Ze wstydem poddając się woli agresora, leniwie przeturlałem się na drugi bok, ponownie susząc ząbki. Westchnąłem cicho, czując, jak obciążana przez całą noc strona ciała „pstyka” charakterystycznie, tym samym przyprawiając mnie o ból zębów. Ponownie podniosłem powieki, tym razem będąc niemalże pewnym o braku zagrożenia ze strony światła słonecznego. I tu właśnie nastaje moment, w którym o mało co nie siadła mi pikawa.
Jak zapewne się domyślacie, odwróciłem się z przekonaniem, że w pomieszczeniu jestem całkowicie sam. A tu, ni z gruchy ni z pietruchy, moim porażonym przez słońce oczom ukazuje się kobieta. I to nie byle jaka – piękna, młoda, lekko zaspana kobiecina beztrosko leżąca pod tym samym kocem co ja.
- Dobry – mruknęła w moim kierunku, delikatnie pocierając dłonią zaspane oko. – Jak się spało?
I co tu zrobić? Czułem, jak moje serce przyśpiesza, oddech staje się nierówny, ręce zaczynają się pocić. Już miałem zamiar się poddać – schować głowę pod puchaty materiał i nie wychodzić spod niego do końca dzisiejszego dnia – jednak w ostatniej chwili powstrzymała mnie męska wola walki. W ostatniej chwili stawiłem czoła wyzwaniu, głęboko nabierając powietrza za pomocą suchych ust…
- Gdzie Soushi-i-i? – jęknąłem z rozczarowaniem, chwiejnie podnosząc się na dłoniach do pozycji siedzącej. Sennie rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej, białej czupryny. – Zdrajca. Miał mnie pilnować, a nie zatrudnia-ać opiekunkę – mój głos, przesiąknięty rozczarowaniem oraz wyrzutami skierowanymi do lisiastego adresata, przecinał powietrze niczym świeżo naostrzona katana.
Kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem, unosząc jedną z brwi w pytającym geście. W tym samym momencie poczułem, jak mój pusty żołądek domaga się uwagi.
- Nie powiem, rozczarowałem się – prychnąłem, po raz kolejny wydymając usta niczym małe dziecko. Gwałtownym szarpnięciem podniosłem się do góry, jednocześnie niezbyt dyskretnie drapiąc się po zewnętrznej stronie uda. Gdy miałem już wychodzić z pokoju, mój wzrok przeniósł się na kobietę. - Oi, bluzeczka ci zjechała. Lepiej podciągnij ją, zanim wyjdziesz na miasto, mała – zwróciłem uwagę nieco nieprzytomnej dziewoi siedzącej na materacu, palcem wskazującym wytykając delikatnie przeciągnięty dekolt bluzki. Sam natomiast ruszyłem skocznym krokiem w kierunku pokoju chowańca. Dotarłszy do niego, rozpocząłem nieco niedelikatnie przeszukiwania. – Soushi – sensei, wiem, że musisz mieć tu coś do jedzenia~! W brzuszku mi burczy, a do cierpliwych nie należę!
W pewnym momencie w oko wpadło mi na wpół zjedzone pudełko z dość smakowitą zawartością. Wyczuwając jedną ze smaczniejszych przekąsek – mianowicie słone orzeszki maczane w miodzie – pochyliłem się z zamiarem dokonania szybkiego rabunku.
Niespodziewanie poczułem, jak bliżej niezidentyfikowana ciemna masa wdrapuje się wprost na moje plecy. Podskoczyłem gwałtownie, o mało co nie zrzucając z grzbietu pasażera na gapę.
- Ejejejejej, co tu się wyprawia? – pisnąłem niemęsko, jednocześnie z paniką w oczach okręcając się dookoła własnej osi w celu zidentyfikowania napastnika.
- Na barana – odpowiedział mi stanowczy… o dziwo dziecięcy głos.
534 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz