sobota, 17 marca 2018

Od Tomiji Cd Soushi "Samotność drogą do znajomości"


Ziewnąłem przeciągle, z trudem unosząc nadzwyczaj ciężkie powieki. Był ranek – przyjemny, ciepły, wyjątkowo słoneczny ranek. I żeby nie było wątpliwości, to właśnie promienie słońca – niezwykle brutalne, podstępne bestie – obudziły mnie swoją starą jak świat zagrywką. Mam tu na myśli, oczywiście, urządzenie sobie postoju w miejscu, gdzie szyba z premedytacją odbija wiązki światła wprost w me szlachetne oczy. Bestialstwo, tak wiem, a jednak w dalszym ciągu praktykowane.
Ze wstydem poddając się woli agresora, leniwie przeturlałem się na drugi bok, ponownie susząc ząbki. Westchnąłem cicho, czując, jak obciążana przez całą noc strona ciała „pstyka” charakterystycznie, tym samym przyprawiając mnie o ból zębów. Ponownie podniosłem powieki, tym razem będąc niemalże pewnym o braku zagrożenia ze strony światła słonecznego. I tu właśnie nastaje moment, w którym o mało co nie siadła mi pikawa.
Jak zapewne się domyślacie, odwróciłem się z przekonaniem, że w pomieszczeniu jestem całkowicie sam. A tu, ni z gruchy ni z pietruchy, moim porażonym przez słońce oczom ukazuje się kobieta. I to nie byle jaka – piękna, młoda, lekko zaspana kobiecina beztrosko leżąca pod tym samym kocem co ja.
   - Dobry – mruknęła w moim kierunku, delikatnie pocierając dłonią zaspane oko. – Jak się spało?
I co tu zrobić? Czułem, jak moje serce przyśpiesza, oddech staje się nierówny, ręce zaczynają się pocić. Już miałem zamiar się poddać – schować głowę pod puchaty materiał i nie wychodzić spod niego do końca dzisiejszego dnia – jednak w ostatniej chwili powstrzymała mnie męska wola walki. W ostatniej chwili stawiłem czoła wyzwaniu, głęboko nabierając powietrza za pomocą suchych ust…
   - Gdzie Soushi-i-i? – jęknąłem z rozczarowaniem, chwiejnie podnosząc się na dłoniach do pozycji siedzącej. Sennie rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej, białej czupryny. – Zdrajca. Miał mnie pilnować, a nie zatrudnia-ać opiekunkę – mój głos, przesiąknięty rozczarowaniem oraz wyrzutami skierowanymi do lisiastego adresata, przecinał powietrze niczym świeżo naostrzona katana.
Kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem, unosząc jedną z brwi w pytającym geście. W tym samym momencie poczułem, jak mój pusty żołądek domaga się uwagi.
   - Nie powiem, rozczarowałem się – prychnąłem, po raz kolejny wydymając usta niczym małe dziecko. Gwałtownym szarpnięciem podniosłem się do góry, jednocześnie niezbyt dyskretnie drapiąc się po zewnętrznej stronie uda. Gdy miałem już wychodzić z pokoju, mój wzrok przeniósł się na kobietę. - Oi, bluzeczka ci zjechała. Lepiej podciągnij ją, zanim wyjdziesz na miasto, mała – zwróciłem uwagę nieco nieprzytomnej dziewoi siedzącej na materacu, palcem wskazującym wytykając delikatnie przeciągnięty dekolt bluzki. Sam natomiast ruszyłem skocznym krokiem w kierunku pokoju chowańca. Dotarłszy do niego, rozpocząłem nieco niedelikatnie przeszukiwania. – Soushi – sensei, wiem, że musisz mieć tu coś do jedzenia~! W brzuszku mi burczy, a do cierpliwych nie należę!
W pewnym momencie w oko wpadło mi na wpół zjedzone pudełko z dość smakowitą zawartością. Wyczuwając jedną ze smaczniejszych przekąsek – mianowicie słone orzeszki maczane w miodzie – pochyliłem się z zamiarem dokonania szybkiego rabunku.
Niespodziewanie poczułem, jak bliżej niezidentyfikowana ciemna masa wdrapuje się wprost na moje plecy. Podskoczyłem gwałtownie, o mało co nie zrzucając z grzbietu pasażera na gapę.
   - Ejejejejej, co tu się wyprawia? – pisnąłem niemęsko, jednocześnie z paniką w oczach okręcając się dookoła własnej osi w celu zidentyfikowania napastnika.
   - Na barana – odpowiedział mi stanowczy… o dziwo dziecięcy głos.

534 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz