-Póki co nie śpieszno mi tam- Zaśmiałem się cicho, czując jak ciężar z mojego ciała powoli ustępuję. Woda święcona ma jednak jakąś szczególną moc, a przynajmniej w tym wymiarze. Na ziemi, jakoś nie wierzyłem w bajki o stwórcach świata, a teraz? Mam szanse służyć bóstwu, który ma związek z głównym bogiem. - A co do nocowania tu... nie chcę się narzucać - Uśmiechnąłem się delikatnie. Nie miałem pewności, czy powinienem, aż tak nadużywać jego gościny. Dość mu narobiłem problemów, jak na ten dzień.
- Ale to naprawdę nie problem.- Szybko rozwiał moje wątpliwości. Już tak nie krępował się w mojej obecności, co mnie szczerze cieszyło. Napięta atmosfera, to zła atmosfera. - Wole mieć oko na to, czy to coś nie pojawi się znowu.
- Um... - Spojrzałem w bok i podrapałem się lekko po policzku. Ciężko było mu odmówić, gdyż miałem wrażenie, że jego słowa nie są wymuszone. Były z głębi serca, gdyż po prostu się martwił. Mimo, że nie znaliśmy się aż tak długo, a już mamy ze sobą tak ważny kontrakt. Zacząłem mieć nawet rozkminki, czy to nie było coś podobnego do małżeństwa. Dwoje niby ludzi mieszkających pod jednym dachem, wspierających się ,żyjący na co dzień w swojej obecności i co najważniejsze nie związani normalnymi więzami krwi. Można to również porównać pod współlokatorstwo, ale nasze relacje na to nie wskazywały.
zaczęła się przyzwyczajać z faktem, że późno wracam. Do tego mało im dziś pomogłem...-Zżerało mnie lekkie poczucie winy. Miałem im się odwdzięczać za dobre serce, a dziś ich zawiodłem, gdy najbardziej mnie potrzebowali. Z moją pomocą i siłą szybciej by się uporali i mniej zmęczyli. Niby jakoś sobie radzili zanim ja się pojawiłem, ale teraz...jak z nimi mieszkałem od jakiegoś czasu... miałem jakiś instynkt uczestniczenia w ich codziennym życiu na gospodarstwie. Takie wiejskie życie czasami odprężą i dobrze działa na ogólne zdrowie. Jak się człowiek wymęczy przerzucając siano, to padnie na łóżko i od razu zaśnie, a rano wstanie wypoczęty o ile nie zrzucą za wcześnie spod pierzynki.
Moje drobne użalanie się nad sobą przerwał delikatny dotyk na moich policzkach. Były to dłonie Kege, które obróciły moją głowę tak, bym patrzył w jego oczy. Zaraz po tym dostałem lekkiego całusa w czoło, który uspokoił moje myśli. On naprawdę miał jakiś dar do tego... a może do mnie? Chyba sam bóg może to tylko wiedzieć.
- Nie przejmuj się. Na pewno nie mają ci tego za złe. - Jego słowa były ciepłe. Nawet udało mu się wywołać lekki uśmiech na moich ustach. Rzadko go traciłem, lecz w takich sytuacjach nie mogłem się przecież szczerzyć jak głupi. Zawsze trzeba dostosować mimikę do sytuacji, a uśmiech jest prawie najlepszy do wszystkiego. Prawie... no właśnie.
- Dziękuję - Wtuliłem się w niego czując po prostu taką potrzebę. Bliskość innego człowieka zawsze podnosi na duchu, a jednocześnie w tak prosty sposób można ukazać wdzięczność. Bez skrępowania schowałem twarz w jego ramię czerpiąc jednocześnie przyjemność z jego dotyku. Głaskał mnie, co mi się podobało. Lubiłem to... tak jak zabawy z włosami. Pamiętam dokładnie jak za życia lubiłem chodzić do fryzjera, by go męczyć nowymi fryzurami. On jednak zawsze zrzędził, że powinienem ściąć w końcu te włosy, bo wyglądam jak dziewczyna...a ja szczerze olewałem te słowa, bo na widok nożyczek przy moich włosach dostawałem dreszczy.
- Zabierzmy się może za sprzątanie - Odezwałem się w końcu, gdy uznałem, że cisza między nami zaczyna trwać za długo. Miałem nadzieję, że mój uśmiech nie zejdzie mi z ust przez długi czas. Nie chciałem, by ktoś widział mnie w takie gorsze dni i tracił przekonanie, że jestem wiecznie szczęśliwy.
<Kage? Nie dam rady więcej...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz