Przechyliłam głowę w prawo, z politowaniem patrząc na chłopaka. Już w barze zastanawiałam się co kombinuje, że od tak się do mnie przysiadł, a kiedy wyczułam od niego tą charakterystyczną boską aurę, jeszcze bardziej mnie to zaintrygowało. Ale już kiedy wziął do ręki naszyjnik, mogłam spodziewać się, że spróbuje z nim zwiać, choć wciąż miałam tą myśl, że jest bogiem czegoś... Bardziej rozgarniętego niż złodzieje.
- Naprawdę myślałeś, że uda ci się oszukać kogoś, kto tworzy kłamstwo? - Wywróciłam oczami, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. - Oddaj mi proszę moją własność.
- W sumie jaki byłby z ciebie pies, gdybyś nie węszyła... - Mruknął, zupełnie ignorując moje słowa i wyciągniętą rękę. Spuściłam głowę, ściągając przy tym brwi. Wcześniej udawałam, że nie słyszę tych uwag odnośnie pas, ale skoro tak chce się bawić... Uśmiechnęłam się półgębkiem, podnosząc powoli wzrok na czarnowłosego. Zastrzygłam uszami schowanymi pod czapką, nasłuchując muzyki płynącej z pobliskich klubów jak i imprez, które przeniosły się na świeże powietrze.
- Dobrze w takim razie. - Błysnęłam lekko oczami, a wokół mężczyzny pojawiły się przeróżne ostrza, lufy różnego kalibru i inne niezbyt przyjemne rzeczy.
- No ładnie władasz tą swoją iluzją. - Skomentował moje mini przedstawienie beznamiętnie, wywracając przy tym oczami. Zaśmiałam się lekko i wolnym krokiem ruszyłam ku niemu, patrząc cały czas prosto w złote oczy, które kształtem bardziej przypominały wilcze aniżeli człowiecze. Stając tuż przed nim, ściągnęłam czapkę, która uwierała mnie w uszy i rzuciłam ją gdzieś w bok.
- Jesteś pewien, że wszystko to moja iluzja? - Uderzyłam biodrem w stos jakichś pudeł, które zazwyczaj stały właśnie w takich miejscach jak ta ślepa uliczka. Kartonowa wieża zadrżała, po czym z samej góry spadło jedno pudło, trafiając boga złodziei proso w głowę. Mężczyzna skrzywił się i popatrzył na mnie spod byka.
- To było pudło, a nie twoja iluzja. - Wywrócił oczami po raz enty, na co tylko się zaśmiałam i poklepałam go po ramieniu.
- Uważaj, bo kiedyś to oko ci wyskoczy.. - Mruknęłam, po czym zaskoczona wskazałam palcem na fruwającą przed nami w powietrzu okrągłą gałkę oczną o złotej przerażonej tęczówce. - O zobacz, już to zrobiło...
- Nie wiedziałem, że mam taki piękny kolor oczu. No proszę, jednak potrafisz zrobić z tej iluzji coś dobrego.
Tym razem to ja wywróciłam oczami, ściągając z bioder grubą bluzę, pod którą chował się mój zgnieciony ogon. W ten oto sposób zostałam w krótkiej szarej spódnicy i białej zapinanej na guziczki koszuli, która odsłaniała spory kawałek biustu. Uśmiechnęłam się, otrzepując z siebie resztki tego więzienia jakim były niewygodne ciuchy. Że też musiałam mieć te uszy i ogon, które wiecznie musiałam chować przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Może bym nie musiała, gdybym nie spędzała tutaj znacznej części swojego czasu, ale z drugiej strony co ja niby miałam robić w boskim od siedmiu boleści wymiarze? Gdyby jeszcze cokolwiek ciekawego się tam działo...
- To jeszcze nic, kotku. Chodź idziemy na spacer. - Uśmiechnęłam się szeroko, spoglądając na znudzonego mężczyznę kątem oka.
- Nigdzie nie idę.
- Och, czyżby? - Pociągnęłam do siebie prawą rękę, która była skuta kajdankami razem z lewym nadgarstkiem złodzieja. Popatrzył nieco zaskoczony na swoją unieruchomioną rękę, jednak zaskoczenie szybko zostało zastąpione przez znudzenie i rosnące poirytowanie.
- Skąd ty wytrzasnęłaś kajdanki w takim miejscu?
- Co ci szkodzi, ponuraku? I tak nie masz nic lepszego do roboty. Wyboru też za bardzo nie masz.. - Ponownie zadzwoniłam metalem, ciągnąc czarnowłosego za sobą w stronę miejsca, gdzie bawili się wszyscy z pobliskich klubów, którym znudziła się duchota i ciasnota lokali. Gdy wstąpiliśmy w tłum moja moc przestała działać na kajdanki, które w rzeczywistości okazały się... sprytnie zawiązanym najzwyklejszym sznurkiem, z poprzyczepianymi metalowymi elementami.
- Tu jest więcej bogów i chowańców niż myślisz. - Skomentowałam bawiący się tłum, przez który próbowaliśmy się przedostać. Faktycznie było to sporo znajomych twarzy, pochodzących z Kami, które jak zwyczajni ludzie chcieli się rozerwać. niektórym chowańcom zapewne tęskniło się do dawnego życia i chcieli zaczerpnąć go ponownie, inni stali gdzieś po bokach, zapewne na czatach, by w razie problemu ostrzec resztę o niebezpieczeństwie.
Jakby sama ta grupa, gdzie co chwila obrywałam jakimś ogonem, piórami czy innymi dziwnymi częściami ciała, nie była wystarczająco dziwna, po chwili koło nas przepłynął w powietrzu miniaturowy tygrys mieniący się na wszystkie możliwe kolory. Dlaczego, na bogów... Odepchnęłam zwierzaka gestem ręki i skierowałam się do wielkich błyszczących schodów, otoczonych neonami, które prowadziły wprost na dachy pobliskich budynków.
Pociągnęłam mężczyznę za sobą wprost na kolorowe stopnie, po których przebiegliśmy, przeskakując po trzy stopnie, ostatecznie wskakując na dach, na którym było zaskakująco dużo ludzi. Chociaż może powinnam powiedzieć istot, gdyż ani nie byłam pewna czy są ludźmi, ani czy są nawet autentyczni. Od razu skierowałam swoje kroki, a tym samym także kroki czarnowłosego, na kładkę rozciągniętą nad tłumem bawiących się ludzi. Ludzi, którzy bawili się dobre dziesięć metrów pod nami, tak dla ścisłości.
- Czy to tutaj wcześniej było? - Poczułam jak mężczyzna zapiera się piętami o podłoże, jednak nie na długo. Pociągnęłam go mocniej, stawiając stopy na stabilnych drewnianych belkach. Oczywiście stabilny w moim przypadku, to pojęcie względne zarówno dla rzeczy, osób jak i psychiki oraz całej masy innych aspektów.
Tanecznym krokiem w takt muzyki z dołu przeszliśmy na środek tej pseudo przepaści i dopiero tam drewno zaczęło się uginać pod naszymi stopami, niczym materiał trampoliny. Podskoczyłam w miejscu, wprawiając kładkę w faliste ruchy, które z każdą chwilą się nasilały, do tego stopnia, że pomost sam zaczął nas wyrzucać w powietrze. Nasze związane nadgarstki nie pozwalały odsunąć się od siebie na znaczą odległość, za co bóg złodziei powinien dziękować.
- Zaskakujące, że gdy myślisz o linie jako o szerszym pomoście, to od razu czujesz się bezpieczniejszy. - Zawołałam do mężczyzny, gdy byliśmy w najwyższym punkcie, na co ten szybko spojrzał w dół i oczywiście jego oczom ukazała się niezbyt gruba lina, na którą zaczęliśmy spadać. Przesunęłam nieco swój ciężar ciała w bok, przez co lina przewieszona między blokami skrzyżowała się z tą, która wiązała mnie z bogiem. Minęliśmy się jak na huśtawce zwróceni do siebie plecami, a gdy byliśmy w najwyższym punkcie cały świat stanął dosłownie na głowie.
Wszystko co do tej pory było pod nami poszybowało w górę, robiąc spory tłok na naszej wysokości. Co zaskakujące w owym tłumie można było się dopatrzeć nawet niebieskich krów, zielonych jednorożców i słoików z wielkimi oczami.
Pisnęłam głośno i wyprostowałam nogi, wyciągając je przed siebie, tylko po ot, by po chwili z rozpędu uderzyć nimi w plecy złotookiego, po czym rozpłynąć się w powietrzu. Chłopak zrobił kilka przewrotów w przód, wpadając przy okazji na jakąś krowę. Nagle całe miasto, które było ponad nami zamieniło się w gwieździstą galaktykę w odcieniach fioletu, różu, granatu i szarości.
Położyłam się na plecach i gestem ręki odepchnęłam od siebie powietrze, podpływając do lewitującego w miejscu boga, który był w samych bokserkach. Tak właściwie to każdy był tylko w bieliźnie, nie wyłączając z tego mnie. Pstryknęłam go w czoło, co sprawiło, że zaczął się powoli przechylać w tył.
W ostatniej chwili złapałam boga za rękaw, ochraniając go tym samym przed spadnięciem z wysokiego muru, na którym siedzieliśmy. Kiedy upewniłam się, że siedzi prosto i nie chwieje się, podniosłam się na proste nogi i rozejrzałam po najbliższej okolicy. Było ciemno i cicho, a wszystko co nas otaczało, to jakieś ciemne budynki.
- Przestań mi ryć banie, kurwa... - Mruknął, opierając czoło o dłonie. Uśmiechnęłam się triumfalnie, pochylając nad nim.
- To powinna być już rzeczywistość. Ale odzyskałam swoją własność. - Podsunęłam mu pod nos wiszący z mojej dłoni złoty naszyjnik, który zwinęłam z jego kieszeni. Wyprostowałam się i zapięłam łańcuszek na szyi.
<Ragnar? To nie ma sensu, ale nie miało mieć XD>
- Naprawdę myślałeś, że uda ci się oszukać kogoś, kto tworzy kłamstwo? - Wywróciłam oczami, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. - Oddaj mi proszę moją własność.
- W sumie jaki byłby z ciebie pies, gdybyś nie węszyła... - Mruknął, zupełnie ignorując moje słowa i wyciągniętą rękę. Spuściłam głowę, ściągając przy tym brwi. Wcześniej udawałam, że nie słyszę tych uwag odnośnie pas, ale skoro tak chce się bawić... Uśmiechnęłam się półgębkiem, podnosząc powoli wzrok na czarnowłosego. Zastrzygłam uszami schowanymi pod czapką, nasłuchując muzyki płynącej z pobliskich klubów jak i imprez, które przeniosły się na świeże powietrze.
- Dobrze w takim razie. - Błysnęłam lekko oczami, a wokół mężczyzny pojawiły się przeróżne ostrza, lufy różnego kalibru i inne niezbyt przyjemne rzeczy.
- No ładnie władasz tą swoją iluzją. - Skomentował moje mini przedstawienie beznamiętnie, wywracając przy tym oczami. Zaśmiałam się lekko i wolnym krokiem ruszyłam ku niemu, patrząc cały czas prosto w złote oczy, które kształtem bardziej przypominały wilcze aniżeli człowiecze. Stając tuż przed nim, ściągnęłam czapkę, która uwierała mnie w uszy i rzuciłam ją gdzieś w bok.
- Jesteś pewien, że wszystko to moja iluzja? - Uderzyłam biodrem w stos jakichś pudeł, które zazwyczaj stały właśnie w takich miejscach jak ta ślepa uliczka. Kartonowa wieża zadrżała, po czym z samej góry spadło jedno pudło, trafiając boga złodziei proso w głowę. Mężczyzna skrzywił się i popatrzył na mnie spod byka.
- To było pudło, a nie twoja iluzja. - Wywrócił oczami po raz enty, na co tylko się zaśmiałam i poklepałam go po ramieniu.
- Uważaj, bo kiedyś to oko ci wyskoczy.. - Mruknęłam, po czym zaskoczona wskazałam palcem na fruwającą przed nami w powietrzu okrągłą gałkę oczną o złotej przerażonej tęczówce. - O zobacz, już to zrobiło...
- Nie wiedziałem, że mam taki piękny kolor oczu. No proszę, jednak potrafisz zrobić z tej iluzji coś dobrego.
Tym razem to ja wywróciłam oczami, ściągając z bioder grubą bluzę, pod którą chował się mój zgnieciony ogon. W ten oto sposób zostałam w krótkiej szarej spódnicy i białej zapinanej na guziczki koszuli, która odsłaniała spory kawałek biustu. Uśmiechnęłam się, otrzepując z siebie resztki tego więzienia jakim były niewygodne ciuchy. Że też musiałam mieć te uszy i ogon, które wiecznie musiałam chować przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Może bym nie musiała, gdybym nie spędzała tutaj znacznej części swojego czasu, ale z drugiej strony co ja niby miałam robić w boskim od siedmiu boleści wymiarze? Gdyby jeszcze cokolwiek ciekawego się tam działo...
- To jeszcze nic, kotku. Chodź idziemy na spacer. - Uśmiechnęłam się szeroko, spoglądając na znudzonego mężczyznę kątem oka.
- Nigdzie nie idę.
- Och, czyżby? - Pociągnęłam do siebie prawą rękę, która była skuta kajdankami razem z lewym nadgarstkiem złodzieja. Popatrzył nieco zaskoczony na swoją unieruchomioną rękę, jednak zaskoczenie szybko zostało zastąpione przez znudzenie i rosnące poirytowanie.
- Skąd ty wytrzasnęłaś kajdanki w takim miejscu?
- Co ci szkodzi, ponuraku? I tak nie masz nic lepszego do roboty. Wyboru też za bardzo nie masz.. - Ponownie zadzwoniłam metalem, ciągnąc czarnowłosego za sobą w stronę miejsca, gdzie bawili się wszyscy z pobliskich klubów, którym znudziła się duchota i ciasnota lokali. Gdy wstąpiliśmy w tłum moja moc przestała działać na kajdanki, które w rzeczywistości okazały się... sprytnie zawiązanym najzwyklejszym sznurkiem, z poprzyczepianymi metalowymi elementami.
- Tu jest więcej bogów i chowańców niż myślisz. - Skomentowałam bawiący się tłum, przez który próbowaliśmy się przedostać. Faktycznie było to sporo znajomych twarzy, pochodzących z Kami, które jak zwyczajni ludzie chcieli się rozerwać. niektórym chowańcom zapewne tęskniło się do dawnego życia i chcieli zaczerpnąć go ponownie, inni stali gdzieś po bokach, zapewne na czatach, by w razie problemu ostrzec resztę o niebezpieczeństwie.
Jakby sama ta grupa, gdzie co chwila obrywałam jakimś ogonem, piórami czy innymi dziwnymi częściami ciała, nie była wystarczająco dziwna, po chwili koło nas przepłynął w powietrzu miniaturowy tygrys mieniący się na wszystkie możliwe kolory. Dlaczego, na bogów... Odepchnęłam zwierzaka gestem ręki i skierowałam się do wielkich błyszczących schodów, otoczonych neonami, które prowadziły wprost na dachy pobliskich budynków.
Pociągnęłam mężczyznę za sobą wprost na kolorowe stopnie, po których przebiegliśmy, przeskakując po trzy stopnie, ostatecznie wskakując na dach, na którym było zaskakująco dużo ludzi. Chociaż może powinnam powiedzieć istot, gdyż ani nie byłam pewna czy są ludźmi, ani czy są nawet autentyczni. Od razu skierowałam swoje kroki, a tym samym także kroki czarnowłosego, na kładkę rozciągniętą nad tłumem bawiących się ludzi. Ludzi, którzy bawili się dobre dziesięć metrów pod nami, tak dla ścisłości.
- Czy to tutaj wcześniej było? - Poczułam jak mężczyzna zapiera się piętami o podłoże, jednak nie na długo. Pociągnęłam go mocniej, stawiając stopy na stabilnych drewnianych belkach. Oczywiście stabilny w moim przypadku, to pojęcie względne zarówno dla rzeczy, osób jak i psychiki oraz całej masy innych aspektów.
Tanecznym krokiem w takt muzyki z dołu przeszliśmy na środek tej pseudo przepaści i dopiero tam drewno zaczęło się uginać pod naszymi stopami, niczym materiał trampoliny. Podskoczyłam w miejscu, wprawiając kładkę w faliste ruchy, które z każdą chwilą się nasilały, do tego stopnia, że pomost sam zaczął nas wyrzucać w powietrze. Nasze związane nadgarstki nie pozwalały odsunąć się od siebie na znaczą odległość, za co bóg złodziei powinien dziękować.
- Zaskakujące, że gdy myślisz o linie jako o szerszym pomoście, to od razu czujesz się bezpieczniejszy. - Zawołałam do mężczyzny, gdy byliśmy w najwyższym punkcie, na co ten szybko spojrzał w dół i oczywiście jego oczom ukazała się niezbyt gruba lina, na którą zaczęliśmy spadać. Przesunęłam nieco swój ciężar ciała w bok, przez co lina przewieszona między blokami skrzyżowała się z tą, która wiązała mnie z bogiem. Minęliśmy się jak na huśtawce zwróceni do siebie plecami, a gdy byliśmy w najwyższym punkcie cały świat stanął dosłownie na głowie.
Wszystko co do tej pory było pod nami poszybowało w górę, robiąc spory tłok na naszej wysokości. Co zaskakujące w owym tłumie można było się dopatrzeć nawet niebieskich krów, zielonych jednorożców i słoików z wielkimi oczami.
Pisnęłam głośno i wyprostowałam nogi, wyciągając je przed siebie, tylko po ot, by po chwili z rozpędu uderzyć nimi w plecy złotookiego, po czym rozpłynąć się w powietrzu. Chłopak zrobił kilka przewrotów w przód, wpadając przy okazji na jakąś krowę. Nagle całe miasto, które było ponad nami zamieniło się w gwieździstą galaktykę w odcieniach fioletu, różu, granatu i szarości.
Położyłam się na plecach i gestem ręki odepchnęłam od siebie powietrze, podpływając do lewitującego w miejscu boga, który był w samych bokserkach. Tak właściwie to każdy był tylko w bieliźnie, nie wyłączając z tego mnie. Pstryknęłam go w czoło, co sprawiło, że zaczął się powoli przechylać w tył.
W ostatniej chwili złapałam boga za rękaw, ochraniając go tym samym przed spadnięciem z wysokiego muru, na którym siedzieliśmy. Kiedy upewniłam się, że siedzi prosto i nie chwieje się, podniosłam się na proste nogi i rozejrzałam po najbliższej okolicy. Było ciemno i cicho, a wszystko co nas otaczało, to jakieś ciemne budynki.
- Przestań mi ryć banie, kurwa... - Mruknął, opierając czoło o dłonie. Uśmiechnęłam się triumfalnie, pochylając nad nim.
- To powinna być już rzeczywistość. Ale odzyskałam swoją własność. - Podsunęłam mu pod nos wiszący z mojej dłoni złoty naszyjnik, który zwinęłam z jego kieszeni. Wyprostowałam się i zapięłam łańcuszek na szyi.
<Ragnar? To nie ma sensu, ale nie miało mieć XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz