czwartek, 28 grudnia 2017
Od Nozomi CD Maladie " Wspólne szukanie szczurów"
Czterysta lat to kupa czasu. Szczególnie jeśli spędza się go w boskim, idealnym świecie. Raju pełnym perlistego śmiechu perfekcyjnych w każdym calu bóstw i zapracowanych, oddanych im chowańców. Bardzo niesmacznym żartem jest fakt że akurat za życia samuraj, po śmierci pokorny, zwierzęcy sługa taki jak ja od niespełna czterech wieków jako jeden z nielicznych swojego pana znaleźć nie może. Boki zrywać. Ale przecież nie powinnam narzekać. W końcu dane mi zostało życie wieczne. Ponoć tylko osoby o czystym jak łza sercu otrzymywały od Stwórcy taką ofertę nie do odrzucenia. Czterysta lat to kupa czasu. A i tak nie wystarczyło mi żeby znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego akurat mnie uznano za godnego tytułu Chowańca.
Czarne, dymiące, a gdzieniegdzie żarzące się jeszcze zgliszcza. Znów ten sam sen. Noc w noc śniło mi się to samo. Pole szarego, gorącego jeszcze popiołu z powtykanymi gdzieniegdzie w ziemi zwęglonymi deskami. Obudziłam się, jak zwykle przygnębiona mrocznymi obrazami. Już chciałam wstać gdy nagle straciłam równowagę i upadłam na cztery łapy. No właśnie, łapy. Najwyraźniej znowu zasnęłam w psiej postaci. Przemieniłam się z powrotem. Jeszcze zostanę psem na zawsze i co wtedy? Rozejrzałam się po okolicy. Nic nie mówiące mi drzewa górowały nade mną jakby poganiając do opuszczenia lasu. Cóż jednak mogłam poradzić, że tam czułam się najlepiej? Otoczona zielskiem, w którym czaiła się zwierzyna wszelkiej maści. Uznałam jednak że lepiej będzie nie nadużywać gościnności gospodarzy i ruszyłam przed siebie. Bez konkretnego celu. Pozwoliłam nogom obierać drogę. W między czasie rozmyślałam nad następną czynnością którą mogłabym wypełnić posiadany w nadmiarze czas. Trening? Nie miałam już z kim ćwiczyć, chyba że z drzewami, ale była to raczej nierówna walka zwykle kończąca się destrukcją tudzież poważnymi obrażeniami u przeciwnika. Medytacja? Hmm... Może... Dawno się jej nie oddawałam. Wtem moje rozważania przerwał intrygujący lecz równocześnie mrożący krew w żyłach widok. Sprawiający wrażenie opuszczonego budynek bez wątpienia zawierał w sobie jakiś złowrogi pierwiastek ale dla mnie było w nim również coś hipnotyzującego. Może był to jego "wewnętrzny urok", może jakaś złowroga magia mnie kusiła a może to moja wewnętrzna potrzeba konfrontacji z czymś nowym i niespotykanym w tym idealnym wymiarze. Zafascynowana tajemniczym widokiem nie zauważyłam nawet obecności obcego. Nic nie usłyszałam ani nie poczułam, ale może to właśnie ten brak bodźca zmusił mnie do odwrócenia się. Moim oczom ukazał się rosły (zdawało się że) mężczyzna w białej, przypominającą ptasią czaszkę masce i pokryty czarnymi jak noc piórami. Ani ja ani on nie odezwaliśmy się ani słowem. Staliśmy tak tylko w niepewności czekając na reakcję drugiego.
- Nozomi... Jestem - uznałam za stosowne w końcu się przedstawić. - Przybywam... W pokoju...?
Cierpliwie czekałam na reakcję. Czy wybuchnie śmiechem na dźwięk moich słów czy rzuci się do gardła pozbawiając życia...
<Maladie? >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz