Miasto było zbyt głośne. Wszędzie dało się słyszeć rozmowy, krzyki, hałasy. Norma, to środek dnia, mało kto w tak ciepły dzień siedzi w domu. Lato w pełni, lepiej wyjść spod kołdry i ruszyć w miasto spotkać się ze znajomymi czy coś. I Shigeru zdał sobie sprawę, że nie chce wśród tego harmidru się znajdować, gdy znalazł się w samym jego centrum. Kiedy przypadkiem pomylił ulice i wtrynił się na tę, gdzie znajdowało się najwięcej kafejek natychmiast tego pożałował i przy pierwszej znalezionej okazji uskoczył w bok, byle stąd zniknąć. Co prawda uciekł tylko do ślepego zaułka, jednak tutaj pozwolił sobie zdjąć rękawiczkę i korzystając z mocy polecieć na dach budynku.
Z tej wysokości idealnie widział wszystkie chowańce i bóstwa błąkające się samotnie lub w czyimś towarzystwie po chodnikach. Nie zaprzątał sobie jednak nimi głowy, obrócił się na pięcie i ruszył w stronę lasu, cichego i zachęcającego swym istnieniem, nie to co miasto. Na szczęście nie miał do niego daleko, był tam już po kilkunastu minutach naprzemiennego latania i chodzenia.
Mimo tego, że już na skraju lasu nie było słychać nic poza szumem wiatru zdecydował się ma pójście dalej, żeby mieć sto procent pewności, że na nikogo się nie napatoczy. Zresztą to tam, w głębi lasu znajdowała się ta jedna, zdaniem lisa, niezwykła łączka. Prosta polanka, porośnięta trawą i kwiatami, otoczona liściastymi drzewami z małym strumyczkiem przepływającym, gdzieś z boku. Było to idealne miejsce, w razie zbyt wielkiego upału można było schować się pod drzewami przy wodzie i obserwować, jak ta bieży dalej, a na co dzień leżeć wśród roślin i obserwować niebo.
Shigeru udał się tam z miłą chęcią. Gdy był już na miejscu położył się wygodnie na trawie i splótł ręce pod głową tworząc swego rodzaju poduszkę czy podpórkę. Wbił wzrok w wolno sunące po niebie obłoki. Białe chmury wydawały się być równie leniwe co on. Zwłaszcza ta, która przypominała śpiącego niedźwiedzia. Wielki, obłoczny zwierzak wyciągnął za siebie tylne łapy, przednie trzymał pod swoim lekko uchylonym pyskiem. Tuż obok niego fruwał malutki motylek, delikatny i drobny. Shigeru nie widział go tak długo jak niedźwiedzia, wiatr, który na tej wysokości musiał być bardzo silny rozmył go po chwili skazując na zapomnienie.
Tak pojawiały się i znikały również kolejne obłoki. Jeden za drugim sunęły przez niebo i niemal co chwila zmieniały swój kształt jakby chcąc napisać własną historię dopóki jeszcze istnieją. Wiatr jednak nie dawał im wiele czasu, poganiał, przeganiał, sprawiał, że wpadały na siebie. Jakby to był jakiś wyścig, dla Shigeru dziwnie podobny do ludzkiego życia. Pojawiasz się, zostawiasz po sobie ślad, jeśli zdążysz i znikasz, sam nawet nie wiesz, kiedy wszystko co masz zostanie ci odebrane.
Białowłosy mężczyzna zastrzygł uszami i skierował wzrok na chmurę, która przysłoniła słońce dotychczas przyjemnie go ogrzewające. Łódź, jak nic. Masywna i twarda, pewnie wytrzymała uderzenie niejednej fali podczas sztormu. Marynarze na niej pływający z pewnością musieli czuć się na niej bezpiecznie i nie chcieliby jej zmienić na żadną inną. Pewnie nawet nadali jej jakieś imię. Mała Bessy, czy coś. Nigdy nie wiedział, jak ludzie wybierali imiona swoim pojazdom. On nadawał je tylko i wyłącznie istotom żyjącym. Nie znał się na tym. Ale mniejsza, ważne, że marynarze wierzyli w to, że ze swoją łodzią przetrzymają wszystko.
Lis ziewnął przeciągle nie odrywając wzroku od dryfującej po niebie chmury-łodzi, która aktualnie pokonywała inną, która przypominała wielką falę i nawet nie zauważył kiedy zasnął.
Minyoung?
Liczba słów: 557
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz