poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Od Yuu CD. Nexaron'a - "Ciekawość - pierwszy stopień do..."


   Na dźwięk słowa "sługa" jakaś bliżej nieokreślona cząstka mojej duszy zadrgała gwałtownie, jakby uśpiona w niej energia została przebudzona drobną iskierką, która doprowadziła do krótkiej eksplozji. Gwałtownie zaczerpnąwszy powietrza, z nadzieją oczekiwałam na promyczek światła, aby ujawnił źródło dziwnego poruszenia. Debatowałam, czy to zew przeszłości, czy też natchnienie nowego celu, ścieżki, którą miałam odtąd podążać. A może połączenie obu? W każdym razie perspektywa pełnienia służby, w dodatku dyktowanej wolą bożą, zdawała mi się czymś naturalnym i pięknym. Nie mogąc dłużej kontrolować rozbrykanego szczęścia, zapytałam:
   - Nex-sanie, na czym ma polegać owa służba? - Mocno zaciśnięte dłonie przycisnęłam do obojczyków. Czułam się gotowa do wypełnienia pierwszego zadania jako chowaniec, choćby oznaczało to bezzwłoczne przerwanie sielankowego wieczoru i zabranie się do roboty wyciskającej pot nawet na mroźnym powietrzu.
   Mężczyzna najwyraźniej nie widział potrzeby, aby mącić wypoczynkową atmosferę przez wyliczanie typowych dla "sługi bożego" obowiązków. Rozprostowując do góry ręce, powoli podniósł się ze schodków.
   - Zaraz ci opowiem - odparł. - Tymczasem wstań i popatrz w niebo. - Ze wzrokiem wlepionym gdzieś w odległą przestrzeń nad dachem świątyni, oddalił się kilkoma krokami od budynku.
   Zaciekawiona wykonałam polecenie i w milczeniu zbliżyłam się do Nex-sana. Wszelki ruch na placu zaczął stopniowo zwalniać, aż w końcu grupki ludzi rozproszone po kwadratowej powierzchni skamieniały przepełnione oczekiwaniem na nadchodzącą z granatowych przestrzeni niespodziankę. Blady, mały księżyc unosił się nad zwieńczeniem świątynnego dachu i beznamiętną źrenicą spoglądał na tłum czekających, oceniając, czy są godni ujrzenia tego, co miało nastąpić. Z prawą dłonią rozpostartą na bijącej piersi, próbowałam przekonać nocnego strażnika do swojej wartości. Nie pozwolił dłużej trzymać nas w niepewności - na nocnej scenie rozpoczęło się przedstawienie.
    Widziałam je po raz pierwszy w nowym życiu, ale czułam, że nie były mi obce.
  Jeszcze przed nastąpieniem widowiskowej eksplozji usłyszałam odległy wystrzał pocisku, który po wzbiciu się na odpowiednią wysokość, zaczął rozbłyskać tęczowymi kępkami iskier. Reakcja łańcuchowa uwolniła sznur kolorowych wybuchów, który jakby z wysiłkiem wspinał się po niewidzialnej drabinie, aż na końcu, zmęczony, przystanął na sekundę i nabrał głęboko powietrza. Rozkwitający kwiat rozwinął różowe płatki, które rozpryskując się na wszystkie strony świata, zmieniły barwę na szafirową. W środku korony z głośnym huknięciem zamigotał koszyczek, a z ludzkich gardeł wydobyło się podłużne "O". Kolejna sekunda i z ząbkowanych, wydłużających się płatków pozostały czerwone kropeczki, a kwiatek zwiędnął.
   Kolejne fajerwerki rozbłyskiwały na ciemnym niebie pojedynczo, jak aktorzy wkraczały na scenę, z której jeszcze nie zdążył opaść dym z poprzedniego występu i prezentowały swoje wyjątkowe umiejętności. Po neonowym chabrze pojawił się rój niespokojnych iskier, rozbiegających się w chaosie niczym zaalarmowane obecnością intruza owady, które na końcu porozplatały się w pęczki złotych nitek. Potem świszcząca flara wylewała w nieostrożnym biegu krople roztopionego metalu, aby wyrzucić je w przestrzeń ogromnym dmuchawcem. Wszystkich zaskoczyły pomarańczowe kulki następnego uczestnika, które toczyły się po nieboskłonie anemicznymi błyskami - kiedy zdawało się, że fajerwerk nie miał nic więcej do pokazania, po chwili ciszy rozszczepił się na dziesiątki rozpalonych węglowych odłamków.
   Pokaz zdawał się dłużyć w nieskończoność i gdy wreszcie ostatni sztuczny ogień dokonał żywota w atramentowym morzu, spodziewałam się dojrzeć na wschodzie smugę jutrzenki. Noc jednak trwała, a księżyc tylko nieznacznie schylił się nad świątynnym dachem. W szumie ludzkich głosów słychać było poruszenie, oczy wszystkich widzów jeszcze jaśniały kolorowymi eksplozjami. Stojąca obok mnie para dzieci w wieku szkolnym dyskutowała na temat swoich faworytów.
   - A który podobał się najbardziej Nex-sanowi? - zapytałam niewinnie towarzysza. Pamiętałam jednak o rozpoczętym temacie chowańców i zamierzałam go dokończyć zaraz po uzyskaniu odpowiedzi.

<Nexaron?>

564 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz