- Hibiki... - wydyszałam z bólem przez sen.
Miałam bardzo wysoką gorączkę i to tylko przez to, że na nodze miałam zarazę od cholerstwa jakie wcześniej skrzywdziło prawie moją rodzinę. Teraz na szczęście byli bezpieczni, a ja mogłam wreszcie odpocząć... Okropna gorączka. Kiedy Hibiki użył wody, aby mi ulżyć, odetchnęłam. Nareszcie mi się troszkę polepszyło. Nie było już tak dużego bólu... Czułam, jakby zaraza na nodze powolutku zanikała. Może to były złe myśli Hibikisia? Może po prostu się martwił i zwątpił? Już nie wiedziałam, pogubiłam sie w tym wszystkim. Blado uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy ocierał mi twarz z potu, kiedy robił mi ostrożnie okłady na czole. Niesamowity... Mój kochany Hibiki. Wierzyłam, że zawsze się mną zajmie i się nie myliłam, naprawdę tutaj ciągle był, ciągle się mną zajmował... Po chwili... Usnęłam...
Obudziłam się, kiedy usłyszałam dzwonienie klingi mojego ostrza. Niespokojnie otworzyłam oczy i ujrzałam Kishimurę, jaki wychodził z pokoju hotelowego i kierował się... Sama nie wiem gdzie. Wstałam z ogromnym trudem i poszłam za nim. W odstępie, kierowałam się tam, gdzie czułam mojego Hibikiego. Kishimura... Czemu go zabierasz? Czemu zabierasz mojego Hibikiego? Co się stało? Chcesz nas obronić? Nie, nie musisz. Naprawdę, nie musisz mój malutki Kishi... Zamknęłam słabo oczy, idąc za nimi.
- Boli... - powiedziałam bardzo cicho i słabo, co się dzieje, dlaczego mnie tak boli ciało.
Po chwili dojrzałam, jak mój malutki synek biegnie w stronę starej, zniszczonej fabryki, a tam czeka ktos na niego. Kim jesteście, okropni ludzie i czego chcecie od mojej rodziny. Co robisz, Kishimura? Dlaczego biegniesz i dlaczego chcesz mi odebrać mojego kochanego Hibikiego? Byłam słaba... On biegł, ja się słaniałam z bólu, z cierpienia. Gorączkę czułam w całym ciele, co sie dzieje, nie rozumiem... Nigdy nie czułam się tak źle, nigdy nic mnie tak mocno nie bolało... O rety, cierpienie. Tak bolało.
- Hibiki... Kishimura... - powiedziałam.
Nagle dotarłam do miejsca. Stanęłam spokojnie w ukryciu, patrząc jak moje dziecko oddaje Hibikiego obcym.
- A teraz mnie zostawcie... Mama... Tata... Oni zawsze byli przy mnie, chcą, abym był szczęśliwy. Juz nie potrzebuję waszych narkotyków. Już jestem szczęśliwy. - powiedział.
W moich oczach stanęły łzy, kiedy ujrzałam, że mężczyźni dotykają świętej broni. Nie. Nie. Zostawcie go. Nagle uderzyli Kishimurę, a ja w ostatkach swoich sił, wybiegłam do nich.
- Hibiki! - wrzasnęłam, a potem upadłam na ziemię z ogromnym impetem.
- Asami! - odpowiedział krzykiem mój kochany obrońca.
Spojrzałam na niego. Walczył, a Kishimura podbiegł do mnie, łapiąc moje ramiona. Miał tak delikatne dłonie...
- Mamusiu! Mamo! Nie! - krzyknął.
Ujrzałam jak ktoś go łapie, a Hibiki stara się walczyć. Dlaczego... Dlaczego nie mogę nic zrobić...
- Po...mocy... - wyszeptałam.
Po tym, straciłam przytomność. Ciemność, okrutna ciemność. Tak zimno i brzydko pachnie, gdzie jest ciepło i piękny, słodki zapach?
Miałam bardzo wysoką gorączkę i to tylko przez to, że na nodze miałam zarazę od cholerstwa jakie wcześniej skrzywdziło prawie moją rodzinę. Teraz na szczęście byli bezpieczni, a ja mogłam wreszcie odpocząć... Okropna gorączka. Kiedy Hibiki użył wody, aby mi ulżyć, odetchnęłam. Nareszcie mi się troszkę polepszyło. Nie było już tak dużego bólu... Czułam, jakby zaraza na nodze powolutku zanikała. Może to były złe myśli Hibikisia? Może po prostu się martwił i zwątpił? Już nie wiedziałam, pogubiłam sie w tym wszystkim. Blado uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy ocierał mi twarz z potu, kiedy robił mi ostrożnie okłady na czole. Niesamowity... Mój kochany Hibiki. Wierzyłam, że zawsze się mną zajmie i się nie myliłam, naprawdę tutaj ciągle był, ciągle się mną zajmował... Po chwili... Usnęłam...
Obudziłam się, kiedy usłyszałam dzwonienie klingi mojego ostrza. Niespokojnie otworzyłam oczy i ujrzałam Kishimurę, jaki wychodził z pokoju hotelowego i kierował się... Sama nie wiem gdzie. Wstałam z ogromnym trudem i poszłam za nim. W odstępie, kierowałam się tam, gdzie czułam mojego Hibikiego. Kishimura... Czemu go zabierasz? Czemu zabierasz mojego Hibikiego? Co się stało? Chcesz nas obronić? Nie, nie musisz. Naprawdę, nie musisz mój malutki Kishi... Zamknęłam słabo oczy, idąc za nimi.
- Boli... - powiedziałam bardzo cicho i słabo, co się dzieje, dlaczego mnie tak boli ciało.
Po chwili dojrzałam, jak mój malutki synek biegnie w stronę starej, zniszczonej fabryki, a tam czeka ktos na niego. Kim jesteście, okropni ludzie i czego chcecie od mojej rodziny. Co robisz, Kishimura? Dlaczego biegniesz i dlaczego chcesz mi odebrać mojego kochanego Hibikiego? Byłam słaba... On biegł, ja się słaniałam z bólu, z cierpienia. Gorączkę czułam w całym ciele, co sie dzieje, nie rozumiem... Nigdy nie czułam się tak źle, nigdy nic mnie tak mocno nie bolało... O rety, cierpienie. Tak bolało.
- Hibiki... Kishimura... - powiedziałam.
Nagle dotarłam do miejsca. Stanęłam spokojnie w ukryciu, patrząc jak moje dziecko oddaje Hibikiego obcym.
- A teraz mnie zostawcie... Mama... Tata... Oni zawsze byli przy mnie, chcą, abym był szczęśliwy. Juz nie potrzebuję waszych narkotyków. Już jestem szczęśliwy. - powiedział.
W moich oczach stanęły łzy, kiedy ujrzałam, że mężczyźni dotykają świętej broni. Nie. Nie. Zostawcie go. Nagle uderzyli Kishimurę, a ja w ostatkach swoich sił, wybiegłam do nich.
- Hibiki! - wrzasnęłam, a potem upadłam na ziemię z ogromnym impetem.
- Asami! - odpowiedział krzykiem mój kochany obrońca.
Spojrzałam na niego. Walczył, a Kishimura podbiegł do mnie, łapiąc moje ramiona. Miał tak delikatne dłonie...
- Mamusiu! Mamo! Nie! - krzyknął.
Ujrzałam jak ktoś go łapie, a Hibiki stara się walczyć. Dlaczego... Dlaczego nie mogę nic zrobić...
- Po...mocy... - wyszeptałam.
Po tym, straciłam przytomność. Ciemność, okrutna ciemność. Tak zimno i brzydko pachnie, gdzie jest ciepło i piękny, słodki zapach?
Ilość słów: 441
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz