niedziela, 11 listopada 2018

Od Shigeru - Halloween

Halloween? Zdecydowanie nie jego klimaty. Przebieranki i zbieranie cukierków, straszenie siebie nawzajem, wzywanie duchów. Kto co chciał, to robił, tak to przebiegało co roku. Białowłosy w tym czasie nie robił nic. Nie potrzebował nawet dłużej wyszukiwać wspomnień na temat tego dnia. Wiedział to odkąd wróciły do niego wszystkie wspomnienia, plan zawsze wyglądał tak samo, jak za życia, tak i po śmierci. Wstać, załatwić swoje sprawy, wrócić do domu, zaszyć się w pokoju i tak w kółko.
Jedyną różnicą był fakt, że w jego bytowaniu na Ziemi działał tak, dopóki nie skończył osiemnastu lat oraz nie wyprowadził się ze swojego rodzinnego domu. Tylko po to, by potem tułać się od miasta do miasta w poszukiwaniu pracy i jednocześnie starając się osiągać te wcześniej wytyczone cele. Alpy, Karakorum, Andy i inne, większe lub mniejsze pasma górskie, których odwiedzanie w większości skończyło się na planowaniu. Wliczały się w to też te nieszczęsne Himalaje, do których także nigdy nie dano mu dotrzeć. O ironio, akurat jak zbierał już na ostatnie płatności z tym związane. Czy żadne z bóstw nie mogło dać mu pożyć chociaż chwilę dłużej? Łażąc po górach wiele razy dawał im okazję do zabicia go, jednak wybrali z losem akurat ten moment, kiedy nie mogło go nic zasypać, nie miał gdzie spaść i pogruchotać całego ciała. 
Białowłosy westchnął i przewrócił oczami kiedy po raz setny przemierzał ulice Kami zmierzając na skraj lasu. Po co w ogóle zgadzał się na propozycję Najwyższego? Już wtedy zdawał sobie sprawę, że nie chce komukolwiek służyć, to nie było w jego stylu, dać sobie założyć kajdany i pracować w Kami jako wierny, posłuszny chowaniec. A krnąbrnego, niezależnego nikt nie chciał. Równie dobrze, mógł od razu powiedzieć, że chce do zaświatów. Tylko co by tam robił? Cieszył się z innymi aniołkami życiem wiecznym lub gotował się w smole dźgany widłami przez diabły? Nie, już wolał robić tutaj za nieroba. Mógł przynajmniej robić to, co chciał, nawet wracać do świata ludzi i obserwować, co się tam dzieje. 
To między innymi postanowił zrobić dzisiaj, gdy nagle zebrało mu się na chwilową zmianę rutyny. Dlaczego? Nie miał pojęcia, ot, obudził się z taką myślą i ta za nic nie chciała go opuścić. Częściowo wpłynął też na to fakt, że w centrum Kami było bardzo głośno i cały ten harmider niósł się echem po całym mieście. Kitsune nie wnikał w to, co tam się działo. Doszły go tylko słuchy o wygłodniałej akumie i jeśli była to prawda, wówczas tym bardziej nie chciał się zbliżać. Po co miał pakować się w zbędne tarapaty? Był w stu procentach pewien, że już ktoś się tym zajmował, a problem był prawie zażegnany. W końcu Kami no Jigen to idealny wymiar, nic złego nie ma tam miejsca, prawda?
~*~
- Nic się nie zmieniło… - mruknął pod nosem w skupieniu przyglądając się rodzinnemu domostwu. Jak zapamiętał ten prosty, drewniany, piętrowy budynek, tak samo wyglądał teraz. No, może tylko bluszcz bardziej zarósł zachodnią ścianę. 
Kiedy ostatni raz tu był? Chyba jeszcze za życia, tak z dwa miesiące przed wypadkiem. Co by dało… cztery lata? Nie, raczej trzy z kawałkiem. Czy mniej? Daty raczej nie były jego najmocniejszą stroną. Mniejsza, nie zmienia to faktu, że było to bardzo dawno temu. Po swojej śmierci i kiedy już odzyskał swoje wspomnienia, ani razu tu nie przyszedł. Z początku po prostu trochę się bał, co zastanie. Ciekawość, jak miała się rodzina nie była tak wielka, jak lęk, że w ogóle się nie przejęli i żyli normalnym życiem, jakby nic się nie wydarzyło. Jednak tak było kiedyś, teraz było mu raczej wszystko jedno. Zwłaszcza, że brak zapalonych świateł świadczył o nieobecności domowników, co jeszcze bardziej mu pasowało. Matka pewnie była w pracy na drugą zmianę, ojciec chlał w jednym z pobliskich barów, a pozostała dzieciarnia ze znajomymi zbierała cukierki. Za szybko nie wrócą.
Założył ręce na piersi i rozejrzał się po pustej ulicy. Jego przywędrowanie tutaj było kaprysem, który pojawił się nagle. Sam nawet nie zauważył, kiedy krążąc po okolicy zaczął zmierzać na przedmieścia. Jak z dachów obserwował bawiących się bliżej centrum ludziom w oczy rzuciły mu się dwie dziewczyny, prawdopodobnie przyjaciółki, krążące po domach w przebraniu dwóch papużek nierozłączek. To natomiast przypomniało mu o jego pupilkach, które mieszkały teraz u rodziny i uświadomiło, że chciałby zobaczyć te dwie pierzaste gaduły. Chyba, że je sprzedali, ale tę wątpliwość starał się aktualnie wygonić ze swojej głowy.
- Powinienem zapukać? - Uniósł brew i pchnął lekko skrzypiącą furtkę, by móc wejść na posesję. - Czy od razu wejść oknem? Złodzieja raczej nie będą podejrzewać.
Okrążył dom i stanął na środku lekko zaniedbanego ogródka. Jego wzrok padł na duże okno znajdujące się tuż nad daszkiem skromnego tarasu. Doskonale pamiętał, że to przez nie zawsze uciekał z domu, kiedy miał dość awantur ojca. Może i nie znajdowało się bezpośrednio w jego małym pokoju, ale dawało je się łatwo od zewnątrz otworzyć. Nikt nigdy nie zauważał, jak wymykał się i przez nie wracał. A daszek pozwalał mu bezpiecznie przechodzić w obie strony. Jednak po nim  teraz nie musiał już skakać.
Rękawiczkę zdjął już chwilę wcześniej, teraz tylko klepnął się w pierś, jakby próbował trafić owada i leniwie wzbił się w powietrze. Podleciał do szyby, podniósł ją delikatnie i pchnął. Okno otworzyło się, firanka zafalowała pod wpływem nocnego wiatru, dom stał przed nim otworem. Bardzo łatwo to szło, zaczynał powoli czuć się jak złodziejaszek na pierwszej wyprawie. Potrząsnął głową i zastrzygł uszami niezadowolony ze swoich myśli. Czemu miał czuć wyrzuty sumienia. To niegdyś był też jego dom, miał prawo do niego wejść. Co za różnica, oknem czy drzwiami. A i nikt się nigdy nie dowie, że w ogóle to był.
Wskoczył do środka i przywrócił swoją grawitację. Łapy złotookiego dotknęły podłogi a tym samym wywołały koszmarne skrzypienie, przez które jego adrenalina podskoczyła lekko do góry, a chęć wycofania się uderzyła ze zdwojoną siłą. Ledwo powstrzymał się przed ucieczką, dopiero zamknięcie okna ostudziło nieco emocje. Krytycznie spojrzał na swoją nastroszoną sierść i warknął pod nosem. Tracisz czas, parsknął w myślach chcąc choć trochę przyśpieszyć swoje działania.
Shigeru powolnie stawiał pierwsze kroki, dopóki znowu nie przyszło mu stanąć w miejscu a wzrok nie padł na delikatnie smugi światła padające kilka metrów przed nim na podłogę korytarza. Warknął pod nosem i cofnął się, miast tego nadstawił uszu, by spróbować zorientować się, kogo to przyszło zastać mu w domu. Jakby tego było mało, w jego pokoju, po chwili udało mu się rozpoznać, spod których drzwi światło się wydobywa. A jeśli papużki miały gdzieś być, to właśnie tam.
Chyba sobie odpuścimy odwiedziny, skomentował w myślach i westchnął ciężko, a jednocześnie dało się w tym dostrzec małą dozę ulgi. Odwrócił się, by prędziutko wrócić się do okna, nie chciał przypadkiem dać się przyłapać. Jeśli ludzie faktycznie mieli dziś widzieć mieszkańców Kami wolał pozostać niezauważonym. Nie chciał się potem tłumaczyć, słuchać niewygodnych pytań, zwłaszcza, że jeśli ktoś tam był, to ktoś z jego rodzeństwa, a ta gromada była szczególnie ciekawska. I w głębi serca dalej nie czuł się gotowy, by spojrzeć na własną rodzinę, a co dopiero komuś z nich prosto w oczy. Ostrożnie uchylił okno i wlazł na parapet, by przejść na dach.
W tym momencie wszystko wydarzyło się szybko. Drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem i wypadł z nich przerażony jedenastolatek trzymający pod pachą klatkę z dwoma szamoczącymi się ptakami. Pierwszym co wskutek tego Shigeru zrobił było szybkie wyskoczenie na zewnątrz i przykucnięcie pod oknem, by zniknąć z oczu dziecka. Mało się przy tym nie poślizgnął na dachówkach, a daszek zatrzeszczał pod nim niebezpiecznie. To wszystko wystarczyło by krew na chwilę zamarzła lisowi w żyłach. Zostać zauważonym i przy okazji zniszczyć część domu? O nie, mógł nie opuszczać swojego mieszkania w Kami.
Kiedy tak przez chwilę trwał w bezruchu jego uszy natychmiast zarejestrowały głośny krzyk przemieszany z skrzekiem papug oraz... powarkiwaniem? Przygryzł wargę i ostrożnie uniósł głowę by zerknąć do wnętrza domu. Mogło mu się nie podobać całe to wydarzenie, ale bardziej nie przypadła mu się nieprzyjemna aura, która nagle ogarnęła całą posesję. Przypominała te, które w rzekomo nawiedzonych miejscach miały silny wpływ na ludzkie samopoczucie. Sprawiała, że człowiek zaczynał czuć się nieswojo, dawała znać, że nie jest tu mile widziany. A jeśli tak wyglądała, jej źródłem mogło być tylko jedno. Zmrużył oczy, wpatrując się w otwarte drzwi w połowie korytarza naprzeciw których w ścianę zawzięcie wciskał się, teraz już nie było co do tego wątpliwości, jego najmłodszy brat.
Z pokoju powoli wypełzać zaczęła akuma, jeśli Shigeru miałby ją porównać do jakiegoś zwierzęcia, powiedziałby, że przypominała mieszankę krokodyla z małpą. Długi pysk zamykał się i otwierał, kiedy demon oddychał, długi ogon kręcił się niespokojnie, gdy obserwował swoją ofiarę. Ta natomiast ani drgnęła, przytulała do siebie klatkę i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się przed siebie. Białowłosy mógł przysiąc, że widział łzy spływające po policzkach dziecka. Sam przez jeszcze krótką chwilę klęczał w bezruchu nie mogąc do końca uwierzyć w to co widzi. Dopiero kolejne powarkiwanie akumy wybudziło go z tego transu.
Widząc, że demon szykuje się do skoku sam zrobił dokładnie to samo. Niewiele myśląc szybko wskoczył do środka przez okno i w kilku susach pokonał odległość oddzielającą go od pozostałej dwójki. Taranem wpadł na potwora, obaj stoczyli się po schodach na parter w akompaniamencie kolejnego dziecięcego krzyku. Oby tylko nie wpadł na głupi pomysł przyjścia tutaj, skomentował w myślach lis. Yuu, bo tak nazywał się chłopiec, miał tendencje do nieświadomego podejmowania głupich decyzji w dobrej wierze. A jak zawsze mawiał ojciec, kiedy Shigeru podejmował takie same błędy, takie wybory prowadzą ludzi do grobu.
Kitsune warknął głośno i spróbował odczepić się od akumy, która pazurami wczepiła się w jego ubrania, a zębami próbowała dobrać się do gardła. Przez dobrych kilka minut tarzali się po podłodze w salonie, przypominał to walkę dwóch dzikich zwierząt o dominację. Z tą różnicą, że Shigeru nie miał po swojej stronie natury, o ile to ona miała wpływ na wygląd demona. Sierść i ludzka skóra nie chroniły zbyt dobrze przed ostrymi pazurami, natomiast potwór mógł się pochwalić łuskami, na domiar złego równie ostrymi, co jego kły. Białowłosy wyraźnie to odczuwał, gdy w końcu udało mu się odkopnąć od siebie przeciwnika padł na ziemię starając się zignorować, na szczęście, niezbyt głębokie, zadrapania na ramionach i nogach, gdzie pazury przebiły się przez ubranie i grubą sierść. Akuma natomiast wzbiła się w powietrze wskutek utraty grawitacji i szamocąc się zaczęła krążyć pod sufitem.
- Ostatni raz spełniam swoje kaprysy... - stęknął, a jego wzrok padł na schody, na których pojawił się Yuu, tym razem już bez klatki.
Jego przyjście się zauważyła również akuma, która uczepiła się szafy by dalej nie krążyć po pomieszczeniu. Zareagowała szybciej niż złotooki. W jednym momencie odepchnęła się od mebla i poszybowała w stronę dzieciaka zbyt wpatrzonego w leżącego na podłodze kitsune. Shigeru widząc to zerwał się z ziemi i również pobiegł w stronę schodów.
- Uciekaj! - krzyknął do dzieciaka. - W nogi, JUŻ! - Dotknął szybko swojej piersi i wybił się w powietrze chcąc nie tracić czasu na wdrapywaniu się na schody.
Yuu natomiast, gdy dostrzegł zbliżające się zagrożenie wrzasnął głośno i biegiem wycofał się do pokoju, z którego wcześniej wylazła akuma. Świetnie, parsknął w myślach lis. Jeszcze mniejsze pomieszczenie, tylko tego mu było trzeba. Wpadł do niego zaraz za demonem i zastygł na chwilę w bezruchu, gdy jego wzrok padł na dziwne rysunki leżące na podłodze w otoczeniu świeczek. Co ten gnojek wyrabiał?!
Nie miał czasu tego przeanalizować, chwilowe rozkojarzenie wykorzystał demon, który skoczył na niego i obaj upadli na ziemię wracając do punktu wyjścia. Tym razem jednak Shigeru sprawniej odepchnął go od siebie kończąc tylko z głębszymi ranami na policzku i spojrzał na przedmioty, które były najbardziej prawdopodobną odpowiedzią na pojawienie się potwora. Nie miał szans na choćby zranienie akumy, musiał zniszczyć ją w inny sposób. A jeśli faktycznie została przywołana, droga do pozbycia się jej była tylko jedna. Uchylił się przed kolejnym ciosem i kopniakiem wysłał akumę ponownie na sufit. Jednak gdy tam doleciała świadomie przywrócił jej grawitację i z niemałą przyjemnością słuchał jak z hukiem ląduje na podłodze. Sam rzucił się w stronę kartek, które byle jak zebrał i przystawił to ognia najbliżej stojącej świeczki.
Potwór ryknął, gdy płomień zaczął pożerać papier i rzucił się w stronę lisa. Białowłosy upadł pod ciężarem stwora, który wbił mu się pazurami w ramiona, ale nie wypuścił z ręki palących się kartek. Złożył je na pół, by przyśpieszyć proces i spróbował sięgnąć do świeczki, która wywróciła się i leżała teraz bokiem na małym talerzyku. Chociaż pokój nie spłonie, jeśli miał szukać plusów całej tej sytuacji. Syknął i spróbował strącić z siebie akumę, jednak leżenie twarzą do podłogi zdecydowanie mu tego nie ułatwiało. Rzucił więc papier na talerzyk w nadziei, że trafił w okolice płomienia i wspomagając się brakiem własnej grawitacji uniósł się w powietrze z niechcianym gościem na plecach. Odbił się od podłoża na tyle mocno, że gdy uderzyli w sufit usłyszał przyduszony stęk akumy. Jemu samemu również przyszło tego pożałować, bo pazury, choć po chwili go puściły, zdążyły jeszcze głębiej wbić się w skórę. Przywrócił swoją grawitację i upadł na ziemię, by ponownie spróbować dopaść papier i świeczki.
Nie musiał tego jednak robić, gdy podniósł wzrok zobaczył Yuu klęczącego przy świeczkach, ostatnie kartki, które trzymał w dłoniach znikały w mgnieniu oka. Rozsierdzona akuma również to zauważyła, ale gdy zrobiła kilka kroków w ich kierunku zaczęła się rozpadać. Shigeru złapał ją, kiedy chciała skoczyć na młodszego brata i pozbawioną siły ciążenia rzucił na ścianę. Tam zdążyła wydać tylko ostatni ryk i roztrzaskać się na setki... cukierków?
- To chyba jakiś żart... - stęknął i wziął kilka łakoci do ręki. - Najwyższy chyba sobie żartuje.
Usiadł po turecku i krytycznie spojrzał na swoje rany. Nie zagrażały szczególnie jego życiu, ale musiał jak najszybciej wrócić do Kami i je opatrzyć, póki nie były jeszcze zakażone. Nie żeby nie miał teraz gorszego problemu. Wziął głęboki wdech i spojrzał na Yuu, który przypatrywał mu się szeroko otwartymi oczami. Obaj milczeli przez dobrą chwilę, kitsune postanowił to wykorzystać. Wstał chwiejnie nie odrywając wzroku od chłopaczka i w końcu postanowił się odezwać.
- Co ci dzieciaku strzeliło do głowy, by...
- Shigeru! - Yuu nie dał mu dokończyć, w jego oczach zabłysły iskierki radości i szybko rzucił się w stronę starszego brata by go przytulić. - Wiedziałem, że przyjdziesz! Koledzy mówili, że to nie wyjdzie, ale ja wiedziałem! Kaori i Akihito też mi nie wierzyli i wyszli ze znajomymi, ale ja i tak postanowiłem spróbować! I...!
- Nie, nie, nie, stój. - Tym razem to Shigeru wtrącił się bratu w pełną emocji wypowiedź i odsunął się o krok, jego ogon krążył niespokojnie. - To nie mnie przywołałeś - powiedział wprost. - Przywołałeś tego uroczego stworka, co to chciał cię pożreć.
- Ale...
- Nie, ale. Nie powinieneś bawić się tymi rzeczami, one potrafią przywoływać tylko demony. - Źle się poczuł z tym, że gani brata, widząc, jak jego radość znika i zastępują ją wyrzuty sumienia. - To niebezpieczne...
- Chciałem cię tylko zobaczyć... - odpowiedział mu na to jedenastolatek, a kitsune zaniemówił.
Chciał go zobaczyć? Po co? Za życia był osobą, która najrzadziej bywała w domu, najmniej się odzywała. Może i względem rodzeństwa był milszy, ale dalej nie uważał, że mogliby za nim szczególnie tęsknić. Zwłaszcza Yuu, bo gdy Shigeru się wyprowadził miał ledwo 4 lata, a potem widywali się bardzo rzadko.
- Skoro tak można przywoływać tylko demony, to znaczy, że jesteś aniołem? - odezwał się nagle nieśmiało Yuu. - To dlaczego masz uszy i ogon zamiast skrzydeł i aureoli? I dlaczego masz futrzane nogi?
- Emm... - Złotooki zaciął się całkowicie zaskoczony pytaniami brata. - Jestem chowańcem, pomagam... chyba.. bogom.
- Naprawdę!? - Jedenastolatek wybałuszył oczy na te słowa i z jeszcze większym zachwytem obserwował Shigeru. - Czyli bóstwom pomagają ludzie, którzy są w połowie zwierzętami i mają super moce? Ale super! - Nie dało się nie zauważyć podekscytowania na jego twarzy. - Słyszycie! Shigeru jest chowańcem i pomaga bogom i może latać i sprawiać, że inni latają! - To powiedział już do dwóch papug, w tym samym momencie wyjął ich klatkę z szafy. Postawił ją obok siebie i otworzył jej drzwiczki. Kaho i Koji, bo tak ptaki się nazywały, szybko to wykorzystały. Spłoszone wyleciały z klatki i pofrunęły na szafę, na której czubku przysiadły i nastroszone obserwowały, co oni dwaj poczynają,
- Nie powinieneś ich wypuszczać dopóki są wystraszone. - Ponownie zganił Yuu i podszedł do szafy. Wyciągnął rękę do papużek i zagwizdał cicho, jak to zawsze robił, kiedy chciał je do siebie przywołać. Dawno niesłyszany dźwięk sprawił, że bardziej zainteresowały się jego osobą, a po chwili nalegań przeskoczyły z szafy na jego przedramię.
- Witajcie, kochane - mruknął pod nosem i uśmiechnął się. Usiadł z powrotem na podłodze i nie przestając delikatnie głaskać główek swoich dawnych pupili. - Rodzice pozwolili ci je zatrzymać?
- Tata nie, ale mama się uparła by ich nie sprzedawać. Ona się nimi zajmuje - odparł blondynek. - Ja się z nimi tylko bawię. 
- Mama chciała je zatrzymać? - Shigeru zapytał nieco ciszej i spojrzał zdziwiony na Yuu. Mógłby przysiąc, że to ona najczęściej na nie narzekała. Że za głośne, że brudzą, że znowu ją wystraszyły jak weszła do jego pokoju, by skarcić go za bałagan.
- Tak. Po pogrzebie była bardzo smutna przez długi czas siedziała tylko z nimi. - Młody chyba nie zauważył zdziwienia starszego brata, bo nie przerwał wypowiedzi. - Nie chciała z nikim rozmawiać, nawet awantury taty ignorowała. Dalej często bywa smutna, mówi, że to jej wina, że ciebie z nami nie ma. - Sposępniał i schylił głowę. - Zawsze jej mówimy, że to nie prawda, ale nas nie słucha. Akihito to wkurza, Kaori tez nie ma już pomysłów jak ją pocieszyć, więc tylko stara się pomagać mamie w domu.
Shigeru nie odpowiedział tylko rozejrzał się po swoim pokoju. Dopiero teraz zauważył, że wszystko stoi tak, jak on to niegdyś postawił. Panował tu porządek, pomieszczenie musiało być regularnie sprzątane, nawet jeśli nikt z niego nie korzystał. I biorąc pod uwagę słowa Yuu, o to wszystko zadbała ich matka. Naprawdę aż tak bardzo uderzyła w nią jego śmierć? Częściej jej pyskował niż grzecznie słuchał, nie raz się kłócili i wyrzucali sobie, za co siebie nawzajem nienawidzą. Przypuszczał raczej, że po jego wyprowadzce odczuła ulgę, że go nie ma i zajęła się pozostałym rodzeństwem, a po śmierci nie rozpaczała długo, jeśli jednak miało to na nią taki wpływ. Czyżby znów błędnie rozumiał czyjeś uczucia względem niego? Sposępniał na tę myśl. Chyba będzie musiał jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
Syknął nagle, gdy ocierając policzek z krwi przejechał materiałem po ranie. Byłby zapomniał o licznych skaleczeniach na jego ciele. Musiał wracać do swojego domu w Kami. 
- Chyba będę musiał się zbierać... - powiedział cicho i przeniósł papużki do klatki. - Muszę...
- Nie idź jeszcze! - wrzasnął na to Yuu i zerwał się na równe nogi. - Jeśli potrzebujesz plastrów to zaraz je weźmiemy z kuchni! - To powiedziawszy złapał Shigeru za rękę i pociągnął za sobą. 
Lis nie zdążył zaoponować, dał się poprowadzić do salonu i tam posadzić na szarej kanapie. Obserwował jak Yuu podbiega do jednej z szafek w kuchni, po czym zawzięcie zaczyna w niej grzebać. Wrócił po chwili z apteczką, po drodze zdążył ją otworzyć i położył na stoliku. W jednej dłoni zatrzymał małe pudełeczko dziecięcych plasterków w roboty. Chowaniec nie zwrócił na to uwagi, od razu złapał za jeden z bandaży, by móc zatrzymać krwawienie zadrapań na ramionach. Najpierw zajął się ludzką ręką, dzięki brakowi sierści zdecydowanie łatwiej było o nią zadbać. Robił to ostrożnie, a jednocześnie nie szczególnie dokładnie, wiedział, że jak wróci do swojego mieszkania i tak będzie musiał je ponownie sprawdzić. Albo udać się do medyka, jemu łatwiej będzie to opatrzyć.
Z gardła Shigeru wyrwało się ostrzegawcze warknięcie, gdy mniejsza dłoń dotknęła jego twarzy i szybko nakleiła coś na zraniony policzek. Szybko podniósł głowę i spojrzał zdziwiony na młodszego brata trzymającego w dłoniach papierki, które osłaniały klej na plastrach. Patrzyli na siebie w ciszy dopóki jeden z nich nie postanowił się odezwać i skomentować swojego działania.
- Mama by to jeszcze pocałowała, ale ja nie będę tego robił. To dla dzieci - powiedział Yuu z dumą patrząc na policzek Shigeru. - Chyba, że chcesz. - Usiadł koło niego na kanapie.
- Chyba podziękuję - parsknął białowłosy nieco rozbawiony i wrócił do opatrywania ramion.
Młody na szczęście nie przerwał mu dopóki nie skończył, w ciszy obserwował następujące po sobie czynności. A przynajmniej na tyle długo utrzymał swoją ciekawość na wodzy, bo gdy zauważył, że kitsune zakończył swoje działania pierwszym, co zrobił, było dotknięcie ogona. Dreszcz przeszedł białowłosego, gdy jedenastolatek zaczął z zachwytem go głaskać, odruchowo machnął kitą, by odstraszyć choć na chwilę dziecięce dłonie.
- Czy są inne chowańce?! I też mają takie milusie futerko!? Gdzie mieszkacie?! Jak wyglądają bogowie?! - Grad pytań spadł na niego nagle i sprawił, że Shigeru autentycznie odjęło na chwilę mowę.
Czy powinien mu o tym wszystkim opowiadać? Nigdy nie słyszał, by inne chowańce opowiadały rodzinom o swoich zajęciach. Jednocześnie nikt mu nie powiedział, że jest to zakazane. Nie żeby kogokolwiek o to pytał. Jak coś wiedział, to wiedział to z plotek bądź przypadkiem podsłuchanych historii. A jeśli opowiadanie o Kami było zabronione? Narobiłby sobie kłopotów, a po dzisiejszych przygodach tylko podpadnięcia u Najwyższego mu brakowało. Wyleciałby z Kami na zbity pysk, gdyby takowy zakaz jednak funkcjonował i jego gadulstwo oraz ciekawość Yuu miałyby wywołać niesamowite problemy. Jednocześnie... ponoć ludzie zapominali o spotkaniach z chowańcami. Czym więc ryzykował, jeśli Yuu i tak już niebawem miałby tego zapomnieć?
- Wiesz... Chowańców jest dużo, każdy wygląda inaczej... - podjął temat ostrożnie. - Mieszkamy w wymiarze, na który mówimy Kami no Jigen...
- Jesteś tam szczęśliwy? Masz przyjaciół?
Te dwa pytania kompletnie zbiły pytanego z tropu. Czy był szczęśliwy w Kami? Bo co do przyjaciół nie miał wątpliwości, nie posiadał ich. Większość znajomości kończyła się na jednej rozmowie, przypadkowym spotkaniu. Niektóre od razu zaczynały się sporem i ciągle w nim trwały. Ale czy był szczęśliwy... Ha, im dłużej zaczynał o tym myśleć, tym bardziej nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie. Bo raz odnosił wrażenie, że tak, podoba mu się tam, a jednocześnie odnosił nie raz wrażenie, że czegoś mu brakuje.
- Można tak powiedzieć... - powiedział po chwili namysłu, choć nie potrafił swoich słów uznać za w pełni szczerą wypowiedź. - Mogę robić co tylko zechcę. Kręcić się zarówno tam, jak i tu... Nie ma żadnych ograniczeń. Niby akumy są problemem, ale wystarczy umieć ich unikać.
- Opowiedz mi o tym więcej! - krzyknął Yuu podekscytowany i podskoczył na kanapie. - O akumach, o chowańcach, o Kami o.. o.. o wszystkim!
- Niech ci będzie... - Złotooki mimowolnie uśmiechnął się obserwując fascynację młodszego brata. - Ale po kolei, maksymalnie dwa pytania na raz...
~*~
Kiedy zegar oznajmił wszem i wobec, że wybiła północ Shigeru wstał ostrożnie z kanapy, gdzie z głową na jego kolanach zasnął Yuu. Chłopiec uważnie słuchał, jak lis opowiadał mu o Kami no Jigen, nie oszczędził sobie również pytań, co z czasem go znużyło. Kiedy złotooki opowiadał o tym, jak wyglądają inne chowańce i jakie moce mogą posiadać jego słuchacz zasnął z delikatnym uśmiechem na ustach. Shigeru po raz ostatni spojrzał na śpiącego blondynka i po chwili namysłu nakrył go leżącym na fotelu obok kocem. Yuu drgnął, gdy miękki materiał połaskotał go w policzek, ale nie obudził się, spał zbyt twardo. Zupełnie jakby ten sen nie był przypadkowy, jakby miał dać kitsune okazję do wycofania się z domu.
W końcu teraz te przypadkowe odwiedziny dobiegały końca i miały zostać tylko w pamięci chowańca. Nawet jeśli starał się specjalnie nie przejmować takimi rzeczami, w końcu było minęło, w głębi duszy odczuwał żal. Jeśli Najwyższy naprawdę pozwalał w tym dniu chowańcom spotkać się z rodzinami, to dlaczego one musiały o tym zapominać? Co to dawało? Większy ból ze strony zmarłego, że nie może już być razem z bliskimi, jeśli białowłosy miał być szczery. Radosne spotkanie wyglądało kusząco, ale jakby na to nie spojrzeć potem mogło tylko potęgować tęsknotę. Albo sprawić, że dopiero się pojawiła...
Biorąc pod uwagę zostawione na piętrze otwarte okno Shigeru wiedział, że musi wyjść tak, jak wszedł. Drzwi wejściowe były zamknięte na klucz, którego nie mógł zabrać, nie mógł też zostawić domostwa otwartego. Dlatego też od razu skierował się na górę. Zbliżając się do schodów od razu zauważył małą kolekcję zdjęć i laurek wiszących nad komodą i stojących na niej. Byłby przeszedł koło niej spojrzawszy na nią tylko przelotnie, ale jego wzrok przykuła ramka stojąca w otoczeniu dwóch zapalonych świeczek zapachowych, powoli już dogasających. Stała po środku, przyozdobiona czarną, błyszczącą wstążką.
Było to jego zdjęcie, rozpoznał je od razu. W końcu była to jedyna pamiątka jaką posiadał z pierwszego, samodzielnego wypadu w góry i za granicę. Potem każdy zdobyty szczyt upamiętniał taką fotografią, posiadał mały specjalny album, w którym je zbierał. Ostrożnie podniósł ramkę, by przyjrzeć się swojej twarzy. Ze zdjęcia patrzył na niego szeroko uśmiechnięty dziewiętnastolatek. Koło jego nogi, ludzkiej, nie lisiej, stał duży wypchany plecak, do którego doczepiona była mata do spania. W oczach fotografowanego widniała duma, że udało mu się zdobyć szczyt, cieszył się życiem.
Mama mówi, że to jej wina, że ciebie z nami nie ma, powiedział Yuu w jego głowie, na co kitsune uśmiechnął się smutno. Otworzył szybko jedną z szuflad komody, w której, jak doskonale pamiętał, matka trzymała dokumenty i samoprzylepne karteczki, na których zapisywała ważniejsze daty i wydarzenia, by nie zapomnieć. Zauważył też natychmiast długopis, który złapał w drugą dłoń. Niewiele myśląc zapisał na papierze kilka słów i nakreślił rysunek bardzo dla niego charakterystyczny, jedną rzecz, która w miarę lepiej mu wychodziła. Karteczkę nakleił na ramkę, w którą oprawione było jego zdjęcie, zakrył nią czarną wstążkę. Zlustrował swoje małe dzieło i udał się do swojego wyjścia. Starannie zamknął za sobą okno i zniknął w ciemności, jakby nigdy nie było go w tym domu... Zabrał ze sobą tylko wspomnienia rozmowy z najmłodszym bratem, zielone piórko, które zgubiła jedna z papug i proste pytanie. Czy na pewno dobrze rozumiał swoją rodzinę?

Starsza kobieta wróciła do domu wraz z dwojgiem swoich dzieci godzinę później. Yuu nie obudził się kiedy weszli do salonu, Akihito w ciszy zaniósł go na piętro do jego pokoiku. Kaori również bez słowa powędrowała na górę, zmęczenie imprezą u przyjaciółki wygrało. Natomiast ich matka, choć z początku również chciała już tylko położyć się i zasnąć zatrzymała się przy komodzie ze zdjęciami i w ciszy wpatrywała się w zdjęcie najstarszego, zmarłego syna. Jej oczy zaszkliły się po chwili, gdy zdjęła z ramki małą przylepną karteczkę, na której narysowana była papużka wpatrująca się w zapisane koło niej pięć słów. Dosięgnąłem chmur, nie martw się.


DOTARŁEŚ DO KOŃCA, GRATULUJĘ!
Za błędy i powtórzenia z góry przepraszam, w najbliższym czasie to sprawdzę jeszcze raz

Liczba słów: 4400

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz