Nienawidziłam walki, rywalizacji między sobą. Nie mogłam tego znieść, zawsze z automatu próbowałam temu zapobiec. Ci dwaj mężczyźni wtedy.. Ugh, dobrze że Soushi zareagował na czas. Inaczej polałaby się niepotrzebnie krew. Z całego zdarzenia otrząsnęłam się dopiero u siebie w świątyni. Tam mogłam spokojnie usiąść, oczyścić umysł uspokoić się. Mój chowaniec zapytał również, czy mógłby dostać jedno z łóżek. Zgodziłam się na to bez wahania, wskazałam mu odpowiedni pokój, a sama wyszłam przed swoją świątynie. Noc zapadła strasznie szybko, uznałam to za idealną porę by udać się nad swoją polankę.
Tam księżyc świecił wysoko na niebie, oraz raczył mnie swoim blaskiem. Zadowolona z efektu, usiadłam na trawie, wpatrując się jak zahipnotyzowana w niebo. Miliony, jak nie miliardy gwiazd migotały sobie tam wysoko, przeganiając się równocześnie tym, która świeci najjaśniej.
"Dobry boże, pozwól załagodzić spór pomiędzy naszymi rodzinami. Mam dosyć życia w ciągłym strachu, oraz smutku. Chciałbym, żeby było jak dawniej. Wcześniej śmialiśmy się, wychodziliśmy na każdego rodzaju atrakcje, teraz przez jedną głupią rzecz wszystko się zawaliło. Napraw to proszę, jeśli Ci się to uda będę dozgonnie wdzięczny do końca swoich dni. Przekaże całe swoje pieniądze na Twoją świątynie. Dosłownie wszystko co mam. Poświęcę całe swoje zwierzęta hodowlane w ofierze."
Kiedy tylko usłyszałam taką prośbę od razu mnie zamurowało. Ten człowiek serio musiał być zdesperowany, skoro chciał "oddać" mnie wszystko na, co tak ciężko pracował. Nie mogłam na to pozwolić, musiałam pomóc mu za wszelką cenę. Nie mogłam go dodać, na kolejkę oczekujących. Bałam się, że może się stoczyć na samo dno, z którego nie ma już powrotu. Praktycznie wszyscy Ci udają się wtedy w stronę śmierci, a ona już tak łatwo nie odpuszcza. Szybko wróciłam do swojej świątyni, aby przygotować się na wyprawę. Musiałam zejść na ziemię, a co za tym idzie.. stawić czoła moim wrogom. Zajrzałam do miejsca, gdzie spał mój chowaniec, już chciałam go budzić jednak, odpuściłam sobie. Wydawał się być bardzo zmęczonym, nie pytałam dokładnie o co chodzi, mimo iż powinnam. Niech odpocznie, zasłużył sobie na to jak nikt inny. Dotarcie do świata ludzi zajęło mi o dziwo tylko kilka chwil. Niezwłocznie ruszyłam na poszukiwania świątyni w której modliła się ta osoba, co nie było łatwym zadaniem, bo świat był ogromny. Przemierzałam kilometry, jak nie mile. Zatrzymałam się dopiero po godzinie drogi. Na miejscu zaczęłam lokalizować cel wiernego. Prawdę powiedziawszy miałam trochę ułatwione zadanie, że względu na to iż podał mi więcej danych o sobie. Musiałam szukać jednego, dużego gospodarstwa, na którym były zwierzęta. Ewentualnie wieś, to też była opcja. Zanim jednak zdołałam wykonać jakikolwiek ruch, usłyszałam ciche śmiechy. Miałam wrażenie, że strach paraliżuje moje ciało, chyba też przestałam oddychać. Obróciłam się bardzo powoli za siebie, dzięki czemu mogłam dostrzec ślepia w ciemnościach.
- No.. - usłyszałam zachrypnięty głos- Bóstwo zeszło idealnie w samą porę. Zapraszamy na kolację - Ktoś wyszedł zza krzaków, ukazując mi swoje oblicze.
Wielki, masywny demon o świńskiej twarzy, która aż śliniła się na mój widok. Zza jego pleców zaś zaczęły wyławiać się inne Akumy, każda z nich wyglądała inaczej inna szczupła, jeszcze inna wysoka, ale dobrze zbudowana. Drgnęłam lekko, kiedy podeszły bliżej.
- No.. Panienko, damy Ci kilka chwil przewagi- zaśmiały się razem, kiedy ja zerwałam się do biegu.
"Soooooushi"- krzyknęłam w myślach, mając nadzieje, że to pomoże mi w pewien sposób-" Pomóż mi! Szybko!"
Soushi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz