piątek, 4 stycznia 2019

Od Victorii CD Mikleo i Tarou "Spotkanie Trojga"


Gdy tylko usłyszałam o pomyśle Toru, który bez powiadomienia mnie zaprosił tego psa do domu, będący moim, tylko i wyłącznie moim domem do cholery!
Szlag mnie zaczął trafiać. Może bożek chce mnie zirytować jeszcze bardziej niż ostatnio. Świetnie mu to wychodzi, mam nadzieję, że jest z siebie dumny.
Kiedy ten kręcił się w kuchni, ja leżałam na kanapie w czarnej bokserce, która kończyła się przed brzuchem, oraz w krótkich spodenkach koloru białego. Z irytacji i kumulacji tego, co się właśnie dzieje, podrzucałam gumową piłeczką i ją łapałam pownowie, czasami też odbijałam od ściany.
Chcą złapać już lecący do mnie przedmiot, został on bezczelnie zatrzymany.
- Możesz zachowywać się normalnie? - warknął niezadowolony.
- Powiedział to ten, co ugania się za psem. Jeśli jesteś taki hej do przodu to może następnym razem zaproś go do świątyni.. - byłam wkurzona, ale starałam się nie krzyczeć, bo aktualnie nie miało to większego sensu.
Toru, wrócił do szykowania jakże przypalonej jajecznicy. Co za dzban.
- Vici, otwórz - powiedział z kuchni.
- Co ja jestem, pies? Sam sobie otwórz, ja mam lepsze rzeczy do roboty niż otwieranie drzwi człowiekowi, którego nie znam. To nie ja w końcu zapraszałam go na śniadanie.
Slyszałam doskonale, jak ten klnie pod nosem, gdy wypowiedziałam te słowa.
Pan parasolka, przywitał się z nim, a następnie zaprosił do środka. Kazał mu się czuć jak u siebie i inne bzdury, które mówi się gościom.
- Vici, choć coś zjeść - rzekł tylko i wyłącznie z czystej grzeczności.
- Podziękuję, nie mam ochoty na spaloną jajecznice... - rzekłam odbijając piłkę dalej, ale zauwarzyłam, że oczy chłopaka wędrowały za gumowym przedmiotem, więc przestałam.
- Idę coś zjeść.. - rzekłam ozięble i w drzwiach przemieniłam się w lisa, aby pognać zjeść jakąś sarnine czy inne chodzące tu cholerstwa.
Biegłam tak daleko, że w końcu nie wiedziałam co ze sobą zrobić, wszystko dla mnie bylo tutaj inne, nowe. Natrafiłam na dom, który również jak mój był oddalony od tłumów.
Nagle z niego ktoś wyszedł, była to zakapturzona postać, ale podchodząc bliżej zauważyłam jego twarz, po czym rzuciłam się na tego człowieka.
- Fenek... co ty tu robisz? - mężczyzna leżał pod ciężarem demona, więc po chwili wróciłam do swojej formy.
- Black.. to ja powinienem zadać tobie to pytanie..
- Byłam pierwsza, więc słucham.. - po tych słowach Phoenix zaprosilł mnie do domku na chociażby głupią kawę i papierosa.
Opowiadaliśmy sobie o wszystkim, dlaczego tutaj jesteśmy, co się właściwie stało. Uwielbiałam chłopaka, w sensie jego walki, zawsze siedziałam w pierwszym rzędzie i tak zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. W ten sposób zdobyłam najlepazego kumpla.
***
Wychodząc z domu Fenka, zabrałam jego bluzę, która mi była trochę duża, ale przynajmniej było w niej ciepło, bo kto mądry zimą wychodzi w krótkich spodenkach i koszulce? Tak, tylko ja.
Zaciągając kaptur, ruszyłam dość szybko w stronę swojego lokum, w którym było ciepło.
Wchodząc do mieszkania, od razu udałam się do kuchni aby zrobić sobie coś ciepłego, aby się rozgrzać.
- Skąd masz tą bluzę? - no proszę, widzę, że to mu nie umknęło.
- Nie twój interes - warknęłam niezadowolona i zalałam sobie kubek, w którym był sok malinowy. Złapałam go w ręce, po czym udałam się do salonu.
Słysząc za sobą kroki, myślałam, że zaraz mnie coś trafi.
- Masz gościa, zajmij się nim a mi daj w końcu, kurwa spokój! - krzyknęłam nim ten się odezwał.
Nic nue odpowiedział na to, poszedł tam. Poszedł do tego chłopaka i zaczęli rozmawiać o czymś chyba zabawnym, bo się śmiali, ogólnie wyglądali jak by się znali z trzy lata, a nie kilka godzin.
Wkurwiona klnęłam pod nosem jak szewc, wkurwiała mnie cała ta sytuacja.
***
Jakiś czas później chłopak wyszedł, a Toru przyszedł do mnie, usadawiając się obok.
- O co ci chodzi? - zapytał patrząc na mnie.
- O co? Ha ha, proszę cię nie bądź głupi, cieszysz się jak dziecko kiedy widzisz tego chłopaka, może kurwa znikne? Odczynimy jakoś więzy chowańca, bo widzę, że ty masz większą ochotę na niego, niż na mnie. Wolisz mnieć psa, niż kitsune!
- Czy.. czy ty jesteś zazdrosna? - w tej chwili się zaśmiał, a mnie trafił szlag, więc odkładając kubek z resztką napoju, wymalowałam mu piękną listwę z pazurami.
- Nie jestem zazdrosna, po prostu mnue ostatnio wkurwiasz i nie, nie przekupisz mnie paczką fajek! Tak tania nie jestem!
Możesz wypierdalać do świątyni, ja mam ciebie dość w moim domu! - krzykłam.
- Tak stawiasz sprawę?! Jesteś nic nie wartym tchórzem! Boisz się zmian, masz beznadziejne moce i ogólnie się do niczego nie nadajesz! - na te słowa zakrył sobie dłonią usta, a me oczy zaczęły robić się szkliste. Powoli przestawałam widzieć wyraźnie świat.
- V..Vici.. - usłyszałam i zobaczyłam jego zbliżającą się do mojej twarzy dłoń, którą odgoniłam uciekłam, po drodze krzycząc, że go nienawidzę.
Biegłam w niewiadomą mi stronę, nie widziałam praktycznie niczego. Wiem, że wpadłam na tego psiego chłopaka po drodzę, bo jego zapachu nie da się zapomnieć.
Biegnąc dalej powoli traciłam siły, przemieniłam się, biegnąc dalej.
W końcu się zatrzymałam przy domu, nie wiem co to za dom, ale oparta o ścianę zaczęłam płakać, przed oczami zrobiło mi się ciemno, a ostatnie co pamiętam to moje imię, ale z ust kogoś innego niż Toru...
830
Mikleo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz