Menu

Członkowie

środa, 21 lutego 2018

Od Aorine CD Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"


Białe obłoki wolno poruszały się po błękitnym niebie. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani co tu robię... po horyzont roznosiło się jedynie morze falującej zielonej trawy, zaś nade mną...na pagórku stało samotne drzewo. Rosło spokojnie pewnie przez stulecia, lecz nigdy nie zaznało bliskości kogoś innego. Taki krajobraz mógł być jedynie oznaką, że albo wtedy poległem, albo, że jedynie śnie. Nie znałem dokładnej odpowiedzi, więc nie zastanawiałem się długo nad tym. Podniosłem się do siadu, a dzięki temu udało mi się dostrzec coś jeszcze. Jakiś kawałek ode mnie wśród trawy leżała jeszcze jedna osoba odziana w czarny strój ze złotymi zdobieniami, a całość dopełniał czerwony jak ogień szalik. Wyglądała jak nieżywa, porcelanowa lalka sądząc po odcieniu skóry. Włosy ciemno brązowe upięte w kucyk rozkładały się na zieleni, a ja.... dopiero się ogarnąłem kim jest ta postać. Czerwone oczy skierowały się na mnie, a mnie przeszył lekki niepokój.
Asher? - ku mojemu zdziwieniu, nie mogłem nic powiedzieć. Jego imię głucho odbiło się mojej głowię, a on jedynie patrzył się na mnie spokojnie. 

Znalezione obrazy dla zapytania 刀劍 亂 舞 安 清Poklepał miejsce obok, więc ostrożnie usiadłem spoglądając na oddalony horyzont. Ta cisza , jak widoki były piękne, lecz... nadal niczego nie wiedziałem. 
Chowaniec podniósł się do siadu i również skierował wzrok w dal. Jak się spodziewałem z jego ust, też nie wydobywały się żądne słowa, a jedynie usta się poruszały. Nie mogłem odczytać co próbował mi przekazać... nie znałem go aż tak dobrze, choć ten Ash był niezwykle spokojny w moim towarzystwie. Czy to była wizja mojego idealnego chowańca? Możliwe... spokojny, wyrozumiały, opanowany, a przede wszystkim oddany. Taki właśnie był. 
Uśmiechnąłem się lekko, gdy chłopak na mnie spojrzał, a jego ciepła dłoń dotknęła mojej. Wiedziałem, że tym świecie nic mi nie zrobi, więc w spokoju mogłem pozwolić na takie drobne gesty. Zamknąłem oczy czując promienie słońca wchodzących na moją twarz, lecz po chwili one zniknęły. Ponownie otworzyłem powieki by ujrzeć z bliska głęboką czerwień oczu. Wystraszyłem się lekko, a jednocześnie speszyłem. Za blisko... zupełnie jak tamtego wieczoru w lasku. Jego dłoń przeniosła się z mojej, na policzek, który delikatnie pogładziła. Nie mogłem się ruszyć...co się właściwie teraz odwaliło? Jego dotyk był kojący... wręcz przyjemny. Wbrew woli się w nią wtuliłem i pozwoliłem, aby ciemnowłosy bardziej się do mnie zbliżył, aż nie dzielił nas centymetr. Czułem jak tonę w odcieniu jego tęczówek... stałą się dla mnie hipnotyzująca... nie mogłem oderwać wzroku od niej. Oparł swoje czoło o moje, po czym przymknął oczy na chwilkę uwalniając mnie z pułapki. Chwało to jedynie ułamek sekundy, gdyż po chwili znów się zbliżył ....
- Ik! - Zerwałem się szybko do siadu czując po chwili silny ból w boku. Gdzie byłem? To chyba moja sypialnia... czyli tamto było jedynie pięknym, ale dziwnym snem... czyli żyję....a do tego jestem częściowo opatrzony. Mimo bandaży na moim ciele czułem wyraźnie, że coś jest nie tak. Potarłem zatoki odczuwając lekką migrenę. Pamiętałem co się wydarzyło, lecz film urywa mi się, po całej akcji. Nie wiedziałem jak się tu dostałem, choć w dobroduszność Ashera szczerze wątpiłem. To nie chłopak z mojego snu... on pewnie by uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Opuściłem nogi z łóżka, co skutkowały zawrotami głowy. Byłem osłabiony... na pewno przez tą dziwną fioletową narośl która pojawiła się też na moich dłoniach i karku. Rozrastała się co zdecydowanie było niepokojące. Musiałem szybko się jej pozbyć w innym wypadku znów stracę przytomność i tym razem nie będę mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc. Użyłem drewnianego miecza treningowego jako pseudo laska, by jakoś iść . Było to dość ciężkie, gdyż miałem ochotę po prostu się położyć i nie wstawać przez jakiś czas. Przeszedłem przez korytarz i minąłem pokój dzienny.... w którym ktoś leżał. Cofnąłem się pospiesznie by sprawdzić czy nie mam jakichś halucynacji...jednak nie zwariowałem. Na kanapie leżał Asher spokojnie śpiąc. Teraz przypominał tego ze snu, a nie prawdziwego siebie. Zignorowałem nawet brudną miskę leżącą na stole zapewne po zjedzonym posiłku. Nie będę robił mu o to pretensji, choć posprzątać po sobie by mógł. Pokuśtykałem dalej, aż dotarłem na taras znajdujący się za świątynią. Znajdowało się tam małe źródełko z wodą święconą, a zarazem drewniana chochelka jeżeli tak mogę to nazwać. Oparłem się o brzeg źródełka i powoli zacząłem lać na siebie ciecz czując jak narośl zaczyna piec, a nawet...piszczeć? Boże to jest straszne... Na szczęście wszystko zniknęło, a ja poczułem lekką ulgę, choć nadal nie czułem się na siłach. Naprawdę mocno oberwałem.
Wróciłem do środka , lecz nie budziłem śpiącego chłopaka. Wolałem by wypoczął, bo istniała wtedy szansa, że będzie mniej zgryźliwy. No... dałbym mu pospać gdyby nie drobny szczegół, który zastałem po wejściu do kuchni. Brudne naczynia, ziarenka ryży na ziemi... i puste szafki. Zacisnąłem mocniej rękę na drewnianym mieczu. Spokojnie Ao.... to tylko zły sen z którego zaraz się wybudzisz... a to oznacza , że nie musisz się znęcać nać ludźmi, którzy cię w pewnym sensie ocalili. Ta myśl na chwile mnie uspokoiła, lecz nie mogłem zdzierżyć tego, że tak po prostu zjadł mój cały zapas świętego ziarna i jeszcze nie posprzątał.
Poszedłem już żwawszym krokiem do salonu po czym trzepnąłem go w brzuch drewnem.
- Asher... wytłumacz mi proszę przed twoją kolejną śmiercią co u licha stało się z moim ryżem - Odpowiedziałem nadzwyczaj spokojnie, gdy chłopak zgiął się zaskoczony w pół. To nie było mocne uderzenie...a przynajmniej tak miało być. Czułem się jak wulkan, który zaraz miał wybuchnąć. Oby umiał to jakoś łagodnie wytłumaczyć zamiast mnie dalej drażnić.
- Ty złamasie.. nie dość ze cię ratuje narażam się.. to ty mnie mieczem bijesz? - Chłopak spojrzał na mnie z pretensjami. Pf... dobre mi sobie.
- ha? Należy ci się za to co zrobiłeś z kuchni. Mogłeś chociaż posprzątać po tym jak pochłonąłeś mój cały zapas! - Czułem, jak powoli zbliżam się do świętej granicy miarowego spokoju. Jak ją przekroczy...zdecydowanie pożałuje tego do końca swoich dni na tym świecie.
-Ja i sprzątanie? Dobre sobie, ale dzięki ze mnie obudziłeś płaska deski- Po prostu wstał z kanapy i otrzepał swoje ubrania z nie wiadomo czego . Skrzyżowałem ręce na piersi próbując jakoś olać jego ostatnie słowa, ale ciężko mi było. Czemu on tak bardzo się uparł na mój wygląd? Takim mnie stworzono i jakoś nie miałem kiedy coś z tym zrobić.
- Już mówiłem....jestem facetem nie zależnie od tego jak wyglądam .... - Burknąłem wkładając w to resztki mojego wyczerpanego spokoju.
-Dlatego się stąd zmywam. Dziena za żarcie! - Najprościej w świecie mnie minął machając lekko ręką na niby przeżegnanie. Co to, to nie mój drogi.
- Nigdzie nie idziesz - Odparłem pewnie przez co zabrzmiało to jak rozkaz, a co za tym szło? Szybka reakcja z jego strony. Zatrzymał się w pół kroku klnąc przy okazji pod nosem. Uśmiechnąłem się lekko... będę musiał go nauczyć manier i zasad w tej świątyni... nie ma zmiłuj. - A teraz wróć się bo mam dla ciebie bojowe zadanie - Mogłem przysiąść, ze wyglądałem w tej chwili jak wcielenie zła. Miałem w głowię pewien plan który nauczy go jednocześnie dwóch rzeczy: Sprzątania jak i szacunku dla mojego wyglądu.
Wyglądałem jak dziewczyna z prostych powodów... długie włosy które nie są zbyt często widziane u mojej płci, delikatne rysy twarzy i delikatna postura. Ash był prawie moim przeciwieństwem, choć sam nie przejmował się długością fryzury.
- Nic dla ciebie nie zrob... - Przerwałem mu ostrzegawczym machaniem palca.
- Zrobisz, bo to jest mój rozkaz. Nie doszłoby do tego, gdybyś pomyślał nieco, wiec nauczę cię dyscypliny. - Prychnąłem nieco rozbawiony. - Przebierzesz się teraz w jedną rzez, którą ostatnio znalazłem w pokoju. Nie mam zielonego pojęcia skąd to tam było, ale chociaż ten jeden raz się to przyda. - Wskazałem dłonią na drzwi do jednego pomieszczeń.
- Odwal się, sam sobie sprzątaj. Lepiej bądź mi wdzięczny, że uratowałem Ci dupe. Gdyby nie ja, na pewno byś stracił więcej krwi
- Oczywiście jestem ci wdzięczny za to... mam u ciebie spory dług , który na pewno kiedyś wyrównam. Ale póki co... nauczę cię , że ze mną nie warto zadzierać. Idź się przebierz - Tym razem rozkazałem, by po chwili widzieć , jak Asher wbrew woli zaczyna się kierować do wskazanego wcześniej przeze mnie pokoju. Musiałem tylko chwile poczekać, by usłyszeć jego oburzony głos i wyzwiska skierowane do mojej osoby. Spodziewałem się tego, więc w tym czasie skupiłem się na widokach za oknem. Nie mógł się sprzeciwić mojemu rozkazowi, więc nie musiałem sobie zaprzątać tym nie potrzebnie głowy. Po jakiś pięciu minutach wydałem kolejny rozkaz, by przyszedł do mnie. Zrobił to, a ja ledwo powstrzymałem odruch parsknięcia śmiechem.
Wiedziałem, że po tym jak uwolni się z moich rozkazów będę mieć przechlapane, ale warto było...zdecydowanie warto. Tak naprawdę rozkaz obejmował przebranie w pełen strój pokojówki. naprawdę nie miałem pojęcia, czemu to było w mojej świątyni...zamierzałem to nawet wyrzucić, ale teraz znalazłem idealne zastosowanie dla niego. Czarna sukienka leżała na nim zaskakująco dobrze , a białe elementy typowe dla tego stroju dodawały ten dodatkowy urok. Z bólem musiałem przyznać, że w tym stroju wygląda tak samo upierdliwie ładnie, jak w normalnym, choć ten... cóż... wygrał wszystko bo posiadał więcej wdzięku niż nie jedna dziewczyna. Nawet jego długie włosy upięte w kucyk dodawały dodatkowych atutów.
- No dobrze...skoro jesteś już odpowiednio ubrany - klasnąłem uradowany w dłonie - Pomożesz mi w sprzątaniu całego tego syfu. Przez ten czas pomyślę, czy nie zagonię cię do ogarniania całej świątyni, więc radzę ci się zachowywać. - Znów uśmiechnąłem się jak aniołek, co uświadamiało jeszcze bardziej o tym, że jestem diabłem wcielonym. I dobrze. Nie ma litości dla takich buców jak on.
- A...i jeszcze jedno. Nie możesz ode mnie uciekać - Rozkazałem. Dobrze wiedziałem, że chciał to zrobić, a teraz będzie miał jakąś wewnętrzną blokadę. Wygrałem. 1 do 0 dla bóstwa.
<Ash? :v >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz