Kiedy Hibiki wybił drzwi, westchnęłam ciężko, drżąc z zimna. Otuliłam się bluzą mężczyzny, aby po chwili ujrzeć, jak ten wchodzi do budynku, aby tam się rozejrzeć. W slumsach to było normalne, że wszystkie domy były stare, niezadbane, a każda biedna osoba szukała miejsca do spania, aby czuć się bezpiecznie. Współczułam takim osobom, tak bardzo nie chciałam, aby ludzie cierpieli, ale cóż dziwnego w tym... Niektórzy pakują się w nałogi, inni w długi, inni bezmyślnie popełnili się przestępstw i szukają ratunku w miejscach, gdzie nikt ich szukać nie będzie. Tacy właśnie byli ludzie. Chciałam, aby nie było już walk na świecie, aby każdy był bezpieczny, aby każdy miał swój dom, mógł mieć własną rodzinę... Nie powinno to nikogo dziwić. Jestem patronką miłości, chcę miłości na świecie, chcę, aby każdy dzielił się miłością z innymi. Kiedy Hibiki podał mi dłoń, ujęłam ją, zaciskając lekko jego rękę. Bałam się, nie mogłam powiedzieć, że nie. Moje kimono było w złym stanie, ale wiedziałam, że przecież nie mogę oczekiwać nie wiadomo czego, skoro pada deszcz, jest błoto...
- Hibiki... Jak ustanie deszcz... Wrócimy do świątyni. - szepnęłam.
W momencie skończenia moich słów, wyskoczył na nas jakiś chłopak. Miał podkrążone oczy, rozszerzone źrenice... Już wiedziałam co się święci. Trafił się nam narkoman. Przełknęłam głośno ślinę, przerażona zaciskając dłonie na ramionach mojej broni.
- Witam parkę zakoochhaaanych! - krzyknął nieznajomy, zbliżając się do nas.
- Nie zbliżaj się. - powiedział Hibiki, kryjąc mnie za sobą.
Narkoman się zaśmiał, a kiedy chciał nas zaatakować, odciągnęłam Hibikiego na bok, abyśmy oboje uniknęli nagłego ataku. Przerażona cała drżałam, ale starałam się przezwyciężyć strach, aby obronić siebie i chłopaka.Nie mogłam pozwolić, aby któremukolwiek z nas stała się krzywda.
- Odejdź. - powiedzialam, ściskając ramię Hibikiego.
Chłopak jednak bez końca się śmiał i znowu się na nas rzucił.
<Hibiki?>
296 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz