Słońce zaczęło zachodzić i chować się za budynkami. Uważam, że miasto w tym czasie jest naprawdę ładne. Ponad to jest teraz takie ciche i spokojne, gdy nie ma wokół ludzi, że nie mogłem się oprzeć pójścia na spacer. Jakąś godzinę temu wysłuchałem modlenia kobiety, która poprosiła o to, aby jej córka bezpiecznie dotarła pociągiem do swego męża. Jak prosiła, tak się stało. Przy okazji zabezpieczyłem cały pociąg, chociaż w rzeczywistości w żadnym losie tamtych ludzi nie było mowy o wypadku pociągiem. Ten dzień zapowiadał się bardzo spokojnie. Czułem, że nikt go w tej chwili nie zniszczy. Po za tym kto mógłby to zrobić? Ludzie nie mogą mnie zobaczyć.
Ale nie wolno przecież chwalić dnia przed zachodem słońca. Zapomniałem o tym.
Przechodziłem właśnie obok domów zamieszkałych przez rodziny, kiedy do moich uszu dobiegł głośny krzyk i zdenerwowane szczekanie psa. Z początku zignorowałem to kontynuując swój spacer po melancholijnym miejscu, aż moje oczy dostrzegły zarys biegnącej postaci; poprawka. Ona uciekała ile miała sił w nogach, a za nim coś na wzór... psa. Tak, to on ujadał jak szalony i deptał po piętach swej ofierze, która zaczęła także krzyczeć. Udało mi się wyłapać takie zdania jak „Kto takie coś wypuszcza na miasto” albo „Dlaczego go jeszcze nic nie potrąciło”. Był coraz bliżej mnie, a ja nie zmieniałem kierunku. Poprawiłem ręce w kieszeniach i uważnie przyglądałem się tej scenie. Sądziłem, że biedny chłopak po prostu przebiegnie obok mnie, w ogóle nie zauważy, a pies za nim i pogoni go jeszcze dalej, niż w rzeczywistości pozwoliłyby mu na to łapy. Jestem ciekaw, co się stało. Musiał go za pewne czymś rozjuszyć.
Był raptownie kilka kroków przede mną. Specjalnie odsunąłem się na bok – to dziwne uczucie, kiedy nagle żywa postać przelatuje przez ciebie na wylot - a on nagle skoczył na mnie. Nie zdążyłem wypowiedzieć żadnego słowa, a nieznajomy chłopak wspiął się po mnie jak dzika małpa po drzewie. Oplótł się rękoma i nogami mocno, jakbym był jego ostatnią deską ratunku. Wyciągnąłem ręce lekko przed siebie – instynkt – ale nie było to potrzebne. Przyczepił się jak kleszcz i wręcz wspiął mi się na bark. Jego głowa była wyżej od mojej. W jego oczach widziałem łzy i iskierki bliskie szaleństwa. Tak szybko jak na mnie wskoczył, tak szybko zaczął gadać mi wręcz do ucha, abym zabrał tego psa. Poniekąd.
- Proszę! Zrobię dla ciebie wszystko, ale zabierz go ode mnie! Mam zdrowe nerki i płuca! Oddam ci je! Albo komuś, jak będziesz chciał! Będę się do ciebie modlił, proszę! Kopnij go! Albo uciekaj! Szybko! Zaraz mnie dopadnie! Zobaczysz! Wskoczy ci na łeb i rzuci się na mnie! One takie są! Będę dobry dla ludzi! Będę spełniał ich marzenia! Bronił ich przed psami! Tylko proszę! Zabierz go ode mnie! - mówił szybko, wyraźnie, czasem bez sensu mamrotał, że nie mogłem zrozumieć żadnego słowa. Widać było i słychać, że panicznie się ich bał jak i tego, że był bliski szaleństwa. Nie dużo biały kundel nerwowo zmieniał swoje miejsce i nie przestawał szczekać na chłopaka, a jednocześnie na mnie.
Oczywiście. Dzień nie może być idealny.
- Załatwię ci skrzydła! I nieśmiertelność! Zaraz... ty już jesteś nieśmiertelny. Zrobię dla ciebie wszystko!
Nie móc wytrzymać jego krzyków prosto do mojego ucha, na początku próbowałem jakoś odpędzić tego psa, ale on dalej ujadał jak szalony, a osóbka na moim barku robiła to samo. W tej chwili pożałowałem, że te zwierzęta mają szósty zmysł i niektóre mogą nas dostrzec. Żałowałem także tego, że chłopak nie był człowiekiem.
- Cicho bądź. Ucho mnie już boli – zatkałem mu usta ręką mierząc zdenerwowanym wzrokiem. Szybko pokręcił głową, a gdy zabrałem rękę, mówił jeszcze szybciej, ale ciszej. Nie słuchałem go z tego względu, że nie mogłem wyłapać ani jednego wyraźnego słowa. Westchnąłem i przeniosłem się do mojego świata, a dokładniej do mojej świątyni. Obcy dalej mnie nie puszczał twierdząc, że jak to zrobi, tamten pies się znowu pojawi i się na niego rzuci. Zdążyłem przejść już całą świątynie.
- Możesz już zejść? Pies nie wróci, a mi chyba przestawiłeś ramię – mruknąłem patrząc na niego z dołu.
<Ryu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz