Otarłem dłonią pot z czoła. Odkąd tu trafiłem zamieszkałem z króliczymi Youkai, którzy prowadzili małą farmę. Pomagałem im ile mogłem, by jakoś się odwdzięczyć, ale mimo to i tak czułem dług przez ich wyjątkową dobroć - W końcu kto normalny przygarnia pod swój dach nieznajomego, który nie wiadomo skąd wziął się na ich polu.
- Komugi nii-san! - Usłyszałem głos dzieciaków, które zaraz na mnie skoczyły, chcąc mnie powalić na kupkę siana, którą dopiero co ułożyłem...i udało się im. Pod ciężarem pięciu króliczków wiszących na moich kończynach szybko zaliczyłem glebę w złotą trawę.
-Mówiłem wam brzdące, że jestem Shin.... S-H-I-N - Przeliterowałem pojedynczo literki śmiejąc się cicho. Wiedziałem, że i tak będą na mnie mówić tym dziwnym przezwiskiem, które określa Pszenicę. Wzięło to się im z dwóch powodów. 1. Mam złote włosy 2. Ich ojciec znalazł mnie na polu pszenicy .
- K-o-m-u-.... - Nami, gdyż tak nazywała się jedna urocza kuleczka zacięła się myśląc, jak dalej literuje się to słowo. Co jak co, ale to było urocze, jak patrzyła na swoje paluszki i liczyła powoli - ...-u-g-i - Uniosła łapki w geście zwycięstwa, a moje serduszko właśnie zostało przez nią kupione.
Złapałem ją i zacząłem łaskotać. Był to jej słaby punkt, więc szybko zaczęła się śmiać i wiercić. Rodzeństwo ruszyło jej na ratunek atakując mnie, przez co byłem zmuszony do taktycznego odwrotu. Łaskotki to zło.
- Mama kazała cię zawołać i powiedzieć, byś zerwał jabłka przy okazji- Odezwał się Shu poprawiając okularki na swoim nosku. Miał lekką wadę wzroku, lecz to wcale mu nie przeszkadzało. Potrafił chodzić i bez nich, tyle, że nie dostrzegał bliżej położonych rzeczy.
- Już lecę! - Zerwałem się szybko na nogi zrzucając malce na miękkie sianko. Jeszcze mi by brakowało, by się poobijały, bądź nie daj boże połamały.
Nie czekając na nich wróciłem się do gospody, zaczepiając po drodze o sad, gdzie szybko zebrałem koszyk czerwonych, soczystych jabłek.
W domu zastałem SHiro, przygotowującą dania na dzisiejszy obiad, a zarazem jutrzejsze przyjęcie. Zapach był przyjemny, lecz miał jedną wadę... nie było w nim ani grama mięska. Nie miałem szans , by je tu dostać, więc musiałem żyć na samych warzywkach. Królicza rodzinka i zieleninka.
- Mógłbyś pójść do miasta po suszoną bazylię? Będę jej potrzebowała na jutro, lecz nie dam rady dziś pójść do miasta - Kobieta podała mi mały woreczek z monetami oraz moją bluzę, którą przed pracą zostawiłem na krześle.
- Nie ma sprawy - Uśmiechnąłem się szeroko i nałożyłem bluzę chowając pieniądze do kieszonki. Wcześniej oferowałem pomoc w gotowaniu, lecz odmówiła stwierdzając, że mam się zając porządkowaniem stodoły pod nieobecność Usagiego- męża gospodyni.
Nie pytając o zbędne rzeczy wyszedłem z chaty kierując się od razu w stronę miasta...niestety los chciał, bym z kimś zaliczył bolesną stłuczkę. Upadłem na tyłek zbytnio nie wiedząc co się stało...zbyt nawet nie wiem skąd nadbiegło stworzenie, że go nie zauważyłem.
-P-Przepraszam cię, bardzo mocno! - Odezwał się czyjś spanikowany głos.
Spojrzałem w górę na postać o pięknych dwu kolorowych oczach. One jako pierwsze zwróciły moją uwagę...dopiero później przyjąłem do siebie takie szczegóły jak odcień włosów czy ubiór...a co ważniejsze... brak cech zwierzęcego chowańca. Broń? czy nie daj boże bóstwo... zabiłbym się chyba przez taką wpadkę.
- Nic się nie stało- Wstałem otrzepując ubrania z piasku i pyłu. Na czarnych ciuchach będzie to widoczne...oj będzie. - Coś się stało? Uciekasz przed czymś?
Chłopak był widocznie roztrzęsiony...musiał mieć do tego powody. Może jest tu nowy i nie do końca ogarnął czemu jeszcze żyje i gdzie jest? Coś musiałem z tym zrobić... jego oczy zbyt bardzo mnie urzekły.
< Kage?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz