ich wieeeele. - puścił moje uszy - Swoją drogą masz też ogon. - rzucił.
Zdębiałam i spojrzałam przez ramię na własny tyłek.
- Mam nadzieję, że na oglądaniu własnej dupy się skończy. - usłyszałam Akiego - Nie myśl nawet o obwąchiwaniu kogokolwiek, a zwłaszcza mnie... - spojrzałam na niego wilkiem.
- Nawet by mi to do głowy nie przyszło, ty chory... - bóg niespodziewanie złapał moją rękę i pociągnął ku sobie.
- No, skoro kontrakt mamy za sobą. - uśmiechnął się tajemniczo - To możemy wyruszać do domu!

>Aki?<

środa, 1 maja 2019

Od Akiego CD Aurory "Obrońca wszechświata i jej bóg"

Szczerze mówiąc nie rozumiałem czemu biały mop pociągał nosem, jakbym jej robił jakąś krzywdę. Poniekąd ją uratowałem, co nie? Nie powinna być wdzięczna? To nie tak, że każę jej wracać do życia albo będę ją wykorzystywał... no może trochę, ale i tak będzie mieć lepiej niż wcześniej.
 - Chodź - spojrzałem się na białowłosego mopa. - Użalanie się nad sobą niczego nie zmieni, no chyba że lubisz jak ciebie robaki jedzą w grobie, więc się pogódź z losem. Nawet jeśli jesteś kobietą to nie musisz się tak użalać nad swoim życiem.
 - A co? Mam się cieszyć i składać ci pokłony - zaśmiała się ironicznie. - Gdyby nie ty nie musiałabym się już tutaj męczyć. Byłabym kompletnie nieświadoma i z pewnością nie musiałabym się użerać z jakimiś męskimi szowinistami.
 - Brzmi całkiem dobrze moim zdaniem, te pokłony - zignorowałem jej ton. - A nie możesz tego potraktować jako drugą szansę? To nie tak że ciebie odsyłam do twojej rodziny albo zamierzam ciebie wykorzystywać seksualnie.
Jej twarz zrobiła się czerwona.
 - Ty... - Ewidentnie szykowała się do jakieś dłuższej wypowiedzi, ale zakryłem jej usta moją dłonią z szerokim uśmiechem.
 - Jak wcześniej mówiłem, mam wyższe standardy niż białowłose mopy - wzruszyłem obojętnie ramionami. Brakuje ci je... - nagła fala bólu sprawiła, że urwałem moją wypowiedź. - Czy ty mnie właśnie...
Kąciki ust białowłosej uniosły się. Wyraźnie była usatysfakcjonowana tym obrotem akcji. Taa...
 - Problem? - Nie okazywała nawet odrobiny skruchy.
 - Wiesz, że ugryzłaś właśnie boga? - byłem zdumiony jej brakiem strachu. Czy ona liczyła na to, że jak mnie wkurzy to poślę ją do grobu.
 - Niby tak, ale czuję że będę musiała umyć zęby - skrzywiła się. - Jesteś pewien, że jesteś bogiem? Mam gorszy odruch wymiotny niż po zjedzeniu spleśniałego sera.
 - Jeśli myślisz, że tak uciekniesz to się mylisz - westchnąłem. - Czemu kobiety zawsze muszą wszystko komplikować.
 - Czemu mężczyźni nie potrafią myśleć, jak im się nie poda prostego rozwiązania - odszczeknęła.
 - Jak na razie moja droga to ty tutaj wszystko komplikujesz - wytknąłem jej dosyć oczywisty fakt. - A proste rozwiązanie to ja ci już podałem, tylko nie chcesz go zaakceptować co było dosyć zadziwiające biorąc pod uwagę jak hojną mam dla ciebie propozycję. No, ale zawsze mrówki, lokalne pająki czy gdzie by ciebie tam na brzeg nie wyrzuciło się zadowolą takim obrotem akcji.
Spojrzała na mnie podejrzliwym, nieco przerażonym spojrzeniem. Najwyraźniej wspomnienie o pająkach zadziałało, bo aż zacisnęła nadgarstki, jak padła nazwa tego insekta.
 - Dobra, zgadzam się - mruknęła ponuro, jakby próbowała pogodzić się z losem przed jakąś egzekucją. - Zostanę twoim chowańcem - to jej "twoim" brzmiało jakby próbowała wypluć to słowo.
Widocznie będę musiał jeszcze popracować nad jej postawą nim stanie się wzorowym niewol... sprząta... chowańcem.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, na widok którego białowłosy mop się odruchowo odsunął.
 - Nie słyszałem - odpowiedziałem perfidnie. - Powiedz to głośniej.
Tym razem nie byłem w stanie zrozumieć jej bełkotania przez zaciśnięte zęby.
 - No, już już - pogłaskałem ją po głowie. - I nim mi tu wysnujesz kolejne teorie na temat molestowania spójrz na to tak, możemy to załatwić szybko i zapomnieć o sprawie albo będziesz się bronić i tylko przedłużysz swoje cierpienie.
 - Mówiłeś, że jesteś bogiem zemsty, tak? - zapytała.
 - Ano, mówiłem - odparłem.
 - Potrzebuję się na kimś zemścić - spojrzała mi śmiertelnie poważnie w oczy. - Jest taki ciemnowłosy idiota z mopem na głowie z przerośniętym ego i syndromem gimnazjalisty, który pewnie całuje jak glonojad. Przez niego stracę mój pierwszy pocałunek, a to ważne wydarzenie w życiu kobiety.
Chciałem wytknąć fakt, że jej życie się zakończyło zanim z kimkolwiek się pocałowała i technicznie to było już po śmierci, ale sobie już darowałem ten fakt. Jeszcze zdążę to zrobić.
Spojrzałem na dziewczynę raz jeszcze. W sumie wciąż nie wiedziałem do końca czemu to robiłem, no ale było już trochę za późno, aby zmienić zdanie. Poza tym dręczenie tej istotki może być dosyć ciekawą odmianą od powtarzającego się schematu nudnych dni. Zwłaszcza ten widok jej twarzy, jakby miała zaraz popełnić samobójstwo był 10/10.
 - No już, nie krzyw się tak - pstryknąłem ją w nos, a wtedy ona zaskoczona otworzyła oczy. Wykorzystałem ten moment, aby ją pocałować i tym samym przypieczętować fakt.
Oczywiście nie zamierzałem jej mówić, że to był również mój pierwszy pocałunek.
<Auroś twoja kolej>

Od Aurory CD Akiego "Obrońca wszechświata i jej bóg"

- Zgadzam się, zostanę twoim chowańcem. - powiedziałam po dłuższym wahaniu. Nie miałam pewności co tak właściwie się dzieje, czy śnię czy naprawdę umarłam, kim był ten podejrzanie wyglądający typ z włosami wyglądającymi jak poczerniały mop, ani czym właściwie był ten kontrakt, o którym mówił. Jednak jeśli naprawdę umarłam, a to była moja jedyna nadzieja by pozostać na Ziemi, to...
- To pozwolisz, że przypieczętuję kontrakt – uśmiechnął się dziwnie – Ale nie będę ci mówić, jak się to robi, tylko pokażę. - poczułam się dziwnie zagrożona, lecz zanim zdążyłam zadać pytania, ten cholerny zboczeniec złapał mnie za ramiona, przyciągnął i pocałował. 
- Co ty wyp... - odskoczyłam wstrząśnięta i uderzyłam na ślepo ręką, chcąc odgonić natręta, ten jednak tylko złapał mnie za nadgarstek i zmierzył chłodnym spojrzeniem.
- To przypieczętowanie kontraktu. Gdybyś grzecznie mogła się nie trzepać, to jużbyśmy to mieli za sobą, a tak? To jak z zastrzykiem: rachu ciachu i po sprawie... - spojrzał na mnie karcąco - ...więc...
- Mogłeś jednak uprzedzić. - wzdrygnęłam się - To trochę komplikuje sprawę.
- To tylko głupi pocałunek. W dodatku nawet nie cielesny. Chciałbym ci przypomnieć, że jesteś martwa i zawieszona pomiędzy światem żywych a wielką otchłanią, z której, w swej łaskawości, cię wygrzebałem. Trzymacie swojej gęby otwartej przez moment i nie wydobywanie z niej piskliwych i irytujących dźwięków, to tak dużo w zamian za to?
- Technicznie całowanie dziewczyn z zaskoczenia może być widziane jako molestowanie seksualne. - zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego wilkiem - Jako młody dżentelmen, jednak powinieneś wciąż spytać o pozwolenie. - mój rozmówca prychnął tylko z przekąsem. 
- Molestowanie. - żachnął się -  A kto niby tutaj chce molestować mopa. Słuchaj, ja tylko uprzejmie wydobyłem cię z grobu i staram się przypieczętować głupi kontrakt, to nie ja ustaliłem, że kontrahenci powinni się ze sobą migdalić, okej? - po tym zapadła krótka cisza, podczas której wiele emocji, których nie potrafię ubrać w jednoznaczne słowa, wszystkie jednak związane z głębokim wstrętem do zaistniałej sytuacji, przetaczały się przez mój zdezorientowany umysł. 
- Okej, dobrze, powoli. - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na mojego "wybawcę" - W zasadzie mam parę pytań odnośnie tego całego kontraktu. Mam służyć bóstwu, tak?
- No. - skrzyżował ręce na piersi, zniecierpliwiony.
- Czego dokładnie bóstwem jesteś? - z niewiadomych mi przyczyn mój rozmówca skrzywił się i uciekł gdzieś wzrokiem, wyraźnie niezadowolony z owego pytania. Lub... ogólnie pytań, jako takich. - I jak ci na imię. 
- Okej, może na sam początek: w sumie to myślę, że nie powinniśmy się tak bardzo spoufalać: w końcu ja jestem twoim panem, a ty moim chowańcem, więc możesz mi na przykład mówić "o panie", albo "o najwyższy", albo...
- Jeszcze nie jestem twoim chowańcem. - wycelowałam w niego palcem wskazującym - I zanim mi zaczniesz grozić, że wrócę do tej całej "otchłani śmierci", czy coś, musisz wiedzieć, że w sumie chciałam tam zawitać od dłuższej chwili, więc jeśli chcesz już osobistego niewolnika, bo zgaduję, że do tego dupek taki jak ty może dążyć, to chociaż udawaj, że nie jesteś aż takim wrzodem... i ładnie się przedstaw. - poczułam jak przez moje ciało przenika jakby sto lodowatych spojrzeń na raz, gdy chłopak zamrugał w moim kierunku, bez żadnej konkretnej emocji na swojej twarzy. 
- Chyba popełniłem błąd. - wymruczał do siebie - Trzeba było zbijać bąki w pokoju, a nie, gosposi mi się zachciało... kobiety to same problemy...
- Patrząc na ciebie, to wydaje mi się, że masz wiele problemów - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam z przekąsem - ...i żadnym z nich bynajmniej nie jest kobieta. - stał nieruchomo i mordował mnie spojrzeniem, ale przyrzekłabym, że w chwili, gdy to usłyszał, nadął się jeszcze bardziej niż uprzednio. - Więc spokojnie, mam wrażenie, że byłabym małym punkcikiem na końcu baaaaardzo długiej listy.
- Dobrze! - warknął i przeczesał włosy palcami - Skoro tak bardzo nalegasz, głupia dziewucho, aby poznać moją niezwykłą tożsamość, to musisz wiedzieć, iż... - spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się z niemałą satysfakcją  - ...jestem Aki, bóg zemsty. 
Przyznać muszę, że tego kompletnie się nie spodziewałam. Imię Akiego było mi doskonale znane i to wcale mnie nie pocieszało. Oznaczało to bowiem, że właśnie do jego świątyni wędrowałam niemalże codziennie...
- To do mojej kapliczki  pielgrzymowałaś z takim oddaniem  niemalże codziennie... - uśmiechał się dalej, patrząc z zadowoleniem jak wszystkie kolory odpływają z mojej twarzy, by potem powrócić jako krwawy rumieniec - ...jak jakaś cholerna psychofanka. To ja powinienem cię obwiniać o nękanie! I w dodatku nigdy nic nie wrzuciłaś do tej misy! Jesteś najbardziej bezużytecznym wiernym jakiego miałem. No ale, oto jestem! - rozłożył ręce, prezentując mi się z  wyrazem uwielbienia dla samego siebie - Najcudowniejszy bóg ze wszystkich, istota niemalże...
- Zostaw mnie. - burknęłam cicho, a Aki umilknął i spojrzał na mnie pytająco.
- He? - nachylił się do mnie - Co?
- Powiedziałam, zostaw mnie. - spojrzałam na niego wrogo - Wyciągnąłeś akurat mnie z objęć śmierci, tylko dlatego, że chciałeś się ze mnie ponabijać z racji mojego życia, prawda? Widziałeś jak przychodzę codziennie do twojej kapliczki i pomyślałeś "teraz, kiedy jest już martwa, mogę ją męczyć dalej, osobiście i w ten sposób zrekompensować ten ubytek w moich spodniach, ponieważ jestem skończonym dupkiem!" - spojrzałam na niego ze złością, ale w kącikach moich oczu zakręciły się łezki - Dlatego chciałeś wykorzystać moje zdezorientowanie do szybkiego zawarcia ze mną kontraktu i skazać mnie tym samym na docinki z twojej strony przez całą wieczność, podczas której w dodatku musiałabym ci służyć. Wiesz co, chyba już wolę tę śmierć, w zasadzie żadna krzywda mi się tam nie działa... - pociągnęłam nosem i zaczęłam wycierać twarz z łez.

>Aki?<