Była to noc, zegarek na telefonie wskazywał godzinę dwudziestą drugą, z zaciekawienia zacząłem chodzić po różnych miejscach, moje dosyć czułe uszy wychwyciły czyjś śpiew w niedalekiej sali z otwartym oknem, jak myszka otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, to było dosyć ogromne pomieszczenie nawet bym nie myślał o takiej wielkości, z zewnątrz wyglądało na o wiele mniejsze.
Szukałem wzrokiem źródła dźwięku, wychyliłem nawet lekko główkę zza rogu, ujrzałem blondynkę na końcu sali, nie była zbyt wysoka ani gruba, była dosyć drobna, odwróciła się do mnie, nadal śpiewała, tym razem patrzyła w ścianę, patrzyłem jak dalej śpiewa, piosenka się skończyła a ona się jeszcze nie odwróciła. Wyszedłem zza rogu i zacząłem powolnie klaskać w celu uznania jej talentu artystycznego, od razu po usłyszeniu lekko się speszyła i odwróciła się w moją stronę, jej oczy latały po całym pomieszczeniu, w końcu utknęły na mojej osobie.
-Piękny talent młoda damo.
-D-dziękuję.
-Ładnie śpiewasz.
-Dziękuję, ale kim jesteś?
-Jestem facetem, który szanuje talent innych.
-Nie chcę być niegrzeczna, ale to mi dużo nie mówi.
Podszedłem bliżej dziewczyny i usiadłem niedaleko na podłodze, poklepałem prawą ręką miejsce naprzeciwko mnie, chyba zrozumiała, że to był znak by usiadła. Zaczęliśmy rozmawiać, ale wpierw się przedstawiłem, z wyglądu oceniałem ją na chowańca broni lub bóstwo, po dłuższej rozmowie moje przypuszczenia były słuszne, była bóstwem, nie byle czego, ale miłości, to było trochę złe z jednej strony i dobre z drugiej strony, nie zawsze da się pomóc w tych sprawach, może to przynieść dużo kłopotów jak i satysfakcji z siebie. Rozmowa jakoś się nam kleiła, czas leciał, ale nie myślałem, że z taką prędkością, spojrzałem na telefon, była już północ.
-Zostaniesz tutaj na chwilę?
-Mogę.
-Wyszedłem z sali przez okno i poszedłem do najbliższego sklepu, kupiłem czekoladki, następnie wróciłem do sali i wręczyłem je bogini.
-Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet.-Wymusiłem na twarzy uśmiech, nie wiedziałem czy zadziała tym razem, ostatnio rzadko go robiłem, wzięła pudełko i otworzyła.
-Dziękuję, chcesz jedną?-Podsunęła mi pod nos pudełko.
-Mogę?
-W końcu ty je kupiłeś, więc nie będę chamem i się podzielę.
Wziąłem jedną z czekoladek, następnie ją zjadłem i położyłem się na powierzchni, patrzyłem w sufit.
-Coś tam widzisz?
-Nic oprócz niektórych wspomnień, strasznie przypominasz mi jedną osobę.
-Niby jaką?-Może nie widziałem jej wzroku, ale widziałem, że pojawiła się w nim iskra zaciekawienia.
-Taką dziewczynkę z podstawówki, podziwiała mnie, zawsze mi kibicowała jak mogła, ciągle dawałem jej bilety by miała okazję oglądać zawody.
-Jestem dziewczynką?
-Z mojego punktu widzenia tak.
-Dziewczynki nie mają piersi.
-Może nie.-Spojrzałem kątem oka na nią, faktycznie miała piersi jakieś, ale obecna pozycja nie pozwalała mi określić jakiej wielkości, zgadywać nie warto, złe przypuszczenia nie kończą się szczęśliwie niestety. Wstałem z podłogi i okrążyłem boginię, ciało miała drobne, ale niezbyt pasowało do dziecka, tylko wzrost na to wskazywał. Podszedłem bliżej i poczochrałem ją po głowie, ujrzałem puste pudełko czekoladek, czochrając jej głowę prawą dłonią świsnąłem lewą puste pudełko, gdy mi to się udało zaprzestałem czynności i poszedłem wyrzucić je do śmieci. Mogłem z nią zostać maksymalnie do piątej, w końcu w święta nie wolno być sam, zwłaszcza jako bóstwo, te nie mają zbyt dużo przyjaciół, przyda się im towarzystwo. Wróciłem do terenu obleganego przez Asami, sama mi wcześniej wygadała swoje imię, była kulturalną osobą, podałem jej dłoń w celu pomocy w staniu, z chęcią skorzystała z niej, stanąłem obok niej i zmierzyłem jeszcze bardziej wzrokiem, różnica pomiędzy nami była dosyć widoczna, była strasznie mała, może była niska, ale miała nawet ładny odcień skóry, podobny do mojego, nie zaoferowałem jej dłoni tak jak zazwyczaj Shiarou, tylko moja wybranka miała do tego prawo.
-Mamy czas do piątej dziewczynko.
-Tylko do piątej?
-Ja też mam swoje sprawy i do tego potrzebuję snu, wybacz.
-Nie masz za co przepraszać, jesteś trochę nietypowy.
-Niby dlaczego panienko?
-Jesteś chowańcem, a ubierasz się jak lokaj, nie jeden by już cię zatrudnił u siebie w tej roli.
-Lubię ten ubiór, to tak jak niektórzy chodzą tylko w sukienkach, ja kocham rękawiczki i garnitury, to jest moje własne dziwactwo.
-Wybacz moją ciekawość, ale jakim chowańcem jesteś?
- Jestem kitsune, nie widać?
-Niezbyt, gdzie masz ogon i uszy?
-Schowane, nie wchodzą zbytnio w połączenie z moim ubraniem.
Wyszedłem z budynku znów przez okno, spojrzałem za siebie, bóstwo powtórzyło mój wyczyn, jak na bóstwo jest zwinna, niektóre nie dbają o takie rzeczy, ale ona chyba tak. Idąc w moją stronę potknęła się i prawie wyrżnęła w chodnik, gdybym jej nie złapał w ostatniej chwili za dłoń i nie pociągnął do góry.
-Dzięki.-Powiedziała patrząc na mnie otrzepując się z jakiegoś kurzu lub czymś podobnego.
-Chodź, jakoś musimy świętować ten dzień.
Szedłem przodem, a bóstwo za mną, czułem jakąś satysfakcję z obecnego stanu rzeczy, bóstwo się mnie jako tako słucha, w ogóle odwrotna sytuacja niż normalnie w relacjach pomiędzy bogiem a chowańcem. Niedaleko był automat z napojami, kupiłem dwie puszki, podałem jedną bóstwo i oparłem się plecami murku, następnie otworzyłem puszkę i zacząłem spokojnie popijać napój. Zauważyłem, że bóstwo zrobiło to samo co ja, tylko w mniejszej wersji, lekko się zaśmiałem patrząc na to jej powtarzanie mnie.
-Nieźle mnie powtarzasz.
-Robię to sama, nie powtarzam po tobie.
-Widać, zwłaszcza to twoje opóźnienie, może teraz pójdziemy coś słodkiego zjeść?
-Możemy jeśli chcesz rzecz jasna.
-Jasne, tylko jest problem mały.
-Jaki niby?
-Co chcemy wziąć z całodobowego, tutaj jest problem.
-Jak się wejdzie, to chyba sama chęć przyjdzie, nie trzeba tak dużo myśleć o tym.
-Mniejsza, chodźmy wreszcie, czas leci, a my go głupio marnujemy.
Dopiliśmy napoje i wyrzuciliśmy, znów zacząłem prowadzić, kątem oka spoglądałem na bóstwo, dosyć się rozgadało jak widać. Przypominało trochę zbłąkane zwierzę, dasz mu jeść to już jest trochę milsze do ciebie. Weszliśmy razem do sklepu, nie był może tak wielki jak te otwarte w dzień, ale miał dosyć wystarczający zasób produktów, wzięliśmy po ślimaku z rodzynkami i poszliśmy do kasy, każde zapłaciło za swojego, ja zaczynałem już gryźć powoli, bóstwo dosyć szybko dobierało się do niego, teraz pytanie co będziemy robić, ja sam nie mam pomysłu, jedyną opcją jest jej spytanie, niezbyt pasowała mi ta opcja, ale warto spróbować.
-Asami co chcesz teraz robić?-Spytałem po ugryzieniu i przełknięciu części słodkiej bułki.
Asami? Rób co chcesz.
1013 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz