Jak zwykle musiałam zasnąć, ostatnio zdarzało mi się to za często, chociaż dużo snu było zdrowe dla organizmu, przynajmniej tak mówią ludzie. Bogowie mogą w sumie chorować? Dobre pytanie. Obudziłam się na polanie, byłam przykryta dobrze znaną mi marynarką. Ten zapach, mój chowaniec postanowił do mnie dołączyć. Miło z jego strony, kiedy tylko uniosłam głowę wyżej ujrzałam go. Leżał obok mnie na plecach, wpatrywał się w niebo jakby to było coś najpiękniejszego na świecie. Wyglądał na dosyć zamyślonego, a że ja lubię czasem zwrócić na siebie uwagę to wyciągnęłam dłoń przed siebie. Już prawie, go miałam. Niestety odwrócił głowę w moim kierunku, nie ma co. Czujny chowaniec. Pogłaskałam go delikatnie po uszach, ciągnąc je tym samym.
- Witaj Kushino- skinął, pozwalając mi na dalszą zabawę.
- Hej Soushi, jak tam. Wyspałeś się chociaż trochę?- Uniosłam się do siadu, naciągając marynarkę mężczyzny na ramiona. Tym samym dałam mu też spokój.
- Spałem jak dziecko - skinął. Zaraz przysunął koszyk bliżej nas, otworzył go a moim oczom ukazała się tona jedzenia.
Kanapki, pod nimi schowane owocem kubki oraz coś do picia. Klasnęłam w dłonie uśmiechając się szeroko. No nie ma co, popołudnie będzie udane. Zaraz zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy, przyszykowałam nakrycia, nalałam nam przepysznie pachnącej herbaty.
- Spisałeś się Soushi- poklepałam go delikatnie po głowie- Za udany dzień!- uniosłam swój kubek, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Za udany dzień, moja pani- zetknął swój z moim
Niby mały gest, ale jak ciepło zrobiło mi się na sercu. Gdybyśmy tylko mogli pokazać ludziom na ziemi, że tak też można żyć, bez wojen, bez sprzeczek i innych kłamstw. Niestety ale byli ślepi na wszystko. Jako bóstwo pokoju starałam się wypełniać ich prośby. Ogromna ilość, a ja byłam jedna. Miałam również jednego chowańca, dobrze by było gdybym miała drugiego. Pytanie nasuwało się również samo, można było mieć drugiego? Bóg nic o tym nie wspominał, musiałabym sie go zapytać jak najszybciej, czy taka opcja istnieje.
- Kushino? Hej, Kushina- usłyszałam głos mojego podwładnego.
- Um.. Mówiłeś coś? Wybacz, musiałam odlecieć. O co chodzi Soushi?
- Chciałem wiedzieć, czy Ci smakuje. Nie ruszyłaś kanapek, tylko wypiłaś herbatę. Wszystko dobrze? Stało się coś?- pochylił się, aby nasze spojrzenia się spotkały.
- Zastanawiałam się nad swoją pracą Bóstwa - uśmiechnęłam się niewinnie- Moim zadaniem jest sprowadzić pokój na ziemie, czasami sobie zadaje pytanie czy temu podołam. Jest nas teraz dwoje a wierzący są liczeni w milionach, przydałby nam się ktoś do pomocy..
- Hmmm- mruknął soushi.
- Spokojnie, nie zaprzątaj sobie tym głowy! - zapewniłam od razu- Mieliśmy wspólnie spędzić dzień, pomartwię się o to innym razem- wzięłam kanapkę w dłonie.
< Soushi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz