wtorek, 26 grudnia 2017

Od Katamarana CD Reiko "Cel mojej broni"


   Leniwe podrapanie się po zarośniętym policzku. Obijałem się przez większość czasu, co tu dużo mówić. Ilość tych całych modlitw zmalała, ludzie nagle poznikali, wierzący ucichli. Pewno mieli ważniejsze rzeczy do roboty, jak proszenie o jakiś cud, żeby do pracy nie iść. Na przykład prosić o zdrowie. No, zdrowie, to ważna rzecz przecież. Albo o urodzajne plony, to też odgrywało bardzo istotną rolę. Pieniądze. Miłość. Cokolwiek. Nie lenistwo, po prostu nie. Ja rozumiem, chwila odpoczynku...
   Znowu się nad sobą użalam, srał pies, mam pracę, mam, nie powinienem narzekać, bo się skończy gadanina, a ja zniknę szybciej, jak się tu pojawiłem. Chociaż, czy to takie straszne? Nie pogardziłbym wiecznym odpoczynkiem...
   Powinienem sam siebie o to poprosić? Można tak w ogóle?
   Przechadzka raczej dobrze mi zrobi, zaczynam wariować w tej świątyni, ściany się zbliżają, słyszę głosy, te sprawy. Brakuje tylko pieczątki potwierdzającej zaburzoną psychikę i voila, macie mnie.
Zginę w ogniach piekielnych, skończę u Hadesa, trząchnę się na drugą stronę, zobaczycie. Na co mi to było? Nie mam zielonego pojęcia.
   Jak powiedziałem, tak zrobiłem i chwilkę po dziwnym wewnętrznym monologu, spokojnie spacerowałem sobie, a to laskiem, a to łączką, a to jakimś wygwizdowem, gdzie żywej duszy nie było, tej martwej zresztą też. Cicho wszędzie, głucho wszędzie, tylko ten mój niespokojny oddech nieco drażnił. Głęboki, lekko świszczący, jak czajnik, czy co to tam.
   No i za chwilę skończyłem z włócznią przystawioną do nosa. Nie dosłownie, ale mało brakowało, żeby ta narwana dziewczyna wcisnęła mi ją w nozdrze, albo oko. Ruda. Rude zawsze złe. Rude furiat, rude niedobre, wystrzegać się.
   Uniosłem dłonie na wysokość klatki piersiowej w geście poddania się, ściągając brwi i lustrując dziewczę wzrokiem. No błagam, co ja, akuma? Demon jakiś?
   Westchnęła głośno, widząc, że to tylko ja, ale broni nie opuściła. Chrząknąłem.
 — Mogłabyś. To. No ten, mi sprzed nosa zabrać? — mruknąłem beznamiętnie, dalej zerkając na nią jak na oszołomkę. — Diabłem to ja raczej nie jestem, a na bitki nie mam czasu, no dalej, nie mam broni, nawet chęci do życia nie mam, o czym my gadamy. — Przewróciłem oczami, bo nie zapowiadało się na to, żeby sobie odpuściła.
   To ta od walki, prawda?
   Oczywiście, że prawda.
   No to nieźle.

Reiko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz