<poprzednie opowiadanie>
Nadzieja? Hibiki był moją jedyną nadzieją w tym okropnym świecie. Spojrzałam na zwłoki uśmiechniętego Kishimury, a moje serce... Ono połamało się na pół. Czułam się jak matka, jaka właśnie straciła swoje kochane dziecko... I w sumie nią byłam. Straciłam moje dziecko. Najcudowniejsze na ziemi i chyba jedyne jakie kiedykolwiek będę miała. Spojrzałam w oczy mojemu chowańcowi, splatając z nim palce, a potem wtuliłam się w tors mężczyzny.
- Hibiki... Pochowajmy go, a potem wróćmy do domu... Już mam dość... - powiedziałam, czując jak wszystko we mnie bulgocze, ale nie z radości jak zawsze, tylko ze smutku i żalu.
Uniosłam głowę, patrząc chłopakowi w oczy. Stanęłam na palcach i pocałowałam delikatnie policzek chłopaka, najważniejszej osoby, jaka pozostała na tym świecie dla mnie. I nie chciałam go nigdy stracić. Splotłam z nim palce u dłoni, wtulając się w tors mężczyzny.
- Nie zostawiaj mnie, nigdy... H-Hibiki... Obiecaj... B-Boję się.. - szepnęła.
Ciemnowłosy mocno mnie objął, mówiąc mi do ucha słowa pociechy. Ciągle, bez końca, obejmował mnie bardzo mocno, czułam w jego dłoniach całkowitą, pełnię i namiętność. Coś jednak w jego ciele było... Niepewne. Bał się, chyba się bał, po prostu się bał. Spojrzałam mu znowu w oczy, gładząc jego policzek.
- Nie bój się, Hibiki. Teraz mamy siebie, proszę, bądźmy razem i nigdy już mnie nie opuszczaj. Nie wiem co do mnie czujesz, ale... Ja... - szepnęłam, po czym pocałowałam go w usta. - Ja czuję do ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń. - dodała, patrząc mu w oczy.
Ciągle na mnie patrzył, przerażony, jakby chciał odejść, bo się boi. Nie dałam mu jednak się odsunąć, wiedziałam, że chcę, aby nie bał się mnie dotykać. Bo ja on to... Coś więcej. Już nie jest między nami relacja bóg i broń. Teraz już jesteśmy razem... Na zawsze.
- Jestem tu - z pomiędzy jego ust wydobył się zduszony od nadmiaru emocji głos. - Jak pewna jesteś gwiazd na niebie, tak pewna bądź że kocham ciebie.
Słysząc te słowa, moje serce zabiło głośniej, mocniej. I tylko dla niego. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym złapałam za policzki Hibikiego, całując go namiętnie w usta, teraz już pewniejsza tego, co czuję i co on czuje. Chciałam, abyśmy byli szczęśliwi...
- Hibiki... Kocham cię, słyszysz...? Hibiki... Na zawsze, rozumiesz? - szepnęłam, stykając z nim swoje czoło.
Już nikt mi go nie odbierze... Nie pozwolę...
<Hibikiś?>
Ilość słów: 375
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz