Popatrzyłam na liska, siedzącego obok mnie. Poznawałam gdzieś tą aurę, ale póki nie ujrzę jego ,,ludzkiej” formy, ciężko mi określić to, kim jest. Jednak nie miałam zamiaru być niegrzeczna. Co z tego, że nie jestem pewna tego, kim jest? Być może się dowiem, a być może nie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ten zwierzaczek był taki uroczy.
-A więc… Kim była ta osoba, której coś przyrzekłeś? Jakieś znaki szczególne? Może, wiesz jak się nazywa?-zapytałam najgrzeczniej jak mogłam, a potem popatrzyłam z powrotem na łąkę.
Zachód słońca. Taki piękny. Jednak, miałam zamiar czekać, aż zniknie za horyzontem, jak to miałam w zwyczaju. Nie słyszałam odpowiedzi od zwierzęcia. Może nie chce mi tego powiedzieć? Ale, dlaczego? Przecież poprosił o pomoc. Biedny, może się zawstydził? Może nie jestem odpowiednią osobą do pomocy? Zapewne skupiłabym się tylko na tym, ale…
,,-Boże… Proszę cię. Czeka mnie zaraz bardzo ważne spotkanie z osobą, na której bardzo mi zależy. Niech się ono uda, abym się nie ośmieszył przez Sachiko. Obiecuję, że nie zapomnę o twojej dobroci…”
Na moją twarz wstąpił jeszcze większy uśmiech. Co byłby ze mnie za bóg, gdybym nie pobłogosławiła tego mężczyzny. Zrobiłam to, co powinnam. Złożyłam dłonie i spuściłam głowę. Wiedziałam, że skoro nie usłyszałam odpowiedzi od stworzenia, mogę dłuższy czas poświęcić na szczęście dla tego mężczyzny. Przecież tego potrzebuje. Po chwili, uniosłam ją, patrząc z powrotem na horyzont. Słońce już zaszło. Ah… Jaka szkoda. Nie spodziewałam się, że to będzie trwało tak długo. Przecież tego zwierzaczka spotkałam w czasie południa. Popatrzyłam na liska, który też spoglądał na mnie. Podniosłam się i wygładziłam moją białą szatę.
-Chodź skarbeńku.-powiedziałam z uśmiechem.-Przenocujesz w mojej świątyni.
Zwierzak bez sprzeciwu ruszył za mną. Z gracją, krok za krokiem szłam do siebie. Nie to, że byłam tam już tak długo i się zadomowiłam, ale na pewno jest lepiej niż na samym początku. Weszłam po dwóch schodach, aż nagle zaczepiłam się o trzeci i prawie upadłam. To mi się jeszcze nie zdarzyło. Będzie bolało, czy raczej nie? Mogę umrzeć?! Zapewne bym się tym jeszcze przejmowała, ale otworzyłam oczy i zauważyłam że wiszę kilka centymetrów od ziemi. Czyjaś dłoń trzymała mnie. Taka ciepła… Uniosła mnie na ziemię, a ja już wiedziałam, kim ten uroczy lisek jest. To ten mężczyzna… On mnie szuka. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Oj, Loyd. Nie wiedziałam, że aż tak się będziesz krępował. Proszę, wejdź.-powiedziałam, wskazując na świątynię.
Delikatnie zsunęłam jego dłoń ze mnie i weszłam do świątyni. Rozejrzałam się i wskazałam na jeden z korytarzy. Chłopak popatrzył na mnie, a potem na miejsce, które wskazywałam.
-Tam są puste pokoje. Wybierz sobie który tylko chcesz. Gdyby się coś stało, będę u siebie, czyli tam.-powiedziałam, wskazując duże, suwane drzwi na środku świątyni. Uśmiechnęłam się delikatnie.-Porozmawiamy jutro, dobrze?-zapytałam.
<Loyd?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz