Jeśli pogoda sprzyja, to nie ma nic lepszego niż po prostu korzystanie z niej. Trwał właśnie jeden z tych cieplejszych dni, kiedy to gnicie w domu kompletnie nie wchodziło w rachubę. Mogłam dać sobie ogon uciąć (chociaż nie, może lepiej nie), że było około dwudziestu stopni. Z braku lepszych zajęć usadowiłam się wygodnie na gałęzi jednego z drzew rosnącego wzdłuż całkiem uczęszczanej alejki. Oparłam się o pień i z przymrużonymi oczami obserwowałam kto się akurat przewijał. Czasem były to zwykłe, niczym nie wyróżniające się szaraki, a niekiedy ktoś ekstrawagancki, nietypowy. Jednak nikt nie przykuł mojego wzroku na tyle, by poświęcić mu trochę więcej uwagi. Tak więc bez zbędnego oporu mogłam uciąć sobie krótką drzemkę. Cudowne było to uczucie móc spać, kiedy spomiędzy liści na twoją twarz padały ciepłe promienie słońca. Zanim jeszcze na dobre odpłynęłam, zaciągnęłam się tym delikatnym, świeżym powietrzem. Dlaczego taka pogoda nie mogłaby trwać wiecznie? Ani za gorąco, ani za zimno. Znając życie za kilka dni, jak nie szybciej, znowu każdy będzie musiał wyciągnąć cieplejsze ubrania. Byłam w tym wymiarze na dobrą sprawę od niedawna. Co mnie podkusiło, żeby wybrać akurat tę opcję? Przecież pójście do raju byłoby o wiele łatwiejsze, prostsze, wygodniejsze i wiele innych określników o podobnym znaczeniu. Kierowana ciekawością i spragniona nowych doświadczeń zdecydowałam się na ponowne życie. Nie mogłam odejść bez szumu. Nie wiedziałam jeszcze jak i kiedy, ale wiedziałam, że ja, Kohaku, zostanę zapamiętana i dokonam wielkich rzeczy. Przynajmniej tak pięknie brzmiało to w mojej głowie, a co do czego, rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna. Z tego letargu i półsnu, wyrwał mnie jakiś intensywny zapach. Chcąc nie chcąc zostałam obdarzona także wyczulonym, kocim węchem. Bez pośpiechu podniosłam się i przeciągnęłam. Parę metrów od drzewa na którym przesiadywałam, wybrukowaną alejką szło… bóstwo. Specyficzne, nie powiem. Jego włosy wręcz świeciły złotym blaskiem, tak samo reszta jego ubioru, która zawierała złote elementy. Twarz jakby miał niewzruszoną, ale na ustach malował się delikatny, cwianiacki uśmieszek. Przyglądałam mu się chwilę, po czym z gracją zeskoczyłam z drzewa. Pora było trochę się rozruszać. Z braku lepszych zajęć postanowiłam udać się na małe podchody. Ciężko było go zgubić w tłumie przez to, jak się wyróżniał. Tak więc nieco skocznym, lekkim krokiem podążałam za mężczyzna w złocie, oczywiście w bezpiecznej odległości. Przez te kilka dni w Kami zdążyłam już trochę co nieco zaobserwować i się nasłuchać. Akumy, Splugawienie, kontkrakty oraz inny “naukowy bełkot”. Zdążyłam także u siebie zdolność ukrywania się przed wzrokiem innych stworzeń, chociaż nie do końca jeszcze to rozumiem. Nagle pan w wysokim kapelusiku zniknął w jakimś portalu. Po głowie od razu zaczęły mi latać pytania dokąd może to prowadzić. Dokładnie obejrzałam obiekt z każdej możliwej strony, brakowało tylko abym na niego weszła. Czy prowadził do jakiegoś wymiaru jeszcze bardziej boskiego? A może piekło? W końcu wzięłam głęboki oddech i niczym podczas zanurzania się przeszłam na drugą stronę. Znalazłam się w jakiejś uliczce. Miejsce jakby znajome, te uczucie silnie dawało mi o sobie znać, że to wszystko jest mi bliższe niż może mi się wydawać. Ostrożnie postawiłam pierwsze kroki. Nagle z daleka usłyszałam… dźwięki samochodów? Skądś znałam ten dźwięk, wiedziałam co to, ale nie wiedziałam skąd. Ruszyłam przed siebie i uderzył we mnie ten ludzki świat. Rozejrzałam się wokół. Poczułam w sobie nagłą żądzę poznania tego wszystkiego niby na nowo, ale gdzieś w oddali mignęły mi złotawe kosmyki oraz kapelusik i przypomniały mi, dlaczego w ogóle się tutaj znalazłam. Potrząsnęłam delikatnie głową i ruszyłam ponownie za nim. Przewijałam się pośród ludzi, a oni wydawali się totalnie nie zwracać na mnie uwagi. Dziwne, raczej nie na co dzień spotyka się kogoś o takim kolorze włosów oraz kocich uszach i ogonem. Może coś przegapiłam? Wzruszyłam jedynie ramionami kontynuując dalszą obserwację mojego celu. Mężczyzna wyglądał trochę jak złoty posążek, na co tylko zaśmiałam się pod nosem. Po jakimś czasie zaczął zbierać wokół siebie jakieś dziwne potwory, to chyba były te całe Akumy. Biegał po okolicy jakby chciał zwołać wielką chmarę. Czy poradzi sobie z nimi wszystkimi? Z zapartym tchem oglądałam widowisko z bezpiecznej odległości, jeszcze tego mi by brakowało żeby jakiś mnie zaatakował. Umiejętności bojowych to ja na pewno nie miałam. Nagle wyciągnął z kieszeni długopis. Naprawdę, chciał pokonać je wszystkie długopisem? Nie zdążyłam dokończyć myśli, a urządzenie biurowe zamieniło się w kosę. Otworzyłam szeroko oczy, a on zaczął się z nią obracać podczas gdy Akumy same do niego podchodziły. Wyglądał trochę jak jakaś sokowirówka, przynajmniej to pierwsze przyszło mi na myśl. Komuś sok z Akumy? Nie? Szkoda. W międzyczasie podeszłam trochę bliżej i zauważyłam, że spod grzywki unoszonej pod wpływem pędu wiatru, w miejscu prawego oka była czarna dziura. Zupełnie jakby go… nie było. Ta myśl była jednocześnie trochę przerażająca, ale też intrygująca. Jak do tego doszło mogłam sobie tylko wyobrażać. Może podczas jakiejś walki z wielką Akumą? Albo z innym Bóstwem? A może zwyczajnie biegł i nadział się na jakiś kijek okiem? Gdy po stworach nie było już ani śladu, kosa na powrót stała się długopisem, kapelusik gdzieś zagubiony podczas tego wirowania także, a sam obiekt zainteresowań poprawił ubranie oraz ułożył jako tako grzywkę, na owym prawym oku, a raczej w miejscu, gdzie powinno być. Zbliżyłam się, a on spojrzał na mnie złotą źrenicą i aż przeszły mnie ciarki. Delikatnie uniósł brew jakby doskonale wiedział o wszystkim, choć równie dobrze mógł też udawać. Postanowiłam jednak nie dać po sobie aż tak poznać że nieco mnie to speszyło, choć pewnie i tak było widać. Splotłam dłonie za plecami i podeszłam kawałek, nachylając się trochę, nadal uważnie go obserwując. Tak, ten intensywny żółty kolor skutecznie przyciągał wzrok.
- Ciężko nie zwrócić na ciebie uwagi, a twoja broń jest… ciekawa. Jak sprawiasz, że pozornie nieszkodliwy długopis zmienia się w kosę zagłady? - zagadnęłam ciekawa genezy tej przemiany, chociaż nie tylko to mnie ciekawiło.
Liczba słów: 950
<Desiderius? Jak na pierwszy raz od x czasu chyba nie jest źle xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz