niedziela, 4 marca 2018
Od Soushiego CD Tomiji "Samotność drogą do znajomości"
Zmierzyłem chłopaka wzrokiem, nie był zbytnio wyjątkowy jak na osobę z tego wymiaru, jest nawet wyjątkiem jeśli chodzi o bóstwa, to był oczywisty brak wychowania i ostrożności u tych wymoczków.
-Dresów? Tutaj to się nazywa uznawaniem siebie za superbohatera.
-Jak ty?
-Ja nie jestem żadnym bohaterem, jestem nikim wartym uwagi innych.
-Wart uwagi? Jesteś cholernie straszny.
-Straszny? Wybacz mi proszę moją gorszą stronę.
-A ten strój to chyba z pracy masz co nie?
-To jest moje ulubione ubranie, więc proszę mnie nie obrażać.
-To jesteś mrocznym żniwiarzem służącym na zlecenie zabójstwa?
-Jesteś nowym czy jak?
-Jasne!
-Idziesz zemną wpierw.
Złapałem nieznajomego za rękaw ubrania i pociągnąłem za sobą, podczas ciągnięcia złapałem torebkę z pieczywem i wyrzuciłem do najbliższego kosza. Przeszedłem z nim dosyć długi kawał drogi, aż do najbliższego sklepu, stanąłem i spojrzałem na niego zdesperowanym wzrokiem.
-Ma pieniądze?
-Coś tam mam chyba.
-Ja ci uratowałem twarz, ty mi uratuj życie.
-Jak to życie?!
-Potrzebuję tych bułek i tyle.
Po naszej dosyć długiej rozmowie, weszliśmy razem i zakupiliśmy bułki w tym wspaniałym, wolnym od klientów budynku , wziąłem torbę od razu po skasowaniu bułek i zapłaceniu przez bóstwo. Wyszedłem z uśmiechem na ustach, stanąłem przed sklepem i wyjąłem telefon z kieszeni, na ekranie widniała okropna informacja, za jakieś piętnaście minut musiałem być u Shiarou, inaczej mogę dostać opieprz. Świeżak patrzył się na mnie, spojrzałem na niego z wrednym uśmieszkiem, w mojej głowie znajdował się plan pokazania mu kawiarni, a potem na rano umówić się z nim. Mój plan szedł gładko, bóstwo szło za mną jak za ochroniarzem, pokazałem kawiarnię, wytłumaczyłem mu o mojej pilnej potrzebie powrotu i możliwości spotkania się rano w tym miejscu.
Już miałem biec do ukochanej, ale zapomniałem się przedstawić i nie znałem też jego imienia, obróciłem się na pięcie w stronę osobnika.
-Drogi pechowcu, nazywam się Soushi i jestem chowańcem kitsune, znanym także jako shirou akumu oznaczające biały demon.-Powiedziałem dumnie patrząc na jego twarz.
-Jestem Tomiji i jestem bogiem w przeciwieństwie do ciebie biały demonie, widzimy się jutro w twojej kawiarence.
Ruszyłem od razu po jego słowach w stronę lokum Shiarou, musiałam uważać na bagietki, więc nie mogłem aktywować swoich mocy. Po dosyć krótkiej i wyczerpującej wędrówce byłem już na miejscu, wchodząc do jej mieszkania dostałem poduszką w twarz z powodu takiego spóźnienia się. Zrobiłem szybko kolację, Tsume siedziała przy stole i obserwując mnie dosyć negatywnym wyrazem twarzy. Po zjedzeniu kolacji, pozmywałem a ukochana przeniosła się na sofę, czułem jej wzrok, od razu po położeniu naczyń na suszarkę podszedłem do niej i pocałowałem w usta, odciągając swoje usta od niej czułem jak co raz bardziej zbliża się do mnie, wiedziałem o co jej chodzi, ale musiałem wracać spać do kantorka u tego zgreda. Przytuliłem ją mocno i obiecałem przyjść następnego dnia, pociągnęła mnie lekko za krawat do siebie i pocałowała delikatnie policzek. Wróciłem do mieszkania pana skąpego, otwierając drzwi kluczem czułem stuprocentową pewność, że Watanuki znów zniknął, zamknąłem za sobą bramę do pałacu krasnalów, przeszedłem do łazienki, która była większa niż pozostałość. Po umyciu się, od razu rzuciłem się na łóżko i ustawiłem budzik, następnie zasnąłem jak małe dziecko. Obudził mnie przeklęty dzwonek, ciągle brzęczał irytująco, ale wstać musiałem jakoś, każdy inny rodzaj pobudki mój organizm odrzucał, tak samo inne sygnały. Wstałem zirytowany z materacu, ubrałem swój ulubiony ubiór, garnitur z rękawiczkami, podobny od wczorajszego, ale kolor jego i rękawiczek był zupełnie odmienny. Dzisiaj miałem podchodzące pod fiolet rękawiczki i czarny garnitur. Zjadłem z ledwo co pustej lodówki wcześniej przygotowane kanapki, nie miałem czasu na robienie ich teraz, musiałem być przy kawiarence. Dosyć żwawym tempem doszedłem do kawiarenki, stanąłem niedaleko wejścia i zacząłem się rozglądać za tym chłopakiem, nim się spostrzegłem coś zaczęło mnie ciągnąć za tył marynarki. Spojrzałem za siebie i ujrzałem Tomijiego, dosyć nietypowe bóstwo, niezbyt wyróżniające się od innych mieszkańców tego wymiaru.
Rozmawialiśmy chwilę i poruszyliśmy kilka kwestii, jako takie podstawy mu wyjaśniłem, ale najważniejsze sam mu pokażę, tak razem zdecydowaliśmy. Ruszyliśmy w stronę portalu, gdy Tomiji go zobaczym, od razu podbiegł do niego bliżej i zaczął się w niego wpatrywać z zainteresowaniem, to była moja szansa do trochę wykorzystania chłopaka, gdy był centralnie o kilka centymetrów od portalu, po prostu kopnąłem chłopaka prosto w niego, a sam następnie wskoczyłem do środka. Lądując na ziemi ujrzałem leżące bóstwo, chyba lekko przegiąłem z siłą.
-Witamy na ziemi bóstwie.
-Nawet świetny początek twojego pokazywania.
-Mi tam odpowiada, sam byś tutaj nie przeżył, ale ja cię mogę chronić.
-A dlaczego niby nie mogę tu sam być?!
-Bo akumy cię zabiją.
-Co to akuma tak na marginesie.
Zacząłem tłumaczyć mu całą formułę o akumach i ich przeciętnym wyglądzie, następnie zacząłem mówić co się stanie gdy akuma zaatakuje bóstwo, słuchał dosyć uważnie tego co mówię i chyba zapamiętał każde przeze mnie wypowiedziane słowo. Podczas tłumaczenia mu tego wszystkiego zauważyłem, że akumy zaczynają nas otaczać, w chwili gdy jedna z nich zamierzała się rzucić w naszą stronę, mój phoenix pojawił się i oplótł nas swoimi skrzydłami, nie przerywałem tłumaczenia, Tomiji wyraźnie spoglądał oczami co wokół nas się dzieje. Zapewniałem mu bezpieczeństwo, ale wyraźnie lekko się martwił jednocześnie przestając słuchać moich słów wypowiedzianych do niego, to było trochę irytujące, tłumaczysz kolesiowi co i jak, a ten się martwi o potwory, które mu nic nie zrobią jak jest chroniony przeze mnie. Zostało kilka akum, a ja miałem dość bezsensownych tłumaczeń, pora pokazać to w praktyce, mój phoenix znikł, a ja zapaliłem jeden z dziewięciu ogonów. Spoglądałem na niedaleko nas oddaloną akumę, obserwowała nas swoimi bezbarwnymi ślepiami, była obrzydliwa, ale nic nie poradzisz na piękno innych. Rzuciła się na nas, leciała w powietrzu o ponad metr od nas, gdy była gdzieś około dwudziestu centymetrów, zrobiłem błyskawiczny ruch ręką wyciągając spod marynarki katanę, momentalnie przeciąłem potwora w pół, przeleciał obok nas z obu stron, z lewej jego jedna strona, a z prawej druga. Inne akumy oglądając całe to zjawisko, chyba zrezygnowały bo zaczęły odchodzić od nas, każda z nich szła w inną stronę, ale powoli pozostawiając szansę na gwałtowne zaatakowanie mojego towarzysza w razie nadziei na zdobycz.
-No to zrozumiał już jakie jest niebezpieczeństwo na ziemi?-Spytałem chłopaka wciąż stojąc do niego tyłem.
Tomiji?
1009 słów
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz