Cipher przechadzał się powolnym krokiem po mieście, beztrosko wymachując laseczką, wpatrzony w błękitne niebo, ponad gwarem miasta. Jego obcasy stukały rytmicznie, wybijając nikomu jeszcze nieznany hymn KLUSKI. Minął roztargnionego Nekomate, z którego torby z zakupami wyleciały wszystkie zakupy, zatrzymując się tylko na chwilę, by pochwycić w dłoń pomidora, w na którym pękła skórka pod wpływem uderzenia, odwrócić się o 360 stopni w scenicznym piruecie i wznieść warzywo ku słońcu, by stracić nim zainteresowanie, gdy już znalazło się w kluczowym punkcie, pozwolić mu upaść na chodnik i zamaszystym krokiem człowieka, który się gdzieś śpieszy, odejść od miejsca zdarzenia, pozostawiając zrozpaczonego Chowańca samego z problemem.
Przeszedł również koło drobnej youkai, dźwigającej zdecydowanie zbyt ciężki, jak na jej gabaryty, dzwon świątynny. Wymijając ją, skręcił w boczną uliczkę, znacznie ciemniejszą i brudniejszą od pozostałych, by móc przez chwilę ponapawać się widokiem niechlujnie-mozolnie wykonanyc graffiti. Jego szczególną uwagę zwróciło jedno, przedstawiające martwego szczeniaczka, leżącego na półmisku z jabłkiem w pyszczku, obłożonego warzywami. Całość kompozycji zamykały otwarte usta.
- Brak przemocy prowadzi do najwyższej etyki, która jest celem całej ewolucji. Dopóki nie przestaniemy krzywdzić innych żywych stworzeń, ciągle będziemy dzikusami. – powiedział do siebie cicho, przesuwając dłonią po muralu, odkurzając go dłonią. Bliźniaczy mural na ziemi zapewne zareagował na jego ruch, przepędzając z siebie nędzne podpisy i przekreślenia, robione przez chamów i debili, którzy potrafią tylko niszczyć. Cofnął się, by obejrzeć żywe kolory dzieła i ruszyć dalej, gdy zobaczył na swojej drodze upadającą, chłopięcą postać. Oczywiście nie stanowiłaby ona dla niego żadnej przeszkody, gdyby nie fakt, że zaraz pojawiło się przy niej kilku wysokich kolesi, kopiąc leżącego.
Mekura-no-kami ruszył prosto na nich, a jego frak powiewał jak sztandar bojowy. Jeden z napastników odwrócił się. Jego rysy przypominały nieco twarz byka i było pewne, że nie należał do świata bogów. Boczne uliczki mają w sobie jakąś magię. Zagłębiając się w ich ciągi nigdy nie wiesz, czy nie znajdziesz się gdzieś zupełnie indziej, niż zamierzałeś. Szczególnie, jeśli jesteś kimś takim, jak Cipher i twój umysł błądzi poza granicami swojego pojmowania.
- Spierdalaj złotowłosa –warknął byk. – Chyba nie chcesz w ryj, ha?
- A oto i przykład do wyżej przytoczonego stwierdzenia, drodzy panowie, piękne panie. – Bóg odwrócił się zamaszyście twarzą do ściany i przy ostatnich słowach ściągając cylinder skłonił głowę na prawo, potem na lewo, a następnie założył go ponownie i odwrócił się w kierunku prześladowców, by kontynuować swoją drogę.
Pozostałych dwóch także przestało okładać ofiarę i teraz cała trójka porozumiała się spojrzeniem mówiącym: „Sklepmy tą tępą dzidę”. Dwóch z nich ruszyło na Mekurę, jednak trzeci kopnął jeszcze raz leżącego chłopaka… po czym poleciał w powietrze, niemal wpadając na swoich znajomków, którzy w ostatniej chwili zdążyli się uchylić i odwrócić w stronę napastnika. Był nim niski mężczyzna o czarnych włosach, który właśnie kończył pomagać leżącemu pozbierać się z ziemi. Gdy uniósł wzrok na prześladowców, w jego oczach widać było furię. Pierwszy mężczyzna nie miał wiele szczęścia, bo od błyskawicznie został uderzony w brzuch i gdy osunął się na kolana, jego los został przypieczętowany ciosem w głowę. Drugi jednak zdążył uciec, wymijając Ciphera tak, że następny cios pięści wymierzony został w osłoniętą tkaniną twarz boga. Ten jednak schylił się błyskawicznie, by podnieść z ziemi ząb, który utracił jeden z prześladowców i jednym ruchem znaleźć się za plecami atakującego.
- Definitywnie nie ludzki, albowiem w ludzkiej szczęce takoż duży by się nie pomieścił. Azaliż ci mężczyźni byli Akumami?
(Azazel? Co teraz zrobisz?^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz