sobota, 31 marca 2018

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


A co, jeśli i w tym momencie cholera robi sobie ze mnie żarty?” pomyślałem w momencie, gdy mężczyzna przedstawił mi - wątpliwy w mych oczach - sposób na zawarcie kontraktu. „Pocałunek? Przecież to samo w sobie brzmi idiotycznie, a nawet po dłuższym namyśle, zamiast przekonywać, traci jakikolwiek sens. Jakim cudem złączenie ust ma zawrzeć wyjątkowo trwały, trudny do rozwiązania pakt między potężnym bóstwem a lojalnym chowańcem? Złączyć ich dusze, tworząc coś na rodzaj harmonijnej fuzji między dwoma istotami nie do końca fizycznymi? No way.
Wbiłem spojrzenie rozwścieczonych, acz niepewnych co do swego, oczu w twarz stojącego naprzeciw bóstwa. Z początku chciałem na głos przedstawić swoje wątpliwości co do autentyczności podanych przez niego informacji, jednak ostatecznie zrezygnowałem z tego, widząc wyraz twarzy mężczyzny. Jego mimika wyrażała zarówno ogromną zawziętość i stanowczość, jak i swego rodzaju obawę, chęć pomocy oraz niepasującą do jego osoby… delikatność. Najprawdopodobniej to właśnie ona przekonała mnie do tego, co zrobiłem chwilę potem.
Zarumieniłem się, czując przyjemne wirowanie w żołądku (czyżby przysłowiowe motylki?), jednocześnie przybliżając swoje lico do twarzy Soushiego. Nie minęła sekunda, jak nasze usta złączyły się w krótkim, acz stanowczym pocałunku. Miłe uczucie przeniosło się z okolic pępka, poprzez całe ciało, aż do małego palca u prawej dłoni. W tym samym momencie mogłem założyć się, że na ułamek sekundy moim oczom ukazał się cienki, czerwony sznurek łączący mą dłoń z dłonią Białego Lisa. „Czyżby… udało się?” pomyślałem z niedowierzaniem, niepewnie wpatrując się w - jakkolwiek dziwnie i niecodziennie by to nie brzmiało - twarz mojego nowego chowańca. Ten uśmiechnął się pokrzepiająco, z jego ust momentalnie zniknął wyraz niemego napięcia.
-Teraz jestem twoim chowańcem, nie masz prawa mnie wykorzystać seksualnie ani w podobny sposób, pamiętaj, w innym razie zabiję – powiedział. Choć jego mimika w dalszym ciągu pozostawała niezmiennie przyjemna, w głosie wyraźnie wyczuć można było drapieżną nutę. - Może zejdziemy na ziemię? – zaproponował, natychmiastowo zmieniając ton. Jego ręka - ta sama, na której przed chwilą ujrzałem czerwoną nić, chwyciła mą prawą dłoń.
Westchnąłem, przymykając oczy, które w dalszym ciągu zaczerwienione było od uprzedniego płaczu. Po chwili delikatnym ruchem wyswobodziłem się z uścisku Soushiego.
- Przespałem… która godzina? Ano.. przespałem przeszło trzynaście godzin, podczas których miotałem się jak stu czortów. Jak nie trudno się domyślić, miałem dość przykry koszmar. Obudziło mnie dziwne, ogoniaste dziecko, które chwilę później przemieniło się w dorosłego mężczyznę z którym pocałowałem się, aby zawrzeć pakt dusz. Nic dziwnego, że jestem wykończony psychicznie, prawda? Jakby tego było mało, wyglądam jak kupka nieszczęść z tymi czerwonymi policzkami, rozczochranymi włosami i w przydużej piżamie – prychnąłem na wpół żartobliwie, na wpół z wyrzutem do samego siebie. – Nie wymagaj ode mnie, żebym w takim stanie schodził z tobą na ziemię… jak na razie, chciałbym się wykąpać. Taaak, ciepła kąpiel jest właśnie tym, czego potrzebuję – na chwilę odpłynąłem w marzeniach, wyobrażając sobie ogromną wannę pełną gorącej wody o zapachu lawendy. – Kilka pokoi dalej znajduje się wspaniała łaźnia. Nie wiem od czego zależy wygląd świątyni bóstwa, ale ta moja trafiła dokładnie w punkt. Jeśli nie masz nic przeciwko, zostawię cię na chwile na rzecz ciepłej wody.
Chowaniec kiwnął twierdząco głową, tym samym dając mi możliwość odprężenia swojego ciała. Widząc ten jakże oczekiwany przeze mnie znak, szybko chwyciłem zestaw świeżych ubrań po czym pognałem w kierunku wspomnianej wcześniej łaźni. Mimo wszystko, w połowie drogi tknęło mnie poczucie niesprawiedliwości, dla której to okazję sam stworzyłem.
- Jeśli masz ochotę, też możesz się ze mną wykąpać. Jeśli leżałeś ze mną całą noc, na pewno potrzebujesz odpoczynku bez opętanego koszmarami bożka przy boku! – krzyknąłem w stronę stojącego u progu sypialni mężczyzny. Następnie, nie czekając na reakcję z jego strony, odskoczyłem w bok, z hukiem wpadając do łaźni.
A tam, na moje życzenie, zastałem zbiornik po brzegi wypełniony ciepłą wodą, ponad którą unosiły się przyjemne, pachnące kwiatami opary. „Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie działasz, świątynio, ale jesteś czymś cudownym” pomyślałem z dumą, odkładając dzierżone w dłoniach czyste ubrania na jedną z zawieszonych przy ścianie półek.
Zaledwie chwilę później moja piżama leżała niechlujnie na posadzce przy drzwiach. Ja natomiast, golutki jak mnie Pan Bóg stworzył, wskoczyłem do wody, rozchlapując przy tym masę wody. W momencie, gdy gorąca ciecz zetknęła się z moją skórą, poczułem niebywałe wręcz odprężenie. Westchnąłem głęboko, wynurzając mokra głowę ponad wodę.
- Sugoi! – pisnąłem z zachwytem, ponownie zanurzając się pod wodę. Pod nią przepłynąłem krótki dystans, po czym wynurzyłem się u brzegu, machając dłonią w kierunku stojącego u progu chowańca. – Oi, Soushi! Nie żebym nalegał, ale jest naprawdę niesamowicie! Ta woda jest taaaka ciepła!

Soushi?
867 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz