Menu
▼
Członkowie
▼
piątek, 21 czerwca 2019
Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"
Minęły pierwsze dwa tygodnie od kiedy w naszej małej świątyni zamieszkała jeszcze jedna osoba. Kishimura. Nasz synek. Pokochałem go tak bardzo, że teraz już nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tak samo Asami. Oni nie stali się częścią mojego życia. Oni są moim życiem. Ilekroć wracam z ogrodu do świątyni, po ciężkim dniu sprzątania oraz pielęgnowania całego terenu, w drzwiach zastaję uśmiechniętego od ucha do ucha blondwłosego, który gdy tylko wypatrzy moją postać na skraju lasu, podrywa się na równe nogi i pędzi do wnętrza budynku, krzycząc
- Mamo! Mamo! Tata wrócił!
W chwili w której przekraczam próg i zsuwam z obolałych stóp drewniane sandały, jestem pociągany przez syna za skrawek rękawa do jadalni, gdzie bogini stawia właśnie miskę z świeżo ugotowanym ryżem na stole. Jak zwykle również, czym prędzej zagania nas do porządnego umycia rąk
- Aby ryż móc jeść, trzeba czyste dłonie mieć!
Nie mam pojęcia skąd wzięła tą rymowankę. Może sama wymyśliła? Nie mam pojęcia! W każdym razie na tradycyjne już zawołanie Asami kierujemy się do bali i szorujemy skórę, aż do jej zaróżowienia. Teraz następuje chwila, w której cała nasza trójka zasiada do niskiego kwadratowego stołu. Uwielbiam te wieczory. Dzielimy się wydarzeniami z całego dnia i chodź nie ma tego zbyt wiele, zawsze z przyjemnością słucham o tym jak Kishimura powoli przyswaja sobie nową sytuację. Opanowanie nowego ciała nie jest wcale takie proste. Wszystko dodatkowo utrudniają rany które doprowadziły chłopca do śmierci. Ciężko mi się do tego przyznać, ale na razie nie chcę by blondynek wychodził ze mną na zewnątrz. Może trochę później. Musi porządnie wypocząć, nabrać sił i zapoznać się z otaczającym go teraz światem. Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to wcale takie łatwe. Mimo wszystko wierzę, że nasz synek da sobie radę. Ma na to prawie nieskończenie wiele czasu. Tu nie grozi mu ani śmierć ani starość w pełnym tego słowa znaczeniu. Chcę by wyrósł na dobrego chowańca. Nie chodzi mi o stare pojęcie tego sformułowania. Chcę, żeby był dobry dla innych, ale jednocześnie rozważny, a przede wszystkim, żeby nie ulegał pokusom. Cały czas z tyłu głowy siedzi mi myśl, że Kishimura jakimś nie znanym mi sposobem wróci do narkotyków. Przeraża mnie ta myśl. Nie chcę by zrobił sobie krzywdę. Nie wiem jak używki działają na istoty duchowe ale skoro możemy się upić to czemu i nie zaćpać? Nie chcę ponownie przeżywać koszmaru jakim był widok jego śmierci. Ta scena wryła się głęboko w mój umysł, często nie pozwalając mi spać. Od tamtych wydarzeń, często rozglądam się nerwowo jakby poszukując podświadomie zagrożenia dla mojej rodziny. Wiem, że jest to praktycznie niemożliwe, ze względu na mury świątyni które nas otaczają, jednak mimo wszystko jeżeli w ogóle śpie to budzi mnie najmniejszy szmer. Nie chcę martwić tym wszystkim Asami. Staram się ukryć moje zmęczenie układając zapatrzone, ostudzone liście zielonej herbaty na oczach. To trochę pozwala im odpocząć i fioletowe sińce nie są też, aż tak wyraźne. Od tamtej nocy schudłem też parę kilo. Czuję też, że straciłem trochę sił w rękach i mojej mocy. Tego przeraża mnie jeszcze bardziej. Co będzie jeśli znów nie dam rady ich obronić? Poczucie brudu oraz nieczystości wcale nie pomaga. Za każdym razem jak biorę kąpiel to staram się zetrzeć całą tą krew i dotyk Papy Chana, ale jedyne co mi się udaje to stworzyć nowe szramy na ciele. Powoli mam tego dość, a jednocześnie zbyt mocno kocham moją rodzinę by martwić ich moim stanem.
<Asamiś?>
niedziela, 16 czerwca 2019
Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"
Dziewczyna była tak cicho, a ja zajęty swymi myślami, że nie zauważyłem, kiedy ją zgubiłem. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy wchodziłem w tłum ludzi na ulicy, rozejrzałem się, a nekomaty nigdzie nie było. Przez jakiś czas próbowałem ją znaleźć, ale ona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wtedy z nieba spadły pierwsze krople deszczu, dlatego zrezygnowałem z poszukiwań. W końcu Kohaku nie była małym dzieckiem, które trzeba pilnować, z łatwością sobie poradzi w ludzkim świecie, tym bardziej, że należy do innego, magicznego wymiaru. Co innego, jeśli trafi na Akumę…
Znalazłem sobie schronienie w altance w parku. Usiadłem przy innych ludziach, którzy zdawali się mnie nie widzieć. Co innego pies, należący do jakiejś starszej kobiety. Nieduży kundel usiadł naprzeciwko mnie i domagał się pieszczot, które otrzymał. Po jakimś czasie siedzenie pod dachem znudziło mi się. Nie zwracając uwagi na deszcz, wyszedłem z altanki i postanawiając skorzystać z deszczowej pogody, spacerowałem sobie dróżką, moknąć do suchej nitki. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
Po jakimś czasie spacerowania i moknięcia, natrafiłem na zagubioną dziewczynę, która skryła się pod drzewem. Obserwowała park wokół i przyglądała się ludziom, którzy chowali się pod parasolkami, aż stanąłem naprzeciwko niej.
- Desiderius – odparła z lekkim uśmiechem. - Nie znalazłeś schronienia? - zapytała, kiedy przyjrzała się mojemu mokremu ubiorowi. Pokręciłem głową.
- Znalazłem – odpowiedziałem z uśmiechem. Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie, jednak o nic nie spytała. Po chwili się odwróciłem i zacząłem iść dalej.
- Gdzie idziesz? - usłyszałem dziewczynę, której ogon zaczął się kręcić z ciekawości. Poruszyła oczami, gdy się do niej odwróciłem.
- Sam nie wiem, przejść się – odparłem zgodnie z prawdą. Zdziwienie u Kohaku nie minęło.
- Ale pada.
- To co – wzruszyłem obojętnie ramionami, miło się uśmiechając. - Idziesz ze mną? - dodałem. Nekomata nie była pewna, przez chwilę stała w miejscu i się zastanawiała, aż szybko pokiwała twierdząco głową. Niepewnie wyszła na deszcz, a kiedy poczuła na sobie krople deszczu, zawahała się. Po chwili wyszła na deszcz, poczekałem na nią, aż dorównała mi i ruszyliśmy przed siebie. Przez jakiś czas mokliśmy w ciszy, aż Kohaku opowiedziała mi o muzyku, jakiego spotkała i który był powodem, dla którego się rozstaliśmy. Ja za to nie podzieliłem się żadną opowieścią, gdyż ciągle byłem zamyślony, więc nie tylko nie widziałem tego, co krążyło wokół mnie, ale teraz nawet zapomniałem o swych myślach.
Normalnie bylibyśmy małą miastową atrakcją; dwóch ludzi, którzy spacerowali sobie w deszcz bez parasolek, kiedy normalni ludzie chowali się przed deszczem, jednak oni tylko rzucali na nas przelotne spojrzenie. Nie, to co ich pociechy, które uważnie nam się przyglądały. Nagle zauważyłem w oddali duży cień, który poruszał się bardzo szybko. Pobiegliśmy w jego stronę i jak się nie myliłem: ogromna Akuma.
<Kohaku?>
Liczba słów: 446
czwartek, 13 czerwca 2019
Od Asami cd. Hibikiego "Kropla krwi tego czego nie ma"
poprzednie opowiadanie
- H-Hibiki... Jesteśmy... - powiedziałam nieco wystraszona.
Nie mogłam zaprzeczyć, obawiałam się, czy chłopiec na pewno będzie szczęśliwy... Ale wiedziałam, że nie będzie miał nigdzie lepiej niż z nią i Hibikim. Każdy dawno uciekłby z tamtego miejsca, a ja i mój ukochany jednak zostaliśmy i pomogliśmy mu... Nie chciałam jego wdzięczności. Mi wystarczyłoby, że byłby z nami.
- Nie martw się, Asami. Będzie wszystko dobrze... - powiedział.
Ciemnowłosy położył chłopca na futonie w jednym z pokoi w świątyni. Nieśmiało upadłam na kolana przy dziecku i po chwili myśli, pocałowałam delikatnie usta malucha. Musiał stać się moim chowańcem. Nie będzie wychodził na misje... Ale będzie tutaj, bezpieczny. Nagle, chłopczyk otworzył oczy... Z jego główki wyrosły kocie uszka, a z tyłu machał się ogonek. Ożył. Nekomata. Ale jaki słodki... Było warto. Pogłaskałam delikatnie włoski chłopca, jaki patrzył jej w oczy.
- Ma...ma? - powiedział, uśmiechając się lekko.
Objął po chwili rączkami moją szyję, a Hibiki podszedł do nas i przytulił naszą dwójkę. Byłam taka szczęśliwa. Miałam naprawdę cudowną rodzinę... I kochałam ich bardzo mocno. I nie chciałam, aby chłopczyk już cierpiał. Miał teraz nas... Swoją mamę i swojego tatę. A nasza dwójka zobowiązała się, aby teraz miał dom. Taki, jaki chciał mieć. Z nami. I nie chcieliśmy go już stracić...
- Kocham cię synku... - powiedziałam i pocałowałam czoło dziecka.
Już będzie wszystko dobrze... Będzie tylko lepiej... Już nie może być nigdy gorzej. Miałam cudownego ukochanego i dziecko. Moje dziecko. Nie z krwi i kości, ale nadal kochałam je bardzo mocno...
- Hibiki... Chodź, pokażemy mu jego sypialnię... - szepnęłam do mężczyzny i pocałowałam go delikatnie w usta.
<Hibikiś? ^^>
Ilość słów: 403
Te słowa obijały się po mojej głowie, kiedy ja i Hibiki biegliśmy do świątyni. Mój ukochany miał w ramionach naszego cudownego, małego synka, który bezwładnie machał rączkami... Był taki niewinny z tym delikatnym uśmiechem na twarzy. Jeszcze nie wiedział co się dzieje, nie wiedział, że mamy zamiar go uratować. Chciałam, aby stał się moim drugim chowańcem, a zarazem stał się członkiem naszej rodziny. Będę ja, Hibiki i nasz mały synek - Kishimura. Zasługiwał na taki los, tym bardziej, że pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia. Dziecko zawsze wprawiało w radość, a nas... Nas wprawiło jeszcze mocniej... Zakochaliśmy się w nim... Był idealny. Był podobny do nas. To był znak, że możemy być szczęśliwi, że możemy się kochać jako rodzina... Teraz będzie już tylko lepiej. A nasze dziecko będzie z nami. Dostanie własny pokoik, będziemy jadali razem posiłki. Niczego mu już nie zabraknie..." Trzeba go zabrać do Świątyni "
- H-Hibiki... Jesteśmy... - powiedziałam nieco wystraszona.
Nie mogłam zaprzeczyć, obawiałam się, czy chłopiec na pewno będzie szczęśliwy... Ale wiedziałam, że nie będzie miał nigdzie lepiej niż z nią i Hibikim. Każdy dawno uciekłby z tamtego miejsca, a ja i mój ukochany jednak zostaliśmy i pomogliśmy mu... Nie chciałam jego wdzięczności. Mi wystarczyłoby, że byłby z nami.
- Nie martw się, Asami. Będzie wszystko dobrze... - powiedział.
Ciemnowłosy położył chłopca na futonie w jednym z pokoi w świątyni. Nieśmiało upadłam na kolana przy dziecku i po chwili myśli, pocałowałam delikatnie usta malucha. Musiał stać się moim chowańcem. Nie będzie wychodził na misje... Ale będzie tutaj, bezpieczny. Nagle, chłopczyk otworzył oczy... Z jego główki wyrosły kocie uszka, a z tyłu machał się ogonek. Ożył. Nekomata. Ale jaki słodki... Było warto. Pogłaskałam delikatnie włoski chłopca, jaki patrzył jej w oczy.
- Ma...ma? - powiedział, uśmiechając się lekko.
Objął po chwili rączkami moją szyję, a Hibiki podszedł do nas i przytulił naszą dwójkę. Byłam taka szczęśliwa. Miałam naprawdę cudowną rodzinę... I kochałam ich bardzo mocno. I nie chciałam, aby chłopczyk już cierpiał. Miał teraz nas... Swoją mamę i swojego tatę. A nasza dwójka zobowiązała się, aby teraz miał dom. Taki, jaki chciał mieć. Z nami. I nie chcieliśmy go już stracić...
- Kocham cię synku... - powiedziałam i pocałowałam czoło dziecka.
Już będzie wszystko dobrze... Będzie tylko lepiej... Już nie może być nigdy gorzej. Miałam cudownego ukochanego i dziecko. Moje dziecko. Nie z krwi i kości, ale nadal kochałam je bardzo mocno...
- Hibiki... Chodź, pokażemy mu jego sypialnię... - szepnęłam do mężczyzny i pocałowałam go delikatnie w usta.
<Hibikiś? ^^>
Ilość słów: 403
sobota, 8 czerwca 2019
Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"
Po rozstaniu z złotowłosym ruszyłam w swoją stronę. Kitsune która mnie przygarnęła przyniosła mi kilka książek, to też miałam zajęcie na najbliższe kilka godzin. Ostatecznie obudziłam się nagle pośród nich, otworzonych na przeróżnych stronach. Zaś z ust pociekła mi strużka śliny. Natychmiast ją wytarłam, doprowadzając pokój do porządku, a później siebie. Po szybkim śniadaniu z entuzjazmem ruszyłam do świata ludzi. Pogoda nie zapowiadała się dobrze, ale jakoś nie zwracałam na to uwagi. Szłam przed siebie. Przy okazji w międzyczasie odkryłam nowy portal, dzięki któremu znalazłam się w nieco spokojniejszych, bardziej zielonych terenach. Zakręciłam się to tu, to tam, aż znalazłam się pod lasem. Nie byłam pewna co do tego żeby tam wejść, ale motyl o hipnotyzujących skrzydłach mnie tam wręcz zaciągnął. Nie mogłam oderwać oczu od iskrzących kolorów którymi się mienił. Nie będę też ukrywać, że kilka razy zaliczyłam bliskie spotkanie z ziemią jako że raczej nie patrzyłam, gdzie stawiam kroki. Podczas tej ślepej pogoni natknęłam się też na kilka leśnych zwierząt, które zdawały się nic sobie nie robić z nekomaty biegającej po lesie za motylem. Byłam już bliska złapaniu go, ale wystający korzeń drzewa postanowił mnie znokautować. W ostatniej chwili złapałam się jakiejś gałęzi która była obok tym samym unikając bolesnego upadku.
-Ha, nie tym razem - szepnęłam sama do siebie z satysfakcją.
Gdy uniosłam głowę, zauważyłam siedzącego nad jeziorem złotowłosego. Odwrócił się w moją stronę zdziwiony. Jak się później okazało podczas rozmowy, nie widział mojej zguby, a to, że trenował wyjaśniałoby, dlaczego okolica wyglądała, jakby ktoś przejechał po niej kosiarką. Miałam tylko cichą nadzieję, że ofiarą tego treningu nie padł przypadkiem mój piękny motyl.
- Zaraz wracam do miasta. Idziesz ze mną? - zapytał, wyrywając mnie z chwili zamyślenia.
- Mhm - kiwnęłam ochoczo głową, a ogon samoistnie zaczął się kiwać na boki.
Desiderius wstał i różnica pomiędzy naszym wzrostem, która była swoją drogą dosyć spora, znowu była widoczna. Połowa moich uszu sięgała mu za ramiona. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to jakoś zbytniej uwagi, a w tamtym momencie wydało mi się to nieco zabawne. Bóstwo zerknęło na mnie, unosząc jedną brew, ale chyba zrezygnował z zadawania pytań, więc tylko pokręcił głową z delikatnym uśmiechem. Podczas gdy on stawiał raczej długie kroki, ja z entuzjazmem podskakiwałam obok.
- Myślisz, że będzie padać? - zagadnęłam, spoglądając na złotowłosego. Szedł przed siebie, skupiony na drodze.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie - odparł krótko.
Nie znałam celu wizyty miasta przez Desideriusa, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczała sama obecność kogoś znajomego. Kiedy znaleźliśmy się w tej miejskiej dżungli, starałam się zbytnio nie oddalać od bóstwa. Jednak gdy do moich wyjątkowo czujnych uszu dotarł przyjemny dźwięk jakiegoś instrumentu zwolniłam krok i niepewnie stwierdziłam, że nic się nie stanie jeśli na sekundkę się oddalę, ale nadal będę miała go na oku. Tak więc pędem ruszyłam do źródła owej melodii. Był to jakiś młody, uliczny grajek. W jego grze było coś intrygującego, coś, co sprawiało, że nie ważne czy miałeś coś ważnego do zrobienia czy może gdzieś ci się spieszyło. Po prostu musiałeś się zatrzymać i chociaż przez chwilę posłuchać. Kucnęłam obok, stawiając łokcie na kolanach, a głowę kładąc na dłoniach. Wsłuchałam się w melodię i mimo zamkniętych oczu czułam, widziałam całą tą symfonię. Pełen wachlarz barw, jakimi emanowała. Po paru minutach straciłam już rachubę czasu. Nagle poczułam mokre krople na mojej głowie, a dźwięk się urwał. Kiedy otworzyłam, grajek zaczął się zbierać. W międzyczasie zaczęło bardziej padać. Niechętnie zerwałam się na nogi i ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Niewiele myśląc ukryłam się w parku, pod drzewem z dosyć sporą i gęstą koroną. Oczywiście zdążyłam trochę zmoknąć zanim do niego dotarłam. Usiadłam opierając się o pień. Z moich włosów mogłam wyciskać wodę. Miałam tylko nadzieję, że Desiderius znalazł sobie jakieś schronienie przed tą ulewą. Ciekawe, czy bóstwa mogą dostać kataru? Gdzieś w oddali mignęły mi złote kosmyki. Jednak z braku pewności wzruszyłam tylko ramionami, obserwując moknącą okolicę. Na moje szczęście, liście były tak gęsto, że tylko pojedyncze krople się przez nie przedzierały.
-Ha, nie tym razem - szepnęłam sama do siebie z satysfakcją.
Gdy uniosłam głowę, zauważyłam siedzącego nad jeziorem złotowłosego. Odwrócił się w moją stronę zdziwiony. Jak się później okazało podczas rozmowy, nie widział mojej zguby, a to, że trenował wyjaśniałoby, dlaczego okolica wyglądała, jakby ktoś przejechał po niej kosiarką. Miałam tylko cichą nadzieję, że ofiarą tego treningu nie padł przypadkiem mój piękny motyl.
- Zaraz wracam do miasta. Idziesz ze mną? - zapytał, wyrywając mnie z chwili zamyślenia.
- Mhm - kiwnęłam ochoczo głową, a ogon samoistnie zaczął się kiwać na boki.
Desiderius wstał i różnica pomiędzy naszym wzrostem, która była swoją drogą dosyć spora, znowu była widoczna. Połowa moich uszu sięgała mu za ramiona. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to jakoś zbytniej uwagi, a w tamtym momencie wydało mi się to nieco zabawne. Bóstwo zerknęło na mnie, unosząc jedną brew, ale chyba zrezygnował z zadawania pytań, więc tylko pokręcił głową z delikatnym uśmiechem. Podczas gdy on stawiał raczej długie kroki, ja z entuzjazmem podskakiwałam obok.
- Myślisz, że będzie padać? - zagadnęłam, spoglądając na złotowłosego. Szedł przed siebie, skupiony na drodze.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie - odparł krótko.
Nie znałam celu wizyty miasta przez Desideriusa, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczała sama obecność kogoś znajomego. Kiedy znaleźliśmy się w tej miejskiej dżungli, starałam się zbytnio nie oddalać od bóstwa. Jednak gdy do moich wyjątkowo czujnych uszu dotarł przyjemny dźwięk jakiegoś instrumentu zwolniłam krok i niepewnie stwierdziłam, że nic się nie stanie jeśli na sekundkę się oddalę, ale nadal będę miała go na oku. Tak więc pędem ruszyłam do źródła owej melodii. Był to jakiś młody, uliczny grajek. W jego grze było coś intrygującego, coś, co sprawiało, że nie ważne czy miałeś coś ważnego do zrobienia czy może gdzieś ci się spieszyło. Po prostu musiałeś się zatrzymać i chociaż przez chwilę posłuchać. Kucnęłam obok, stawiając łokcie na kolanach, a głowę kładąc na dłoniach. Wsłuchałam się w melodię i mimo zamkniętych oczu czułam, widziałam całą tą symfonię. Pełen wachlarz barw, jakimi emanowała. Po paru minutach straciłam już rachubę czasu. Nagle poczułam mokre krople na mojej głowie, a dźwięk się urwał. Kiedy otworzyłam, grajek zaczął się zbierać. W międzyczasie zaczęło bardziej padać. Niechętnie zerwałam się na nogi i ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Niewiele myśląc ukryłam się w parku, pod drzewem z dosyć sporą i gęstą koroną. Oczywiście zdążyłam trochę zmoknąć zanim do niego dotarłam. Usiadłam opierając się o pień. Z moich włosów mogłam wyciskać wodę. Miałam tylko nadzieję, że Desiderius znalazł sobie jakieś schronienie przed tą ulewą. Ciekawe, czy bóstwa mogą dostać kataru? Gdzieś w oddali mignęły mi złote kosmyki. Jednak z braku pewności wzruszyłam tylko ramionami, obserwując moknącą okolicę. Na moje szczęście, liście były tak gęsto, że tylko pojedyncze krople się przez nie przedzierały.
<Desiderius?>
Liczba słów: 652
niedziela, 2 czerwca 2019
Od Desideriusa cd. Kohaku "Nie wszystko złoto... a może jednak?"
- Do zobaczenia – odparł z uśmiechem i się rozstali, każdy ruszył w swoją stronę. Desiderius powolnym krokiem zmierzył ku swej świątyni, miał ochotę na długą kąpiel i sen w wygodnym łóżku. Jednak nie śpieszno mu było do budynku, chciał jeszcze skorzystać z ładnego dnia i skręcając ze swej ścieżki, ruszył do lasu. Tam przeszedł się dróżką, słuchał ptaków, szumu wiatru i się wyciszał. Nie było tu nikogo więcej, tylko on sam na łonie natury. Miła odmiana, gdy się wychodzi z zatłoczonego i hałaśliwego ludzkiego miasta. Przechadzał się jakaś godzinę, aż słońce całkowicie zaszło i nastał wieczór. Chłodne powietrze owiało jego ciało, a chrabąszcze i nocne owady nieprzyjemnie dawały o sobie znać w postaci brzęczenia przy uszach. Mimo to spokój, jaki ogarnął Cyferkę, nie minął.
Po dotarciu do świątyni, wziął długą kąpiel. Moczył się jakieś pół godziny, a kolejne pół zeszło mu na myciu i ponownym wylegiwaniu się. Jego skóra pomarszczyła się jak starszej kobiecie i dopiero wtedy wylazł z wanny. Owinąwszy się ręcznikiem, poszedł do sypialni.
Spał długo i wstał przed południem. Zapowiadał się pochmurny dzień, mimo to wybrał się do miasta. Wczoraj pomógł wierzącym, dzisiaj mógł potrenować, a jutro pomóc ludzkości i uratować ich przed Akumami; tak wyglądał jego plan. W celu treningu udał się do lasu, gdyż pomimo wielu ćwiczeniach, podwójna kosa w dalszym ciągu była bardzo niebezpieczna i w każdej chwili mogła mu wypaść z rąk: chociaż ostatni raz zdarzyło się to bardzo dawno temu, Desiderius woli dmuchać na zimne.
Przeszedł obok gospodarstwa, na którym aktualnie pielono ogródek i wszedł do lasu. Po dziesięciu minutach marszu, wylądował na małej łące z jeziorkiem obok. Cyferka wyciągnął z kieszeni długopis i aktywował broń. Najpierw uważnie jej się przyjrzał. Ostre i lśniące, szybkie i niebezpieczne; uwielbiał ją. Zamachnął się, tnąc roślinki wokół, a potem bez chwili czekania, zaczął trenować. Piruety, parowanie, uniki, blokady… słońce przebyło po niebie dość sporą część nieba, nim chłopak zrobił sobie odpoczynek. Schował broń i usiadł na brzegu, wsadzając spocone dłonie do wody. Potem oblał sobie twarz letnią wodą i siedział w bezruchu, gdy z tyłu nagle usłyszał szelest. Odwrócił głowę, zdziwił się na widok znajomej twarzy.
- Cześć Desiderius – przywitała się z uśmiechem. - Nie widziałeś może kolorowego motyla? - zapytała wychodząc zza drzewa. Wstał i pokręcił przecząco głową. Szukanie jakiegoś owada w trakcie treningu było chyba ostatnią rzeczą, jaką by zrobił. - Szkoda… - westchnęła i podeszła do niego. Po chwili się rozejrzała i zmarszczyła brwi. - Co tu robiłeś? - zapytała ciekawa.
- Trenowałem – odparł. - A ty? Motyl cię przywiódł? - energicznie pokiwała głową.
- Tylko teraz nie wiem gdzie jestem… - stwierdziła po chwili, nieco ciszej.
- Zaraz wracam do miasta. Idziesz ze mną? - zapytałem.
<Kohaku?>
Liczba słów: 445