Obudziłem się w dziwnym miejscu. Podniosłem się spanikowany i zacząłem cofać. Czemu nie ma ściany… Gdzie jest ta cholerna ściana!? Nagle poczułem coś na plecach. Błagam, żeby to była ściana. Niby czułem się bezpiecznie i lekko, ale nie znałem tego miejsca. Podniosłem głowę do góry i pisnąłem, odskakując od osoby, która stała za mną. Potem dowiedziałem się, że jest to Bóg. Wyjaśnił mi, skąd się tu wziąłem i jakie jest moje zadanie. Jestem… Bogiem Przeznaczenia? Ten mężczyzna poprowadził mnie do mojej świątyni. No nieźle! Mam swoją świątynię! Przeszedłem przez próg, a Bóg ponownie coś zaczął mówić. Nagle jakby znikł. Rozejrzałem się niespokojnie, a potem odwróciłem się do świątyni. W sumie niezła chata. Podrapałem się po głowie. Nagle usłyszałem czyjś głos.
,,-Panie Boże. Proszę cię, abym mógł wreszcie wiedzieć, co powinienem robić. Moi rodzice, karzą mi być prawnikiem, ale ja czuję, że to nie dla mnie. Uświadom mnie proszę, Boże, abym wreszcie wiedział…”
Co to? Kto to? Spanikowany rozejrzałem się wokół siebie, obkręcając się przy okazji milion razy wokół własnej osi. Nie dostrzegłem nic, ani nikogo. Przełknąłem głośno ślinę i z krzykiem wybiegłem ze świątyni. Biegłem dłuższy czas, myśląc, co się dzieje. Słyszę głosy… Oszalałem! Boże! Oszalałem! Tak sobie leciałem jak nienormalny, aż na kogoś wpadłem. Uderzyłem z całej siły o kogoś, padając na tą osobę. Dotknąłem nosem jego lub jej ust. Podniosłem głowę i potrząsnąłem głową. Wstałem, cofając się. Popatrzyłem na chłopaka, zaciskając dłoń na torsie.
-P-Przepraszam cię, bardzo mocno!-powiedziałem, nadal zaciskając dłoń.
<Shinaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz