czwartek, 13 czerwca 2019

Od Asami cd. Hibikiego "Kropla krwi tego czego nie ma"

poprzednie opowiadanie
" Trzeba go zabrać do Świątyni "
Te słowa obijały się po mojej głowie, kiedy ja i Hibiki biegliśmy do świątyni. Mój ukochany miał w ramionach naszego cudownego, małego synka, który bezwładnie machał rączkami... Był taki niewinny z tym delikatnym uśmiechem na twarzy. Jeszcze nie wiedział co się dzieje, nie wiedział, że mamy zamiar go uratować. Chciałam, aby stał się moim drugim chowańcem, a zarazem stał się członkiem naszej rodziny. Będę ja, Hibiki i nasz mały synek - Kishimura. Zasługiwał na taki los, tym bardziej, że pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia. Dziecko zawsze wprawiało w radość, a nas... Nas wprawiło jeszcze mocniej... Zakochaliśmy się w nim... Był idealny. Był podobny do nas. To był znak, że możemy być szczęśliwi, że możemy się kochać jako rodzina... Teraz będzie już tylko lepiej. A nasze dziecko będzie z nami. Dostanie własny pokoik, będziemy jadali razem posiłki. Niczego mu już nie zabraknie...
- H-Hibiki... Jesteśmy... - powiedziałam nieco wystraszona.
Nie mogłam zaprzeczyć, obawiałam się, czy chłopiec na pewno będzie szczęśliwy... Ale wiedziałam, że nie będzie miał nigdzie lepiej niż z nią i Hibikim. Każdy dawno uciekłby z tamtego miejsca, a ja i mój ukochany jednak zostaliśmy i pomogliśmy mu... Nie chciałam jego wdzięczności. Mi wystarczyłoby, że byłby z nami.
- Nie martw się, Asami. Będzie wszystko dobrze... - powiedział.
Ciemnowłosy położył chłopca na futonie w jednym z pokoi w świątyni. Nieśmiało upadłam na kolana przy dziecku i po chwili myśli, pocałowałam delikatnie usta malucha. Musiał stać się moim chowańcem. Nie będzie wychodził na misje... Ale będzie tutaj, bezpieczny. Nagle, chłopczyk otworzył oczy... Z jego główki wyrosły kocie uszka, a z tyłu machał się ogonek. Ożył. Nekomata. Ale jaki słodki... Było warto. Pogłaskałam delikatnie włoski chłopca, jaki patrzył jej w oczy.
- Ma...ma? - powiedział, uśmiechając się lekko.
Objął po chwili rączkami moją szyję, a Hibiki podszedł do nas i przytulił naszą dwójkę. Byłam taka szczęśliwa. Miałam naprawdę cudowną rodzinę... I kochałam ich bardzo mocno. I nie chciałam, aby chłopczyk już cierpiał. Miał teraz nas... Swoją mamę i swojego tatę. A nasza dwójka zobowiązała się, aby teraz miał dom. Taki, jaki chciał mieć. Z nami. I nie chcieliśmy go już stracić...
- Kocham cię synku... - powiedziałam i pocałowałam czoło dziecka.
Już będzie wszystko dobrze... Będzie tylko lepiej... Już nie może być nigdy gorzej. Miałam cudownego ukochanego i dziecko. Moje dziecko. Nie z krwi i kości, ale nadal kochałam je bardzo mocno...
- Hibiki... Chodź, pokażemy mu jego sypialnię... - szepnęłam do mężczyzny i pocałowałam go delikatnie w usta.
<Hibikiś? ^^>

Ilość słów: 403

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz