Zastanowiłam się chwilkę, dotykając swojej brody. Cóż, pytanie te jakoś nie pozwoliło mi wymyślić tego, co byśmy teraz mogli zrobić, aby przestać się nudzić. Z ciężkim westchnięciem zamknęłam oczy, marszcząc brwi w ogromnym skupieniu. Co zrobić, co zrobić. Po chwili uśmiechnęłam się uroczo, przechylając lekko głowę na bok.
-Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co byśmy mogli zrobić. Jedyne, co mi wpadło do głowy to to, aby zejść na ziemię, jednak to chyba nie będzie dobry pomysł, bo jestem bezbronna. Zawsze stawiam bezpieczeństwo innych przed swoim własnym, więc na pewno wplączę się w jakieś niebezpieczeństwo. Nie chcę ciebie na nic narażać.-rzekłam, kładąc głowę na swoich dłoniach ułożonych w "v", które z kolei ulokowały się na moich kolanach.
-Mnie na coś narażać? Nie jestem pierwszym lepszy chowańcem, potrafię bronić siebie i innych, więc nic się nam nie stanie.
Spojrzałam na niego z uśmiechem, po czym wstałam, otrzepując tył kimona. Złapałam delikatnie jego nadgarstek, po czym nadal z banankiem na twarzy ruszyłam, aby móc wreszcie odwiedzić ziemię, na której nie było mnie szmat czasu. Bałam się schodzić sama, bo dla mnie to było samobójstwo. Po napatoczeniu się na akumę, ta z łatwością by mnie załatwiła w kilka chwil. Odgarnęłam włoski na plecy, po czym nadal delikatnie ciągnąc za sobą chłopaka, uśmiechałam się, czekając aż będę już na miejscu.
---
Otworzyłam oczy, widząc wreszcie piękną metropolię. Wysokie budynki, piękne widoki, a w oddali widziałam też świątynię na wzgórzu. Była piękna. Aż żałowałam, że nie mogę teraz tam pobiec i obejrzeć jej z bliska. Nie chciałam za sobą szarpać chłopaka. Puściłam jego nadgarstek, rozglądając się z zachwytem. Tu jest tak pięknie. Gdybym mogła, codziennie bym tutaj przybywała, aby tylko nacieszyć się tym widokiem. Nie narzekam na swoją świątynię, jednak ubolewam nad brakiem jakiejkolwiek rozrywki, prócz sprzątania nadal wielu zakurzonych komnat. Ich jest tam zdecydowanie za wiele. Spojrzałam na białowłosego chowańca.
-Chodźmy gdzieś! Na przykład tam!-wskazałam na stojącą na wzgórzu świątynię.-Jest piękna. Możesz? Chcesz tam iść?
-Twoje święto, ty wybierasz.
-To idziemy tam!
Znowu złapałam jego nadgarstek, ciągle rozglądając się z zachwytem wokół. Kami no Jigen jest piękne, ale ziemia też ma swój urok! Powoli zbliżaliśmy się do wzgórza. Musieliśmy przejść przez park, który miał wiele rozwidleń. Drzewo przy drzewie zasłaniało słońce, przez co czuło się, jakby było się w lesie. Piękne, niesamowite! Nagle, przy jednym z konarów w bardzo dużym cieniu, siedziała płacząca dziewczynka. Zapomniałam o białowłosym, pobiegłam w jej kierunku, martwiąc się o nią. Nie znałam jej, jednak nadal niepokoił mnie jej stan. Ukucnęłam przed nią, kładąc dłoń na jej kolanie.
-Hej, malutka, co się stało? Dlaczego płaczesz? Gdzie twoi rodzice?-zapytałam, nie chcąc, aby czuła się tak źle.
Dziecko jednak nadal płakało, kiedy zaczęłam ją głaskać, szloch przemienił się w bardzo zmodulowany śmiech, który przeraził mnie bardzo mocno. Nie mogłam się ruszyć, kiedy dziewczynka uniosła głowę. Ujrzałam obrzydliwe oczy z których lała się czarna maź. Poczułam odór, a potem odsunęłam się od niej. Dziecko po chwili pokryło się jakimś... Nalotem, który zaczął pęcznieć. Obleśna akuma w kształcie przerośniętego szczura mutanta ruszyła w moim kierunku, nadal się śmiejąc. W moich oczach stanęły łzy, a usta otworzyły się z przerażenia.
-C-Co... N-Nie...-szepnęłam, po czym pisnęłam, zakrywając się dłońmi.
Szczur uderzył mnie ogonem, a ja uderzyłam w konar drzewa. Poczułam krew płynącą z mojej skroni, a mój wzrok zaczął płatać mi figle. Nie wiedziałam co się dzieje... Nie wiedziałam gdzie jestem... Akuma zbliżyła się do mnie, a ja zaczęłam czuć w miejscu uderzenia coś swędzącego. Błagam, żeby tylko nic nikomu się nie stało...
<Soushi?>
Ilość słów: 588
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz