Wyszedłem na spacer, opuściłem świątynie, gdy słońce górowało nad naszym światem. Odziany w swój codzienny żółto-czarny strój, poprawiłem kapelutek na głowie i wszedłem na chodnik. Dzień był wyjątkowo cichy, patrząc na naturę i youkai. Brak wiatru, słońce odbijało się od białego puchu, co raziło w oczy, dlatego szedłem z lekka przymrużonymi oczami, ptaki i jakiekolwiek inne zimowe zwierzęta milczały, jakby wszystko, co żyło, poleciało w ciepłe kraje. Droga była pusta, spotkałem zaledwie cztery czy sześć osób, których niestety nie znałem. Niestety, bo miałem dobry humor i miałem ochotę z kimś porozmawiać, a jak na razie musiałem wyminąć niską blondynkę, wysokich młodzieńców i starszą parę. Schowałem dłonie do kieszeni, a gdyby tak wybrać się na ziemię? Do ludzi? Poobserwować ich, sprawdzić, czy wszystko gra i nie atakuje ich żadna Akuma? Może pod wieczór... w tej chwili miałem ochotę tylko na Kami no Jigen i naturę tego świata. W tym celu opuściłem zabudowany teren, wkraczając na leśną dróżkę. Przeszedłem nią jakieś pół kilometra, a następnie skręciłem w bok. Szedłem prosto, aż dotarłem do jakiejś niewielkiej polany, okrążonej przez wielkie drzewa. Wyciągnąłem ręce ku górze, zadarłem głowę do góry i odchyliłem się do tyłu, opadając na miękki biały puch. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą. Lepiej by mi się leżało na polu zboża, niż na zimnej powierzchni, która zaczynała szczypać w plecy, ale niestety rolnicy o tej porze na polu nic nie zasieją. Nie mogłem doczekać się roztopów, lata... i tego pięknego złotego kolorku, rozciągającego się przez parę hektarów. Gdy zacząłem czuć zimno na całym ciele, szybko wstałem i wyciągnąłem z kieszeni długopis. Aktywowałem broń, która powinna mi służyć do walki, ale nie można było ukryć, że mogłem się nią także bawić. Wsadziłem ją w śnieg, podrzuciłem go do góry i gdy spadał, uderzyłem drugą stroną kosy. Kula śnieżna uderzyła o drzewo i tam została. Zacząłem powtarzać czynność, coraz szybciej i szybciej, aż usłyszałem czyjś krzyk. Natychmiast przestałem się bawić i spostrzegłem, że śnieżne kulki nie uderzały już o pień, ale przesuwały się stopniowo w bok, koniec końców lądując parę metrów dalej, gdzieś między drzewa. Ruszyłem w tamtym kierunku, gotowy kogoś zaatakować, jednak gdy dotarłem do miejsca krzyku, okazało się, że to jakaś osóbka, która dostała śniegiem w twarz. Zamiast ją przeprosić czy coś podobnego, wybuchnąłem śniegiem.
<Ktosiu? c;>
ilość słów: 375
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz