Menu

Członkowie

sobota, 13 stycznia 2018

Od Niyumi CD Loyda "Zgubiony owoc" Koniec


   Zastrzygłam uszami, przyglądając się mężczyźnie. Nie wyglądał, jakby cokolwiek było w stanie go przekonać, ale miał też sporo racji. Przynajmniej w tym, że nie znamy siebie nawzajem. Chociaż w głębi przyznać musiałam, że tą uwagą o wieku mnie uraził. Jak ja nie cierpiałam, kiedy ktoś uważał, że im mniej masz lat tym mniej wiesz o życiu. To działało do pewnego wieku, choć też nie zawsze... W końcu wszystko opierało się na tym, w jakiej rodzinie i okolicy się dorastało. Wśród jakich ludzi. Jak długo zapewnili ci oni, niewinne dzieciństwo i jak szybko pokazali, że życie jest po prostu brutalne i przeważnie dostajesz od niego tylko kopa w dupę.
   Pokręciłam głową i przysiadłam obok, spoglądając w granatowe niebo.
 - Niechaj i tak będzie. - Uśmiechnęłam się delikatnie, dopijając herbatę z kubeczka. Noc. Spokój. Wolność.
   Niestety nie było nam dane cieszyć się tym stanem zbyt długo, gdyż jakiś czas potem Kiyuki obudził się z powodu poważnej modlitwy, którą otrzymał. Sprawa była nagła i wymagała natychmiastowego zejścia na ziemię, dlatego pożegnaliśmy się z kitsune zaraz za murem, gdzie przeprosiłam go za to jak wyszło. Namówiłam Taishoku, by następnego wieczoru powtórzyć spotkanie na herbatę, po czym udałam się z bogiem na ziemię.

~*~

   Kolejne dni okazały się dużo bardziej pracowite, niż ktokolwiek przypuszczał. Nie za bardzo mieliśmy z Kiyuki'm czas na odpoczynek, nie mówiąc o czasie wolnym, który moglibyśmy przeznaczyć na coś innego niż sen. Dlatego wieść o śmierci Taishoku dotarła do mnie tak późno, względem tego wydarzenia. Nie mogłam dopytać się o szczegóły, gdyż niewiele istot zamieszkujących wymiar Kami chciało rozmawiać na ten temat, większość z nich wykręcała się, że nic nie wie na ten temat albo nawet, że nie znają nikogo o takim imieniu. Nie do końca wiedziałam, dlaczego nie chcą rozmawiać, ale postanowiłam pójść za radą Yuki'ego i zwyczajnie odpuścić.
   Stałam na moście, na którym rozpoczęła się moja znajomość z czarnowłosym mężczyzną i opierając się o barierkę, spoglądałam w dół. W palcach lewej dłoni obracałam kwiatek z drzewa ze świątynnego ogrodu Kiyuki'ego. Jasne płatki falowały pod wpływem silnego ruchu powietrza, przypominając o tym jak bardzo wszystko jest delikatne.
   Domyślałam się, że Asami, bogini, do której należał Taishoku, musiała ciężko to przeżyć. Nie znałam jej, nawet nie potrafiłabym w pełni jej opisać, mimo iż widziałam ją kilkakrotnie. Tak czy inaczej kitsune dopiął swego. W końcu był naprawdę wolny, tak jak tego pragnął. Miałam tylko nadzieję, że tam gdzie jest teraz może szczerze powiedzieć, że nie czuje się uwiązany, a szczęśliwy, tak jak powinien od początku.
   Uśmiechnęłam się delikatnie, wypuszczając kwiatek spomiędzy palców, który kręcąc piruety pofrunął w dół, pozostawiając mnie na moście zupełnie samą. Poruszyłam delikatnie ogonem, wychylając się za jasnymi wirującymi płatkami. Patrzyłam tak długo, aż nie straciłam ich zupełnie z pola widzenia, co trwało dłuższą chwilę. Stanęłam płasko na stopach i spojrzałam w górę, uśmiechając się lekko do granatowego nocnego nieba.
 - Szkoda, że nie mieliśmy okazji poznać się lepiej... - Szepnęłam, wyciągając zza ucha drugi kwiatuszek i położyłam go na barierce, pozostawiając po chwili to miejsce puste. Trzeba było wrócić do dziennego porządku, choć co do tego, że postać Taishoku zostanie w mojej pamięci już na zawsze, nie miałam wątpliwości.

<Koniec, było miło, ale się skonczyło .-. dziękować za poświęcony czas, może kiedyś to powtórzymy *kłania się*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz