niedziela, 31 grudnia 2017

Bogini Mórz- Mizuko

Imię: Mizuko
Przezwisko: Mizu, ewentualnie Sakana przez ukazywanie jej w towarzystwie złotych rybek. Wierni również nazywają ją córką Watatsumiego
Typ bóstwa: Bogini Mórz
Płeć: Bogini
Ranga bóstwa: Nowe Bóstwo
Ilość wierzących: 101
Charakter: Mizuko jest pracowitą boginią, która z całych sił daje z siebie sto procent żeby dogodzić swoim wierzącym i zdobyć też ich większe grono. Zawsze spokojna, uśmiechnięta z chęcią poznania nowego. Jest lepszym słuchaczem niż mówcą. Jest małą marzycielką. Z chęcią pomoże w potrzebie, postara się pocieszyć. Często przez inne bóstwa nie jest brana na poważnie przez swój dziecięcy wygląd i to ją strasznie denerwuje, jednak stara się tego nie okazywać, bo jeszcze wywoła jakieś tsunami i jedyne co wyrządzi to szkodę ludziom. Dość łatwo (tak sądzi) przychodzi jej zapoznanie się z innymi, to raczej ona jest zawsze tą która robi pierwszy krok. Jeśli już kogoś sobie upatrzy to przyczepi się jak rzep, jednak w dobrym znaczeniu. Jest oddaną towarzyszką i nigdy tego czego ktoś powiedział albo zrobił nie wykorzysta przeciw niemu. Zawsze można na nią liczyć, chce u każdego sobie czymś dobrym zapunktować. Nie lubi krzywdzić innych, uważa że nigdy nie byłaby wstanie walczyć z kimś a już nie wspominając o zabijaniu. Stara się rozwiązywać wszelkie konflikty pokojowo. Jeszcze nigdy jej nikt nie wyprowadził z równowagi więc trudno jest określić co ta mała istotka może zrobić będąc w takim stanie.
Aparycja:
  • Włosy: Długie, kruczoczarne włosy sięgają bogini do kostek. Z przodu natomiast są krótko ścięte na prosto. Włosy w dotyku są bardzo miękkie, mimo kąpieli w morzach. W ludzkim świecie na obrazach lub figurach przedstawia się ją jako kobietę o krótkich włosach spiętych w kok.
  • Twarz: Mizu ma dziecięcą twarz. Na rumianych policzkach można dostrzec rybie łuski. Poza nimi nie posiada żadnych znamion na twarzy. Oczy bogini są w kolorze szarym.
  • Postura: Bogini swoim wyglądem przypomina gimnazjalistkę. Jest drobna, mierzy metr pięćdziesiąt dwa.
  • Inne: Przeważnie Mizuko ubiera się w kimona, chociaż w zwykłych ubraniach również chodzi, zazwyczaj zakłada je kiedy ma zamiar wybrać się do świata ludzi. Bogini nie chodzi w butach, jak uważa woli dokładnie czuć po czym chodzi. Mimo tego jej stopy nie są wysuszone. Pod warstwą ubrań na plecach jak i brzuchu Mizu ma rany od miecza. 
GłosLizz Robinett
Chowaniec: -
Relacje:
  • Przyjaciele: Dopiero zrodziła się z modlitw i nie miała okazji zapoznać się z innymi Bóstwami
  • Wrogowie: Brak
  • Druga połówka: Brak
Ciekawostki:
  • Uwielbia pocky o smaku mango i czekolady; onigiri oraz taiyaki nadziewane czerwoną fasolą 
  • Jest stałą bywalczynią na wszelkich festiwalach, można ją zawsze spotkać przy stoisku z złotymi rybkami
  • Jest miłośniczką zwierząt
Operator: zawszekochajacawilki@gmail.com

Od Maladie CD Nozomi "Wspólne szukanie szczurów"


Dziewczę. Białe dziewczę. Psie dziewczę. Czuć to, tak, zdecydowanie.
Charakterystyczna aura, pełna spokoju i rozwagi. Katana u boku, błysk w rubinowych oczach i odrobina niepewności na twarzy, zahartowanej twarzy dorosłej kobiety. Po samym kształcie utwierdzić można było się w przekonaniu, iż przeżyła wiele, a najwyższy nie oddał jej należytej łaski i przygnał ją w wymęczonej formie, zamiast tej, w której przyszło im wyglądać najlepiej.
Zmarnowany las zaszumiał od niechcenia, przypominając nam, iż mimo wszystko nie jesteśmy sami, a przydałoby się podjąć kolejne kroki.
- Nozomi... Jestem - odezwała się niespodziewanie, przyprawiając mnie o lekki dreszcz przechodzący przez całą długość kręgosłupa. Mimo iż było to dla niej niewidoczne, ściągnąłem brwi, jakby niepewny jej zachowań. - Przybywam... W pokoju...? - Zaprawdę urocze i niezwykle bawiące stworzenie.
Większość bóstw wyśmiałaby moje poczynania, spojrzałaby na mnie jak na oszołoma i rzuciła się na najwyższego, burząc się, jak to takie stworzenie mogło zasiąść na tak wysokim stołku. Większość bóstw oburzyła się, że przecież tym, co robię, uniżam ich pozycje, że przecież tak nie wolno, to nie przystoi.
Tymczasem ja najzwyczajniej w świecie zgiąłem się w pół, oddając pokłon chowańcowi, co dla niektórych było bardziej niż uwłaczające. Powiedzmy sobie jednak szczerze, stworzenia te potrafią uczynić więcej niż my, są zdolniejsi niż my, mają moce, o których nam przychodzi tylko zamarzyć, bo cóż zrobi bóstwo bez swej broni, czy podopiecznego? Demony pochwycą go bez problemu, bo zdolni jesteśmy jedynie do spełniania próśb. Głupich próśb.
Chociaż ja ich nie dostawałem, a częściej wysłuchiwałem przeklinania mnie i zarzekania się na innych bogów, iż kiedyś me czasy przeminą. Oczywiście, przecież rozwijacie się prędko, przecież prędzej czy później znajdziecie sposób, by całkiem umorzyć me działania.
- Maladie - odparłem krótko, prostując się i spoglądając na młodą damę. Nic nie zmieniło się w jej postawie.
Targanie szaty, delikatne, pociągające ku dołowi. Mój wzrok padł na wspinającego się po materiale szczura, który gotów był przyjąć swój dar i roznieść go po mieścinie.
- Wspaniałe stworzenia, nie uważasz? - mruknąłem, gładząc zwierzę po łebku. - Niezwykle inteligentne, sprytne, zwinne. Zmieszczą się dosłownie wszędzie. Jedynie paskudnie je potraktowano...

Nozomi?

Od Kushiny CD Soushiego "Gasnący Płomień"


Po tym jak Soushi opowiedział mi o sobie kolejną część, zrobiło mi się tak jakoś ciepło na sercu. Odkąd go poznałam, wydawało mi się, że chowańce mieli o wiele lepsze życie, wtedy na ziemi. Niż teraz, tutaj nie mogą sobie pozwolić na wiele, było mi go szkoda, niestety nie mogłam nic poradzić. 
-Piękne miałeś życie.- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-Kushino co byś zrobiła jakbym teraz wyznał ci miłość?- spytał, patrząc mi prosto w oczy.
-To niemożliwe...- Odpowiedziałam po chwili zawieszki, miałam wrażenie, że lekko pobladłam.
Soushi wstał w błyskawicznym tempie, przygwoździł moje ręce do materaca.. i pocałował. Poczułam szczęście i wiele innych rzeczy, jednak nie były to moje emocje. Tylko mojego chowańca, szarpnęłam się na tyle ile wystarczała moja siła. Mężczyzna oderwał się w końcu od moich war i spojrzał na mnie ponownie.
-Kocham cię Kushino- powiedział bez wahania, co tylko utwierdziło mnie w mojej teorii.
Nie wiedziałam, co zrobić, jak się zachować. Szarpnęłam się ponownie starając się uciec, kiedy to jednak nie poskutkowało, krzyknęłam głośno, prosto do jego ucha.
- Puść mnie SOUSHI!
Dopiero wtedy lis zareagował, skulił się delikatnie puszczając moje dłonie. Podniosłam się z łóżka, biorąc kilka głębszych wdechów. Dalej nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
-Kushina..- zaczął, na co ja uciszyłam go gestem dłoni.
- Nic już więcej nie mów, wystarczająco już namieszałeś- powiedziałam to.. dosyć chłodnym głosem, zdarzyło mi się to pierwszy raz. To było bardzo dziwne, tak samo jak uniesienie głosu na mojego chowańca- Wyjdź z mojego pokoju Soushi- wstałam z łóżka.
- Ale..
- Wyjdź- spojrzałam na niego hardo, na co ten usłuchał.
Zostawił mnie samą, z myślami, które za nic nie chciały opuścić mojej głowy. Zakochał się we mnie,  po prostu się we mnie zakochał. To było dziwne oraz niezręczne, mało tego. Pocałował mnie wbrew mojej woli, już drugi raz skoro on tak bardzo chce kogoś do kochania, to będę musiała unieważnić z nim kontakt. Tego bym nie chciała, ale skoro.. Ugh. Za dużo myślisz Kushina, musisz się uspokoić oraz przespać. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Kraina snów szybko zabrała mnie w moje objęcia. Następnego dnia atmosfera w świątyni była dosyć ciężka, niemiła wręcz. Zbywałam pochwały oraz komplementy soushiego jak tylko mogłam. Ustawiłam też dystans pomiędzy nami, nie chciałam aby taka sytuacja znowu miała miejsce. Miłość nie jest dla mnie. Starałam się również ograniczać nasze rozmowy do minimum. Kilka razy dałam mu też jasno do zrozumienia, fakt że nie życzę sobie takiego czegoś. Pierwszy raz w życiu byłam na kogoś zła, pierwszy raz podniosłam głos. Nie pasowało to do mnie, ani trochę

Soushi>

Bogini Mądrości- Akane



Imię: Nie przepada za swoim imieniem, dlatego rzadko kiedy przedstawia się jako Akane.
Przezwisko: Ma sporo przezwisk, lubi kiedy inni sami wymyślają dla niej oryginalne przezwiska, którym potem się do niej zwracają, jednak najczęściej używanym i ulubionym jest Chiya.
Typ bóstwa: Patronka Mądrości
Płeć: Patronka
Liczba Wierzących: 1251 ( Rozkwitający Patron )

Chyba nikt nie spodziewał się po bóstwie mądrości uroczej dziewczynki, ledwo odstającej od ziemi. Być może właśnie dlatego, że jej osoba nie spotyka się z oczekiwaniami innych, tak trudno uzyskać jej szacunek od innych bóstw. Jednak dziewczyna się zupełnie tym nie przejmuje i wykonuje swoją pracę, pozostawiając oczekiwania podobnych jej istot za sobą. Zdecydowaną część swojej uwagi skupia na swoich obowiązkach i pomocy ludziom.
Chiya jest dziewczyną, której wszędzie jest pełno. Entuzjastycznie podchodzi do wszystkiego, doszukując się zawsze dobrych stron danej sytuacji. Lubi stawiać sobie wyzwania, które podejmuje z wielkim zapałem i również z nim je kończy. Jest dokładna w swoich pracach, nie toleruje niedociągnieć, szczególnie wobec swoich wiernych, których darzy szczególnym uczuciem, wszystko musi być idealne. Uwielbia poznawać nowych ludzi, za każdym razem zadaje mnóstwo pytań, chcąc dowiedzieć się o rozmówcy jak najwięcej. Potrafi jednak zamilknąć i w milczeniu przyglądać się pozostałym, analizując w głowie ich zachowania, spojrzenia, gesty. Akane jest naprawdę dobrą obserwatorką, potrafi, jak swój ukochany Sherlock, wyciągać wnioski z najzwyklejszych faktów, w końcu uczyła sie od najlepszego.
Chyba nie istnieją na świecie takie rzeczy i sytuacje, które są w stanie zasmucić Chiyę i ostudzić jej zapał. Stara się nie przejmować potknięciami i pomyłkami, w końcu każdy błąd uczy czegoś nowego. Z każdego dnia stara się wyciągać jakieś wnioski, mimo że nie jest to najprostsze.
Dziewczyna mimo krótkiego życia wie co to znaczy smutek i osamotnienie. Jest bardzo domyślna, ale Nie doświadczyła jeszcze wszystkich uczuć i emocji, nad czym momentami ubolewa. Uważa, że to ogranicza jej wiedzę w znacznym stopniu.
Mimo swojej chęci pomocy innym, nie jest naiwną osobą. Potrafi wyczuć, gdy ktoś chce ją wykorzystać, a wtedy marny twój los. Umie pokazać rogi i dać komuś porządnie w kość, więc lepiej jej nie denerwuj.
Czasem jednak potrzebuje chwili spokoju, ciszy i smutku, dlatego wtedy zazwyczaj zaszywa się sama w pokoju. Ale takie chwile nie trwają zbyt długo.
Mimo swojej otwartości, boi się głębszych uczuć i ucieka przed zobowiązującą bliskością.
Nie jest typową czyścioszką, w jej świątyni zawsze panuje chaos, jednak ona nazywa to 'zaplanowanym nieporządkiem'. Ten nieporządek jest także oznaką tego, że kiepsko radzi sobie z organizowaniem czasu.
Potrafi mówić o pięciu rzeczach jednocześnie, dlatego często jej rozmówcy mają problem ze zrozumieniem jej i szybko się irytują. Do tego dochodzi jeszcze rzucanie zagadkami i mówienie metaforami, które mało kto rozumie.

Włosy: Bardzo długie blond włosy, które niekiedy wydają się bardziej białe, w zależności jak pada na nie światło. Mimo iż w teorii są proste, w praktyce układają się, jak żywnie im się podoba i żyją tak zwanym własnym życiem, zupełnie poza kontrolą Chiyi.
Twarz: Bardzo dziecinna, drobna z dużymi, odznaczającymi się żółto pomarańczowymi oczami, z których jednak bije naturalna mądrość.
Postura: Kto by się spodziewał, że bogini mądrości będzie niewielkich rozmiarów istotką, która bardziej przypomina swoim wyglądem dziecko aniżeli doświadczoną, inteligentną kobietę. Nie jest wysoka, mierzy coś koło 156cm, ale nie przeszkadza jej to. Już kilka osób proponowało jej chodzenie w butach z obcasem, by wyglądać na większą, ona jednak lubi swój wzrost i zdecydowanie woli chodzić na bosaka. Minusem tego dziecięcego ciałka jest brak sił, co jest niestety zupełnie nieprzydatne w walce z Akumami.
Inne: Nie przepada za swoim świątynnym strojem, którym jest jasne kimono. Dlatego zdecydowanie częściej widać ją w zwykłych strojach, głównie jej ulubionym: czarna bluzeczka bez pleców i czerwonym materiałem, który robi za spodenki. Dodatkowo jej chude ręce oplatają czerwone wstążki, które mają ukrytą symbolikę.
GłosBloodhound

Chowaniec: Upatrzyła już sobie kogoś... Pytanie, tylko czy owy duch się zgodzi.
Przyjaciele: Ta urocza istotka ma sporo znajomych, dobrych znajomych i kilkoro przyjaciół, głównie w kręgach chowańców.
Wrogowie: Zapewne jak każdy ich posiada, ale kto by się na tym skupiał?
Druga połówka: Nie spieszy się jej.

Już na pierwszej wizycie na ziemi, kupiła sobie aparat, a konkretniej polaroid. Nieco już zużyty, ale wciąż działający poprawnie.
Jest całkiem dobrym fotografem. 
Uwielbia zwierzaki. Te zamieszkujące wymiar Kami, jak i te ziemskie, nigdy nie przegapi okazji, żeby się z nimi pobawić i je popieścić.
Ma smykałkę do języków i lubi wtrącać obce słowa w swoje wypowiedzi, podobnie jak używać powiedzonek pochodzących z różnych kultur. 
W czasie swoich podróży poznała słynnego Sherlock'a Holmes'a i od razu go pokochała. czasem uda się jej zwinąć książkę z ziemi lub ją zakupić. Bałagan w świątyni zawdzięcza właśnie głównie książkom i wszechobecnym zdjęciom. 
Marzenia i sny są dla niej czymś niezrozumiałym, ale bardzo chciałaby je posiadać. 
Operator: Miśka098

Chowaniec Youkai- Nexaron


Imię: Nexaron
Przezwisko: N3X
Płeć: względnie brzydka
Rasa: Youkai
Moc: Świat Bestii - nie wdając się w wymyślne opisy łatwiej będzie się skupić na tym jakie daje ona efekty. Jej użytkownik jest w stanie otworzyć wyrwę w materii tworząc tymczasowy tunel prowadzący do miejsc, które kiedyś dane mu było widzieć.
Liczba PD: 4400 ( Obrońca Bóstwa )


Lekkoduch i wieczne dziecko. Takie właśnie pierwsze wrażenie przez większość czasu sprawia mężczyzna. Fakt, iż ponad wszystko najbardziej na świcie nienawidzi nudy i lubi gdy coś się dzieje tylko to pogłębia. Nie przejmuje się przy tym jak inni mogą na niego przy tym patrzeć. Bez wątpienia jest to coś co pozostało mu z poprzedniego życia, którego przy okazji nie pamięta. Można zatem się zastanowić jak ktoś taki został chowańcem. Jeśli przecież wierzyć potocznie przyjętym zasadom to tylko czyste dusze mogą dostąpić tego zaszczytu. Jakimi więc sztuczkami udało się się mu przekupić/oszukać/zmanipulować najwyższego boga? A może po prostu był on w stanie dostrzec więcej niż się da w pierwszej chwili...

Włosy: Mają do siebie to, że im mniej ma na sobie futra tym są dłuższe. Dlatego gdy jest w swej prawdziwej postaci zamiast nich ma po prostu ciepłe, gęste i miękkie futro. Gdy jest w formie przejściowej pomiędzy człowiekiem, a wilkiem to są one średniej długości i w artystycznym nieładzie. Gdy zaś przybiera tą najbardziej ludzką postać, a ze zwierzęcych atrybutów pozostaje mu tylko ogon i uszy stają gęste, oraz na tyle długie aby sięgać nasady pleców
Twarz: Smukła? O delikatnych rysach? Zazwyczaj lekko uśmiechnięta, ale w oczach daje się dostrzec, że to tylko do czasu póki nie sprawiasz jemu kłopotów. Czego więcej oczekujesz od mężczyzny? Po to masz zdjęcia abym nie musiał się tutaj rozpisywać.
Postura: Wysoki, bo sięgający wzrostem dwóch metrów i dobrze zbudowany mężczyzna. Mówię tutaj poważnie... To ponad 100 kg żywej wagi, więc byle co, ani kto tak łatwo nie ruszy go z miejsca. Zazwyczaj chodzi lekko pochylony ku przodowi jakby szykując się do skoku na ofiarę, bo żyjąc jako wilk zdążył się odzwyczaić od chodzenia na dwóch łapach.
Głos: normalny, wesoły, z rana zaspany, ciepły, oschły, po prostu zależenie od sytuacji

Bóstwo: brak
Przyjaciele: brak chętnych
Wrogowie: jak wyżej
Druga połówka: jak wyżej

Jego uszy i ogon są wrażliwe na dotyk. Nie na tyle aby było to coś co ktoś mógłby wykorzystać przeciw niemu, ale na co zareaguje wrogością jeśli uczyni się to bez pozwolenia.
lubi gdy coś się dzieje, dlatego czasami miesza innym w życiu, a czasami sam idzie robić rzeczy, które nie przystoja chowańcom
jednocześnie potrafi napawać się chwilą ciszy i spokoju, aby tylko nie trwała za długo
w swej prawdziwej (wilczej postaci) jest znacznie większy, wyższy i silniejszy, do tego stopnia, że spokojnie w ostatecznościmoże może przewoziź pasażerów na swym grzbiecie
ma naturalnie podwyższoną temperaturę, więc nigdy mu nie jest zimno, ale za to potrafi zjeść za trzech
nie pamięta swojego poprzedniego życia, ale wiedza i umiejętności jakie posiadał pozostały z nim po przemianie
Operator: 0nexaron0@gmail.com

Chowaniec Youkai- Sekhme

Imię: Stracił pamięć o życiu na Ziemi. Nastąpiło to prawdopodobnie w chwili śmierci, bo gdy stanął przed sądem, niczego nie potrafił sobie przypomnieć, włącznie z imieniem.
Przezwisko: Pseudonim, który wymyślił na poczekaniu traktuje jak nowe imię. Każdemu przedstawia się jako Sekhme.
Płeć: Mężczyzna
Ranga chowańca: Zółtodziób
Punkty doświadczenia: 950
Rasa: Youkai, a dokładniej - kruk.
Moc: Krew Sekhme jest niczym innym jak śmiertelną trucizną, która weżre się w skórę, pochłonie mięśnie, kości, zatruje krew i połknie serce. To jednocześnie jego przekleństwo, jak i broń, bo z mocą, jaką został obdarzony przez bogów, czyni siebie chodzącą śmiercią. Umiejętność Sekhme opiera się na manipulacji krwią. Może kontrolować zarówno swoją krew, jak innego stworzenia, jednak w drugim przypadku jest to bardzo męczące dla Sekhme, dlatego gdy sytuacja tego nie wymaga, używa jedynie swojej krwi. Chociaż i to stara się ograniczyć z wiadomych powodów. Ani tego nie lubi, bo ta umiejętność go przeraża, a i jak każdy - nie ma nieskończonej ilości krwi.
Charakter: Obraz nędzy i rozpaczy. To jedno z najtrafniejszych określeń, jakie może przyjść do głowy po poznaniu Sekhme. Nie dość, że już wystarczająco dobrze upodobnił się do trupa z wyglądu, jeszcze lepiej podjął się tej roli pod względem zachowania. Pustka w jego oczach doskonale określa nastawienie do całego świata. W odróżnieniu do większości mieszkańców raju, jego już nic nie cieszy, a nawet jeśli, udaje obojętnego wszystkiemu, co go otacza, ponieważ uważa, że on nie ma prawa na nowo zacząć być szczęśliwym. Piętno kary, nadanej przez byłego pana, zbyt mocno odbiło się na charakterze. W tym samym czasie odrzucił tlące się w sercu ciepło na rzecz chłodnego opanowania i ignorancji. Jego osobowość przepełniła się zimnem. Ono zmusza go do nazywania uczuć słabościami, a Sekhme - taki słaby i zmęczony, łatwy do zniszczenia - nie może pozwolić sobie na okazywanie słabości, choć nie zawsze jest to tak skuteczne, jakby tego chciał. Dlatego, żeby zachować pełną ostrożność, zaczął odpychać ludzi, a coraz bardziej cenić ciszę i jedynie własne towarzystwo. Nie wyklucza to jednak uczucia zagubienia, a w miarę oddalania się od wszystkich innych, jednocześnie skazuje się na nieuniknioną samotność. Ucieka do niej, bo jest przerażony. Boi się, że ktoś znów go zdepcze i przyprawi o nowe cierpienia. A jednak na przekór temu, ile on zniósł, nie potrafi obarczyć tym samym innego człowieka. Paradoksalnie to osoby, które cierpią najbardziej, starają się, żeby nikt nie musiał przechodzić tego samego, więc pomaga jak może, gdy nikt nie zwraca uwagi na jego poczynania. Sam nawet pomimo szczerych chęci, już nie potrafi przyznać się, że chciałby uzyskać odrobinę troski albo poprosić o pomoc, to dla niego zbyt wiele. Sekhme jest bardzo dokładny i sumienny w wykonywaniu swoich obowiązków. Lubi, gdy wszystko idealnie ze sobą współgra, ale co się z tym łączy – często jego praca jest rozciągnięta na dłuższy okres czasu. Wprawdzie jemu cierpliwości nie brakuje, ale innym często się to nie podoba. Uważa, że nie musi się spieszyć. Życie wszak nie zając, nie ucieknie. Chyba.
Aparycja:
  • Włosy: Niegdyś starannie układane, gładkie i błyszczące kosmyki w kolorze platynowego blondu, dzisiaj są jedynie rozczochraną plątaniną wypłowiałych włosów. Zmatowiały i osłabły przez lata wewnętrznego cierpienia.
  • Twarz: Czasem Sekhme słyszy szepty niektórych bóstw o tym jaki był piękny. Wciąż jego byli przyjaciele pamiętają owalną twarz z trójkątną, ostro zarysowaną szczęką i podbródkiem. Tak radosne, pełne życia, błękitne oczy przepełniły się pustą szarością, a dawna iskra w nich wypaliła się, zostawiając jedynie popiół. Wąskie usta rozciągnięte w uśmiechu, zacisnęły się i nikt już nigdy nie usłyszał jego głosu. Ludzie wątpią czy jeszcze pamięta jak się mówi. 
  • Postura: Przeciętny to dobre określenie dla człowieka z metrem i osiemdziesięcioma dwoma centymetrami wzrostu. Niekiedy jednak przerasta niektórych mężczyzn, a kobiety w szczególności. Nie lubi tej cechy, chociaż hipotetycznie jest ona cechą dobrą, ale osoba pragnąca życia jedynie jako cień własnego cienia, inaczej patrzy na pewne aspekty. Dawniej uchodził za silnego, pełnego energii mężczyznę z wysportowanym, umięśnionym ciałem. Z czasem jednak wychudł, stając się marnym i chudym jak tyczka chłopcem, w dodatku zgarbił się, chcąc unikać uwagi innych.
  • Inne: Jak na krucze Youkai przystało, Sekhme dostał od bogów potężne skrzydła, pokryte czarnym pierzem. Były na tyle silne, że potrafił latać. Uwielbiał to, pomimo tego, że to wymagająca wiele energii umiejętność, w każdym razie to już jest nieistotne. Lewe skrzydło Sekhme zostało mocno okaleczone, zaś po prawym został niewydolny kikut z kilku kości. Aby ukryć swoje ciało i utracony atrybut, zaczął nosić czarny płaszcz, przewinięty pod szyją szalikiem byłego bóstwa Sekhme, a twarz zasłonił czaszką jakiegoś zwierzęcia z rogami. 
Głos: Michael Barnes
Bóstwo: Służył już jednemu bóstwu - Bóstwu Okrutnej Wojny. Był to jednocześnie jego pierwszy pan, którego chronił przez bardzo długi czas i był mu wierny jak przysłowiowy pies, bo pomimo bezwzględności i braku skrupułów, zachowywał się wobec Sekhme bardzo troskliwie, przynajmniej do czasu. Do czasu, w którym Sekhme popełnił pierwszy błąd w swoim zadaniu i doprowadził misję pana do porażki, wtedy bóg rozwścieczył się tak bardzo, że skrzywdził swojego chowańca w okrutny sposób. Rozerwał jego skrzydła, okaleczył ciało, a w krew wepchnął chorobę, która powoli zabija go od środka. Po wszystkim zostawił Sekhme samego. W ten sposób zraził się do służby bóstwom, unika znalezienia sobie kolejnego boga, co nie przychodzi mu z trudem, bo w końcu mało kto zechciałby wziąć pod swoje skrzydła umierającego kruka.
Relacje:
  • Przyjaciele: Jedynie samotność się o niego upomina.
  • Wrogowie: Ukrył się w swoich skrzydłach i udaje, że nie istnieje.
  • Druga połówka: Miłość uważa za coś zgubnego.
Ciekawostki:
  • Organizm Sekhme nie reaguje na toczącą się w jego żyłach truciznę, ponieważ został do tego przystosowany w chwili stania się boskim chowańcem.
  • Próbował pozbyć się choroby, narzuconej przez bóstwo, lecz na marne. Sekhme został skazany na długie cierpienie i powolne umieranie pod jej naporem.
  • Twierdzi, że nienawidzi kwiatów, jest to oczywiście kłamstwo, ponieważ w rzeczywistości kwiaty są jedyną rzeczą, która sprawia, że Sekhme może poczuć się swobodniej. Kiedy nikt nie patrzy, lubi się nimi zajmować i właściwie można powiedzieć, że kwiaty są jego jedynymi przyjaciółmi.
  • Ma bardzo szeroką wiedzę na temat roślin, z czego od razu zrobił pożytek. Sekhme znalazł inne zastosowanie dla swojej krwi. W połączeniu z odpowiednimi składnikami, zauważył lecznicze właściwości, dlatego zaczął ją wykorzystywać również do leczenia chorób i ran.\
  • Obwinia się za porażkę misji jego dawnego pana, dlatego, aby obłożyć się większą karą, nosi jego szal. To forma przypomnienia, że był okropnym towarzyszem.
Operator: Ununquadium

Od Ragnara do Shiarou "Ogień zwalczać ogniem"

   Tu nie chodzi o siłę w pięściach, zaostrzenie klingi, charakter zbója, żeby siać zamęt na zapleczach miasta. Wystarczą palce złodzieja, jego dobrze wykorzystany spryt, czasami dyplomacja, a najczęściej trochę czarowania słowami, które mogą zastąpić cały ten syf na niektórych ulicach. A chociaż w tym pokojowym jak cholera wymiarze ciężko o konflikty, trzeba mieć przygotowany as w rękawie. Nie jestem wyjątkiem – tak jak inni bogowie robię to, do czego mnie stworzyła siła wyższa. A że okradam, to moja wina? Lubię to, ułatwia mi pierdyliard różnych rzeczy, a nie czuję żadnego poczucia winy. Jednakże to prawdopodobnie tylko i wyłącznie przez mój barwny temperament. A ten temperament też uzasadniał całe moje nastawienie do życia; w tym przypadku zirytowanie coraz większym gronem, zbierającym się na rynku. Świat ludzi? To było dopiero coś. Ogromnym plusem takich tłumów okazało się to, że byli kompletnie zakręceni. Wystarczało przecisnąć się przez szczelnie przylegających do siebie ludzi, wówczas moja zwinna dłoń przeszukiwała ich każdą większą kieszeń albo mniejszą, o ile coś błyszczącego z niej wystawało. Ludzie byli tacy nieuważni. Nie to co bogowie, których strach okradać. Może się okazać, że jeden to bóg piorunów, a drugi jakiegoś ognia, i już jesteś skończony na każdej płaszczyźnie.
   Młody chłopak tęgiej budowy trzymał w kieszeni papierosy. No właśnie, trzymał. Zaledwie kiedy nasze ramiona ostatni raz się ze sobą starły, a on mnie minął, zacząłem kręcić niebieskim pudełeczkiem w palcach. Rytm mojego serca ani nie przyspieszał, kiedy sięgałem co chwila ręką po nowe rzeczy. Jednakże odkryłem, że brakuje mi zapalniczki, by spróbować z powrotem tego syfu. Pozostaje mi walczyć z ochotą na kolejne pety.
   Bez wahania odebrałem pierwszą lepszą zapalniczkę od przechodnia i ustawiłem ją na wysokości ust, gdzie trzymałem papierosa. Zdążył się delikatnie zajarzyć, gdy starszy głos uderzył w moje uszy tak wyraźnie, jakby tylko jego właściciel znajdował się na rynku. Ale miasto było dzisiaj nadzwyczaj pełne.
   - Pieprzony złodzieju!
   - Nawet nie zamierzałem cię okraść, szacunku trochę. Nie widziałeś mnie w prawdziwej akcji.
   Każda zmarszczka na twarzy staruszka zawarła w sobie jeszcze więcej nienawiści, niż wcześniej. Zbliżył się do mnie z zamiarem odebrania zapalniczki, ale spotkał się z moją wyprostowaną dłonią. Zasygnalizowałem mu krótkie „daj no moment”. Gdy tylko ku moim nozdrzom zaczął unosić się dym, z krzywym uśmiechem oddałem mu zapalniczkę.
   Nie czułem nic. Nigdy nie czułem ani to skruchy, ani współczucia – prawdopodobnie nawet gdyby zapalniczka okazała się ostatnim przedmiotem tego mężczyzny, westchnąłbym, powiedział, że takie życie i to tyle. Zniknąłbym z nic nieznaczącą świadomością, że pozbawiłem kogoś być może prawdziwego majątku. A co mnie to obchodzi? Szedłem śladem paru młodych ludzi; zmysł mnie nie zawiódł i poprowadził prosto pod jakiś prosty bar. Wiatr zawiał mocniej, poruszył tabliczką, która ledwo wisiała pod sufitem, obok drewnianych drzwi. Głosy tych wszystkich bawiących się ludzi naraz zadudniły mi w uszach. Bogowie nigdy nie byli tak bezwstydni; powędrowałem wzrokiem na całkowicie napitą dziewczynę i ten widok skrzywił mi twarz. Usiadłem zaraz obok dziewczyny o zbyt charakterystycznych włosach. Końcówki, ułożone tuż obok twarzy, przechodziły w biel, a reszta była całkowicie czarna. Może granatowa. Światło padające strumieniem z góry wcale nie ułatwiało mi tej widoczności. Czapka na głowie wydała mi się aż nadto podejrzana. Lecz lada moment jakiś zmysł, o którym nie miałem pojęcia, odkrył jej aurę i wówczas jasne się dla mnie stało, iż to bezbożny chowaniec. Zważając na jej wygląd, mogłem nazwać ją nawet przybłędą. I nie zwróciłbym uwagi na nią większej uwagi gdyby nie złoty naszyjnik, który łagodnie opadał między jej piersi.
   - Cześć, Husky, nie zgubiłaś się? – spytałem, omiatając wzrokiem jeszcze raz całe pomieszczenie. W atmosferze utknął zaduch alkoholu. Było okropnie. Ułożyłem łokcie na blacie i moja głowa odwróciła się w stronę chowańca. Może warknie albo coś?
   - Nie jestem psem, koteczku. I doskonale wiem gdzie jestem.
   Pociągnęła szklankę piwa i powędrowała wzrokiem prosto na mnie. Spotykając jej spojrzenie, uświadomiłem sobie, że nie wygląda na tak bardzo wstawioną. Szkoda, trudniej mi będzie ją okraść. A to pies. Nie wiadomo jak dobry węch ma, a znając życie, za swoim breloczkiem poleci na drugi koniec miasta.
   - Taa, lubię świadome laski. A uważne jeszcze bardziej. – Przewróciłem oczami, zauważywszy jak dziewczyna non stop trzyma go w ustach, bawi się nim i ślini. No, jak nie ma psich genów to jestem bardzo poruszony. 
   - Co to? – Cały czas śledziłem wzrokiem jej naszyjnik. 
   - Nie widzę, ściągnij. 
   Ściągnęła, schowała w kieszeni i wyciągnęła na nowo. Zaledwie wywróciła oczami, jak ja przed momentem, i wzrokiem zasygnalizowała mi, bym wyciągnął rękę. Zdążyłem poczuć ciepłe złoto na rękach, a lada chwila przedmiot najzwyczajniej w świecie rozpłynął mi się przed oczami. Zmarszczyłem brwi.
   - Jak to zrobiłaś? – Poczułem, że jednak coś w tym szarym świecie jest w stanie wywołać we mnie przynajmniej cień zaskoczenia. Ale musiałem przyznać, że zainteresowało mnie to, co zrobiła.
   - Moc iluzji – powiedziała całkowicie obojętnym tonem. Podała mi prawdziwy naszyjnik, a ja zacisnąłem go w dłoni i natychmiast zacząłem ją zagadywać. Słowa płynęły z moich ust zupełnie losowo; szklanki z okropnym piwem nie miały końca, a gdy tylko stwierdziłem, że z jej nadszarpniętej, psiej pamięci, umknęła już myśl o naszyjniku, rzekłem:
   - Dobra, ja się zbieram piesku. Do zobaczenia w innym wymiarze!
   Mówiłem to bez grama entuzjazmu, jakby istota nudnego świata całkowicie we mnie wsiąknęła. Ale wiedząc, że zrobiłem to, co chciałem, mogłem wyjść bez żadnej skruchy. Włożyłem ręce do kieszeni i wrzuciłem tam złoty naszyjnik, wpijający się w moją skórę na dłoni. Błyskotka na nim zawieszona posiadała zaostrzone krańce, które przeszkadzały mi bardziej niż to się wydawało – jakiś patent na złodziei? Mijałem kurczący się co chwila tłum. Na niebie powoli odmalowywała się czerń, ścierając się z jeszcze pomarańczowymi barwami horyzontu. Zakręciłem w uliczkę i usłyszałem warknięcie, które sprawiło, że momentalnie odwróciłem się plecami do – jak się okazało – ślepej uliczki.
   - Jaki ze mnie bóg złodziei, musiałaś tak węszyć? – W moim głosie zawisła udawana pretensja. Nie doceniłem jej.

Shiarou?

Od Demani Do Letho "Miłe złego początki"

Powoli pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi. Kiedy tylko to zrobiłam, ciepłe powietrze po prostu buchnęło mi na twarz a zapach alkoholu sprawił, że mimowolnie się skrzywiłam. Zamknęłam za sobą drzwi, ściągając płaszcz, jeszcze chwila, a się tutaj ugotuję. Zajęłam byle jakie wolne miejsca, znajdujące się w bezpiecznej odległości od trzech, wesoło podśpiewujących Kitsune. Niektórym bogowie pozwalają najwidoczniej na zbyt wiele. Pokręciłam głową, rozkładając na stoliku swoją nową zdobycz ‘’Legendy Bractwa Inugami’’ którą dosłownie przed chwilą nabyłam w księgarni. Może nie było to idealne miejsce w którym mogłam w spokoju coś poczytać, ale zdążyłam już do tego przywyknąć. W dodatku w całym wymiarze nie potrafiłabym znaleźć tak wspaniałej, cesarskiej herbaty. Musiałam wyglądać nietypowo, z książką oraz filiżanką herbaty kiedy to wokół mnie alkohol wręcz lał się po stolikach. Starsza kobieta widząc mnie, uśmiechnęła się wyciągając przy okazji zestaw do parzenia herbaty. Z tego co pamiętam, chwaliła się kiedyś, że jest chowańcem jakiegoś ważnego bóstwa. Niestety bóstwo to posiada również kilka innych, bardziej użytecznych chowańców przez co staruszka miała praktycznie całe dni dla siebie. Mi na jej miejscu byłoby przykro, jednak ona zdawała się być szczęśliwa tym, że może przynależeć do tak wspaniałej osoby. Zawsze kiedy tak wychwala swojego bożka, mam ochotę parsknąć śmiechem i nabluzgać na jego świętobliwość. Nigdy nie rozumiałam bóstw, które przygarniały nowych chowańców skoro nie zamierzali z nich korzystać – pozycja. Nawet w tym świecie bogowie dzieli się na tych lepszych i gorszych…
- Dobry kochaniutka – z moich rozmyśleń wyciągnął mnie jej nieco ochrypły i wysoki głos – Jutro minąłby drugi tydzień kiedy ostatni raz do mnie przyszłaś. Zaczynałam się już niepokoić, że dorwało Cię jakieś bóstwo i już nie wrócisz do nas – zaśmiała się.
- Niestety, dalej pozostaję bezpańska – uśmiechnęłam się cierpko wyciągając dłoń w stronę tacki z herbatą.
- Ile to już lat?
- A z dwadzieścia? – wzruszyłam ramionami popijając herbatę.
- No widzisz – zachichotała – Odkąd ja zostałam przygarnięta…
Wzdrygnęłam się na myśl o słuchaniu tej przeklętej historii po raz któryś. Nie dokończyłam nawet swojej herbaty, po prostu wstałam, rzuciłam kobiecie monety na stół i mruknęłam pod nosem, że coś mi wypadło. Staruszka spojrzała na mnie zdziwiona po czym jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się i zaczęła zbierać ze stołu, już po chwili przepychając się pomiędzy uchlanymi Kitsune. Nie wiem jak ona to robiła, ale wystarczyło, że raz podniosła głos i cała zgraja ucichła.
~
Rozczesałam palcami swoje długie włosy, rozglądając się przy tym czy nikt za mną nie idzie. Ponieważ nie posiadałam bóstwa, nie mieszkałam w świątyni a w jednej z biedniejszych i zapyziałych dzielnicach tego miasta. Ktoś z wyższych sfer, nawet nie zdawałby sobie sprawy, że domy takie jak przykładowo mój, nadal istnieją. Nie mieszkałam tutaj oczywiście sama, dzieliłam dom jeszcze dwiema innymi bezpańskimi brońmy, jednak rzadko kiedy miałam czas na to, żeby z nimi porozmawiać. Właściwie to nawet nie przepadałam za nimi, wydawały się zbyt zrzędliwe i aroganckie. Całymi dniami nie robiły nic prócz narzekania, jak to inne chowańce mają lepiej. Zbliżając się do naszej ‘’uroczej’’ chatki dostrzegłam jakiegoś mężczyznę, który stał przed drzwiami wejściowymi. Wyglądał tak, jakby zastanawiał czy wejść do środka, czy też po prostu sobie iść. Wybrał to drugie. Normalnie zignorowałabym kogoś takiego i po prostu go minęła, ale nie tym razem. Pobiegłam za nim, krzycząc żeby się zatrzymał. Mężczyzna, nieco wyższy niż ja (iksde) zatrzymał się i spojrzał na mnie ponuro, cała pewność siebie jakoś ze mnie zleciała.
- Mogę Ci w czymś pomóc? Może szukałeś którejś z moich współlokatorek… mogę coś przekazać – zaoferowałam swoją pomoc. Im dłużej obok niego stałam, tym bardziej odczuwałam jakąś ponurą, przytłaczającą moc.

Bóg zniszczenia- Letho

Imię: Letho
Przezwisko: Jeszcze żadne się do niego nie przylepiło.
Typ bóstwa: Bóg zniszczenia, destrukcji. Sprowadza na ludzi wszelkie klęski i nieszczęścia.
Płeć: Bóg
Ranga bóstwa: Początkujące bóstwo
Ilość wierzących: 41
Charakter: Letho jest bardzo specyficznym bogiem. Wiele osób na początku po prostu go nie lubi i potrzebuje czasem żeby się do niego przekonać i przyzwyczaić. Potem jest już zupełnie inaczej. Wszystko wynika z tego, że bardzo się stresuje spotkaniami z nowymi osobami, więc z nerwów zachowuje się w dziwny sposób.
Do większości osób podchodzi obojętnie. Jeżeli kogoś nie zna, lub nie za bardzo lubi to nie interesuje się nim i nie obchodzi go co się z tą osobą stanie. Łatwo u niego trafić na listę osób, których nie lubi i które trzeba zniszczyć.
Gdy ktoś znajdzie mu za skórę będzie się mścił i łatwo nie wybaczy. Nie potrafi odpuszczać.
Gdy uważa, że ma rację będzie spierał się do samego końca. Często żartuje i w żartach dokucza innym.
Naturalny, przez dziedzinę jaką ma pod opieką, jest dla niego gniew. Łatwo można go zdenerwować. Jednak za wszelką cenę stara się kontrolować i nie wpadać w szał. Nie może sobie na to pozwolić, chce iść na przekór temu przez co został stworzony. Z tego samego powodu oszukuje sam siebie i pomimo że destrukcja sprawia mu przyjemność, wmawia sobie, że tak nie jest. Zabijanie nie wyzwala w nim żadnych emocji. Może to zrobić od tak, ze spokojem i bez żadnych wyrzutów sumienia później.
Aparycja:
  • Włosy: Średniej długości, gęste i kruczoczarne. Zawsze pachną mięta i cynamonem, tak już ma od zawsze. Niektórzy lubią dotykać włosy Letho, przez to że są takie puszyste i miękkie jednak jemu nie za bardzo się to podoba.
  • Twarz: Delikatna i blada, nadająca Letho wrażenie lekko znużonego. Sprawia wrażenie, że Letho ma koło siedemnastu lat. Oczy są zmienne. Na ogół czarne, jednak gdy wpadnie w szał, przybierają krwistoczerwoną barwę.
  • Postura: Średniego wzrostu bóg mierzący około sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. Jest dość szczupły z lekko zarysowanymi mięśniami i widocznymi obojczykami. Jego ciało jest po prostu zwykłe, niczym się nie wyróżnia.
  • Inne: Ma wytatuowaną cała lewą dłoń na czarno (KLIK). Zrobił ten tatuaż kiedyś na ziemi. Oprócz tego nie ma żadnych bliz lub znamion. 
GłosLes Friction
Chowaniec: Na razie brak.
Broń: Jak wyżej, ale ma już kogoś na oku.
Relacje:
  • Przyjaciele: Może kiedyś jakichś znajdzie?
  • Wrogowie: Na razie brak, ale z pewnością wkrótce się to zmieni.
  • Druga połówka: Nie, nie, nie. Na razie nikogo nie poznał no i pewnie nigdy nie pozna.
Ciekawostki:
  • Zawsze pachnie mięta i cynamonem, a w szczególności jego włosy.
  • Czasami, w odpowiednim świetle końcówki jego włosów są białe.
  • Uwielbia węże. Zastanawia się czy nie zacząć jakiegoś hodować.
  • Bardziej zainteresowy jest bogami aniżeli boginiami.
  • Bardzo lubi tatuaże. Na razie ma tylko jeden, ale dość duży, na ręce. W przyszłości chce mieć ich więcej.
  • Nie przepada za swoją domeną i chciałby ją zmienić dlatego bardziej przychylnie patrzy na prośby, i modły kierowane w stronę księżyca.
  • Nie lubi ciepła i słońca. Woli gdy jest chłodno i ponuro. Najbardziej odpowiada mu poruszanie się nocą. 
  • Jego ulubiona porą roku jest zima, a lata szczerze nienawidzi.
Operator: Shiro

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Z uśmiechem na twarzy założyłem wianek zrobiony od Kushiny, niezbyt lubiłem nosić coś na głowie, ale to od Kushi nie mogłem odmówić.Po założeniu spojrzałem na boginię,która kręciła się z radości i wyglądała jakby chciała zadać pytanie.
-Soushi spełnijmy dzisiaj prośbę tamtego człowieka.-Poprosiła patrząc mi w oczy.
-Dobrze,ale pod jednym warunkiem.-Powiedziałem stanowczo.
-Hmmmmmm?
-Przez całą drogę będę cię nieść na rękach i nie uznaję sprzeciwu.
Kobieta skinęła głową na znak zgody. Stanęła,już ciała iść,ale ja ani drgnąłem.
-Co jest Soushi?
-Całą drogę powiedziałem,prawda?-Uśmiechnąłem się szyderczo.
Sam stanąłem wziąłem ją na ręce i zmierzaliśmy ku ziemi.Gdy stanąłem na ziemi od razu zapaliłem 2 ogony na wszelki wypadek.
-To gdzie mieszka ten człowiek?-Spytałem przechylając głowę z uśmiechem na twarzy.
-Posiada gospodarstwo,więc niedaleko.-Odwzajemniła mój uśmiech.
Podczas drogi spotkaliśmy kilka akum,ale one nie popełniały ani kroku,gdy spoglądałem na nie od razu odwracały swój wzrok od nas.Próbowałem dogadać się z Kushi o następny wspólny dzień pełny niespodzianek moich,stanowczo odpowiadała,że dzisiaj nie mamy zbytnio czasu.W mojej głowie pojawiła się myśl by pobyć z nią w nocy i zapewnić nawet przyjemnych momentów i poznawania mnie bardziej.Po 20 minutach doszliśmy do gospodarstwa tego człowieka i jak już mogliśmy zauważyć nie było najlepiej,było słychać oszczerstwa i hałas domowników dobiegający z obory.
-Kushi zrób coś z tym, nie mogę tego słuchać.-Skuliłem uszy w błagalnym geście.
Postawiłem  boginię na ziemię ona zaczęła odprawiać swoją boską moc,którą nijak nie mogłem pojąć działania i budowy.
Głosy i zamieszanie ucichło z budynku,można było usłyszeć śmiechy i rozmowy dwóch rodzin,które się pogodziły dzięki mojej pięknej damie.Wziąłem ponownie Kushi na ręce,obróciłem się i spostrzegłem gromadę akum. Natychmiastowo zapaliłem pozostałe ogony i z Kushiną na rękach przeleciałem przez wszystkie akumy robiąc wypalone dziury w każdej z nich w kształcie koła z 9 ostrzami,każde inne.ale jednocześnie podobne.Spojrzałem na Kushinę patrzyła na mnie zmartwiona tymi swoimi pięknymi oczyma.
-Nic ci nie jest Kushi?-Spytałem opiekuńczo.
-Dzięki tobie nic.-Skinęła.
Szybko wróciliśmy do wymiaru Kami,przechodziliśmy przez miasto,Kushina była zdezorientowana lekko,ponieważ wciąż niosłem ją na rękach a niektórzy plotkowali,że chowaniec uwiódł bóstwo,natychmiast byli uciszeni przez innych ostrzeżeniem,że to jest Shiro Akumu. Wszedłem z Kushi przez drzwi świątyni i położyłem ją na łóżku.Odszedłem od łóżka i skierowałem się do kuchni,stanąłem w drzwiach i popatrzyłem chwilę na Kushinę,to piękno kochałem i będę kochać. W kuchni przyrządziłem kolację dla nas.zaniosłem kolację bogini prosto do jej łóżka.Wchodząc przez drzwi zauważyłem,że nadal leży rozwalona na łóżku i spodziewałem się momentalnego wstania z jej strony gdy przyjdę z śniadaniem,nie pomyliłem się wcale w jej reakcji.Zjedliśmy razem kolację,gdy skończyliśmy była już noc,zaproponowałem Kushi,że jak wcześniej się umyjemy to opowiem jej trochę historii.
Zaskakująco szybko stanęła z łóżka,wzięła swą piżamę i pobiegła pod prysznic.Szybko się umyła pomimo letniej wody i kazała mi się iść myć,posłusznie wykonałem polecenie,ale nie tak szybko jak ona to zrobiła.Wyszedłem w samych spodenkach z łazienki,wróciłem do pokoju,spojrzałem na lekko zaczerwienioną Kushinę,specjalnie się niezbyt spieszyłem z założeniem koszulki,w końcu ją założyłem a Kushi już chciała historię usłyszeć.
-No to zacznijmy od wprowadzenia.-Zacząłem opowiadać leżąc na materacu i patrząc w sufit.-Dawno temu po skończeniu szkoły dostałem propozycję dołączenia do wojska,naturalnie odmówiłem pod pretekstem spokojnego życia i dokształcenia swoich zdolności to było bujdą ponieważ nikt inny nie posługiwał się tak zręcznie mieczem jak ja.Zawsze na bankietach byłem wyzywany na sparing przed obecnymi ludźmi,nie jeden mistrz miecza się uginał.W końcu trafiłem na starszego mężczyznę,który prawie mi dorównywał,ale za bardzo napierał i się cofał nagle nie kończąc pchnięcia.Widziałem strach w jego oczach i ostatnią szansę na wygraną.Kopnął mnie,sparowałem kopniak mieczem a on w tym czasie zrobił obrót i wymierzał cios z góry,postawił na ostatnią kartę,sparowałem miecz rękojeścią swego własnego.Staruszek odsunął się i pobladł,było widać po nim zmęczenie.Poddał się i mi pogratulował,od tamtej pory jeździłem na różne zawody i szkoliłem się pod jego okiem.Koniec.
-Piękne miałeś życie.-Uśmiechnęła się Kushina.
-Kushino co byś zrobiła jakbym teraz wyznał ci miłość?-Spytałem patrząc w jej oczy.
-To niemożliwe...-Zbladła nagle.
Szybko wstałem,przyparłem jej ręce do łóżka i pocałowałem namiętnie w usta,czułem szczęście i zaspokojenie.Oderwałem się od jej warg i spojrzałem na nią błagalnymi oczami.
-Kocham cię Kushino-Powiedziałem to bez wahania a ona się zaczerwieniła jak nigdy dotąd.

Kushina?

sobota, 30 grudnia 2017

Od Kaede CD May "Dni mojej śmierci"


Otworzyłem oczy i zobaczyłem sufit pokryty misternymi malunkami kwitnących i pączkujących kwiatów. Ich barwne kielichy oświetlane były przez tańczące plamki światła, beztrosko pląsające po całym pokoju. Na skórze poczułem ciepły podmuch wiatru niosącego słodki zapach świeżych onigir*. Kuszony zapachem, spróbowałem wstać ale dopadł mnie straszny ból całego ciała. Zdusiłem krzyk i upadłem na miękki dywan znajdujący się przy posłaniu. Ponownie spróbowałem wstać. Ale po chwili spowrotem znalazłem się na podłodze, ze względu na potworne zawroty głowy, które mnie dopadły.
Zaraz też wszedł do pokoju pomógł mi ponownie ułożyć się wygodnie na łóżku. Bardzo powoli i ostrożnie usiadłem na posłaniu, a tajemnicza osoba położyła mi miękką poduszkę pod plecy.

- Widzę, że już się obudziłeś! - przemówił ten ktoś. Spojrzałem w jego kierunku i zamarłem

Była to cudnej urody dziewczyna o pięknych roziskrzonych oczach. Naprawdę ciężko jest opisać taką urodę! Była posiadaczką pięknych aczkolwiek niezwykłych włosów. Miały one kolor fiołkowy. Miejscami ciemniejszy. Gdzieniegdzie jaśniejszy. Upięte były jedynie spinką w kształcie cudnego kwiatu. A reszta jej lawendowych pukli opadała falami wzdłuż ramion. Oczy dorównywały włosom, a nawet je przewyższał pod względem piękna. Były one duże, ciemno fioletowe i jakby oprawione długimi czarnymi rzęsami. Patrzyły na świat z radością oraz chęcią pomocy innym.

- Jestem May! Bogini Szczęścia! A ty?
- Bo...bogini?! - spytałem nie mogąc uwierzyć w jej słowa
- Tak. A ty kim jesteś?
- Ja….Ja jestem Yamakazi. Kaede Yamakazi - odparłem próbując pokłonić się przed tak ważną osobistością
- Nie trzeba! - krzyknęła powstrzymując mnie od jakichkolwiek ruchów - teraz musisz wypocząć.
- Dziękuję za gościnę ale chyba powinienem wrócić do domu… Pani rozumie?

* słodkie ciasteczka ryżowe, uwielbiane przez Kede

< Bogini? >

Od Kushiny CD Soushiego "Gasnący Płomień"


Obudziłam się wypoczęta i zrelaksowana, słońce świeciło już wysoko na niebie, co oznaczało dla mnie tylko jedno. Pospałam sobie trochę dłużej niż planowałam, ale cóż się dziwić, wczorajszy dzień był serio wyczerpujący. Właśnie.. Powróciłam wspomnieniami do tego pocałunku, który był nagły, niespodziewany. Nie wiedziałam, jak na niego zareagować więc po prostu ukryłam się pod kołdrą. Możliwe, że moje policzki lekko się zaczerwieniły, zrobiłam to nieświadomie. Ah ten Soushi.. Co mu po tej głowie chodziło, jedyne co mi przychodziło na myśl to to, że mógł się we mnie zauroczyć. Widziałam już kilka takich sytuacji na ziemi, kiedy zauroczenie miało miejsce. Niestety nie byłam tego stu procentowo pewna. Czas pokaże, teraz nie pora wyciągać pochopnie wniosków. Poleżałam tak jeszcze chwile, zanim to nie wstałam z łóżka. Swoje kroki skierowałam w stronę kuchni, na korytarzu natomiast poczułam przyjemny zapach śniadania. Unosił się on w powietrzu i ciągnął mnie swoją niewidzialną dłonią do przodu. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam nie kogo innego, jak mojego chowańca.
- Dzień dobry Kushi- zaczął, nawet nie spoglądając w moją stronę.
- Witaj Soushi, musiałeś bardzo wcześnie wstać - podeszłam bliżej, spoglądając na jedzenie.
- Żaden problem, dla Ciebie wszystko moja bogini- ukłonił się- Chodź, bo zaraz Ci wystygnie- spojrzał na mnie, uśmiechając się przy tym niewinnie. Zupełnie jak małe dziecko.
- No już już idę- uspokoiłam go gestem ręki, zaraz siedziałam obok a na moim talerzu wylądowały smaczne rzeczy.
- Smacznego- usiadł naprzeciw, spoglądając mnie z ciekawością.
- Ale chyba zjesz ze mną prawda? Jeśli nie to też nie będę jadła. Nie lubię kiedy ktoś jest u mnie w gości i patrzy jak ktoś inny się pożywia.. - zmrużyłam oczy.
- Co tylko rozkażesz - wziął jedną kanapkę w dłoń.
Tu zaśmiałam się cicho, w końcu ten kontrakt przydał mi się w jakikolwiek sposób. Mogę zmuszać mojego chowańca do jedzenia ze mną śniadań. O tak, to jest to! Mój niecny plan, który zaczynam powoli wprowadzać w życie. Po życzeniu sobie ponownie smacznego, zabraliśmy się do pałaszowania wszystkiego co było na stole. Dosyć mocno się zdziwiłam, to wszystko było zadziwiająco dobre, nie wiedziałam że potrafi gotować.. I to jeszcze tak dobrze.
- Wowo... Soushi, to jest wyborne! - klasnęłam w dłonie uśmiechając się ciepło.
- Cieszę się, że Ci smakuje. Może będę robić częściej śniadania..
- Albo na zmianę - pokiwałam głową.

~~~~*~~~~

Po zakończeniu śniadania oznajmiłam Soushiemu, że razem wybierzemy się na moją łąkę. Oboje mieliśmy jeszcze czas na spełnienie życzenia mojego wierzącego, dziś się za to zabiorę. Jednakże pierwszy w kolejności był mój chowaniec. Nawet nie wiedział co kombinuje, lepiej dla mnie. Z uśmiechem na ustach zaczęłam pleść wianek, specjalnie dla niego, oraz dla siebie.
- Śliczny Kushi.. - szepnął kiedy na trawie leżały dwie sztuki.
- Dziękuje- założyłam go sobie na głowę- Drugi jest dla ciebie- wyciągnęłam go w jego kierunku.

Soushi?

Od Loyda CD Asami „Amor caecus est”


Mężczyzna poczuł, jak słowa dziewczyny wypełniają jego serce ciepłem. Poczuł, jak jego ciało się rozluźnia. Poczuł, jak mimo woli usta wykrzywiają mu się w uśmiechu i naprawdę poczuł się swobodniej. Uderzył lekko pięścią dziewczynę w ramię i roześmiał się.
- Daj już spokój z tym poważnym tonem. Dobra, dobra, niech już ci będzie, jak chcesz – powiedział, po czym nieco spoważniał. – A swoją drogą naprawdę powinniśmy już stąd iść, bo nie przystoi mi, jako mężczyźnie pozwalać kobiecie na oglądanie tej masakry.
Nie czekają, aż Asami zaprotestuje, położył jej dłoń na ramieniu, obrócił w miejscu i nie przestając się opierać o jej ramię, poprowadził przez park jak najdalej miejsca nieszczęśliwych wypadków.
Dziewczyna była trochę skonfundowana nagłą zmianą zachowania Chowańca i przez pierwsze kilka minut nie mówiła nic. Otarła tylko łzy z oczy i co jakiś czas rzucała szybkie spojrzenie Taishoku, który prowadził ją niczym lalkę. Nawet nie zauważyła, kiedy byli z powrotem w Kami no Jigen. Głos jej wrócił tak naprawdę dopiero, gdy Loyd na chwilę ją puścił, schylając się po co.
- Tak… po prostu? – wykrztusiła wreszcie.
- Hm? – Mężczyzna wyprostował się, a w jego dłoni był zagubiony pistolet. – Co: „tak po prostu”?
Odłożył broń do kabury i uśmiechnął się do towarzyszącej mu dziewczyny.
- Tak po prostu… sama nie wiem – No tak, sytuacja naprawdę mocno musiała przygnieść dziewczynę. Nic dziwnego, bo tyle się wydarzyło.
- Skoro nie wiesz, w takim razie wróćmy do świątyni – zaproponował mężczyzna. – Zrobię nam obu herbaty i jeśli niczego nie przypalę zrelaksujemy się w ogrodzie. To był dla ciebie ciężki dzień, nie sądzisz?

(Asami?)

Od Loyda CD Niyumi "Zgubiony Owoc"


Początkowo skołowany mężczyzna gwałtownie wybuchnął niepochamowanym śmiechem, co nieco zaskoczyło dziewczynę.
- Twoja naiwność zaś jest zabawna – powiedział wreszcie, ocierając łzy rozbawienia z oczu. – O ile być może prawdą, jest to wszystko o zmienianiu się i poznawaniu, o tyle pragnienie ratowania ludzi nawet po śmierci? Za tych skurwysynów nie dałbym złamanego grosza! Oh, ile bym dał bogowi, który postanowiłby się wszystkich pozbyć za jednym zamachem. Co zabawne uczyniłbym w ten sposób przysługę przynajmniej połowie ludzi dobrych, ukarał złych i ocalił niewinność drugiej połowy, zanim życie wyruchałoby ich wszystkich w dupę. Wyglądasz na dziecko, musiałaś zatem dość szybko trafić do tego świata. Jest taki beztroski i perfekcyjny, nie sądzisz? Bogowie biegają sobie po obłoczkach, za nimi roześmiane chowańce. Czasem wspólnie urządzają sobie zabawy w postaci polowania na Akumy albo dla kaprysu pomagają to temu, to tamtemu człowiekowi. Istny raj! Raj, oparty na kontrakcie, który jest wieczny i zmusza do posłuszeństwa. Raj, oparty na cierpieniu ludzi, ślących marzenia do góry w nadziei, że to coś pomorze. Raj bogów, których każdy dzień jest tak samo pełen luksusów i braku obawy o swoją przyszłość. – Taishoku prychnął jeszcze raz i zamilkł. W głowie zaczęło mu kiełkować, że to nie jest dobry temat do rozmów.
- Wiesz… - zaczęła dziewczyna, jednak przerwał jej, mrukliwie.
- Skończmy już tą rozmowę. Do niczego nas nie doprowadzi. Ja nie znam ciebie, ty nie znasz mnie. Skoro już jesteśmy razem podelektujmy się tą ułudą wolności, jaką daje noc, gdy bogowie śpią. – Uniósł herbatę do ust. I ta była przepyszna. I tym razem naprawdę mógł się napawać jej smakiem. Sam nigdy nie umiał odpowiednio zaparzyć herbaty. Zwykle robiła to… Emily… albo członek obsługi herbaciarni. Dobrze więc było wreszcie posmakować czegoś, zrobionego jak należy.

(Niyumi? Nie wdawajmy się w spory filozoficzne, bo może się zrobić nieprzyjemnie :3)

Od Reiko CD Katamarana "Cel mojej broni"


Wkurzył się. I to bardzo. Tym razem to ja patrzyłam na niego jak na wariata. Uch, teatrzyki i wygłupy. Takie złe, taki grzech, że aż powinny być zakazane.
Facet szedł powoli i nadal wymachiwał rękoma, rzucając przekleństwa pod nosem. Co jakiś czas zerkał na mnie, lekko odwracając głowę. Wtedy musiałam przestać się uśmiechać, a tymczasem mało brakowało, żebym donośnie się zaśmiała.
Nowo spotkane bóstwo mnie nie zraziło, chociaż u niego sytuacja była odwrotna. Fakt - powiedzenie "trafił swój na swego" nie miało tu miejsca. On był marudny i posiadał stoicki spokój, a ja byłam wszędzie i rzucałam na boki dowcipami. Może gdybym nie zaczęła znajomości od atakowanie włócznią, nie byłabym taka zła, ale kto to wiedział?
A, i jeszcze ta moja dziecinność. Ona oraz teatrzyk doprowadzili do tego, że bóg lenistwa właśnie zadeklarował spalenie mojej świątyni. Niby sarkastycznie, jednak do teraz nadal rzucał przekleństwami, powoli się oddalając.
Cóż, może jednak coś go pokusi. Szkoda tylko, że nie wiedział, że świątynia jest jedynie przywłaszczona.

< Katamaran? >

Od Maxa "Ścieżki losu"

Święto Hanami jest jednym z moich ulubionych świąt. Pełne radości i zachwytu nad zwyczajną rzeczą, jaką jest drzewo wiśni. Chodząc po mieście, widziałem jak wiele chowańców biega po świątyniach swoich panów, starając się przygotować wszystko do tych dziwnych dwóch tygodni. Wchodząc na targ, spotkałem się jedynie z tłumem ludzi, którzy rozmawiając ze sobą, jednocześnie się targowali i kupowali przeróżne owoce, warzywa, dekoracje czy ryby na sushi. Ich odpychający zapach, natychmiast kazał mi się zmywać. W sumie nie wiem czemu tak nie lubię ryb. Skręcając w boczną aleje, usłyszałem nad uchem czyjiś głos, lekko zachrypnięty, a jednocześnie bardzo mi znajomy i przyjazny.
-Dzień dobry panie Migami - odwróciłem się z serdecznym uśmiechem.
Mój instykt mnie nie zawiódł. Przede mną stał niski staruszek z siwą brodą, który opierał się o laskę.
-Witaj Neko. Nie chciałbyś zarobić paru groszy ?
Był to chyba jeden z najserdeczniejszych bogów jakich poznałem. Miły, otwarty, chętny do pomocy i uparty jak osioł.
-Przez Hanami, wszystkich wywiało. A potrzebuje, żeby ktoś zaniósł to pudło z lampionami do parku Kushiro - trochę mnie to zdziwiło, bo przecież ten staruszek ma trzech chowańców.
-Oczywiście panie Migami, z wielką chęcią.
Wziąłem wskazany przez boga karton, pomachałem mu i poszedłem w kierunku parku Kushiro. Droga nie była długa, a ja rozglądając się obserwowałem wszystko i wszystkich. Minęła chwila, a stanąłem pod bramą do parku. Po drugiej stornie jeziora, zobaczyłem jednego z chowańców pana Migamiego rozdawającego lampiony. Zacząłem iść w jego kierunku. Rozglądając się na boki, nie zauważyłem przechodnia niechcący na niego wpadłem. Karton z lampionami poleciał gdzieś a ja z impetem wylądowałem na ścieżce.
-Bardzo przepraszam ! Moja wina !

<Ktoś ?>

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Po słowach Kushi o relaksie wziąłem ją na ramiona,podszedłem do krawędzi i spadłem razem z nią.
-Co ty robisz Soushi.?!?!?!-Krzyknęła mi do ucha.
-Poczuj świeżość tego powietrza i wrażenie ci się przyda.-Zaśmiałem się.-Nic nam się nie stanie,gorsze rzeczy robiłem za życia.
Obróciłem się z nią by wylądować na nogach przy uderzeniu o ziemię.Uderzyłem z impetem w ziemię nic nie poczułem.
-Widzisz żyjemy.-Uśmiechnąłem się wrednie.
-Idiota.-Uśmiechnęła się i pstryknęła mnie w ucho.
Postawiłem ją na ziemię,poszliśmy w stronę świątyni i wchodząc do świątyni Kushina rzuciła się na łóżko.
-Kushi weź chociaż prysznic.-Zwróciłem jej uwagę.
-NIET.-Powiedziała ostro.
-Ostrzegam bo sam cię umyję.-Zagroziłem z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
-Niech ci będzie.-Zgodziła się marudząc pod nosem.
Kushi wyszła z pokoju,po chwili usłyszałem szum prysznica i lanej wody.Moja wyobraźnia uruchomiła się na wyższym poziomie,zacząłem myśleć o jej figurze,dech zapierało mi w piersi.Szum prisznica umilkł a do pokoju weszła Kushina owinięta ręcznikiem wokół.Tak chciałem zabrać jej ten ręcznik i zobaczyć jej czerwieniącą się twarz i piękne ciało.
-Soushi idź się myć!-Popędziła mnie.
-Kushi dlaczego masz na sobie ręcznik?-Spytałem przekręcając głowę.
-Zapomniałam wziąć ze sobą ubrań.
-Oh biedna ty.-Powiedziałem.-Już idę się myć,ale czy śpię z tobą?
-Czekaj....-Myślała.-Jeśli chcesz to możesz będzie przyjemniej,opowiesz mi jakąś historię?
-Tylko się nie przestrasz.
Zdjąłem całe ubranie z siebie,złożyłem,położyłem do kosza na brudne ubrania i umyłem się rozmyślając o jej ciele.Ubrałem się w koszulkę i spodenki,wchodząc do pokoju ujrzałem Kushi w pięknej białej piżamie podkreślające jej piękno.Położyłem się na materacu obok,zacząłem się wiercić szukając wygodnego miejsca.
-O czym chcesz posłuchać?-Spytałem szukając jakiś historii z swojego życia.
-Obojętnie.-Skinęła z uśmiechem.
-To opowiem ci trochę o moim życiu.-Uśmiechnąłem się.
-Byłem dzieckiem zamożnej rodziny mieszkającej w Japonii.-Zacząłem opowiadać.-Uczęszczałem do najlepszej szkoły pracowałem ile mogłem by jakoś odpłacić się rodzicom za trud włożony do wychowania mnie.W wolnym czasie ćwiczyłem szermierkę,na pewnych zajęciach poznałem dziewczynę pasjonującą się walką.Zaczęliśmy się spotykać,jej rodzina była kuzynami króla,byłem zapraszany na wiele bankietów i uroczystości.Po jakimś czasie ona zaczęła mieć tego wszystkiego dosyć i popełniła samobójstwo.Mnie posądzono o czary i zabójstwo,ostatecznie ścięto mnie na gilotynie a tłum skandował jej ulubioną piosenkę.
-Soushi....-Zaczepiła-Nie tęsknisz za normalnym życiem?
-Mam tęsknić za czymś co już minęło?-Zapytałem.-Ważne jest dzisiaj i to,że jestem tu z tobą.
Stanąłem i poprosiłem Kushi o zamknięcie oczu,po chwili wahania posłusznie wykonała prośbę.Bez namysłu pocałowałem ją namiętnie,na co ta otworzyła oczy i zaczerwieniła się.Odsunąłem wargi,następnie ją przytuliłem,zbliżyłem usta do jej ucha.
-Proszę nie opuszczaj mnie.-Szepnąłem błagalnym głosem.
Odsunąłem się,a Kushina czerwona jak burak zasłoniła swą twarz kołdrą i kazała mi iść spać.Posłusznie wykonałem zlecenie,ale i tak czułem,że nadal się rumieni.Następnego ranka niepostrzeżenie wstałem i zrobiłem śniadanie,postawiłem wszystko na stole,po paru minutach weszła Kushi wciąż w swojej przepięknej piżamce z ostatniej nocy.

Od May CD Kaede "Dni mojej śmierci"


Czas kwitnięcia wiśni był naprawdę wyjątkowy i trwał bardzo krótko, bo zaledwie nieco ponad tydzień i tylko przez te kilka dni można było się napawać pięknem kwitnących wiśni oraz spadających z niej płatków lekko różowej sakury. Dla większości , to był czas radości i wychodzenia do parków, dla świątyń zaś był to czas bardzo pracowity i pełen przygotowań. May tak czy siak udało się wyrwać z swojej świątyni do parku w mieście by zobaczyć jak w tym roku przedstawiają się pierwsze dni tego święta.
Niestety oprócz piękna drzew i kwitnących na nim kwiatów, jej oczy były świadkiem smutnego wypadku. Słyszała najpierw przezwiska i zgiełk bawiących i przezywających się dzieci, zakończony dźwiękiem szybkiej jazdy, trąbienia, a na końcu wielkiego zderzenia po którym nastąpił już tylko dźwięk hamowania i karetki.
A później wszystko stało się bardzo szybko i malec wylądował u mnie w świątyni. Nie pytajcie czemu, nie mogłam go zostawić od ta. Po prostu zabrałam go ze sobą i ułożyłam wygodnie w moim łóżku by odpoczął i by było mu ciepło. Przykryłam go kołdrą i pogłaskałam delikatnie go po białych włosach by miał dobre sny, a przynajmniej taką miałam nadzieję, że śni mu się coś dobrego.
W końcu odeszłam pozwalając mu spać w spokoju, skupiając się na wypakowaniu drobnych zakupów z miasta, a później ugotowaniu czegoś dobrego w końcu pewnie mój gość będzie głodny kiedy się obudzi

Kaede ?

Od Soushiego CD Shiarou "Odbicie w krzywym zwierciadle"


Pytanie Shiarou trochę zaburzyło mój tok myślenia,ale tylko na moment.
-O twoich problemach piękna kobieto.-Powiedziałem.
-A co cię obchodzą moje problemy?!-Burknęła.
-Taka piękność jak ty nie może być przelotna tak samo jak z problemami.-Stwierdziłem.
-Co ty możesz o mnie wiedzieć?!-Spytała ostro.
-To,że jesteś piękna nie jak jakaś lodowa róża,która zniknie,ty jesteś piękną dam,która żyje i jest podobna do mnie.
-Podobna?!-Prychnęła.-Niby czym do ciebie?
-Nienawidzisz takich dupków jak tamten debil.-Odpowiedziałem z pewnością.
-Tu masz rację,że jest debilem.-Zaśmiała się uroczo.-Ale ty też nim jesteś.
-Niby dlaczego?
-Bo sama bym dała radę z nim.
-W tym stanie wątpię.-Uśmiechnąłem się.-Może zaproszę piękność na drinka?
-Z chęcią,ale tylko jednego.-Uśmiechnęła się i złapała mnie za ramię.-Prowadź,bo sama nie dojdę zbytnio.
Szedłem z nią pod rękę przez pół miasta aż do baru,usiadła zemną na krzesełku przy barze,zaczęła się chwiać,więc usadziłem ją na kolanach.  Poprosiłem barmana o 2 drinki lekkie,wypiliśmy i wtedy zaczęła się ciekawa zmiana,nie była już taka kąśliwa i wredna była cicha i potulna.
-Tsume,dlaczego jesteś dla mnie taka ostra?-Spytałem osobę siedzącą mi na kolanach.
-Ja nie miła?A jesteś moją iluzją?-Spytała dociekliwie.
-Iluzją?Ja?Chyba czujesz mój dotyk i ciepło.-Spytałem przechylając głowę.
-Oj nie wiem,moje iluzje są dość rzeczywiste,nawet ciebie sobie stworzyłam.-Powiedziała pewna siebie.
-Czy ty czasem nie kontrolujesz zbytnio swojej mocy?
-Możliwe,ale nie zaprzeczę,że częściowo ją kontroluje.
-Co z tobą tu zrobić?-Westchnąłem.
Po moich słowach podniosła głowę do góry i spojrzała na moją twarz.Jej palec dotykał całej mojej twarzy.
-Ale ty jesteś mięciutki,jesteś podobny do mnie tylko,że mam na odwrót oczy.
-Widzę,tylko ja jestem kitsune a ty inugami.
-No i?Też mam ogon i mnie dyskryminujesz przez to?!-Odwróciła się w lewo,skrzyżowała ręce i się obraziła.
-TO może jeszcze jednego na przeprosiny?-Spytałem z uśmiechem.
Od razu spojrzała na mnie oczami pełnej nadziei bez grama wahania w oczach.
-Ale wypiję twój i mój.-Postawiła pewna siebie o dziwo łatwy warunek.
-Niech ci będzie.-Westchnąłem pełen irytacji,że ta urocza dziewczyna lubi pić.
Od razu zamówiłem dwa drinki a gdy przyszły Tsume je wypiła,zaczęła się do mnie miziać.
-Daj mi jeszcze trochę.-Poprosiła delikatnym głosem,
-O nie,na chwilę obecną ci wystarczy.-Powiedziałem stanowczo.-Alkohol szkodzi zdrowiu i urodzie.
-A co cię interesuje moje zdrowie i uroda?-Spytała wciąż miziając się do mojej klatki piersiowej.
-Szkoda tracić twojego piękna na takie marne pobudki.-Stwierdziłem.
-Alkohol w małych ilościach jest dobry.
-W małych ilościach,ale nie takich jak ty to robisz.
-Oj tam.-Tym razem przytuliła się do mnie.-Dasz mi więcej?
-Nie.-Stanowczo odmówiłem
Tym razem przysunęła swoją twarz do mojej i patrzyła w moje oczy,widziałem w niej zainteresowanie,błaganie i strach.
-Dobrze,ale to jest ostatni.-Poszedłem na rękę.
-Dobra z ciebie iluzja.
Gdy wypiła drinka obróciłem ją w moją stronę i zacząłem ją głaskać po delikatnym policzku,lekko czerwonym od picia alkoholu.
-Tsume,kim był tamten idiota?-Spytałem z ciekawością.

Shiarou?

piątek, 29 grudnia 2017

Od Katamarana CD Reiko "Cel mojej broni"


Rude dziewczę było... Dziwne, delikatnie rzecz ujmując. Nadzwyczaj ruchliwa, nadzwyczaj agresywna, nadzwyczaj.
Dziecinna, tak, dziecinna.
Cofanie się za drzewo? Udawanie, że wita się kolejny raz? Co my, bóstwa, czy przedszkole, do cholery jasnej?
Odwróciłem wzrok. Żal mi dupę ściska, jak przychodzi mi zerkać na takie małolaty, które jakimś cudem dostały tak istotne posady, jak, no nie wiem, bogini wojny i walki. No, a potem się dziwimy, że ludzie zarzynają się na potęgę, no nie da się inaczej.
Założyłem ręce na piersi i poprawiłem się w miejscu, słysząc całą tę paplaninę dziewuszki. Że serio? Że stuprocentowy bóg lenistwa? Że klaskanie? Że co?
— Idź, jeśli chcesz. Tylko nie ruszaj mojej świątyni. Ja idę do miasta, bo generalnie jeszcze w nim nie byłam. Możesz iść ze mną, wybieraj. Jeden pies, ale zawsze będzie raźniej. — W tym momencie miałem ochotę strzelić sobie kulką w łeb albo dobrym alkoholem w wątrobę, no przysięgam na bogów, jeszcze chwila i mnie, do kurwy nędzy, jasnej cholery Matki Teresy z Katapulty, krew zaleje.
— Ale że zaraz, co? Ty jeszcze myślisz, że po tym całym teatrzyku, który swoją drogą był komiczny, ale w złym tego słowa znaczeniu, będę chciał się gdziekolwiek z tobą ruszać? — Dobitny, obojętny ton, tylko tak dalej, Kata, tylko tak dalej. — Kobieto, tyś mnie chciała głowy z płucami pozbawić tym drągiem. — To mówiąc, wskazałem na ten kijek. — I jeszcze myślisz, że chcę się za tobą ślamazarzyć? Najprędzej w snach. No, a co do świątyni, to, chyba żeby ją spalić, cholera jasna, co to za pokolenie wyrasta, szkoda słów, no po prostu szkoda słów. — Mimowolnie zacząłem iść w kierunku przeciwnym niż dziewczyna, energicznie wymachując rękami, jak ten rasowy Włoch, który dobre trzydzieści pięć lat przebączył na garnuszku u mamusi.
Oh borze wszechlistny, w jakich czasach przyszło nam żyć.

Reiko?

Od Kaede "Dni mojej śmierci"

- Czas zgonu Wtorek 17.04. 2017r. Godzina 16.22. - oznajmił lekarz w białym kitlu, pochylając się nad ciałem chłopaka. A dokładniej mnie. Jak to się stało? Może zacznę od początku.

Tego dnia rozpoczynało się tygodniowe święto kwitnącej wiśni. Hanami. Uczniowie Ōmura no Hijiri Merīna no Gakkō* z niecierpliwością wpatrywali się w kwitnące drzewo wiśni, stojące dumnie po środku szkolnego patio. Zaledwie parę godzin dzieliło ich od pełnych śmiechu spotkań ze znajomymi. Tego roku święto, obchodzono w tej szkole niezwykle hucznie. Otóż przypadała rocznica nadania imienia szkole. Z tej też okazji uczniowie mieli skrócone lekcje.
Ja zawsze miałem sporo przyjaciół. Umówiliśmy się z paru chłopakami o 16 w parku znajdującym się zaraz obok szkoły.
Toteż gdy wybrzmiał tego dnia ostatni dzwonek, wybiegłem na korytarz w pośpiechu zarzucając torbę na ramię. Prędko zbiegłem po schodach i już po chwili pędziłem brzegiem chodnika na spotkanie z przyjaciółmi.

- Hej! Ty! Biały tengu**! Zatrzymaj się. Jeszcze ci pióra się postrzępią - usłyszałem za sobą szyderczy śmiech Gorou
- Chodź ten raz mógłbyś zostawić mnie w spokoju! Jest święto!
- Nigdy! - to rzekłszy zaczął mnie gonić z zadziwiającą prędkością, co było trochę zaskakujące ze względu na jego tuszę.

Sadził po chodniku niczym wielki tłusty bawół. Śmierdzący i zdecydowanie odpychający. W pewnym momencie swojego "cwału" na jego linię strzału, weszła niczego nieświadoma dziewczyna. Nanami. Miałam długie lśniące włosy i oczy w kolorze najgłębszej czerni. Była taka śliczna. Pech chciał, że wściekły Gorou popchnął ją z taką siłą, że upadła na jezdnię. Kątem oka zobaczyłem jedynie pędzącego tira i nie namyślając się, ani sekundy dłużej, zrzuciłem torbę wybiegając na środek ruchliwej ulicy. Poderwałem dziewczynę, jednocześnie odpychając ją jak najdalej od jezdni. Następnie zobaczyłem jedynie maskę tira uderzającego we mnie z siłą równą małemu pociągowi towarowemu. Potem była już tylko ciemność.

* Szkoła imienia Świętej Maryny z Omury
** tengu - wywodzący się z japońskiej mitologii stwór będący połączeniem kruka i człowieka. Okrutny, a zarazem posiadający olbrzymie magiczne możliwości. Według niektórych źródeł charakteryzuje się jasno błękitnymi oczami.


< Ktoś? >

Od Shiarou CD Soushiego "Odbicie w krzywym zwierciadle"


   Popatrzyłam na niego z mieszanką pogardy, politowania i zmieszania, krzywiąc się. Dość agresywnym ruchem wyrwałam palce z jego uścisku, odsuwając się w tył o krok.
 - Nie rób z siebie.. Czegoś takiego. - Wskazałam na jego klęczącą postać okrężnym ruchem palca, po czym przyłożyłam go sobie do ust. - Tsume.
 - Wydawało mi się, że.. - Uniosłam rękę, uciszając tym samym białowłosego kitsune.
 - Dla takich jak ty, jestem Tsume. Jeśli jesteś inteligentny, załapiesz skąd to się wzięło. - Mruknęłam złośliwe i przeszłam obok niego, uderzając go w twarz ogonem.
   Tak właściwie to zgodziłam się na ten spacer głównie dlatego, by się przewietrzyć i wywiać z siebie negatywne emocje, które zgromadziły się we mnie po spotkaniu tamtych głąbów. Zresztą dawka świeżego wieczornego powietrza dobrze mi zrobi, szczególnie po ostatnich dniach, kiedy to wszystko się nasiliło.
 - Zimno nie pasuje do twego piękna, panienko. - Soushi pojawił się obok mnie, idąc dostojnym krokiem. Nim cokolwiek odpowiedziałam, wzięłam kilka głębokich wdechów, by oczyścić umysł. Jak zwykle podziałało i od razu przyplątał się do mnie nieco lepszy humor.
 - Zimno tez potrafi być piękne, mój drogi. - Wyciągnęłam przed siebie prawą rękę, prostując palce, na których pojawiła się lodowa róża. Kropka w kropkę jak prawdziwa z tą różnicą, że była z czystego lodu. Chwyciłam w palce jej łodygę i przesunęłam w stronę Shiro, jednak nim ten zdążył wykonać jakiś ruch, kwiat obrócił się w srebrzysty piasek, który rozwiał piach. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, spoglądając na mężczyznę z ukosa. - A piękno jest ulotne.
   Z jakiegoś pobliskiego lokalu, gdzie właśnie ktoś otworzył drzwi doleciała do nas skoczna muzyka, która od razu poruszyła moimi uszami i ogonem. Zaraz potem w ślad za nimi poszła reszta ciała. Niespecjalnie przejmowałam się duchami, które nas mijały, po alkoholu naprawdę mało co człowieka - i każde inne stworzenie - obchodzi. Po zrobieniu jednego obrotu, zatrzymałam się gwałtownie, gdyż i bez tego porządnie kręciło mi się w głowie. Wyprostowałam się biorąc głęboki wdech i skrzyżowałam ręce, patrząc na Soushiego.
  - Więc o czym chciałeś porozmawiać?


<Soushi?>

Od Kushiny CD Soushiego "Gasnący Płomień"


Byłam bardzo zdziwiona, kiedy Soushi sam z siebie zabrał mnie na "zakupy" Sama nie miałam czasu, by martwi się o takie rzeczy, ludzki dziewczyny bardzo przykładają do tego role. Starają się wyglądać pięknie i schludnie, szkoda tylko że ich buzie są pokryte toną sztuczności, aż rani w oczy. Myślałam, że ten dzień nie może być piękniejszy, jak bardzo się jednak myliłam. Mój chowaniec zabrał mnie na najwyższy budynek w mieście, dzięki swojej mocy. Przez dobre kilka chwil zachodziłam w głowę, co on jeszcze może z tym zrobić. No cóż, pewnie przekonam się o tym niebawem. Soushi usiadł sobie na kancie, pozwalając tym samym aby jego nogi zawisły. Przestraszyłam się, a w głowie ukazał mi się niezbyt przyjemny scenariusz. Szybko go wyrzuciłam, aby podejść i bliżej. Widok był niesamowity, normalnie zapierał dech w piersiach. Właśnie wtedy usłyszałam głos mojego chowańca. 
-Chciałem ci pokazać ten piękny widok, gwiazdy w nocy oraz zaprosić do tańca.
- Um.. - miałam wrażenie, że się przesłyszałam- Soushi, ale ja nie umiem tańczyć.. Bardzo mi przykro, muszę Ci odmówić- zwiesiłam głowę. 
- To nie takie trudne, będę Cię prowadzić- zerwał się ze swojego miejsca w ułamku sekundy, zaraz był przy mnie. 
- To nie jest dobry pomysł, jeszcze się zbłaźnię.. - poczułam nieprzyjemne pieczenie na policzkach, ugh.. Znowu te rumieńce. 
- Nie zbłaźnisz się - Poklepał mnie po głowie, wystarczy że będziesz podążać za moimi instrukcjami. Nawet się nie obejrzysz, a pierwsze kroki będziesz miała w małym palcu, No Kushi nie daj się prosić. Inaczej będę musiał podziać tutaj siłą- pogroził mi palcem. 
- Nie odważysz się - zmrużyłam oczy, krzyżując ręce na piersiach. 
- Chcesz się przekonać piękna damo?- spytał, uśmiechając się wrednie. Nawet nie zdążyłam zareagować, a złapał mnie pod pachy i uniósł. 
Nie powiedziałam słowa, przez co chyba uznał to za znak, ewentualnie chciał sprawdzić jak zareaguje. Postawił mnie na swoich stopach, a swoje dłonie splótł razem z moimi. 
- S-Soushi.. - mruknęłam, spoglądając na całą tą scenę. 
- Wszystko będzie dobrze Kushino, zaufaj mi. Zaufaj mi wtedy, tak jak uratowałem Cię z rąk Akum- zrobił krok do przodu, przez co automatycznie moja noga również się tam przeniosła. 
Wzięłam głębszy oddech, aby po chwili pokiwać głową. Starałam się skupić na tych wszystkich krokach, chcąc zapamiętać kolejność. Z tej perspektywy nie było to aż takie trudne, tylko pewnie nie umiałabym tego powtórzyć, gdybym stała o własnych siłach na ziemi. W każdym bądź razie było to nawet przyjemne, oraz swojego rodzaju śmieszne. Nigdy jeszcze nie tańczyłam, więc była to dla mnie nowość. Mój chowaniec był serio dobry w te klocki, za życia musiał być mistrzem w tej dziedzinie. Podczas całego układu zmienił również lekko położenie naszych dłoni. Tym razem trzymałam go za bark, a on mnie za talię. Po około kilkunastu minutach puścił mnie, kłaniając się lekko. 
- Dziękuję piękna damo iż uczyniłaś mi ten zaszczyt i zatańczyłaś ze mną. Mam nadzieje, że się podobało- spojrzał na mnie. 
- Ja również dziękuję Soushi- skłoniłam się, jak na kobietę przystało- Wszystko było dobrze, nawet nie wiedziałam, że można się przy tym tak dobrze bawić. 
- To znaczy, że zatańczysz ze mną drugi raz? - spytał wyraźnie ożywiony moimi ostatnimi słowami. 
- Um, nie zapędzaj się tak- zaśmiałam się- Może później, teraz chciałabym się zrelaksować i trochę odpocząć, jutro czeka nas pracowity dzień soushi. 

<Soushi?

Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"



Patrzyłem się na nią jeszcze przez chwile. Jej policzki przybrały kolor dorodnego i soczystego jabłuszka, które z resztą właśnie przyjęła. W takich chwilach wyglądała uroczo, a ja mogłem poznać jej dziewczęcą naturę. W prawdzie nie rozumiałem jeszcze poniektórych odruchów... na przykład czemu się zarumieniła po zawarciu kontraktu. Pocałunek jest czymś aż tak wstydliwym dla dziewczyn? Czy tylko dla kitsune? Ciekawość zaczęła mną ciągać, lecz wiedziałem, że Niyumi może ma drobną przewagę teraz. Ja ledwo trzymam pion, a ona zaraz mogła mnie wykopać do pokoju, gdzie pewnie mnie uziemi.
- A opowiesz mi o paru rzeczach? - uśmiechnąłem się lekko, choć naprawdę ledwo stałem. Gdyby nie to, że się opieram o blat już dawno bym leżał płasko na podłodze.
- Kiyuki-sama! - Białowłosa złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić w stronę mojego pokoju. Czyli miałem racje... uziemi mnie.
- No przecież bym poszedł- westchnąłem , gdy zmusiła mnie do powrotu na matę.
Usiadłem po turecku patrząc na nią z lekkim rozbawieniem. Chyba na poważnie uznała, że potrzebuje opieki godnej małego dziecka. Nie wypuści mnie teraz za szybko ze świątyni, nie wspominając o pójściu gdzieś samemu. Podpadłem jej mimo, że nie byłem wtedy jeszcze je panem.
Właśnie...teraz byłem jej bóstwem.
Zdałem sobie sprawę, że nie mam zielonego pojęcia jak żyć z chowańcem. Jak się nim zajmować... prócz tego, że w moim przypadku on uwielbia jabłka i pieszczoty. Musiałem zadbać o to, by mogła w spokoju i wygodzie zamieszkała tu...ze mną w świątyni, ale do tego musiałem się ruszyć do miasteczka , co było nie możliwe w moim stanie.
Nim zdążyłem jednak coś powiedzieć w mojej głowie pojawił się kolejny obraz świadczący o nadchodzącej modlitwie. No świetnie... wierzący czasami mieli wyczucie czasu.
- Um.... Niyumi - zacząłem spokojnie nie dając znaków, że coś kombinuje...
- Nie - Szybka i stanowcza odpowiedź. Lisiczka położyła uszy po sobie, jakby wiedziała, co właśnie do mnie dotarło - Musisz odpoczywać.
- Modlitwa.... - Jęknąłem błagalnie. Widziałem tą sprawę...musiałem coś nią zrobić, gdyż obrała zły tor. Beze mnie może to się źle skończyć, a aby temu zapobiec trzeba było wybrać się na ziemię.
- Poczeka. Musisz odzyskać siły- Białowłosa była nie ugięta.
- Czas w świecie ludzi biegnie tak samo jak u nas...może być za późno - nie odpuszczałem miejąc nadzieję, że jakoś uda mi się ją przekonać. Jak nie to tak czy inaczej pójdę tam.
Niestety bycie bóstwem czegoś takiego jak sprawiedliwość było czasami utrapieniem. Posiadałem silny instynkt sprawiedliwości i nie potrafiłem od tak go zignorować. Dla mnie to było zdecydowanie coś ważniejszego od mojego życia czy zdrowia. Wydawało się to głupie, lecz taka była moja praca. Po to się zrodziłem i dla tego mogę zniknąć z tego świata ze świadomością, że zrobiłem to co powinienem był zrobić. Umrzeć mogłem również przez utratę wierzących. Wystarczy, że będę regularnie odkładał modlitwy, aż stracę poparcie ludzi przez co po prostu zniknę jako nic nie warty , leniwy bożek.
- Błagam cię Niyumi.... muszę iść - Spojrzałem jej w oczy błagalnie. To normalne, że bóstwo błaga o coś swojego chowańca? W każdym wypadku nie miałem innego wyjścia.
<Yumi? Litości XD >

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Słysząc słowa Kushiny,że nie mam sobie zaprzątać głowy i spędzić z nią ten dzień,byłem pełny pozytywnej energii.Po zjedzeniu kanapki uśmiechnęła się do mnie tym swoim pełnym ciepła uśmiechem,który napawał mnie szczęściem,że jestem czymś więcej niż chowańcem.Po spożyciu całej zawartości koszyka sprzątnąłem po nas i wstałem.Podszedłem do niej,założyłem swoją marynarkę i podałem jej rękę by było jej łatwiej wstać.Pewna siebie złapała mą dłoń i wstała,chciałem iść już,ale poczułem,że coś mnie trzyma,jej dłoń wciąż trzymała moją,ale w bardziej mocniejszym uścisku.
-Soushi,nie puszczaj mnie za rękę proszę.-Poprosiła mnie i na chwilę rozluźniła uścisk.
-Kushi jak mógłbym cię puścić bądź opuścić?-Spytałem,pewny swojej decyzji jak niczego innego.
-Kushi?-Spytała z zakłopotaniem.
-Oh zapomniałem,wymyśliłem dla ciebie przezwisko.-Skinąłem z uśmiechem.-I jak podoba ci się?
-Jak mogłoby nie podobać skoro wymyślił je mój chowaniec.-Powiedziała i zaczęliśmy iść razem równym krokiem.
Prowadziłem ją do miasta na różne atrakcje,ale słowa "mój chowaniec" trochę mnie bolały dlatego,że uznaje mnie chyba tylko za chowańca. Kushina gadała wypytywała mnie całą drogę gdzie idziemy i co będziemy robić.Na każde jej pytanie odpowiadałem,że niedługo się dowie.Najpierw zawitaliśmy do kawiarni,gdzie zamierzałem z nią spędzić miły spokojny środek dnia na rozmowie z nią i patrzeniu jak się zajada różnymi słodkościami.Podeszliśmy do lady z lodami i cennikiem.
-Kushino co byś chciała?-Spytałem przechylając głowę.-Dzisiaj ja stawiam spokojnie.
-Nie!-Zaprotestowała stanowczo.-Jak już to się dzielimy na pół.
-Dobrze,dobrze.-Westchnąłem.-To co chcesz zamówić?
-A co ty zamawiasz?
-Ja zamierzam zjeść szarlotkę i wypić do tego herbatę waniliową.
-W takim razie to ja poproszę serniczek i herbatę czarną.-Odpowiedziała pewna radości.-Idę zająć stolik.
Kushi zajęła niedaleko wejścia tuż przy szybie stolik aż podskakiwała z radości idąc.Odebrałem zamówienia i poszedłem do Kushiny.Usiadłem a Kushina od razu spróbowała sernika,który najwyraźniej jej ogromnie smakował bo aż się rozpłynęła.
-I jak?smakuje?-Obudziłem ją z transu.
-To jest takie słodkie.-Skinęła głową.
-Cieszę się,że smakuje ci.-Uśmiechnąłem się.
-Soushi a dlaczego tutaj mnie zabrałeś?-Spytała z końcówką łyżeczki w ustac.
-Ostatnio trochę się przydarzyło,więc przyda ci się trochę odmiany.
-Jesteś kochany,wiesz?
-Jestem chowańcem to moja powinność.-Powiedziałem,ale nagle zacząłem sobie przypominać,że tylko utwardzam jej wiadomości do mojej osoby jako tylko chowańca.Ja wypiłem herbatę i zjadłem szarlotkę a Kushi kończyła już 3 ciastko,które zamówiła.
Gdy Kushina oznajmiła,że już nie jest głodna zapłaciliśmy w stosunku do moich przewidywań mała sumkę za wszystko.Szedłem z boginią trzymając ją za rękę w kierunku dzielnicy handlowej,gdzie znajdowały się przeróżne sklepy z ubraniami.Poprowadziłem Kushinę za sobą,po wejściu podszedłem z nią do działu z sukienkami,zacząłem przeglądać wszystkie i wybrałem kilka,które naprawdę jej mogły pasować.Dałem jej kilka sukienek do ręki,by przymierzyła.
-Kushino,czy przymierzysz te kilka sukienek dla mnie?-Spytałem chowając uszy.
-Soushi.....-Patrzyła na mnie i po chwili namysłu odpowiedziała.-Niech ci będzie przymierzę kilka.
Przeszliśmy do części z przebieralniami,ona weszła do jednej z nich a ja siedziałem na pufie niedaleko nich.Po chwili Kushi wyszła z przebieralni w czerwono-czarnej sukience i pokazała się mi.
-Co sądzisz?-Spytała niepewnie.
-Wyglądasz przepięknie,bierzemy ją.-Uśmiechnąłem się.-I nie przebierasz się na razie.
-Dlaczego?
-Bo jest potrzebna do końca dnia.
Zapłaciłem za sukienkę i wyszedłem razem z Kushiną do butiku jakiegoś.Po wejściu zauważyłem na jej twarzy zniesmaczenie.
-Co się stało Kushi?
-Nie lubię butów.
-Spokojnie,zauważyłem to,dlatego kupimy baletki.
Podszedłem do najbliższej wystawy i wyjąłem pudełko z czarnymi baletkami i podałem je Kushinie. Poprosiłem by przymierzyła i zniknęło jej zniesmaczenie.
-Wyglądasz przepięknie,jak się czujesz?
-W butach?da się przyzwyczaić-Odpowiedziała z uśmiechem.
Wychodząc sklepu zauważyliśmy,że zachodzi słońce.Szybko wziąłem ją na plecy,zapaliłem swoje 9 ogonów wskoczyłem na dach najbliższego budynku,bez problemu przedostałem się w kilka sekund skacząc z różnych budynków na wyższy budynek,aż w końcu dostaliśmy się na najwyższy budynek w mieście.Postawiłem ją na dachu,sam usiadłem przy krawędzi by zwisały mi nogi.
-Chciałem ci pokazać ten piękny widok,gwiazdy w nocy oraz zaprosić do tańca.-Powiedziałem,siedząc plecami do niej.

Kushi?

Konkurs- Hanami


Nadszedł w końcu dzień w którym możemy z przyjemnością ogłosić pierwszy w Kami no Jigen konkurs. Wszystkie potrzebne informacje znajdziecie w zakładce Konkursy/Questy, a w razie pytań proszę zgłaszać się do administracji. 


Życzymy powodzenia i miłej zabawy!
~ Administracja Kami no Jigen

Od May do Azazela "Chodzące Szczęście"

No i nastał kolejny przepiękny dzień. Jak zwykle obudziły mnie pierwsze promienie Słońca wpadające przez okna do wnętrza świątyni. Powoli i leniwie otworzyłam oczy przeciągając się. Z mojej buzi wydobyło się ciche ziewnięcie, po którym przetarłam oczy i powoli wstałam by szybko się obmyć, uczesać no i rzecz jasna ubrać. Dzisiaj mój wybór padł na niczym nie odróżniającą się w tłumie prostą sukienkę wygodne buty i kilka spinek z kwiatowym ornamentem by spiąć nimi swoje włosy by nie przeszkadzały mi podczas zamiatania świątyni, za co zabrałam się od razu. Później przyszedł czas na podlanie znajdujących się w świątyni kwiatów, no i wytrzepanie dywanu. Trochę się przy tym na kaszlałam, a mój zwierzyniec, który otaczał to miejsce wystraszony nieco schował się w najbliższych zaroślach Na szczęście kilka dobrych przysmaków skutecznie wywabiło ich z kryjówek, a ja mogłam im kazać nieco miłości po przez pieszczoty i mizianie ich futerek. Każdy w końcu potrzebował odrobiny czułości i miłości nie wspominając już o szczęściu, prawda ? Szkoda, że sama sobie nie mogłam go przynieść co by było doprawdy czymś zupełnie głupim i dziwnym. Być własnym symbolem szczęścia masakra. Zaśmiałam się lekko schodząc powoli w dół po sprawunki do miasta.

Azazel?

Boska Broń- Tsuki

Imię: Tsuki, oznacza po prostu „księżyc”
Przezwisko: Póki co nie posiada
Płeć: Kobieta
Ranga chowańca: Nowicjusz
Punkty doświadczenia: 0
Broń: ---
Charakter: Całkiem możliwe, że dla niektórych wygląda jak słodki aniołek, ale to nieprawda. Tsuki to po prostu buntowniczka. Nie cierpi jak się jej rozkazuje, bądź mówi jak ma coś zrobić. Wtedy przeważnie na złość robi odwrotnie albo po swojemu, nawet jeśli efekt jest gorszy lub cel trudniejszy do osiągnięcia. Rzadko przestrzega zasad, często przekracza granice, ogólnie ciężko ją okiełznać i postawić do pionu, jednak nie jest to niemożliwe. Poza tym ma też swoją łagodniejszą stronę, która ujawnia się najczęściej wtedy, kiedy ktoś odkryje jej połowiczną słabość. Mianowicie dziewczyna średnio radzi sobie z mówieniem o swoich uczuciach, momentami to problematyczne. Kiedy przychodzi taka chwila często nie wie co ma powiedzieć i troszkę mięknie, jednak wciąż zachowuje swój charakterek. Kolejną, główną cechą tej dziewuchy jest nieufność, prawie każdy wydaje jej się nienaturalny, wręcz sztuczny oraz podejrzany. Dlatego też jest bardzo mało ludzi, na których potrafi się otworzyć, a szkoda, bo wiele problemów przez to tłumi w sobie. Potem one wybuchają jak jedna, wielka, czarna bomba niczego, a jednocześnie wszystkiego
Aparycja:
  • Włosy: Nietypowe, bo czarne z fioletowym połyskiem, a od przodu dwa grube, mocno niebieskie pasma. Zadbane fale opadają na twarz, zasłaniając lewe oko, następnie spływają, aż za ramiona. Raczej trudno ją z kimś pomylić, choćby przez te właśnie kłaki 
  • Twarz: Lekka, gładka i jasna. Oczy duże, okrągłe, różniące się od siebie kolorami. Prawe jest brązowo-bursztynowe, zaś lewe, zasłonięte szmaragdowo-piwne. Nos niczym się nie wyróżnia. Usta są dość pełne, lekko różowe, często posmarowane balsamem 
  • Postura: Tsuki jest dość zgrabna, ale do supermodelki jej trochę brakuje, mimo to niczego jej nie brakuje. Bowiem dziewczyna posiada figurę klepsydry, ramiona równe szerokością z biodrami, widoczne wcięcie w talii. Poza tym nie należy do niskich ani wysokich, mierzy dokładnie sto siedemdziesiąt centymetrów 
  • Inne: Dziewczyna prawie nigdy nie podkreśla swojej figury, bo nosi głównie duże bluzy, bluzki t-shirt, a do tego nieco przetarte jeansy oraz sportowe, wygodne buty
GłosEvanescence
Bóstwo: Ponoć kiedyś tam ma być własnością jaśniepana Isambarda
Relacje:
  • Przyjaciele: Nie lubi się do nikogo przywiązywać, także nawet jak kogoś lubi to nazywa go jedynie znajomym/znajomą 
  • Wrogowie: Przez swoje humorki oraz nieokiełznany charakter dwóch, czy trzech może mieć
  • Druga połówka: Jest wolna 
Ciekawostki:
  • Nie lubi żadnych słodyczy, prócz rzecz jasna lizaków oraz żelków
  • Ma uczulenie na kurz, jak jest go za dużo to zaczyna kichać i oczy jej łzawią
  • Praktycznie wszędzie ma łaskotki, ten kto to odkryje ma już w kieszeni jeden sposób na obezwładnienie jej
  • Uwielbia śpiewać oraz tańczyć, nie wstydzi się tego, bo naprawdę dobrze jej to wychodzi 
Operator: Cocinka