środa, 28 listopada 2018

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


- Ale z tego, co mówisz nie jest to warto zachodu - stwierdził po chwili zastanowienia - Bo jeśli aby poczuć jakąkolwiek różnice muszę o niej wiedzieć. To taniej, równie smacznie, a znacznie prościej jest o tym nie wiedzieć, prawda?
W myśl ludowej mądrości "nie wiedza to błogosławieństwo" i choć tylko Makoto mógł stwierdzić, czy w istocie tak było to jakoś Nex po tej rozmowie stracił chęć do pogłębiania swej wiedzy w zakresie kulinarnym. W zupełności wystarczyło mu, że coś było smaczne, a całą resztę pozostawiał kucharzom i pasjonatom takim jak piesek.
- Czyli po całym tym przekonywaniu mnie, abym niczego nie niszczył będziemy liczyć na głupotę demonów i szczęście - mina Nexaron'a jasno dawała do zrozumienia, że liczył na coś więcej, skoro próbowano na nim wymusić jakieś zobowiązania - Rozumiesz, chyba że w takim wypadku pozostaje przy swoim i "postaram się uniknąć uszkodzenia eksponatów"...
Kładąc przy tym bardzo mocny nacisk na słowo "postaram się". Ktoś chyba uznał jednak, że dość już było tego gadania, bo jedna z akum zdecydował się opuścić swoją kryjówkę, może licząc, że skoro tak długo dywagowali na ten temat to byli po prostu słabi. Gdy wilk odwrócił się podążając za wzrokiem Makoto udało mu się dostrzec jak dość specyficzna czarna maź opuszcza coś, co musiało być kiedyś wspaniałą samurajską zbroją. O ile ich tak już wówczas nazywano. Maź ta jednak nie rozpadła się pluskiem na podłodze na skutek działania grawitacji, jak logika raczyła sugerować, a zdawała się utrzymywać formę swej niedawnej kryjówki. Oznaczało to, że mieli ze sobą samuraja w pełnym rynsztunku i uzbrojonego, ale składającego się z bliżej nieokreślonej czarnej masy.
- Ej... Nie widzisz, że rozmawiamy tutaj? - rzucił do "ofiary 1" jak już zdążył ochrzcić w swym umyśle akumę Nex, po czym odwrócił z powrotem do Makoto. Znowu przypatrywał mu się uważnie, ale tym razem spojrzenie było zgoła inne. Nie osądzał go za to, co proponował, jak to było wcześniej, a najzwyczajniej bacznie się przypatrywał, ciekaw jak zareaguje, na to nastąpi.
Zaczęło się dość niepozornie, ot dało się poczuć jak powietrze w pomieszczeniu, zostało wprawione w ruch. Tak jakby ktoś otworzył okno i powstał przeciąg. Wiatr jednak nieustannie i nieprzerwanie przybierał na sile, aż w końcu dało się słyszeć charakterystyczne wycie. Wtedy też dało się już wyraźnie dostrzec, że wiatr nie krążył bez celu, a zbierał się w jednym punkcie. Tuż przed ciałem akumy, lecz w powietrzu nadal nic nie było widocznego, więc nie sposób było dokładnie określić, co się działo gołym okiem. Minęła kolejna chwila i wiatr był na tyle silny, że zarówno demon, jak i Nex musieli się czegoś chwycić, aby nie zostać porwanym. Na nieszczęście ofiary 1 za blisko i nim zdążyła zareagować, niewidoczne okno cyklonu poderwało go z podłogi. To, co nastąpiło później najlepiej porównać do mielenia przez maszynkę do mięsa, z tym małym zastrzeżeniem, że wszystko, co zostało już przerobione, gdzieś znikało. Tak więc, na początek dało się dostrzec jak części klatki piersiowej, albo coś, co powinno nią być, oderwały się od demona, co ten podsumował piskliwym wyciem, a później cały proces tylko przybierał coraz bardziej na tempie. Kolejne części ciała wyginały się pod nienaturalnymi kątami i niemal dawało się słyszeć trzask kości, mięśni, ścięgien, czy czegokolwiek, z czego akumy były zbudowane. Całe było oprawione kakofonią krzyków ofiary 1, a przynajmniej tak było do momentu, aż urwało mu część czegoś, co miało być twarzą. Później była już tylko cisza, a gdy cała cienista postać zniknęła, to samo stało się źródłem oka cyklonu. Minęło zaledwie kilka sekund, ale mogli wrócić do rozmowy.

577 słów

Od Nexarona cd. Makoto "Przedszkolaki"


Oczywiście nic nie mogło być takie proste, bo byłoby za dobrze, prawda?
- A to nie jest tak, że tylko konkretne związki je uruchamiają? - zapytał na głos wilk, patrząc do góry i zastanawiając. Wiedział, jaka była ogólna zasada działania wykrywaczy dymy, ale tutaj to nie wystarczyło. Przypuszczał, że chodziło o wykrywanie jakichś związków chemicznych w powietrzu i po chwili doznał olśnienia.
- Chwilę, już sprawdzam jak one działają - uruchomił pospiesznie telefon, wszedł w internet i zaczął w wyszukiwarce wystukiwać interesujące go pytania. Potem naturalnie musiała nastać kilkuminutowa cisza, gdy starał się oddzielić to, co było warte uwagi od tego, co było w ich sytuacji bezużytecznego. Ostatecznie bogatszy już o odpowiednią wiedzę przemówił do swojego kolegi.
- Wyczytałem, że jest kilka rodzajów czujników, a nie wiem, które z nich konkretnie zamontowano tutaj... Mimo to bez względu na ich rodzaj jest źle, bo nie ma nawet znaczenia co będzie unosiło się w powietrzu, gdy odpalisz te kadzidełka, jeśli będzie tego za dużo system się włączy - wilk był szczerze zaskoczony jak bardzo wyszukane rozwiązania techniczne, zostały wykorzystane w pozornie tak prostych urządzeniach, ale zarazem popsuło mu to trochę humor - To jednak sprawia, że wracamy do punktu wyjścia. Jak chcesz wyciągnąć demony, jeśli skryją się w eksponatach?
Nex miał świadomość, że niemiłosiernie drążył ten temat, ale Makoto sam sobie był winny. Zależało mu na tym, aby nie było żadnych zniszczeń. Wilk rozejrzał się dookoła po sali, jakby licząc, że może i tym razem wpadnie na jakiś może nie genialny, ale przynajmniej pożyteczne w ich sytuacji pomysł. Niestety nic nie przyszło mu jak na złość do głowy. Ciężkie westchnienie wyrwało mu się z ust, gdy oparł się o jedną z gablot, przenosząc swoje spojrzenie z powrotem na psiaka.
- To, co robimy? - patrzył na niego twardo, bo niestety wypruł się z pomysłów. Mogliby niby zaryzykować, licząc na to, że nie rozprowadzą na tyle dymu, aby uruchomić alarm, ale ta rozmowa miała miejsce dlatego, że nie chcieli podejmować żadnego ryzyka.
- Wiem teraz, że to jakiś rodzaj wołowiny, a sądząc po tym, jak bardzo to podkreślasz pewnie nie taka, jaką znajdzie się w supermarkecie na przecenie... Warta jest swojej ceny?

349 słów

wtorek, 27 listopada 2018

Od Nexarona CD Eryi "Nie wyciągaj wilka z lasu"


Jak przystało na wczesną wiosnę, wieczory potrafił być jeszcze mroźne i ten właśnie do takich należał. Dawno jednak minęły już czasy, gdy ludzie z powodu pogody musieli zmieniać swoje plany. Wystarczyło, aby stosownie cieplej się ubrali i śmiało mogli iść na miasto się bawić. Nex pod tym względem miał trochę więcej możliwości niż przeciętny "Kowalski", bo poza narzuceniem czegoś więcej na grzbiet, mógł również wszystko z siebie zdjąć. Na ten właśnie drugi wariant tego dnia się zdecydował. Przybrawszy swą prawdziwą postać, miał pewność, że jego futro zapewni mu wystarczającą izolację, nawet jeśli temperatur miałaby nagle spaść o dwadzieścia lub więcej stopni, co w rzeczywistości nie było przecież możliwe. No... Chyba że jakiś chowaniec zdecydowałby się na spłatanie figla ludziom i nawet... Sam wilk po chwili zastanowienia już wiedział, jak mógłby doprowadzić do podobnego efektu. Pozostawało jednak pytanie, czy miał po co?
Odpowiedź zaś na nie to nie. Przynajmniej na razie wybrał się "na miasto" nie w takim celu. Zaznaczę w tej chwili, że zwrot "na miasto" należy rozumieć w tym wypadku bardziej dosłownie aniżeli zazwyczaj. Nie ciężko sobie przecież wyobrazić jaką panikę wywołałby pośród ludzi, przemieszczając się w tej postaci, nawet jeśli kilka chwil później mieliby o nim zupełnie zapomnieć. Zdecydował się zatem, że zamiast korzystać z ulic, dróg, ścieżek, deptaków będzie się poruszać po dachach budynków. O tak późnej porze na dachach budynków w centrum miasta ciężko byłoby kogoś spotkać.
Ta wycieczka miała oczywiście swój jasno określony cel. Było nim naturalnie polowanie na akumy. Nie dlatego jednak, że dostał takie zadanie od jakiegoś boga, który nie chciał/nie mógł wysłać własnych niewolników... Znaczy chowańców i nie dlatego, że czuł się zobowiązany do ochrony ładu, jaki bogowie w ten sposób wprowadzali na ziemi. Powód był bardziej przyziemny i prosty... Po prostu to lubił. Nexaron nie pamiętał swojego poprzedniego życia i szczerze mówiąc, w ogóle go ono nie interesowało, ale w związku z tym mógł tylko zgadywać, z czego takie upodobania u niego wynikały. Może jako człowiek musiał w sobie dusić emocje, którym teraz mógł w ten sposób dać upust i to w taki sposób, że nikt nie będzie miał do niego żalu. Jednocześnie zupełnie odwrotny scenariusz był równie prawdopodobny. Mam tu na myśli, że, mimo iż świat ludzi był względnie spokojny, to gdzieś zawsze toczona jest jakaś wojna i dlatego Nex mógł być jej częścią, a to, co robił teraz było "rutyną" do jakiej przywykł.
Rozważania te były jednak bezcelowe, bo Nex'owi najzwyczajniej to odpowiadało i dlatego zdecydował się na ten spacer. Z góry nie straszył niepotrzebnie ludzi ani akum, a samemu mógł ich swobodnie obserwować co się dzieje wokoło. Z czasem nawet dało to jakieś efekty. Przemierzając się w ten sposób po mieście w pewnej chwili dostrzegł na dole jednego ze "swoich". Chowańca z rogami na głowie biegnącego przez ulicę. Zwróciło to jego uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze prawie została przejechana przez jeden z samochodów, ale to nie było dziwne, skoro dorośli mieli kłopot z ich dostrzeżeniem. Po drugie i ważniejsze nie znalazłaby się tutaj o tej porze bez ważnego powodu. Znaczy się... Zakładając, że nie była jak on "bez pańska". Nie mając nic do stracenia, ruszył jej śladem. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ledwo owieczka zdążyła wejść w boczną uliczkę, a za nią ruszył wielki czarny pies. Nex'owi nawet przemknęło przez myśl, że może to po prostu pies pasterski poszukuje zagubionej owieczki, ale szybko stwierdził, że to jednak nie pora na głupie żarty. Odczekawszy, aż będzie zbyt skupiony na wizji cielęcych kotletów, rzucił się na niego z góry, wgryzając głęboko w kark. Nie było to dość, aby od razu zabić demona, ale był to dobry początek, a fakt, że uliczka była wąska, utrudni jego zrzucenie.

611 słów

poniedziałek, 26 listopada 2018

Od Yuudaia CD Niyumi "Miejsce spoczynku"


W łazience stałem przez chwile skołowany. Pierwszy raz nie wiedziałem co czuć. Byłem wkurzony, zauroczony, podniecony i zdezorientowany. Dziwnie było się czuć przez nią poniżany, ale było coś w tym miłego. Zdjąłem szmaty, którymi byłem odziany. Przemyłem się w miarę jakoś, by nie było już czuć smrodu. Spojrzałem na siebie w lustrze. Strasznie zmizerniałem. Widać było, że głód zrobił swoje, bo już trochę nie jadłem, przez co strasznie schudłem. Zerknąłem na moje rany. Nie było sensu się nimi przejmować. Chciałem już wychodzić, ale nie wypada paradować z interesem na wierzchu. Otworzyłem lekko drzwi i wyjrzałem za nie. Nikogo nie widziałem, ale zawołałem.
-Em… Niyumi masz może coś do ubrania ? - Nie dostałem odpowiedzi, lecz po chwili z innego pomieszczenia wyszła dziewczyna.
-No przynajmniej już tak nie cuchniesz. Masz tu coś czystego do założenia. - Podała mi je, a ja unikałem jej wzroku. Przyjąłem od niej czyste ubranie i poszedłem się ubrać.
Gdy wyszedłem z łazienki, to w reszcie pomieszczeń panował półmrok. Naprzeciw łazienki stała Niyumi oparta o futrynę drzwi.
-Wyglądasz, jakbyś chciała się na mnie rzucić i mnie znowu pobić. -Ta tylko dalej spoglądała na mnie i podeszła bliżej.
-Powinnam cię wyrzucić, ale mam serce. Pokaże ci, gdzie będziesz spał. - Udałem się bez słowa za nią do pomieszczenia, gdzie stało posłanie i inne meble. Już chciała wychodzić, lecz ją zatrzymałem.
-Dziękuje ci raz jeszcze za wszystko. Wiele to dla mnie znaczy.
-Jak mówiłam mam serce. Jutro pójdziemy ci poszukać jakiegoś lokum. - Powiedziała to i wyszła. Stałem i gapiłem się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał chowaniec. Westchnąłem i usiadłem na miejscu, gdzie miałem spać. Chciałem spać, lecz miałem za dużo emocji w sobie. Moje oko już nie wyrabiało, bo ciągle zmieniało kolor od szarego, co znaczyło zdezorientowanie po czerwony, który nie wiedziałem, co znaczy. Chciałem sięgnąć do kieszeni, lecz zapomniałem, że ubrania zostały w łazience. Wyszedłem i szybko się tam udałem, aczkolwiek po cichu. Znalazłem spodnie, które zostawiłem tam i w kieszeni znalazłem zgubę Mały dzwoneczek, z którym się nie rozstaje. Wróciłem do pokoju, lecz nie chciałem spać. Żeby nikogo nie budzić, wyszedłem po kryjomu i udałem się w miejsce, które zauważyłem wcześniej. Małe jeziorko. Usiadłem na brzegu i spojrzałem na gwiazdy. Było w nich coś hipnotyzującego dla mnie. Usłyszałem coś za sobą i odwróciłem się, lecz nic nie zobaczyłem. Kątem oka wydawało mi się, że widziałem białe włosy, ale stwierdziłem, że mi się zdaje. Wróciłem do oglądania jeziorka i z moich ust same zaczęły wydobywać się słowa piosenki. Siedziałem i śpiewałem. Jak skończyłem, postanowiłem wrócić. Zwłaszcza że trochę mnie bolały rany na plecach i rękach. Gdy już byłem wewnątrz świątyni, to myślałem, że będę zmęczony, lecz się myliłem. Nie chciało mi się nadal spać, ale moją uwagę przykuła wielka sala blisko mojego pokoiku. Wyglądała zwyczajnie poza tym, że była pusta a w niej stały miecze różnego rodzaju. Była to sala ćwiczeń. Nie myśląc, wziąłem miecz pierwszy z brzegu i zacząłem ćwiczyć, nieudolnie mi to niestety wychodziło. Nie umiałem walczyć. Nawet podczas walki z akumą się ośmieszyłem oraz użyłem mocy, której nie wiedziałem że mam. Chciałem się nauczyć walczyć, bo przecież Niyu nie będzie ciągle ze mną. Jak o tym pomyślałem, zasmuciłem się, oko zmieniło barwę i z całych sił zacząłem uderzać mieczem w słup do ćwiczeń. Wtedy stało się coś złego. Poczułem ból na plecach i się odwróciłem. Stała tam lisica z mieczem wystawionym w moim kierunku.
-Musisz mieć oczy dookoła głowy i nie wolno nigdy czuć ci się bezpiecznym. -Patrzyłem na nią zdezorientowany.
-Miecz wyżej. I nie daj się ponieść emocją, bo stracisz równowagę i koncentracje. -Wykonała szybki ruch, podcięła mi nogi i upadłem. Tylko się uśmiechnęła i podała mi rękę. Jak tylko ją ująłem, poczułem mieszaninę uczuć. Poczułem zimno w jej ręce, przeszedł mnie prąd zimna, lecz był on przyjemny. Niestety poczułem też ból w ramieniu. Zauważyłem, że przez koszulkę lekko przesiąka krew. Próbowałem to schować, lecz ona to zauważyła i znowu z niesamowitą szybkością była blisko i podniosła koszulkę.
-Możesz mi powiedzieć do cholery, czemu nie powiedziałeś o ranach ? -Była zła. Nie tylko z głosu, ale wręcz promieniowała złością.
-To nic takiego. -Chciałem się odsunąć, lecz ta mnie powstrzymała i usadowiła na ziemi, po czym podeszłą do małej szafki, w której kącie nie widziałem i wróciła z jakimiś buteleczkami oraz bandażami. Gdy szła w moją stronę, sięgnąłem ponownie do kieszeni i zauważyłem że gdzieś podziałem mój dzwoneczek. Chciałem wstać, lecz ta już była obok mnie więc siedziałem cierpliwie.
-Mogłeś powiedzieć, to bym cię opatrzyła. - Patrzyłem na nią, jak kładła wszystko na ziemi, po czym kucnęła obok mnie.

<Niyumi?>

751 słów

Od Mikleo CD Tarou i Victorii "Spotkanie Trojga"


 Patrzyłem się na tą całą sytuację z nie małym zaskoczeniem. O co tu tak w ogóle chodziło? Już na samym początku miałem dziwne podejrzenia co do odwiedzin Victorii, jednak teraz to podchodziło już pod przymusową obserwację mnie. Dlaczego? I jeszcze ten facet z rana na którego niechcący wylałem jego własne picie. On to zlecił? Kim on właściwie był, nie licząc faktu, że pewnie zajmował pozycję Bóstwa, albo Patrona.... Już wątpiłem, że jest Bronią skoro kobieta była tu z jego polecenia, a ona jest lisem. Właśnie... skoro ma już chowańca, to po co mnie obserwuje? Nie chce tu wchodzić między nich skoro tak wygląda ta sytuacja, a Vi zareagowała dość nerwowo. 
-N...Nie powinieneś czegoś z nią zrobić? Porozmawiać? Zabrać na lody? Cokolwiek? - Nie miałem pojęcia, czy ma zły dzień, czy taka jest z charakteru. Ciężko mi się rozmawiało z kobietami już za życia nie wspominając już tu, gdy większości jest bliżej do zwierząt niż człowieka.... Z reszta w moim przypadku było podobnie. Mimo to... cze chciałem znów angażować się w związek? Nadal... ją kochałem...i czułem, że ten żal za szybko nie zniknie z mojego serca.Na dodatek mogłem znów nawalić i przysporzyć drugiej osobie niepotrzebnych zmartwień.
-Ona jest uparta. Musi jej samo przejść. -Zamilkł na chwilę jakby się nad czymś zastanawiał. Skupił również spojrzenie na alejce, gdzie zniknęła za ścianą budynku. - Chociaż aż tak wkurzonej nigdy jej nie widziałem.
-Upór i rozdrażnienie to dwie inne rzeczy u kobiety - Mruknąłem nieco zażenowany z jego toku myślenia. Ogólnie Upór i złość to kompletnie inne rzeczy, wiec dlaczego nawiązywał je do siebie? To było bez sensu. - To tym bardziej powinieneś z nią porozmawiać zamiast uciekać.... - Pokręciłem głową sam dla siebie. Po co się wtrącałem? Miałem się nie wtrącać... więc po co to robię? Nic dobrego z tego nie wyniknie.  
- Ona teraz mnie nie chce widzieć. Jak pójdę to jeszcze mi się oberwie - Spojrzał na mnie z wyjątkową uwagą. On naprawdę mnie obserwuje, czy ja mam jakieś urojenia?... - Mogę iść ale to będzie twoja wina jak mi się oberwie. -Jego dłoń powędrowała w stronę  mojej głowy na której zresztą się zatrzymała. Dokładnie miedzy moimi uszami. Co to miało być? Było przyjemne, ale.. byłem po części człowiekiem, wiec nieco dziwnie jednocześnie. Na szczęście bożek cofnął rękę zapewne czując na moich włosach wilgoć. Nie panowałem nad nią nie ważne jak bardzo bym chciał. Przynajmniej nie wyglądam jak mokry pies, a tym bardziej nie pachnę jak on.
- Ale ... to twoja dziewczyna więc, czemu na mnie wine zwalisz? - Położyłem uszka po sobie patrząc na niego lekko z dystansem.  Naprawdę traciłem wiarę w tego osobnika.
- To nie jest moja dziewczyna. Ona jest tylko... moim chowańcem. W dodatku lekko upartym i wrednym. - Próbował powiedzieć to najspokojniej jak umiał, jednak coś mu nie wyszło. Czułem, że jednak nie mówi do końca prawdy, bądź naprawdę coś ze mną było nie tak. Do tego znowu zaczął mnie głaskać, a do tego za uchem...boże jak dobrze... Ale nie... nie może. Nie dam zrobić z siebie psa byle komu... jakkolwiek to brzmi. Lekko odtrąciłem jego rękę odchrząkując, by zaczął być poważny.
- Niby z jakiej racji wiesz, że ja nie dostanę od niej? - Uniosłem jedną brew dla bezpieczeństwa cofając się o krok. Widocznie był nieco zaskoczony moją reakcją, ale... może przestanie w końcu. Źle to wyglądało... naprawdę. 
-Bo w porównaniu do mnie jesteś uroczy ,więc ci się nic nie stanie. - Uśmiechnął się niewinnie, a ja w tym momencie straciłem resztę wiary w to bóstwo. Ma idiotyczny tok myślenia skoro stwierdził, że jestem słodki i przez to lisica na pewno mnie nie uderzy. Westchnąłem zrezygnowany odwracając się w stronę, gdzie zniknął chowaniec jednocześnie nie pozwalając mu gapić się na moje oczy. To było krępujące... i to tak bardzo. 
- Nie gwarantuje, że zdziałam cokolwiek. Jednak wiedz, że kopiesz pod sobą dołek , bo wysyłasz mnie jako pośrednika... obcą osobę. Źle wypadniesz w jej oczach - Skrzyżowałem ręce na piersi posyłając mu jeszcze jedno krótkie spojrzenie.
-Wiesz. Mogę iść... Ale wtedy będziesz mnie mieć na sumieniu. - Spojrzał na mnie pewny swoich słów. On naprawdę mówi poważnie? To jakieś żarty...ona nie może być aż tak niebezpieczna...  - Twoja decyzja czy mam iść ,czy ty chcesz.
 - Ja ci od początku... ugh - Jęknąłem cicho załamany. Poczucie winy dawało o sobie znać... czemu ja musiałem być tym miłym i dobrym? Nie potrafiłem mówić nie... nawet w tej sytuacji, choć jasno wiedziałem, że to źle by się skończyło.... z reszta jak tamtego wieczoru. Pokręciłem szybko głową odrzucając te wspomnienia. Nie czas na nie...choć były bardzo podobne. I tu i tu było niebezpiecznie... ale co innego było zagrożeniem. - I.... idź. Ja będę z tyłu was obserwować - Mruknąłem ostatecznie cicho i objąłem się ramionami czując lekkie dreszcze. Naprawdę... wtrącanie się w końcu też mnie zabije. A jak nie to, to na pewno jakaś dziewczyna ... albo właśnie dzisiejszego dnia Victoria jak się skapnie, że siedzę gdzieś z boku i podsłuchuje.

<Tarou?>

806 słów.

Od Eryi DO Nexarona "Nie wywołuj wilka z lasu"

Blade, słabe światło skrywającego się za gęstymi chmurami księżyca, od czasu do czasu łagodnie opadało na nieznacznie oświetlone, spokojnie obrzeża miasta. Delikatny powiew wiatru od czasu do czasu podrywał w swoje objęcia panoszące się na ulicy niepotrzebne ulotki oraz inne, równie niepotrzebne śmieci, tworząc przy tym przyjemny dla ucha szelest. Miasteczko mogłoby się wydawać spokojnym, żyjącym powolnym, swoim własnym, wyznaczonym przez siebie toku miejscem. Nie było jednak nic bardziej mylnego. Zaledwie kilka przecznic dalej od zasadniczo spokojnej okolicy, rozpoczynały się zaczątki wielkiej metropolii, która jeszcze nigdy nie poznała dokładnej definicji spokoju czy też odpoczynku.  Nawet ta noc, która była raczej chłodna w porównaniu do tych, które panowały w wiosnę, nie odpędzała tłumu ludzi, którzy mieli w planach dobrze się zabawić. Siedząc na schodkach prowadzących do wejścia jakiegoś bloku, Erya obserwowała znajdujące się na końcu ulicy, stale zmieniające kolor neonowe światła, które zapraszały do reklamowanych przez siebie lokali, wokół których powoli zaczynali tłoczyć się ludzie. Ta, nie dbała jednak o mijających ją ludzi, którzy i tak jej nawet nie zauważali, a tym bardziej o możliwą formę rozrywki. Jej myśli już dawno podołały odpłynąć w kompletnie inne, odległe miejsce, pozostawiając dziewczynę kompletnie apatyczną wobec otaczającej jej rzeczywistości. Oddalone żywe konwersacje, głośna muzyka, odgłosy przejeżdżających nieopodal samochodów; wszystko to zdawało się nieistotne, choć nie było to zbytnio zaskakującym faktem. Dziewczyna od dawien dawna miała zwyczaj ignorowania tego, co uznawała za nudne bądź zwyczajnie niewarte uwagi, nieważne, czy byłoby to coś z życia codziennego wzięte, czy też byłaby to najzwyklejsza błaha konwersacja. Jednak mimo wszystko lubiła tutaj przychodzić, na Ziemię. Czuła wtedy, że jest bliżej paradujących wokoło niej ludzi i że może jeszcze raz poczuje jak to było być jednym z nich. Dziewczyna kompletnie nie pamiętała swojej śmierci, a nawet urywków wspomnień z życia w tym miejscu. Swoją rodzinę, przyjaciół oraz osoby bliskie jej sercu, widziała jak przez mgłę, gdzie twarze stały się bezkształtną mgłą, a głosy odległe i niezrozumiałe. Czasem próbowała wyjaśnić sobie swoją amnezję, podsuwając argument, że musi być jakiś ważny powód, dlaczego jej umysł ogarnęła całkowita zaćma. Jednak wtedy jej nadmiernie ciekawska natura dorzuca swoje trzy grosze, powodując, że nie jest w stanie przestać myśleć o tym, co się faktycznie stało w ten pamiętny dzień. Wtem nagły, głuchy łoskot skutecznie wyrwał ją z dalszego snu na jawie. Wciąż oplątana swoimi myślami, rozejrzała się zdezorientowana, próbując zlokalizować źródło hałasu. Napotykając jednak jedynie ulicę w niezmiennym stanie, zatopioną w odgłosach nocnego życia miasta, zmarszczyła nieco brwi. Coś było nie w porządku, jednak co było przyczyną chwilowego zakłócenia spokoju, który jeszcze przed chwilą tutaj panował? Wyobraźnia na pewno nie płatała jej figli, a nawet jeśli to wciąż wypadałoby to sprawdzić. Podnosząc się stopniowo na równe nogi, ponownie rozejrzała się na boki. Nic się nie wyróżniało, a przynajmniej takie było jej przekonanie. Ani mijający ją przechodnie, ani najbliższe otoczenie nie miało w sobie niczego szczególnego. Wciąż była to ta sama ruchliwa ulica, co przed chwilą,a potencjalny sprawca nie pozostawił po sobie ani śladu. Nieprzekonana sytuacją, Erya pośpiesznie zeskoczyła z drugiego schodka, na którym właśnie się znajdowała i właśnie wtedy podejrzany dźwięk rozległ się ponownie, jednak tym razem dziewczynie udało się doszukać miejsca, z którego się wydobył. Było to w okolicy zamkniętego już sklepiku po przeciwnej stronie ulicy, gdzie najpewniej chodziło o alejkę obok niego. Pozwalając, aby zainteresowanie wzięło nad nią górę, dziewczyna zaczęła kierować się w stronę podejrzanej lokacji. Po rozejrzeniu się w obie strony, Erya przebiegła prędko na drugą stronę ulicy. Niezwykle irytującą sprawą jest fakt, że ludzie są w stanie dostrzec takich jak ona, przez co bardzo łatwo jest o dorobienie się o kolizję z nadjeżdżającym z naprzeciwka pojazdem, a to do przyjemnych nie należy. Będąc ostrożna, aby przypadkiem nie wpaść na jakiegoś przechodnia, dziewczyna wparowała do alejki. Nie była ona zbytnio szczególna; już przy samym wejściu znajdowały się porozwalane dookoła śmieci, leżące pod ścianą ozdobioną graffiti wykonanymi przez lokalne bachory odłamki szkła, a do tego słabe światło psującej się już latarni, które było głównym czynnikiem w tworzeniu jej stereotypowego wyglądu. Powoli zagłębiając się w czeluści uliczki, do jej uszu po raz wtóry doszły podejrzane odgłosy. Zaciekawiona, jedynie przyspieszyła kroku, wciąż chcą dowiedzieć co takiego urządza sobie tutaj biesiadę. Kiedy dziwne szmery dochodziły tuż zza rogu, Eryę zdążył przepełnić czysty niepokój zmieszany ze stale rosnącym zainteresowaniem. Kto wie co mogło czyhać za rogiem? Akuma? Choć równie dobrze, zamiast niej mogło być to jakieś bezpańskie zwierzę, które panoszyło się po śmietnikach w poszukiwaniu resztek jedzenia. Ewentualnie mógł to być nieszczęśnik prosto z pobliskiego baru, któremu procenty zbyt szybko skoczyły do głowy, a teraz nieudolnie starał się powrócić do domu, przy okazji wpadając na wszystkich i wszystko. Nie chcąc jednak ryzykować możliwego spotkania z paskudą, zdjęła rękawiczki, gdyż jej przypadku niemożliwe jest korzystanie z jej umiejętności, podczas  gdy jej dłonie są w jakikolwiek sposób zasłonięte. Czasem bywa to uciążliwe, aczkolwiek pociesza się myślą, że jest to swego rodzaju ukryta umiejętność, której nikt się nie spodziewa. Biorąc się w końcu w garść, zerknęła ostrożnie za róg. Już wtedy uświadomiła sobie, że jej obawy związane ze spotkaniem akumy były błędne, bowiem w przewróconym koszu na śmieci buszował w najlepsze jakiś kudłacz, zwany również pod inną, powszechnie znaną nazwą kota dachowca. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, wiedząc, że nie będzie musiała walczyć z żadnymi paszczurami. Szybko przegoniła zwierzaka, który jeszcze perfidnie syknął na nią w formie pożegnania. Już chciała z powrotem założyć rękawiczki, gdyż z powodu panującego obecnie zimna jej ręce stały się sine i sztywne. Kiedy już miała wykonać tak długo oczekiwaną czynność, zza jej pleców rozległ się nieprzyjemny dla ucha odgłos. Przypomniał on stopniowo nasilające się gulgotanie, które pewnie sprawiłoby, że na głowie niejednej osoby zjeżyłby się włos. Erya powoli obróciła się, tylko po to, aby w głębi nieoświetlonej części alejki dostrzec dwa duże, złote ślepia, patrzące prosto na nią. Po chwili kreatura zaczęła powoli zbliżać się do chowańca, ukazując przy tym swoje prawdziwe oblicze. Było to coś na kształt sporej wielkości zdeformowanego psa połączonego z glutowatą breją. Świetnie. Wybornie. Wyśmienicie wręcz. Lepiej się nie dało! Właśnie wtedy ostatka życia żarówki wyzionęła ducha, powodując, że jedyne źródło światła właśnie zniknęło. Znakomicie, jednak się dało.

<Nexaron? Wybacz, że taki słaby początek, potem będzie lepiej :'D>

1008  słów 

środa, 21 listopada 2018

Rozwiązanie eventu halloweenowego!

Z góry już przepraszam, za to.... trochę długie opóźnienie XD Tak więc no....
Dziękuje wszystkim osobą za udział w naszym evencie ;w; Dotarły do nas 3 pracę, które zostały już przeze mnie rozpatrzone, choć... każdy z naszych uczestników zdobywa główną nagrodę ;w;
Wszystkie pracę były oddane przez inną klasę dlatego każdy otrzyma rangę w górę przy następnym podliczeniu jak i podwójne punkty za cały trud i chęci.

Shigeru... ty rozwaliłeś wszystko i będziemy rozmawiać z Gami ile ci przydzielimy za piękne 4400 słów x-x 

Tak więc jeszcze raz dziękujemy za udział i mogę gwarantować następne eventy, gdy tylko nadarzy się jakaś okazja ;w;

~Yuki aka Shin

poniedziałek, 19 listopada 2018

Od Aurory do Akiego "Obrońca Wszechświata i jej bóg"

  Mijałam to miejsce każdego dnia, gdy wracałam ze szkoły. Rozchylona i na wpół zniszczona metalowa brama, za którą znajdowała się dróżka wyłożona kolorowymi kamieniami, na końcu której czekała ona: wykonana z jaśminowego drewna, pomalowana na biało i czerwono mała kapliczka, rozmiarem przypominająca bardziej zwykły nagrobek, niżeli miejsce składania czci jakiemukolwiek bóstwu. A jednak była tu, pozornie nieodwiedzana i zaniedbana, poznaczona pęknięciami farby, wyblakła od deszczu i zarośnięta przez chwasty, lecz z tacą pełną niskonominałowych monet spoczywających na dnie miedzianej misy, których zdawało się przybywać każdego dnia. Kapliczka była tam odkąd pamiętam i od kiedy pierwszy raz poszłam do szkoły zdawała patrzyć się na mnie cierpliwie.
  Z początku nie miałam pojęcia czym była owa dziwna dwukolorowa mogiła z wymalowanymi czarną farbą napisami, którym nie miałam okazji przyjrzeć się z bliska, nigdy bowiem nie odważyłam zbliżyć się do tego miejsca bliżej, niż do zniszczonej bramy. Potem jednak, gdy trochę podrosłam i zaczęłam jeździć na wycieczki szkolne, miałam wielokrotne okazje zwiedzać świątynie różnorakich popularnych bóstw. Tamte miejsca znacznie różniły się od tablicy w zaniedbanym ogrodzie: kaplice, do których zaprowadzał nas przewodnik, z pasją gestykulując i sprzedając mnóstwo turystycznych ciekawostek, były zawsze zadbane, wypełnione ludźmi, służbą, a niskonominałowe monety sypały się wodospadami z rąk wiernych proszących o łaski. I tak, dręczona ciekawością, pewnego dnia odważyłam się spytać mojej mamy o obiekt z ogródka na odludziu.
  Tak jak wówczas już przepuszczałam nie był to żaden nagrobek, a kapliczka pewnego bóstwa, strojąca samotnie, bez służby, bez turystów i bez przewodników wciskających turystom tanie ciasteczka szczęścia. Generalnie, mówiąc w pełni szczerze, mimo iż miedziana misa zawsze była pełna, nigdy nie zobaczyłam żadnego wiernego modlącego się w dzikim ogrodzie.
- Widzisz moja droga – powiedziała mi wtedy mama - ...są tacy bogowie, do których ludzie lubią się modlić i robią to w zasadzie często, ale nieszczególnie chcą, aby ktokolwiek o tym wiedział.
Nie rozumiałam, ale potulnie skinęłam głową i powstrzymałam się od dalszych pytań. Ostatecznie mama i tak nigdy nie była szczególnie rozmowną osobą.
  Od dzieci w szkole dowiedziałam się pozostałej części historii. Kapliczka należała do boga zemsty Akiego, a monety z kolei do jego wyznawców: do zdradzonych dziewczyn, zazdrosnych sąsiadów, zawiedzionych mężczyzn, wzgardzonych kobiet, wyszydzonych artystów i tych wszystkich, którzy mogliby się modlić o czyjekolwiek nieszczęście. I tak jak powiedziała moja mama wszelkie ofiary czy modlitwy zanosiło się tam raczej po cichu, aby nikt nie widział. W końcu lamentowanie o to, żeby sąsiadowi spalił się ten nowy ładny dom, czy żeby Jego nowa dziewczyna połamała sobie swoje długie nogi, raczej nie należy do tych rzeczy, należących w cywilizowanym świecie za kulturalne i mile przyjmowane.
  Słowem: każdy od czasu do czasu o coś prosił Akiego i było to jak najbardziej w porządku, tak długo jak nikt inny tego nie widział, bo o dobre imię i image altruistycznej, potulnej owieczki trzeba dbać. Nikt nie lubi złorzeczących złośliwców.
  Dla mnie jednak kapliczka boga zemsty zaczęła mieć szczególne znaczenie: gdzieś między drugą a trzecią klasą mój ojciec stracił pracę i popadł w alkoholizm. Nigdy szczególnie go nie lubiłam, był dziwakiem trzymającym się raczej z daleka od swojej rodziny, jednak kiedy wpadł w nałóg jego towarzystwo stało się nie do wytrzymania. Wynosił z domu pieniądze, wszczynał awantury i zachowywał się agresywnie. To z kolei wpłynęło na zachowanie mojej mamy, która od mojego urodzenia zdawała się cierpieć na jakiś szczególnie ciężki przypadek depresji poporodowej: była apatyczna, nie wychodziła z domu, mało się odzywała. Wydawało się, że zajmuje się mną z pewnego poczucia obowiązku, ale nigdy nie była zainteresowana pogłębianiem jakiejkolwiek relacji. I w końcu, jakoś w okolicach czwartej klasy, stało się to co się stać musiało: moja mama wyszła z domu i już nigdy do niego nie wróciła.
  Dalszym utrzymaniem naszej rodziny zaczęło się zajmować zatem wujostwo: płacili nasze rachunki i kupowali jedzenie, ale nie chcieli zbliżać się do nas bliżej niż było to konieczne. Prawdopodobnie czuli jakiś przymus pomocy w związku z rodzinną więzią, ale to było wszystko, co zamierzali robić. W każdym razie na pewno nie chcieli zabrać mnie ze sobą do domu. Zostałam zatem z ojcem, gnębiona, maltretowana i żyjąca w skrajnej biedzie, ale wciąż mieszkanie z nim pod dachem i otrzymywanie zapomogi od wujostwa było lepsze, niż mieszkanie na ulicy. Nie mogę jednak w żadnym razie powiedzieć, bym była szczęśliwa.
  Pewnego dnia ojciec pobił mnie nadzwyczaj mocno, ot był w złym humorze, a ja akurat nieszczęśliwie napatoczyłam się wracając ze szkoły. Przez kilka godzin leżałam potem na podłodze nie mogąc się ruszyć choćby palcem. I ta sytuacja, choć w głównej mierze dotyczyła przecież mojego ciała, sięgnęła głębiej i dotknęła mojego umysłu, zapuściła w nim korzenie i zaczęła kruszyć moje serce. Wtedy, po raz pierwszy, zdałam sobie sprawę, że nienawidzę ojca i chcę aby umarł.
  Kiedy w końcu mogłam wstać, poszłam do pokoju i wzięłam jedną niskonominałową monetę, która została mi z reszty za chleb. Wyszłam z domu i kuśtykając dotarłam do miejsca, gdzie stała na wpół zniszczona, metalowa brama, za którą rozciągała się kolorowa ścieżka. Jednak w momencie, w którym chciałam na nią wkroczyć, poczułam, jakbym natrafiła na niewidzialną barierę. Czy naprawdę chciałam modlić się o śmierć ojca? Czy naprawdę chcę aby umarł? Ostatecznie był moim ojcem, czyż nie? Czy to w ogóle w porządku modlić się o czyjąkolwiek śmierć?... i tak dalej i tak dalej, w mojej głowie nagle wylęgło się tysiące pytań. Znieruchomiałam, cała złość opadła ze mnie, a jakiekolwiek procesy myślowe zatrzymały, jakbym naraz przyrosła do gruntu i stała się warzywem. W końcu spojrzałam ostatni raz na kapliczkę, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu. I tak widok tego ogrodu, który mijałam codziennie, zaczął mnie prześladować.
  Każdego dnia, kiedy mijałam bramę, kapliczka zdawała się mnie przyzywać. To nie tak, że słyszałam jakieś głosy czy cokolwiek w tym stylu: zwyczajnie sam widok metalowego, wygiętego skrzydła sprawiał, że moje dziesięć jenów, których nigdy nie wyciągnęłam z kieszeni, zdawało się ciążyć mi niesamowicie. Nigdy jednak, nie ważne w jak podłym humorze byłam, nie przekroczyłam bram ogrodu.
  Pewnego dnia, jak zwykle wracając ze szkoły, zatrzymałam się na chwilę przed bramą i patrzyłam się na nią dłuższą chwilę z pustym wzrokiem. Odkąd przybyłam tu pod raz pierwszy chcąc wrzucić jeny do misy minęło kilka lat, w trakcie których moja nienawiść pogłębiała się, a ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Widok zaniedbanego ogrodu w jakiś sposób mnie uspokajał do tego stopnia, że tamtego dnia, mimo braku parasola, stałam tak blisko godzinę, wpatrując się jedynie w kapliczkę, która zdawała się odwzajemniać moje spojrzenie. W końcu, kompletnie przemoczona, odwróciłam się bez słowa od bramy i ruszyłam w kierunku domu.
   Mimo, że dzień ten nie należał do najcieplejszych, a moje ubrania były kompletnie przemoczone, z jakiegoś powodu nie odczuwałam chłodu. Szłam jednym z większych mostów w moim mieście, owiewana północnym wiatrem, ale było mi wszystko jedno. Szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy w ogóle zdawałam sobie sprawę z tego, że padało. Czasem bowiem zdarzało mi się wpadać w tak melancholijne nastroje, że w zasadzie nie bardzo...
        ...Łup!
   ...Hę?
  Poczułam nagle stan nieważkości, jak wówczas, gdy się skacze... lub spada z czegoś. Potem zalała mnie fala ostrego bólu, gdy uderzyłam czołem o coś, co przed chwilą znajdowało się tuż przed moimi stopami i było jedną z metalowych płyt, z których wykonany był most. Jednak teraz znajdowała się tuż przed moimi oczami... i nad nimi... i nad moją głową... poczułam jak odwracam się w powietrzu i choć krew ściekająca z czoła dostała mi się do oczu, widziałam dokładnie, gdzie jestem. Mianowicie kilka metrów pod mostem, spadałam właśnie tuż obok jednego z tych stalowych kafelków, który musiał runąć w dół pod moim ciężarem. A więc spadam z mostu...
  Potem łupnęłam plecami o lodowatą wodę. Krzyknęłam z bólu, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko zaciągnęłam się wodą z rzeki. Poczułam jak wlewa mi się do płuc, a oczy, twarz, wszystkie członki zaczynają mnie niemiłosiernie piec. Żałowałam teraz, że nigdy nie nauczyłam się pływać, ale desperacko próbowałam odtwarzać to, co widziałam na filmach akcji. Jednak gdy już wydawało mi się, że jestem blisko powierzchni, poczułam tak silne uderzenie w głowę, że przestałam się ruszać i po prostu runęłam w otchłań.
  Śmierć w sumie i tak nie była przecież aż tak złym pomysłem w mojej sytuacji.
- Biedne, biedne dziecko! - ocknęłam się nagle i wystraszona otworzyłam oczy. Nie znajdowałam się już w wodzie, ale w niezwykle jasnej, otwartej przestrzeni – Jak wielkie szczęście trzeba mieć, żeby trafić na taki niestabilny punkt w moście, po którym chodzą codziennie tysiące ludzi? Niezwykłe! Gratuluję moja droga!

Liczba słów:  1391

Bóstwo Zemsty - Aki



Imię: Aki
Typ bóstwa: Zemsty
Płeć: Mężczyzna
Dar: Aki posiada dar widzenia fragmentu duszy istot wokół niego. Widzi nienawiść, pragnienie zemsty oraz rzeczy, które ludzie starają się przed innymi ukryć takie jak lęki i strachy.
Liczba wierzących: 1 ( Nowe Bóstwo) 

Na wstępie mogę już powiedzieć, że Aki ma dosyć trudny charakter. Nie czuje się bynajmniej z tego powodu pokrzywdzony, wprost przeciwnie uważa siebie za inteligentnego indywidualistę. I tak, skromnością nie grzeszy, aczkolwiek i tak zwykle trzyma się na uboczu i bacznie obserwuje innych. Nigdy nie bierze pod uwagę pod faktu, że może nie mieć racji, może nie zdarza się to często, ale mimo wszystko, kiedy to się stanie, to się nigdy do tego nie przyzna. Nigdy nie szukał przyjaciół (chociaż pałętało się w jego życiu wokół niego kilka „przybłęd”), brało się to po części z powodu bycia bóstwem zemsty. Nie był zbytnio mile widziany przez innych w swoim otoczeniu, nieraz nawet ilekroć coś się działo był pierwszym podejrzanym, a szczerze powiedziawszy jego zachowanie nie pomagało mu się oczyścić z zarzutów. Mało kogo traktuje poważnie, a najmniej już chyba ludzi, którzy się do niego modlą lub chowają w sercu pragnienie zemsty, jako że zwykle uważa większość z nich za małostkowych. Oficjalnie potępiają zemstę, podczas gdy nie mogą się jej pozbyć z ich serc.
To wszystko sprawiło, że Aki stał się dyskretną osobą, oczywiście swój brak zainteresowania zawarciem przyjaźni tłumaczy swoim lenistwem oraz poziomem inteligencji innych (tym w jego oczach).

Włosy: Krótkie ciemne brązowe włosy, które zazwyczaj żyją własnym życiem (nieważne ile razy by je uczesał ostatecznie i tak powracają do swojego naturalnego, lekko roztrzepanego stanu). Z jakiegoś bliżej nieznanego powodu postanowiły mu opadać na lewą stronę twarzy, a ich właściciel już dawno zaakceptował ten stan rzeczy.
Twarz: Jego twarz jest kolejnym powodem bycia narcyzem, ale również jednym z wielu dla których nie ma przyjaciół. Aki ma wyraźne i symetryczne rysy twarzy przez co potrafi przyciągnąć spojrzenie nie jednej i nie dwóch kobiet. Za to jego cyniczny uśmiech albo brak widocznych emocji poza znudzeniem potrafi szybko zabić chęci odezwania się do niego.
Postura: Aki zwykle chodzi wyprostowany (duma narcyza), dodatkowo jest w miarę wysoki, około 185 cm co sprawia, co sprawia że z pewnością wyróżnia się w tłumie. Dodatkowo promieniuje spokojem i pewnością siebie, jego ruchy są precyzyjne i wymierzone (bardzo dobra koordynacja ruchowa).
Inne: Na swoich plecach nosi katanę, nigdy się z nią nie rozstaje. Dodatkowo zazwyczaj ubiera się w mundury z dodatkiem szali. Czasami dodatkowo zakłada na siebie pelerynę, pod którą czuje się komfortowo.

Chowaniec: Aurora
Przyjaciele: Aurora, o ile Aki bardzo jej nie lubił na początku to po pewnym czasie zaczął się przyzwyczajać do jej obecności, a jego odczucia co do obecności białowłosej przybłędy można by porównać do miłości i nienawiści.
Wrogowie: Aurora
Druga połówka: niestety w takim tempie będzie nią Aurora



Aki z pewnością nie wierzy w przeznaczenie. O ile uznaje istnienie miłości nigdy nie zamierza stracić swojego obiektywnego spojrzenia na innych i świat (przynajmniej on je za obiektywne uważa).

Jego ulubionym jedzeniem są frytki, to chyba jedyny powód dla którego by poszedł do restauracji, gdzie musi usiąść w pobliżu innych osób.
 Swoją katanę Aki posiada od kiedy pamięta, jego pierwsze wspomnienie to trzymanie jej w rękach. Nigdy nie potrafi się z nią rozstać, zabiera ją ze sobą wszędzie, a nawet z nią śpi.

Operator: wnika199914@wp.pl

Chowaniec Inugami - Aurora


Imię: Aurora
Przezwisko: Auroś
Płeć: Kobieta
Rasa: Inugami
Moc: Jej moc jest ściśle powiązana z bronią należącą do Akiego, mianowicie jeśli bóstwo użyczy jej swojej katany w walce, jej zmysły wyostrzają się, a jej szybkość poruszania zostaje zwiększona.
Ilość PD: 250 ( Nowicjusz )

Aurora jest na pierwszy rzut oka niepoprawną optymistką, która przemierza świat z uśmiechem na ustach i zamiarem zarażenia całej populacji pozytywną energią. Jest bardzo żywiołowa, zawsze skora do podania dłoni, jeśli ktoś ją o coś poprosi to zrobi to niezależnie od wymaganego wysiłku. Chce być kojarzona z osobą, która jest zdolna nieść pomoc zawsze, wszędzie i każdemu, niczym główni bohaterowie jej ulubionych książek i filmów z dzieciństwa. Jednak jej chorobliwe pragnienie do wykreowania wizerunku idealnej obrończyni ludu ma źródło u stóp ogromnej nienawiści, jaką skrycie darzyła swoje życie. Męczona przez ojca, prześladowana pechem i piętnowana kolejnymi stratami bliskich sobie osób, już jako mała dziewczynka powoli zaczęła uświadamiać sobie, że krzywda innych ludzi daje jej pewien rodzaj niezdrowej satysfakcji. Chciała oglądać ich niepowodzenia, ich cierpienie, ich smutek, aby chociaż przez chwilę móc zapomnieć o własnym. Jednak przysięgła sobie, że zostanie dobrym bohaterem własnej opowieści i postara się nigdy nie stracić nad sobą kontroli. Za każdym razem, gdy opanowywała ją wściekłość czy rozpacz, powtarzała sobie, że dobry bohaterowie nie wyrządzają krzywdy innym ludziom, niezależnie od sytuacji. Można więc powiedzieć, że na wskutek tłumienia własnych emocji, Aurora zatraciła całkowicie możliwość ich odczuwania – osobiście naprawdę wierzy, że jest jedynie nieszkodliwą, rozbrykaną kretynką i zdaje się w ogóle nie pamiętać tego, co stało się za jej życia. Uważa również, że niepotrzebne rozmyślania prowadzą jedynie do rozdrapywania starych ran i eskalacji negatywnych uczuć: w związku z tym stara się ograniczać własne procesy myślowe do minimum. Czasem jednak, gdy przeszłość wydaje się do niej wracać, po prostu zamyka się w sobie na moment, by po chwili znowu radośnie szczebiotać, jakby nic się nie stało. Jedynym momentem, w którym pozwala sobie na ukazanie prawdziwej siebie, jest walka z akumą. Traktuje to jako dobrą okazję to wyżycia się i podleczenia zbolałego serduszka. Podsumowując: Aurora generalnie nie za dużo przeżywa, nie za dużo myśli, ale za to dużo działa.


Włosy: Krótkie, białe włosy, obcięte na bombkę, przez co od tyłu słusznie przypomina głowę bałwana.
Twarz: Pyzata, okrągła twarzyczka o młodzieńczych rysach, na której zawsze gości serdeczny uśmiech pełen przejęcia, energii i zaraźliwego optymizmu.
Postura: Drobna, szczupła dziewczynka o wzroście 163 cm przez co niektórzy przezywają ją od karypli.
Inne: Jej klatka piersiowa jest płaska, ale skrywa dobre serduszko.

Bóstwo: Aki

Przyjaciele: Aki
Wrogowie: Aki
Druga połówka: coś czuje, że będzie to Aki

Potrafi świetnie, nieziemsko, wykwintnie doprawić zupę, dzięki czemu nigdy nie jest za słona,
Została chowańcem Akiego niemal natychmiast po swojej śmierci. Można rzec, że nie zostawił jej przy tym wyboru, ale Aurora w zasadzie jest zadowolona z takiego obrotu spraw. Akiego, mimo jego pozornie gburowatego usposobienia, uważa za dobrą osobę,
W dzieciństwie posiadała białego psa, którego teraz trochę przypomina.
Operator: Raville

środa, 14 listopada 2018

Chowaniec Youkai - Sakura


Imię: Sakura
Przezwisko: Najczęściej przyjaciele wołają na nią Saku
Płeć: Kobieta
Rasa: Youkai
Moc: Tworzenie kilku małych "ostrzy", którymi można rzucać i przywoływać do siebie, zadając przy tym obrażenia.
Liczba PD: 50 ( Nowicjusz )

Nastolatka w stosunku do obcych jest bardzo nieśmiała, stara się ich unikać jak ognia, zakładając na głowę kaptur. Przez to trudniej nawiązuje z innymi kontakty i wydaje się być strachliwa. Kiedy jednak się do kogoś przekona, z czasem staje się bardziej otwarta. Chociaż stara się walczyć ze swoją nieśmiałością, słabo jej to wychodzi. Na pewno można o niej powiedzieć, że można jej zaufać. By zachować czyjąś tajemnicę potrafi nawet skłamać. Jeśli jest w stanie, stara się jak najlepiej pomóc osobom, które oto ją poprosiły. Momentami zachowuje się, jak mała rozkapryszona dziewczynka, lecz w poważnych sytuacjach jest tak spokojna, że prawie wcale nic nie mówi. Jedynym uspokajaczem na wściekłą wilczycę są słodycze. Charakteryzuje się niezwykłą pracowitością i dokładnością, dopóki wszystko nie będzie perfekcyjne, będzie na czymś siedziała nawet po kilkanaście godzin bez przerw na posiłek, bądź odpoczynek. Nie można zapomnieć o jej sprycie oraz pomysłowości. Bardzo często te cechy wykorzystuje podczas walki.

Włosy: Dziewczyna posiada popielato-różowe włosy, które sięgają do bioder oraz grzywkę. Bardzo lubi je przyozdabiać przeróżnymi dodatkami.
Twarz: Charakterystycznym znakiem Sakury są jej wielkie, różowe oczy, które dodają jej osobliwego uroku. Warto również wspomnieć o bladej, niemalże białej skórze, drobnym nosku i wąskich usteczkach.
Postura: Ta urocza nastolatka jest niską osobą. Charakterystyczne dla niej jest to, że ma skórę bladą, jak ściana. Jej kobiece okrągłości są schowane pod ubraniami.
Inne: Wilczyca lubi nosić krótkie spódniczki do tego luźne swetry, bluzy z kapturami albo bluzki przypominające szkolne uniformy z japońskich szkół. Jako dodatek do "szkolnego" stroju zakłada pelerynkę z kapturem, by wyglądać bardziej dziewczęco i uroczo. Nie można też zapomnieć o trampkach, które uwielbia. Na eleganckie okazje zakłada sukienki do kolan z balerinkami.
Bóstwo: Brak.
Relacje:
Przyjaciele: Na chwilę obecną nikt.
Wrogowie: Chyba raczej tutaj się nikt nie znajdzie.
Druga połówka: Może kiedyś...

Przez swój kolor skóry, kiedy jest zła, bądź się czegoś wstydzi na policzkach można zobaczyć rumieńce.
Jest uzależniona od cukru.
Potrafi ładnie śpiewać, lecz za często tego nie robi, gdyż uważa to za nudne i bezsensowne.
Uwielbia czarny i różowy
Zawsze nosi ze sobą jakiś cukierek.
Nienawidzi deszczu.
Sama nie wie do końca czemu, lecz nie przepada za ludzkim dotykiem, dlatego nosi rękawiczki.
Momentami jej oczy zmieniają kolor na fioletowy
Operator: Mikisha

poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Desideriusa cd. Mikleo "Jak nie stracić głowy"

    Z uśmiechem pokiwałem twierdząco głową, wstając na równe nogi i ostatni raz rzucając wzrokiem na nocne niebo. Fajerwerki już dawno się zakończyły, a koncert w parku był kontynuowany. Niestety największa atrakcja się skończyła, a ponieważ tylko na nią czekałem, mogłem opuścić to miejsce bez bólu serca. Po za tym ten Inugami wyglądał na słabego: i chociaż brzmi to jak obraza, tak było. Jąkał się, wyglądał, jakby kulił się w swoim małym ciałku, a jego oczy były zgaszone, nie grały w nich żadne gwiazdy, które widzę u każdego pewnego siebie i uśmiechniętego Youkai. Miałem wrażenie, że przydałby mu się towarzysz do drogi powrotnej, a chociażby do samego bycia, by czuć się bezpiecznie, albo mniej samotnie, nawet, jeśli żadne z nas się nie odezwie chociażby słowem.
     Zeszliśmy z punktu widokowego (czyli dachu) i ruszyliśmy w kierunku starego boiska do koszykówki, przy zamkniętej szkole podstawowej. Ponoć nikt się tam nie zapisywał przez różne plotki na temat dyrektora i innych nauczycieli, aż w końcu nie opłacało się utrzymywać tego budynku. Może i lepiej? Dzięki temu bezpiecznie można przejść przez portal, bez żadnych żywych świadków.
- Poza tym, wiesz co? Na oswojenie się z nowym domem masz całą wieczność – zauważyłem z lekkim uśmiechem, gdy szliśmy chodnikiem. Miał naprawdę wiele czasu, no chyba, że coś by go przypadkiem zabiło, ale taka opcja nie wchodzi w grę. Bynajmniej nie w momencie, w którym jestem przy nim.
- Wydaje się całkiem dużo – odpowiedział słabym głosem, który mu ciągle towarzyszył. Nie przeszkadzało mi to, było to miłą odmianą, od rozmawiania z głośnymi i nadpobudliwymi ludźmi. Ciche istoty też są potrzebne, w końcu to one zazwyczaj myślą racjonalniej od reszty i dzięki nim, głośni ludzie, tacy jak ja, są cichsi i spokojniejsi.
- Jestem ciekaw, jaką ja bym miał przeszłość, gdybym był chowańcem – zastanowiłem się głośno. Wyobraziłem siebie w normalnej rodzinie: tata, mama i może starsze rodzeństwo, które by mnie rozpieszczało. - I chyba chciałbym być… zwykłym youkai. I najlepiej, to móc zamieniać się w jakieś niebezpieczne zwierzę – dodałem z wrednym uśmiechem, wyobrażając sobie, jak pod postacią geparda, najszybszego zwierzęcia gonię swoją ofiarę, a pod postacią lwa wroga rozszarpuje. - A ty jaką masz moc? - zapytałem ciekaw. Chłopak przez chwilę milczał i był wpatrzony w swoje stopy.
- Nie znam ich jeszcze – ledwo dosłyszałem. Podniosłem do góry jedną brew.
- To tak można? - zapytałem bardziej samego siebie. - A ja myślałem, że je się zna od razu. Ale w sumie… - zastanowiłem się, jak to jest. Ja nie pamiętałem, skąd znałem swe moce. Odkryłem je przypadkiem? Ktoś mi powiedział? Czy może samemu się je wybiera? W to ostatnie wątpiłem. Zerknąłem na chłopaka, który ciągle był wpatrzony w ziemię. Wyglądał na zmartwionego, ale niektórzy mają po prostu takie miny, dlatego postanowiłem się w to nie zagłębiać.
Nagle moje rozmyślenia zostały przerwane, gdy parę metrów od nas pojawił się czarny stwór, bez określonego kształtu. Przypominał mgłę z czerwonymi ślepiami. Instynktownie sięgnąłem do kieszeni i położyłem palce na długopisie, gotów w każdej chwili odblokować broń i zaatakować wroga.

<Mikleo?>
Liczba słów: 486

niedziela, 11 listopada 2018

Od Shigeru - Halloween

Halloween? Zdecydowanie nie jego klimaty. Przebieranki i zbieranie cukierków, straszenie siebie nawzajem, wzywanie duchów. Kto co chciał, to robił, tak to przebiegało co roku. Białowłosy w tym czasie nie robił nic. Nie potrzebował nawet dłużej wyszukiwać wspomnień na temat tego dnia. Wiedział to odkąd wróciły do niego wszystkie wspomnienia, plan zawsze wyglądał tak samo, jak za życia, tak i po śmierci. Wstać, załatwić swoje sprawy, wrócić do domu, zaszyć się w pokoju i tak w kółko.
Jedyną różnicą był fakt, że w jego bytowaniu na Ziemi działał tak, dopóki nie skończył osiemnastu lat oraz nie wyprowadził się ze swojego rodzinnego domu. Tylko po to, by potem tułać się od miasta do miasta w poszukiwaniu pracy i jednocześnie starając się osiągać te wcześniej wytyczone cele. Alpy, Karakorum, Andy i inne, większe lub mniejsze pasma górskie, których odwiedzanie w większości skończyło się na planowaniu. Wliczały się w to też te nieszczęsne Himalaje, do których także nigdy nie dano mu dotrzeć. O ironio, akurat jak zbierał już na ostatnie płatności z tym związane. Czy żadne z bóstw nie mogło dać mu pożyć chociaż chwilę dłużej? Łażąc po górach wiele razy dawał im okazję do zabicia go, jednak wybrali z losem akurat ten moment, kiedy nie mogło go nic zasypać, nie miał gdzie spaść i pogruchotać całego ciała. 
Białowłosy westchnął i przewrócił oczami kiedy po raz setny przemierzał ulice Kami zmierzając na skraj lasu. Po co w ogóle zgadzał się na propozycję Najwyższego? Już wtedy zdawał sobie sprawę, że nie chce komukolwiek służyć, to nie było w jego stylu, dać sobie założyć kajdany i pracować w Kami jako wierny, posłuszny chowaniec. A krnąbrnego, niezależnego nikt nie chciał. Równie dobrze, mógł od razu powiedzieć, że chce do zaświatów. Tylko co by tam robił? Cieszył się z innymi aniołkami życiem wiecznym lub gotował się w smole dźgany widłami przez diabły? Nie, już wolał robić tutaj za nieroba. Mógł przynajmniej robić to, co chciał, nawet wracać do świata ludzi i obserwować, co się tam dzieje. 
To między innymi postanowił zrobić dzisiaj, gdy nagle zebrało mu się na chwilową zmianę rutyny. Dlaczego? Nie miał pojęcia, ot, obudził się z taką myślą i ta za nic nie chciała go opuścić. Częściowo wpłynął też na to fakt, że w centrum Kami było bardzo głośno i cały ten harmider niósł się echem po całym mieście. Kitsune nie wnikał w to, co tam się działo. Doszły go tylko słuchy o wygłodniałej akumie i jeśli była to prawda, wówczas tym bardziej nie chciał się zbliżać. Po co miał pakować się w zbędne tarapaty? Był w stu procentach pewien, że już ktoś się tym zajmował, a problem był prawie zażegnany. W końcu Kami no Jigen to idealny wymiar, nic złego nie ma tam miejsca, prawda?

Chowaniec Youkai - Erya


 
Imię: Erya
Przezwisko: Większość osób nie zakrząta sobie głów, aby dorabiać jej zdrobnienia, a co dopiero wymyślać jej jakieś niestworzone pseudonimy, bo najczęściej uważają to za zbędne. Jej imię jest już wystarczająco krótkie i łatwe do zapamiętania, więc na co im ten trud? Dlatego też dla innych jest to po prostu Erya, a nabycie jakichś dodatkowych nazw najpewniej nie najedzie w najbliższym czasie.
Płeć: Erya należy do płci pięknej, gdyby jakaś zagubiona dusza miała jakiekolwiek wątpliwości.
Rasa: Youkai
Moc: 盗難 [とうなん] – Te znaki symbolizują słowo „kradzież” . Umiejętność ta polega na dosłownej kradzieży światła z dowolnego źródła. Erya w celu jej użycia musi zniszczyć dowolne skupisko światła, by w końcu je przejąć. Może być ono dowolne, poczynając od lampy ulicznej, a kończąc po ledwo świecących pałeczkach fluorescencyjnych. Zazwyczaj wystarczy zwykłe pstryknięcie palcami, aby żarówka czy też zwykła latarka pękła i uwolniła z siebie światło, które dziewczyna natychmiastowo przyswaja. Z takim światłem może zrobić co tylko zechce, czy to utworzenie cienkich nitek, które wydostają się z jego koniuszków palców, aby potem związać danego napastnika, gdzie potem nitki zamieniają się w grube sznury dodatkowo go przy tym parząc czy też kreowanie oślepiających kul światła, które ciskane są na przeciwnika z zawrotną prędkością. Za pewne możliwości jest więcej, jednak należy je najpierw odkryć, a potem jeszcze opanować, aby przypadkiem nie doszło do katastrofy.
Liczba PD: 250 ( Nowicjusz )

 Markotna, apatyczna, cicha. Pewnie właśnie te określenia jako pierwsze wpadają do głowy drugiej osoby, gdy ta po raz pierwszy napotka na swojej drodze oto właśnie dziewczynę. Niektóre z nich faktycznie są trafne, jednak nie do końca. Opisanie osobowości oraz typowych zachowań owej persony może być dosyć ciężkim zajęciem, ze względu na jej specyficzny byt. Nie jest to typowa osoba z huśtawkami nastroju, gdzie nie jest się w stanie przewidzieć jej kolejnego zachwiania emocjonalnego. Jednak fakt faktem, że jest ona nieprzewidywalną osobą i nigdy do końca nie wiadomo jak konkretnie ma zamiar się zachować. Jej ekspresje są ostoją wiecznego spokoju, gdzie na jej twarzy widzi się wieczną obojętność, z której nie można nic wyczytać. Nie można więc rzec, że da się z niej czytać jak z otwartej książki, a wręcz przeciwnie. Można ją porównać do zamkniętej na paręnaście zamków księgi, do której jedynie nieliczni posiadają klucz. Jest to spokojna, starająca się nie ponosić gwałtownymi emocjami dziewczyna, która niekoniecznie jest skora do rozmów, a przynajmniej do ich rozpoczynania. W istocie rzeczy naprawdę lubi konwersować z innymi, jednak nie jest w stanie przełamać się, aby wykonać pierwszy krok w kierunku tworzenia nowych znajomości. Dlatego też bardzo często uchodzi się ona za introwertyczkę czy też po prostu za osobę aspołeczną, co kompletnie mija się z prawdą. Erya boi się odtrącenia, przez co powstało w niej coś na kształt nieśmiałości połączonej z brakiem możliwości do powierzenia swojego zaufania drugiej osobie. Właśnie dlatego powstało pewne „ale”, jeśli chodzi o rozmowy z kimś. Erya sama wybiera sobie osobę, której odpowie, a przy której zachowa swoje typowe milczenie. Nie ma w tym zachowaniu jakichś określonych kryteriów, a dziewczyna kieruje się wyłącznie swoimi kaprysami. Kiedy już faktycznie zadecydowała, że z ową personą naprawdę wypadałoby zamienić kilka słów, z jej ust padają jedynie krótkie, zwięzłe i przede wszystkim nie owijające w bawełnę zdania. W jej mniemaniu zbyt długie wypowiedzi są wyłącznie stratą jej cennego czasu, którego ironicznie ma w swym zasobie aż za dużo. Mimo, że jest ona raczej małomówna i przeważnie jej mimika wskazuje na ewidentne znużenie prowadzoną gadką, to jest z niej doskonały słuchacz. Zawsze jest gotowa do wysłuchania co ktoś ma do powiedzenia, nawet jeśli miałoby się to ciągnąć w nieskończoność, a sam temat byłby pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Można więc wywnioskować, że należy ona do osób raczej cierpliwych. Choć mimo wszystko, jak każdy  i ona ma wyznaczone przez siebie granice wytrzymałości. Gdy pomimo usilnych starań puszczą jej nerwy, zetknięcie się z wiązanką wyzwisk oraz krytykujących zachowanie nieszczęśnika komentarzy jest niemalże gwarantowane. Tutaj zostanie wspomniana jedna z większych wad dziewczyny, którą jest nadmierna bezpośredniość, przez którą, świadomie czy też nie, rani inne osoby. Mówiąc brutalnie nie obchodzi ją czy ktoś wziął coś do serca i to przeżywa, ponieważ zależy jej wyłącznie na tym, aby wyrzucić to, co siedzi jej w głowie. Stosuje zasadę, że należy być szczerym, nieważne jak bardzo brutalna byłaby prawda. Dlatego też Erya  bardzo często nie myśli zanim cokolwiek powie, pozwalając sobie na wypowiadanie tego co ślina na język jej przyniosła. Przeważnie jest ona chętna do podania pomocnej dłoni, jednak często zależy to od sytuacji oraz jej obecnego humoru. Jednak jeżeli ktoś jest u skraju załamania i jego sytuacja jest krytyczna, ta nie zawaha się w jakiś sposób doradzić, nie zważając czy ma zły dzień, czy wręcz przeciwnie. Erya jest również nadzwyczaj inteligentna, szybko dostrzega szczegóły, które inni beznamiętnie by ominęli. Posiada również cechę osoby, która nie rzuca słów na wiatr, dotrzymując przy tym danego słowa, nawet jeśli przyniesie jej to jakąkolwiek niekorzyść. Z tym powiązana jest kolejna cecha, a mianowicie bycie osobą, która nie wyjawia powierzonych jej tajemnic. Nie przekazuje informacji dalej, ponieważ nie widzi w tym najmniejszego sensu. Osóbka ta, to twardo stąpająca po ziemi realistka, która zawsze stara się patrzeć na wszystko obiektywnie, nie bojąc się usłyszeć opinii innych, a przy okazji wtrącić kilka słów od siebie. Choć pozory mylą, to jest ona dosyć ciekawską istotką, która bardzo często pakuje nos w nie swoje sprawy, tym samym równie często pakując się w różnorakie tarapaty. Jak było już wspominane, Erya nie jest typem osoby, która rozrzuca swojego zaufania na prawo i lewo.  Jego zdobycie wymaga sporej ilości cierpliwości, by w końcu móc przedostać się przez jej skryte, kamienne serce. Dokonanie tego oczywiście przynosi swoje zalety. Dla osób jej bliskich jest troskliwa, niekiedy nawet nadopiekuńcza. Nawet nie myśl sobie, że w jej obecności wyjdziesz w deszcz bez parasola czy zamawiając sobie jakieś słodkości, nie zaproponuje Ci tego samego. W miejsce dawnej obojętności wymalowanej na jej twarzy, od czasu do czasu ujawnia się delikatny, lecz szczery wyraz radości. A gdy jesteś jednym z nielicznych szczęśliwców, usłyszysz z jej strony serdeczny, niewymuszony śmiech, którym nie obdarowuje byle kogo. Przy zaufanych osobach, jej nieśmiałość bardziej wychodzi na powierzchnię, przez co bardzo łatwo ją zawstydzić.  Erya nie jest także osobą mściwą, a wręcz przeciwnie. Trafne bądź błędne obelgi w jego stronę nie ruszają jej od zewnątrz, jednak w środku nadmiernie analizuje usłyszane słowa, uznając to wszystko za prawdę. Wszystko bierze zbyt bardzo do siebie, chowając urazę daleko w zakątki bezużytecznych wspomnień i myśli. Owszem, jest to dość wrażliwy człek, którego łatwo zranić i stracić jego zaufanie ot, tak. Nie jest w stanie zmusić danej osoby, aby tak po prostu przebolała jej zachowanie, to jedynie zależy od nich samych, a ona sama nie ma na to żadnego wpływu.
Włosy: Długie, proste, aksamitne w dotyku, sięgające nieco pod łopatki o barwie brudnego złota. Przez większość czasu pozostają one rozpuszczone, a związywane są jedynie w sytuacjach wyjątkowych, czyli wtedy gdy niemiłosiernie jej przeszkadzają. Dziewczyna uznaje je za jeden ze swoich atutów, dlatego też dba o nie jak tylko jest w stanie, czasem wplatając w nie ozdoby pod postacią kwiatów.
Twarz: Erya ma niezwykle delikatną twarz, na której zostały osadzone łagodne rysy, które kreują niewinny wygląd u dziewczyny; mały, lekko zadarty nosek, blade, drobne usta, które przeważnie pozostają w swoim neutralnym stanie spoczynku. Jednakże to coś innego odgrywa główną rolę w tworzeniu jej specyficznej aury, a mianowicie jej oczy. Duże, ozdobione wachlarzem długich, czarnych rzęs ślepka, których spojrzenie zdaje się posiadać drugie dno. Ich koloru nie da się jednoznacznie określić, ponieważ w zależności od natężenia światła zdaje się on zmieniać. Przyjmuje się jednak, że są one mieszanką zieleni, szarości oraz błękitu, jednak koło źrenic można także dostrzec plamki brązu. Jej karnacja jest blada jak papier, przez co bardzo łatwo dostrzec, gdy ta jest zawstydzona; wtedy jej policzki wyraźnie przybierają różowy odcień.
Postura: Dziewczyna zdecydowanie nie jest niska, jednak nazwanie jej wysoką również byłoby błędem, bo mierzy ona około stu siedemdziesięciu centymetrów.  Jej anatomia daje złudzenie, iż jest ona wychudzona, a samo ciało najzwyczajniej kruche, jednak jak było już to powiedziane – jest to jedynie zwykłe złudzenie. W rzeczywistości dziewczyna jest normalnej wagi, a nawet można dostrzec zarysy mięśni, które odsuwają ją od miana chudzielca. Jedną z jej zalet są jej długie, smukłe nogi, jednak ironicznie Erya ma o nie kompleksy i bardzo nie lubi mieć ich odkrytych.
Inne: Jej ubiór jest podsuwany pod kategorię w miarę eleganckiego, jednak pomimo tego przypomina on nieco mundurek szkolny, a w połączeniu z jej aparycją, Erya wygląda jakby urwała się z pobliskiego liceum. Już na pierwszy rzut oka widać, że preferuje ona ciemne kolory. Na białą koszulę, gdzie tuż przy kołnierzyku została misternie zawiązana granatowa wstążka, narzucony jest luźny, czarny sweter, sięgający jej do kolan. Zważywszy na wspomniane powyżej kompleksy związane z jej nogami, dziewczyna najczęściej zakrywa je długimi czarnymi spodniami. Na koniec można wspomnieć, że Erya nosi wyłącznie buty na podeszwie, a najczęściej czarne, znoszone już trampki. Powód jest prosty; za każdym razem, gdy próbuje skorzystać z butów na obcasie, jej twarz ma zbyt częste spotkania z podłogą. Jako ciekawostkę przyrodniczą można dodać, że ta oto dziewoja lubuje się w cienkich, krótkich rękawiczkach i można bardzo często zauważyć jak je nosi.

Bóstwo: Na chwilę obecną nie przynależy do żadnego bóstwa, jednak jakoś nie spieszy jej się do zawarcia kontraktu.
Relacje:Przyjaciele: Pojawiło się takich kilku, ale tylko z nielicznymi utrzymuje jeszcze kontakt.
Wrogowie:  Erya nie przepada za konfrontacjami z innymi, jednak bez tego w życiu nie da się obejść, dlatego nie dziwota, że w może ona wymienić kilka osób, które niekoniecznie ją tolerują.
Druga połówka: Jeszcze nikogo nie objęła za cel swojego obiektu westchnień, jednak kto wie, czy wkrótce się to nie zmieni?

Bardzo lubi śpiewać – jej głos jest melodyjny oraz ma przyjemny wydźwięk. Zawsze nuci coś pod nosem, nieważne czego by nie robiła. Nie przeszkadza jej obecność innych osób, ponieważ i tak nie zwraca na nich uwagi, traktując ich jakby w ogóle nie istnieli. Nie lubi, jednak gdy ktoś każe lub nawet prosi ją o zaśpiewanie czegoś, wtedy nie wydobędzie z siebie nawet najcichszego dźwięku.
Ma słabość do pistacji – bardzo łatwo ją nimi przekupić.
Uwielbia przebywać w pobliżu wody, a w szczególności oceanu. Wsłuchiwanie się w szum obijających się o skały spienionych fal, gdy morska bryza muska jej twarz, wprawia ją w całkowity spokój. Drugim miejscem, gdzie napotyka ją ukojenie skołatanych nerwów, jest ogród. Wielbi w nim pracować i zajmować się znajdującymi się tam kwiatami oraz innymi roślinami, choć już samo spędzanie tam czasu jest dla niej wystarczające.
Nie lubi się do tego przyznawać, jednak bardzo lubi, gdy głaszcze się ją po głowie. Czasem zdarza jej się nawet przez to zasnąć. Jednak, gdy ktoś robi to umyślnie, by zepsuć jej fryzurę, wtedy nie ma przebacz.
Jest leworęczna.
Odkąd pamięta, w jej kieszeni zawsze znajdowała się szkarłatna, jedwabna wstążka. Kiedy czuje się wystraszona czy zła, zaczyna się nią bawić.
Nie przepada za landrynkami. Jakoś nie może znieść tej dziwnej słodyczy.
Jej ręce zawsze są zimne, nieważne jaka panowałaby temperatura.  Erya nie ma pojęcia jaka jest tego przyczyna.
Brzydzi się lodów czekoladowych, a bardziej wyrobów czekoladowych, które nie są pod postacią batona, cukierka czy najzwyklejszej tabliczki.
Ma długie, zgrabne palce. Przez tę cechę wszyscy powtarzali jej, aby zaczęła naukę gry na fortepianie, jednak nigdy tego nie zrobiła pomimo wielkich chęci.
Panicznie boi się ognia. Gdy jej wzrok napotka większe skupisko tego zjawiska, dziewczyna nie może od go od niego oderwać, będąc sparaliżowana strachem.
Operator: vernam02@gmail.com

sobota, 10 listopada 2018

Od Akane CD Shigeru "Magia słów"


   Zamrugałam kilkukrotnie, patrząc na niego jak na skończonego idiotę. Jeszcze raz, proszę, co? Czy on...? Czy my byliśmy na jakimś targu, żeby prowadzić handel wymienny czy jak?! Prychnęłam głośno, zdmuchując pojedyncze pasmo ze środka twarzy. Jasny kosmyk podskoczył w górę i z powrotem opadł mi na nos. Spróbowałam zrobić tak jeszcze dwa razy, ale nic to nie dało, dlatego nieco już zirytowana odgarnęłam go ręką za ucho.
   Dlaczego był tak cholernie uparty, żeby odzyskać tą kartkę? To tylko jedna, zapisana kartka, do jasnej anielki. Z drugiej strony, ja także byłam bardzo uparta, by ją zatrzymać. Tylko właściwie po co chciałam ją mieć? Fakt, treść bardzo mi się spodobała, choć wprowadziłabym tam kilka poprawek, jednak...
   Wywróciłam oczami, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na uszastym. Jeśli po wymianie tych zaledwie kilku zdań widziałam w nim cokolwiek dobrego, to z pewnością były to te puchate uszka. Wyglądały tak uroczo i tak bardzo kusiły, żeby je wygłaskać, wytykać i wymiziać w każdą stronę, że aż samą mnie to przerażało. Odwróciłam od nich wzrok i spojrzałam znowu na zdjęcia w drewnianych oprawkach.
   Coraz wyraźniej zaczynałam odczuwać to, iż jestem przemoczona i przemarznięta do kości. To naprawdę nie było miłe... Zadrżałam na całym ciele, krzywiąc się lekko. No. Jeśli po tym nie dostanę jakiejś gorączki lub chociaż kataru czy przeziębienia, to przez tydzień będę chodzić w świątynnym stroju! Otuliłam się jednym ramieniem, w palcach drugiej dłoni nadal ściskając kartkę papieru. Czy to było złe, że miałam ochotę wyjść i więcej nie widzieć się z tym gburem?
  Westchnęłam teatralnie, podchodząc do niego na tyle blisko, by kartka w mojej wyciągniętej ręce znalazła się w zasięgu chowańca. Wyprostowana ręka wręcz wskazywała na uszastego, a mimo to ja patrzyłam w odwrotnym kierunku, obserwując go mimo wszystko w odbiciu na szybie.
 - Niech już stracę. - Mruknęłam, jednak nim zdążył pochwycić upragnioną rzecz, uniosłam rękę poza zasięg jego rąk. Spojrzałam prosto na niego, wwiercając spojrzenie w jego złote tęczówki. - Ale. Do herbaty chce herbatniki. - Uśmiechnęłam się po chwili niczym najniewinniejsze stworzenie wszystkich wymiarów, które wcale nie chce wysępić słodkości w zamian za zapisaną kartkę.


Shigeru? ;----; Gomenasai za długość! >~< Poprawię się...
Liczba słów: 340

Od Kurushimi'ego do Fjorgyna "Omne ignotum pro magni terribilis"

                Gdyby ktoś widział samą skórę z pewnością nie powiedziałby, że należy ona do kogoś żywego. Swoim kolorem bardziej przypominała martwą od kilku dobrych dni osobę, choć w tej konkretnej chwili nabierała powoli różowej barwy. Od bladoróżowego, przez intensywną jak na skórę czerwień, aż po purpur, który oznaczał tylko tyle, iż kolejne naczynia krwionośne w ciele bóstwa pękły, uwalniając ciemno czerwoną ciecz. Od wydostania się na zewnątrz powstrzymywała ją tylko cienka granica, którą stanowił naskórek.
                Wyblakła tęczówka podniosła się leniwie znad dłoni, na której wierzchu wykwitał kolejny siniak. Jakby miał ich już za mało na swoim ciele… Ale tak się właśnie kończy pośpiech przy wychodzeniu z kuchni. Aż dziwne, że nie rozciął ręki o kant szafki, w którą uderzył. Z jego szczęściem dziwiłoby go to chyba mniej niż samo nabicie pokaźnego siniaka.
                Z cichym westchnieniem podniósł się z ziemi i skierował powolne kroki w stronę wyjścia ze swojego azylu. Nie lubił opuszczać swojej świątyni, to było dla niego jak dobrowolne podstawienie szyi pod gilotynę. A mimo to istniały takie rzeczy, które umiały go do tego nakłonić. I nie licząc zapotrzebowania na kolejne bandaże, przybory papiernicze do szkicowania czy spisywania modlitw oraz materiały do wyrobu jego ukochanych filiżanek, z pewnością można było do tego zaliczyć jedno jedyne stworzenie, które w całym wymiarze Kami darzył jakąkolwiek ilością nie negatywnych uczuć. A był tą istotą rzecz jasna Ojciec, który z jakiegoś powodu postanowił tego właśnie dnia wezwać go do siebie.
                Nie podobało mu się to. Nie podobało mu się to ani trochę. Te ukradkowe spojrzenia dorosłych stworzeń, kryjące w sobie odrazę i niechęć ani tym bardziej otwarcie wpatrujące się w niego maluchy, na których twarzach widoczna była mieszanka ciekawości i swego rodzaju przestrachu. Zresztą widać to było także po tym, że unikały zbliżania się do niego, by przypadkiem nie dotknąć chociażby skrawka jego płaszcza. Czyżby historie o tym jak kończy się dotykanie Bóstwa Cierpienia krążyły już nawet wśród młodych chowańców? A może szczególnie wśród nich? Raczej nikt nie chciałby oberwać przypadkowym przedmiotem za nieumyślne dotknięcie drugiej osoby.
                Obserwował ich wszystkich jednym okiem, zastanawiając się, czy gdyby się odezwał, cokolwiek by to zmieniło. Czy zrozumieliby go choć w najmniejszym stopniu, gdyby spróbował im to wszystko wytłumaczyć. Czy zechcieliby go chociaż spróbować zrozumieć. Szczerze w to wątpił i nie wiedział absolutnie żadnego powodu, żeby komukolwiek się tłumaczyć ze swojego nastawienia. Nie było to nikomu potrzebne, a tym beztroskim stworzeniom łaknącym bliskości innych osób tym bardziej.
                Im bliżej był celu swej niecodziennej podróży, tym bardziej pochmurna stawała się jego mina. Nie czuł się swobodnie, wręcz przeciwnie. Jakby na jego rękach i nogach zatrzasnęły się ciężkie kajdany, a łańcuchy z wielkimi metalowymi ogniwani ciągnęły go w stronę, w którą podążać nie chciał. Jednocześnie ściągały go do dołu, tak by nie mógł zboczyć ze ścieżki nawet na jeden krok. Jeśli to były łańcuchy odpowiedzialności, był wdzięczny, że ma tak rzadko z nimi do czynienia. W końcu jego obowiązki ograniczały się raczej do rzeczy, które przynajmniej tolerował, więc zmuszanie się do nich nie było aż tak męczące jak ta wycieczka. Poza tym znając jego, zaplątałby się w nie, zleciał z jakiegoś wzgórza wprost do rzeki, popłynął z nurtem do wodospadu, spadł z niego, a na koniec został zdeptany przez jakieś zwierzęta, które uznałyby go za kupkę nieszczęścia, którą chcąc nie chcąc – był.
                Zmrużył delikatnie powiekę, widząc w oddali jaśniejącą postać Ojca i na oko niewiele niższą od bruneta drugą osobę o, o zgrozo, białych długich włosach. Jeśli Kurushimi został wpakowany właśnie w coś na wzór randki w ciemno, jak to miał okazję nie raz słyszeć w swoich modlitwach, to chyba tym razem specjalnie zrobi sobie krzywdę, by mieć pretekst do ucieczki. Poważną krzywdę. Zacisnął zęby, modląc się w duchu, by owa osoba nie wykazała chęci przywitania się poprzez podanie sobie rąk lub co gorsza, przytulenie się. Już miał okazję się z czym takim spotkać, ale nie skończyło się to przyjemnie dla żadnej ze stron. Może Ojciec był na tyle miły i uprzedził przyszłego rozmówcę Cierpienia o jego… awersji do bliskości? To z pewnością ułatwiłoby minimalnie sprawę.  
 - Och, Kurushimi, jesteś już. Miło cię widzieć. - Ciepły głos Ojca wbił się w uszy bruneta, który zaszczycił najwyższego tylko znudzonym spojrzeniem jednego oka. Zwykle sama melodyjność tego dźwięku wprawiała bóstwa, patronów i chowańce w dobry nastrój i wywoływała w nich pozytywne uczucia, on jednak był inny. Czasem zdawało mu się, że to wina tych wszystkich bandaży. Że to przez nie głos Najwyższego nie działa na niego tak jak na innych, ale to nie była prawda. Działał na niego. Tyle, że w nieco inny sposób. Głosy obcych w większości wywoływały w bóstwie odrazę, wstręt, czasem nawet wręcz odruch wymiotny, po prostu jakieś nieprzyjemne odczucia. Ale nie Jego głos. Ten jeden dźwięk zwyczajnie nie przynosił ze sobą negatywnych odczuć. I właśnie to było przyjemne. Nie czuł nic. - Chciałbym ci kogoś przedstawić. To jest Fjorgyn, boski oręż. - Wskazał na białowłosą postać, która na szczęście okazała się mężczyzną o nieco przydługich włosach. - Nie powinienem się zapewne mieszać do waszych relacji, ale oboje jesteście wyjątkowo... Osamotnieni, a to nie jest dobre. Pomyślałem więc, że może znajdziecie jakiś wspólny język, nić porozumienia i.. - Wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła, jakby robił coś niegodnego jego statutu i bał się, że zostanie nakryty. Może gdyby nie byli w jednym z najbardziej odludnych miejsc położonych stosunkowo niedaleko miasta, to Kurushimi zrozumiałby jakoś tą obawę, ale tak? Prócz tej trójki nie było w promieniu trzech kilometrów nawet zająca. - Po prostu spędźcie ten jeden dzień wspólnie. O nic więcej was nie proszę, naprawdę. 
                Żałował, że nie potrafi odmówić. Okropnie żałował. 

Liczba słów: 912