- Naprawdę było, aż tak źle? - Łagodny śmiech Sprawiedliwości, który zwykle poprawiał mi humor, w tym jednym konkretnym przypadku niezmiernie irytował.
- Ciebie to śmieszy? Zniszczył moją katanę. Dosłownie. Nie mam cię czym teraz bronić, a ty się śmiejesz. - Fuknęłam na niego, wydając z siebie po chwili głośny pisk, kiedy namoczony wacik zetknął się z kolejnym rozcięciem na moich plecach. Jęknęłam cicho, przytulając do siebie mocniej swoją białą szatę. Mimo wszystko wolałam nie zostawać naga przy patronie, dlatego zarzuciłam na ramiona coś, co swobodnie mogłam zsunąć z pleców, by mężczyzna miał dostęp do ran. - Chodzący kłopot... Nie musiałbyś teraz tego bawić się w pielęgniarkę, gdybyś wcześniej pozwolił mi wywalić go ze świątyni.
Czułam, że chciał mi odpowiedzieć, jednak uprzedziło go pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, zastanawiając się kogo mogło przywiać o tej porze do świątyni. Westchnęłam cicho i podniosłam się, poprawiając materiał, by zakryć to, co nie powinno być na widoku. Czułam jak szata przykleja mi się do wciąż otwartych ran, piekąc nieprzyjemnie i ciągnąc przy gwałtowniejszych ruchach. Podeszłam szybko do drzwi, otwierając je na oścież i... Dosłownie zamarłam. Przede mną stał Yuudai. Okropnie brudny, poraniony i... Ugh, jak on cuchnął. Odruchowo zakryłam nos luźnym rękawem stroju, żeby jak najmniej czuć ten odór lecący od rudowłosego.
- Czy ty się do cholery kąpałeś w śmieciach?! - Warknęłam, zaciskając mocniej palce na drewnie. Tak bardzo chciałam mu je zatrzasnąć przed nosem, ale białowłosy, który stanął w przejściu do głównego holu wcale mi tego nie ułatwiał. Nawet gorzej, jego obecność sprawiała, że nie potrafiłam tego zrobić.
- To nie jest ważne. Chciałem ci podziękować, więc przyniosłem to. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, w której ściskał... Katanę? Uniosłam jedną brew, przyglądając się jej uważnie. Z pewnością nie była moja, ale... Na najgorszą także nie wyglądała. Zabrałam ją ostrożnie od niego i odstawiłam pod ścianę obok wejścia, po czym zerknęłam za ramię chłopaka. Nie było nikogo widać, dlatego złapałam go za podartą odzież i wciągnęłam do środka, zatrzaskując po chwili drzwi. Raczej nie tego się spodziewał, bo nawet nie zdołał utrzymać równowagi bez podparcia się ręką.
- Co ty sobie niby myślisz, co?! - Spojrzałam na niego wściekle, łapiąc kątem oka ruch Kiyuki'ego, który chciał mnie powstrzymać. - Że będziesz narażać siebie, mnie, mojego patrona, niszczyć moją broń, całować mnie w usta, a po wszystkim przyjdziesz, dasz kawałek metalu i wszystko będzie dobrze?! - W tym momencie Yuki zrezygnował z próby powstrzymania mnie i uśmiechając się łagodnie, odwrócił się, by wrócić do stolika, przy którym wcześniej siedzieliśmy wspólnie.
- Zasadniczo, to nie był pocałunek... - Yuudai próbował się tłumaczyć, jednak kiedy drewniana skrzynia roztrzaskała się o podłogę tuż obok niego. Jak dobrze, że jeszcze ich nie oddaliśmy po ostatniej dostawie jabłek. Okazały się nad wyraz przydatne.
- Milcz, zapchlony kundlu. - Warknęłam, pochodząc do niego i obracając go przez ramię na brzuch, złapałam za ręce i pociągnęłam w tył, przystawiając do jego pleców nogę. - Będziesz błagał o litość.
Rzecz jasna nie chciałam mu zrobić krzywdy. No... Zbyt wielkiej. Ale nawet Kiyuki nie kiwnął palcem, kiedy kitsune wołał o pomoc. Siedział jedynie po turecku przy stoliku, popijając herbatkę i uśmiechając się łagodnie jak to miał w zwyczaju. A jednak coś w tym uśmiechu różniło się od tego, którym obdarzał mnie czy pozostałych, coś co wywołało ciarki na moich plecach.
Po kilku minutach odpuściłam Yuudai'owi, gdyż mój nos naprawdę nie mógł już ścierpieć tego okropnego zapachu. Siłą wyrzuciłam go do łazienki, żeby się umył, a sama wróciłam do mojego patrona.
- Będziesz chciała go tu przenocować? - Zerknął na mnie znad swojej filiżanki. Westchnęłam cicho, opierając się na rękach za swoimi plecami. Odchyliłam głowę w tył, kręcąc nosem, w którym wciąż miałam ten nieprzyjemnie gryzący wręcz zapach.
- Jeszcze jedną noc, jeśli się zgodzisz. Trzeba mu coś znaleźć, bo nie może sypiać na śmietniskach.
- Jednak obchodzi cię to co się z nim dzieje. - Zaśmiał się cicho, odstawiając porcelanę na stolik i rozkładając ramiona w zapraszającym geście. Uniosłam jedną powiekę, by na niego spojrzeć, nieco urażona tymi słowami.
- Nie jestem bezduszna. Może i mnie irytuje, ale niewygodnie mi z myślą, że mogłabym go od tak zostawić na pastwę Akum. - Odparłam cicho, pakując się na kolana białowłosego, od razu się w niego wtulając.
- Niestety nie będę mógł wam towarzyszyć w poszukiwaniu lokum, ale mam nadzieję, że coś znajdziecie. - Otulił mnie szczelnie ramionami, składając ciepły pocałunek na czubku mojej głowy. Taaaaak, już widziałam jak łatwo i gładko nam to wszystko pójdzie, ale wolałam się już nie odzywać.
Yuudai?
Słów: 727
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz