Nawet nie zauważyłem, kiedy Phoenix zasnął. Wyglądał tak
uroczo, śpiąc na siedząco na kanapie. Nie mogłem się na niego napatrzeć.
Wstałem szybko, lekko okryłem go jego bluzą i usiadłem dalej, by szkicować.
**
Nagle się ocknąłem. Co się dzieje? O co chodzi? I gdzie ja,
do cholery jasnej, w ogóle jestem? Rozejrzałem się pospiesznie po
pomieszczeniu, siadając w łóżku. Co ja w ogóle robię w czyimś łóżku,
praktycznie nagi!? Byłem przerażony. Po chwili jednak zorientowałem się, gdzie
jestem. Przecież wczoraj o pierwszej przyszedłem do Phoenixa, żeby go
naszkicować. Przetarłem twarz dłońmi. Czy ja naprawdę zasnąłem u niego na
podłodze, ze szkicownikiem i przyborami do rysowania? Było mi strasznie wstyd
za swoje zachowanie.
Zwlokłem się z łóżka i ponownie rozejrzałem się po
pomieszczeniu. Była to skromnie, ale dobrze urządzona sypialnia. Ciemne, czarne
meble oraz białe ściany. Dobrze się to prezentowało. Nawet mi się podobało. Po
chwili podszedłem do szafki, na której stały jakieś jakieś ramki ze zdjęciami.
Wziąłem jedną z nich do ręki. Phoenix podczas walki. No proszę, tym się kiedyś
zajmował. Jeszcze bardziej mnie zainteresował, więc postanowiłem obejrzeć
następne rami. Z uśmiechem na twarzy sięgnąłem po kolejną ramkę, w której także
było jego zdjęcie podczas walki. Pomyślałem, że musiał być bardzo dobrym
zawodnikiem. Zaraz jednak przypomniała mi się tamta sytuacja z parku, gdzie go
pobili... Żeby nie dołować się jeszcze bardziej, sięgnąłem po ostatnią ramkę ze
zdjęciem. Była schowana z tyłu, za resztą. Przyjrzałem się zdjęciu i aż
westchnąłem, załamany tym, co zobaczyłem. Na zdjęciu było widać Phoenixa wraz z
małym dzieckiem i jeszcze innym mężczyzną. Uśmiechnięty maluch, może
kilkuletni, patrzył wprost w obiektyw kamery i śmiał się. Wyglądał naprawdę
uroczo. W tle Phoenix, wraz z tym mężczyzną, patrzyli sobie uśmiechnięci w
oczy. Było widać, że się kochają. A więc to musiał być jego ukochany... Tam, na
ziemi, w poprzednim życiu. Zrobiło mi się go żal. Tam, gdzieś w dole, została
jego rodzina, którą kochał. Było mi strasznie przykro. Odwróciłem ramkę,
wiedziony jakimś dziwnym instynktem. Z tyłu widniał napis: „Zawsze będę was
kochał i nigdy o was nie zapomnę”. Uśmiechnąłem się lekko. Odłożyłem zdjęcie i
udałem się do kuchni, czując zapach jakiegoś dobrego jedzonka.
**
Siedzieliśmy w salonie z parującymi kubkami. Upiłem łyk
napoju, który rozpłynął się po moim gardle, doskonała jakość. Kocham kawę, a
ta, którą zrobił Phoenix, była naprawdę dobra. Siedzieliśmy chwilę, a po chwili
on złapał coś, co leżało na stoliku. To był mój szkicownik! Szybciutko mu go
zabrałem. Praca nie była jeszcze gotowa, a ja bardzo nie lubiłem, gdy ktoś
patrzył na to, co robię, gdy jeszcze nie jest gotowe. Powiedziałem mu, że
potrzebuję jeszcze wycieniować, a ten zabrał mi także moje przybory. No
kurczę... Chciałem, żeby ten rysunek był naprawdę dobry. Chciałem mu go
podarować. Sięgnąłem więc w kierunku torby, ale on wstał i powalił mnie na
podłogę.
–
Phoenix! - krzyknąłem, gdy wisiał nade mną,
szczerząc się. Czułem, jak na moją twarz wypływa mocny rumieniec, ale w tej
chwili nie zwracałem na to uwagi.
–
Co? - odparł, wyszczerzając zęby jeszcze
bardziej, i uśmiechnął się niewinnie.
–
Daj mi dotrzeć do torby – powiedziałem błagalnie.
–
Nie – mruknął, popatrzył na mnie i znienacka
mnie pocałował.
Byłem niezwykle zaskoczony tym, co zrobił. Na początku nie
wiedziałem, co zrobić, jak zareagować, ale po chwili było mi kompletnie
wszystko jedno. Odwzajemniłem czule jego pocałunek, lekko go do siebie
przyciągając. Był taki... Nie wiedziałem, jak to dobrze określić. Po prostu
był. Po chwili jednak oderwał się ode mnie, bąknął ciche przepraszam i wstał.
Ruszył do kuchni, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.
Po chwili i ja wstałem z paneli. Pomyślałem, że powinienem
zobaczyć, co się z nim dzieje. Wszedłem do kuchni i ujrzałem go opartego o
zlew, z lekko przymkniętymi oczami, ze szklanką wody w ręku. Stanąłem przy nim
i popatrzyłem na niego.
–
Co chcesz? - zapytał po chwili. Słychać było, że
coś go męczy.
–
Nic... - odparłem cicho i popatrzyłem na niego.
- Phoenix, ja... Ja przepraszam za tą moją wizytę w nocy, za moje najście... Nie wiem, co mnie napadło –
zacząłem się tłumaczyć, ale on powstrzymał mnie ruchem ręki.
–
Spoko, jest ok – odparł i posłał mi coś na
kształt uśmiechu, a potem westchnął.
–
Widzę, że coś jest nie tak... Chciałbym zapytać,
o co chodzi, ale boję się. Nie chciałbym cię urazić – odparłem i mimowolnie
oparłem mu głowę na ramieniu.
–
Może po prostu mam gorszy dzień lub potrzebuję towarzystwa?
Sam nie wiem – powiedział, lekko spięty, ale po chwili się rozluźnił i
szturchnął mnie w bok palcem.
–
Lubisz się zaczepiać, co? - zaśmiałem się lekko.
–
Pewnie, że tak – odpowiedział śmiechem i wziął
rękę. - A tak serio, chcesz coś?
–
Masz wodę, poczęstowałbym się – odpowiedziałem i
zabrałem mu z ręki szklankę, po czym wypiłem całą jej zawartość.
–
Głupi jesteś, bożku – powiedział poważnie.
–
Wiem – westchnąłem i odstawiłem szklankę do
zlewu. - Chcę skończyć szkic twojego portretu. Pozwolisz, że zrobię to u
ciebie?
–
Ok, niech ci będzie – odezwał się, lekko
sarkastycznie, a potem wyszedł z kuchni, posyłając mi zadziorną minę.
Wywróciłem oczami i ruszyłem do salonu. Podniosłem z podłogi
moją torbę i usiadłem an kanapie. Chwyciłem do ręki szkicownik i popatrzyłem na
to, co stworzyłem. Wyglądał naprawdę dobrze. Nie rysunek, tylko on, Phoenix.
Był bardzo dobrym modelem. Uśmiechnąłem się po nosem i zabrałem się do dalszej
pracy, wtykając jeden ołówek za ucho, a drugi trzymając w ręce.
Po kilku godzinach odchyliłem się na kanapie, żeby
rozprostować plecy. Bolały mnie niemiłosiernie, bo cały czas siedziałem w lekko
przygarbionej pozycji nad szkicem. Usiadłem z wyprostowanymi plecami i
wyciągnąłem przed siebie moją pracę. Cholera, była naprawdę dobra. Phoenix wyglądał
idealnie, tak doskonale, jak w rzeczywistości. Proporcje były niemal boskie. Na
to porównanie aż się zaśmiałem, bo, jakby nie patrzeć, ten rysunek stworzyło
bóstwo. Cienie były takie, jak być powinny. Ogółem, byłem z siebie bardzo
zadowolony. Gdy opuściłem ręce, kończąc przyglądanie się portretowi Phoenixa,
zobaczyłem jego żywą wersję.
–
Skończyłeś? - zapytał, bezceremonialnie
wskakując na kanapę.
–
Tak, można tak powiedzieć – odparłem, chowając
pracę za plecami.
–
Pokażesz? - wyszczerzył ząbki, wyciągając do
mnie ręce.
–
Nie? - zapytałem, robiąc mocno zdziwioną minę.
–
Eredin, nie bądź taki – zaśmiał się i chwycił
mnie za ręce, spoglądając w oczy.
–
Jak mam ci dać ten rysunek, skoro trzymasz mnie
za ręce? - odparłem, lekko obrażony, wytrzymując jego spojrzenie. Chociaż
czułem, że bardzo się rumienię, nadal patrzyłem wprost w jego oczy.
–
Dlaczego jesteś taki wstydliwy? Dlaczego się tak
rumienisz? - zapytał, zbliżając swoją twarz do mojej, nadal trzymając mnie za
ręce.
–
Może dlatego, że mnie onieśmielasz? - wypaliłem,
zanim zdążyłem przemyśleć swoją wypowiedź i zacząłem rumienić się jeszcze
bardziej.
–
Oh, doprawdy? - rzekł mrocznie, patrząc na mnie
tym swoim uwodzicielskim wzrokiem.
–
Doprawdy... - wymamrotałem i czułem, że już
kompletnie się poddałem.
–
Dobrze więc, dobrze – rzekł, uśmiechając się, po
czym puścił mnie i wyjął zza moich pleców rysunek. Przyglądał mu się przez
chwilę.
–
Okropny, prawda? - wymamrotałem.
–
Nie... - powiedział cicho, wpatrując się w moją
pracę.
–
Więc?
–
Jest... Nawet nie wiem, jak to powiedzieć....
Jest doskonały – odparł a ja słyszałem, że jest w szoku.
–
Mówisz poważnie?
–
Tak, śmiertelnie poważnie. Jest świetny, dzięki
– powiedział i uśmiechnął się do mnie.
–
Dzięki... - odparłem cicho, nie patrząc na
niego.
–
Spoko – zaśmiał się i odłożył rysunek.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Po iluś minutach
on wstał i poszedł gdzieś bez słowa. Ja zostałem w salonie i patrzyłem na jego
portret. Faktycznie, wyszedł mi naprawdę dobrze.
W pewnym momencie usłyszałem dźwięki gitary, dochodzące z
innego pomieszczenia. Rozpoznałem w tym mój instrument. A już chciałem się
zastanawiać, gdzie jest moje wiosło. Wstałem cicho i ruszyłem za dźwiękiem. Po
chwili dotarłem do jednego z pokoi. Drzwi były lekko uchylone, więc zajrzałem
do środka. Na łóżku siedział Phoenix, tyłem do drzwi, i próbował coś grać.
Ewidentnie mu to nie wychodziło, choć bardzo się starał. Oparłem się o framugę
drzwi i obserwowałem uważnie jego poczynania. Odezwałem się dopiero po kilku
minutach.
–
Niezłe próby, Phoenix – odezwałem się.
–
Co co, czekaj, co!? - krzyknął i jak oparzony
odrzucił gitarę, spadając z łóżka.
–
Na nasz wymiar, Phoenix, uważaj na siebie! -
podbiegłem do niego i pomogłem mu wstać.
–
Dzięki... - odpowiedział nachmurzony i usiadł na
łóżku.
–
Usłyszałem dźwięki gitary. I wiedziałem, że to
moja gitara elektryczna. Przyszedłem sprawdzić, jak ci idzie. Całkiem nieźle,
nawiasem mówiąc – uśmiechnąłem się.
–
Serio? - spojrzał na mnie zdziwiony.
–
Tak, naprawdę. Choć wiele nauki jeszcze przed
tobą. Dalej, pokażę ci – powiedziałem i wskazałem mu gitarę.
–
Ok.. - wziął instrument do ręki i zaczął coś
grać.
–
Spokojnie, nie tak, chwyć w ten sposób –
uśmiechnąłem się i usiadłem za nim dość blisko, chwytając jego ręce i układając
je w odpowiedni sposób. Poczułem, jak się wzdryga, kiedy go niemal tuliłem, ale
po chwili się rozluźnił.
1483
Fenke, gitarke? :3
Hehu ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz