sobota, 23 grudnia 2017

Od Loyda CD Asami "Amor caecus est"


 - Zaczekaj… - poprosił słabo, gdy bogini zaczynała już odchodzić.
   Asami rzuciła mu figlarne spojrzenie przez ramie.
 - Loyd, słonko, jestem wyczerpana udzielaniem mojego błogosławieństwa wiernym. Jutro z samego rana będę czekać na dziedzińcu, dobrze? – Uśmiechnęła się.
 - Taishoku, madam – poprawił ją niespodziewanie chłodno dla samego siebie i wyprostował się nieco pod jej spojrzeniem, czując się, jakby palnął straszną gafę. – Ale może mnie pani nazywać, jak tylko chce – dokończył sztywno, wpadając w manierę wojskową i czując ulgę odnajdując coś znajomego w tym specyficznym stylu bycia. Poczuł się trochę pewniej, wyobrażając sobie, że bogini jest tylko wyjątkowo liberalną panią generał.
 - Podoba mi się – odpowiedziała po chwili namysłu. – Znacznie ładniejsze, niż Loyd. Do jutra Taishoku.
   Chwiejąc zalotnie biodrami na boki ruszyła korytarzem do własnych komnat, pozostawiając mężczyznę przy pustych. Loyd odetchnął i rozluźnił mięśnie. Wszedł do całkiem pustego pomieszczenia, wyłożonego matami. Zdążył się jednak już nauczyć, że w tym śmiesznym niebie w świątyniach zawsze ukryte są gdzieś materace. Tylko trzeba umieć je znaleźć…
   (…) Słońce jeszcze nie wstało, gdy mężczyzna był już na nogach. Pozwolił sobie skorzystać z świątynnych łazienek, jednak ubrał się w swój zwykły, stary strój – nieco przetarte moro wzoru angielskiego. Ubrany, umyty i ogolony wyszedł na dziedziniec, znajdujący się wewnątrz świątyni i usiadł na drewnianym tarasie. Położył dłonie sztywno na kolanach i starał się nie myśleć o nadchodzącym spotkaniu. Poprzedniego dnia tak naprawdę nie udało mu się wiele zrobić. Zbyt się obawiał, a potem było już zbyt późno.
   Pierwsze promienie słoneczne zaczynały rozjaśniać nieboskłon. „Same rano” właśnie się rozpoczynało, jednak bogini nie było nigdzie widać. Loyd oddychał głęboko, starając się przegonić narastający stres.
 - Już czekasz?
   Czarnowłosy uniósł głowę, by ujrzeć zjawiskowo piękną dziewczynę przed sobą. Delikatny róż wschodu tylko podkreślał jej delikatną urodę. Bogini uśmiechała się. Bogini chyba bardzo lubiła się uśmiechać. Mężczyzna poderwał się ze swojego miejsca i wyprężył jak struna.
   Asami podeszła do niego bliżej, wyminęła i usiadła na tarasie, zmuszając żołnierza do odwrotu o 180 stopni.
 - Więc? Szukałeś mnie, tak? – zapytała boginka, zakładając skromnie nogę na nogę. Pod jej spojrzeniem upór Loyda, by trwać w swojej ziemskiej postawie żołnierza słabł z sekundy na sekundę.
 - Chodzi o moją przysięgę… wiem, że teraz mogę spełnić to, co powiedziałem, choć wtedy nie mogłem… - spłonił się cały na twarzy i ukląkł na jedno kolano, zażenowany. – Powiedziano mi, że można zostać Chowańcem bóstwa. O tym wtedy mówiłaś prawda? Czy powinienem… powtórzyć tamtą przysięgę?

(Asami? Miał czas cię odnaleźć – nie miał czasu ogarnąć, na czym polega kontrakt XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz