piątek, 7 września 2018

Od Akane CD Shigeru "Magia słów"


     C-co...? Co do jasnej anielki?! Co to w ogóle miało być? Kim on niby jest, żeby od tak odbierać mi moją grawitację?! Moją! Ona była moja i nie miał prawa mi jej zabierać, zresztą to sprzeczne z jakimikolwiek prawami fizyki. Z drugiej strony mieszkałam w wymiarze, gdzie uszy, ogony i inne łuski były czymś normalnym, a powstałam tylko dlatego, że ktoś na Ziemi wymyślił sobie, że będzie się do mnie modlił o błogosławieństwo. Taaak, to też nie miało absolutnie żadnego związku z prawami fizyki, logiki czy tym podobnymi.
     Naprawdę miałam ochotę kopnąć tego lisa za to wszystko, ale jego groźba puszczenia mnie wolno, skutecznie mnie przed tym powstrzymywała. Naprawdę nie miałam ochoty dryfować bez celu w powietrzu, tylko dlatego, że posprzeczałam się z chowańcem o jakąś zapisaną kartkę.
     Przyjrzałam się uważnie owej rzeczy w swojej dłoni i ściągnęłam brwi. Była dla niego aż tak ważna, że gonił mnie przez pół miasta i odebrał coś, czego teoretycznie nie da się odebrać? Taaaaak, z pewnością był właścicielem tej kartki. Jednak nadal nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mu na niej zależało. To było tylko kilka zapisanych linijek. No, ciut więcej niż kilka. I to całkiem dobrych linijek, jeśli dłużej nad tym posiedzieć.
     Spotkałam się już z kilkoma takimi przypadkami, gdzie ludzie naprawdę mieli talent do pisania i to ogromny, ale pewności siebie za grosz, dlatego chowali po kątach swoją twórczość, nie dając odetchnąć jej świeżym powietrzem, którego tak pragnęła. Zwykle bliskie osoby tych niedoszłych wielkich pisarzy modliły się do mnie, by tamci zmądrzeli i odważyli się pokazać swoje wypociny światu. Ale ja niewiele mogłam zrobić przeciwko ludzkiemu uporowi i brakowi pewności siebie. To nie była moja działka, a bez wiary w siebie nawet największy geniusz okazywał się być zwykłym głupkiem.
     Nim się zorientowałam moje stopy ponownie zetknęły się z ziemią, tuż przed drzwiami do sporego budynku. No tak, t tu mieszkały chowańce i boskie bronie, które jeszcze nie znalazły swojego bóstwa. Posłusznie poszłam za mężczyzną, aż do sporej wielkości drzwi, które prowadziły do niewielkiego mieszkanka. Niezbyt zadowolony z faktu nieproszonego gościa, wpuścił mnie do środka i mruknął coś o zdjęciu butów.
 - Naprawdę mógłbyś być nieco milszy. - Powiedziałam, ściągając ze stóp przemoczone buty. Poruczyłam palcami, ale... Tak mi przemarzły nogi, że zupełnie tego nie poczułam, choć patrzyłam na nie i faktycznie nimi ruszałam. Westchnęłam cicho i weszłam głębiej za lisem, który pokierował się do pokoju za zamkniętymi drzwiami. Nawet nie próbowałam tam wchodzić i chyba lepiej, bo zatrzasnął drzwi zaraz za sobą. Zaczęłam za to z zaciekawieniem rozglądać się po mieszkaniu. Było całkiem mile urządzone, nawet mimo tego... Nie do końca zachowanego porządku. Przypominało to trochę chaos panujący w mojej świątyni, jednak u mnie walały się po podłodze głównie kartki, czasem jakieś książki, a tu... Typowe rzeczy dla mieszkających tu od dłuższego czasu. A to oznaczało, że mój szanowny lisek z jakiegoś powodu nie chciał lub nie mógł znaleźć sobie bóstwa bądź patrona. Jeśli nie chciał, to dlaczego wybrał tą drogę? A jeśli nie mógł, to jaka była tego przyczyna?
 - Mógłbyś chociaż udawać, że jesteś dżentelmenem i zaproponować mi herbatę lub coś do przebrania. - Rzuciłam, kiedy tylko wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni. Choć mówiłam do niego, przyglądałam się uważnie książkom na jego półce i obrazkom gór oraz ptaków, próbując zrozumieć chociaż w tym najmniejszym stopniu tego gburowatego kitsune.

Shigeru? 
Ilość słów: 551

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz