poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Od Eredina CD Phoenixa "Zobacz kotku co mam w środku"

Pomijając to, że Phoenix rozwinął skrzydła podczas gry, kiedy miałem nad nim sporą przewagę. Jakoś "ściągnąłem" go na ziemię, łapiąc za nogę. Myślałem, że to wystarczy. Jak bardzo się myliłem... Po chwili już lecieliśmy w górę. Ciekawe, bardzo, naprawdę ciekawe. Mój kochany chowaniec postanowił zamienić się w trzymetrowego smoka i zacząć latać po niebie, kręcąc beczki i udając żywy bolid Formuły 1. Zacząłem krzyczeć z całych sił. Nie dlatego, że się bałem, ale dlatego, że Phoenix kompletnie mnie zaskoczył. Co mu strzeliło do tego łuskowego łba? Ma szczęście, że po chwili wylądował.

***

Staliśmy na ringu w piwnicy jego domu. Nie sądziłem, że ma taką zacną siłownię. Dobrze wiedzieć. Przed chwilą nauczył mnie kilku ciosów, pokazał parę ruchów. Kompletnie nie znam się na sztukach walki, na boksie to już w ogóle. Nie wspomnę o jego umiejętnościach. Był profesjonalistą, zawodowcem. Ja miałem się teraz z nim mierzyć? Nie widziałam dla siebie najmniejszej szansy na choćby zbliżenie się do niego i wyprowadzenie poprawnego ciosu. Ale spróbować zawsze mogę. Pomijając to, że przed chwilą miałem już dość i leżałem plackiem na podłodze. Wyrzuciłem tę myśl z głowy i przyjąłem postawę. Zacząłem wyprowadzać ciosy.

***

Cholera, jestem do bani! Po moim pseudo ciosie, Phoenix zrobił unik i bez jakichkolwiek przeszkód sprowadził mnie do parteru, wisząc nade mną. Wpatrywał się z uśmiechem w moje oczy. Wytrzymałem jego spojrzenie. Nie wiem jak, ale miał cholernie hipnotyzujące patrzałki. Ja miałem już dość, ale on usiadł mi na biodrach. Chciał poćwiczyć parter. Zainteresowała mnie jego propozycja. Po chwili jednak on lekko uniósł moje ciało i pocałował mnie. Nie mogłem mu się oprzeć, nie potrafiłem. Wpił się w moje usta z taką mocą, że sam nawet nie chciałem, żeby przerywał. Odwzajemniłem pocałunek najlepiej, jak tylko mogłem, zapominając o całym świecie wokół. Magiczna chwila przeminęła jak z wiatrem, gdy kazał mi iść się wykąpać po treningu. Czując moją wzniosłość w okolicach bioder, specjalnie jeszcze otarł się o to miejsce. Phoenix, a niech cię! Ledwo wstałem i, powłócząc nogami, udałem się do łazienki.

**

Wyszedłem z łazienki jedynie w spodniach, przecierając włosy jednym z ręczników. Nie miałem koszulki, ale w sumie było mi pod tym względem wszystko jedno. Poproszę Phoenixa o jakąś, pewnie mi coś odstąpi. Trochę bolały mnie żebra, bo ten smok troszeczkę mnie obił, jednak nie przeszkadzało mi to. Jakby nie patrzeć, był profesjonalnym zawodnikiem i nie miałem z nim szans. Trudno, pomyślałem, i ruszyłem przed siebie. Nie patrzyłem na to, gdzie idę, więc nic dziwnego, że nagle skończyłem z twarzą na czymś.
- Cholera jasna! - syknąłem i zdjąłem z twarzy ręcznik. No tak, wpadłem wprost na niego.
- Co byś chciał? - uśmiechnął się, spoglądając na mnie, po czym się roześmiał.
- O co ci chodzi? - zapytałem zdziwiony i uniosłem lekko brew.
- Popatrz na siebie - nadal śmiejąc się, przesunął się i kazał mi popatrzeć w lustro, które skrywał za plecami.
- No nie - popatrzyłem, zrobiłem poważną minę, próbując zachować powagę. Nie wyszło mi to jednak, bo roześmiałem się głośno, widząc swoją fryzurę. Każdy włos sterczał w inną stronę, przez co wyglądałem jak jakiś kurczak lub kogut. Nie mogłem wytrzymać ze śmiechu, wręcz się popłakałem.
- Stój dzbanie, zrobię coś z tym - powiedział mój chowaniec, stając za mną z jakimś pudełeczkiem. To musiała być jakaś pasta lub żel do włosów, bo zaczął mi układać fryzurę.

Przyglądałem się jego pracy z rosnącym skupieniem i zadowoleniem na twarzy. To, co robił, prezentowało się naprawdę dobrze. Gdy skończył, przypatrzyłem się temu, co zrobił.
- I jak? - zapytał po chwili milczenia, z niemal wyczuwalnym zwątpieniem w głosie.
- To jest naprawdę dobre. Wyglądam świetnie, dziękuję - odwróciłem się do niego, z uśmiechem na twarzy, i pocałowałem go lekko w usta. Zdziwił się, ale odwzajemnił całusa. Jego usta były zbyt kuszące, więc nie mogłem się im oprzeć, by pocałować go jeszcze raz. Spojrzał na mnie zadziornie i odwzajemnił pocałunek z większą jeszcze mocą, przyciągając mnie do siebie.
- Bożku, co ty ze mną robisz? - zapytał, dysząc cicho.
- Sam nie wiem, wybacz - uśmiechnąłem się niewinnie, lekko przygryzając usta.
- Nie rób tak - powiedział cicho, robiąc równie bezwinną minkę, jak ja.
- Bo co?
- Bo musiałbym zrobić coś zupełnie innego - rzekł uwodzicielsko i przesunął dłonią w kierunku paska od moich spodni.
- Oh, doprawdy? - zapytałem, głośno wciągając powietrze przez usta.
- Doprawdy. Ale innym razem - rzekł i szybko cmoknął mnie w usta. - Koszulkę mam dla ciebie w kuchni. I chodź dzbanie, kawa stygnie - dodał po chwili i ruszył we wspomnianym wcześniej kierunku.

Zaśmiałem się cicho i ruszyłem za nim do kuchni. Wchodząc do pomieszczenia, zauważyłem leżące na krześle ubranie, po które od razu sięgnąłem i włożyłem na siebie. Pochwyciłem zawiedzione spojrzenie smoka w momencie, gdy już nie byłem nagi od pasa w górę. Uśmiechnąłem się jednak, patrząc na niego dość jednoznacznie. Zaśmiał się cicho i zasiedliśmy do stołu.
Od razu chwyciłem po parujący kubek tego nieziemskiego napoju, jakim była kawa. Upiłem łyk i rozmarzyłem się. Ten napój był tak dobry. Po chwili zobaczyłem też, że przygotował makaron z sosem pomidorowym. Sięgnąłem po talerz, który był dla mnie i zjadłem przygotowany posiłek ze smakiem.
Chwilę posiedzieliśmy jeszcze, rozmawiając o różnych pierdołach. Doskonale mi się z nim gadało i spędzało czas. W jego towarzystwie czułem się... No właśnie, jak? Pełniejszy, lepszy, potrzebny. Po prostu czułem się dobrze.
Po jakiejś godzinie zacząłem zbierać swoje rzeczy, bo musiałem wrócić do mieszkania. Czekała mnie praca. Typowe zadanie bóstwa, skupienie na modlitwach i prośbach wiernych. Nic nadzwyczajnego, jednak to obowiązek, którego przeskoczyć nie mogłem. Wyjaśniłem to mojemu towarzyszowi, ubierając się. Wysłuchał mnie z zaciekawieniem. Już miałem wychodzić, gdy zatrzymał mnie Phoenix. Złapał mnie za rękę i rzekł:
- Tak bez pożegnania? - zrobił smutną minę.
- Nie zamierzałem - odparłem i czule go pocałowałem. Odwzajemnił to bez żadnych oporów.
- Mmm - mruknął cicho. - Do zobaczenia, bożku - dodał i tym razem to on mnie pocałował. Długo, przyciągle.
- Do zobaczenia, smoczku - uśmiechnąłem się i odwzajemniłem pocałunek.

Po chwili szedłem już w zadowoleniu ulicą. To był naprawdę dobry dzień i miałem nadzieję, że taki pozostanie.
Gdy dotarłem do mieszkania, zauważyłem jedną dziwną rzecz. Pod drzwiami leżała zwykła, brązowa koperta, bez żadnego adresu, pieczątki czy czegokolwiek. Tylko z moim imieniem. Podniosłem ją z zaciekawieniem i wszedłem do mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi, odwiesiłem kurtkę na wieszak i udałem się na kanapę. Usiadłem i otwarłem kopertę. Gdy jej zawartość wysypała się na łóżko, a ja zrozumiałem, co to jest, omal nie dostałem zawału serca.
Z koperty wysypały się dwie rzeczy. Kartka z listem i zdjęcie. List skierowany był do mnie i głosił: "On wcale nie należy do ciebie. Jesteś dla niego zwykłym śmieciem". Na zdjęciu natomiast był Phoenix, w dość jednoznacznie określonej relacji z jakąś kobietą. Nie znałem jej, ale, nie powiem, zabolało mnie to wszystko. Chociaż wcale nie powinno. Jednak dotknęło. Rzuciłem ze złością listem i zdjęciem na podłogę. Nie wiedziałem, co miałem ze sobą zrobić. Nagle wstałem i zacząłem w szale rzucać wszystkim, co wpadło mi w ręce. Nic, co było na mojej drodze, nie było bezpieczne.
Po jakichś 15 minutach wkurwiania się na wszystko, co istnieje, coś mnie tknęło i postanowiłem jeszcze raz przyjrzeć się fotografii. Coś mi mocno nie pasowało, więc zabrałem świstek i ruszyłem do mojego warsztatu. Miałem ciemnię i profesjonalne zaplecze fotograficzne, więc postanowiłem przyjrzeć się temu czemuś.

Usiadłem w pomieszczeniu i zabrałem się do pracy nad zdjęciem. Przyglądałem się mu powoli i zacząłem dostrzegać pewne szczegóły. Po dziesięciu minutach wiedziałem już wszystko o fotce. Jakby nagle, za dotknięciem magicznej różdżki, wszystkie elementy układanki wskoczyły na odpowiednie miejsce. Ta cholerna fotografia to był pieprzony fotomontaż! Cholernie dobry, dla laika nie do odróżnienia od prawdziwego zdjęcia. Ale jednak nie dla mnie. Chociaż, nie powiem, na pierwszy rzut oka, nawet ja, bóstwo sztuki, dałem się nabrać. Choć temat nie był mi obcy i znałem się na tym bardzo dobrze.
Nie czekałem ani chwili. Wyszedłem z ciemni, mając w kopercie zdjęcie i list. Ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem z domu. Udałem się w pośpiechu do Phoenixa. Musiałem mu to pokazać, w końcu ta sprawa dotyczyła także jego. Poza tym, musieliśmy się zastanowić, kto mógł to zrobić. I dlaczego.
Po kilkunastu minutach byłem pod jego drzwiami i pukałem do nich. Otwarł mi po dwóch minutach i uśmiechnął się na mój widok.
- Tak szybko? Już się za mną stęskniłeś? - zaśmiał się, gdy wpuścił mnie do środka.
- Najchętniej bym się z tobą nie rozstawał, mój drogi - posłałem mu spokojne spojrzenie. - Przerwałem moją pracę, bo muszę ci coś pokazać. Proszę - dodałem i podałem mu kopertę.
- Co do cholery... - powiedział zszokowany, gdy przeczytał list i przyjrzał się zdjęciu, następnie oddał mi kopertę. - Eredin, ja nie... - powiedział i spojrzał na mnie wystraszony.
- Spokojnie, mój drogi, wiem - uśmiechnąłem się. Widziałem, że się uspokoił, więc dodałem - Znalazłem to pod drzwiami, gdy wróciłem od ciebie. Znam się na fotografii doskonale, więc zbadałem to coś w ciemni, bo miałem jakieś dziwne przeczucie. I wiem na pewno, że to fotomontaż.
- Cholernie dobry, muszę przyznać - westchnął, oddychając z ulgą.
- Mój drogi... Wiesz, o co zapytam. Wiesz kto i dlaczego to zrobił? - zapytałem poważnie i czekałem na jego odpowiedź.

1553

Fenkuś, nie bij, proszu :c
Mech się śmieje las, las, las? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz