Przyglądałam się jak w obrazek. Hibiki z pasją i zaangażowaniem przejął się młodzikiem, jaki widocznie popadł w ogromne kłopoty... W jego sercu... Czułam, że nie zaznał matczynej miłości... Pokochał, ale został odrzucony i to w jak okropny sposób. Mimo lekkiego strachu po wcześniejszych wydarzeniach, ucałowałam czoło narkomana, po czym uśmiechnęłam się do Hibisia, unosząc głowę do góry.
- Hibiki... Pomożemy mu, dobrze? Tylko... Musimy znaleźć ciepłe, puste miejsce... Potem go przebierzemy, umyjemy i położymy w spokoju, cieple. Zasługuje na miłość i uczucie... Nie zaznał go, biedny chłopiec... - szepnęła z głosem pełnym delikatności.
Złapałam zwisającą, trupobladą, kościstą dłoń i trzymałam ją chwilę. Potem ułożyłam ją na ciele młodzieńca. Wyszłam z moją bronią z okropnego budynku, rozglądając się za czymś, gdzie będzie cieplej, a chłopaczyna będzie bezpieczny. Po chwili wskazałam na hotelik. Gdzieś miałam jeny, na pewno będę mogła nimi zapłacić za kilka noclegów dla chłopca. Ruszyliśmy tam.
- Hibiki... Musimy mu pomóc, dobrze? Wykupię tutaj nocleg... Na kilka dni, aby tylko chłopiec wyzdrowiał. Potem zaprowadzimy go... D-Do... - szepnęłam ciężko. - Nie chcę, aby trafił do domu dziecka... Nie możemy go zabrać do Kami... - poczułam łzy w oczach.
Przecież dobrze znałam prośby moich wyznawców... Prosili mnie tak wiele razy, abym dała im możliwość zaznania matczynej miłości, że nie chcą być w miejscu, gdzie wszystkie sieroty płaczą za rodzicami, że chcą się przytulić do mamy, że brakuje im kochanego ojca, że nie mają możliwości poznania rodzeństwa, choć bardzo chcą... Nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym pomagać, więc zastępowałam miłość rodziców, miłością międzypłciową lub też inną. Nie chciałam, aby się na mnie zawiedli. Ubolewając, głośno płacząc, spojrzałam na Hibikiego, spojrzeniem posyłając mu prośbę o pomoc.
- Proszę... Spróbujmy mu pomóc... Potem... Potem sprawdzimy co możemy zrobić, aby nie był sam i nie cierpiał. - szepnęłam, uśmiechając się blado i z trudem.
Zawitaliśmy do hotelu. Jak bardzo się ucieszyłam, kiedy powiedziano mi, że dzisiaj wykupywanie noclegów było o wiele tańsze. Mogliśmy zostać tutaj na dłużej. Oczywiście, nie wydałam wszystkiego na nocleg. Trzeba będzie kupić ubrania, jedzenie... Gdyby zaistniała potrzeba, byłam gotowa żebrać. Teraz czułam się odpowiedzialna za chłopca. Wzięłam klucz, idąc z Hibikim do pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam dwa łóżka, małą szafę oraz łazienkę i mini kuchnię. Kiwnęłam głową, wskazując na łóżko.
- Połóż go Hibiki... - szepnęłam, po czym kiedy chłopak został ułożony, otworzył lekko zmęczone, obolałe powieki.
Błękitno-szare oczy z rozkojarzeniem przyglądały się miejscu, a potem ulokowały się we mnie. Zaczął płakać. Biedny... Usiadłam przy nim i mocno go przytuliłam, chyba tego własnie potrzebował.
- No już... Nie płacz, jest dobrze... Zajmiemy się tobą... - szepnęłam. - Jak się nazywasz...? - zapytałam go.
- Kishimura... - wydukał z płaczem, więc pogładziłam go po pleckach.
- Kishi-chan... Jestem Asami, a ten pan to Hibiki. Uratowaliśmy ciebie i teraz się tobą zajmiemy. Już nigdy nie będziesz sam, kochanie. - powiedziałam delikatnie, a chłopak widocznie wzruszony, spojrzał na mnie. - Jak będzie ci lepiej, mów do nas jak chcesz... Nie będziemy źli, Kishi-chan...
Młody narkoman spojrzał na nas, po czym uśmiechnął się. Jakiż on był uroczy... Te ukazanie szczerego uśmiechu podniosło mnie na duchu. Wiedziałam, że teraz jest mu lepiej...
- Mama i tata. - powiedział szybko.
Wiedziałam, że tak nas nazwie... Uśmiechnęłam się delikatnie do dzieciaka, wyglądał tak potulnie i niewinnie, kiedy... Kiedy nie był pod wpływem tego świństwa. Spojrzałam na niego i lekko pogłaskałam jego głowę.
- Dobrze, będziemy mama i tata... - szepnęła. - Wygodnie ci? Zaraz pójdziesz się umyć, potem zrobię ci coś do zjedzenia... Pan w recepcji powiedział, że w lodówce jest jakaś puszka z zupa. - powiedziałam cichutko.
Podniosłam się, podając chłopaczynce dłoń, a ten skorzystał z niej. Wstał z moja pomocą, przeciągając się, a potem pochwycił się mnie. Pogładziłam ramię dziecka i poprowadziłam go do łazienki. Tam usiadłam, patrząc na niego.
- Chcesz umyć się sam, czy z mamusia lub tatusiem? - zapytałam.
- Hibiki... Pomożemy mu, dobrze? Tylko... Musimy znaleźć ciepłe, puste miejsce... Potem go przebierzemy, umyjemy i położymy w spokoju, cieple. Zasługuje na miłość i uczucie... Nie zaznał go, biedny chłopiec... - szepnęła z głosem pełnym delikatności.
Złapałam zwisającą, trupobladą, kościstą dłoń i trzymałam ją chwilę. Potem ułożyłam ją na ciele młodzieńca. Wyszłam z moją bronią z okropnego budynku, rozglądając się za czymś, gdzie będzie cieplej, a chłopaczyna będzie bezpieczny. Po chwili wskazałam na hotelik. Gdzieś miałam jeny, na pewno będę mogła nimi zapłacić za kilka noclegów dla chłopca. Ruszyliśmy tam.
- Hibiki... Musimy mu pomóc, dobrze? Wykupię tutaj nocleg... Na kilka dni, aby tylko chłopiec wyzdrowiał. Potem zaprowadzimy go... D-Do... - szepnęłam ciężko. - Nie chcę, aby trafił do domu dziecka... Nie możemy go zabrać do Kami... - poczułam łzy w oczach.
Przecież dobrze znałam prośby moich wyznawców... Prosili mnie tak wiele razy, abym dała im możliwość zaznania matczynej miłości, że nie chcą być w miejscu, gdzie wszystkie sieroty płaczą za rodzicami, że chcą się przytulić do mamy, że brakuje im kochanego ojca, że nie mają możliwości poznania rodzeństwa, choć bardzo chcą... Nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym pomagać, więc zastępowałam miłość rodziców, miłością międzypłciową lub też inną. Nie chciałam, aby się na mnie zawiedli. Ubolewając, głośno płacząc, spojrzałam na Hibikiego, spojrzeniem posyłając mu prośbę o pomoc.
- Proszę... Spróbujmy mu pomóc... Potem... Potem sprawdzimy co możemy zrobić, aby nie był sam i nie cierpiał. - szepnęłam, uśmiechając się blado i z trudem.
Zawitaliśmy do hotelu. Jak bardzo się ucieszyłam, kiedy powiedziano mi, że dzisiaj wykupywanie noclegów było o wiele tańsze. Mogliśmy zostać tutaj na dłużej. Oczywiście, nie wydałam wszystkiego na nocleg. Trzeba będzie kupić ubrania, jedzenie... Gdyby zaistniała potrzeba, byłam gotowa żebrać. Teraz czułam się odpowiedzialna za chłopca. Wzięłam klucz, idąc z Hibikim do pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam dwa łóżka, małą szafę oraz łazienkę i mini kuchnię. Kiwnęłam głową, wskazując na łóżko.
- Połóż go Hibiki... - szepnęłam, po czym kiedy chłopak został ułożony, otworzył lekko zmęczone, obolałe powieki.
Błękitno-szare oczy z rozkojarzeniem przyglądały się miejscu, a potem ulokowały się we mnie. Zaczął płakać. Biedny... Usiadłam przy nim i mocno go przytuliłam, chyba tego własnie potrzebował.
- No już... Nie płacz, jest dobrze... Zajmiemy się tobą... - szepnęłam. - Jak się nazywasz...? - zapytałam go.
- Kishimura... - wydukał z płaczem, więc pogładziłam go po pleckach.
- Kishi-chan... Jestem Asami, a ten pan to Hibiki. Uratowaliśmy ciebie i teraz się tobą zajmiemy. Już nigdy nie będziesz sam, kochanie. - powiedziałam delikatnie, a chłopak widocznie wzruszony, spojrzał na mnie. - Jak będzie ci lepiej, mów do nas jak chcesz... Nie będziemy źli, Kishi-chan...
Młody narkoman spojrzał na nas, po czym uśmiechnął się. Jakiż on był uroczy... Te ukazanie szczerego uśmiechu podniosło mnie na duchu. Wiedziałam, że teraz jest mu lepiej...
- Mama i tata. - powiedział szybko.
Wiedziałam, że tak nas nazwie... Uśmiechnęłam się delikatnie do dzieciaka, wyglądał tak potulnie i niewinnie, kiedy... Kiedy nie był pod wpływem tego świństwa. Spojrzałam na niego i lekko pogłaskałam jego głowę.
- Dobrze, będziemy mama i tata... - szepnęła. - Wygodnie ci? Zaraz pójdziesz się umyć, potem zrobię ci coś do zjedzenia... Pan w recepcji powiedział, że w lodówce jest jakaś puszka z zupa. - powiedziałam cichutko.
Podniosłam się, podając chłopaczynce dłoń, a ten skorzystał z niej. Wstał z moja pomocą, przeciągając się, a potem pochwycił się mnie. Pogładziłam ramię dziecka i poprowadziłam go do łazienki. Tam usiadłam, patrząc na niego.
- Chcesz umyć się sam, czy z mamusia lub tatusiem? - zapytałam.
<Kochany chłopczyk <3 >
Ilość słów: 614
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz