sobota, 31 marca 2018

Od Asami CD Hibikiego ,,Kropla krwi tego, czego już nie ma"


-Pani, jeśli takie jest twoje życzenie, pozwól mi zostać twoim chowańcem, i spłacić swój dług, wypełniając każdy twój rozkaz i strzegąc twego życia.
Zamurowało mnie. Od razu zauważyłam wspomnienie Taishoku. Było mi tak przykro z jego powodu, jednak czy powinnam uzależniać się od jego śmierci? Lepiej nie... Przecież minęło tak wiele czasu... Jego grób jednak nadal jest ukryty w ogrodzie mojej świątyni. Wybacz mi Taishoku... Chcę żyć dalej, ale zawsze będę o tobie pamiętać. Uśmiechnęłam się, po czym podałam mu dłoń.
-Wstań proszę... Nie kłaniaj mi się.-szepnęłam.
Chłopak samodzielnie się podniósł, patrząc mi w oczy. Jaki on wysoki. Mimo tego, że nie złapał mojej ręki, sama to zrobiłam, nieco unosząc ją do góry. Splotłam nasze palce, uśmiechając się do niego. Chcę usłyszeć twój śmiech...
-Dobrze. Zostań moim chowańcem. Obiecuję ci, będziesz ze mną bezpieczny i nie pozwolę, aby jakikolwiek zły youkai ciebie dotknął. Teraz już nikt nie zrobi ci krzywdy, Hibiki.-uśmiechnęłam się.
Następnie stanęłam na palcach i kładąc dłonie na jego policzkach, pocałowałam go delikatnie w usta. Czułam jakby coś splotło nasze życie. Takie... Dziwne uczucie. Po chwili odsunęłam się, nadal patrząc mu w oczy. Zabrałam dłonie. Cichutko się zaśmiałam.
-A teraz... Możemy zejść na ziemię? Chcę pomóc ludziom! Chcę ich ratować przed akumami! I pamiętaj. Nie masz u mnie długu. To, co robię jest czymś, co wyszło po prostu z mego serca. Nie było to przymusem. Chcę zobaczyć, jaką masz formę. Hibiki.-powiedziałam.
Chłopak zalśnił po czym pojawił się w mojej dłoni. Był... Piękny! Jego ostrze lśniło w kolorze srebra. Rękojeść idealnie wpasowała się w moją dłoń, miała granatowe akcenty. Uśmiechnęłam się szeroko, oglądając ostrze i delikatnie przejeżdżając palcami po ostrzu.
-Jesteś śliczny Hibiki. Naprawdę. Tak ładnie lśnisz...-szepnęłam, po czym odwołałam go, a chłopak stanął przede mną.-To jak? Idziemy?-uśmiechnęłam się.
<Hibiki? ^^>

Ilość słów: 291

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


A co, jeśli i w tym momencie cholera robi sobie ze mnie żarty?” pomyślałem w momencie, gdy mężczyzna przedstawił mi - wątpliwy w mych oczach - sposób na zawarcie kontraktu. „Pocałunek? Przecież to samo w sobie brzmi idiotycznie, a nawet po dłuższym namyśle, zamiast przekonywać, traci jakikolwiek sens. Jakim cudem złączenie ust ma zawrzeć wyjątkowo trwały, trudny do rozwiązania pakt między potężnym bóstwem a lojalnym chowańcem? Złączyć ich dusze, tworząc coś na rodzaj harmonijnej fuzji między dwoma istotami nie do końca fizycznymi? No way.
Wbiłem spojrzenie rozwścieczonych, acz niepewnych co do swego, oczu w twarz stojącego naprzeciw bóstwa. Z początku chciałem na głos przedstawić swoje wątpliwości co do autentyczności podanych przez niego informacji, jednak ostatecznie zrezygnowałem z tego, widząc wyraz twarzy mężczyzny. Jego mimika wyrażała zarówno ogromną zawziętość i stanowczość, jak i swego rodzaju obawę, chęć pomocy oraz niepasującą do jego osoby… delikatność. Najprawdopodobniej to właśnie ona przekonała mnie do tego, co zrobiłem chwilę potem.
Zarumieniłem się, czując przyjemne wirowanie w żołądku (czyżby przysłowiowe motylki?), jednocześnie przybliżając swoje lico do twarzy Soushiego. Nie minęła sekunda, jak nasze usta złączyły się w krótkim, acz stanowczym pocałunku. Miłe uczucie przeniosło się z okolic pępka, poprzez całe ciało, aż do małego palca u prawej dłoni. W tym samym momencie mogłem założyć się, że na ułamek sekundy moim oczom ukazał się cienki, czerwony sznurek łączący mą dłoń z dłonią Białego Lisa. „Czyżby… udało się?” pomyślałem z niedowierzaniem, niepewnie wpatrując się w - jakkolwiek dziwnie i niecodziennie by to nie brzmiało - twarz mojego nowego chowańca. Ten uśmiechnął się pokrzepiająco, z jego ust momentalnie zniknął wyraz niemego napięcia.
-Teraz jestem twoim chowańcem, nie masz prawa mnie wykorzystać seksualnie ani w podobny sposób, pamiętaj, w innym razie zabiję – powiedział. Choć jego mimika w dalszym ciągu pozostawała niezmiennie przyjemna, w głosie wyraźnie wyczuć można było drapieżną nutę. - Może zejdziemy na ziemię? – zaproponował, natychmiastowo zmieniając ton. Jego ręka - ta sama, na której przed chwilą ujrzałem czerwoną nić, chwyciła mą prawą dłoń.
Westchnąłem, przymykając oczy, które w dalszym ciągu zaczerwienione było od uprzedniego płaczu. Po chwili delikatnym ruchem wyswobodziłem się z uścisku Soushiego.
- Przespałem… która godzina? Ano.. przespałem przeszło trzynaście godzin, podczas których miotałem się jak stu czortów. Jak nie trudno się domyślić, miałem dość przykry koszmar. Obudziło mnie dziwne, ogoniaste dziecko, które chwilę później przemieniło się w dorosłego mężczyznę z którym pocałowałem się, aby zawrzeć pakt dusz. Nic dziwnego, że jestem wykończony psychicznie, prawda? Jakby tego było mało, wyglądam jak kupka nieszczęść z tymi czerwonymi policzkami, rozczochranymi włosami i w przydużej piżamie – prychnąłem na wpół żartobliwie, na wpół z wyrzutem do samego siebie. – Nie wymagaj ode mnie, żebym w takim stanie schodził z tobą na ziemię… jak na razie, chciałbym się wykąpać. Taaak, ciepła kąpiel jest właśnie tym, czego potrzebuję – na chwilę odpłynąłem w marzeniach, wyobrażając sobie ogromną wannę pełną gorącej wody o zapachu lawendy. – Kilka pokoi dalej znajduje się wspaniała łaźnia. Nie wiem od czego zależy wygląd świątyni bóstwa, ale ta moja trafiła dokładnie w punkt. Jeśli nie masz nic przeciwko, zostawię cię na chwile na rzecz ciepłej wody.
Chowaniec kiwnął twierdząco głową, tym samym dając mi możliwość odprężenia swojego ciała. Widząc ten jakże oczekiwany przeze mnie znak, szybko chwyciłem zestaw świeżych ubrań po czym pognałem w kierunku wspomnianej wcześniej łaźni. Mimo wszystko, w połowie drogi tknęło mnie poczucie niesprawiedliwości, dla której to okazję sam stworzyłem.
- Jeśli masz ochotę, też możesz się ze mną wykąpać. Jeśli leżałeś ze mną całą noc, na pewno potrzebujesz odpoczynku bez opętanego koszmarami bożka przy boku! – krzyknąłem w stronę stojącego u progu sypialni mężczyzny. Następnie, nie czekając na reakcję z jego strony, odskoczyłem w bok, z hukiem wpadając do łaźni.
A tam, na moje życzenie, zastałem zbiornik po brzegi wypełniony ciepłą wodą, ponad którą unosiły się przyjemne, pachnące kwiatami opary. „Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie działasz, świątynio, ale jesteś czymś cudownym” pomyślałem z dumą, odkładając dzierżone w dłoniach czyste ubrania na jedną z zawieszonych przy ścianie półek.
Zaledwie chwilę później moja piżama leżała niechlujnie na posadzce przy drzwiach. Ja natomiast, golutki jak mnie Pan Bóg stworzył, wskoczyłem do wody, rozchlapując przy tym masę wody. W momencie, gdy gorąca ciecz zetknęła się z moją skórą, poczułem niebywałe wręcz odprężenie. Westchnąłem głęboko, wynurzając mokra głowę ponad wodę.
- Sugoi! – pisnąłem z zachwytem, ponownie zanurzając się pod wodę. Pod nią przepłynąłem krótki dystans, po czym wynurzyłem się u brzegu, machając dłonią w kierunku stojącego u progu chowańca. – Oi, Soushi! Nie żebym nalegał, ale jest naprawdę niesamowicie! Ta woda jest taaaka ciepła!

Soushi?
867 słów

Od Soushi'ego CD Tomiji "Samotność drogą do znajomości"


Spojrzałem na niego dziecinnym wzrokiem, pełen dezorientacji i chęci opieki nad nim.
-Może nim jestem, ale chcę się tobą zaopiekować, nie jako kolega, jako twój chowaniec, być przy tobie na ziemi.-Nadal byłem dzieckiem, ale wdrapałem się na stołek niedaleko mnie. Zacząłem pokazywać rękoma jak bardzo chcę się nim zająć.
-Raz mnie zrobiłeś w konia, nie dam się zrobić ponownie, dwa razy ten sam przekręt nie działa, zwłaszcza w twoim wykonaniu, idiotą nie jestem.-Spiorunował mnie swym wzrokiem.
-To się więcej nie powtórzy, przepraszam, będziesz mógł mną panować jeśli będziesz chciał.
-W jakim sensie?
-Każdy twój rozkaz muszę wykonać.
-Który już jestem?! Zmieniasz bóśtwa jak ci się podoba skurwielu?! Kto ci pozwolił decydować czy chcę być twoim bóstwem?! To ja wybieram sobie chowańca, nie ty, nie masz prawa!-Rzucił się na mnie.-Wiem, że będę bezpieczny przy tobie, wiem, że nie zginiesz, ale boję się, że wykorzystam cię jak się da. Zaczął płakać, przemieniłem się w swoją oryginalną formę, przytuliłem go do siebie i zacząłem głaskać po głowie.
-Nie wykorzystasz, będę się tylko tobą opiekował, to jak? Zawrzemy kontrakt?-Uśmiechnąłem się do niego, chciałem go dalej pocieszać, ale tylko to na razie mogłem zrobić, czułem się bezradny, następnie Tomiji na mnie spojrzał z łzami na twarzy.
-Jak to się robi?-Spytał patrząc mi prosto w oczy, był słodki, ale i też niedoinformowany przeze mnie.
-Musisz mnie pocałować.-Tomiji się zaczerwienił lekko, ale zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, jego głowa była na wysokości mojej, złożył szybki pocałunek.
-Teraz jestem twoim chowańcem, nie masz prawa mnie wykorzystać seksualnie ani w podobny sposób, pamiętaj, w innym razie zabiję, zejdziemy na ziemię może?-Złapałem go za dłoń.
Tomiji?

266 słów

piątek, 30 marca 2018

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


Obudziłem się. Choć trafniejszym stwierdzeniem byłoby „zostałem obudzony”, dokładniej mówiąc „zostałem obudzony przez delikatne, acz stanowcze szturchanie w bok”. Tak więc zostałem obudzony przez delikatne, acz stanowcze szturchanie w bok… jednak mimo wszystko, najtrafniejsze przy tym wszystkim było pytanie „kto właściwie mógł mnie szturchać, zważywszy na fakt, że w świątyni powinienem być sam?”.
Zbudzony przez natrętną, bladą rączkę nieustannie dźgającą mnie między żebra palcem wskazującym, gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej, wdając z siebie dziwny dźwięk stojący na pograniczu krzyku a psiego skowytu. Mimo ulgi, którą teoretycznie powinienem odczuć po wybudzeniu się z wcześniejszego parszywego koszmaru, moje ciało w dalszym ciągu pozostawało maksymalnie spięte, oddech wydawał się być zbyt płytki, a po policzkach kapała kaskada słonych łez. Siedziałem tak przez krótszą chwilę - całkowicie otępiały, wpatrzony bezmyślnie w ścianę stojącą naprzeciw łóżka – aby następnie w panice rozpocząć gwałtowne przekręcanie głowy dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek zagrożenia.
W momencie, gdy do mego nieco opóźnionego w swych reakcjach mózgu zaczęły docierać logiczne sygnały, szybko obróciłem łepetynę w bok, rozglądając się za jakimkolwiek śladem małej dłoni, która obudziła mnie zaledwie chwilę temu. Jak to możliwe? Kto, co, kiedy? Przecież powinienem by sam.
W ten właśnie sposób zauważyłem małe, na oko trzyletnie dziecko siedzące obok mnie. Chłopczyk wlepiał we mnie spojrzenie dużych, jasnych oczu, marszcząc przy tym brwi w geście wyraźnego skupienia. Wyglądał zupełnie tak, jakby właśnie usiłował zbadać teorię fizyki kwantowej.
- C – co? – wydukałem jedynie, żałośnie ocierając policzki grzbietem dłoni. – Co ty tutaj robisz, maluchu? Jak się tu dostałeś… - w tym momencie w oczy rzuciła mi się dziewiątka ogonów stercząca zza pleców dziecka. – S-soushi?

Soushi?

262 słowa

Od Hibiki'ego CD Asami "Kropla krwi tego czego już nie ma"


"Tu jestem bezpieczny". Świadomość tego zdania była tak piękna. Nie muszę nigdzie uciekać! Mogę wreszcie odpocząć! Po 54 latach nareszcie mam spokój! Żadne chrzanione youkai nie mogę mnie dorwać! Nawet nie wiedząc kiedy zacząłem się śmiać. Tak po prostu. Z głębi duszy. Z ulgi, przyniesionej przez to jedno zdanie. Następnie padłem bogini do stóp i zacząłem dziękować jej cichym głosem.
- Arigatō, arigatō, arigatō. Arigatō gozaimasu Kamisama!
Teraz pewnie wszyscy, którzy to czytacie wracacie wzrokiem do tej liczby. 54. Tak… Tyle lat jestem na tym świecie jako duch. Jak to się stało? Jak tak długo mnie nie złapali? Nie mam bladego pojęcia! Z mojego wcześniejszego, ludzkiego życia pamiętam bardzo niewiele. Jedynie niejasne urywki i przebłyski. Wiem, że coś podczas czegoś się schrzaniło i mój brat myślał że nie żyję. Potem jest kolejna wyrwa i potem pamiętam tylko jego pogrzeb. To w zasadzie wszystko. Nic więcej… Może bogini mi pomoże? Zresztą co ja gadam,! Mam wobec niej taki dług wdzięczności, że chyba nigdy się z niego nie wyliżę…
Byłem jednak gotowy TO zrobić. Byłem gotów złożyć prtzysięgę, wiążącą mnie do końco życia. Byłem gotów powierzyć swój los, swoje życie i swoją przyszłość w ręce tej bogini stojącej przede mną. Bogini dobrej, miłosiernej, pełnej nadziei i hartu ducha. Bogini, któa jako pierwsza bod ponad pó wiek wzbudziła we mnie głęboki szacunek i zaufanie. Czułem się przy niej bezpiecznie, a przede wszystkim pragnąłem by ona czuła się bezpiecznie w moim. Jak to zabawnie brzmi! Przecież ona jest boginią! Mimo wszystko, tak właśnie pragnąłem spłacić swój dług.
- Pani, jeśli takie jest twoje życzenie, pozwól mi zostać twoim chowańcem, i spłacić swój dług, wypełniając każdy twój rozkaz i strzegąc twego życia.

<Przepraszam za tak długą i ciągnącą się nieobecność. Już jestem!>

czwartek, 29 marca 2018

Od Haku do Akane "Raz, Dwa, Trzy... Uśmiech!"

Ciąłem z boku trafiając w jego szyję. Czary lew o błękitnych oczach i z płonąca grzywą zaryczał i cofnął się do tyłu. Z jego rany zaczęła się sączyć błękitna maź, która znikała po zetknięciu się z trawą, na której walczyliśmy. Staliśmy na przeciwko siebie, wystarczyło tylko jeszcze raz dobrze wycelować, aby go zabić. Niestety nie miałem już takiej okazji, lew się odwrócił i zniknął w portalu, który pojawił się znikąd. Tak szybko, jak się pojawił, tak szybko zniknął. Akuma pozostawiła mnie w szklarni samego, nie licząc pewnej małej kobietki, która aktualnie ubolewała nad stratą miłości. Ponieważ to nie była moja profesja, a ja znalazłem się tu tylko przez demona, schowałem katanę i skierowałem się do wyjścia z budynku. Podczas drogi do najbliższego przejścia do Kami no Jigen, zdążyłem uspokoić oddech.
Po przejściu przez portal i wylądowaniu w moim świecie, ruszyłem ku świątyni, by się umyć, zmienić odzienie, wyczyścić katanę i odpocząć. Ruszyłem chodnikiem. Nasz świat był o wiele bardziej spokojniejszy i cichszy, niż ludzki. Gdy w tamtym wszelka przyroda była zagłuszana przez pojazdy i ludzkie głosy, tutaj mogłem się wsłuchiwać w ćwierkanie ptaków. Zatrzymałem się na chwilę. Na gałęzi drzewa rosnącego parę kroków przede mną, siedział ptak. Osoba pod rośliną robiła zdjęcia. Spojrzałem na aparat, na pewno osoba musiała go nabyć z ludzkiego świata. Ponownie ruszyłem przed siebie, kiedy nagle między moimi nogami przebiegło małe zwierzę. Utrzymałem równowagę i zobaczyłem, jak to coś wpada pomiędzy nogami osoby przede mną. Dziewczyna zabujała się do tyłu z aparatem w dłoni, ale nim wylądowała na tyłku, złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Była dość mała i lekka, więc dużej siły nie użyłem. Gdy stała twardo na ziemi, spojrzała na mnie.
- Bardzo dziękuje - powiedziała z ulgą, a następnie sprawdziła aparat.
- Nie ma za co - i zacząłem odchodzić. Kontynuowałem swoją drogę do świątyni, pozostawiając niską blondynkę z aparatem i z ptakiem na drzewie.
Wróciłem do świątyni. Wziąłem szybko prysznic i ubrałem kimono. Broń wyczyściłem i odłożyłem na swoje miejsce obok łoża. Położyłem się, by odpocząć i raptownie zasnąłem.

Znajdowałem się w jakimś lesie, pozbawionym jakichkolwiek zwierząt. Panowała tutaj martwa cisza. Przez ciemność ledwo co widziałem, tak jakbym znajdował się na czarnych pustkowiu. Obróciłem się wokół własnej osi, aż nie usłyszałem dziwnego charczenia wymieszanego z wyciem. To był dziwny dźwięk, nie mogłem dokładnie określić, do kogo, lub czego należał. Nagle przede mną pojawiła się para czerwonych oczu. To coś otworzyło szeroko pysk, ujrzałem krew na białych kłach. Gdy to coś rzuciło się w moją stronę, zrobiłem unik. Wydawało mi się, że to ta ciemność mnie atakowała i jedyne, co mogłem ujrzeć, to własnie oczy i pysk. A reszta... znajdowała się wszędzie. Tak jakbym siedział w tym czymś... Ponownie zaatakowała, albo od tyłu, bezszelestnie, nie zdążyłem zareagować. To coś przygwoździło mnie do ziemi, kopnąłem stwora w brzuch (chyba), a gdy byłem wolny, zacząłem uciekać... gdzieś. Wszędzie była ciemność, a czerwone oczy biegły za mną. Były coraz bliżej, gdy nagle straciłem grunt pod nogami i zacząłem spadać. Czułem to dziwne uczucie, jakby wszystkie wnętrzności przyległy do pleców i one też odczuwały wiatr, podczas spadania...

Obudziłem się z bijącym sercem. Powoli się podniosłem do siadu i przetarłem twarz rękoma. Co za okropny sen... Mam tylko nadzieję, że nie spełni. Nasz świat jak i jego mieszkańcy nie są zwyczajni, jak ludzie. Podniosłem się na nogi i rozciągnąłem. Chwyciłem katanę i przywiązałem ją do pasa, po czym skierowałem się ku wyjściu ze świątyni, jednak zatrzymały mnie głosy. Stanąłem na środku budynku i spojrzałem na ogromny posąg przedstawiający mnie. Ludzie się modlili, słyszałem ich. Usiadłem po turecku i w medytacji zacząłem ich słuchać. Błogosławiłem wszystkich, którzy tego potrzebowali i zasłużyli; musiałem zignorować jedną osobę, która była mordercą i zasługiwała na karę. Dopiero po jakiejś godzinie wyszedłem ze świątyni, by się przewietrzyć. Zbliżał się wieczór, słońce chowało się za horyzont rzucając na niebo ciepłe barwy. Schowałem ręce do kieszeni i wciągnąłem do nosa zapach świeżego powietrza. Ruszyłem przed siebie.
Usiadłem na ławce i odchyliłem głowę do tyłu. Otworzyłem małą paczuszkę orzechów i w ciszy zacząłem je zjadać, gdy nagle przede mną pojawiło się małe stworzonko, podobne do wiewiórki. Różniło się tym, że zamiast zwykłych uszu, miało niewielkie skrzydełka. Siedziało przede mną i patrzyło na moje orzechy.
- Chcesz jedno? - wyciągnąłem orzeszka z torebki i skierowałem go w kierunku zwierzątka. Cofnęło się raptownie, wiec zrobiłem to samo z ręką. Gdy nie chciało podejść, zacząłem przybliżać dłoń do swoich ust, by zjeść go, gdy nagle wiewiórka skoczyła na moje kolana, wyrwała orzech z ręki i wskoczyła na moją głowę. Wsadziła do buzi jedzenie i głośno je chrupała.
- Zaraz...
- Poczekaj! Nie ruszaj! - usłyszałem cichy damski głosik. Lekko odwróciłem głowę i zobaczyłem małą dziewczynkę o długich blond włosach, gdzieniegdzie z białymi pasemkami przez padające światło lampy. Charakteryzowały ją duże żółto-pomarańczowe oczy oraz aparat w dłoniach, który był skierowany w moją stronę, a raczej w stronę wiewiórki. - Jeszcze chwila...

<Akane?>

Liczba słów: 813

środa, 28 marca 2018

Od Aorine CD Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"


Słowa docierały do mnie , jakby między mną a Asher'em stała jakaś niewidzialna ściana. Przytłumione, niewyraźne, zagłuszone przez dzwonienie w mojej głowie. Nie wiedziałem zbytnio, czy był to po prostu szok wywołany tym co właśnie zaszło między nami, czy to nadal strach... przed burzą która o dziwo skończyła się nie wiadomo kiedy.... Nie zwracałem nawet na nią najmniejszej uwagi, gdy jego ciało było bliżej niż zakładają wszelkie morale. Powinienem się tym w jakikolwiek sposób przejąć, czy uznać to za coś normalnego a wręcz maturalnego? Wróć... to nie jest normalne i naturalne przez to, że obaj jesteśmy facetami.  Więc dlaczego czułem tak silne uczucia do niego?
Zacisnąłem ręce w pięści, gdy ciemnowłosy przysunął mnie bliżej. Jego klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, co oznaczało, że jeszcze walczy z uspokojeniem oddech po tym wszystkim. Powinienem był wziąć z tego przykład i uspokoić dudniące w mojej głowie myśli, oraz dreszcze atakujące moje mięśnie. Nie było to jednak takie łatwe na jakie się wydawało. Ash nadal coś do mnie mówił, lecz słowa nadal nie mogły do mnie dotrzeć...a raczej ich sens. Wszystko do czasu, aż nie padła oferta, której nie mogłem tak po prostu przemilczeć.
- Kupie Ci kulki ryżowe - Ta wypowiedź sprawiła, że niewidzialna ściana zniknęła bez śladu jak za sprawą jakiejś magicznej sztuczki. Zamrugałem parę razy przyjmując do siebie owe słowa. Skoro to teraz powiedział, to już się nie wywinie. Będę mu to wypominał, póki nie dotrzyma tej obietnicy.
- Tylko, że wiesz, że nie mam ci tego za złe? - Udało mi się wykrzywić usta w lekkim uśmiechu.
- Czyli nie chcesz? - Dłoń Asha wciąż lekko wędrowała po moich plecach wywołując przyjemne uczucie, a zarazem ciepło, które tak lubiłem
- Tego nie powiedziałem... - Podniosłem lekko głowę, by spojrzeć na niego. Spoglądał na mnie badawczo, a w jego oczach dostrzegłem coś , czego bym się nie spodziewał. Jakby lekka nutka zmartwienia o moją osobę. Od czasu, gdy dowiedział się prawdy o mnie i o kontrakcie często zdarzały nam się kłótnie, sprzeczki czy dogryzki , a teraz... najwidoczniej to wszystko się zmieniło za sprawą powiedzenia, które kiedyś udało mi się usłyszeć od boga sprawiedliwości.
- Wiesz. W ludzkim życiu jest tak, że nawet największy wróg możne się okazać kimś kogo tak naprawdę potrzebujesz. Tak to czasami działa. 
 - Chce kulki... - Dodałem już ciszej odwracając wzrok od intensywnej czerwieni jego tęczówek. - A o innej każe pomyśle, choć strój pokojówki na tobie dobrze leżał - Burknąłem ze spóźnionym refleksem. Asher mruknął coś niezrozumiale, lecz na pewno nie był zadowolone z tego komplementu. Odsunął się na drugi koniec łóżka zabierając prawie ze mnie kołdrę, co zmusiło mnie do przysunięcia się bliżej. Wtuliłem się w jego plecy delikatnie, chcąc już do końca skorzystać z tej chwili bliskości nim pewnie wrócimy do normalnego życia... o ile będzie to możliwe.

~~~*~~~

- Ash ... wstawaj - Burknąłem niezadowolony czując ciężar, który nie pozwalał mi się ruszyć. Chłopak spał sobie w najlepsze przygniatając mnie jednocześnie ręką i nogą , a ja chciałem po prostu się ruszyć...najlepiej do łazienki by zmyć z siebie to wszystko. Jednak ani słowa, ani moje ruchy nie docierały do ciemnowłosego. Miałem nawet wrażenie, że to wszystko pogarszało moją i tak kiepską sytuacje. 
- Asher no puść mnie chociaż - Syknąłem próbując przepchnąć go na bok, lecz nie miałem szans go ruszyć choćby o milimetr....był po prostu zbyt duży, a co za tym idzie? Zbyt ciężki do przesunięcia go moim marnym ciałkiem, które z siłą mało ma wspólnego. 
- Cicho bądź....śpię - Zaspany głos Ashera dał mi jednak lekką satysfakcję. Przerwałem choć trochę jego sen...jeżeli jeszcze trochę go pomęczę powinien się wkurzyć i mnie zostawić w świętym spokoju. 
- Właśnie widzę, ale mógłbyś nie używać mnie jako poduszki - Napuszyłem policzki, gdy głowa chłopaka ułożyła się na mojej klatce piersiowej. Rekom wciąż obejmował mnie w tali, a nogą owiną się wokół moich uniemożliwiając tym jakikolwiek większy ruch. Dosłownie jakbym był jakimś większym pluszakiem.
- Jesteś za płaski na poduszkę....- Wraz z tym stwierdzeniem poczułem, że to prędzej on mnie wkurzy , a nie na odwrót. 
- Ile będę ci przypominał, że nie jestem kobietą!? - Nie udało mi się skontrolować wysokości mojego głosu, przez co pewnie te słowa nie zabrzmiały na poważne. Czasami serio nienawidziłem mojego ciała...o ojcze czemu mnie takiego stworzyłeś? Czym ci zawiniłem nim przyszedłem na świat? Nadzieja jest przecież piękna...prawda? 
- Musisz się wydzierać z samego rana?- Ash zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Wciąż wydawał się być nieco zaspany, lecz rozmowa ze mną nie pozwalała mu wrócić do krainy snów i marzeń. 
- Tak bo nie chcesz mnie puścić i pleciesz głupoty - Posłałem mu urażone spojrzenie napuszając ponownie policzki - przeproś mnie teraz za to.... 
Chowaniec spojrzał na mnie kompletnie zdezorientowany, jakby zgubił się w wątku jaki prowadzimy. Ostatecznie westchnął ciężko i wymamrotał ciche przeprosiny, które mimo, że były wymuszone napełniły mnie lekką satysfakcją. Na dodatek puścił mnie i zajął miejsce na drugiej stronie łóżka, gdzie obrócił się do mnie plecami chcąc zapewne jeszcze chwile pospać. Uśmiechnąłem się lekko dając mu lekkiego buziaka w polik, po czym wstałem chwiejnie okrywając się kocykiem, który w nocy znalazł się na podłodze. Zabrałem swoje rzeczy i udałem się prosto do łazienki. Teraz nie marzyłem o niczym innym jak o ciepłej kąpieli, która nieco... złagodzi ból w pewnych rejonach mojego ciała oraz zmyje ze mnie cały brud. 
Kąpiel była tym lekkim ukojeniem oraz chwilą na uporządkowanie myśli, których miałem aż nadto. To co się między nami zadziało, czy to coś zmieni, czy on mnie teraz nie zostawi? To ostatnie pytanie przyprawiało mnie o dreszcz strachu. Wierzyłem jednak, że Ash nie wykorzystałby mnie tak perfidnie, a nawet jednak, to pewnie Stwórca by tego nie popuścił. A przynajmniej tak mi się .
Westchnąłem zrezygnowany zanurzając się po nos w ciepłej wodzie. Pewnie czas pokaże mi odpowiedź na wszystkie pytania, które mnie teraz męczą. 
" Mam nadzieję, że moja młodsza siostra w końcu wyzdrowieje. Cały czas mówi o jakiś stworach, które ją atakują...boi się... lekarze już nie wiedzą co robić, a jej zdrowie z dnia na dzień się pogarsza. "
Prawie zerwałem się z wanny słysząc błagający ton jakiegoś chłopaka. Brzmiał młodo...jakby był w wieku szkolny. W jego głosie naprawdę słyszałem zmartwienie, jak i strach o życie rodzonej siostry, a stwory o których wspomniał musiały być Akumami. Dzieci niestety je widzą, skąd biorą się wszystkie spekulacje na temat wyobraźni dzieci. One sobie tego nie wymyśliły... naprawdę wszystko widzą. Zerwałem się szybko z wanny co niestety skończyło się obiciem kolana o róg wanny. Poślizgnąłem się... jestem pokraką i na bank nie obejdzie się bez siniaka. Sycząc cicho z bólu ubrałem się i poszedłem obudzić Ashera. Nie chciałem zwlekać z tą sytuacją, gdyż dzieci są słabsze, a jeżeli Akuma ją osłabiała to prędzej czy później umrze. Nie chce by niewinna osoba tak szybko straciła życie przez takiego potwora. 
- Ash? - Wróciłem do pokoju chłopaka zawiązując włosy w mój klasyczny kucyk - Ash wstawaj. Musimy iść.... 
- Jest ranek .... kulki mogą poczekać , wiec daj mi spokój - Chłopak schował się pod kołdrę , gdy odsłoniłem okno wpuszczając do ciemnego pokoju promienie słońca. Brutalna pobudka, ale powinno pomóc. 
- Nie chodzi o kulki.... dostałem modlitwę - Burknąłem łapiąc za krawędź kołdry, by jakoś ją z niego zedrzeć, lecz nie miałem na to szans. Zbyt mocno ją trzymał, a ja wciąż czułem lekkie pulsowanie w obitym miejscu. Oby to szybko zniknęło, bo jeżeli dojdzie do walki, będę miał problemy. 
<Ash?> 

1230 słów

wtorek, 27 marca 2018

Od Yuudai'a CD Niyumi "Miejsce spoczynku"


Świątynia od środka była dość przytulna. Jak tylko wszedłem do środka to usłyszałem jak ktoś do mnie mówi.
- A przepraszam, pan to kto?
Spojrzałem na osobę która zwróciła się do mnie. Była bardzo niska. Niższa niż jakakolwiek dziewczyna jaką widziałem. Miała długie, białe pasma włosów. Jej twarz była dość dziewczęca niż u innych dziewczyn. Miała duże blado żółte oczy podobne do moich. Jak to bywa, jak tylko zobaczę ładną dziewczynę moje oko zmieniło kolor na czerwony. Mimo, że nie miała dużego biustu było w niej coś uroczego. Coś co przyciągało mnie od niej. Chciałem podejść i pogadać z nią , ale sen mnie strasznie chciał dopaść. Mimo tego przyjrzałem się jej dokładniej. Jej skóra była zbliżona do koloru włosów czyli blada. Trochę jak staruszka wyglądała przez kolor włosów, lecz jej twarz mówiła że jest młodą kobietą. Niestety to stwierdzenie też jest błędne , ponieważ mnie widziała. Czyli była albo chowańcem albo boginią. W końcu postanowiłem przemówić.
-Wybacz kotku. Jestem Juudai, ale można mi mówić Yu.
Spojrzała na mnie swoimi oczętami,które mnie przeszyły ciepłem. Chciałem przejść w głąb świątynie by znaleźć miejsce od spania lecz ona zastąpiła mi drogę.
-Nie możesz tutaj być. To nie twoja świątynia.
Prychnąłem z śmiechu.
-Wiesz kotku, jestem zmęczony i głodny. Chcę się przespać i się wynoszę.
Powiedziałem i minąłem ją. Gdy byłem obok niej poczułem jej zapach. Pachniała ładnie i to bardzo. Chciałem ją dotknąć, ale sen był potężniejszy. Walnąłem się obok ołtarza i zamknąłem oczy. Lekko je uchylając zauważyłem, że ona ciągle na mnie patrzyła. Przez nią jakoś wolałem na nią patrzeć niż spać. Wstałem i podszedłem do niej. Była bardzo niska i musiałem patrzeć na nią z góry.
-A w ogóle jak ci na imię Kotku ? -Mówiąc to po miziałem ją po głowie.
<Niumi?>
293 słowa

poniedziałek, 26 marca 2018

Od Soushiego CD Tomijiego "Samotność drogą do znajomości"


Dosyć długo nie widziałem ulubionego celu do żartów, ale dosyć krótko minął mi czas czterech dni wyłącznie na spaniu. Przez ten okres nie czułem żadnej tęsknoty, ciągle czas leciał jak szalony, dopiero po przestaniu spać dotknęło mnie uczucie braku i potrzeby kogoś, wiedziałem kogo muszę spotkać, ale nie chciałem być nachalny i prześladować go. W końcu pod koniec czwartego dnia ruszyłem w stronę świątyni bóstwa, które prawie skazałem na śmierć z powodu mojej zabawy. Było zabawnie, ale potem jego wybuch złości mnie kompletnie zaskoczył, największy kłopot sprawiała mi cisza i samotność, dlatego wolałem spać. Dosyć długo szukałem mieszkanka Tomijiego, ale jakoś znalazłem miejsce zamieszkiwania biednego chłopczyka. Świątynia była dosyć zwyczajna, niestety nie zauważyłem, ani nie usłyszałem jej władcy, prawdopodobnie musiał gdzieś zniknąć lub spać. Wszedłem cicho do świątyni, zacząłem skradać się po domu i łazić po pokojach. W końcu odnalazłem pokój bóstwa, przeciętny jak jego wygląd, ale śpiąc był nawet uroczy. Widziałem tylko jego plecy, spał bokiem do mnie, nagle się odwrócił i było widać jego twarz, było widać jego łzy z oczu lecące na pościel łóżka. Jego widok mnie mocno uderzył w serce, nie wiedziałem, że go tak boli, sam mogłem wytrwać wiele, ale nie on, miałem ochotę go teraz przytulić i jakoś pocieszyć. Podszedłem bliżej łóżka i dotknąłem bok pleców chłopaka, były ciepłe, ale nie mogłem mocniej naprzeć, mógłbym obudzić chłopaka, takiej pobudki mu nie życzę, osobiście nie chcę go zranić ani zmartwić. Miałem tylko 1 opcję, przemieniłem się w małe dziecko, trochę nie podobał mi się ten pomysł, ale trzeba kombinować w życiu, zwłaszcza w takich momentach, zwinąłem się w puchatą białą kulkę i czekałem z zamkniętymi oczami na bóstwo, które się obudzi i dotknie białej kuleczki, czyli mnie.

282 słowa

niedziela, 25 marca 2018

Ogłoszenie Parafialne v2

Jak widać blog przeszedł wiosenne porządki. Pojawiły się nowe możliwości, które są opisane w FAQ (dotyczące związków) , nowe karty , więcej terenów, nowa pora roku i nieco inaczej napisana fabuła. Do tego doszedł KONKURS z okazji zbliżających się świąt wielkanocnych ;w; znów jest możliwość zdobycia 2 chowańca/nowej mocy/nowej formy >v<
Zaraz pojawi się również zaległe podliczenie, a póki co przepraszam was za utrudnienia ;w;
W razie jakiś błędów na stronie, w zakładkach, etykietach , czy nie daj boże wywaliłem kogoś kto jeszcze tu zagląda to proszę mnie niezwłocznie powiadamiać x-x

~Yuki aka Shin

Od Niyumi CD Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"


   Skinęłam lekko głową, nie odrywając pustego wzroku od kąta w pomieszczeniu. Ciemny, zakurzony i pusty, a nawet samotny, był chyba idealnym odzwierciedleniem tego jak się teraz czułam. Szczególnie pusta w środku, w jednej chwili uciekło ze mnie wszystko to co zatrzymało mnie w tym wymiarze. Wszystko to co zostało we mnie po mojej śmierci i nie uciekło niewiadomo gdzie razem ze wspomnieniami.
   Odwróciłam się powoli i ruszyłam do swojego pokoju, nie zwracając najmniejszej uwagi na dłoń białowłosego, która starała się mnie zatrzymać. Widziałam to, ale... Nie potrafiłam się zatrzymać. Nie chciałam się zatrzymać. Nie chciałam nawet teraz koło niego być, bo co on niby rozumiał? Był tylko bóstwem, zrodzonym w tym świecie, wszystkiego się dopiero uczył, nie znał praktycznie niczego. Nie znał życia na ziemi, tego jak okrutny potrafi być tamten świat, ludzie, nawet ci najbliżsi, jak bardzo potrafią zmieszać cię z błotem, wdeptać w ziemię i zniszczyć z premedytacją... A kiedy robią to przez przypadek boli jeszcze bardziej.
   Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się plecami o ścianę tuż obok nich, powoli na nowo zalewając się gęstymi łzami. Osunęłam się na ziemię, zwijając w kłębek i próbując z całych sił się opanować, jednak utrata regularnego oddechu przyszła dużo szybciej niż sądziłam. Kilka minut zajęło mi uspokojenie się, a motywacją do tego były zbliżające się kroki, które usłyszałam za drzwiami.
   Zabrałam gwałtownie powietrza do płuc, zatrzymując je tam na dłuższą chwilę. Niemal w tym samym momencie rozległo się ciche pukanie, a następnie szmer odsuwanych drzwi. Domyśliłam się, ze to Yuki, a po zapachu poznałam, że przyniósł ze sobą pokrojone na kawałki jabłko.
 - Pomyślałem, że może będziesz chciała... - Powiedział cicho, stawiając talerzyk z owocem niedaleko mojej głowy. Dlaczego mówił tak cicho, tak smutno? Jakby się czegoś bał...
   Kiedy tylko wyszedł, wypuściłam całe powietrze z płuc, a tym samym pozwoliłam kolejnym łzom spływać po moich policzkach i skapywać na drewnianą posadzkę, gdzie zostawały po nich tylko małe koła w ciemniejszym odcieniu. To wszystko tak... Bolało i jednocześnie było tak cholernie puste. Sama nie byłam już pewna co czuję i czy w ogóle czuję cokolwiek. Czy można było cierpieć i jednocześnie nie uczuć absolutnie niczego...?
   Podciągnęłam kolana bliżej twarzy, zakrywając głowę rękami i starając się już nie płakać, bo przysporzyło mi to ogromnego bólu głowy. Który ostatecznie i tak był o niebo lepszy od tego co czułam...

~*~

   Podniosłam się powoli na drżącej ręce, rozglądając po pokoju. Niedaleko drzwi stały dwa talerze. Pełne talerze, nawet przeze mnie nietknięte, przyniesione bez Kiyuki'ego w ciągu dnia. Nawet nie wiedziałam dokładnie, kiedy je przyniósł ani jaki to by był posiłek, choć nie był to pierwszy raz, a już kolejny z rzędu. Przetarłam twarz ręką, zerkając za okno, gdzie mocno świeciła połówka księżyca, uśmiechająca się do świata pogrążonego w ciemnościach.
   Od tamtego wypadku minął... Może z tydzień, nawet nie byłam pewna ile dni dokładnie upłynęło, bo każdy wyglądał identycznie i nie różnił się właściwie niczym. Całymi dniami i nocami leżałam zwinięta na swoim posłaniu, nie ruszając się z niego nawet o krok, nie ruszając nawet posiłków, które stale i regularnie przynosił mi mężczyzna. Kilkukrotnie próbował także ze mną rozmawiać, jednak bez większego skutku, gdyż nawet nie podnosiłam na niego spojrzenia, nie wspominając o odpowiadaniu.
   Dodatkowym ciężarem w tym wszystkim był ból jaki odczuwał Yuki. Ból który odczuwał z mojego powodu. Nie chciałam tego, wiem, że tego nie chciałam, choć w tym momencie było mi to bardziej niż obojętne. Nigdy nie chciałam nauczyć go odczuwać bólu, a już na pewno nie przez moją osobę... Przecież miałam, chciałam nawet chronić go przed wszystkim co złe, a w tym nie zawierały się tylko akumy, ale także nieprzyjemne doświadczenia, takie jak zawód na kimś bliskim, cierpienie z jego powodu. Kolejny raz, kiedy zawiodłam kogoś, kto był dla mnie tak bardzo ważny... To wcale nie motywowało do wstania.
   Podniosłam się na chwiejnych nogach i podeszłam ostrożnie do uchylonego okna. Złotooki dbał o przewiew... Złapałam dwiema rękami za framugę okna, zaciskając na niej palce tak mocno jak tylko mogłam w tak osłabionym stanie. Nie byłam pewna, czy sił wystarczy mi na drogę w obie strony, ale liczyłam, że mimo wszystko tak będzie. Na drżących nogach ruszyłam do najbliższego portalu prowadzącego na ziemię.
   Na szczęście duża dawka świeżego zimnego powietrza nieco mnie ocuciła z całego tego latargu, w którym się znalazłam przez ostatni czas i przywróciła nieco sił fizycznych, dzięki czemu mogłam w miarę spokojnym krokiem pójść do miejsca gdzie to wszystko się wydarzyło. A szczerze nie zmieniło się tam za dużo.
   Wieńce kwiatów i znicze stały w miejscu, gdzie po raz ostatni widziałam żywego przyjaciela. Cały wiadukt był zamknięty, z obu stron oddzielony od ulicy i ludzi żółto-czarną taśmą, ktora tylko z definicji nie pozwalała nikomu przejść. W rzeczywistości chodził tutaj kto tylko chciał lub miał potrzebę szybkiego przejścia na drugą stronę.
   Zbliżyłam się do zatawionego miejsca i opierając dłonie o chłodną barierkę, wskoczyłam na nią, jednym ruchem odwracając się w stronę przeciwnej barierki. Spojrzałam w ciemne niebo, zastanawiając się jak teraz radzą sobie jego rodzice. Przecież jego matka zawsze była taka krucha i tak mocno go kochała... A gdyby tak...
   Wyciągnęłam ręce na boki, przychylając się powoli w tył i tracąc barierkę spod stóp. W jednej chwili runęłam w dół, czując dokładnie jak powietrze przesmykuje się przez każde możliwe miejsce, wywołując na mojej skórze dreszcze. W ostatniej chwili obróciłam się w tył, robiąc przewrót i ostatecznie lądując na ugiętych nogach, podpierając się nieco rękami. Gdyby tylko Patrick tam umiał...
   Wyprostowałam się powoli, rozglądając wokół. Miejsce nie zmieniło się prawie wcale, nie licząc, tego że tor na którym stałam został wyłączony z użytku, a na ziemi widać było jeszcze ślady białej farby. Czy oni próbowali wyznaczyć miejsce, gdzie leżało ciało? Zresztą jakie ciało, on wpadł centralnie pod pociąg! Przymknęłam powieki, spuszczając głowę i otulając się szczelnie ramionami. Tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie ktoś teraz przytulił, otulił ramionami, schował przed całym tym gównem... Potrzebowałam nie być sama.
   Uniosłam głowę słysząc trąbienie pociągu i jedyne co zobaczyłam to jasne, oślepiające wręcz światła pociągu tuż przed sobą. Drgnęłam nieznacznie, otwierając szerzej oczy, niezdolna do oderwania spojrzenia od zbliżających się żółtych kółeczek. Nawet nie mrugałam, były za bardzo hipnotyzujące, by chociażby kiwnąć palcem.
   Powiekami poruszyłam dopiero, kiedy jakiś kamyczek spadł z mostu i uderzył w beton tuż obok mnie. Postąpiłam krok w tył, kiedy pociąg jadący wprost na mnie po prostu rozpłynął się w powietrzu, tak jakby nigdy go nie było. Zastanawiałabym się nad tym pewnie dłużej, ale moją uwagę przykuła ciemna postać na górze, która ewidentnie mi się przyglądała. Niestety miała na głowie kaptur, więc nie byłam w stanie nic zobaczyć, nawet jej oczu, nie mówiąc o jakichkolwiek rysach twarzy.
   Postać zaśmiała się lekko chrapliwym głosem, po czym zwróciła się w stronę drogi, gdzie udała się spokojnym krokiem. Zacisnęłam dłonie w pięści, podbiegając do muru, który oddzielał górne drogi od przejazdu kolejowego na dole i wskoczyłam na pobliskie drewniane skrzynie. Syknęłam cicho, podpierając się na kolanie. Przez osłabienie taki skok kosztował mnie dużo więcej energii niż zwykle, ale przecież nie mogłam pozwolić tajemniczej postaci tak po prostu zniknąć. Wykonałam jeszcze dwa skoki, ostatecznie lądując na kamiennej drodze.
   Kilkanaście metrów przede mną stała owa postać, zwrócona do mnie bokiem tak, że nawet światła z latarni nie pomogły mi w dojrzeniu kształtów jej twarzy. Zakapturzona istota pstryknęła palcami, skupiając moje spojrzenie dokładnie na jej dłoniach, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie, stawiając ciężkie kroki. Przyglądałam się uważnie temu jak peleryna z tyłu poruszała się nienaturalnie, zupełnie niezgodnie z jej krokami.
   Po kilku krokach zwyczajnie zniknęła, a uliczne lampy zgasły, zwiastując zbliżający się poranek. Nie ruszałam się z miejsca jeszcze przez chwilę, próbując dopasować charakterystyczny ciężki, kulejący krok do znanej mi osoby. Bo znałam tą postać, tego byłam bardziej niż pewna. Ściągnęłam brwi, odwracając się na pięcie i wróciłam szybko do portalu.
   W swoim pokoju runęłam bezwładnie na posłanie, może trochę za mocno uderzając w podłogę, gdyż katana, która do tej pory opierała się o ścianę, osunęła się z cichym brzękiem na drewno. Leniwie odwróciłam głowę w tą stronę i dopiero kiedy zobaczyłam srebrne ostrze coś zaskoczyło w moim umyśle. Tsubashi. Przecież ona była w świecie ludzi, kiedy Patrick stał na wiadukcie. On do niej mówił. Dlaczego on do niej mówił, przecież nie mógł jej widzieć? Dlaczego z nim rozmawiała? Dlaczego się do niego zbliżyła? Gdzie potem zniknęła? I co w ogóle ona tam robiła, przecież nienawidzi tego cholernego świata?
   Zacisnęłam dłoń w pięść, czując jak całe moje puste dotąd wnętrze wypełniają złość, wściekłość i najzwyklejsza nienawiść. Teraz byłam zbyt słaba, żeby chociaż się podnieść, ale kiedy tylko nabiorę sił... Tsubashi, obiecuję ci, że znajdę odpowiedź na każde z moich pytań, a ty zapłacisz, jeśli zrobiłaś cokolwiek mojemu Patrickowi.

Yukiś? Nienawiści czaaas~

1434 słowa

Od Niyumi CD Yuudai'a "Miejsce spoczynku"


   To był jeden z tych wieczorów, kiedy zostawałam w świątyni sama, bo Kiyuki miał jakieś swoje sprawy, które musiał załatwić sam. Ghr, jasne, jakieś sprawy. Nadęłam policzki po raz enty tego wieczoru, patrząc jak bóstwo sprawiedliwości znika za murem świątynnego ogrodu. Nie wiedziałam gdzie chodził i co takiego robił, że nie mogłabym mu w tym towarzyszyć (gorące źródła odpadały, no bo gdzie w środku nocy?), ale najwyraźniej mężczyzna miał taką potrzebę, więc mi zostawało tylko zaufanie mu.
   Wróciłam do wnętrza świątyni i dla zabicia czasu i zajęcia myśli, wzięłam się za względne porządki. Przechodziłam z pomieszczania do pomieszczenia, omiatając wszystko ogonem i przestawiając na swoje miejsca. Oczywiście takie sprzątanie, zajęcie rąk, było idealnym momentem na rozmyślania, od czego, o losie, próbowałam właśnie uciec, a wpakowałam się prosto w tą pułapkę.
  Oczywiście, że Yuki miał moje zaufanie. Pełne zaufanie, jak nikt inny, wliczając w to mnie samą, ale to, że mu ufałam nie oznaczało znowu, że się o niego nie martwię. A przecież martwiłam za każdym razem, kiedy musiałam zostawić go na dłużej niż dziesięć minut. Matczyna troska? Chorobliwa nadopiekuńczość? Strach? A może jeszcze coś innego? Cokolwiek to było, nie wydawało się to specjalnie przeszkadzać białowłosemu, który co dzień mnie rozpieszczał, jeśli nie soczystymi jabłkami to pieszczotami, których nie brakowało.
   Kiedy uprzątnęłam wszystko co się dało, a nawet to czego się nie dało, postanowiłam poćwiczyć składanie żurawi, żeby w końcu jakkolwiek przypominało to ptaka, a nie wyplutą świnię z koślawymi skrzydłami. Zabrałam z pokoju mężczyzny kilka kartek i udałam się na taras, gdzie zasiadłam przy stoliku. Wieczór był jeszcze bardzo ciepły, dlatego postanowiłam spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, co powinno mnie dodatkowo uspokoić.
   Nie było mi tam dane jednak posiedzieć zbyt długo, bo moich uszu doszły czyjeś kroki. Na Yuki'ego było zdecydowanie za wcześnie, zwykle wracał gdzieś nad ranem, więc kto to mógł być? Jego świątynia nigdy nie była obiektem zainteresowania podróżników czy innych zwiedzających, więc ktoś musiał być naprawdę mocno upity, że zabłądził aż tutaj.
   Podniosłam się szybko i stawiając ciche kroki podążyłam w stronę sprawcy wydawanych dźwięków. Jakież było moje zdziwienie, kiedy stanęłam oko w oko z wysokim, dość dobrze zbudowanym mężczyznom, którego na oczy widziałam po raz pierwszy. W ciemnościach, które panowały w głównym pomieszczeniu, jego oczy błyszczały na złotawy kolor i choć były tak bardzo podobne do tych, które miał Kiyuki, nawet nie umywały się do piękna tych drugich. Zastrzygłam uszami, wpatrując się od dłuższej chwili w przybysza, nie ruszając się z miejsca nawet na milimetr.
 - A przepraszam, pan to kto? - Udało mi się w końcu odezwać, mrugając kilkukrotnie powiekami.


Yuudai? XD Następnym razem będzie więcej :x

426 słów

sobota, 24 marca 2018

Podliczenie chowańców 24.03

Shigeru (1 opowiadanie) 150 PD
Soushi (2 opowiadania + pomysł na rangę) 150 + 150 + 100 = 400 PD
Asher (2 opowiadania) 100 + 300 (1419 słów) = 400 PD
Yuudai (1 opowiadanie) 50 PD
Sekhme (1 opowiadanie) 300 PD (1535 słów)

Rozliczenie bóstw 24.03

Tomiji (3 opowiadania) 100+ 100 + 100 = 300 Wierzących
Minyoung (1 opowiadanie) 100 wierzących
Aorine (1 opowiadanie) 250 wierzących
Kagehira (1 opowiadanie) 300 wierzących (1448 słów)
Asami (1 opowiadanie) 100 wierzących

piątek, 23 marca 2018

Od Yuudai'a "Miejsce spoczynku"

Słoneczny dzień. Lato. Uwielbiam lato. Można pooglądać miłe widoki, czyli kobiety. Szkoda, że nie mogą mnie zobaczyć, a z chęcią bym z jakąś się bliżej poznał. Niestety to nie możliwe, bo żadna mnie nie widzi, a żadnej bogini nie spotkałem. Z powodu pogody postanowiłem się udać na plażę. Dużo pięknych kobiet musi tam być, ale muszę uważać na dzieci, by mnie nie widziały. Rozłożyłem się na piasku między skałami, gdzie miałem dobry widok na plaże i kąpiących się ludzi. Pooglądałem i zanurzyłem się w snach.
~~~~
Jak się obudziłem, był już wieczór. Przeciągnąłem się i postanowiłem pobiegać. Mimo że jestem nieżyjącym człowiekiem, to lubię sobie pobiegać. Zrobiłem parę rundek po parku i usiadłem nad jeziorkiem. Nagle zauważyłem, że obok mnie siedzi dziewczynka a pod drzewem rozmawia najpewniej jej matka.

- Mas fajne włoski – Powiedziała niewyraźnie do mnie, wskazując na moje włosy- Jak u liśka.

-No bo widzisz, ja jestem trochę lisem. -Posłałem jej uśmiech, a dziewczynka zaczęła się śmiać. Wtedy zaczęła podchodzić jej mama, więc ja szybko uciekłem w krzaki.

-Z czego się śmiejesz Asiu ?

-Ź teko pana. - Powiedziała i pokazała na miejsce, w którym siedziałem.

Co dalej rozmawiały nie wiem, bo postanowiłem się oddalić . Poza tym zostałbym dłużej, ale jej mama nie była w moim guście do tego zajęta. Zacząłem się zastanawiać, gdzie by dzisiaj się przespać. Wróciłem do mojego świata i zacząłem szukać miejsca do spania. Minusy nieposiadania domu. Po godzinnej eksploracji terenów znalazłem świątynie. Nie ciekawiło mnie jakiego boga ona jest, ale lepsze to niż spanie na ziemi. Postanowiłem udać się do środka i spędzić tam noc bez względu na wszystko ani nikogo.

(Jakaś bogini lub chowaniec płci żeńskiej ;D )

270 słów

wtorek, 20 marca 2018

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


Twarde lądowanie rozeszło się po kościach, które zgodnie wykrzyczały arię operową przy bliskim spotkaniu z ziemią. Poczułem, jak śledziona miesza się z wątrobą, żołądek pęka, a nerka pakuje swoje manatki i wyprowadza się z powrotem do mamusi. Jęknąłem głośno, wyrażając przy tym ogrom swego niezadowolenia. Chwilę później podniosłem się na rękach, unosząc głowę tak, aby zobaczyć w pełnej krasie swego towarzysza. A był nim nikt inny, jak Soushi. Paskudny, wredny lisiasty, który po raz kolejny zrobił mnie w osła. 
- Phi – prychnąłem na tyle głośno, aby dźwięk bez problemu doleciał do receptorów słuchowych mężczyzny.
Ten, przemieniwszy się z powrotem w rosłego mężczyznę, po raz kolejny w przeciągu kilku dni wyciągnął w mym kierunku pomocną dłoń. Tym razem odrzuciłem ją jednak, podnosząc się z ziemi o własnych siłach. Szybkim ruchem ręki otrzepałem ubranie, jednocześnie ze zgrozą badając wzrokiem rozkładające się truchło demona. 
- Robisz sobie jaja? – prychnąłem, przenosząc spojrzenia na stojącego opodal białego lisa. 
- Z ciebie? A i owszem – odparł szybko, przeczesując włosy bladą dłonią. – Stwierdziłem, że wspaniałym pomysłem będzie przetestowanie moich nowych umiejętności na tobie. Od niedawna potrafię zmieniać swoją postać nie tylko w zakresie człowiek – lis. Teraz dysponuję także ciałem kobiety oraz dziecka płci męskiej – tłumaczył. 
Mój wzrok nieprzerwanie przeskakiwał z mężczyzny na zwłoki. Naraz czułem tyle sprzecznych emocji – zarazem ulga i komfort zapewniany przez bezpieczeństwo, jak i rozczarowanie, rozgoryczenie spowodowane nadszarpnięciem zaufania ze strony Soushiego. Westchnąłem głęboko, zanurzając dłonie w kieszeni zielonego płaszcza. 
- Słabo – zapewniłem go. Przez chwile stałem w milczeniu, zawzięcie pracując nad stabilnością nieposłusznego oddechu. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie to, co faktycznie czuję. – Nie ukrywam, jestem trochę zły – przyznałem. – Z zasady nie jestem ufną personą. Zaznajomienie się z tobą było jednym wielkim przypadkiem, a samo obdarzenie cię zaufaniem – wielkim wyzwaniem. De facto nie znamy się zbyt długo, dlatego chciałbym, abyś na tych kilka pierwszych tygodni, jak nie miesięcy, powstrzymał się przed strojeniem sobie ze mnie żartów.
Przedstawiłem fakty jasno i klarownie. Następnie, nie czekając na reakcję ze strony Soushiego, odwróciłem się na pięcie, odchodząc w kierunku portalu. 
- Wracam do swojej świątyni. Jak na razie mam dość przygód jak na pierwszy tydzień Boskiego życia – rzuciłem przez ramię, przechodząc przez gładką tafle ustrojstwa, które w mgnieniu oka przeniosło mnie na rynek w świecie Bogów. 
Od czasu minionego zdarzenia minęły cztery dni. Przez cały ten czas, odizolowany od innych żywych bądź martwych dusz, zajmowałem się sobą. A mówiąc sobą, mam tu na myśli sprzątanie świątyni, wertowanie starych pergaminów poukładanych na półkach kaplicznej biblioteczki oraz robienie kilku innych rzeczy, których normalnie nie podjąłbym się nawet za zapłatą. Innymi słowy – nudziłem się nie miłosiernie, nie mając jednocześnie pojęcia co ze sobą zrobić. 
Dopiero w tamtej chwili sobie sprawę z tego, że rozłąka z lisiastym clownem prawdopodobnie była większą karą dla mej łaknącej towarzystwa duszy, jak dla faktycznego skazańca. 

Soushi?

464 słowa

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Asami CD Soushi'ego "Bóg i Lis"


-Asami co chcesz teraz robić?-spytał po ugryzieniu i przełknięciu części słodkiej bułki.
Zastanowiłam się chwilkę, dotykając swojej brody. Cóż, pytanie te jakoś nie pozwoliło mi wymyślić tego, co byśmy teraz mogli zrobić, aby przestać się nudzić. Z ciężkim westchnięciem zamknęłam oczy, marszcząc brwi w ogromnym skupieniu. Co zrobić, co zrobić. Po chwili uśmiechnęłam się uroczo, przechylając lekko głowę na bok.
-Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co byśmy mogli zrobić. Jedyne, co mi wpadło do głowy to to, aby zejść na ziemię, jednak to chyba nie będzie dobry pomysł, bo jestem bezbronna. Zawsze stawiam bezpieczeństwo innych przed swoim własnym, więc na pewno wplączę się w jakieś niebezpieczeństwo. Nie chcę ciebie na nic narażać.-rzekłam, kładąc głowę na swoich dłoniach ułożonych w "v", które z kolei ulokowały się na moich kolanach.
-Mnie na coś narażać? Nie jestem pierwszym lepszy chowańcem, potrafię bronić siebie i innych, więc nic się nam nie stanie.
Spojrzałam na niego z uśmiechem, po czym wstałam, otrzepując tył kimona. Złapałam delikatnie jego nadgarstek, po czym nadal z banankiem na twarzy ruszyłam, aby móc wreszcie odwiedzić ziemię, na której nie było mnie szmat czasu. Bałam się schodzić sama, bo dla mnie to było samobójstwo. Po napatoczeniu się na akumę, ta z łatwością by mnie załatwiła w kilka chwil. Odgarnęłam włoski na plecy, po czym nadal delikatnie ciągnąc za sobą chłopaka, uśmiechałam się, czekając aż będę już na miejscu.
---
Otworzyłam oczy, widząc wreszcie piękną metropolię. Wysokie budynki, piękne widoki, a w oddali widziałam też świątynię na wzgórzu. Była piękna. Aż żałowałam, że nie mogę teraz tam pobiec i obejrzeć jej z bliska. Nie chciałam za sobą szarpać chłopaka. Puściłam jego nadgarstek, rozglądając się z zachwytem. Tu jest tak pięknie. Gdybym mogła, codziennie bym tutaj przybywała, aby tylko nacieszyć się tym widokiem. Nie narzekam na swoją świątynię, jednak ubolewam nad brakiem jakiejkolwiek rozrywki, prócz sprzątania nadal wielu zakurzonych komnat. Ich jest tam zdecydowanie za wiele. Spojrzałam na białowłosego chowańca.
-Chodźmy gdzieś! Na przykład tam!-wskazałam na stojącą na wzgórzu świątynię.-Jest piękna. Możesz? Chcesz tam iść?
-Twoje święto, ty wybierasz.
-To idziemy tam!
Znowu złapałam jego nadgarstek, ciągle rozglądając się z zachwytem wokół. Kami no Jigen jest piękne, ale ziemia też ma swój urok! Powoli zbliżaliśmy się do wzgórza. Musieliśmy przejść przez park, który miał wiele rozwidleń. Drzewo przy drzewie zasłaniało słońce, przez co czuło się, jakby było się w lesie. Piękne, niesamowite! Nagle, przy jednym z konarów w bardzo dużym cieniu, siedziała płacząca dziewczynka. Zapomniałam o białowłosym, pobiegłam w jej kierunku, martwiąc się o nią. Nie znałam jej, jednak nadal niepokoił mnie jej stan. Ukucnęłam przed nią, kładąc dłoń na jej kolanie.
-Hej, malutka, co się stało? Dlaczego płaczesz? Gdzie twoi rodzice?-zapytałam, nie chcąc, aby czuła się tak źle.
HistoriaDziecko jednak nadal płakało, kiedy zaczęłam ją głaskać, szloch przemienił się w bardzo zmodulowany śmiech, który przeraził mnie bardzo mocno. Nie mogłam się ruszyć, kiedy dziewczynka uniosła głowę. Ujrzałam obrzydliwe oczy z których lała się czarna maź. Poczułam odór, a potem odsunęłam się od niej. Dziecko po chwili pokryło się jakimś... Nalotem, który zaczął pęcznieć. Obleśna akuma w kształcie przerośniętego szczura mutanta ruszyła w moim kierunku, nadal się śmiejąc. W moich oczach stanęły łzy, a usta otworzyły się z przerażenia.
-C-Co... N-Nie...-szepnęłam, po czym pisnęłam, zakrywając się dłońmi.
Szczur uderzył mnie ogonem, a ja uderzyłam w konar drzewa. Poczułam krew płynącą z mojej skroni, a mój wzrok zaczął płatać mi figle. Nie wiedziałam co się dzieje... Nie wiedziałam gdzie jestem... Akuma zbliżyła się do mnie, a ja zaczęłam czuć w miejscu uderzenia coś swędzącego. Błagam, żeby tylko nic nikomu się nie stało...
<Soushi?>

Ilość słów: 588

niedziela, 18 marca 2018

Od Soushiego CD Tomiji "Samotność drogą do znajomości"


-Kim ty jesteś?- Zapytał Tomiji próbując przywrócić swój głos do odpowiedniego tonu.
-T-to... Moje orzeszki.-Pociągnąłem trochę noskiem i do końca wszedłem bóstwu na barki.
-Dobra, dobra, nie tykam ich przecież, ale zejdź ze mnie proszę.
Zjechałem z pleców złodzieja przekąsek i stanąłem na podłodze, z tej perspektywy Tomiji wydawał się ogromny.
-No to kim jesteś brzdącu?
-Jestem synem swojego ojca i mamusi.-Skłamałem oczekując na reakcję wielkoluda.
-A kto jest twoim tatusiem?-Zmierzył mnie wzrokiem i pogłaskał po główce.
-Moim tatusiem jest taki lis jak ja, tylko większy i chodzący w garniturze oraz rękawiczkach.- Tomijiemu rozszerzyły się oczy, nie wiedział że tutaj nie da się mieć dzieci, więc trochę się zabawię jego kosztem.
-Sensei ma syna?!
-Sensei? Mój tatuś jedyne czego mnie uczy to dobrych manier i samoobrony.-Kłamstwa leciały, ale potem to się mu wyjaśni.
-Samoobrony? Zaprezentujesz potem, a teraz coś może zjemy? Wpierw pójdziemy do sklepu.-Uśmiechnął się jak mógł, ta sytuacja była mi na rękę. Złapałem go za dłoń, lekko ścisnął moją rączkę, wyszliśmy razem z mieszkania i weszliśmy do najbliższego sklepu, Tomiji wziął chleb, kilka jajek oraz masło, podeszliśmy do kasy, ja wziąłem lizaczka z stojaka i spojrzałem prosząco na bóstwo, wziął ode mnie lizak i podał kasjerce. Wyszliśmy z sklepu, następnie dostałem swój smakołyk bez papierka, od razu wsadziłem go sobie do buzi i złapałem dłoń Tomijiego jeszcze mocniej. Wróciliśmy do mieszkanka, odsunąłem sobie krzesło i usiadłem, nogi mi dyndały, to było takie przyjemne tak nimi machać, czułem się jak na gałęzi drzewa, czekałem na swój talerzyk z posiłkiem, spojrzałem na kuchnie, bosku kucharz robił jajecznicę, prawie się poparzył, ale jakoś mu się udało, dostałem jedzonko razem z małym widelczykiem, Tomiji usiadł obok mnie i zaczął jeść, również byłem głody, więc też jadłem. Zjedliśmy, opiekunka pozmywała, a ja chciałem trochę zabawy, nudziło mi się bez walki. Podszedłem do bóstwa i pociągnąłem go za bluzkę, spojrzał na mnie i się uśmiechał, nie wiedziałem dlaczego się cieszy, ale to chyba dobrze.
-Chcę do świata ludzi.
-Ale...
-Poskarżę się tacie.
-Dobra, ale tylko wchodzimy, będziemy w zasięgu portalu.- Kucnął i zaczął mi tłumaczyć grożąc paluszkiem, ja tylko kiwałem głową.
Niedługo nam trwało dotarcie do portalu, wziął mnie na ręce i przeszliśmy razem, od razu po wyjściu puścił mnie, zacząłem szukać jakiejś wskazówki naszego położenia. Zauważyłem kłębisko dymu, chciałem tam iść, ale Tomiji mnie trzymał, ciągnąłem ile mogłem, w końcu się wkurzyłem i zapaliłem jeden ogon, Tomiji lekko się przewrócił, chyba zbyt dużo użyłem siły. Zaczekałem na jego powstanie i strzepanie się z brudu, poszedłem dalej, następnie dorównał mi kroku opiekun. Szliśmy razem przy ścianie, stanąłem na moment, było czuć akumę za rogiem, ale to nie byle jaką, ogromną, Tomiji chciał iśc dalej, ale złapałem go za bluzkę i nie pozwoliłem na ani krok dalej. Naszym oczom ukazała się wielka akuma przypominająca ciałem byka, miała ponad czterdzieści metrów wysokości i piętnaście szerokości, była ogromna, nim się zorientowałem wywąchała nas.
-Może uciekajmy stąd? Nie chcę mieć potem problemów z twoim ojcem.
-Uciekać? To bydle zginie na twoich oczach.
-Jesteś dzieckiem, twój ojciec dałby radę, ale nie ty.-Chłopak zaczął odchodzić ode mnie i ciągnąć za sobą, w tej chwili bestia złapała nas wzrokiem i zaczęła szarżować w naszą stronę.
-Dzieckiem? Jesteś młodziakiem w przeciwieństwie do mnie, uciekaj jak chcesz, ale ja tu zostaję.-Od razu po moich słowach chłopak zaczął uciekać sam, potwór znajdował się już tylko jakieś 40 stóp od nas, ten dystans mógł w jednej chwili pokonać.
-Patrz idioto na mnie i podziwiaj.-Powiedziałem z dumą, aktywowałem swoje ogony, połączyłem swoje ciało z phoenixem i staliśmy się jednym, w ostatniej chwili zwiększyłem skrzydło i zasłoniłem się nim, tymczasowa zapora była dwa razy mniejsza od potwora, ale wytrzymała i odbiła go, bestia miała już spopielone futro. Byk prychnął pełen gniewu, zrobił kilka kroków w tył i zaszarżował całą parę.
-Tomiji, wybacz mi, ale podejdź tu i złap mnie za uszy.-Bóstwo patrzyło na mnie jak na szaleńcza, ale wykonało prośbę. Byk zaczął biegnąć, ja na ułamek sekundy przemieniłem się w swoje normalne ciało, byłem wyższy od Tomijiego, nie wiem czy to zauważył, ale walić to, następnie zacząłem się przemieniać w lisa, mój rozmiar stale rósł, a ciało się zmieniało. W ostatniej chwili osiągnąłem swoje maksymalne rozmiary, ogonami złapałem rogi byka i zatrzymałem byka, byłem od niego przynajmniej cztery razy większy, był przy mnie mikrusem, ale nadal walczył w celu skrzywdzenia mnie. Zrobiłem jedno cięcie pazurami z prawej łapy, byk leżał umierając, nie miał już sił na podniesienie się, po skończonej walce z bestią próbowałem poczuć położenie bóstwa na moim ciele, jeśli mnie pamięć nie myliła musiał się teraz znajdować na głowie. Położyłem się na ziemi, przywarłem głowę do podłoża i delikatnie strząsnąłem chłopaka. 

Tomiji?

766 słów

Od Sekhme CD Akane "Kwiaty cmentarne"


Przez cały czas uważnie obserwował biegającą w tę i z powrotem Akane. Czasem na chwilę się przy nim zatrzymywała, ale Sekhme widział, że myślami błądziła zupełnie gdzieś indziej. Potem podrywała się i uciekała do innego pomieszczenia. W międzyczasie szeptała coś pod nosem albo bezpośrednio zwracała się do niego z pytaniami, jednak ani razu nie musiał odpowiadać, bo za chwilę jej uwaga skupiała się na czymś zupełnie innym. Zaniepokoił się tylko ciekawością dziewczyny odnośnie tego, co doprowadziło go na skraj życia i śmierci. Ataki akum były zupełnie naturalnym zjawiskiem dla bogów i youkai, a jemu zwyczajnie nie poszczęściło się w starciu, co nie powinno nikogo dziwić, jednak Sekhme wolał przemilczeć ten fakt. Czułby się zapewne upokorzony, gdyby ktoś dowiedziałby się o tym, jak słabym boskim obrońcą się stał.
Wtem dobiegły go obce głosy dochodzące sprzed wejścia do świątyni. Odruchowo zwrócił głowę w stronę korytarza, a gdy dziewczyna przeprosiła go i znów wyszła z pokoju, odetchnął z ulgą. Na razie uniknął pytań drążących temat o jego zdrowiu i miał nadzieję, że już nikt do tego nie wróci. Ostatnie czego mu brakowało, to tłumaczyć się przed obcymi ludźmi. Czuł jednak ogromną wdzięczność dla bogini, że zlitowała się nad nim i wiedział, że należał jej się chociaż skromny zarys sytuacji, zwłaszcza, że wydawała się być godną zaufania osobą.
Zerknął w stronę, gdzie przed chwilą siedziała Akane i zmarszczył brwi na widok małego stosiku fotografii. Nie był w stanie z tej perspektywy dostrzec co one przedstawiały. Widział jedynie kolorowe zlepki plam, które wyblakły ze starości. Akane wyglądała na bardzo zaaferowaną, gdy tak nagle wybiegła z pokoju, słysząc imię swojego gościa, a gdy wróciła, z żywym zainteresowaniem oglądała właśnie te fotografie. Sekhme nie rozumiał po co jej one i jaki miały związek z jego imieniem. Równie dobrze mogły nie mieć żadnego, a dziewczynie po prostu coś się przypomniało, co wydawało się bardziej prawdopodobnym pomysłem. Wszak gdyby miała do niego jakiś interes, łatwiej było po prostu zapytać, a być może udzieliłby satysfakcjonującą odpowiedź.
— Mógłbyś dokończyć ten ramen, który wczoraj zacząłeś? — Głos Akane wyrwał go z zamyślenia. Sekhme szybko odwrócił wzrok od stosu fotografii i ułożył się wygodniej na materacu. Nabrał głęboko powietrze w płuca i wypuścił je z cichym świstem. Czuł okropny ból w klatce piersiowej, gdy oddychał. Nie lubił szpitali, ale w takich chwilach tęsknił za morfiną i dałby sobie rękę uciąć za jej drobną dawkę.
Chwilę potem w progu pojawiła się dziewczyna. W dłoniach trzymała czyste bandaże, środek odkażający i drobne pudełko z maścią przyspieszającą gojenie ran. Podeszła bliżej Sekhme i ostrożnie usiadła obok, uśmiechając się ciepło, a on pomyślał, że wyglądała jak mały aniołek. Szybko jednak objął go strach, gdy dotknęła jego przedramienia. Zaniepokojony wstrzymał oddech.
Akane widziała jego rany, pewnie zdążyła też dostrzec pozostałości po skrzydłach, ale wtedy Sekhme nie był przytomny. Teraz, gdy wiedział co się dookoła niego działo, jego serce przyspieszyło ze strachu na myśl, że ktoś będzie oglądał jego ciało poznaczone bliznami. Zacisnął mocno szczęki i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, szukając pretekstu, żeby zmusić dziewczynę do zostawienia opatrunków w spokoju. Czuł się jak małe dziecko, które z niczym nie potrafi sobie poradzić, gdy tylko pojawia się trochę stresu. Bez płaszcza i koszuli był jak wojownik bez zbroi na polu walki. Wstydził się swoich ran i przerażało go każde spojrzenie. Gdy ktoś szeptał, zaczynał panikować, że mówią o nim. Robił wszystko, żeby ukryć swoje słabości. Próbował zasłonić swoją osobowość, ciało oraz twarz i dopiero wtedy czuł się komfortowo. Teraz był kompletnie odsłonięty i tylko czaszka zwierzęcia ukrywała jego strach.
Otworzył usta, chcąc zabrać głos i przekonać Akane, że opieka nim jest zbędna, lecz w ostatniej chwili w progu pojawiła się dziewczyna o długich fioletowych włosach. Zaczęła maślanymi oczami wpatrywać się w talerz z dango, przyniesionymi wcześniej przez Akane. To na chwilę odwróciło jej uwagę od opatrunków Sekhme. Z radosnym uśmiechem pozwoliła poczęstować się koleżance, a mężczyzna, widząc lekkie zakłopotanie nieznajomej, jedynie skinął zachęcająco głową. Nie byłby w stanie nic przełknąć, zwłaszcza gdy przez strach ścisnął mu się żołądek, a w gardle ugrzęzła gula.
Chwilę potem na szczęście Sekhme do pokoju wszedł chłopiec wyglądający na rówieśnika Akane. Miał drobną, dziecięcą twarz o dużych oczach i drobnym, prostym nosie. Dłuższe kosmyki brązowych włosów z dziwnym zielonkawym poblaskiem opadały na rumiane policzki. Sekhme zauważył, że chłopak przygryzał lewy policzek. Pytał o niejakiego Danny’ego, który zaginął kilka dni wstecz. Wyglądał na spokojnego, ale nietrudno było dostrzec drobne znaki zmartwienia. Marszczył brwi, nerwowo stąpał z nogi na nogę i nawet kiedy machnął ręką, jakby chciał odgonić natrętną muchę, palce mu drżały. Sekhme jeszcze przez chwilę patrzył w miejsce, gdzie stał chłopak, a potem zwrócił głowę w stronę Akane i wzdrygnął się, gdy odwiązała supeł bandaża na przedramieniu.
— To nieistotne. Przeliczyłem się co do swoich możliwości — rzekł mocno zachrypniętym głosem i siląc się na spokój, spojrzał na zadrapanie na ramieniu. Szwy, które założył kilka dni temu, pękły i stara rana otworzyła się. Nieskrzepnięta krew popłynęła po skórze, a Sekhme, za wszelką cenę próbujący zapanować nad drżącą dłonią, złapał Akane za nadgarstek, zanim przyłożyła do rany wacik zwilżony środkiem odkażającym. — Chyba nie powinnaś. Widziałaś co moja krew robi z materiałem i zapewniam, że podobnie działa na wszystko inne, włącznie z boskim ciałem — powiedział. — Nie musisz się mną przejmować. Sam zmienię opatrunki.
Akane zmarszczyła brwi i gdyby mogła zabijać wzrokiem, Sekhme już by nie żył.
— Jesteś w koszmarnym stanie. Masz problemy z koordynacją ruchową i nawet ruszanie głową sprawia ci problemy. Żartujesz sobie? — Wyrwała rękę z uścisku.
— Mam dość martwe poczucie humoru.
— I jeśli ci nie pomogę, to w końcu sam będziesz martwy! — Dziewczyna podniosła głos.
— Już jestem martwy. — Zmrużył oczy, wpatrując się uważnie w twarz dziewczyny. — W końcu przywilej bycia youkai jest nagrodą dla dobrych ludzi, którzy odeszli z Ziemi — dodał natychmiast, gdy zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało i że przez przypadek mógłby powiedzieć odrobinę za dużo. — Myślę, że kolejni ranni nie są potrzebni.
— Na początku byłeś w dużo gorszym stanie i dałam sobie radę, więc tym razem też nic mi się nie stanie.
— Wolałbym jednak nie ryzykować, zwłaszcza, że nikt jeszcze nie znalazł antidotum na moją truciznę i nie byłbym w stanie cię odratować. Nie mam ochoty też dowiadywać się co mi grozi za zamordowanie bóstwa, nawet jeśli to będzie nieświadome przestępstwo. — Westchnął krótko, mając nadzieję, że Akane go posłucha i nie będzie musiał zdradzać swoich lęków. Czasem przekleństwo może być ratunkiem.
— Zgoda — rzuciła krótko, wstała z podłogi i wyszła, zostawiając Sekhme samemu sobie. Od razu poczuł ogromną ulgę. Odetchnął głęboko, próbując uspokoić bicie serca. Było tak blisko, a musiałby tłumaczyć się z ataków paniki. Akane była dobrą osobą, w to nie wątpił, lecz za żadne skarby świata nie pozwoliłby, aby ktoś dowiedział się o nim więcej, niż sam na to pozwoli. Starannie opiekował się własnym życiem i dbał o niewielką ilość wtajemniczonych, inaczej nie byłby w stanie poradzić sobie ze świadomością, że wszyscy dookoła widzieli jego skrzydła i blizny. Wystarczyły plotki na jego temat.
Zdjął maskę i niedbale przeczesał dłonią włosy, ciesząc się przyjemnym chłodem na twarzy.
Z trudem podniósł się z materaca i sięgnął po bandaże. Ból rozchodził się po całym ciele, lecz będąc upartym człowiekiem, Sekhme zacisnął szczęki i postanowił zachować honor, mimo że każdy ruch przynosił mu potworne cierpienie. Powoli zaczął zdejmować przesiąknięte krwią oraz częściowo zniszczone przez truciznę opatrunki. Z niektórych ran wciąż płynęła krew, lecz Sekhme nie miał siły jej powstrzymywać. Był zbyt słaby i gdyby chciał zapanować nad jej przepływem, mogłoby to się tylko gorzej skończyć. Starannie przemywał rozcięcia środkiem odkażającym, smarował maścią i zakładał nowe bandaże.
Gdy skończył, uznał, że lepiej dla niego będzie podziękować Akane za opiekę i wrócić do domu. Zbyt dużo problemów jej sprawił, a wkrótce mogły zacząć padać niewygodne pytania, których wolał uniknąć. W kącie pomieszczenia znalazł swój płaszcz i koszulę złożone w kostkę. Koszula była w tragicznym stanie – bestia rozdarła podczas walki materiał na piersi i brzuchu. Płaszcz wyglądał trochę lepiej, wprawdzie był postrzępiony z tyłu, ale Sekhme uznał, że wytrzyma drogę do domu. Mimo wszystko wciąż spełniał swoją rolę i zakrywał skrzydła.
Zrezygnowany założył zniszczoną koszulę, a na plecy narzucił płaszcz. Wykrzywiając twarz z bólu, schylił się po maskę, którą zostawił na materacu. Przez chwilę świat wirował jak na karuzeli, a gdy wszystko ustało, opadł na kolana, krztusząc się krwią. Szybko przycisnął dłoń do ust, żeby zdusić kaszel i trwał tak nieruchowo, dopóki nagły atak nie ustał. Przez kilka tygodni miał spokój od objawów choroby. Widocznie za bardzo nacieszył się swobodą i akurat wtedy, kiedy jego ciało było w koszmarnym stanie, znowu zaczęły nawracać. Sekhme wolałby każdą inną chwilę, ale nie taką. Znajdował się w cudzym domu, w otoczeniu obcych ludzi, a w dodatku nie miał przy sobie lekarstw hamujących ataki. Gorzej być nie mogło. Jego oddech stał się nierównomierny i coraz trudniej było mu łapać powietrze, aż poczuł jak zupełnie zaczyna mu go brakować. Musiał jak najszybciej dostać się do domu.
Sięgnął po maskę, którą zostawił na materacu i założył ją na twarz, a potem z trudem przysunął się bliżej ściany. Podpierając się o nią ramieniem, próbował stanąć na nogi. Wszystkie mięśnie drżały z przemęczenia, ale gdy tylko się wyprostował, poczuł jak znów może oddychać. Łapczywie nabrał powietrze w płuca i chwiejnym krokiem opuścił pokój.
— Dziękuję za gościnność, myślę, że wrócę do domu. Po drodze popytam czy ktoś nie spotkał waszego przyjaciela, może uda mi się go znaleźć. — Zmusił się do stania prosto i choć każde słowo kosztowało go bardzo dużo energii, próbował brzmieć naturalnie.

Akane? Przepraszam, nie jest najlepsze.

1555 słów

sobota, 17 marca 2018

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


Ziewnąłem przeciągle, z trudem unosząc nadzwyczaj ciężkie powieki. Był ranek – przyjemny, ciepły, wyjątkowo słoneczny ranek. I żeby nie było wątpliwości, to właśnie promienie słońca – niezwykle brutalne, podstępne bestie – obudziły mnie swoją starą jak świat zagrywką. Mam tu na myśli, oczywiście, urządzenie sobie postoju w miejscu, gdzie szyba z premedytacją odbija wiązki światła wprost w me szlachetne oczy. Bestialstwo, tak wiem, a jednak w dalszym ciągu praktykowane.
Ze wstydem poddając się woli agresora, leniwie przeturlałem się na drugi bok, ponownie susząc ząbki. Westchnąłem cicho, czując, jak obciążana przez całą noc strona ciała „pstyka” charakterystycznie, tym samym przyprawiając mnie o ból zębów. Ponownie podniosłem powieki, tym razem będąc niemalże pewnym o braku zagrożenia ze strony światła słonecznego. I tu właśnie nastaje moment, w którym o mało co nie siadła mi pikawa.
Jak zapewne się domyślacie, odwróciłem się z przekonaniem, że w pomieszczeniu jestem całkowicie sam. A tu, ni z gruchy ni z pietruchy, moim porażonym przez słońce oczom ukazuje się kobieta. I to nie byle jaka – piękna, młoda, lekko zaspana kobiecina beztrosko leżąca pod tym samym kocem co ja.
   - Dobry – mruknęła w moim kierunku, delikatnie pocierając dłonią zaspane oko. – Jak się spało?
I co tu zrobić? Czułem, jak moje serce przyśpiesza, oddech staje się nierówny, ręce zaczynają się pocić. Już miałem zamiar się poddać – schować głowę pod puchaty materiał i nie wychodzić spod niego do końca dzisiejszego dnia – jednak w ostatniej chwili powstrzymała mnie męska wola walki. W ostatniej chwili stawiłem czoła wyzwaniu, głęboko nabierając powietrza za pomocą suchych ust…
   - Gdzie Soushi-i-i? – jęknąłem z rozczarowaniem, chwiejnie podnosząc się na dłoniach do pozycji siedzącej. Sennie rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej, białej czupryny. – Zdrajca. Miał mnie pilnować, a nie zatrudnia-ać opiekunkę – mój głos, przesiąknięty rozczarowaniem oraz wyrzutami skierowanymi do lisiastego adresata, przecinał powietrze niczym świeżo naostrzona katana.
Kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem, unosząc jedną z brwi w pytającym geście. W tym samym momencie poczułem, jak mój pusty żołądek domaga się uwagi.
   - Nie powiem, rozczarowałem się – prychnąłem, po raz kolejny wydymając usta niczym małe dziecko. Gwałtownym szarpnięciem podniosłem się do góry, jednocześnie niezbyt dyskretnie drapiąc się po zewnętrznej stronie uda. Gdy miałem już wychodzić z pokoju, mój wzrok przeniósł się na kobietę. - Oi, bluzeczka ci zjechała. Lepiej podciągnij ją, zanim wyjdziesz na miasto, mała – zwróciłem uwagę nieco nieprzytomnej dziewoi siedzącej na materacu, palcem wskazującym wytykając delikatnie przeciągnięty dekolt bluzki. Sam natomiast ruszyłem skocznym krokiem w kierunku pokoju chowańca. Dotarłszy do niego, rozpocząłem nieco niedelikatnie przeszukiwania. – Soushi – sensei, wiem, że musisz mieć tu coś do jedzenia~! W brzuszku mi burczy, a do cierpliwych nie należę!
W pewnym momencie w oko wpadło mi na wpół zjedzone pudełko z dość smakowitą zawartością. Wyczuwając jedną ze smaczniejszych przekąsek – mianowicie słone orzeszki maczane w miodzie – pochyliłem się z zamiarem dokonania szybkiego rabunku.
Niespodziewanie poczułem, jak bliżej niezidentyfikowana ciemna masa wdrapuje się wprost na moje plecy. Podskoczyłem gwałtownie, o mało co nie zrzucając z grzbietu pasażera na gapę.
   - Ejejejejej, co tu się wyprawia? – pisnąłem niemęsko, jednocześnie z paniką w oczach okręcając się dookoła własnej osi w celu zidentyfikowania napastnika.
   - Na barana – odpowiedział mi stanowczy… o dziwo dziecięcy głos.

534 słowa

piątek, 16 marca 2018

Od Asehra CD Aorine "Przeciwieństwa się przyciągają" 18+


- Wbrew pozorom... ufam tobie.... - mruknął przymykając oczy.
Uśmiechnąłem się szeroko, przez co sam się dosyć zdziwiłem. Nienawidziłem tego boga od pierwszej chwili, kiedy dowiedziałem się, że jest facetem. Kiedy pierwszy raz go ujrzałem byłem święcie przekonany, że to kobieta. Gardziłem nim na prawo i lewo, darliśmy ze sobą koty, kłóciliśmy się dosyć często, a teraz co? Rozbieram go. Kolejny punkt który gryzł się z moją naturą, gustowałem w kobietach, mój mózg musiał mi coś chyba poprzestawiać, bo aktualnie moje ręce rozpinały koszule boga, chcąc dostać się do skrywanego pod nią ciała. Jeden, drugi, trzeci... Tutaj postanowiłem go czule ucałować, zapominając tym samym na chwilę o tym jakie relacje właśnie pomiędzy sobą mieliśmy. Oddech Ao nieco przyspieszył, musiał być mocno zdezorientowany, ewentualnie zastanawiał się ucieczką. No cóż, co się stanie to się nie odstanie. Po odpięciu ostatniego guzika ściągnąłem z niego koszulę i rzuciłem na podłogę. Nachyliłem się nad bogiem całując jego szyję namiętnie, pozostawiając tam również ślad swojej obecności. Potarłem owe miejsce nosem, chcąc podrażnić skórę.

Od Kagehiry CD Shinaru ,,Zazdrość jest ślepa"


Widziałem kochanego blondyna, który płakał. To tak bolało, patrzeć na takie coś. Tym bardziej, że bardzo mi na nim zależy. Bez powodu przecież nie związałem naszych przeznaczeń! Podszedłem do niego, łapiąc jego dłoń. Spojrzałem mu z determinacją w oczy, po czym pocałowałem delikatnie wierzch jego łapki.

-Shinaru... Nie płacz, proszę. Wiem, to na pewno ciebie boli, ale teraz musisz mi mówić co czujesz. Jak mamy cierpieć to we dwoje. Nie pozwolę, aby tak bliska mi osoba płakała i nie ujawniała uczuć. Shin...-szepnąłem, po czym założyłem mu grzywkę za uszko.

-Pozwoliłem sobie umrzeć na oczach młodszej siostry....jest to chyba najgorsze co mogłem zrobić... - wyłkał, osuwając się po pniu drzewa, po czym ukrył twarz w dłoniach - Ona jest za młoda by mieć taki obraz przed oczami ....o wiele za młoda.
-Shin, rozumiem. Jednak, uratowałeś ją. Zrobiłeś coś, czego by inni się bali. Ocaliłeś życie swojej siostry. Ale... Nie zrozum mnie źle. Nie jesteś teraz szczęśliwy?-zapytałem.
- Jestem.... - Otarł wierzchem dłoni oko by pozbyć się łez. Mimo tego i tak następne zajęły ich miejsce. - Nie żałuje, że wtedy ją uratowałem.. W końcu była i jest moją małą księżniczką ... Jednak miałem zamiar ... - nie dokończył, gdyż zobaczył fioletowego irysa tuż przed nosem.
Trzymała go dziewczynka o włosach jasnych niczym pole pszenicy i lekko się uśmiechała .
-Shiemi... -wyszeptał cicho jej imię i odwzajemnił uśmiech mimo rzeki łez.
Uśmiechnąłem się i ukucnąłem obok dziewczynki. Ta również pokazała rumiane policzki i rząd białych jak perełki ząbków. Podeszła do Shina, po czym go przytuliła. Chłopak ze łzami w oczach odwzajemnił jej uścisk. Było mi żal... Tak bardzo żal, że nie dopytałem wcześniej o coś tak ważnego. Przecież musiał cierpieć. Moim zadaniem, jako jego bóstwa, powinienem był pytać... Dziewczynka po chwili zauważyła, że rodzice się za nią rozglądają, więc odsunęła się i uśmiechając się, odbiegła do mamy. Natychmiast zastąpiłem jej miejsce, przytulając go mocno.
-Shin... Pamiętaj. Zawsze będę obok ciebie. Czy to będzie dobra chwila, czy zła, czy krytyczna, zawsze i to zawsze będę ciebie pocieszał. Będę twoim oparciem. Co z tego, że jestem bóstwem... Nadal przecież jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim...-szepnąłem, po czym spojrzałem mu w oczy.
- Dziękuje Kage - pociągnął noskiem i schował buzie w zagłębieniu jego szyi.
Uśmiechnąłem się, po czym delikatnie ucałowałem jego czoło. Mój biedny Shin... Zawsze tak się stara, zawsze robi ile może, chroni mnie, a ja nie mogę nic zrobić.
-Nie dziękuj mi... Nie masz za co mi dziękować. To normalne, że pocieszam osobę, na której tak bardzo mi zależy. Będę zawsze obok...-szepnąłem, po czym go namiętnie pocałowałem.
Zamknął oczy oddając delikatnie ten gest. Jego emocje powoli się uspokajały, więc gdyby jeszcze chwile poczekać, to wróciłby do normalnego stanu. Tak dedukowałem. Miałem do tego nosa. Położyłem dłonie na jego ramionach, gładząc go po nich.
- Wracajmy do domu... - szepnął, gdy na chwile się rozdzieliliśmy i pogłaskał kciukiem mój policzek - Dowiedziałem się co chciałem... Teraz mogę spoczywać obok ciebie w spokoju.
-Dobrze. Chodźmy...-szepnąłem.
Oboje wstaliśmy i trzymając się za dłonie, ruszyliśmy z powrotem do Kami no Jigen. Pragnąłem wrócić do świątyni, bo przez ten czas otrzymałem tak wiele modlitw... Będę musiał nieco zająć się przeznaczeniami. Moi wierni na mnie liczą.
---
Weszliśmy do świątyni. Rozejrzałem się, widząc wiele ciągnących do siebie czerwonych nici. No to chyba powinienem się tym zająć. Jednak chyba wpierw wolałbym zająć się czymś, co od dawna leży w kącie mojej sypialni. Pewnym małym, słodkim przedmiotem. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym spojrzałem na nasze dłonie, które nadal były splecione. Popatrzyłem w oczka Shina, który również pokazał mi ten swój uroczy uśmiech.
-Chcesz mi towarzyszyć? Czy wolisz zająć się sobą?-zapytałem, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.
-Moje życie w Kami nie ma sensu bez ciebie obok - uśmiechnął się lekko z ostatnimi łzami w oczach.
Zbliżyłem się, po czym przytuliłem się do niego, ocierając się swoim policzkiem o jego policzek. Blondyn mnie objął. Chwilkę tak staliśmy, ciesząc się swoją obecnością, a potem znowu trzymając się za dłonie poszliśmy do mojej sypialni. Otworzyłem suwane drzwi, po czym puściłem łapkę Shina. W rogu mojego pokoju, ujrzałem porwanego, różowego królika, który wymagał renowacji. Wziąłem go w dłoń, a z kieszeni swetra wyjąłem nić oraz igłę, z którą się nie rozstaję. Usiadłem na materacu i poklepałem miejsce obok siebie.
-Siadaj. Możemy porozmawiać, kiedy będę szył.
Shinaru wskoczył od razu na łóżko, a potem usadowił się po turecku, przyglądając mi się. Uśmiechnąłem się, po czym zacząłem zszywać wyprutego pluszaka. Czułem z nim jakąś dziwną więź. Był zawsze w tym kącie i długo się zastanawiałem, czy powinienem go dotykać. Teraz nadszedł ten czas. Czerwoną nicią zacząłem naprawiać króliczka, który spoglądał na mnie czarnymi oczkami, które były guzikami. Czułem radość, robiąc coś takiego. Nagle wyciągnąłem nieco dłoń, patrząc na Shina.
-Umiesz szyć, Shinaru?-zapytałem go, po chwili wracając do szycia.
-Czy umiem tego nie wiem... Ale kiedyś miałem już parę razy w rękach igłę i zostałem nazwany lalkowym lekarzem - zaśmiał się cicho.
-No to cudownie. Kiedyś będziemy musieli sprawdzić kto to robi lepiej. -szepnąłem, po czym związałem supełek i przegryzłem niepotrzebną część nitki.-Gotowe. Pan Króliś jak nowy.
Pokazałem blondynowi króliczka, po czym położyłem mu go w dłoniach. Ten spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
-To prezent ode mnie... Chcę, abyś miał coś, co ci będzie zawsze mnie przypominało. Nawet wtedy, kiedy zginę...-szepnąłem, nieco psując atmosferę.
- Kage... -skrzywił się lekko na ostatnie słowa - Wypluj to od razu... A przede wszystkim nie umieraj...
-Nie chcę umierać, ale wiem, że kiedyś ten czas nadejdzie i wtedy możesz zostać sam. Może się to stać przez moją głupotę i wieczną chęć pomocy każdemu...-spojrzałem mu w oczy.
- Będę cię pilnował jak wierny pies i na pewno nie pozwolę ci zginąć.
-A ja będę musiał pilnować ciebie... Nie chcę, abyś ty zginął... Nie wyobrażam sobie życia bez osoby, która jako pierwsza mnie zaakceptowała... Przynajmniej wydaje mi się, że mnie zaakceptowałeś.
- Nie mam powodu cię nie akceptować Kage - spojrzał na króliczka z uśmiechem, po czym lekko go przytulił do policzka.
-Cieszę się, że ci się podoba i cieszę się, że mam kogoś tak niesamowitego jak ty obok...-szepnąłem, po czym przysunąłem się do niego.
Złapał mnie za rękę i splótł ze mną swoje palce. Zaczerwieniłem się delikatnie, ciągle patrząc mu w oczy. Dlaczego zasłużyłem na tak cudowną osobę...
- A ja chyba nie mógłbym trafić na lepsze bóstwo.
-Możliwe, nie znam wielu, ale mam nadzieję, że już na zawsze będziesz ze mną szczęśliwy...-szepnąłem cichutko, po czym przystawiłem swoje czoło do jego czoła i delikatnie go pocałowałem.
- Mogę ci obiecać, że będę - uśmiechnął się, pewny siebie.
Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Wtuliłem się w Shina, śmiejąc się szeroko. To było tak niesamowite, że zakochałem się w tak cudownej osobie, jaką on jest i na zawsze będzie. Dla mnie on zawsze będzie miał takie miano. Po chwili wstałem, całując delikatnie jego czoło. Złapałem jego dłoń, ciągnąc go powoli ku pomieszczeniu z niciami.
-Gdzie idziemy?-zapytał.
-Idziemy związać kilka przeznaczeń i chcę jeszcze raz zobaczyć nasze. Są takie piękne!-powiedziałem z zachwytem, ciągnąc go dalej.
Bardzo szybko dotarliśmy do pokoju przeznaczeń. Od razu z zachwytem rozejrzałem się, dotykając po drodze czerwone nicie, które oplatały się wokół moich dłoni i palców. Miłe uczucie. Po chwili nić moja oraz Shinaru ruszyła w moim kierunku i zaczęła się oplatać wokół mnie. Czułem tak cudowną więź z moją bronią. Spojrzałem na Shina, który w tej chwili mógł dojrzeć nitki.
-Shin, dziękuję, jestem taki szczęśliwy. Dziękuję... Dziękuję, że to ja mam zaszczyt być twoim bóstwem. Dziękuję, że będziesz obok mnie. Dziękuję, że te nicie są teraz tak piękne i dość grube. Jest tak wiele rzeczy, za które mógłbym ci na okrągło dziękować. Shin, kocham cię. Już nigdy nie pozwolę, aby ktokolwiek mi ciebie odebrał. Aby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. Aby ktokolwiek wywołał u ciebie łzy. Teraz chcę być dla ciebie największym w świecie wsparciem!
- Pamiętaj ze to wszystko jest twoja zasługą. Gdybyś nie wpadł wtedy na mnie , nie wiadomo czy byśmy się poznali - uśmiechnął się szczęśliwy. - Nie musisz mi za nic dziękować, ani przepraszać, gdyż na to wszystko twoja bliskość mi wystarcza.
Nicie po chwili lekko się odwiązały z moich rąk i drugą częścią związały dłonie Shina, ciągnąc go w moją stronę. Uśmiechnąłem się, po czym podbiegłem do niego i rzuciłem się w jego ramiona. Spojrzałem mu w oczy, gładząc jego policzek. Przechyliłem delikatnie głowę, po czym wpiłem się w jego usta. Nawet na chwilę nie oderwałem się, ledwo dychając. Teraz dla mnie ważna była nasza bliskość, która chciałem, aby trwała wiecznie... Nie wiedziałem, że zacznę tak bardzo kochać... Teraz wiem, że to, co jest między nami nie jest byle czym. To ważna rzecz, która na pewno będzie nas trzymała ciągle blisko. Złapałem jego dłonie, nadal go całując. Nie chciałem, aby się oddalał...

<Shin? ^^>

Ilość słów: 1448

czwartek, 15 marca 2018

Od Aorine CD Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"


Zimny dreszcz przebiegł mnie po karku widząc dziwny błysk między zasłoniętymi zasłonami. Zaraz potem nastał grzmot jakby niebiosa właśnie zaczęły się walić na świat śmiertelników. W prawdzie tak nie mokłoby się stać, ale strach jaki mnie wtedy opętał był nie do opisania. Mięśnie się spięły do nagłej ucieczki...tyle, że gdzie ja mogłem się schować przed tą paskudną anomalią pogodową? W ogóle dlaczego ona występowała w Kami? Czy to nie miał być raj po życiu? Co ja gadam... w żadnym raju nigdy nie jest idealnie, a ja już mam i tak jedno utrapienie w postaci alergii na pyłki kwitnących roślin.
Wtuliłem się bardziej w koc pod którym się skryłem, lecz to nic nie dało. Przy kolejnym grzmocie zerwałem się dosłownie na równe nogi... na spokojną noc nie mogłem liczyć, chyba, że burza przejdzie bokiem i w końcu ucichnie. Do tego dojdą jeszcze porządki na zewnątrz, bo kto tam wie, co ta wichura przywieje. Westchnąłem cicho i otuliłem ramiona kocem po czym poszedłem w miejsce, gdzie zdecydowanie nie powinienem się znajdować, a przede wszystkim - nie powinienem tam szukać ukojenia przed lękiem. Dokładniej chodziło o pokój Ashera do którego wszedłem bez pukania i praktycznie od razu zwinąłem się w kłębek obok niego na łóżku.
- co ty kurde robisz w moim łóżku? - Mogłem jedynie podejrzewać co Ash mógł sobie w tej chwili myśleć. Jestem dla niego jaki jestem, a teraz tak znikąd pakuje mu się do łóżka. To wcale nie było dziwne. Nie chciałem mu odpowiadać na to, a na dodatek nie miałem zamiaru pokazywać mu swoich lęków. Jeszcze tego mi brakowało.
Kolejny grzmot był silniejszy, gdyż poczułem jak zatrzęsły się ściany świątyni. Moja reakcja była również  do przewidzenia... a przynajmniej dla mnie. cichy pisk wydobył się z moich ust, a ciało samo przytuliło się do leżącego obok chłopaka. Sam q to nie dowierzałem, tak jak on.
- Proszę... nie komentuj tego.... - Wyszeptałem, gdy kocyk odkrył moją twarz.
Ash jedynie westchnął zrezygnowany patrząc na mnie uważnie. To wcale nie tak, że to widać , że się boje. Bóstwo się boi burzy..co za porażka życiowa.
- Tylko nie naruszaj mojej przestrzeni osobistej... - wyburczał zamykając oczy, a ja poczułem lekką ulgę na sercu.  Takie naruszanie przestrzeni nie jest przecież aż tak złe jak tamto z lasu. Wtedy jego ręce zabrnęły dalej niż powinny co teraz.... Przyprawiały mnie o dziwnie przyjemne dreszcze. Ciepłe dłonie na moim ciele , o dziwo delikatne , ale pewne siebie jakby wiedział co robi. Boże Ao...o czym ty myślisz. Pokręciłem głowa odganiając od siebie złe myśli. 
- Rozumiem by dzieci czy zwierzęta bały się burzy...ale bóstwa? - Spojrzałem na Ashera który w tej chwili wpatrywał się w sufit. 
- N...nie boje się burzy - Prychnąłem wykorzystując resztę odwagi, która wyparowała wraz z kolejnym grzmotem. - T....to po prostu.... Chwilowy stan... W którym...no ten no.... Po prostu źle się czuje? Nie nie nie...źle to określiłem. -Nie byłem pewny o czym ja właściwie mówię. Słowa wypadały ze mnie, a Asher patrzył na mnie z lekką litością. Aż tak żałośnie wyglądałem w tej sytuacji? Zapewne tak. 
Kolejny grzmot i to wyjątkowo blisko nas. Światło zgasło, a ja pisnąłem słowa o które nigdy bym się nie podejrzewał...a w szczególności do mojego oręża.
- Z...zauroczyłeś mnie po prostu!- Po tym zdaniu nastała cisza. Miałem nawet wrażenie, że warunki pogodowe nagle się poprawiły, lecz była to tylko moja wyobraźnia. Ze spóźniony zapłonem moje policzki przybrały odcień głębokiej czerwieni, a w głowie pojawił się zamęt. Dla czego ja to powiedziałem?! To nacisk chwili...na pewno to przez strach i stres... O zdrowych zmysłach bym tego na pewno nie powiedział.
- Czyli jednak - Kącik ust chłopaka lekko drgnął, a ja miałem ochotę uciec i się gdzieś serio schować by nikt mnie nie widział. Do tego nachylił się w moją stronę sprawiając, że czułem się po prostu mniejszy i słabszy. Byłem bóstwem, ale to on nade mną górował ... miał moc... a ja bez niego z łatwością mógłbym zginąć przy małym niedopatrzeniu na misji.
 - j...ja...ja no... Z...za dużo.... Szlag - Nie mogłem poprawnie złożyć zdań nie wspominając o już o sensie.
- No słucham cię - Spojrzałem w jego oczy, ale zaraz odwróciłem wzrok na sufit. Nie.. te oczy przymuszą mnie do powiedzenia wszystkiego... nie mogłem się im przeciwstawić. Na swój sposób były piękne, żywe, a przede wszystkim drapieżne. Ich kolor sam w sobie hipnotyzował, więc co ja mogłem w  tym wypadku zrobić? Nic. Przy kolejnym grzmocie znów drgnąłem niespokojny i bardziej wtuliłem się kocem. Miałem teraz wewnętrzna wojnę, czy lepiej zostać z nim i narażać się na większe upokorzenie, ale czuć się bezpieczny pod względem wyładowań, czy iść do pokoju i samemu jakoś przeżyć to wszystko. Przytuliłem ręce do klatki piersiowej i oparłem się czołem o jego nagie ramię.
- Aż tak się boisz..? - Przerwał po chwili ciszę tym pytaniem.
- Po prostu.... mam wrażenie, że stwórca się na coś wkurzył ... może dlatego tak się czuje
- Tylko wiesz, że nic ci tu nie grozi? - Dobrze to wiedziałem, lecz ta myśl nie pomagała mi. - Poza tym ... ciekawe czy masz racje. - Objął mnie lekko ramieniem, gdy ja analizowałem jego wypowiedź. Pewnie to było jedynie moje urojenie, lecz nigdy nic nie wiadomo co może wkurzyć Najwyższego. Oby nie ja...
Zamknąłem oczy próbując jakoś się wyciszyć i zasnąć, lecz nie dawałem rady. Przy każdym następnym głośnym uderzeniu, ja mimowolnie napinałem mięśnie. Asher próbował mnie jakoś uspokoić łagodnym i spokojnym szeptem oraz głaskaniem po głowie. Czułem się w tej sytuacji dobrze i swobodnie. Przejechałem lekko dłonią po nagim torsie chłopaka czując pod palcami nie dość że ciepło jego ciała to i również lekki zarys mięśni. Nie musiałem patrzeć, by wiedzieć jak wygląda.
- Lubisz mnie miziać...? -  Kolejne pytanie z ust chłopaka nieco mnie zmieszało. Boże... dotykam go... i się tym nie przejmuje....co się dzieje.
- to...przyjemne uczucie , bo jesteś ciepły ... - Otworzyłem lekko oczy.
- Rozumiem- zaśmiał się cicho- Pewnie chcesz więcej?
- N... Nie wiem o co ci chodzi - Znów ciepło opanowało moje policzki, co niezbyt mi pasowało. Czemu on umiał tak łatwo mnie zawstydzić? To przecież było chore.
- Jasne.... - Podniósł się lekko na ramionach, by przyjrzeć się mojej biednej czerwonej buzi.
- Po prostu... przy tobie czuje się bezpieczniej... z twoim ciepłem obok ... - Wyszeptałem cicho zaciskając dłoń na fragmencie materiału.
- Ah.. Czyli lubisz ciepło? - Miałem jedynie ułamek sekundy na odnotowanie podejrzanego uśmiechu Ashera, który dosłownie po chwili wisiał nade mną nachylając się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
- A...A...Ash co to robisz? - Wydukałem wbijając się bardziej w łóżko. Blisko... niebezpiecznie blisko... i zbyt niebezpieczna pozycja z mojego punktu widzenia. 
- Nic takiego.. A na co to wygląda?- Usiadł na moim podbrzuszu przechylając nieco głowę w bok. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a dłonie oparł na mojej klatce piersiowej. W tej chwili mogłem go porównać jako kot , który właśnie czai się na swoją ofiarę... czyli mnie. 
- S...sam nie wiem - Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się niemrawo.
- Czyli wolisz bawić się w zgadywanki? - Jego ręce zmieniły położenie... a raczej znalazły się pod moją koszulą. Najpierw lekko musnęły skórę na brzuchu, który natychmiast wciągnąłem, a zatrzymały się na mostku. Mogłem przysiąść, że czuł jak wali moje serce w tej sytuacji. 
- No nie bądź taki... w końcu nie zrobię ci krzywdy - Ostatnią część zdania wyszeptał do mojego ucha. Przeszedł mnie przyjazny dreszcz, który oderwał mnie nieco od panującej w rzeczywistości burzy. Rozluźniłem się nieco, choć wciąż miałem lekkie obawy, co do jego gestów. 
- Wbrew pozorom... ufam tobie.... - mruknąłem przymykając oczy, jednocześnie pozwalając mu na jego ruchy. 
<Ash? X-X > 

1261 słów