Loyd drżącymi rękoma wyją z kieszonki niewielki zegarek i podważył uszkodzone wieczko paznokciem, by odskoczyło. Spojrzał na zbitą szybkę i nieruchome wskazówki, potem na zdjęcie pięknej kobiety, umieszczone w środku. Na jego twarzy zagościł blady uśmiech. Potężny huk wstrząsnął światem i ziemia posypała się na mężczyznę, jednak mu było już wszystko jedno. Podczas natarcia mina oderwała mu nogę w kolanie, a ołowiana kula przeszyła mu bark, gdy próbował wstać, by dostać się za osłonę. Żołnierz ściągnął swój hełm i przeczesał brudne, spocone i zakrwawione włosy, pochylając jednocześnie głowę do przodu. Chciał płakać, jednak w jego oczach zabrakło już łez. Nic dziwnego, racje wody były bardzo skąpe, w bukłaku nie pozostało już praktycznie nic.
- Chciałbym ją jeszcze raz zobaczyć… - wyszeptał do siebie, jednocześnie będąc przekonanym, że nie jest to możliwe. Nie wyjdzie żywy z tego piekła.
Wtem poczuł na swoim ramieniu delikatny dotyk, a gdy gwałtownie zareagował uniesieniem broni ze zdziwieniem odkrył, że dotykającą jest mała, śliczna dziewczyna w jasnej sukni i ze zmartwionym wyrazem twarzy.
Opuścił soją broń i westchnął.
- Co tutaj robisz? Ahh… niedobrze – rozejrzał się szybko – ja nie dam rady cię odeskorotować poza linię frontu. Gdzie są ci cholerni debile jak są potrzebni? – Kończąc zdanie wyglądał na nieco złego, jednak przypomniawszy sobie o dziewczynce uśmiechnął się.
- Naprawdę chciałbyś ją jeszcze zobaczyć? – spytała nieznajoma, powodując zdziwienie u Loyda.
- Oczywiście. Ty na pewno też chciałabyś jeszcze zobaczyć swoją mamę… - spochmurniał. – Ale obawiam się, że dla żadnego z nas nie będzie to możliwe.
Dziewczynka wyciągnęła do niego dłoń i uśmiechnęła się promiennie. Żołnierz spojrzał na nią pytająco.
- Choć ze mną – poprosiła, co wywołało wybuch histerycznego śmiechu u Loyda. Dopiero gdy skończył zauważył, że dziewczynka nie ustępuje i na jej słodkiej twarzy widnieje wyraz zdecydowania.
- Niestety, z tą noga nigdzie się nie wybieram – powiedział poważnie.
Dziewczynka uśmiechnęła się lekko i chwyciła go za trzymającą zegarek rękę, wytrącając go z niej. Mężczyzna chciał zaprotestować, jednak świat wokół niego zawirował i gwałtownie znalazł się w sieni… własnego domu.
- Sen? – spróbował wstać, jednak opadł ponownie, co wywołało w całym jego ciele falę bólu. Kolejną próbę podjął już, wpierając się o szafkę na buty. Przytrzymując się mebli podszedł do stojaka na parasole i wyjął najstarszy ze stalowym trzonkiem. Podpierając się nim pokuśtykał do salonu.
Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko stało tak, jak to zapamiętał. Mały stolik, dwa skórzane fotele, olbrzymie pudło telewizora. Nawet krzywo położony obrus na komodzie i te śmieszne, małe figurki kotków, które tak bardzo kochała jego żona…
- Emili… - przypomniał sobie i pokuśtykał do kuchni, a nie znalazłszy jej tam – do sypialni. Już przed drzwiami jego uwagę zwróciły dobiegające ze środka dziwne odgłosy i jęki. Wsunął się delikatnie do wnętrza, a to co ujrzał przyprawiło go o mdłości. Szybko wycofał się z pomieszczenia, potem pokuśtykał przez przedpokój, do sieni i wypadł na trzecie piętro klatki schodowej. Dosłownie, bo prowizoryczna laska poślizgnęła się na linoleum i wypadła mu z dłoni, a mężczyzna zarył głową w podłogę.
- Wszystko w porządku? – Uniósł wzrok. Ta sama dziewczyna co wcześniej pochylała się teraz nad Loydem. Przez jego twarz przebiegła plątanina sprzecznych emocji, a w końcu opadł.
- Zabierz mnie z powrotem – mruknął. – Nie chcę mieć nic wspólnego z tą dziwką! Puściła się…! Puściła z moim bratem! Kochałem ją! Ją i jego! …Kurwa!
Dziewczyna nie odpowiedziała, jednak poczuł jej delikatny dotyk na swoich włosach, a potem miękką, lepką ziemię, w której spoczęła jego twarz. Poczuł, że się odsuwa. Loyd podniósł się na przedramionach. Odchodziła, a na jej jaśniejącej twarzy widniał wyraz zmartwienia i smutku.
- Zaczekaj! - Krzyknął za nią, nagle przerażony perspektywą, że może zostawić go samego. – Przepraszam! Dziękuję, cieszę się, że to zobaczyłem. Powiedz mi, powiedz… czy jest sposób w jaki mogę ci się odpłacić?
Dziewczyna odwróciła się.
- Możesz zostać moim sługą, jeśli chcesz – powiedziała cicho.
- Sługą? – Mężczyzna zrobił nieco zdziwioną minę, jednak to zdziwienie szybko ustąpiło miejsca determinacji. – Tak. Chcę.
Zbierając resztki sił podniósł się na kolana i czując narastające zażenowanie schylił głowę przed dziewczynką.
- Przysięgam służyć ci całymi swoimi siłami do końca moich…
Nie zdążył dokończyć, bo jego pierś została przeszyta ołowianą kulą żołnierza, który wychynął zza zapory. Loyd zarył głową w błoto, a z jego ciała uleciały resztki życia.
(...)Minęło trochę czasu, odkąd Taishoku znalazł się w zaświatach. Raj. Tak nazywano to miejsce, jednak mężczyzna nie tak je sobie wyobrażał. Ściskany przez niego w dłoni szkic był pomięty i miejscami podarty. Wiedział już, jak nazywa się bogini, której wierność przysięgał, jednak od dłuższego czasu zbierał się na odwagę, by do niej zagadać. Minęło trochę czasu... nie był pewien, czy ona nadal go pamięta i czy właściwym jest, by przypominał o sowim istnieniu. Westchnął i zeskoczył z drzewa, spadając na cztery łapy, w powietrzu łapiąc świstek w pyszczek. Zakosami, by jak najbardziej oddalić spotkanie, pobiegł do rezydencji Asami.
(...)Zapukać czy nie zapukać. Mały kitsune siedział przed masywnymi wrotami, pełen mieszanych uczuć. Wreszcie postanowił. Przemienił się ponownie w człowieka i zdecydowanie zabębnił pięścią w drzwi. Czekał.
(...)Jednak nikt mu nie odpowiedział. Bogini najwyraźniej nie było w domu. Westchnął i już miał odejść, gdy zauważył kwiatową łąką, a na niej jakiś poruszający się dziewczęcy kształt. Poczuł dziwny uścisk w żołądku i niespodziewanie przyjemne mdłości. Pomyślał, że to prawie takie uczucie, jakby znowu był zakochany. Ruszył powoli w kierunku tamtej, jednak zatrzymał się, czerwony na policzkach. Co pomyśli sobie ta dziewczyna, jeśli podejdzie do niej mężczyzna? Ponownie stał się liskiem i nie pamiętając nawet o rysunku, pokicał w kierunku nieznajomej.
Gdy ją rozpoznał, było już za późno, by zawrócić. Znalazł się bowiem dość blisko, by mogła go zauważyć. Nieco zakłopotany i przyzwyczajony do etykiety, panującej w tym swoistym raju, usiadł kawałek od bogini, odwracając wzrok od jej kształtnego ciała.
- Witaj... w czym mogę ci pomóc? - zapytała, a Loyd czuł na sobie jej spojrzenie.
Wziął głęboki oddech.
- Szukam kogoś, komu kiedyś coś przyrzekłem - powiedział wykrętnie, nerwowo ruszając ogonem. - Być może pani będziesz mogła mi pomóc go znaleźć? To dla mnie bardzo ważne, bo przysięgałem mu wierność...
Taishoku nie miał odwagi powiedzieć jej tego. Może zapomniała. Może nie będzie chciała pamiętać? Wyglądała wtedy na tak smutną... Bogini miłości. Z tego co mężczyzna pamiętał to ona błogosławiła jego związek. Czy błogosławiła też związek tego drugiego?
Asami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz