sobota, 23 grudnia 2017

Od Asami CD Loyda "Amor caecus est"


   Popatrzyłam na liska, siedzącego obok mnie. Poznawałam gdzieś tą aurę, ale póki nie ujrzę jego ,,ludzkiej” formy, ciężko mi określić to, kim jest. Jednak nie miałam zamiaru być niegrzeczna. Co z tego, że nie jestem pewna tego, kim jest? Być może się dowiem, a być może nie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ten zwierzaczek był taki uroczy.
 -A więc… Kim była ta osoba, której coś przyrzekłeś? Jakieś znaki szczególne? Może, wiesz jak się nazywa?-zapytałam najgrzeczniej jak mogłam, a potem popatrzyłam z powrotem na łąkę.
Zachód słońca. Taki piękny. Jednak, miałam zamiar czekać, aż zniknie za horyzontem, jak to miałam w zwyczaju. Nie słyszałam odpowiedzi od zwierzęcia. Może nie chce mi tego powiedzieć? Ale, dlaczego? Przecież poprosił o pomoc. Biedny, może się zawstydził? Może nie jestem odpowiednią osobą do pomocy? Zapewne skupiłabym się tylko na tym, ale…

,,-Boże… Proszę cię. Czeka mnie zaraz bardzo ważne spotkanie z osobą, na której bardzo mi zależy. Niech się ono uda, abym się nie ośmieszył przez Sachiko. Obiecuję, że nie zapomnę o twojej dobroci…”

   Na moją twarz wstąpił jeszcze większy uśmiech. Co byłby ze mnie za bóg, gdybym nie pobłogosławiła tego mężczyzny. Zrobiłam to, co powinnam. Złożyłam dłonie i spuściłam głowę. Wiedziałam, że skoro nie usłyszałam odpowiedzi od stworzenia, mogę dłuższy czas poświęcić na szczęście dla tego mężczyzny. Przecież tego potrzebuje. Po chwili, uniosłam ją, patrząc z powrotem na horyzont. Słońce już zaszło. Ah… Jaka szkoda. Nie spodziewałam się, że to będzie trwało tak długo. Przecież tego zwierzaczka spotkałam w czasie południa. Popatrzyłam na liska, który też spoglądał na mnie. Podniosłam się i wygładziłam moją białą szatę.
 -Chodź skarbeńku.-powiedziałam z uśmiechem.-Przenocujesz w mojej świątyni.
   Zwierzak bez sprzeciwu ruszył za mną. Z gracją, krok za krokiem szłam do siebie. Nie to, że byłam tam już tak długo i się zadomowiłam, ale na pewno jest lepiej niż na samym początku. Weszłam po dwóch schodach, aż nagle zaczepiłam się o trzeci i prawie upadłam. To mi się jeszcze nie zdarzyło. Będzie bolało, czy raczej nie? Mogę umrzeć?! Zapewne bym się tym jeszcze przejmowała, ale otworzyłam oczy i zauważyłam że wiszę kilka centymetrów od ziemi. Czyjaś dłoń trzymała mnie. Taka ciepła… Uniosła mnie na ziemię, a ja już wiedziałam, kim ten uroczy lisek jest. To ten mężczyzna… On mnie szuka. Uśmiechnęłam się delikatnie.
 -Oj, Loyd. Nie wiedziałam, że aż tak się będziesz krępował. Proszę, wejdź.-powiedziałam, wskazując na świątynię.
   Delikatnie zsunęłam jego dłoń ze mnie i weszłam do świątyni. Rozejrzałam się i wskazałam na jeden z korytarzy. Chłopak popatrzył na mnie, a potem na miejsce, które wskazywałam.
 -Tam są puste pokoje. Wybierz sobie który tylko chcesz. Gdyby się coś stało, będę u siebie, czyli tam.-powiedziałam, wskazując duże, suwane drzwi na środku świątyni. Uśmiechnęłam się delikatnie.-Porozmawiamy jutro, dobrze?-zapytałam.



<Loyd?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz