<poprzednie opowiadanie>
Nadzieja? Hibiki był moją jedyną nadzieją w tym okropnym świecie. Spojrzałam na zwłoki uśmiechniętego Kishimury, a moje serce... Ono połamało się na pół. Czułam się jak matka, jaka właśnie straciła swoje kochane dziecko... I w sumie nią byłam. Straciłam moje dziecko. Najcudowniejsze na ziemi i chyba jedyne jakie kiedykolwiek będę miała. Spojrzałam w oczy mojemu chowańcowi, splatając z nim palce, a potem wtuliłam się w tors mężczyzny.
- Hibiki... Pochowajmy go, a potem wróćmy do domu... Już mam dość... - powiedziałam, czując jak wszystko we mnie bulgocze, ale nie z radości jak zawsze, tylko ze smutku i żalu.
Uniosłam głowę, patrząc chłopakowi w oczy. Stanęłam na palcach i pocałowałam delikatnie policzek chłopaka, najważniejszej osoby, jaka pozostała na tym świecie dla mnie. I nie chciałam go nigdy stracić. Splotłam z nim palce u dłoni, wtulając się w tors mężczyzny.
- Nie zostawiaj mnie, nigdy... H-Hibiki... Obiecaj... B-Boję się.. - szepnęła.
Ciemnowłosy mocno mnie objął, mówiąc mi do ucha słowa pociechy. Ciągle, bez końca, obejmował mnie bardzo mocno, czułam w jego dłoniach całkowitą, pełnię i namiętność. Coś jednak w jego ciele było... Niepewne. Bał się, chyba się bał, po prostu się bał. Spojrzałam mu znowu w oczy, gładząc jego policzek.
- Nie bój się, Hibiki. Teraz mamy siebie, proszę, bądźmy razem i nigdy już mnie nie opuszczaj. Nie wiem co do mnie czujesz, ale... Ja... - szepnęłam, po czym pocałowałam go w usta. - Ja czuję do ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń. - dodała, patrząc mu w oczy.
Ciągle na mnie patrzył, przerażony, jakby chciał odejść, bo się boi. Nie dałam mu jednak się odsunąć, wiedziałam, że chcę, aby nie bał się mnie dotykać. Bo ja on to... Coś więcej. Już nie jest między nami relacja bóg i broń. Teraz już jesteśmy razem... Na zawsze.
- Jestem tu - z pomiędzy jego ust wydobył się zduszony od nadmiaru emocji głos. - Jak pewna jesteś gwiazd na niebie, tak pewna bądź że kocham ciebie.
Słysząc te słowa, moje serce zabiło głośniej, mocniej. I tylko dla niego. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym złapałam za policzki Hibikiego, całując go namiętnie w usta, teraz już pewniejsza tego, co czuję i co on czuje. Chciałam, abyśmy byli szczęśliwi...
- Hibiki... Kocham cię, słyszysz...? Hibiki... Na zawsze, rozumiesz? - szepnęłam, stykając z nim swoje czoło.
Już nikt mi go nie odbierze... Nie pozwolę...
<Hibikiś?>
Ilość słów: 375
Menu
▼
Członkowie
▼
poniedziałek, 29 kwietnia 2019
Od Hibiki'ego Cd. Asami "Dzienniki życia ziemskiego"
Słowa wypowiadane przez oszalałą w tej chwili z rozpaczy Asami rozrywały moje i tak już poszatkowane serce. To w nawet najmniejszym stopniu nie była jej wina. Nie bogini. Nie mojego prywatnego anioła o błękitnych jak sklepienie niebieskie oczach. Nie mojego prywatnego słonecznego promienia, o włosach tak złocistych jak dojrzałe zboże tuż przed zbiorem. To nie była wina mojej róży o malinowych ustach, drżących w tej chwili z rozpaczy. To nie była wina Asami. Nie mojej miłości. To JA ściągnąłem na nich to nieszczęście. To moja niekompetencja doprowadziła do choroby bogini i jej wyczerpaniu. To moja przeszłość,podobna do wielkiej kałamarnicy, o mackach czarnych jak najciemniejsza noc, znów sięgała by pochwycić to co dla mnie najważniejsza i zadusić, nim zakwitnie jak najpiękniejszy kwiat. Nienawidziłem tej przeszłości. Chodź przypomniałem sobie ją całą zaledwie parę godzin wcześniej. Nienawidziłem jej z całego swojego roztrzaskanego jak szklanka na podłodze, serca. Po moich policzkach toczyły się kolejne łzy, rzeźbiąc wyraźne ścieżki na twarzy umorusanej krwią. Byłem Nieczysty. Nieczysty w pełnym tego słowa znaczeniu. Na duszy i ciele. Brudny od przeszłości i teraźniejszości.
Prędko jednak odrzuciłem te myśli. Muszę zadbać o bezpieczeństwo Asami. To jest mój cel. Moje powołanie. Moja droga. Położyłem wymęczona dłoń na ramieniu bogini, by po chwili przyciągnąć jej drobne, drżące z wyczerpania ciałko i zamknąć je w szczelnym uścisku, swoich ociekających krwią ramion. Musiało wyglądać to z boku nieco dziwnie. Anioł i diabeł. Dobro i zło. Światło i ciemność. Nie obchodził mnie to jednak. Pragnąłem jedynie chodź w najmniejszym stopniu ukoić rozrywający ból, który czuła moja jedyna miłość.
Blond włosa wybuchła tylko głośniejszym szlochem i wtulając się w moja klatkę piersiową, moczyła koszulkę łzami.
- Asami-san. Musimy iść. - wyszeptałem do jej ucha, gdy trochę się uspokoiła. Niebieskooką wstrząsnął kolejny spazm płaczu - Asami-sama. Musimy iść
Powtórzyłem, samemu będąc blisko kolejnemu wybuchu rzewnych łez. Tyle starań na nic. Krótko znałem Kishi-chana ale pokochałam go jak własnego syna. całym sercem. Całym sobą. Bezwarunkowo i na zawsze
Wtem do mojego ociężałego umysłu, wpadła zabłąkana myśl, która już miała ulecieć by prawdopodobnie więcej się nie pojawić. jednak jak często sie to dzieje, chwyciłem ją kurczowo trzymając jej skrawek, jak tonący samotnej deski. Poderwałem głowę do góry. Nagły napływ adrenaliny, który otoczył moje ciało, pozwolił bym wstał mimo bólu i podciągnął Asami do pionu.
- Jest jeszcze nadzieja - wyszeptałem wprost do ucha bogini, drżącym ze zdenerwowania szeptem.
<Asamiś? Najszybciej jak mogłam :) >
391 słów
Od Nexaron'a CD. Yuu - "Ciekawość, pierwszy stopień do..."
- Nex-sanie, na czym ma polegać owa służba? - zapytała, jakby chcąc tylko utwierdzić go w swym przekonaniu i patrząc niemalże błagalnym spojrzeniem. Były takie chwile, gdy wilk zastanawiał się, czy podczas ich nowych narodzin nie robiono im prania mózgu, a jemu z jakiegoś powodu zapomniano go zrobić, ale hej... Nie będzie nikogo na siłę przekonywał do swoich poglądów. Już zaczynał zbierać myśli i układać je w zdania, gdy poruszywszy uchem, dosłyszał rozmowę kogoś na placu przed nim. To, co zwróciło jego uwagę to informacja, że zaraz wybije północ i zacznie się pokaz fajerwerków. Tyle chyba na odpowiedź Yuu mogła jeszcze poczekać, prawda?
- Zaraz ci opowiem - powiedział z uśmiechem i powoli wstał - Tymczasem wstań i popatrz w niebo - nie chcąc, aby dach świątyni zasłonił im widok, uznał, że dobrym pomysłem będzie się trochę od niego odsunąć. Mógłby niby też po prostu wskoczyć na dach budynku, ale nie wiedział, jak na to zareaguje jego towarzyszka, a bez tego i tak będzie miała dużo do przetrawienia.
Wilk nie wiedział, ile dokładnie czasu minęło, minuta, dwie, czy pięść, bo nie miał zegarka, ale goście na placu świątynnym zaczęli w końcu odliczanie. Schodząc do dołu od 10 każda kolejna cyfra, była coraz głośniejsza i radośniejsza, aby na koniec, zamiast zera zacząć sobie życzyć szczęśliwego nowego roku. Mniej więcej w tym właśnie momencie na niebie pojawiły się pierwsze iskrzące smugi pozostawiane przez fajerwerki, aby następnie przekształcić się w wielkich eksplozjach w tęczowe kwiaty na ciemnym zimowym niebie. Nie był w stanie utrzymać się tam jednak na długo i po krótkiej chwili znikały w mroku. Na szczęście na ich miejsce pięły się już po niebie kolejne i tak bez końca, a przynajmniej się tak mogłoby wydawać. Pokaz trwał przez kilkanaście minut, lecz nikt kto mógł, nie mierzył czasu. Każdy wolał cieszyć się widokiem wspomnianego pokazu i Nex nie był tutaj wyjątkiem. Sam nie miał pojęcia, jak fajerwerki działały, ale miał pewien pomysł...
- A który podobał się najbardziej Nex-sanowi? - a w ten oto sposób Yuu zgłosiła się na ochotnika do jego eksperymentu.
- Najlepsze dopiero się pojawią, ale będę potrzebował do tego twojej pomocy. - Nexaron nawet nie próbował ukryć swojego chytrego uśmiechu, gdy podsunął dziewczynie przed nos swą dłoń z wyciągniętym do góry wskazującym palcem. To dziwne zachowanie zakończyła jeszcze dziwniejszą prośbą - Dmuchnij - więc naturalnie Yuu potrzebowała przynajmniej kilku chwil, aby przetrawić, co się właściwie stało i co zrobić. Zaskoczenie jednak szybko opuściło jej twarzyczkę i zastąpił ją uśmiech. Czyżby oznaczało to, że wilk zasłużył sobie, chociaż na odrobinę zaufania z jej strony? Ciężko powiedzieć, ale już po chwili zaczęła delikatnie dmuchać.
Wówczas na niebie pojawił się nowy fajerwerk, a przynajmniej coś, co próbowało za niego uchodzić. W przeciwieństwie do poprzednich nie była to pojedyncza smuga jasnych światełek, która ze świstem piła się ku niebu, aby następnie wybuchnąć z hukiem. Zamiast tego po niebie zaczął się wić ku przestworzom gruby snop ognia. Ciężko było określić, jak naprawdę duży mógł on być, ale wszyscy ludzie na placu mogli go dostrzec bez problemu, a jednocześnie nie czuli bijącego od niego żaru, co sugerowałoby, że wcale mały on nie był i nie był blisko. Wszyscy, no może poza Nex'em wpatrywali się w zjawisko wpierw z lekkim przerażeniem, a następnie zafascynowaniem gdy "fajerwerk" co chwila zmieniał swoją postać, tworząc kolejne fantazyjne kształty i choć nie trwało to jakoś niezwykle długo. Góra kilka sekund... To było to bez wątpienia coś, czego żaden fajerwerk nie byłby w stanie powtórzyć.
- To przebija wszystkie fajerwerki - wyrwało się z ust dziewczyny, gdy pokaz się skończył, a wilk nie kryjąc dumy z samego siebie, przytaknął kiwnięciem głowy, po chwili wracając na miejsce, gdzie wcześniej siedzieli przy świątyni.
- Wracając do twojego pytania... Zanim powiem ci o "służbie" pozwól, że wytłumaczę ci, kim są bogowie - wilk czuł lekką rezygnację widząc jak wcześniej zareagowała na jego słowa Yuu, ale nie zamierzał jej na siłę przekonywać do swoich poglądów. Jednocześnie nie zamierzał jej niczego słodzić i karmić ją propagandą dla idiotów jak to próbowano zrobić z nim, gdy się odrodził.
- To, co chyba jest najważniejsze to fakt, że nie mają oni nic wspólnego z wielkimi religiami ludzi. Nie spotkasz Jezusa, Buddy, czy Odyna. Zamiast tego są oni dosłownie - temu słowu nadał bardzo mocny wydźwięk, aby je podkreślić - Ucieleśnieniem ludzkich zachcianek. Spotkasz, a więc bogów takich rzeczy jak sny, namiętność, sztuka, nadzieja, miłość, ale... Ludzie nie są wcale tacy piękni, więc również spotkasz bogów cierpienia, zemsty, wojny, bólu i tak dalej. Jest ich tylu, że nie miałem okazji jeszcze ich wszystkich spotkać, a ciągle pojawiają się również nowi. Jeśli miałbym zgadywać, to obecnie najpotężniejsi bogowie reprezentują pieniądze, seks, sukces i władzę lub coś w tym stylu. Co to jednak znaczy, że bóg jest ucieleśnieniem... na przykład "pieniędzy"? - wilk wiedział, że ponieważ poruszyli temat rzekę, to będzie musiał się teraz trochę nagadać, ale nie chciał też zasypać Yuu za dużą ilością informacji. Wykorzystał więc ten moment, aby zmusić ją do "przetrawienia" tego, co już powiedział i zmuszenia do włączenia myślenia. Nie liczył na jakąś rewelacyjną odpowiedź, a jedynie kilka chwil zastanowienia, po czym kontynuował.
- To oznacza, że gdy ludzie "modlą" się o pieniądze to czynią to do boga pieniędzy. Co to jednak dla niego znaczy i dlaczego powinien się tym przejmować? Im więcej bóstwo posiada wyznawców, tym większy jego prestiż i "moc". Tutaj chciałbym jednak podkreślić, że część bóstw nie różni się od ludzi poza tym, że słyszy ich modlitwy. Wracając jednak do głównego wątku... Bóstwa chcąc zyskiwać nowych wyznawców, będą czasami spełniały ich modlitwy, a czasami każą zrobić to swym chowańcom. To jest więc jedno z zadań chowańców, jeśli zdecydują się na służbę u któregoś z bogów. Spełnianie życzeń wyznawców... Przy czym nie dostajesz w tym celu żadnej dodatkowej pomocy, więc spełnienie niektórych będzie banalnie proste, a innych zupełnie niemożliwe. - Dla Nex'a ten system był bardzo prosty, ale z tego właśnie powodu ciężko przychodziło mu nazywanie bogów bogami, bo w istocie byli oni po prostu osobami, które słyszą głosy. W większości nie posiadały żadnych talentów, które pozwalały im na spełnienie życzeń swoich wyznawców, a samo ich spełnianie miało służyć tylko budowaniu ich prestiżu, a nie czemuś praktycznemu, ale było to coś, czego Nex nie zamierzał powiedzieć na głos, aby nie być jak bogowie.
- Więc dla przykładu, jeśli artysta pomodli się o natchnienie, to może się okazać, że będziesz musiała komuś pozować. Jeśli ktoś pomodli się do boga zemsty, to może się to skończyć tym, że będziesz musiała kogoś zabić... A i nikt nie powie wówczas, że to było coś złego, "więc nie masz czym się martwić" - to było coś bardzo istotnego, co niestety często umykało w pierwszej chwili nowym chowańcom, gdy szukali bogów dla siebie. To jakiemu bogowi będziesz służyć, będzie miało wielkie znaczenie dla tego co będziesz robić w przyszłości.
- Przechodząc dalej... Czemu jednak bogowie potrzebują pomocy chowańców? Pomijając już nawet fakt, o którym wspomniałem, że część z nich nie posiada żadnych talentów odróżniających ich od ludzi, to na ziemi można spotkać istoty, które polują na bogów. Nazywane są one akumami lub demonami i są to stwory żywiące się cierpieniem i nieszczęściem ludzi. Mogą one też nakłaniać ludzi do robienia rzeczy, które sprawią im ból. Nie będę ci teraz opowiadał o nich za dużo. Chcę, tylko abyś wiedziała, że często chowańcy spełniają modlitwy ludzi, aby bogowie nie musieli się narażać. W praktyce oznacza to, że może będziesz musiała z nimi walczyć na śmierć i życie, choć... To znowu zależy od boga, któremu służysz. Na przykład im więcej osób cierpi przez wojny, czy jakiekolwiek innego powodu tym silniejsze stają się wspomniane bóstwa. One mogą więc kazać ci unikać zabijania demonów, ponieważ dzięki nim zyskują wyznawców - takie postawienie sprawy sprawiało, że wilkowi tym ciężej było dostrzec różnice między demonami a bogami. I jedni i drudzy robili, co było dla nich wygodne, gdy było to dla nich wygodne.
- Kolejne zadanie, a raczej grupa zadań, jakie możesz otrzymać to wszystko, co jest związane z zachciankami twojego boga. Na przykład sprzątnie jego świątyni, gotowanie, pranie, robienie zakupów, masaż i wiele, wiele innych rzeczy. Na sam koniec zostawiłem jeszcze jedną bardzo ważną informację. Taką... Wisienkę na torcie. Aby rozpocząć służbę u boga musisz zawrzeć z nim kontrakt. Pominę to, jak sam proces przebiega i skupię na jego praktycznym celu. Ma on zagwarantować bóstwu, że nigdy go nie zdradzisz i będziesz mu posłuszna. Może nie brzmi to tak strasznie, ale w praktyce oznacza, że bóstwo ma możliwość, aby kazać ci zrobić wszystko bez względu na to, jak bardzo byś nie chciała, a ty nie będziesz mogła odmówić. Nie wiem co prawda, jak często ma to w praktyce miejsce, ale jest coś takiego...
<Yuu?>
1464 słowa
środa, 24 kwietnia 2019
Od Desideriusa cd. Kohaku „Nie wszystko złoto… a może jednak?”
Uważnie jej słuchał, chociaż nie cierpiał, gdy zadawano mu tyle pytań naraz. Nawet, jeśli były to tylko dwa pytania, poczuł się przytłoczony. Mimo wszystko uśmiech nie zszedł z jego twarzy.
- Z szacunku chyba powinnaś, ale ja nie chce. Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział na pierwsze pytanie, wyobrażając sobie, jak Kohaku nazywa go „Proszę Pana Bóstwa Świadomości”; strasznie długa nazwa i nie potrzebna. - A co do drugiej rzeczy, to jak chcesz. Dużo czasu tobie nie będę mógł poświęcić, więc możesz się nudzić – zauważył, myśląc o jakichś dziesięciu wierzących, których trzeba odwiedzić w tym miasteczku, a potem, jeśli czasu zostanie, zawitać do drugiego, obok. Czy naprawdę miał czas na towarzystwo?
- Nie będę i obiecuje ci nie przeszkadzać – powiedziała dalej machając ogonem. Zahipnotyzował go, dawniej się zastanawiał, dlaczego tak bardzo nie może oderwać oczu od zwierzęcych atrybutów i doszedł do wniosku, że są one tak interesujące, że sam chciałby takowego mieć, dlatego teraz uważnie przyglądał się ruchliwej kicie. Kiedy dziewczyna zauważyła natarczywy wzrok, zatrzymała go. Desiderius automatycznie ruszył przed siebie, Kohaku po chwili dołączyła do niego, wyrównując z nim kroku
Weszli do hotelu, recepcjonista ich nie zauważył. Poszli na korytarz z pokojami dla gości. Cyferka zapukał w jedne drzwi po prawej stronie, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Nacisnął klamkę, były otwarte. Wszedł do środka i zobaczył mężczyznę stojącego na krześle i wiążącego sznur o kolorową belkę na suficie. Facet zdawał się ich nie widzieć, dopiero gdy Desiderius dotknął jego dłoni, zwrócił na niego uwagę. Mimo to się nie odezwał, popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Nie mówi i nie słyszy – oznajmił dziewczynie, która stała w progu i tylko się przyglądała. Bóg pociągnął lekko głuchoniemego, sadzając go na krześle, sam usiadł naprzeciwko niego, na łóżku.
Pamiętasz o swojej córeczce? Tej małej pyzatej laleczce, która ma tylko czternaście lat i ciągle pyta, jak się jej ojciec czuje? Utrata rodzica jest gorsza od utraty jakiegokolwiek zmysłu. Nie uciekaj przed tym, tylko staw temu czoła. Przemyśl, czy śmierć jest dobrym rozwiązaniem, nie tylko dla ciebie, ale dla innych.
Przekazał mu tę informacje w myślach, dlatego cała scena wyglądała, jakby mężczyźni po prostu na siebie patrzyli. Jednak po paru minutach Desiderius wstał, odwiązał sznurek i włożył go w ręce człowieka, który podążał za nim wzrokiem, ale nie wyglądał na świadomego. Jednak gdy opuszczali jego pokój, Bóstwo usłyszało jego cichy płacz. Delikatnie się uśmiechnął i odetchnął. To, co powiedział, niekoniecznie mogło doprowadzić do dobrego zakończenia. Chociaż mógł powiedzieć „nie zabijaj się” i by to poskutkowało, nie zrobił tego. Był tylko Bogiem, który miał pomagać ludziom, a nie im rozkazywać. Jeśli mężczyzna stwierdziłby, że córka sobie poradzi bez niego i powiesiłby się, Desiderius mógł tylko odejść ze świadomością, że zrobił swoje. A to, jak ludzie wykorzystają tę pomoc, zależy od nich.
- Co tam się tak właściwie stało? - usłyszał ciche pytanie Kohaku, która odezwała się, gdy wyszli z budynku i kierowali się do kolejnego człowieka.
- Kazałem mu to przemyśleć.
- Ale… się nie odezwałeś… Znaczy wiem, że by cię nie usłyszał, ale…
- Myślami. My możemy wszystko – wytłumaczył, nieco przesadzając. Dziewczyna na chwilę zamilkła, ale nim dotarli na miejsce, zadała kolejne pytanie.
- Chciał się zabić, bo był głuchy i niemy?
- Tak. Stracił te dwa zmysły jakiś czas temu. Najpierw wydawało się, że to zwykła grypa, ale dostał zapalenia ucha i krtani. Za późno się tym zajął – wytłumaczyłem.
- Z szacunku chyba powinnaś, ale ja nie chce. Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział na pierwsze pytanie, wyobrażając sobie, jak Kohaku nazywa go „Proszę Pana Bóstwa Świadomości”; strasznie długa nazwa i nie potrzebna. - A co do drugiej rzeczy, to jak chcesz. Dużo czasu tobie nie będę mógł poświęcić, więc możesz się nudzić – zauważył, myśląc o jakichś dziesięciu wierzących, których trzeba odwiedzić w tym miasteczku, a potem, jeśli czasu zostanie, zawitać do drugiego, obok. Czy naprawdę miał czas na towarzystwo?
- Nie będę i obiecuje ci nie przeszkadzać – powiedziała dalej machając ogonem. Zahipnotyzował go, dawniej się zastanawiał, dlaczego tak bardzo nie może oderwać oczu od zwierzęcych atrybutów i doszedł do wniosku, że są one tak interesujące, że sam chciałby takowego mieć, dlatego teraz uważnie przyglądał się ruchliwej kicie. Kiedy dziewczyna zauważyła natarczywy wzrok, zatrzymała go. Desiderius automatycznie ruszył przed siebie, Kohaku po chwili dołączyła do niego, wyrównując z nim kroku
*
Weszli do hotelu, recepcjonista ich nie zauważył. Poszli na korytarz z pokojami dla gości. Cyferka zapukał w jedne drzwi po prawej stronie, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Nacisnął klamkę, były otwarte. Wszedł do środka i zobaczył mężczyznę stojącego na krześle i wiążącego sznur o kolorową belkę na suficie. Facet zdawał się ich nie widzieć, dopiero gdy Desiderius dotknął jego dłoni, zwrócił na niego uwagę. Mimo to się nie odezwał, popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Nie mówi i nie słyszy – oznajmił dziewczynie, która stała w progu i tylko się przyglądała. Bóg pociągnął lekko głuchoniemego, sadzając go na krześle, sam usiadł naprzeciwko niego, na łóżku.
Pamiętasz o swojej córeczce? Tej małej pyzatej laleczce, która ma tylko czternaście lat i ciągle pyta, jak się jej ojciec czuje? Utrata rodzica jest gorsza od utraty jakiegokolwiek zmysłu. Nie uciekaj przed tym, tylko staw temu czoła. Przemyśl, czy śmierć jest dobrym rozwiązaniem, nie tylko dla ciebie, ale dla innych.
Przekazał mu tę informacje w myślach, dlatego cała scena wyglądała, jakby mężczyźni po prostu na siebie patrzyli. Jednak po paru minutach Desiderius wstał, odwiązał sznurek i włożył go w ręce człowieka, który podążał za nim wzrokiem, ale nie wyglądał na świadomego. Jednak gdy opuszczali jego pokój, Bóstwo usłyszało jego cichy płacz. Delikatnie się uśmiechnął i odetchnął. To, co powiedział, niekoniecznie mogło doprowadzić do dobrego zakończenia. Chociaż mógł powiedzieć „nie zabijaj się” i by to poskutkowało, nie zrobił tego. Był tylko Bogiem, który miał pomagać ludziom, a nie im rozkazywać. Jeśli mężczyzna stwierdziłby, że córka sobie poradzi bez niego i powiesiłby się, Desiderius mógł tylko odejść ze świadomością, że zrobił swoje. A to, jak ludzie wykorzystają tę pomoc, zależy od nich.
- Co tam się tak właściwie stało? - usłyszał ciche pytanie Kohaku, która odezwała się, gdy wyszli z budynku i kierowali się do kolejnego człowieka.
- Kazałem mu to przemyśleć.
- Ale… się nie odezwałeś… Znaczy wiem, że by cię nie usłyszał, ale…
- Myślami. My możemy wszystko – wytłumaczył, nieco przesadzając. Dziewczyna na chwilę zamilkła, ale nim dotarli na miejsce, zadała kolejne pytanie.
- Chciał się zabić, bo był głuchy i niemy?
- Tak. Stracił te dwa zmysły jakiś czas temu. Najpierw wydawało się, że to zwykła grypa, ale dostał zapalenia ucha i krtani. Za późno się tym zajął – wytłumaczyłem.
<Nudne i krótkie, wybacz Kohaku>
Liczba słów: 555
poniedziałek, 22 kwietnia 2019
Od Kohaku CD Desideriusa ,,Nie wszystko złoto... a może jednak?"
Na dźwięk ,,Więc do zobaczenia!" nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Poszłam dalej przed siebie. Ciekawiło mnie, czy rzeczywiście jeszcze kiedyś uda nam się spotkać. Ten świat był naprawdę pokręcony. Do wieczora było jeszcze daleko, więc zrobiłam małą rundkę po mieście i wróciłam do siebie. Trochę posprzątałam, to coś ugotowałam, zrobiłam zakupy. Jednak potem znowu dopadło mnie te uczucie dziwnej pustki, że powinnam coś robić. Postanowiłam więc udać się na kolejną wyprawę do ludzkiego świata. Przeprawa przez portal nie była już aż tak dziwnym uczuciem jak wcześniej. Wyryłam w pamięci obraz, gdzie znajdowało się przejście i ruszyłam na eksplorację tego miejsca. W międzyczasie obserwowałam ludzi, którzy niemal w większości gdzieś się spieszyli. Pędzili przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. Jedynie dzieci jakkolwiek na mnie reagowały, ewentualnie zwierzęta. Wzruszyłam ramionami, po czym szłam dalej. Po jakimś czasie znalazłam bibliotekę i nie mogłam powstrzymać się od wejścia tam. To, że byłam zachwycona taką ilością książek było mało powiedziane. Niemalże od razu zgarnęłam kilka tytułów do ręki i zaszyłam się w jakimś kącie, pochłaniając każdą książkę po kolei. Nie mam pojęcia, ile tam siedziałam, ale na pewno nie krótko. Podczas wstawania musiałam porządnie się rozciągnąć. Odłożyłam wszystko na miejsce i wyszłam. Ciekawe, czy pieniądze były takie same zarówno w Kami jak i tutaj. Przeszłam się kawałek, a moim oczom ukazała się uroczo wyglądająca kawiarnia. Tam również weszłam bez zbytniego namysłu, ale nikt sobie z tego nic nie zrobił. Zajęłam jeden z wolnych stolików przy oknie. Słońce zaczynało powoli schodzić z nieba, będę musiała niedługo się zbierać. Klientów również robiło się mniej. Mimo że kelnerka ciągle kręciła się gdzieś na sali, to ani razu do mnie nie podeszła. Dopiero gdy ją poprosiłam do stolika, ta najmocniej przeprosiła za swoją nieuważność. No i tak jakoś rozmowa potoczyła się dalej. Kiedy latarnie na zewnątrz już zabłysły uznałam to za odpowiednią porę, żeby się pożegnać. Dziewczyna uśmiechnęła się i wróciła do swoich obowiązków. Było ciemno, dlatego czym prędzej udałam się w stronę portalu. Noc nie wydawała mi się dobra na przebywanie w ludzkim świecie. Zwłaszcza, jeśli na dobrą sprawę jest się tu od niedawna i nie potrafi walczyć. Naukę walki dodałam do swojej listy rzeczy do zrobienia. Może kiedyś którąś z nich zrobię. Każdy szmer, każdy szelest, ruch czy cokolwiek wydawało mi się podejrzane, dlatego nie szczędziłam sił i puściłam się biegiem. Przy okazji co jakiś czas zerknęłam na niebo, było niesamowite. Wystarczyła dosłownie sekunda gdy straciłam czujność i usłyszałam za sobą nieco głośny ryk. Był zbyt charakterystyczny, żeby nie domyśleć się, że była to Akuma. Zerknęłam do tyłu przez ramię. Nie była tak wielka jak te, z którymi walczył Desiderius, ale z moimi umiejętnościami, a raczej ich brakiem, nawet z taką bym sobie nie poradziła. Przyspieszyłam tak bardzo, jak tylko mogłam w tamtej chwili i dosłownie wskoczyłam w portal, gdy stworzonko miało mnie już chapnąć. Wylądowałam na kolanach, a wokół panowała cisza. W Kami również nastała noc. Odetchnęłam z ulgą, oglądając się za sobą.
- No no, było blisko… - westchnęłam, podnosząc się.
Następny problem był taki, że musiałam szybko wracać do domu. Yuri nie lubiła, kiedy późno przychodziłam, a mi nie pozostawało nic innego jak tylko to zaakceptować. W końcu to ja mieszkałam u niej. Wkradłam się do pokoju przez okno aby uniknąć konfrontacji z kitsune. Wyjrzałam ostrożnie zza drzwi, słychać było dźwięki z parteru. Była czymś zajęta, więc skorzystałam z okazji i poszłam szybko wziąć prysznic. Potem przebrana wskoczyłam do łóżka, wyglądając jeszcze przez okno. Gwiazdy migotały jak świetliki i z takim widokiem przed oczami odpłynęłam.
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić moją nową znajomą z ludzkiego świata. W dobrym humorze, skocznym krokiem dotarłam do portalu i już po drugiej stronie ruszyłam prosto do kawiarni. Już przez szybę widziałam znajomą twarz. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, po czym pewnie przekroczyłam próg budynku. Od razu poszłam się przywitać, lecz dziewczyna zdawała się mnie nie znać. Wyglądała na nieco zmieszaną, a później, gdy jej tłumaczyłam nasze wczorajsze spotkanie, była zmieszana jeszcze bardziej i przeprosiła mówiąc, że może z kimś ją pomyliłam. Westchnęłam cicho, odpuszczając już to wszystko. Zrezygnowana udałam się na mały spacer po mieście, ostatecznie lądując w parku. Ta część zdawała się być wyjątkowo rzadko uczęszczana. Zajęłam jedną z nielicznych ławek, pogrążając się w myślach. Do moich uszu trafiały nie tylko dźwięczne śpiewy ptaków, ale także nieco zagłuszone dźwięki samochodów. Nawet nie zauważyłam, kiedy zbliżyło się do mnie “złote” bóstwo. Tak, zdecydowanie lepiej mu było bez tych plam krwi na ubraniu. Nie dało się ukryć jego dumny z tego, że to jemu pierwszemu udało się mnie znaleźć, na co odpowiedziałam tylko delikatnym uśmiechem. Najwyraźniej mojego zamyślenia też nie dało się ukryć, bo zaraz o to spytał. Po krótkiej chwili opowiedziałam mu całe zajście, a on wytłumaczył mi łagodnym tonem, dlaczego tak się stało.
- No cóż, skoro tak jest, to chyba nic nie mogę na to poradzić - westchnęłam cicho, podpierając się dłońmi i odchylając nieco do tyłu. - A ciebie, co sprowadza dzisiaj do miasta? - spytałam, unosząc delikatnie jedną brew do góry.
- Obowiązki bóstwa. Mam paru wiernych, którym muszę pomóc wiernym znaleźć w sobie kilka odpowiedzi - odparł spokojnie.
- Hmm, rozumiem - pokiwałam głową. - To musi być super, wiesz, być bóstwem. Spełniać prośby i takie tam.
- Chciałbym, żeby tylko na tym to polegało - uśmiechnął się nieco.
- A, właśnie. Skoro jesteś bóstwem, to czy powinnam się do ciebie jakoś specjalnie zwracać? Coś w stylu, panie bóstwo…? Albo, w sumie to sama nie wiem - machnęłam nogami, lądując potem szybko na ziemi, przed Desideriusem. - Mogłabym potem pójść z tobą? Prooszę! Obiecuję, że nie będę sprawiać problemów - położyłam uszy, a dłonie splotłam przy piersiach, wzrok wlepiając na jego twarzy, a dokładniej na złotym oku, które nadal mnie intrygowało. Zaś ogon sam zaczął delikatnie kołysać się na boki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie dałam mu nawet dojść do słowa, ale jedyne co już mogłam wtedy zrobić, to uśmiechnąć się przepraszająco.
- No no, było blisko… - westchnęłam, podnosząc się.
Następny problem był taki, że musiałam szybko wracać do domu. Yuri nie lubiła, kiedy późno przychodziłam, a mi nie pozostawało nic innego jak tylko to zaakceptować. W końcu to ja mieszkałam u niej. Wkradłam się do pokoju przez okno aby uniknąć konfrontacji z kitsune. Wyjrzałam ostrożnie zza drzwi, słychać było dźwięki z parteru. Była czymś zajęta, więc skorzystałam z okazji i poszłam szybko wziąć prysznic. Potem przebrana wskoczyłam do łóżka, wyglądając jeszcze przez okno. Gwiazdy migotały jak świetliki i z takim widokiem przed oczami odpłynęłam.
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić moją nową znajomą z ludzkiego świata. W dobrym humorze, skocznym krokiem dotarłam do portalu i już po drugiej stronie ruszyłam prosto do kawiarni. Już przez szybę widziałam znajomą twarz. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, po czym pewnie przekroczyłam próg budynku. Od razu poszłam się przywitać, lecz dziewczyna zdawała się mnie nie znać. Wyglądała na nieco zmieszaną, a później, gdy jej tłumaczyłam nasze wczorajsze spotkanie, była zmieszana jeszcze bardziej i przeprosiła mówiąc, że może z kimś ją pomyliłam. Westchnęłam cicho, odpuszczając już to wszystko. Zrezygnowana udałam się na mały spacer po mieście, ostatecznie lądując w parku. Ta część zdawała się być wyjątkowo rzadko uczęszczana. Zajęłam jedną z nielicznych ławek, pogrążając się w myślach. Do moich uszu trafiały nie tylko dźwięczne śpiewy ptaków, ale także nieco zagłuszone dźwięki samochodów. Nawet nie zauważyłam, kiedy zbliżyło się do mnie “złote” bóstwo. Tak, zdecydowanie lepiej mu było bez tych plam krwi na ubraniu. Nie dało się ukryć jego dumny z tego, że to jemu pierwszemu udało się mnie znaleźć, na co odpowiedziałam tylko delikatnym uśmiechem. Najwyraźniej mojego zamyślenia też nie dało się ukryć, bo zaraz o to spytał. Po krótkiej chwili opowiedziałam mu całe zajście, a on wytłumaczył mi łagodnym tonem, dlaczego tak się stało.
- No cóż, skoro tak jest, to chyba nic nie mogę na to poradzić - westchnęłam cicho, podpierając się dłońmi i odchylając nieco do tyłu. - A ciebie, co sprowadza dzisiaj do miasta? - spytałam, unosząc delikatnie jedną brew do góry.
- Obowiązki bóstwa. Mam paru wiernych, którym muszę pomóc wiernym znaleźć w sobie kilka odpowiedzi - odparł spokojnie.
- Hmm, rozumiem - pokiwałam głową. - To musi być super, wiesz, być bóstwem. Spełniać prośby i takie tam.
- Chciałbym, żeby tylko na tym to polegało - uśmiechnął się nieco.
- A, właśnie. Skoro jesteś bóstwem, to czy powinnam się do ciebie jakoś specjalnie zwracać? Coś w stylu, panie bóstwo…? Albo, w sumie to sama nie wiem - machnęłam nogami, lądując potem szybko na ziemi, przed Desideriusem. - Mogłabym potem pójść z tobą? Prooszę! Obiecuję, że nie będę sprawiać problemów - położyłam uszy, a dłonie splotłam przy piersiach, wzrok wlepiając na jego twarzy, a dokładniej na złotym oku, które nadal mnie intrygowało. Zaś ogon sam zaczął delikatnie kołysać się na boki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie dałam mu nawet dojść do słowa, ale jedyne co już mogłam wtedy zrobić, to uśmiechnąć się przepraszająco.
<Desiderius? zgodzisz się czy ni?>
Liczba słów: 967
Od Yuu CD. Nexaron'a - "Ciekawość - pierwszy stopień do..."
Na dźwięk słowa "sługa" jakaś bliżej nieokreślona cząstka mojej duszy zadrgała gwałtownie, jakby uśpiona w niej energia została przebudzona drobną iskierką, która doprowadziła do krótkiej eksplozji. Gwałtownie zaczerpnąwszy powietrza, z nadzieją oczekiwałam na promyczek światła, aby ujawnił źródło dziwnego poruszenia. Debatowałam, czy to zew przeszłości, czy też natchnienie nowego celu, ścieżki, którą miałam odtąd podążać. A może połączenie obu? W każdym razie perspektywa pełnienia służby, w dodatku dyktowanej wolą bożą, zdawała mi się czymś naturalnym i pięknym. Nie mogąc dłużej kontrolować rozbrykanego szczęścia, zapytałam:
- Nex-sanie, na czym ma polegać owa służba? - Mocno zaciśnięte dłonie przycisnęłam do obojczyków. Czułam się gotowa do wypełnienia pierwszego zadania jako chowaniec, choćby oznaczało to bezzwłoczne przerwanie sielankowego wieczoru i zabranie się do roboty wyciskającej pot nawet na mroźnym powietrzu.
Mężczyzna najwyraźniej nie widział potrzeby, aby mącić wypoczynkową atmosferę przez wyliczanie typowych dla "sługi bożego" obowiązków. Rozprostowując do góry ręce, powoli podniósł się ze schodków.
- Zaraz ci opowiem - odparł. - Tymczasem wstań i popatrz w niebo. - Ze wzrokiem wlepionym gdzieś w odległą przestrzeń nad dachem świątyni, oddalił się kilkoma krokami od budynku.
Zaciekawiona wykonałam polecenie i w milczeniu zbliżyłam się do Nex-sana. Wszelki ruch na placu zaczął stopniowo zwalniać, aż w końcu grupki ludzi rozproszone po kwadratowej powierzchni skamieniały przepełnione oczekiwaniem na nadchodzącą z granatowych przestrzeni niespodziankę. Blady, mały księżyc unosił się nad zwieńczeniem świątynnego dachu i beznamiętną źrenicą spoglądał na tłum czekających, oceniając, czy są godni ujrzenia tego, co miało nastąpić. Z prawą dłonią rozpostartą na bijącej piersi, próbowałam przekonać nocnego strażnika do swojej wartości. Nie pozwolił dłużej trzymać nas w niepewności - na nocnej scenie rozpoczęło się przedstawienie.
Widziałam je po raz pierwszy w nowym życiu, ale czułam, że nie były mi obce.
Jeszcze przed nastąpieniem widowiskowej eksplozji usłyszałam odległy wystrzał pocisku, który po wzbiciu się na odpowiednią wysokość, zaczął rozbłyskać tęczowymi kępkami iskier. Reakcja łańcuchowa uwolniła sznur kolorowych wybuchów, który jakby z wysiłkiem wspinał się po niewidzialnej drabinie, aż na końcu, zmęczony, przystanął na sekundę i nabrał głęboko powietrza. Rozkwitający kwiat rozwinął różowe płatki, które rozpryskując się na wszystkie strony świata, zmieniły barwę na szafirową. W środku korony z głośnym huknięciem zamigotał koszyczek, a z ludzkich gardeł wydobyło się podłużne "O". Kolejna sekunda i z ząbkowanych, wydłużających się płatków pozostały czerwone kropeczki, a kwiatek zwiędnął.
Kolejne fajerwerki rozbłyskiwały na ciemnym niebie pojedynczo, jak aktorzy wkraczały na scenę, z której jeszcze nie zdążył opaść dym z poprzedniego występu i prezentowały swoje wyjątkowe umiejętności. Po neonowym chabrze pojawił się rój niespokojnych iskier, rozbiegających się w chaosie niczym zaalarmowane obecnością intruza owady, które na końcu porozplatały się w pęczki złotych nitek. Potem świszcząca flara wylewała w nieostrożnym biegu krople roztopionego metalu, aby wyrzucić je w przestrzeń ogromnym dmuchawcem. Wszystkich zaskoczyły pomarańczowe kulki następnego uczestnika, które toczyły się po nieboskłonie anemicznymi błyskami - kiedy zdawało się, że fajerwerk nie miał nic więcej do pokazania, po chwili ciszy rozszczepił się na dziesiątki rozpalonych węglowych odłamków.
Pokaz zdawał się dłużyć w nieskończoność i gdy wreszcie ostatni sztuczny ogień dokonał żywota w atramentowym morzu, spodziewałam się dojrzeć na wschodzie smugę jutrzenki. Noc jednak trwała, a księżyc tylko nieznacznie schylił się nad świątynnym dachem. W szumie ludzkich głosów słychać było poruszenie, oczy wszystkich widzów jeszcze jaśniały kolorowymi eksplozjami. Stojąca obok mnie para dzieci w wieku szkolnym dyskutowała na temat swoich faworytów.
- A który podobał się najbardziej Nex-sanowi? - zapytałam niewinnie towarzysza. Pamiętałam jednak o rozpoczętym temacie chowańców i zamierzałam go dokończyć zaraz po uzyskaniu odpowiedzi.
<Nexaron?>
564 słów
Od Desideriusa cd. Kohaku „Nie wszystko złoto… a może jednak?”
- Więc do zobaczenia! - krzyknął, nim całkowicie wtopiła się w tłum. Odwrócił się w drugą stronę i ruszył do swej świątyni, potrzebował kąpieli i prania. Chociaż widok zakrwawionego bóstwa czy zwykłego youkai nie powinno być w tym świecie niczym dziwnym, większość osób, gdy takowego widziała, zawieszała swój wzrok na osobie przez parę minut. Tak samo było z Desideriusem, który znowu czuł się obserwowany. Gdy dotarł do swego lokum, odetchnął spokojem i ciszą, jakie w nim panowały. Przyjemna odmiana po walce i wielu par oczu. Szybko pozbył się swych ubrań, wrzucając je do kosza, po czym sam się zamoczył na wiele minut w ciepłej wodzie. Siedział w wannie bardzo długo, moczył się i dokładnie zmył z siebie krew demona. Spojrzał na swe udo, gdzie powinna być rana: czysto. Jakby wcale nie została draśnięta. Uwielbiał właściwości lecznice wody święconej.
Po jakiejś półtorej godzinie był gotowy. Jak na mężczyznę, długo się odświeżał, ale miał czas. Wiele minut spędził jeszcze przed lustrem, bawiąc się włosami. Nie miał zamiaru dzisiaj wracać do świata ludzi, według niego pokonał wystarczającą ilość Akum. Teraz należało zostać w świątyni i wysłuchać modłów, czas zająć się ludźmi.
Obudziły go promienie słońca, które wpadały przez odsłonięte okno. Po porannej toalecie i pysznym śniadaniu wyszedł ze świątyni. Jak na wczesną godzinę, Kami no Jigen już żyło. Bóstwa, patroni, bronie i chowańce wędrowali z jednej końca drogi na drugą. Rozmawiali, śmiali się… obserwując ten pocieszny widok, Desiderius zaczął się zastanawiać, dlaczego na ziemi nie może być tak spokojnie i miło, jak tutaj. Z drugiej strony, gdyby ludzie nie wpadali w kłopoty, które nie pozwalają im przejść do nieba, Bogowie i Chowańce nie musieliby istnieć, bo po co? Akum nie ma, żadnego zagrożenia nie ma. Ruszył przed siebie, witając się po drodze ze znajomymi twarzami. Szybko odnalazł portal, przez który przeszedł i zawitał do drugiego świata. W nim powietrze nie było tak czyste, hałas samochodów i innych dźwięków dobijał się do Cyferki nieprzyjemnymi wibracjami, a chłodne i pozbawione ciepła oczy przechodniów, których nie interesowało nic, poza swym nosem, przebijało jego ciało na wylot. Nie czekając chwili dłużej, ruszył do pierwszego celu. Mężczyzna, który dzisiaj wychodził za mąż, siedział na ławce w parku z miną myśliciela. Desiderius usiadł obok niego, pan młody nawet nie zauważył.
- Zadaj sobie to ważne pytanie – odezwał się. - Dlaczego postanowiłeś się jej oświadczyć? - mężczyzna spojrzał na niego pustym spojrzeniem i milczał. Potrzebował krótkiej chwili, by wymienić jej wszystkie zalety, które pokochał. - Więc czemu masz wątpliwości? - opowiedział mu o sprzeciwach rodziców, którzy twierdzą, że to za niska partia dla niego. - Więc teraz wybierz. Rodzice, czy ukochana?
Gdyby Cyferka był zwykłym człowiekiem, rozmowa ta mogłaby być porównana do terapii psychologicznej. Zwyczajne pytania, które wiecznie sobie człowiek zadaje, zostaną wypowiedziane innymi ustami, czy to coś pomoże? Raczej nie. Na szczęście Desi to Bóg Świadomości, a jego moc zmusza człowieka do sięgnięcia w najgłębsze zakamarki podświadomości i odnalezienie w nich odpowiedzi na pytania. Szczere odpowiedzi.
Kiedy podjął decyzje, natychmiast pobiegł w kierunku Kościoła, a bóstwo spokojnym krokiem ruszyło do kolejnego celu. Nie sądził, że po drodze spotka kogoś znajomego, jak nekomatę, siedzącą na ławce na końcu parku. Postanowił wykorzystać parę wolnych chwil.
- No zobacz, jednak pierwszy cię zobaczyłem – powiedział z uśmiechem i cichą dumą w głosie, gdy stanął naprzeciwko Kohaku. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego, delikatnie odwzajemniając uśmiech. - Wyglądasz na zamyśloną – dodał po chwili. Najwidoczniej jego myślicielska i pomocna strona, którą miał dzisiaj poświęcić swym wiernym, postanowiła pokazać się także chowańcowi.
- Bo widzisz, wczoraj przyjemnie rozmawiało mi się z kelnerką w kawiarni, a dzisiaj zdawała się mnie nie znać – wytłumaczyła po chwili ciszy. Desiderius domyślał się, o co chodzi.
- Jak długo jesteś w Kami?
- Kilka dni.
- Więc musisz wiedzieć, że ludzie, chociaż nas widzą, nie zapamiętują nas. Tylko dzieci i zwierzęta pamiętają nasze twarze, ale po jakimś czasie i tak zapominają. To normalne, nie martw się – wytłumaczył łagodnie.
Liczba słów: 795
Po jakiejś półtorej godzinie był gotowy. Jak na mężczyznę, długo się odświeżał, ale miał czas. Wiele minut spędził jeszcze przed lustrem, bawiąc się włosami. Nie miał zamiaru dzisiaj wracać do świata ludzi, według niego pokonał wystarczającą ilość Akum. Teraz należało zostać w świątyni i wysłuchać modłów, czas zająć się ludźmi.
Proszę o wsparcie. Daj mi siłę, bym mógł jutro podjąć dobrą decyzję. Dalej nie wiem, czy ją kocham, a jutro jest ważny dzień. Nie chce popełnić błędu i skłamać przed Bogiem.
Mam dość. Czy mogłaby przestać się wymądrzać? Boże Świadomości, spraw, by w końcu zrozumiała, że mam dojść jej prawideł.
Długo nad tym myślałam. Proszę cię, daj mi znak, czy dobrze robię. Czy powinnam uciec z tego domu wariatów? Dłużej tu nie wytrzymam.
Desiderius siedział do wieczora, wysłuchując modlitw. Jutro czekał go ciężki i pracowity dzień. Zejście na ziemię odbędzie się z samego rana, a wróci pewnie pod sam wieczór. Na samą myśl o jutrzejszym dniu i próbie oswojenia się z nim psychicznie, zrobił się okropnie głodny, a mimo to jego kolacja nie była obfita. Nie dał rady w siebie dużo wcisnąć, pewnie skutek uboczny dzisiejszej rany i lekarstwa. Poszedł spać wcześniej niż miał zamiar.
*
Obudziły go promienie słońca, które wpadały przez odsłonięte okno. Po porannej toalecie i pysznym śniadaniu wyszedł ze świątyni. Jak na wczesną godzinę, Kami no Jigen już żyło. Bóstwa, patroni, bronie i chowańce wędrowali z jednej końca drogi na drugą. Rozmawiali, śmiali się… obserwując ten pocieszny widok, Desiderius zaczął się zastanawiać, dlaczego na ziemi nie może być tak spokojnie i miło, jak tutaj. Z drugiej strony, gdyby ludzie nie wpadali w kłopoty, które nie pozwalają im przejść do nieba, Bogowie i Chowańce nie musieliby istnieć, bo po co? Akum nie ma, żadnego zagrożenia nie ma. Ruszył przed siebie, witając się po drodze ze znajomymi twarzami. Szybko odnalazł portal, przez który przeszedł i zawitał do drugiego świata. W nim powietrze nie było tak czyste, hałas samochodów i innych dźwięków dobijał się do Cyferki nieprzyjemnymi wibracjami, a chłodne i pozbawione ciepła oczy przechodniów, których nie interesowało nic, poza swym nosem, przebijało jego ciało na wylot. Nie czekając chwili dłużej, ruszył do pierwszego celu. Mężczyzna, który dzisiaj wychodził za mąż, siedział na ławce w parku z miną myśliciela. Desiderius usiadł obok niego, pan młody nawet nie zauważył.
- Zadaj sobie to ważne pytanie – odezwał się. - Dlaczego postanowiłeś się jej oświadczyć? - mężczyzna spojrzał na niego pustym spojrzeniem i milczał. Potrzebował krótkiej chwili, by wymienić jej wszystkie zalety, które pokochał. - Więc czemu masz wątpliwości? - opowiedział mu o sprzeciwach rodziców, którzy twierdzą, że to za niska partia dla niego. - Więc teraz wybierz. Rodzice, czy ukochana?
Gdyby Cyferka był zwykłym człowiekiem, rozmowa ta mogłaby być porównana do terapii psychologicznej. Zwyczajne pytania, które wiecznie sobie człowiek zadaje, zostaną wypowiedziane innymi ustami, czy to coś pomoże? Raczej nie. Na szczęście Desi to Bóg Świadomości, a jego moc zmusza człowieka do sięgnięcia w najgłębsze zakamarki podświadomości i odnalezienie w nich odpowiedzi na pytania. Szczere odpowiedzi.
Kiedy podjął decyzje, natychmiast pobiegł w kierunku Kościoła, a bóstwo spokojnym krokiem ruszyło do kolejnego celu. Nie sądził, że po drodze spotka kogoś znajomego, jak nekomatę, siedzącą na ławce na końcu parku. Postanowił wykorzystać parę wolnych chwil.
- No zobacz, jednak pierwszy cię zobaczyłem – powiedział z uśmiechem i cichą dumą w głosie, gdy stanął naprzeciwko Kohaku. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego, delikatnie odwzajemniając uśmiech. - Wyglądasz na zamyśloną – dodał po chwili. Najwidoczniej jego myślicielska i pomocna strona, którą miał dzisiaj poświęcić swym wiernym, postanowiła pokazać się także chowańcowi.
- Bo widzisz, wczoraj przyjemnie rozmawiało mi się z kelnerką w kawiarni, a dzisiaj zdawała się mnie nie znać – wytłumaczyła po chwili ciszy. Desiderius domyślał się, o co chodzi.
- Jak długo jesteś w Kami?
- Kilka dni.
- Więc musisz wiedzieć, że ludzie, chociaż nas widzą, nie zapamiętują nas. Tylko dzieci i zwierzęta pamiętają nasze twarze, ale po jakimś czasie i tak zapominają. To normalne, nie martw się – wytłumaczył łagodnie.
<Kohaku? c;>
sobota, 20 kwietnia 2019
Od Kohaku CD Desideriusa "Nie wszystko złoto...a może jednak?"
Bóstwo okazało się być jeszcze bardziej intrygujące, kiedy zamieniłam z nim parę zdań. Nim się spostrzegłam, zaczął walczyć z Akumą, która czaiła się tuż za mną. A ja jej nie zauważyłam! Niestety, na moją niekorzyść nie odkryłam w sobie jeszcze umiejętności bojowych, więc jedyne co mogłam w tamtej chwili zrobić to chociaż usunąć się w bezpieczne miejsce i nie przeszkadzać. Walka zdawała się być jeszcze bardziej niesamowita od poprzedniej, z uwagą oglądałam całe widowisko. Ludzie przechodzący sobie kawałek dalej zdawali się jakby tego nie widzieć, byli zbyt spokojni. Jednak to postanowiłam zbadać później. Nagle “złoty” bóg oberwał w udo ogonem potwora i dgnęłam, gotowa ruszyć do ataku, choć zdałam sobie sprawę że nie wiedziałabym pewnie, co potem. Niechętnie zostałam w miejscu, gdzie byłam. Jednak on się nie poddał i sprytnie wykorzystał okazję. Dosłownie kilka minut później było już po wszystkim, a same bóstwo zakończyło tę całą farsę widowiskowo. Jednak jego ubranie nie było już tak piękne i czyste, jak wcześniej, a i włosy może odrobinę bardziej roztargane przez wir walki. Zbliżyłam się, obserwując ranę, która swoją drogą obficie krwawiła, zaś sam poszkodowany zdawał się nic sobie z tego nie robić, jakby było to tylko małe zadrapanie. Opowiedział mi nieco o tej okolicy, na co aż sama się skrzywiłam pod koniec. Doszłam do szybkiego wniosku, że ludzki świat musiał być okropny. Głos miał miły dla ucha, taki łagodny, że słuchało się go z przyjemnością. Kiedy mówił, wyjął z kieszeni małą buteleczkę, a to, co było wewnątrz, wylał na ranę. Automatycznie zaczęła parować, znikać, regenerować się, choć krew pozostała. Jak się chwilę później okazało, była to woda święcona. Zanotowałam tę informację szybko w głowie, kto wie, może mi się kiedyś przyda, a nawet i na pewno. Tylko skąd u licha miałam ją wziąć? Przejść się do jakiegoś bóstwa, świątyni czy gdziekolwiek i od tak o to spytać? Zapewne zostałbym wyśmiana.
- … Wracam do Kami no Jigen - powiedział, a ja wróciłam myślami na ziemię.
Nim się zorientowałam, bóstwo było już w drodze do portalu, dzięki któremu tutaj się znaleźliśmy.
- Z-zaczekaj…! - krzyknęłam za nim, zdając sobie sprawę, że tak właściwie, to nie pamiętałam, gdzie owe przejście się znajdowało. - Idę z tobą - podbiegłam do niego i wyrównałam krok.
- Nie pamiętasz, gdzie jest portal? - spytał, uśmiechając się, a w tym uśmiechu nie było nic wrogiego, wręcz przeciwnie, jakby bawiła go moja krótka pamięć.
Ale hej! Nie przewidziałam wcześniej, że ów portal może mi się jeszcze do czegoś przydać. Do czegoś takiego, jak np. powrót do boskiego wymiaru.
- Może trochę… - przyznałam niechętnie, kładąc po sobie uszy. Swoją drogą, używanie tych kocich atrybutów przychodziło mi z taką łatwością, chociaż czułam, że mam je dopiero od niedawna. - A właśnie! Nie znam jeszcze twojego imienia - przypomniało mi się, że nie wiem, jak mam go nazywać.
- Desiderius, bóstwo świadomości - powiedział spokojnym tonem, a jeden z jego kącików delikatnie drgnął.
- Desiderius… W takim razie, miło mi cię poznać - odparłam z entuzjazmem, uśmiechając się lekko. - A wracając do wcześniejszego pytania… Nie miałam jeszcze okazji nauczyć się walczyć. Jedyne w czym na razie jestem dobra, to ukrywanie się.
Reszta drogi jakoś minęła w ciszy, chociaż nie była to jedna z tych uciążliwych. Miałam czas na przemyślenia. Ten dzień mogłam zaliczyć do tych bardziej ekscytujących. W końcu miałam okazję zobaczyć walkę z Akumami i poznać bóstwo. Szybko dotarliśmy do portalu i równie szybko znaleźliśmy się w Kami. Wzięłam głęboki oddech, rozglądając się. Tak, z pewnością to był boski wymiar. Emanowała od niego zupełnie inna aura niż od świata ludzi.
- Chyba nadeszła pora się pożegnać i wrócić do siebie. W takim razie, do zobaczenia - odparłam, przechylając delikatnie głowę w bok i patrząc w złote… oko. Na pewno nie miałam w planach zostawić tego bez odpowiedzi. - Ja zobaczę cię na pewno, a to, czy ty mnie również, to się okaże - uśmiechnęłam się szeroko, ruszając powoli przed siebie.
Chwała… bogom? Chyba tak, że udało mi się szybko znaleźć jakieś schronienie po przybyciu tutaj. Mogłam mieszkać u Yuri, nieco starszej kitsune, w zamian za pomaganie w pracach domowych. Ba, nawet czasami dostawałam jakieś drobne na swoje wydatki. Jednak pogoda nadal była ładna, więc nie miałam w planach szybko wracać.
Liczba słów: 680
<Desiderius?>
- … Wracam do Kami no Jigen - powiedział, a ja wróciłam myślami na ziemię.
Nim się zorientowałam, bóstwo było już w drodze do portalu, dzięki któremu tutaj się znaleźliśmy.
- Z-zaczekaj…! - krzyknęłam za nim, zdając sobie sprawę, że tak właściwie, to nie pamiętałam, gdzie owe przejście się znajdowało. - Idę z tobą - podbiegłam do niego i wyrównałam krok.
- Nie pamiętasz, gdzie jest portal? - spytał, uśmiechając się, a w tym uśmiechu nie było nic wrogiego, wręcz przeciwnie, jakby bawiła go moja krótka pamięć.
Ale hej! Nie przewidziałam wcześniej, że ów portal może mi się jeszcze do czegoś przydać. Do czegoś takiego, jak np. powrót do boskiego wymiaru.
- Może trochę… - przyznałam niechętnie, kładąc po sobie uszy. Swoją drogą, używanie tych kocich atrybutów przychodziło mi z taką łatwością, chociaż czułam, że mam je dopiero od niedawna. - A właśnie! Nie znam jeszcze twojego imienia - przypomniało mi się, że nie wiem, jak mam go nazywać.
- Desiderius, bóstwo świadomości - powiedział spokojnym tonem, a jeden z jego kącików delikatnie drgnął.
- Desiderius… W takim razie, miło mi cię poznać - odparłam z entuzjazmem, uśmiechając się lekko. - A wracając do wcześniejszego pytania… Nie miałam jeszcze okazji nauczyć się walczyć. Jedyne w czym na razie jestem dobra, to ukrywanie się.
Reszta drogi jakoś minęła w ciszy, chociaż nie była to jedna z tych uciążliwych. Miałam czas na przemyślenia. Ten dzień mogłam zaliczyć do tych bardziej ekscytujących. W końcu miałam okazję zobaczyć walkę z Akumami i poznać bóstwo. Szybko dotarliśmy do portalu i równie szybko znaleźliśmy się w Kami. Wzięłam głęboki oddech, rozglądając się. Tak, z pewnością to był boski wymiar. Emanowała od niego zupełnie inna aura niż od świata ludzi.
- Chyba nadeszła pora się pożegnać i wrócić do siebie. W takim razie, do zobaczenia - odparłam, przechylając delikatnie głowę w bok i patrząc w złote… oko. Na pewno nie miałam w planach zostawić tego bez odpowiedzi. - Ja zobaczę cię na pewno, a to, czy ty mnie również, to się okaże - uśmiechnęłam się szeroko, ruszając powoli przed siebie.
Chwała… bogom? Chyba tak, że udało mi się szybko znaleźć jakieś schronienie po przybyciu tutaj. Mogłam mieszkać u Yuri, nieco starszej kitsune, w zamian za pomaganie w pracach domowych. Ba, nawet czasami dostawałam jakieś drobne na swoje wydatki. Jednak pogoda nadal była ładna, więc nie miałam w planach szybko wracać.
Liczba słów: 680
<Desiderius?>
czwartek, 18 kwietnia 2019
Od Desideriusa cd. Kohaku „Nie wszystko złoto… a może jednak?”
Przyjrzał się kotowatej dziewczynie o łososiowych włosach i ogonie, z czarnymi uszami. Jej turkusowe oczy były zwężone, jakby patrzyła pod słońce. Teraz wiedział, dlaczego ciągle czuł się obserwowany. W Kami no Jigen nie było to dziwne; w końcu większość cię zna, ale w świecie ludzi; w końcu oni ich nie widzieli, to musiał być ktoś z jego świata. Teraz wiedział: chowaniec nekomata. Tylko po co szła za nim aż tutaj?
Słysząc jej pytanie, uśmiechnął się rozbawiony. Jeszcze nikt nie określił jego broni jako kosa „zagłady” - chociaż przypominając sobie, jak załatwił te Akumy po kolei, określenie to mogło rzeczywiście pasować. Jednak najbardziej zwrócił uwagę na pierwszą część wypowiedzi: Ciężko nie zwrócić na ciebie uwagi. Naprawdę tak było? Przeglądając się w lustrze, nigdy nie dostrzegł różnicy pomiędzy sobą, a resztą bogów. Może potrzebny do tego jest ktoś poboczny?
- Akurat na to pytanie teraz nie odpowiem, w końcu to moja broń i powinienem przemilczeć jej mechanizm – odpowiedział z miłym uśmiechem. Nie chciał, by pomyślała, że chce jej się pozbyć, po prostu takich rzeczy nie mówi się pierwszej lepszej osobie.
- Szkoda, bardzo mnie zaciekawiła – powiedziała spokojnie, kręcąc przy tym delikatnie ogonem na boki. Gdy to zauważył, zatrzymał wzrok na jej ogonie, a ona speszona jego obserwacją, przestała nim machać. Wrócił oczami na jej twarzy.
- Tak właściwie, to jak się nazywasz? Chciałbym poznać imię tej, która mnie śledziła – uśmiechnął się dość chamsko, a w jej oczach zauważył coś na wzór lekkiego poddenerwowania.
- Nie śledziłam cię – powiedziała pewnie. - Akurat przechodziłam… - dodała po chwili. Nie uwierzył, uczucie śledzenia rzadko kiedy było przypadkiem, a tym bardziej w miejscach, gdzie nikt nie powinien cię widzieć – dosłownie. - Nazywam się Kohaku – przedstawiła się.
- Jesteś nekomatą? - zapytał, chodź było to oczywiste.
- Jak widać – poruszyła uszami i ogonem. Miał właśnie zamiar się przedstawić, kiedy za jej plecami zobaczył ruch.
- Umiesz walczyć? - zapytał wyciągając długopis z kieszeni. Dziewczyna zmarszczyła brwi i uważnie mu się przyjrzała.
- Dlaczego pytasz? - aktywował broń. Z małego pisaka powstała duża kosa z podwójnym ostrzem. Chwycił ją w obie dłonie, dziewczyna odsunęła się do tyłu.
- Bo nie zabiłem wszystkich wrogów – odpowiedział z szerokim uśmiechem i skoczył do góry, ponad nekomatę, która nieco się schyliła. Ciął w powietrzu, uderzając o masywne ciało Akumy. Demon zawył i odsunął się do tyłu, zaraz potem szarżując na boga. Zrobił unik i zamachnął się bronią, uderzył go w plecy. Po chwili został uderzony ogonem w ramię, odbił się w bok, ale utrzymał się na nogach. Przygotował się na jego atak, który nastąpił po paru głębszych wdechach. Tym razem demon nie dał się nabrać na zwykły unik, gdy Desiderius wykonał piruet w bok, wróg ponownie zamachnął się ogonem, zadrapując jego udo. Syknął, jednak nie zmarnował idealnej chwili. Akuma stała do niego tyłem, więc ignorując piekący ból, skoczył i jednocześnie krzycząc, ciął z góry. Ostrze kosy wylądowało w czarnej czaszce, a tego samego koloru maź ubrudziła nie tylko broń, ale jego ubranie. Wylądował na zdrowej nodze, opierając się na broni. Obserwował, jak Akuma się rozpływa i znika w swoim świecie. Wytarł jej krew ze swego policzka i spojrzał na Kohaku, bezpiecznie odsuniętą od miejsca walki. Wytarł kosę rękawem ubrania i przywrócił ją do pierwotnego wyglądu, a następnie zmienił w długopis. Schował broń do kieszeni i usiadł po turecku na ziemi. Teraz jego ubranie nie wyglądało tak schludnie i ładnie jak wcześniej. Musiał koniecznie wziąć kąpiel i wyczyścić ubrania, w końcu szkoda było je wyrzucać. Najpierw jednak spojrzał na swoje zranione udo, które mocno krwawiło.
- Czy zaraził cię… - zaczęła powoli nowo poznana, która zbliżyła się nieco do Cyferki.
- Splugawieniem? - dokończył za nią. - Na pewno – odpowiedział zbyt spokojnie, jak na taką sprawę, w której chodziło o twoje życia. - Nie cierpię tej dzielnicy – zaczął mówić. - Wydaje mi się, że w tej części miasta jest najwięcej demonów, ale nie ma się co dziwić. Większość złych rzeczy, jaka się przytrafia ludziom, ma swe źródło tutaj. Nawet nie wiesz ile spotkałem tutaj morderców, zboczeńców, złodziejów, a nawet zwykłych niesprawiedliwych ludzi, którzy zniszczyli komuś życie. Raz byłem świadkiem, jak staruszka wychodziła spomiędzy dwóch samochodów na ulicę. Nie rozejrzała się, nie było pasów, ale wina też leży po stronie kierowcy i pasażera. Gdyby trzymał się ustalonej prędkości, a jego żona nie zabawiała się z nim w erotyczny sposób, zdążyłby zahamować i nie przejechałby staruszki. To było coś okropnego. Zaoszczędzę ci krwawych szczegółów. Kontynuując, śledziłem tę sprawę w sądzie. Nie mogłem uwierzyć, że kierowca został uniewinniony. A wiesz dlaczego? Bo policjant i sędzia byli jego przyjaciółmi, a on sam był adwokatem. To śmieszne, wystarczy tylko trochę znajomości, a już unikasz sprawiedliwości – podczas swej długiej opowieści wyciągnął z zapinanej kieszeni mały flakonik. Wylał jej zawartość na swoją ranę, która zaczęła parować. Krew została, ale sama rana zaczynała znikać, regenerować się w ciągu paru chwil. Desiderius wytarł czerwoną ciecz czystym materiałem swego ubrania i wstał.
- Co było w tej buteleczce? - zapytała, obserwując miejsce, w którym przed chwilą miał ranę.
- Woda święcona, najlepszy lek na ranę po Akumach. I jesteś bezpieczny, żadne splugawienie ci nie grozi. No chyba, że zużyjesz cała zawartość, jak ja. Wracam do Kami no Jigen – powiedział.
Słysząc jej pytanie, uśmiechnął się rozbawiony. Jeszcze nikt nie określił jego broni jako kosa „zagłady” - chociaż przypominając sobie, jak załatwił te Akumy po kolei, określenie to mogło rzeczywiście pasować. Jednak najbardziej zwrócił uwagę na pierwszą część wypowiedzi: Ciężko nie zwrócić na ciebie uwagi. Naprawdę tak było? Przeglądając się w lustrze, nigdy nie dostrzegł różnicy pomiędzy sobą, a resztą bogów. Może potrzebny do tego jest ktoś poboczny?
- Akurat na to pytanie teraz nie odpowiem, w końcu to moja broń i powinienem przemilczeć jej mechanizm – odpowiedział z miłym uśmiechem. Nie chciał, by pomyślała, że chce jej się pozbyć, po prostu takich rzeczy nie mówi się pierwszej lepszej osobie.
- Szkoda, bardzo mnie zaciekawiła – powiedziała spokojnie, kręcąc przy tym delikatnie ogonem na boki. Gdy to zauważył, zatrzymał wzrok na jej ogonie, a ona speszona jego obserwacją, przestała nim machać. Wrócił oczami na jej twarzy.
- Tak właściwie, to jak się nazywasz? Chciałbym poznać imię tej, która mnie śledziła – uśmiechnął się dość chamsko, a w jej oczach zauważył coś na wzór lekkiego poddenerwowania.
- Nie śledziłam cię – powiedziała pewnie. - Akurat przechodziłam… - dodała po chwili. Nie uwierzył, uczucie śledzenia rzadko kiedy było przypadkiem, a tym bardziej w miejscach, gdzie nikt nie powinien cię widzieć – dosłownie. - Nazywam się Kohaku – przedstawiła się.
- Jesteś nekomatą? - zapytał, chodź było to oczywiste.
- Jak widać – poruszyła uszami i ogonem. Miał właśnie zamiar się przedstawić, kiedy za jej plecami zobaczył ruch.
- Umiesz walczyć? - zapytał wyciągając długopis z kieszeni. Dziewczyna zmarszczyła brwi i uważnie mu się przyjrzała.
- Dlaczego pytasz? - aktywował broń. Z małego pisaka powstała duża kosa z podwójnym ostrzem. Chwycił ją w obie dłonie, dziewczyna odsunęła się do tyłu.
- Bo nie zabiłem wszystkich wrogów – odpowiedział z szerokim uśmiechem i skoczył do góry, ponad nekomatę, która nieco się schyliła. Ciął w powietrzu, uderzając o masywne ciało Akumy. Demon zawył i odsunął się do tyłu, zaraz potem szarżując na boga. Zrobił unik i zamachnął się bronią, uderzył go w plecy. Po chwili został uderzony ogonem w ramię, odbił się w bok, ale utrzymał się na nogach. Przygotował się na jego atak, który nastąpił po paru głębszych wdechach. Tym razem demon nie dał się nabrać na zwykły unik, gdy Desiderius wykonał piruet w bok, wróg ponownie zamachnął się ogonem, zadrapując jego udo. Syknął, jednak nie zmarnował idealnej chwili. Akuma stała do niego tyłem, więc ignorując piekący ból, skoczył i jednocześnie krzycząc, ciął z góry. Ostrze kosy wylądowało w czarnej czaszce, a tego samego koloru maź ubrudziła nie tylko broń, ale jego ubranie. Wylądował na zdrowej nodze, opierając się na broni. Obserwował, jak Akuma się rozpływa i znika w swoim świecie. Wytarł jej krew ze swego policzka i spojrzał na Kohaku, bezpiecznie odsuniętą od miejsca walki. Wytarł kosę rękawem ubrania i przywrócił ją do pierwotnego wyglądu, a następnie zmienił w długopis. Schował broń do kieszeni i usiadł po turecku na ziemi. Teraz jego ubranie nie wyglądało tak schludnie i ładnie jak wcześniej. Musiał koniecznie wziąć kąpiel i wyczyścić ubrania, w końcu szkoda było je wyrzucać. Najpierw jednak spojrzał na swoje zranione udo, które mocno krwawiło.
- Czy zaraził cię… - zaczęła powoli nowo poznana, która zbliżyła się nieco do Cyferki.
- Splugawieniem? - dokończył za nią. - Na pewno – odpowiedział zbyt spokojnie, jak na taką sprawę, w której chodziło o twoje życia. - Nie cierpię tej dzielnicy – zaczął mówić. - Wydaje mi się, że w tej części miasta jest najwięcej demonów, ale nie ma się co dziwić. Większość złych rzeczy, jaka się przytrafia ludziom, ma swe źródło tutaj. Nawet nie wiesz ile spotkałem tutaj morderców, zboczeńców, złodziejów, a nawet zwykłych niesprawiedliwych ludzi, którzy zniszczyli komuś życie. Raz byłem świadkiem, jak staruszka wychodziła spomiędzy dwóch samochodów na ulicę. Nie rozejrzała się, nie było pasów, ale wina też leży po stronie kierowcy i pasażera. Gdyby trzymał się ustalonej prędkości, a jego żona nie zabawiała się z nim w erotyczny sposób, zdążyłby zahamować i nie przejechałby staruszki. To było coś okropnego. Zaoszczędzę ci krwawych szczegółów. Kontynuując, śledziłem tę sprawę w sądzie. Nie mogłem uwierzyć, że kierowca został uniewinniony. A wiesz dlaczego? Bo policjant i sędzia byli jego przyjaciółmi, a on sam był adwokatem. To śmieszne, wystarczy tylko trochę znajomości, a już unikasz sprawiedliwości – podczas swej długiej opowieści wyciągnął z zapinanej kieszeni mały flakonik. Wylał jej zawartość na swoją ranę, która zaczęła parować. Krew została, ale sama rana zaczynała znikać, regenerować się w ciągu paru chwil. Desiderius wytarł czerwoną ciecz czystym materiałem swego ubrania i wstał.
- Co było w tej buteleczce? - zapytała, obserwując miejsce, w którym przed chwilą miał ranę.
- Woda święcona, najlepszy lek na ranę po Akumach. I jesteś bezpieczny, żadne splugawienie ci nie grozi. No chyba, że zużyjesz cała zawartość, jak ja. Wracam do Kami no Jigen – powiedział.
<Kohaku? Mam nadzieję, że jego gadatliwość ci nie straszna xd>
Liczna słów: 830
wtorek, 16 kwietnia 2019
Od Kohaku do Desideriusa "Nie wszystko złoto...a może jednak?"
Jeśli pogoda sprzyja, to nie ma nic lepszego niż po prostu korzystanie z niej. Trwał właśnie jeden z tych cieplejszych dni, kiedy to gnicie w domu kompletnie nie wchodziło w rachubę. Mogłam dać sobie ogon uciąć (chociaż nie, może lepiej nie), że było około dwudziestu stopni. Z braku lepszych zajęć usadowiłam się wygodnie na gałęzi jednego z drzew rosnącego wzdłuż całkiem uczęszczanej alejki. Oparłam się o pień i z przymrużonymi oczami obserwowałam kto się akurat przewijał. Czasem były to zwykłe, niczym nie wyróżniające się szaraki, a niekiedy ktoś ekstrawagancki, nietypowy. Jednak nikt nie przykuł mojego wzroku na tyle, by poświęcić mu trochę więcej uwagi. Tak więc bez zbędnego oporu mogłam uciąć sobie krótką drzemkę. Cudowne było to uczucie móc spać, kiedy spomiędzy liści na twoją twarz padały ciepłe promienie słońca. Zanim jeszcze na dobre odpłynęłam, zaciągnęłam się tym delikatnym, świeżym powietrzem. Dlaczego taka pogoda nie mogłaby trwać wiecznie? Ani za gorąco, ani za zimno. Znając życie za kilka dni, jak nie szybciej, znowu każdy będzie musiał wyciągnąć cieplejsze ubrania. Byłam w tym wymiarze na dobrą sprawę od niedawna. Co mnie podkusiło, żeby wybrać akurat tę opcję? Przecież pójście do raju byłoby o wiele łatwiejsze, prostsze, wygodniejsze i wiele innych określników o podobnym znaczeniu. Kierowana ciekawością i spragniona nowych doświadczeń zdecydowałam się na ponowne życie. Nie mogłam odejść bez szumu. Nie wiedziałam jeszcze jak i kiedy, ale wiedziałam, że ja, Kohaku, zostanę zapamiętana i dokonam wielkich rzeczy. Przynajmniej tak pięknie brzmiało to w mojej głowie, a co do czego, rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna. Z tego letargu i półsnu, wyrwał mnie jakiś intensywny zapach. Chcąc nie chcąc zostałam obdarzona także wyczulonym, kocim węchem. Bez pośpiechu podniosłam się i przeciągnęłam. Parę metrów od drzewa na którym przesiadywałam, wybrukowaną alejką szło… bóstwo. Specyficzne, nie powiem. Jego włosy wręcz świeciły złotym blaskiem, tak samo reszta jego ubioru, która zawierała złote elementy. Twarz jakby miał niewzruszoną, ale na ustach malował się delikatny, cwianiacki uśmieszek. Przyglądałam mu się chwilę, po czym z gracją zeskoczyłam z drzewa. Pora było trochę się rozruszać. Z braku lepszych zajęć postanowiłam udać się na małe podchody. Ciężko było go zgubić w tłumie przez to, jak się wyróżniał. Tak więc nieco skocznym, lekkim krokiem podążałam za mężczyzna w złocie, oczywiście w bezpiecznej odległości. Przez te kilka dni w Kami zdążyłam już trochę co nieco zaobserwować i się nasłuchać. Akumy, Splugawienie, kontkrakty oraz inny “naukowy bełkot”. Zdążyłam także u siebie zdolność ukrywania się przed wzrokiem innych stworzeń, chociaż nie do końca jeszcze to rozumiem. Nagle pan w wysokim kapelusiku zniknął w jakimś portalu. Po głowie od razu zaczęły mi latać pytania dokąd może to prowadzić. Dokładnie obejrzałam obiekt z każdej możliwej strony, brakowało tylko abym na niego weszła. Czy prowadził do jakiegoś wymiaru jeszcze bardziej boskiego? A może piekło? W końcu wzięłam głęboki oddech i niczym podczas zanurzania się przeszłam na drugą stronę. Znalazłam się w jakiejś uliczce. Miejsce jakby znajome, te uczucie silnie dawało mi o sobie znać, że to wszystko jest mi bliższe niż może mi się wydawać. Ostrożnie postawiłam pierwsze kroki. Nagle z daleka usłyszałam… dźwięki samochodów? Skądś znałam ten dźwięk, wiedziałam co to, ale nie wiedziałam skąd. Ruszyłam przed siebie i uderzył we mnie ten ludzki świat. Rozejrzałam się wokół. Poczułam w sobie nagłą żądzę poznania tego wszystkiego niby na nowo, ale gdzieś w oddali mignęły mi złotawe kosmyki oraz kapelusik i przypomniały mi, dlaczego w ogóle się tutaj znalazłam. Potrząsnęłam delikatnie głową i ruszyłam ponownie za nim. Przewijałam się pośród ludzi, a oni wydawali się totalnie nie zwracać na mnie uwagi. Dziwne, raczej nie na co dzień spotyka się kogoś o takim kolorze włosów oraz kocich uszach i ogonem. Może coś przegapiłam? Wzruszyłam jedynie ramionami kontynuując dalszą obserwację mojego celu. Mężczyzna wyglądał trochę jak złoty posążek, na co tylko zaśmiałam się pod nosem. Po jakimś czasie zaczął zbierać wokół siebie jakieś dziwne potwory, to chyba były te całe Akumy. Biegał po okolicy jakby chciał zwołać wielką chmarę. Czy poradzi sobie z nimi wszystkimi? Z zapartym tchem oglądałam widowisko z bezpiecznej odległości, jeszcze tego mi by brakowało żeby jakiś mnie zaatakował. Umiejętności bojowych to ja na pewno nie miałam. Nagle wyciągnął z kieszeni długopis. Naprawdę, chciał pokonać je wszystkie długopisem? Nie zdążyłam dokończyć myśli, a urządzenie biurowe zamieniło się w kosę. Otworzyłam szeroko oczy, a on zaczął się z nią obracać podczas gdy Akumy same do niego podchodziły. Wyglądał trochę jak jakaś sokowirówka, przynajmniej to pierwsze przyszło mi na myśl. Komuś sok z Akumy? Nie? Szkoda. W międzyczasie podeszłam trochę bliżej i zauważyłam, że spod grzywki unoszonej pod wpływem pędu wiatru, w miejscu prawego oka była czarna dziura. Zupełnie jakby go… nie było. Ta myśl była jednocześnie trochę przerażająca, ale też intrygująca. Jak do tego doszło mogłam sobie tylko wyobrażać. Może podczas jakiejś walki z wielką Akumą? Albo z innym Bóstwem? A może zwyczajnie biegł i nadział się na jakiś kijek okiem? Gdy po stworach nie było już ani śladu, kosa na powrót stała się długopisem, kapelusik gdzieś zagubiony podczas tego wirowania także, a sam obiekt zainteresowań poprawił ubranie oraz ułożył jako tako grzywkę, na owym prawym oku, a raczej w miejscu, gdzie powinno być. Zbliżyłam się, a on spojrzał na mnie złotą źrenicą i aż przeszły mnie ciarki. Delikatnie uniósł brew jakby doskonale wiedział o wszystkim, choć równie dobrze mógł też udawać. Postanowiłam jednak nie dać po sobie aż tak poznać że nieco mnie to speszyło, choć pewnie i tak było widać. Splotłam dłonie za plecami i podeszłam kawałek, nachylając się trochę, nadal uważnie go obserwując. Tak, ten intensywny żółty kolor skutecznie przyciągał wzrok.
- Ciężko nie zwrócić na ciebie uwagi, a twoja broń jest… ciekawa. Jak sprawiasz, że pozornie nieszkodliwy długopis zmienia się w kosę zagłady? - zagadnęłam ciekawa genezy tej przemiany, chociaż nie tylko to mnie ciekawiło.
Liczba słów: 950
<Desiderius? Jak na pierwszy raz od x czasu chyba nie jest źle xd>
- Ciężko nie zwrócić na ciebie uwagi, a twoja broń jest… ciekawa. Jak sprawiasz, że pozornie nieszkodliwy długopis zmienia się w kosę zagłady? - zagadnęłam ciekawa genezy tej przemiany, chociaż nie tylko to mnie ciekawiło.
Liczba słów: 950
<Desiderius? Jak na pierwszy raz od x czasu chyba nie jest źle xd>
Od Nexaron'a CD. Yuu - "Ciekawość - pierwszy stopień do..."
Ten temat był z oczywistych powodów dość drażliwy dla większości osób. Każdy w inny sposób przeżywał ponowne narodziny i moment, gdy zdali sobie w końcu świadomość, że nie byli już tą samą osobą... Byli kimś zupełnie innym. Z powodu płynności, z jaką cały proces reinkarnacji przebiegał, ciężko byłoby powiedzieć jak długo Yuu mogłaby sobie nie zdawać sprawy, że nie była już człowiekiem. Mogłoby to być parę godzin, a równie dobrze parę tygodni. Dlatego w odczuciu wilka spotkało ją wielkie szczęście, że trafiła na jednego "ze swoich" tak szybko, a on postawił sobie za cel, aby jak najdelikatniej wprowadzić ją w świat, którego stała się częścią. Wszystko jednak trzeba było czynić stopniowo, a Yuu właśnie uczyniła pierwszy krok - zdała sobie sprawę, że niczego nie pamięta.
- Dziwne - wypowiedziała nadzwyczaj cichym i niemalże "pustym" głosem. - Nie pamiętam... niczego.
Gdy Nex uświadomił sobie, że nie pamięta niczego ze swojego pierwszego życia, nie zrobiło na nim to większego wrażenia. Nie wiedział, czy wynikało to z jego charakter, czy może po prostu nie był zadowolony z poprzedniego życia, a może miało to po prostu coś wspólnego z samym procesem odrodzenia. Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko ktoś, kto wiedziałby kim był za życia i jednocześnie wiedział, jak sam proces przemiany przebiega. O ile Nex wiedział, była tylko jedna taka osoba i nie był to ktoś, kto zwykł po prostu odpowiadać na zadane mu pytania. Nie, żeby wilka to interesowało w jakimkolwiek stopniu, ale Yuu nie była jak on. On mógłby zamieszkać w górach, co zresztą robił i nie czułby potrzeby kontaktu z innymi przez miesiące, a może nawet lata. Jednocześnie nie brakowało mu na tyle empatii, aby nie dostrzec zmian w zachowaniu dziewczyny. Co jednak mógł dla niej zrobić? Miał wrażenie, że potrzebuje ciepła i bliskości drugiej osoby, ale oni przecież znali się dopiero kilka chwil. Nie chciał jej wystraszyć, bo raz już od niego odskoczyła jak poparzona. Najlepsze, na co było go więc teraz stać to, aby przysunąć się do niej bliżej i otulić swym ogonem.
- Yuu - powiedział delikatnie, starając się ją sprowadzić z powrotem na ziemię. - Nie martw się. - Mimo, że sam o tym zdecydował, czuł się trochę nieswojo z ogonem na jej kolanach. Szybko jednak zdusił w sobie te wątpliwości, bo przecież Yuu nie była kimś, kto by skrzywdził kogokolwiek celowo i teraz bardzo potrzebowała wsparcia. - Z czasem odzyskasz część wspomnień. Musisz być tylko cierpliwa - odwzajemnił jej spojrzenie, aby nie miała wątpliwości, że dobrze wie, o czym mówi. Chwilowa amnezja nie była przecież niczym niezwykłym, a powrót części wspomnień jeszcze mniej, jeśli tylko na ich odzyskaniu komuś zależało.
- W takim razie, będę czekać. - Uśmiech na twarzy dziewczyny przyniósł Nex'owi niespodziewanie wielką ulgę, mimo że tak naprawdę to nie była jego sprawa, prawda? A jednak... Cieszył się, że znowu mogła się uśmiechnąć i czekać na to, co przyniesie jutro. Choć może nie wybiegajmy tak daleko do przodu, bo noc jeszcze młoda, a dzięki małemu chłopczykowi, który ich dostrzegł przyszła kolej na następną lekcję. Choć już jedną z tych łatwiejszych.
- Czy Nex-san to widział? - W jej głosie ciężko było nie słyszeć ekscytacji i po prostu Nex nie mógł się nie uśmiechnąć szeroko, przechwytując przy okazji porzuconą przed momentem przekąskę. - Ten chłopiec mi pomachał!
- Dzieci są świetnymi obserwatorami - powiedział i gdy zastanawiał się, jak w prosty sposób wytłumaczyć to, w jakiej pozycji się znajdowali, postanowił spróbować nakarmić Yuu. W odpowiedzi uroczo się zarumieniła z zakłopotania lub zimna, ale nie odrzuciła jego poczęstunku, co sprawiło Nex'owi więcej radości niż przypuszczał. - Potrafią postrzegać świat takim, jakim jest. Ich rodzice tłumaczą to bujną wyobraźnią, myślą, że ich pociechy tylko się bawią. Ale kiedy człowiek dorasta, coraz trudniej jest mu nas zauważyć.
- Jak tamtemu staruszkowi od herbaty - wilk chciał powiedzieć, że dokładnie, ale nie chciał przerywać historii Yuu. Chyba najwyraźniej go wówczas jeszcze nie zauważyła, a ponieważ nie było powodu, aby wyprowadzać jej z błędu.
- Ale... Kim tak właściwie jesteśmy? Miałam dziwną wizję. Pamiętam ją niewyraźnie jak fragment snu. Otaczała mnie jasność, a tajemniczy głos powiedział, że mogę wrócić na ziemię, jeśli zechcę. Miałam również do wyboru raj... - Siłą rzeczy, im więcej wiedziała o tym nowym świecie, tym więcej to rodziło pytań i to tych ważnych. - Umarłam? - zapytała na koniec, lecz tym razem wydawała się promienieć jakaś siła. Nie była już szklaną figurką, która się potłucze, jeśli się jej nieostrożnie dotknie.
- Tak - powiedział po dłuższej chwili zastanowienia, jak najkrócej odpowiadając na jej pytanie. - Lecz nic nie jest tak proste w życiu, prawda? Nie jesteś martwa... Nieumarła... Duchem, zjawą, czy czymkolwiek podobnym... Żyjesz, oddychasz, rozmawiasz ze mną i rumienisz się, ale... - Kolejna dłuższa przerwa, gdy starał się zebrać myśli, unosząc swoje spojrzenie na gwiazdy. - To nie jest to samo życie, co wczoraj, czy tydzień temu... Nie jesteśmy w stanie nawet stwierdzić, jak bardzo się zmieniliśmy... W końcu wątpię, abym jako człowiek miał uszy, czy ogon... Nie wiem nawet, czy byłem mężczyzną, choć szczerze by mnie zaskoczyło, gdyby tak nie było...
Spojrzenie, jakim go Yuu obdarzyła, było warte tysiąc słów, ale można je bardzo krótko podsumować. Patrzyła na niego jak na kosmitę. To wystarczyło, aby wilk serdecznie i szczerze się roześmiał, bo choć był w stanie zrozumieć jej punkt widzenia, to go po prostu nie podzielał. Miał własne zdanie na ten temat i nie tylko ten, i jak dane mu było się przekonać, w części kwestii był na marginesie społeczeństwa chowańców.
- Nex-san tego nie wie? - zapytała po chwili, jakby chcąc się upewnić, że dobrze go zrozumiała, a Nex pozbierawszy się już po ataku śmiechu, odpowiedział spokojnie, ale zarazem poważnie. - Wiem, że dwa plus dwa daje cztery... Że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie... Nie mam stu procentowej pewności odnośnie tego, kim była osoba, która umarła, gdy ja się narodziłem, ale nie była ona mną i dlatego nigdy nie drążyłem tematu... Lecz tak, byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że miałem piersi. - I tu stawiając na moment kropkę poczęstował się takoyaki, póki jeszcze były ciepłe. - A wracając do pytania "kim jesteśmy"... Sługami bożymi? Ale nie aniołami... Nazywani jesteśmy chowańcami i dzielimy się na kilka grup w zależności od wyglądu oraz umiejętności...
<Yuu?>
1005 słów
- Dziwne - wypowiedziała nadzwyczaj cichym i niemalże "pustym" głosem. - Nie pamiętam... niczego.
Gdy Nex uświadomił sobie, że nie pamięta niczego ze swojego pierwszego życia, nie zrobiło na nim to większego wrażenia. Nie wiedział, czy wynikało to z jego charakter, czy może po prostu nie był zadowolony z poprzedniego życia, a może miało to po prostu coś wspólnego z samym procesem odrodzenia. Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko ktoś, kto wiedziałby kim był za życia i jednocześnie wiedział, jak sam proces przemiany przebiega. O ile Nex wiedział, była tylko jedna taka osoba i nie był to ktoś, kto zwykł po prostu odpowiadać na zadane mu pytania. Nie, żeby wilka to interesowało w jakimkolwiek stopniu, ale Yuu nie była jak on. On mógłby zamieszkać w górach, co zresztą robił i nie czułby potrzeby kontaktu z innymi przez miesiące, a może nawet lata. Jednocześnie nie brakowało mu na tyle empatii, aby nie dostrzec zmian w zachowaniu dziewczyny. Co jednak mógł dla niej zrobić? Miał wrażenie, że potrzebuje ciepła i bliskości drugiej osoby, ale oni przecież znali się dopiero kilka chwil. Nie chciał jej wystraszyć, bo raz już od niego odskoczyła jak poparzona. Najlepsze, na co było go więc teraz stać to, aby przysunąć się do niej bliżej i otulić swym ogonem.
- Yuu - powiedział delikatnie, starając się ją sprowadzić z powrotem na ziemię. - Nie martw się. - Mimo, że sam o tym zdecydował, czuł się trochę nieswojo z ogonem na jej kolanach. Szybko jednak zdusił w sobie te wątpliwości, bo przecież Yuu nie była kimś, kto by skrzywdził kogokolwiek celowo i teraz bardzo potrzebowała wsparcia. - Z czasem odzyskasz część wspomnień. Musisz być tylko cierpliwa - odwzajemnił jej spojrzenie, aby nie miała wątpliwości, że dobrze wie, o czym mówi. Chwilowa amnezja nie była przecież niczym niezwykłym, a powrót części wspomnień jeszcze mniej, jeśli tylko na ich odzyskaniu komuś zależało.
- W takim razie, będę czekać. - Uśmiech na twarzy dziewczyny przyniósł Nex'owi niespodziewanie wielką ulgę, mimo że tak naprawdę to nie była jego sprawa, prawda? A jednak... Cieszył się, że znowu mogła się uśmiechnąć i czekać na to, co przyniesie jutro. Choć może nie wybiegajmy tak daleko do przodu, bo noc jeszcze młoda, a dzięki małemu chłopczykowi, który ich dostrzegł przyszła kolej na następną lekcję. Choć już jedną z tych łatwiejszych.
- Czy Nex-san to widział? - W jej głosie ciężko było nie słyszeć ekscytacji i po prostu Nex nie mógł się nie uśmiechnąć szeroko, przechwytując przy okazji porzuconą przed momentem przekąskę. - Ten chłopiec mi pomachał!
- Dzieci są świetnymi obserwatorami - powiedział i gdy zastanawiał się, jak w prosty sposób wytłumaczyć to, w jakiej pozycji się znajdowali, postanowił spróbować nakarmić Yuu. W odpowiedzi uroczo się zarumieniła z zakłopotania lub zimna, ale nie odrzuciła jego poczęstunku, co sprawiło Nex'owi więcej radości niż przypuszczał. - Potrafią postrzegać świat takim, jakim jest. Ich rodzice tłumaczą to bujną wyobraźnią, myślą, że ich pociechy tylko się bawią. Ale kiedy człowiek dorasta, coraz trudniej jest mu nas zauważyć.
- Jak tamtemu staruszkowi od herbaty - wilk chciał powiedzieć, że dokładnie, ale nie chciał przerywać historii Yuu. Chyba najwyraźniej go wówczas jeszcze nie zauważyła, a ponieważ nie było powodu, aby wyprowadzać jej z błędu.
- Ale... Kim tak właściwie jesteśmy? Miałam dziwną wizję. Pamiętam ją niewyraźnie jak fragment snu. Otaczała mnie jasność, a tajemniczy głos powiedział, że mogę wrócić na ziemię, jeśli zechcę. Miałam również do wyboru raj... - Siłą rzeczy, im więcej wiedziała o tym nowym świecie, tym więcej to rodziło pytań i to tych ważnych. - Umarłam? - zapytała na koniec, lecz tym razem wydawała się promienieć jakaś siła. Nie była już szklaną figurką, która się potłucze, jeśli się jej nieostrożnie dotknie.
- Tak - powiedział po dłuższej chwili zastanowienia, jak najkrócej odpowiadając na jej pytanie. - Lecz nic nie jest tak proste w życiu, prawda? Nie jesteś martwa... Nieumarła... Duchem, zjawą, czy czymkolwiek podobnym... Żyjesz, oddychasz, rozmawiasz ze mną i rumienisz się, ale... - Kolejna dłuższa przerwa, gdy starał się zebrać myśli, unosząc swoje spojrzenie na gwiazdy. - To nie jest to samo życie, co wczoraj, czy tydzień temu... Nie jesteśmy w stanie nawet stwierdzić, jak bardzo się zmieniliśmy... W końcu wątpię, abym jako człowiek miał uszy, czy ogon... Nie wiem nawet, czy byłem mężczyzną, choć szczerze by mnie zaskoczyło, gdyby tak nie było...
Spojrzenie, jakim go Yuu obdarzyła, było warte tysiąc słów, ale można je bardzo krótko podsumować. Patrzyła na niego jak na kosmitę. To wystarczyło, aby wilk serdecznie i szczerze się roześmiał, bo choć był w stanie zrozumieć jej punkt widzenia, to go po prostu nie podzielał. Miał własne zdanie na ten temat i nie tylko ten, i jak dane mu było się przekonać, w części kwestii był na marginesie społeczeństwa chowańców.
- Nex-san tego nie wie? - zapytała po chwili, jakby chcąc się upewnić, że dobrze go zrozumiała, a Nex pozbierawszy się już po ataku śmiechu, odpowiedział spokojnie, ale zarazem poważnie. - Wiem, że dwa plus dwa daje cztery... Że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie... Nie mam stu procentowej pewności odnośnie tego, kim była osoba, która umarła, gdy ja się narodziłem, ale nie była ona mną i dlatego nigdy nie drążyłem tematu... Lecz tak, byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że miałem piersi. - I tu stawiając na moment kropkę poczęstował się takoyaki, póki jeszcze były ciepłe. - A wracając do pytania "kim jesteśmy"... Sługami bożymi? Ale nie aniołami... Nazywani jesteśmy chowańcami i dzielimy się na kilka grup w zależności od wyglądu oraz umiejętności...
<Yuu?>
1005 słów
poniedziałek, 15 kwietnia 2019
Od Desideriusa cd. Mikleo „Jak nie stracić głowy”
- Najlepiej ją ogłuszyć, potem będę mógł ją odesłać do ich świata – wytłumaczyłem pokrótce, czekając na pierwszy ruch wroga. Rzadko atakowałem pierwszy, wolałem poczekać. - I pamiętaj, lepiej nie dać się zranić – dodałem.
- Dlaczego… - żaden z nas nie zdążył już niczego powiedzieć, ponieważ stwór ruszył na nas. Uniknęliśmy ciosu, odskakując w bok, a czerwonooki nie czekając, machnął ogonem w moją stronę, odwracając się jednocześnie do Mikleo. Kucnąłem, uniknąłem uderzenia w głowę, a następnie machnąłem kosą, trafiając na ogon. Prawie wywaliłem się w bok, gdyż nie napotkałem żadnego oporu. Broń przeleciała przez Akumę, rozwiewając jedynie czarną mgłę na parę sekund. Po chwili stwór przybrał wcześniejszą formę i nie zwrócił na mnie uwagi. Przypatrywał się chowańcowi, który trząsł się i był cały blady.
- Uderz go! - krzyknąłem do chłopaka, który odzyskał władze w ciele i wykonał szybki ruch rękami, po chwili wodne wiosło uderzyło Akumę w pysk. Na szczęście mgła się nie rozwiała, a stwór odsunął się do tyłu i wydał z siebie dziwne rzężenie. Czy woda mogła go dotknąć, ale broń już nie… - Uderzaj dalej! Kieruj go w moją stronę! - nakazałem, Mikleo niepewnie pokiwał głową i powtarzał czynność, a demon odsuwał się do mnie. Zamknąłem oczy i się wyciszyłem, otwierając przejście do świata Akum. Rzężenie nie ustawało, stawało się coraz głośniejsze, aż w końcu ucichło, gdy chowaniec wsadził stwora do portalu.
Gdy my, jak i ludzie w naszym otoczeniu, byliśmy bezpieczni, zmieniłem kosę z powrotem w długopis i schowałem go do kieszeni. Spojrzałem na chłopaka, który dyszał i patrzył się w miejsce, gdzie przed chwilą stwór zniknął.
- No, całkiem ładnie – powiedziałem z lekkim uśmiechem, by dodać mu otuchy. Podszedłem do niego i lekko go poklepałem po plecach. - A co do twojej mocy – zacząłem, raptownie się odwrócił w moją stronę, wyglądał na zawstydzonego. Schował ręce za plecami i zacisnął usta w wąską linię. - Uznam, że to przypadek – odwróciłem się do niego plecami i zacząłem iść w kierunku wyjścia. - Gdy wmówisz sobie coś do podświadomości, twój mózg przyjmuje to jako prawdę, dlatego się mówi, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą, chociaż w rzeczywistości nie jest – dokończyłem, mówiąc głośniej, by to usłyszał. Nie byłem zły na chowańca, w końcu każdy kłamie z jakiegoś powodu, a widząc jego niedbałe ruchy, mogłem sądzić, że nie do końca był obeznany ze swoją mocą, więc po części nie kłamał.
Mógłbym tak filozofować cały dzień, westchnąłem w myślach i stanąłem przed drzwiami. Odwróciłem głowę do milczącego Mikleo, wbił wzrok w ziemię i się nie poruszał.
- Wracasz do kami? - zapytałem, poderwał głowę do góry i po chwili szybko pokiwał głowę. - Chodź, też wracam – dodałem i otworzyłem drzwi. Po chwili dołączył do mnie towarzysz, który ciągle milczał. Postanowiłem przerwać tę nudną ciszę i lekko go szturchnąłem łokciem. - Nie skończyłeś tamtego pytania. Podejrzewam, że chciałeś zapytać, dlaczego lepiej nie dać się zranić. Nie wiem czy już ci mówiono, ale Akumy roznoszą tak zwane Splugawienie. Masz czarne narośle, charakter ci się zmienia i można od tego umrzeć, lub co gorsza, stać się Akumą. Ale nie martw się, wystarczy szybka interwencja wodą święconą, która jest w każdej świątyni – dodałem z ciepłym uśmiechem, by go za bardzo nie przerazić, wydawał się jeszcze nie ocknięty z walki.
- Dlaczego… - żaden z nas nie zdążył już niczego powiedzieć, ponieważ stwór ruszył na nas. Uniknęliśmy ciosu, odskakując w bok, a czerwonooki nie czekając, machnął ogonem w moją stronę, odwracając się jednocześnie do Mikleo. Kucnąłem, uniknąłem uderzenia w głowę, a następnie machnąłem kosą, trafiając na ogon. Prawie wywaliłem się w bok, gdyż nie napotkałem żadnego oporu. Broń przeleciała przez Akumę, rozwiewając jedynie czarną mgłę na parę sekund. Po chwili stwór przybrał wcześniejszą formę i nie zwrócił na mnie uwagi. Przypatrywał się chowańcowi, który trząsł się i był cały blady.
- Uderz go! - krzyknąłem do chłopaka, który odzyskał władze w ciele i wykonał szybki ruch rękami, po chwili wodne wiosło uderzyło Akumę w pysk. Na szczęście mgła się nie rozwiała, a stwór odsunął się do tyłu i wydał z siebie dziwne rzężenie. Czy woda mogła go dotknąć, ale broń już nie… - Uderzaj dalej! Kieruj go w moją stronę! - nakazałem, Mikleo niepewnie pokiwał głową i powtarzał czynność, a demon odsuwał się do mnie. Zamknąłem oczy i się wyciszyłem, otwierając przejście do świata Akum. Rzężenie nie ustawało, stawało się coraz głośniejsze, aż w końcu ucichło, gdy chowaniec wsadził stwora do portalu.
Gdy my, jak i ludzie w naszym otoczeniu, byliśmy bezpieczni, zmieniłem kosę z powrotem w długopis i schowałem go do kieszeni. Spojrzałem na chłopaka, który dyszał i patrzył się w miejsce, gdzie przed chwilą stwór zniknął.
- No, całkiem ładnie – powiedziałem z lekkim uśmiechem, by dodać mu otuchy. Podszedłem do niego i lekko go poklepałem po plecach. - A co do twojej mocy – zacząłem, raptownie się odwrócił w moją stronę, wyglądał na zawstydzonego. Schował ręce za plecami i zacisnął usta w wąską linię. - Uznam, że to przypadek – odwróciłem się do niego plecami i zacząłem iść w kierunku wyjścia. - Gdy wmówisz sobie coś do podświadomości, twój mózg przyjmuje to jako prawdę, dlatego się mówi, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą, chociaż w rzeczywistości nie jest – dokończyłem, mówiąc głośniej, by to usłyszał. Nie byłem zły na chowańca, w końcu każdy kłamie z jakiegoś powodu, a widząc jego niedbałe ruchy, mogłem sądzić, że nie do końca był obeznany ze swoją mocą, więc po części nie kłamał.
Mógłbym tak filozofować cały dzień, westchnąłem w myślach i stanąłem przed drzwiami. Odwróciłem głowę do milczącego Mikleo, wbił wzrok w ziemię i się nie poruszał.
- Wracasz do kami? - zapytałem, poderwał głowę do góry i po chwili szybko pokiwał głowę. - Chodź, też wracam – dodałem i otworzyłem drzwi. Po chwili dołączył do mnie towarzysz, który ciągle milczał. Postanowiłem przerwać tę nudną ciszę i lekko go szturchnąłem łokciem. - Nie skończyłeś tamtego pytania. Podejrzewam, że chciałeś zapytać, dlaczego lepiej nie dać się zranić. Nie wiem czy już ci mówiono, ale Akumy roznoszą tak zwane Splugawienie. Masz czarne narośle, charakter ci się zmienia i można od tego umrzeć, lub co gorsza, stać się Akumą. Ale nie martw się, wystarczy szybka interwencja wodą święconą, która jest w każdej świątyni – dodałem z ciepłym uśmiechem, by go za bardzo nie przerazić, wydawał się jeszcze nie ocknięty z walki.
<Mikleo? Mam nadzieję, że napisałam zgodnie z twoim charakterem c;>
Liczba słów: 536
niedziela, 14 kwietnia 2019
Od Yuu CD. Nexaron'a "Ciekawość - pierwszy stopień do..."
Sens pytania nie dotarł do mnie od razu. Musiałam spokojnie przełknąć kęs smażonej ośmiornicy i przez moment studiować twarz rozmówcy, licząc na odnalezienie poszlaki zabłąkanej w błękitnych oczach, czy w mięśniach okalających usta. Jednak mimika Nex-sana nie ukazywała nic więcej, prócz lekkiego zakłopotania. Powoli odłożyłam na bok pudełeczko z takoyaki. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam? Przyłożywszy palec wskazujący do ust, zaczęłam przeszukiwać zakamarki umysłu, próbując się przedostać do wspomnienia najbardziej odległego, najstarszego. Rychło okazało się jednak, że wcale nie muszę szukać daleko. Dysponowałam bowiem tylko lichą notatką na temat wydarzeń z dzisiejszego wieczoru. Oprócz tych kilku chwil, nie mogłam znaleźć niczego. Rzędy regałów, na których powinny stać niezliczone księgi z przeżytych lat, ziały pustką. Czy strawił je ognień z moich wizji? Zacisnęłam spoczywające na udach dłonie, gdy uświadomiłam sobie, że nie znam nawet daty własnych urodzin.
- Dziwne... - Z mojego gardła wydobył się słaby, chrapliwy głos. - Nie pamiętam... niczego.
Poganiany wiatrem śnieg prószył coraz gęściej. Przez moment poczułam się tak, jakby mroźne powiewy przeniknąwszy do środka mojej duszy, ślizgały się między kolumnami jej opustoszonych sal. Byłam znieruchomiałym posągiem, który od niepamiętnych czasów wtopiony w krajobraz świątyni, spogląda zazdrośnie na promieniujące życiem ludzkie twarze i próbuje odgadnąć doświadczenia, jakimi obdarzył ich los. Zatapiałabym się dalej w melancholijnych refleksjach, gdyby nie Nex-san, który jednym ruchem odgonił szare chmury gromadzące się nad moją głową.
- Yuu - powiedział spokojnie. Siedział tuż obok mnie, najwyraźniej nie zauważyłam, kiedy zdążył się przysunąć. - Nie martw się. - Biały ogon otoczył mnie od tyłu i spoczął lekko na kimonie. Pomyślałam, że chciałabym go pogłaskać, już nawet nieznacznie uniosłam drżącą dłoń, ale powstrzymałam się od czynu. Wilk najwyraźniej jeszcze nie skończył przemawiać. - Z czasem odzyskasz część wspomnień. Musisz być tylko cierpliwa.
Z nadzieją spojrzałam w oczy dobrego ducha, który uratował mnie od płomieni i uleczył oparzoną dłoń. Teraz ponownie uchronił mnie od niebezpieczeństwa. Czułam, że jego pocieszenie nie opiera się na złudnych przypuszczeniach lecz zapowiada prawdę oczywistą tak, jak nadejście dnia po nocy.
- W takim razie, będę czekać. - Uśmiechnęłam się, spoglądając na plac.
Kilka kroków przed nami przystanęła kobieta z małym dzieckiem. Podczas gdy dorosła kamerowała telefonem otaczające ją życie, chłopczyk, ubrany w szarą kurtkę z kapturem nałożonym na głowę, przybliżył się do zabytkowej budowli. Jego ciemne oczy, odbijające białe światło lampionów, z zafascynowaniem badały elementy świątynnej architektury. Kiedy wzrok malca dosięgnął drewnianych schodków, na których siedzieliśmy, serce zabiło mi szybciej. Odruchowo podniosłam rękę i pomachałam mu palcami. Ku mojemu zdziwieniu, dziecko nieśmiało odwzajemniło gest, po czym odeszło pośpiesznie do kobiety, która go wezwała.
- Czy Nex-san to widział? - zapytałam podekscytowana, chociaż było mało prawdopodobne, aby wilk przeoczył scenę rozgrywającą się tuż przed nim. - Ten chłopiec mi pomachał!
Mężczyzna pokiwał twierdząco głową i wziął do ręki pudełko z tokayaki, o którym zdążyłam już zapomnieć.
- Dzieci są świetnymi obserwatorami - zaczął tłumaczyć. Złapał jedną ze smażonych kulek pomiędzy pałeczki i, sugestywnie celując w kierunku moich ust, podniósł ją do góry. Mimo lekkiego zawstydzenia, nie dałam się prosić i pozwoliłam mu się nakarmić. - Potrafią dostrzegać świat takim, jakim jest. Ich rodzice tłumaczą to bujną wyobraźnią, myślą, że ich pociechy tylko się bawią. Ale kiedy człowiek dorasta coraz trudniej jest mu nas zauważyć.
- Jak tamtemu staruszkowi od herbaty - wyraziłam swoje myśli na głos. Zorientowawszy się, że wilk nie był świadkiem tego zdarzenia, szybko mu je streściłam. Kiedy skończyłam, w mojej głowie pojawiło się kolejne, bardziej istotne pytanie. Nagle poczułam się spragniona wiedzy, od dotychczas słodkiego stanu nieświadomości zaczęło robić mi się niedobrze. Musiałam w końcu wybadać teren, na jakim się znalazłam. - Ale... Kim tak właściwie jesteśmy? Miałam dziwną wizję. Pamiętam ją niewyraźnie, jak fragment snu. Otaczała mnie jasność, a tajemniczy głos powiedział, że mogę wrócić na ziemię, jeśli zechcę. Miałam również do wyboru raj... - Chociaż wiedziałam, że Nex-san domyśla się, do czego zmierzam, podsumowałam wywód jednym słowem: - Umarłam?
Nie zamierzałam płakać po raz drugi. Czułam się chroniona przez Nex-sana.
<Nex-san?>
652 słów
Od Eredina CD Phoenixa "Zobacz kotku co mam w środku"
Patrzyłem na mojego chowańca w milczeniu. Sam nie wiedziałem,
od czego mam zacząć. Najlepiej byłoby od początku.
– Wygląda na magiczny lub coś w tym stylu – odparł, biorąc przedmiot do ręki i przyglądając mu się. – Bez wątpienia jest... - westchnąłem ciężko.
– Eredin... - zaczął, lecz przerwałem mu ruchem ręki.
– Nie, Phoenix, opowiem ci. Skoro zacząłem, to skończę. Muszę to zrobić, będę się z tym czuł lepiej – podniosłem na niego oczy, uśmiechając się. Jednocześnie czułem, jak po policzku spływają mi łzy.
– Naprawdę... Nie musisz – odparł i delikatnie pogładził ręką wierzch mojej dłoni, co lekko mnie uspokoiło.
– Muszę – odparłem. - Do pewnego momentu było wszystko ok. ale potem stało się coś, co kompletnie zmieniło moje życie.. Te wszystkie blizny i rany, które mam... to z wtedy – odrzekłem cicho i zacząłem opowiadać.
W tym momencie przypomniał mi się
tamten czas... Czas, w którym otrzymałem wszystkie te blizny...
Nic nie zapowiadało, że tego dnia
będzie aż tak źle, że to się tak skończy... Wraz ze starym przyjacielem
wybraliśmy się na piwo do baru. Po iluś butelkach stwierdziliśmy, że wracamy.
Będąc już całkiem blisko mojego domu, zaskoczyła nas dziwna grupa ludzi...
Zamaskowani, ciemno ubrani, z bronią wszelkiej maści. Zaczęliśmy uciekać przed
tą grupą, bez wątpienia najemnych
zbirów. W końcu próbowali nas załatwić. Biegliśmy, ile sił w nogach.
W którymś momencie dopadli nas...
Wbiegliśmy w jakąś uliczkę. Niestety, okazało się, że jest ślepa. Ja i mój
przyjaciel, przyparci do muru, coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego,
że nie mamy już żadnych szans... I wtedy stało się coś, czego nigdy bym się nie
spodziewał. Okazało się bowiem, że cała ta ucieczka, całe to zamieszanie, było
z winy mojego przyjaciela. To wszystko okazało się haniebnym podstępem. Był
zazdrosny o moją pozycję, o wszystko, co miałem, a czego on nie miał. Po prostu
chciał się mnie pozbyć. Otrzymałem cios w głowę i od razu zemdlałem.
Gdy się obudziłem, czułem tylko
okropny ból. Nie chodziło już nawet o to, że bolała mnie głowa, ale czułem, że
piecze mnie cała klatka piersiowa. Nie wiedziałem, co się dzieje i próbowałem
chociaż lekko unieść głowę, żeby zobaczyć, co mi zrobili. Musieli czymś mnie
ciąć lub przypalać, już sam nie wiedziałem. Znów zemdlałem.
Gdy ponownie się obudziłem, byłem
już w swoim mieszkaniu. Opatrzony i okryty kocem, a na stoliku obok leżał ten
sztylet z kartką „Pomoże ci, zawsze miej go przy sobie”. Od tamtego czasu
faktycznie nie rozstaję się z tą bronią. Kto mnie uratował i zostawił sztylet,
jak to zrobił i kiedy, nie miałem zielonego pojęcia. Do dzisiaj tego nie wiem.
Co się stało z moim przyjacielem? Tego też nie wiem. Mam nadzieję, że zdechł...
Za to wszystko, co mi zrobił, do czego doprowadził... Zdradził mnie, a ja nie
miałam pojęcia, co złego zrobiłem.
Wróciłem do rzeczywistości. Do
pokoju, w którym byłem ja i Phoenix. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem
płakać. Nie byłem w stanie przestać, więc pozwoliłem łzom płynąć po policzkach.
Popatrzyłem tylko na mojego towarzysza, a on, ze zbolałą miną, tylko mnie
przytulił. Przylgnąłem do niego z całej siły.
**
–
Dobranoc mordko – usłyszałem z jego ust.
–
Dobranoc mordko – odpowiedziałem tak samo jak
on, wywołując u niego cichy śmiech.
Leżał odwrócony do mnie tyłem.
Zapewne próbował zasnąć. Zastanawiałem się, co zrobić, i tylko jedną opcję
uznałem za sensownie możliwą. Pocałowałem go lekko w ramię i wtuliłem się w
jego plecy. Czułem, że dopasowuje się do mnie, chwytając za dłonie. Po chwili
jego oddech stał się równy i spokojny, musiał więc już spać. Postanowiłem pójść
w jego ślady i po kilkunastu minutach sam spałem.
Spałem spokojnie i nagle poczułem,
że jest mi zimno. Nie wiedziałem, co się dzieje. Rozejrzałem się wokół i
zobaczyłem, że jestem na dworze. Cholera, co ja tu właściwie robię? Przecież
byłem u Phoenixa, spaliśmy razem... Czyżbym lunatykował? Próbując się
otrząsnąć, ruszyłem przed siebie. Potarłem energicznie ramiona, bo dziwnym
trafem byłem tylko w cienkiej koszulce, spodniach dresowych i trampkach. A na
dworze pogoda powoli zaczynała szaleć. Niebo było ciemne, niemal czarne,
zasnute chmurami. Zrywał się okropny i porywisty wiatr. Cholera, Eredin,
pospiesz się. Z całą pewnością zbiera się na burzę. Ruszyłem szybkim krokiem i
udałem się pospiesznie w kierunku mieszkania Phoenixa.
Wcale się myliłem. Kawałeczek od
domu mojego chowańca zaczęło lać, a z nieba posypały się błyskawice. Huk był
ogromny, a hałas aż rozrywał uszy. Ludzie na ulicy zaczęli biegać w
nieokreślonych kierunkach, byleby tylko skryć się przed tą paskudną pogodą.
Zacząłem biec, żeby samemu jakoś się ochronić przed tą pogodową katastrofą. Po
chwili, cały przemoczony, z ubraniami przesiąkniętymi wodą, dotarłem do
mieszkania mojego kochanego. Wszedłem do środka, bo jakimś cudem miałem klucz.
Już miałem ściągać buty, gdy jedna
myśl uderzyła mnie w głowę, niczym obuch. Coś było nie tak... Coś było bardzo
nie tak. Było zbyt cicho, zbyt spokojnie. Wszędzie było ciemno, nie świeciły
się żadne światła. Powolnie ściągnąłem buty i poszedłem na obchód wszystkich
pokoi i pomieszczeń w domu. Szybko przeszukałem wszystko, co znajdowało się na
parterze i półpiętrze. Nigdzie nie było Phoenixa. Coraz bardziej zaczynałem się
martwić, a mój puls przyspieszył do niepokojąco wysokich wartości. Jedyne
miejsce, którego nie sprawdziłem, była siłownia w piwnicy. Musiałem się tam
udać, więc z sercem podchodzącym do gardła zacząłem schodzić po schodach w dół.
Będąc coraz bliżej drzwi
zauważyłem, że świeci się zza nich światło. Słychać było także ciche głosy.
Dwóch osób. Przykucnąłem za drzwiami i zacząłem podsłuchiwać.
–
Trucizna widać nie wystarczyła.. Zginąłeś, ale trafiłeś
do naszego wymiaru – rzekł z wyższością pierwszy głos, wyraźnie męski. Nie był
to jednak Phoenix.
–
Jak widać – odparł drugi głos, śmiejąc się. To
był mój chowaniec! Zacząłem uważniej nasłuchiwać. - Coś wam nie wychodzi
pozbycie się mnie.
–
Oh, doprawdy? Spójrz na swoją obecną sytuację.
Siedzisz tutaj, w piwnicy własnego domu, związany. Dałeś się złapać jak dziecko
– odrzekł pierwszy z mężczyzn. Usłyszałem tylko uderzenie w twarz. Mocne,
naprawdę mocne.
–
No i co z tego? - odparł zadziornie Phoenix,
spluwając na ziemię.
–
Twój bożek cię nie uratuje. Nie ma go tutaj,
wywieźliśmy go. Ten bezsensowny Eredin ci już nie pomoże – zaśmiał się
szyderczo oprawca.
–
Co mu zrobiliście!? - krzyknął smok i zaczął się
szamotać, bez wątpienia próbując zerwać więzy.
–
Nic. Po prostu troszkę go uszkodziliśmy i
wywieźliśmy. Nic mu nie będzie, żyje.
–
Wy idioci, wy debile!
–
No i co mi zrobisz? Nic, jesteś związany.
–
Gdybyś tylko był w stanie wiedzieć, do czego
jestem zdolny... - syknął Phoenix i wiedziałem, że jest na granicy przemiany.
W tym momencie wskoczyłem do
pomieszczenia. Postać, która torturowała Phoenixa, była zamaskowana i
zakapturzona, więc nie wiedziałem, kto to. Gdy tylko zostałem odkryty, tamta
osoba niemal od razu złapała mojego chowańca za głowę, odchyliła mocno do tyłu
i poderżnęła mu gardło. Z mojego gardła wydarł się przeraźliwy ryk i rzuciłem
się na tamtego gościa. W tym momencie się obudziłem.
Niemal od razu podniosłem się do
pozycji siedzącej. Trząsłem się mocno, byłem cały zlany potem. Nigdy nie czułem
takiego strachu. Spostrzegłem, że Phoenix siedzi przy mnie przerażony.
–
Mordko, co jest? - zapytał, kładąc mi dłoń na
ramieniu.
–
Miałem okropny sen... On... - rzekłem tylko i
rzuciłem mu się w ramiona i wtuliłem w niego mocno.
–
Eredin, spokojnie – przytulił mnie, gładząc po
plecach. - Co się stało? Co ci się śniło
–
Phoenix... - popatrzyłem na niego i
opowiedziałem mu cały sen.
–
O cholera... - rzekł po chwili, lekko
wystraszony.
–
No właśnie, o cholera... - odparłem tylko i znów
na niego popatrzyłem.
1314
Wcale nie ehe mehe nooo :c
Fenkeł? ^^